[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

346
POST POSTACI
Vera Umberto
Przeprosiny Gregora nie wydawały się jej szczere, więc w żaden sposób na nie nie zareagowała. Miała niejasne wrażenie, że każde wypowiedziane przez niego słowo podszyte jest jakimś fałszem, ale może to było tylko wrażenie? Z całą pewnością na to liczyła. Bardzo nie chciała, by jej paranoja okazała się rzeczywistością. Gdyby zarówno on, jak i Hewelion faktycznie byli wobec niej pozytywnie nastawieni, byłaby to miła odmiana od wszystkiego do tej pory. Z Aspą włącznie.
Na deklarację orka odpowiedziała nieco pobłażliwym, krótkim uśmiechem. Teraz to wszystko mógł powiedzieć, po to, by wybrany dowódca nie miał mu za złe poprzednich decyzji. Dopiero słowa elfa sprawiły, że się w niej zagotowało. Zacisnęła dłonie na sztućcach, aż zbielały jej kostki, gdy naszła ją nagła ochota, by pokornie wetknąć je Aspie w oczy.
- Ciekawa jestem, ile osób zagłosowałby na ciebie, kapitanie - syknęła. - Chyba nie znam nikogo, kto chciałby skończyć jak Czerwony Wiatr.
Na szczęście nie mieli współpracować ze sobą bezpośrednio. Królowej przydzielone zostało Everam, a tam się Vera nie wybierała, nie będzie więc musiała patrzeć na lisią twarz Rrgusa dłużej, niż to konieczne.
Fakt, że Siódma Siostra zostawała na Harlen, gdy pozostali wypływali, nie był dla Umberto szczególnie wstydliwy. I tak nie była w stanie teraz się stąd ruszyć, a przynajmniej jeśli nie chciała żeglować z brzydką łatą na kadłubie. Nie ufała takim rozwiązaniom. Statek miał być naprawiony, nie zaklejony prowizorycznie. Dopiero wtedy czuła się pewnie na otwartym morzu.
Skinęła głową.
- Dokończymy remont obu statków - stwierdziła. - Powinno się to zgrać z czasem waszego powrotu z Karlgardu. Jeśli o Ignhysa chodzi...
Skrzywiła się lekko. Nie uśmiechało się jej ganianie za nim po pokładzie, żeby założył spodnie, a nie wyobrażała sobie zabrania też jego syna. Ilithar miał dożywotni zakaz wchodzenia na pokład jej statku.
- Mag potrzebuje niańki? Myślę, że poradzi sobie przez te kilka dni - machnęła niedbale ręką. - W porządku. I tak miałam się do niego udać. Równie dobrze mogę sprawdzić, czy sobie nic w międzyczasie nie zrobił.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

347
POST BARDA
Vera wszędzie widziała wrogów. W pirackim świecie było to podejście mądre, choć nie każdy z obecnych musiał mieć wobec niej złe zamiary. Leobarius wyglądał na strapionego, Hewelion sam do niej przyszedł i wydawał się całkiem normalnym mężczyzną... pozostał jedynie Urong, Aspa i Ghargo.

Elf wydawał się bardzo z siebie zadowolony, jednak jego uśmiech nieco zbladł, gdy Vera wspomniała Czerwony Wiatr. Spojrzał na nią, a gdyby to było możliwe, z oczu sypałby iskry.

- W przeciwieństwie do ciebie, nie kandyduję, gdy wiem, że nie mam poparcia. - Odpowiedział sucho Verze. - Wiesz, co jeszcze, prócz ciebie, nie ma poparcia? Historia Czerwonego Wiatru. Każdy, kto ma choć trochę oleju w głowie, wie, że to nie przeze mnie poszedł na dno. - Syknął.

- Kochani. - Leobarius uniósł dłonie. - Dość. Nie pozwolę, żebyście między sobą walczyli. Vero, to było zaiste nie na miejscu. - Upomniał kobietę, biorąc jednocześnie stronę Aspy. Elf z niepotrzebną złością wbił widelec w głowę ryby, którą miał przed sobą na talerzu.

Główne elementy spotkania były już za nimi. Ustalili podział obowiązków, wybrali przywódcę. Gregor usiadł na swoim miejscu.

