[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

421
POST POSTACI
Vera Umberto
Strasznie ciężki kamień spadł jej z serca, gdy Corin jej nie wyśmiał, nie uciekł, ani nie zrobił jeszcze czegoś innego, równie okrutnego. Nie wiedziała, dlaczego miałby to zrobić, ale bliżej nieokreślona paranoja aktywowała się sama. W końcu ona też się uśmiechnęła, pierwszy raz od momentu, w którym dzisiejszy dzień boleśnie zwalił się jej na głowę. Jej spojrzenie też stało się jakieś jaśniejsze, pozbawione tego standardowego, przytłaczającego ją na co dzień zmartwienia. Kiedy Yett pociągnął ją za sobą do pozycji leżącej, mimo wszystko nie wylądowała na nim, a oparła się na łokciu obok, by zawisnąć nad mężczyzną i pocałować go długo - choć to zrobiła już nie tak ostrożnie. Było jednak wiele powodów, dla których obściskiwanie się tutaj nie było mądrym pomysłem. Po pierwsze, coś boleśnie wrzynało się jej w biodro i gniotło w łokieć. Po drugie, mogli być i daleko, ale na statkach mieli lunety, a nawet niewielki ruch na klifie nad zatoką mógł przyciągnąć czyjąś uwagę.
- Strasznie tu niewygodnie - mruknęła w końcu i parsknęła cicho śmiechem, zanim podniosła się z powrotem do pozycji siedzącej. - I jestem prawie pewna, że ktoś nas już tu z dołu wypatrzył.
Dzień stał się nieco lepszy i jakby pogodniejszy? A może to po prostu słońce akurat zechciało wyjść zza chmur. Jeszcze przez chwilę spoglądała na Corina przez ramię, z lekkim uśmiechem błąkającym się po ustach, zanim obróciła głowę z powrotem w kierunku zatoki. Złapała butelkę, którą odstawiła wcześniej na bok i zaczęła bezmyślnie obracać ją w dłoniach.
- Połączenie sił z Hewelionem ma też plus w postaci porządnego lekarza, jakkolwiek by mnie Labrus już nie wkurwiał - zauważyła, po długiej chwili zamyślenia wracając do tematu Dłoni Sulona. - Olena dużo się od niego nauczyła, ale wciąż, nigdy nie będzie miała jego doświadczenia. Po odstawieniu uzdrowicieli do Tsu'rasate szybko dotrze do nas, jak bardzo byli przydatni. Muszę z Labrusem porozmawiać w ogóle na temat zapłaty. Umawialiśmy się na procent z zysków po ataku na Kompanię, ale zyski poszły się jebać. Nie wiem, jak on to teraz wyceni.
Zmiana tematu wynikała z niezręczności, jaką czuła po swoim wyznaniu. Naprawdę była w tym beznadziejna. Zastukała palcami w szkło.
- Nie miałam okazji ci powiedzieć, że podobałeś mi się w tym, w co ubrał cię Rivera na ten nieszczęsny bal. Chociaż ten wąs... ten wąs to już była lekka przesada.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

422
POST BARDA


Czy Yett miał jakieś większe plany, czy też po prostu chciał odpocząć z Verą w promieniach słońca, nie było wiadomo. Faktem jednak pozostawało, że nie bronił się przed jej czułościami, a wręcz przeciwnie, przyjmował je z chęcią.

- Bardziej martwiłbym się klifem. - Mruknął, bo cóż z tego, że mogli mieć widownię w postaci piratów tam, na dole? Nawet przez lunetę nie dostrzegliby wiele, za to upadek z wysokości mógłby być końcem nie tylko ich miłości, ale też żyć.

Siłą rzeczy Corin również podniósł się, ale tym razem był blisko, obejmował Verę i przytulał ją do siebie. Czy leżąc na skałach, czy siedząc, z nogami spuszczonymi z klifu, mogli cieszyć się słońcem i swoim towarzystwem. Załogi pozostawały daleko, daleko w dole.

Corin rozumiał, że powrót do rozmowy o interesach był sposobem Very na radzenie sobie z zawstydzeniem. Wyrażanie emocji nigdy nie było jej mocną stroną.

- Miałem nadzieję, że będę mieć od niego spokój. - Zamarudził, przesuwając spojrzeniem po masztach Dłoni Sulona. Na rejach pracowali marynarze, wydawało się, że sprawdzali olinowania i żagle. Przed podróżą należało zadbać o to, by statek był sprawny. Na szczęście od pilnowania takich spraw Vera miała Osmara. - Ale masz rację. Weswald i Mute'lakk muszą wrócić do domu. - Zgodził się, choć z żalem w głosie. Dla młodzików nie było miejsca na Siostrze, nawet jeśli uważali inaczej. - Sądzę, że wszystkiego dowiemy się podczas spotkania wieczorem. Umówiliście się wieczorem, tak? - Południe już dawno minęło, a słońce zaczęło wędrówkę ku zachodowi. Nie było jednak jeszcze nawet w połowie drogi.

Wspomnienie wyglądu, który zaserwował mu Rivera na bal, wywołało kolejny uśmiech pierwszego oficera.

- To był jego pomysł. Mówił, że teraz są modne. Ty ładnie wyglądałaś w sukni, ale zniknęłaś mi pod makijażem. Dziewczyny trochę przesadziły, wolę widzieć twoją twarz zamiast maski z pudru. Może poszlibyśmy na jakiś inny bal, gdzieś na Północy? - Zaproponował lekko i całkowicie niedorzecznie. - Vernadetta i Corinis z dalekiego Południa! Ech, ale nie będzie Rivery, żeby mnie ubrać i ogolić... - Nastrój nieco opadł. - Nie sądziłem, że kiedyś zatęsknię za tym dzieciakiem.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

423
POST POSTACI
Vera Umberto
- Wstępnie powiedziałam, że przyjdę do niego popołudniu. Myślę, że może być i wczesnym wieczorem - wzruszyła lekko ramionami, tylko nieznacznie, bo oparta była o Corina. - Nie mam wcale na to ochoty. Dopiero co mieliśmy współpracować z Leobariusem. Mieliśmy plany ataku na magazyny w Everam, razem. Mówią, że kobieta na statku przynosi pecha. Myślisz, że przynoszę pośrednio pecha też wszystkim, którzy nawiązują z nami współpracę? Gregor nie wyszedł na tym dobrze. Nie wróży to też nic dobrego dla Heweliona.
Poruszyła nogami nad urwiskiem, a po chwili zamachnęła się i rzuciła trzymaną butelką. I tak żadne z nich nie zamierzało tego pić; mogli przynajmniej popatrzeć, jak naczynie koziołkuje w kierunku obmywanych przez fale skał na dole. Wychyliła się nieco, by obserwować też jakże satysfakcjonujący moment rozbicia. Gdy padła propozycja pójścia na kolejny bal, nie mogła powstrzymać parsknięcia śmiechem.
- Tylko jeśli kupisz mi drogą suknię w prezencie - odparła. - ...albo zdobędziesz w inny sposób.
Wspomnienie Rivery faktycznie przywoływało smutek po stracie, więc i Umberto zamilkła na moment. Będzie jej brakować tych jego chaotycznie kreślonych map i szerokiego, zaraźliwego uśmiechu. Ale nie mogła tak o tym myśleć. Nie mogła z rozrzewnieniem wspominać każdego straconego załoganta, bo nigdy nie wyszłaby z żałoby. Wszyscy to wiedzieli, ona też, Corin również. Oparła dłoń na udzie oficera w pocieszającym geście, ale nie znalazła odpowiednich słów, by mu na to odpowiedzieć.
- Ładnie w sukni? - zagadnęła w końcu, wracając do poprzedniego tematu. - Wiesz co, żebym tak musiała się dopraszać o komplementy. Myślałam, że Vera Umberto w sukni to dla ciebie groteskowy i komiczny widok.
Uderzyła obcasem o skałę, przenosząc wzrok na Ukojenie, zawieszone na mieliźnie. Dopłynęło na Harlen, żeby tu ostatecznie dokonać żywota. W sumie nie najgorszy koniec dla pirackiego statku. Większość umierała mniej godnie.
- Nie potrafię tańczyć - podkreśliła jeszcze, zanim oparła głowę o ramię Yetta i zamilkła. Chciała spędzić tu jeszcze kilka chwil, zanim trzeba będzie wrócić do ponurej rzeczywistości i zobowiązań. Jeszcze kilka chwil wysoko ponad statkami i wszystkimi, którzy mogli od niej czegoś chcieć. Kilka chwil spędzone na rozmowach o rzeczach kompletnie nieistotnych i nierealnych, zanim podniosą się ze skały i ruszą z powrotem na dół.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

424
POST BARDA


- Byle nie zaczęli wcześniej pić. - Mruknął Corin. - Labrus zwykle nie przesadza, ale Hewelion... - Westchnął lekko i choć nie skończył myśli, Vera mogła domyślić się, jakie zdanie ma na ten temat. Yett pokręcił głową, podkreślając jeszcze swoją hipokryzję. Czyż sam dopiero co nie narzekał na kaca po zabawie poprzedniej nocy? - Z drugiej strony, wtedy przekonamy go do wszystkiego, o ile Labrus nie będzie się wtrącał. A to, że nie wyszło nam w Everam, nie jest naszą winą, ani winą Leobariusa. Nie mogliśmy wiedzieć, że wpadniemy na... niego. - Nie wypowiedział imienia Levanta, by nie psuć atmosfery. - Wiesz co jeszcze przynosi pecha na statku? Zmiana imienia łajby, golenie brody, gwizdanie, niektóre słowa, banany i rudzielce. - Corin wymienił większość znanych zabobonów. - Możesz zrzucić winę równie dobrze na Weswalda albo Ashtona, bo przecież ogolił się ostatnio na gładko. A Ohar gwizdał, sam słyszałem. - Wzruszył ramionami. - To, że jesteś kobietą i że mamy parę innych pań w załodze nie ma znaczenia. Może nam tylko pomóc.