- Ilithar będzie o niego dbał, Vero. Upomniałem go słownie, nie powtórzy ostatnich błędów. Zresztą, zainteresowane tematem kobiety wydają się opuścić twoją załogę. - Echo i Raylene musiały już rozpuścić plotki wśród pozostałych załóg. - Dokończmy posiłek i zbierajmy się do wypłynięcia.

Spotkanie było krótsze i mniej burzliwe, niż to poprzedniego dnia. Vera musiała zastanowić się, co zrobi z czasem, gdy Siostra i Mżawka będą w naprawie. Ale wcześniej należało pożegnać Corina.
Spoiler:
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

348
POST POSTACI
Vera Umberto
Wyprowadzenie Aspy z równowagi było bardzo satysfakcjonujące. Jak widać, znalazła czuły punkt i wreszcie nie działało to wyłącznie w jedną stronę. Upomniana przez Leobariusa, uniosła tylko brwi i nonszalancko rozparła się na krześle, zakładając nogę na nogę. Nie będzie jej wychowywał; może i był od niej starszy, ale bez przesady.
Czyli Ilithar też zostawał na wyspie. Vera westchnęła, powstrzymując się od komentarza. Może przynajmniej będzie zajęty siostrami, które wymagały pocieszenia po okrutnej niesprawiedliwości, jaka je spotkała. Czy więc Vera w ogóle była potrzebna w kwestii Ignhysa? Odwiedzi go, bo obiecała mu informacje o syrenach, mogła spełnić życzenie starca, co jej szkodziło. Zaśpiewa mu melodię, pokaże blizny, od których elf odrysuje sobie kształt szczęk, rozstaw zębów, czy jeszcze coś innego, dla niego fascynującego. Dalej niech zajmuje się nim synek.

Po spotkaniu wróciła na statek, łapiąc Corina i Riverę, by przekazać im swoje oczekiwania względem zwiadu. Chciała wiedzieć, czym dokładnie w Karlgardzie zajmowała się Kompania i gdzie mieli tę nieszczęsną centralę. Jaka była najszybsza i najbezpieczniejsza droga do portu, zarówno dla samych piratów, jak będą uciekać, jak i dla więźniów, jeśli okaże się, że jacyś tam są. Trzeba było przygotować się na jedne i drugie okoliczności. Mieli też sprawdzić czy aby na pewno Kompania nie miała więcej budynków w innych częściach miasta - trzeba było odciąć wszystkie głowy hydry i wypalić rany, nie zostawiając nic, nawet magazynów w odległych dzielnicach. Corina poprosiła też o plakat ze swoją podobizną, gdyby na jakiś trafił. Ciekawa była jak udał się portret i ile była warta według karlgardzkich służb. Poleciła mu również obserwować Leobariusa i jego załogę, w razie gdyby szykował się do wbicia im noża w plecy w najmniej odpowiednim momencie, choć to nie mogło być proste - jeśli Gregor miał coś do ukrycia, na pewno nie będzie się z tym afiszował przed jej ludźmi.
Kiedy Rivera poszedł przygotowywać się do wypłynięcia, oparta ramieniem o ścianę Umberto w milczeniu patrzyła, jak Yett się pakuje. Nigdy nie była wylewna, więc nie truła mu o tym, jak strasznie będzie tęsknić i jak okropnie się o niego martwi. To był szybki zwiad, teoretycznie nic niebezpiecznego, o ile coś nie pójdzie bardzo źle, a w razie czego Corin nie był słaby i bezbronny. Do tego potrafił coś, czego nigdy nie umiała Vera, czyli gadaniem wykręcać się z problemów. Mimo to, od lat nie działał tak daleko od Siódmej Siostry, a już na pewno nie pod innym kapitanem.
- Uważaj na siebie - powiedziała tylko, zanim wypuściła go z ich kwater. Przyciągnęła go do siebie, do długiego pocałunku, który bez problemu przekazywał wszystko, co mogły przekazać słowa. - I wróć do mnie cały.