Corin również przyjrzał się butelce, która spadała po urwisku, wylewając z siebie zawartość. Choć zahaczyła o skały parę razy, rozbiła się dopiero na dole, a szkła zostały porwane przez fale.

- Jestem prawie pewien, że to też mogło przynieść pecha. Marnowanie alkoholu? Osmar miałby wiele do powiedzenia na ten temat. - Upomniał ją żartobliwie. - Swoją drogą... Aspa zabrał te suknie? Możemy je sprzedać w Varulae, jeśli nie chcesz ich sobie zostawić. - Zaproponował. To zawsze był jakiś zysk, a suknie znanego projektanta były warte więcej, niż mogli oczekiwać. Dłoń Corina nakryła dłoń Very. - Mówiłem ci już, jakie zrobiłaś na mnie wrażenie, gdy zobaczyłem cię po raz pierwszy, wtedy, na balu w Qerel. Vera Umberto wygląda pięknie w sukni, w spodniach i nawet w morskiej pianie, gdy zabija potwory. Dodał, nachylając się do niej i szukając drogi do jej szyi, by móc złożyć tam kilka drobnych pocałnków. - Możemy spróbować cię nauczyć. Sam nie tańczę najlepiej, ale Hewelion wygląda na takiego, który zna dworskie tańce. A może bardziej Gregor?

Yett nie pospieszał Very. Miał swoje zadania, jednak chciał cieszyć się chwilą tak samo, jak ona.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

425
POST POSTACI
Vera Umberto
- Banany? - powtórzyła i zaśmiała się. O tym nie słyszała. Nie mówiła do końca poważnie, zrzucając winę na kobiety na pokładzie, ale trzeba było przyznać, że Corin był wyjątkowo skuteczny w poprawianiu jej nastroju. - Tobie to z całą pewnością na dobre nie wychodzi. Kobiety na pokładzie sprowadzają cię na złą drogę. A przynajmniej jedna. Wczoraj, na przykład. I nawet nic nie ma potem na swoje usprawiedliwienie, bo niczego nie pamięta.
Pokiwała głową. Faktycznie, nie miała okazji odesłać reszty sukien Aspie, bo wszystko wtedy posypało się jak domek z kart. W kajucie wciąż miała skrzynię z dziełami krawieckimi, teoretycznie wartymi fortunę. W praktyce nie wiedziała, czy wszystkie uszyła ta sama osoba. W przeciwieństwie do kobiet, które uczęszczały na bale Kompanii, nie rozpoznawała ich cech charakterystycznych na pierwszy rzut oka, ani na żaden kolejny. Możliwe, że Aspa spisał je na straty, albo nie wiedział, jaką stanowiły wartość, albo jedno i drugie.
- Nieprawda - zaprotestowała. - Mówiłeś, że wszyscy na mnie wtedy patrzyli i że był to widok, którego nie da się zapomnieć. To wcale nie musi oznaczać niczego dobrego. Mogłam wyglądać karykaturalnie. Założyłam, że o to ci chodziło. I tak, to świetny pomysł. Istnieje jeden skuteczny sposób, który mógłby skompromitować Verę Umberto przed absolutnie całą wyspą i byłyby to właśnie publiczne próby nauczenia mnie tańczyć.
Po jej skórze przeszły ciarki, tą samą ścieżką, którą wyznaczyły usta Yetta.
- A może wczoraj to jednak była twoja wina - zamruczała, łapiąc go za koszulę i przyciągając do siebie na jeszcze jeden pocałunek, tylko jeden, ale za to wyjątkowo zachłanny. Tylko jeden, zanim z westchnięciem odsunęła się i wstała, otrzepując się z ziemi, wypełniającej zakamarki skały, na której siedzieli.
- Chodźmy stąd, zanim znów wpadnę na jakiś głupi pomysł, którego oboje będziemy potem żałować. Chyba mi już trochę lepiej - uśmiechnęła się do niego lekko, podając Corinowi rękę, żeby pomóc mu wstać. - Nadal nie chcę robić tego wszystkiego, co muszę zrobić i nadal nie zamierzam, poza tym spotkaniem z Hewelionem, ale przynajmniej mam jakąś motywację do życia. Dzięki, że tu ze mna przyszedłeś.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

426
POST BARDA
Corin roześmiał się głośno.

- Ktoś mi mówił o tych bananach w jakimś porcie! Pomagałem Tripowi przenieść skrzynię bananów na statek i zaczepił nas jakiś stary marynarz. - Wyjaśnił, skąd dowiedział się o tej rewelacji. - A mi kobiety i banany sprzyjają, bo ciągle żyję.

Patrząc na ogół załogi Siódmej Siostry, ujście z życiem było osiągnięciem, którego nie wolno było lekceważyć. Również przez to, jak bardzo ucierpiał podczas spotkania z Levantem, Corin mógł dziękować losowi za fakt, iż ciągle miał dech w piersi, choć ten Vera skutecznie mu zabierała, przyciągając do kolejnych pocałunków.

- Przestań, kochanie. - Odezwał się miło, również podnosząc z miejsca. Zajęło mu to odrobinę dłużej i nie miał w ruchach takiej gracji, jak kapitan. - Przecież wyglądałaś pieknie. Pomyśl, jak dobrze wyglądałabyś tańcząc. Ojciec nie zmuszał cię do nauki? - Poddał wątpliwości. Pochodzili z dobrych rodzin, niektóre umiejętności musiały zostać im wpojone wraz z wychowaniem. Z drugiej strony, minęło tyle czasu...

Droga w dół zbocza była o wiele łatwiejsza, choć musieli pilnować, by nie pośliznąć się na mokrej trawie. Słońce świeciło im prosto w twarz, a wiatr targał włosami. Corin trzymał się tuż za Verą.

- Zostaw rozmowy z Hewelionem mi, jeśli naprawdę nie masz na nie ochoty. - Zaproponował po chwili namysłu.

Na piaszczystej części wybrzeża załoga Białego Kruka zaczęła rozkładać namioty z płótna żaglowego i sklecać budki z luźnych desek. Choć Gregora nie było w pobliżu, piraci pracowali zgodnie i szybko pod nadzorem bosmana. Nieco dalej Dłoń Sulona prawie skończyła z żółwiem, z którego została skorupa, wnętrzności i ładnie zdjęta pokryta twardymi płytkami skóra.

- Wracaj na statek, Vera. Odpocznij, ja się wszystkim zajmę. Rozumiem, że zgadzamy się na współpracę.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

427
POST POSTACI
Vera Umberto
- Zmuszał to dobre słowo - stwierdziła. - Z mieczem mam więcej gracji.
Nie rozpraszała Corina, schodząc w dół. Nie zagadywała go i nie zaczepiała, dopóki sam się nie odezwał. Dopiero wtedy spojrzała na niego przez ramię.
- Nie. Dzięki, ale nie. Jeśli nie ruszę dupy na spotkanie z Hewelionem, tylko za siebie wyślę oficera, to będzie jak splunięcie mu w twarz, nawet jeśli powiesz mu, że się zgadzamy. Tylko sobie narzekam. Pójdę.
Zbiegła z ostatniego fragmentu wzniesienia i zatrzymała się na brzegu piaszczystej plaży, poprawiając kapelusz tak, żeby słońce nie świeciło jej w oczy. Corin najwyraźniej nie wpadł na to, żeby zabrać swój. Mogła darzyć go uczuciem największym na świecie, ale własnego nie zamierzała mu oddawać.
- Ostatnio, jak proponowałeś mi, że mam wrócić na statek i odpocząć, a ty się wszystkim zajmiesz, zaczynało ci siadać na głowę przez Annę Caldwell - zauważyła, unosząc na niego wzrok. - Na pewno wszystko z tobą w porządku?
Oparła dłonie na biodrach i rozejrzała się, przez chwilę tylko obserwując to, co działo się w porcie i jego okolicach. Po raz kolejny zmierzyła spojrzeniem skorupę żółwia, zastanawiając się, co właściwie teraz z nią zrobią. Zostawią ją tu? Postawią gdzieś, żeby robiła dobre wrażenie na przyjezdnych? Może pomalują?
Nie miała już tak podłego humoru, jak wtedy, gdy Corin siłą wyciągnął ją ze statku. Teraz była już tylko standardowo chłodną Verą Umberto, jaką znali tu wszyscy. Być może gdyby Yett opowiedział komuś, co mówiła mu jego kapitan, gdy byli sam na sam, nikt by mu nie uwierzył. Miała szczerą nadzieję, że jednak tego nie robił, choć właściwie nie wiedziała, z kim przyjaźnił się najmocniej i kto mógłby o tym usłyszeć. Ona nie miała z kim podzielić się emocjami. Babskie wieczory umarły w Ujściu, a przyjaciół - poza Corinem - na Siódmej Siostrze nie miała. Gdyby nie zobojętniała już dziś tak bardzo, być może uznałaby to za smutne.
- Idź teraz znaleźć chłopaków z Ukojenia. Ściągnij ich do nas. Za dwie godziny widzimy się na Dłoni Sulona? - zaproponowała, robiąc krok w stronę Yetta. W jej oczach błysnęły psotne ogniki, które nie pokazywały się tam zbyt często. - A potem możemy wrócić na statek i jeszcze raz złamać zakazy twojego lekarza. Tym razem tak, jak trzeba.
Dosłownie na sekundę oparła dłoń o jego klatkę piersiową, w geście tymczasowego pożegnania, zanim odwróciła się i ruszyła w stronę karczmy. Na trzeźwo nie była zwolenniczką otwartego okazywania sobie czułości, gdy otaczało ich tylu ludzi i mogło na nich patrzeć tyle par oczu, więc nie zrobiła nic więcej, zakładając zresztą, że na górze przeszła pod tym względem samą siebie. Zamierzała przez najbliższe dwie godziny znaleźć Samaela i poprosić, by rozmówił się z nią na osobności. Może jak rozwiąże ten problem, o ile się jej to w ogóle uda, to znajdzie w sobie trochę więcej chęci do życia.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