Przez kolejne dni miała co robić. Kazała sporządzić szczegółowy manifest okrętowy z Mżawki, by móc zdecydować co sprzedają, a co zostaje. Przez punkt handlowy pozbyła się części ładunku, przeznaczając zarobek częściowo na remont - nie pokryła go w całości, ale nie kazała też tego w całości robić załogantom. Potrzebowała lepszego morale na pokładzie niż to, które miała obecnie. Kazała też zmienić żagle na białe, jednolite, a pasiaste zwinąć i schować pod pokładem, by Siódma Siostra nie rzucała się w oczy w momencie wpływania do portu. Wśród przygotowań do wypłynięcia zebrała też niewielką załogę na Mżawkę, składającą się z części odratowanych z Ujścia ludzi i z kilku dotąd służących na Siostrze, a którzy chętni byli się przenieść. Kwestia dowodzenia była trudną decyzją do podjęcia; Corin miał rację, sugerując układ zapewniający bezpieczeństwo za część łupów, ale czy Pogad była odpowiednią osobą na kapitańskie stanowisko? Umberto miała problem z oddelegowywaniem dobrych ludzi z dala od własnego statku. Yett najlepiej poradziłby sobie z dowodzeniem, ale twierdził, że tego nie chciał, poza tym Vera nie zamierzała pozbywać się go z Siostry. Podobnie było z orczycą. Miała siłę i skuteczność, jakiej brakowało niejednemu, kapitan nie chciała jej tracić. Irina? To ona nie dopilnowała i doprowadziła do zderzenia jednostek. Ashton? Nie miał w sobie siły charakteru, by ktokolwiek za nim poszedł. Cholera. Nie bez powodu chciała się Mżawki po prostu pozbyć.
W jej ciężko wspartej na rękach głowie uporczywie rozbijała się myśl, że gdyby Erinel przeżył, mogłaby oddać statek jemu.
Ostatecznie stanęło na Pogad - głównie z samej chęci zrobienia na złość pirackiej braci i mianowania kapitanem kolejnej kobiety.

Jeśli o Ignhysa chodzi, zrobiła tak, jak planowała, odwiedzając go w jego odludnej chatce w celu przekazania mu reszty swojej wiedzy na temat syren. Spędziła z magiem pół dnia, do zachodu słońca, zanim zmęczona trudnością w komunikacji wróciła na pokład wyremontowanej już pięknie Siódmej Siostry. Ilithar natomiast niezmiennie był niemile widziany zarówno na statku, jak i poza nim przez samą kapitan, z dość oczywistych przyczyn.

Ostatnie dwa dni były już właściwie tylko oczekiwaniem na powrót Białego Kruka. Vera plątała się po porcie, to pijąc lub jedząc u Silasa, to zwiedzając i poznając nowe budynki Harlen, to już nawet z braku zajęcia ćwicząc z Gerdą walkę na miecze, by dziewczyna zrobiła się mniej bezużyteczna (argumentując to, naturalnie, zbliżającą się akcją). Potrafiła więcej, niż nic, ale dla wymagającej kapitan to wciąż było za mało. Poza tymi zajęciami Vera głównie przesiadywała na pokładzie, by mieć dobry widok na wlot do zatoki, czekając na powrót Białego Kruka. Bezczynność - choć nie spodziewała się jej, bo remont zajął mniej czasu niż zakładała - okazywała się w obecnej sytuacji wyjątkowo nieznośna.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

349
POST BARDA
Dzięki prezentacji sprawy Kompanii na Harlen i udanej współpracy z innymi kapitanami (bez ofiar śmiertelnych!), Vera otrzymuje +1 do etykiety oraz +1 do występów.

Gratulacje!
Corin i Rivera zabrali się na statek Leobariusa i pożeglowali w stronę Karlgardu. Ich misja odbiła się echem na Siostrze, nawet Osmar miał do dodania swoje trzy zęby: uważał, iż to słuszna decyzja! Gregorowi należało ufać, ale do pewnego stopnia. Corin był najodpowiedniejszą osobą do sprawdzenia zarówno nastawienia kapitana Bialego Kruka, jak i warunków Kompanii w Karlgardzie.