428
POST BARDA
Corin nie zamierzał zmuszać Very do zmiany zdania.

- Tym razem też kobieta zawróciła mi w głowie. - Mruknął z nieznikającym uśmiechem na ustach. - Jak mam się skupić na pracy, skoro wiem, co czeka mnie później? Jesteś niemożliwa.

Mimo innych piratów, którzy mogli ich dostrzec, Corin nie wahał się i ucałował Verę na pożegnanie, nim poszedł w kierunku wzniesionych przez piratów z Ukojenia tymczasowych schronień, tak podobnych do tych, które teraz tworzyli ci z Białego Kruka. Mogła dostrzec, że Corin lekko kuleje, jednak nie było to nic, co wyglądało poważnie, za to znów sięgnął po fajkę.

Vera nie musiała szukać Samaela długo - znalazła go w tawernie, w otoczeniu marynarzy Heweliona. Jelonek wyglądał na nieco osaczonego, gdy mężczyźni otoczyli go, a jeden z nich nawet stał za nim i przegarniał jego włosy palcami, starając się dokładnie przyjrzeć różkom i temu, jak te łączą się z czaszką. I choć było to zainteresowanie zdecydowanie pozytywne, sam diabeł wydawał się czuć skrajnie niekomfortowo, a przyklejony do jego ust uśmiech był niepewny i dość blady. Gdy dostrzegł Verę, szybko odwrócił wzrok i zajął się swoim kubkiem alkoholu, a współzałoganta odgonił od swojej głowy ruchem ręki.

- Jeszcze nie ma zupy. - Oświadczył Silas, gdy Vera zbliżyła się do szynkwasu. - Zapakowałem wam trochę chleba, Młody już go odebrał.

- Gulażu wam ugotuję, złociutka! - Głos Gustawy dobiegł z zaplecza, zaraz też pojawiła się sama gosposia. Tym razem daleka była od płaczu. - Będziecie mieć na drogę!
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

429
POST POSTACI
Vera Umberto
Biedny Samael. Ze skrajności w skrajność. W jednej załodze musiał walczyć z pogardą, w drugiej z nadmiernym zainteresowaniem. Ale to drugie wcześniej czy później się skończy, w końcu się do niego przyzwyczają, Vera była przekonana. Znów zerknął na nią i odwrócił wzrok. Westchnęła ciężko. Może się okazać, że w ogóle nie będzie chciał z nią rozmawiać, a ona nie będzie miała prawa mieć mu tego za złe.
- Dzięki. Rozliczyliście się? - spytała, gdy Silas poinformował ją o dostawie chleba. Założyłaby, że nie, ale według Osmara Trip miał dziś robić zapasy na Siostrę, możliwe więc, że przy okazji od razu zapłacił.
Skinęła Gustawie głową w wyrazie podziękowania. Gulasz też będzie mile widziany na statku, a kuk będzie mieć trochę mniej roboty przynajmniej przez jeden dzień. Będzie mógł skupić się na wypakowywaniu tych zapasów, które zabiorą z wyspy i robieniu listy tego, co trzeba było kupić w Tsu'rasate. Przez chwilę siedziała jeszcze przy kontuarze, udając, że nie przyszła tu wcale w jednym, konkretnym celu i do jednej, konkretnej osoby, ale w końcu uznała, że przedłużanie tego nie ma sensu.
Podeszła do zebranych w jednym miejscu załogantów Heweliona.
- Przepuśćcie mnie - rzuciła i zbliżyła się do rogatego, gdy zrobili jej miejsce. Przesunęła spojrzeniem po jego zmierzwionych włosach i mimowolnie skrzyżowała ręce na klatce piersiowej, chcąc chyba odgrodzić się w ten sposób od nie wiadomo czego, co nie miało sensu, bo przecież przyszła tutaj wyciągnąć dłoń na zgodę.
- Samael - odezwała się, chcąc, by na nią spojrzał. - Jestem ci winna... wyjaśnienie. Możemy pomówić na osobności?
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

430
POST BARDA
Silas skinął głową.

- Ta, wszystko rozliczone. - Potwierdził. - Wiem, że u was cienko, więc dałem upust. Ale pamiętaj o tych dwóch krowach, w porządku?