Siódma Siostra i Mżawka powoli dochodziły do siebie pod czujnym okiem Marudy, która jakby naturalną koleją rzeczy stała się głównym szkutnikiem w dwuokrętowej flocie amdirał Very. Wkrótce brzydkie łaty zostały zastąpione dobrze wpasowanym drewnem, które wypełniło burtę, a po pomalowaniu lakierem, wtopiło się w fakturę statku i było nie do odróżnienia, jakby nigdy nie doszło do wypadku. Zawstydzona niedopilnowaniem Irina jeszcze bardziej wycofała się z życia załogi, przesiadując samotnie w bocianim gnieździe lub w ogóle poza pokładem. Pogad z pokorą przyjęła mianowanie na kapitana i obiecała, że nie zawiedzie. Cieszyła się szacunkiem załogi, więc nikt nie narzekał, gdy oddelegowano go na Mżawkę, pod jej dowództwo.

W międzyczasie sporządzono manifest, zgodnie z prośbą Very. Zysk z towarów nie był duży, lecz wystarczający, by opłacić wszystkie potrzebne koszta i zostawić coś jeszcze. Choć nie było tego wiele, z użyciem punktu handlowego i tak wyszli na plus.

Ighnys przyjął Verę w swoim domu bardzo uprzejmie. Wizyta była dość udana, choć męczył ją swoimi pytaniami, parę razy również nawiązał do swojego syna. Po wszystkim, mag parokrotnie odwiedzał Siódmą Siostrę, dopytując załogę o sprawy syren lub po prostu szukając towarzystwa. Był dziwnym odstępstwem od normy w spokojnym życiu statku, jednak nikomu nie robił krzywdy.

Najpierw wrócił Hewelion z zapasami medykamentów. Olena trzymała się blisko Labrysa, a kiedy Vera wypatrzyła ją na Dłoni, nie wydawała się nawet zapłakana. Oddanie jej na wychowanie starszemu medykowi musiało byc dobrym pomysłem. Kolejno pojawili się Aspa i Urong, wracający z Everam. Ostatecznie do portu zawinął również Biały Kruk.

Zwołano spotkanie, nie było czasu na przygotowywanie wszystkiego u Silasa, dlatego kapitanowie podeszli do Białego Kruka. W kajucie Leobariusa nie było dość miejsca, dlatego rozsiedli się na pokładzie.

- Karlgard będzie trudniejszy, niż się spodziewaliśmy. - Odezwał się Gregor. Siedział na skrzyni. Tuż za nim stał Rivera, a obok Corin, opierając się o reling. Minę miał strapioną, pokiwał głową, przyznając rację Leobariusowi. - Nie mieliśmy okazji zrobić porządnego zwiadu. Są uzbrojeni po zęby i obawiam się, że nawet połączoną siłą załóg nie zdołamy ich pokonać. Nawet Krwawa Horda. - Gestem uspokoił Ghargo, który rwał się do kolejnych krzyków. - Mają magazyny rozlokowane wokół miasta, jednak główna siedziba jest...

- To pieprzona twierdza! - Wyrwał się Rivera. - W nocy próbowaliśmy ich podejść, ale to nie jest płotek na budowie, to ich własny fort!

- ...dziękuję. - Gregor grzecznie podziękował Riverze za wtrącenie, ale też upomniał go. - Jak sprawa ma się w Everam?

- Podobnie. - Zaraportował Aspa. - Otoczyli się murem i obstawili strażnikami. Nie będę narażał statku, to przegrana sprawa.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

350
POST POSTACI
Vera Umberto
Vera miała nadzieję na zauważalne postępy Oleny. Czekała na jej powrót na Siostrę, by dowiedzieć się, czy inwestycja okazała się opłacalna - choć w praktyce dowie się tego zapewne dopiero wtedy, gdy będą mieli kogoś do zszycia, czyli w trakcie lub po akcji związanej z Kompanią. Tak czy inaczej, dobrze było widzieć ją na Dłoni. Wydawała się jakaś... pewniejsza siebie. Może nauka dobrze jej zrobi nie tylko w kwestiach medycznych, ale i na siłę charakteru... Choć Corin twierdził, że ukrywała ją pod swoją płaczliwą na pierwszy rzut oka naturą. Na pewno znał się na ludziach bardziej, niż jego kapitan, więc niestety mógł mieć rację, ale paranoja Very akurat tego zagrożenia nie brała na poważnie.