Nic nie przychodziło za darmo, nawet tego typu przysługi. Za zajeściem z ceny szły pewne oczekiwania. Gustawa wydawała się rozjaśnić na aprobatę Very i zaraz ruszyła na zaplecze, jakby miała zacząć z przygotowaniami od razu. Z drugiej strony, niełatwo było szybko przygotować obiad dla sześćdziesięciu chłopa.

Samael wpadł między ciekawskich, jednak było to lepsze niż wyrzucanie go z grupy. Nie dało się ukryć, że towarzyszyła mu ledwie szóstka innych piratów - ci mogli być dobrze do niego nastawieni lub po prostu posłuchali Heweliona, który z pewnością prosił ich o miłe przyjęcie nowego nabytku. A może cała ta sytuacja tylko wyglądała niewinnie?

Okrągłe oczy Jelonka uniosły się na Verę tylko na moment.

- Wyjaśnienie, kaptanie? - Mruknął, ale w jego głosie nie było nawet krzty zdziwienia. - Ja...

- Oddaj go nam szybko, pani kapitan! - Zawołał jeden z mężczyzn. Nie miał na przedzie zębów, a ciemne włosy przerzedziły się na przedzie w zakola. - Musi przejść, hehe. Inicjację. Trza go przygotować do służby na Dłoni Sulona!

Samael nic nie odpowiedział nate żarty, ale podniósł się i wskazwszy Verze kierunek pustego rogu sali, skierował tam swoje kroki.

- Nie jest mi pani nic winna. - Zastrzegł od razu. - Proszę... proszę się nie zmuszać. To ja powinienem podziękować za rozmowę z kaptianem Hewelionem w moim imieniu.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

431
POST POSTACI
Vera Umberto
Nie był zdziwiony? Sądziła, że będzie. Posłała szczerbatemu lodowate spojrzenie, nie mając ochoty bawić się w tej chwili w zabawy, jakie proponował. To tak będzie teraz wyglądało przyjęcie Samaela do załogi? Albo z nienawiścią, albo z... czymś takim? Czy na Dłoni tak przyjmowali wszystkich nowych załogantów? Vera znów poczuła zwykle dość jej obce poczucie winy, choć na jej statku rogaty wcale nie miałby lepiej. Wydęła usta w niezadowoleniu i poszła za nim do odosobnionego kąta w karczmie.
- Nie zmuszam się - zaprotestowała i usiadła naprzeciw niego. - Naprawdę... źle odbierasz wszystko, co mówię. Co mówiłam.
Skrzywiła się i potrząsnęła głową. Nie o to jej chodziło, nie zamierzała jeszcze informować go, że coś robi źle. Bogowie, nic dziwnego, że ludzie jej nie lubili, skoro nie dało się z nią rozmawiać. Wpatrywała się w jego duże oczy, widząc w nich niezadowolenie i niechęć, jakie cały świat odczuwał względem niej. Cały poza Corinem.
- Nie chciałam, żebyś poczuł się wyrzucony ze statku. Zupełnie nie tego chciałam. Cholera, Sam, byliśmy zakuci w te same łańcuchy. Ja... My... Rozmawialiśmy o tym przecież, wtedy, w sadzie. Byłam przekonana, że wiesz czego się spodziewać. Sugerując cię kapitanowi Hewelionowi, chciałam ci pomóc, żebyś nie musiał szukać. Żebyś miał miejsce, w którym nie czułbyś się tak... osaczony, jak na Siostrze.
Szkoda, że nie wyszło. Ale skąd miała podejrzewać, że ludzie Heweliona uczepią się go na dzień dobry jak banda gówniarzy?
- Chodzi o to, że chciałeś zostać w mojej załodze? Czy o to, że źle ci to przekazałam? Dlaczego jedyna rzecz, co do której byłam pewna, że zrobiłam dobrze, okazuje się kolejną porażką? - ostatnie, gorzkie pytanie właściwie nie było zadane Samaelowi, a na pewno nie miał on skąd wziąć na nie odpowiedzi. Vera zamilkła na moment, zdając sobie sprawę z tego, że się jej ulało. Przeniosła wzrok gdzieś w inną stronę, zawieszając go bez zainteresowania na jakiejś grupie. Niepotrzebnie to powiedziała.
- Przykro mi z powodu twoich towarzyszy. Przykro mi, że nie mogliśmy pomóc Zigiemu - westchnęła ciężko, gdy znów przed oczami stanął jej wykrwawiający się nastolatek. Ściągnęła kapelusz z głowy i odłożyła go na stół przed sobą. - Ja naprawdę chciałam tylko pomóc. Myślałam, że będziesz zadowolony.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

432
POST BARDA
Samael był zdziwiony tylko odrobinę. Wydawał się raczej pogodzić z losem, który zgotował mu Levant, a później Vera, gdy oddała go w ręce Heweliona, a więc równocześnie szczerbatego i pozostałych piratów Dłoni Sulona. Ci przynajmniej wydawali się zainteresowani Samaelem w pozytywny sposób, choć sam Rogaty nie podzielał ich radości. Zaciskał usta w ten sam sposób, co pod pokładem, pozwalając Verze powiedzieć wszystko, co chciała.

- Wiedziałem, czego się spodziewać. - Przyznał w końcu. - Wiedziałem, że możesz zostawić mnie na Wyspie. Ale kiedy płynęliśmy, kiedy pracowałem z załogą, kiedy Osmar i Corin wydawali mi polecenia jak każdemu innemu na statku, w końcu tutaj, wczoraj, świętowaliśmy, ja, wy, nawet Pogad... uwierzyłem, że mogę być częścią Siódmej Siostry. - Zdradził, obnażając więcej ze swoich myśli i odczuć, niż być może powinien. Mówił cicho, bo gdyby usłyszeli go nowi koledzy z Dłoni Sulona, mogliby uznać go za słabego. Wolał nie komentować słów Very, która równie wylewnie przyznała się do własnych błędów. - Tym bardziej teraz, gdy zostałem sam, myślałem, że będę miał przynajmniej was. Ale jako kapitan miałaś prawo zostawić mnie na brzegu i odpłynąć, nie oglądając się za siebie. Mimo to znalazłaś mi nowe miejsce. - Samael zerknął w stronę marynarzy Dłoni. Emocje jasno malowały się na jego twarzy, obok niechęci i niepewności objawiała się jakaś doza strachu. Mężczyźni byli dla niego nowi i zbyt zainteresowani jego diabelskimi przymiotami. Kapitan miała świetny widok na poroże wystające spomiędzy jasnych włosów, gdy Sam spuścił głowę i wpatrywał się w swoje splecione dłonie. - Wyobraziłem sobie za dużo. Można powiedziec, że po prostu jestem niewdzięcznikiem, Vera. Przepraszam. Ja... powinienem wracać do nich. Mieliśmy iść na statek, bosman na mnie czeka.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

433
POST POSTACI
Vera Umberto
Chciała się zirytować. Powiedzieć rogatemu, że wtedy rozkazy były wydawane wszystkim, w tym załogantom Leobariusa. Mieli braki, potrzebowali ludzi, by w ogóle dopłynąć na Harlen. Nie był wtedy nikim wyjątkowym, był jednym z wielu, był rękami dostępnymi do pracy. A jednak jakoś nie zadziałało to tak, jak powinno. Generalnie Vera dziś od rana ewidentnie nie działała tak, jak powinna, bo doskonale rozumiała to, co mówił Sam i jego zwyczajną chęć przynależności. Przetarła twarz dłonią. Może niepotrzebnie tu przyszła i niepotrzebnie pytała. Złość na Pogad, jaką poczuła, była już bardziej znajomą reakcją. Znajdując Samaelowi miejsce na pokładzie Heweliona wcale nie poprawiła jego sytuacji, choć wydawało się jej, że to zrobi.
Ale w końcu miała nie podejmować decyzji z sentymentu. Musiała dbać o morale na statku. Nie mogła pozwolić na burdy, jakie robiłaby orczyca, a pilnowanie jej dzień i noc nie było czymś, czym Umberto chciała się zajmować.
- Będziemy współpracować teraz, co najmniej przez kilka tygodni - powiedziała. - Razem płynąć na północ, Siódma Siostra i Dłoń Sulona.
Tak jakby miało to zrekompensować mu stratę kolejnych osób, do których się przywiązał. Zacisnęła zęby i opuściła wzrok na swoj kapitański kapelusz. W tej chwili zastanawiała się, dlaczego kiedykolwiek uznała, że to dobry pomysł, by nosić go na własnej głowie.
Zmarszczyła brwi i podniosła spojrzenie z powrotem na Samaela.
- Czekaj. Świętowaliśmy... To znaczy, że rozmawiałeś z Pogad? Czy zmieniły się okoliczności i nikt mi o tym nie powiedział? - spytała.
Skoro była zwykle tak ślepa na emocje innych, a zauważała niechęć i odrobinę strachu w dużych oczach Sama, gdy patrzył na swoich nowych współzałogantów, to znaczyło, że muszą one być naprawdę silne. Bo raczej mało prawdopodobne było, że nagle zrobiła się nad wyraz wyczulona.
- Nie chcesz tam być - zauważyła cicho.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

434
POST BARDA
Chyba tylko przez chęć przegonienia nerwów Samael uśmiechnął się. Na krótki moment oparł drżącą dłoń na ramieniu Very. Musiał rozumieć, co działo się w jej głowie, sytuacja nie była łatwa dla nikogo.