Gdy po powrocie Białego Kruka Umberto znalazła się na jego pokładzie wraz z resztą kapitanów, na widok Yetta będącego wciąż w jednym kawałku pewien ciężar spadł z jej ramion. Przywitała go lekkim uśmiechem - krótkim, bo szybko się okazało, że tak naprawdę nie mają powodów do zadowolenia.
Zaklęła pod nosem, poprawiając kapelusz na głowie tak, by słońce nie raziło jej w oczy. Rzuciła początkowo zirytowane spojrzenie Aspie, ale powstrzymała się od komentarza, bo szybko dotarło do niej, że może nie chcieć ryzykować dla sprawy, która nie była dla niego aż tak ważna, a w której ryzyko przeważało potencjalne zyski. Aż dziw, że nie wycofali się wszyscy. Westchnęła i opuściła wzrok na własne, zaciśnięte w pięści i oparte na kolanach dłonie. Zmusiła się do rozluźnienia ich.
- Być może gdybyśmy trafili do Ujścia miesiąc później, zastalibyśmy tam to samo - mruknęła.
Nie wiedziała co robić. Nawet jej wojskowa przeszłość nie dawała jej umiejętności zdobywania pieprzonych twierdz. Leobarius, który tak rwał się do dowodzenia, na pewno będzie teraz miał konstruktywne propozycje, czyż nie?
- Nawet jeśli popłyniemy wszyscy? W siedem... Sześć, wykluczając Królową, statków? To wciąż będzie zbyt mało?
Podejrzewała, jaką usłyszy odpowiedź. Przygryzła wargę w zamyśleniu, przenosząc wzrok gdzieś za horyzont, poza pokład Kruka i porośnięte zielenią skały zatoki.
- A więźniowie? Znaleźliście jakieś obozy pracy, takie, jak w Ujściu?
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

351
POST BARDA
W załodze Białego Kruka nie ubyło ani jednego załoganta, również Yett i Rivera byli w jednym kawałku. Miało to sens - ruszyli na misję zwiadowczą, a nie w bój. Żadne nie dało się złapać i uwięzić. Corin wymienił z Verą uśmiechy, ale jeśli nawet się stęsknił, to musiał poczekać z czułościami do zakończenia rozmów.

Gregor westchnął głęboko. W jego dłoń któryś z majtków wetknął kubek i choć na myśl przychodził rum, to unosząca się z kubka para sugerowała, iż był to raczej jakiś napar. Leobarius kiwnął na tego samego majtka i uprzejmie poprosił, by zorganizował napitek dla gości. Mimo ciężkich rozmów, nie mogli przecież zapomnieć o gościnności.

- W Ujściu posterunek wciąż był w trakcie budowy. - Do rozmowy wtrącił się Corin. Nie był przy ustaleniach i nie wiedział, o czym słyszeli pozostali, dlatego wziął sobie na cel przybliżenie im sytuacji. - Dlatego mieliśmy łatwy dostęp do więźniów-robotników. Tam, nie wiem, gdzie służą piraci. Na statkach? W magazynach?

- Kto wie, czy nie odbudowują Ujścia, właśnie teraz, gdy rozmawiamy. - Ponuro zauważył Hewelion. Siedział na deskach pokładu, opierając się plecami o reling, po którym skakała jego małpka. - Mądrym byłoby wysłanie tam kogoś.

- Mogę wam to sprawdzić, i tak wybierałem się do Ujścia. - Mruknął Aspa. Skrzyżował ręce na piersi w zamkniętej pozycji, zdradzającej, że nie czuje się całkowicie komfortowo. - Jeśli po drodze upoluję jakiś statek Kompanii, tym lepiej. Ale nie wydaje mi się, żebym ryzykował atak na Everam.

- Ani ja. - Dodał Urong.

- To drużyna nam się rozpada. - Mruknął Hewelion, wyraźnie rozczarowany. Czyżby pokładał w tym przedsięwzięciu jakieś nadzieje?

- Nie winię was. Sam zastanawiam się, czy zbrojny atak ma sens. - Pokręcił głowa. - Nie możemy tam po prostu...