- Nie myśl o tym za dużo. - Poprosił ją. - Ja jestem jeden, a ty masz pod sobą całą załogę. Musisz być dla nich oparciem. - Przypomniał, choć głos miał miękki i nie naciskał niepotrzebnie na jej poczucie obowiązku. Nie wiedzieć kiedy w którym momencie to on zaczął pocieszać Verę! - Skoro Dłoń ma współpracować z Siostrą, to masz rację, będziemy się widywać, czy tego chcemy, czy nie. Również z Pogad. Teraz... teraz to już nie ma znaczenia, co jest między nami, prawda? - Mruknął, ale dalej unikał spojrzenia kapitan, jakby nie chciał zdradzić, czy ostatecznie doszedł do porozumienia z orczycą. Być może w nocy działo się coś przełomowego, czego Vera nie pamiętała? A może rozmawiali wcześniej, ale Umberto nie słuchała plotek? - Nie możesz ciągle pilnować każdego. Teraz jestem zmartwieniem kapitana Heweliona.

Samael westchnął, jakby przygotowywał się na powrót między swoich nowych towarzyszy, i powoli podniósł się z krzesła.

- Cokolwiek ze mną będzie, to nie twoja wina. - Mruknął równie cicho. - Nie martw się o mnie. Zgodziłem się przynależeć do tej załogi i nie mam wyjścia, jak tylko zrobić wszystko, by się w niej utrzymać. - Wyjaśnił. Z każdym słowem poważniał, jakby rozumiał, że musi wziąć się w garść. Nie mógł okazać słabości. - Nie mam powrotu na Chyżego... ani na Siostrę.

- Hej, Sam! Gotowyś?! - Zawołał szczerbaty. - Chodź, chodź, Jelonku! To cię nie ominie!

- Idę. - Oświadczył, posłał Verze kolejny nerwowy uśmiech i ruszył w stronę załogantów Huberta.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

435
POST POSTACI
Vera Umberto
- Nie jesteś zmartwieniem - burknęła z nową irytacją. - Jesteś wartościowy. To powiedziałam Hewelionowi. Że nie będzie żałował. Labrus to potwierdził.
Ona żałowała, że wyszło jak wyszło, ale nie dało się już tego cofnąć. Nie mogła pójść do drugiego kapitana i powiedzieć mu, że "jednak nie". Będzie musiała żyć ze swoją decyzją, tak samo jak Samael, bo prawdę mówiąc nie musiał wcale godzić się na tę propozycję. Mógł stwierdzić, że tego nie chce, albo zaprotestować, czy zwyczajnie powiedzieć Verze, że chce zostać. Czy by go posłuchała? Nie wiedziała, może tak, może nie, ale nie było sensu w zastanawianiu się, co by było gdyby.
Chciała zaprzeczyć i powiedzieć mu, że ma powrót na Siostrę, jeśli tylko będzie tego chciał, ale nie mogła. Przygryzła policzek od środka. Chciała powiedzieć coś jeszcze, coś, co by dało mu do zrozumienia, że może z nią porozmawiać, jeśli tylko będzie miał ku temu okazję i jeśli tylko będzie tego chciał. Ale niestety była sobą. Vera Umberto nie dzieliła się takimi przemyśleniami, więc tylko wpatrywała się w niego intensywnie, kiedy wstawał. Wiązały ich przeżycia, które choć nie trwały długo, zaledwie jeden dzień w łańcuchach pod pokładem Pegaza, to były intensywne, bolesne i na nich obojgu musiały odcisnąć się piętnem. Chciała przeprosić, ale to słowo nie chciało przecisnąć się przez jej uparte usta.
- Jeśli... - zaczęła, ale głos uwiązł jej w gardle. Westchnęła. - Powodzenia.
Odprowadziła go spojrzeniem, a potem opuściła wzrok na kapelusz. Przez chwilę bawiła się jego brzegiem, zanim ciężko wstała i sama też ruszyła do wyjścia. Rozmowa z Samaelem była krótsza, niż zakładała, i wcale nie przyniosła jej oczekiwanego spokoju ducha. Pozostało jej mieć nadzieję, że przynajmniej z jej strony pewne rzeczy zostały wyjaśnione i rogacz nie będzie już tak unikał jej spojrzeniem, czy unikał w ogóle. Po wyjściu przesunęła spojrzeniem po dwóch statkach, stojących burta w burtę, które miały razem płynąć na północ. Może gdy otoczy ich mróz, zamarzną też takie problemy, przynajmniej na jakiś czas. Miała jeszcze dużo czasu, zanim spotka się z Hewelionem, bo umówiona była z Corinem na za dwie godziny od rozstania na plaży. Postanowiła więc zabić jakoś pozostałą godzinę, plącząc się po osadzie portowej i poznając nowe miejsca, które powstały tu pod ich nieobecność. Może nawet zupełnie nierozsądnie kupiła sobie naszyjnik z zielonym kamieniem, który widziała wcześniej - nierozsądnie, bo przecież miała inne rzeczy, na które trzeba było przeznaczyć fundusze. Dopiero gdy zawiesiła sobie nową biżuterię na szyi (choć nie poprawiło jej to nastroju tak, jak poprawiało zwykle), ruszyła w kierunku Dłoni Sulona, gotowa na spotkanie.
Obrazek

Wróć do „Wschodnia baronia”