- ZABIĆ ICH. - Przerwał Ghargo.

- Chcemy ich zabić, przyjacielu. - Leobarius był cierpliwy. - Nie będzie to łatwe. Zastanawiałem się, czy nie będzie mądrym podejść do sytuacji tak, jak zrobił to Speke... - Leobarius uniósł spojrzenie na Verę, spodziewając się, że ta zacznie protestować nim wysłucha propozycji do końca. - Dostać się do środka i tak ich zniszczyć.

- Słuchajcie! - Rivera wtrącił się do rozmowy. - A co z tym listem?

- Listem? - Zdziwił się nawet Corin.

- Z tym, że się niby mają spotkać! Bal, czy coś!

- Z okazji otworzenia kolejnego magazynu. - Zrozumiał Corin.

Gregor wyciągnął zza pazuchy złożoną kartkę, która najwyraźniej była rzeczonym listem. Wahał się przez moment.

- Z całym szacunkiem. - Zaczął ostrożnie. - Nie każdy z nas potrafiłby się odnaleźć na takim balu. Inni nie mają wymaganej aparycji. - Nie musiał mówić wprost, do czego nawiązywał. Gnom był poza wyborem, tak samo jak ork. Hewelion miał zbyt zniszczoną twarz, by nie rzucać się w oczy, natomiast Aspa sam uznał, iż woli nie ryzykować. To pozostawiało do wyboru Leobariusa... i Verę. Przy odrobinie pomocy ze strony dziewcząt z załogi, Verę można byłoby przeobrazić nie do poznania. - Vero, moja droga. Co o tym myślisz?
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

352
POST POSTACI
Vera Umberto
Nie była na tyle nierozsądna, by upierać się przy ataku, gdy nie miał on sensu. Nie zmieniało to faktu, że była rozczarowana. Oczami wyobraźni widziała kolejne płonące budynki, tym razem w Karlgardzie, widziała niebieskie płaszcze tonące we krwi. Tymczasem okazywało się, że musieli obejść się smakiem i forteca Kompanii pozostanie niezdobyta.
- Możemy zastawić pułapki na ich statki - zaproponowała, nie poddając się do samego końca. - Przejąć ich więcej, może wtedy...
Jej dłonie znów mimowolnie zacisnęły się w pięści. To nie tak miało wyglądać. Mieli wrócić z planem działania, nie z informacjami, przez które wszystko runęło w gruzach. Wszelkie pomysły, jakie przychodziły Verze do głowy, traciły rację bytu, gdy centrala Kompanii będzie sobie nadal funkcjonować w najlepsze. Aspa się wycofał, Urong też. W tak pomniejszonym składzie mogli co najwyżej stanąć pod murami i rzucać w nie kamieniami, jak banda oburzonych dzieci.
- Tak. Dobrze byłoby to sprawdzić - mruknęła w odpowiedzi na propozycję elfa. Przynajmniej do tego się przyda.
Pokręciła głową z niezadowoleniem. Dostanie się do środka i zniszczenie ich w ten sposób było trudne i czasochłonne. Vera nie wiedziała, czy miało to jakikolwiek sens, a już na pewno ona się do tego nie nadawała. Miała za mało cierpliwości; kilka niewłaściwych słów i zaraz nadziałaby kogoś na rapier, a potem skończyłaby na szafocie. Nie potrafiła uprzejmie się uśmiechać i przytakiwać, kiedy miała ochotę komuś poderżnąć gardło.
Zdając sobie z tego sprawę, los postanowił sobie z niej zakpić, bo dlaczego by nie?
- Co o czym sądzę? - spytała, początkowo nie rozumiejąc niewypowiedzianej do końca propozycji Leobariusa. Chwilę jej zajęło dojście do właściwych wniosków, głównie przez to, jak absurdalne one były. Wbiła w Gregora spojrzenie szeroko otwartych w niedowierzaniu oczu, a potem zrobiła coś, czego nie robiła zbyt często, a czego już na pewno nie spodziewał się po niej nikt tutaj: zaczęła się śmiać. Wysłanie jej na bal, nieważne w jakim miałoby się to odbyć celu, było równie absurdalne, co wysłanie tam Ghargo. Z jej perspektywy, przynajmniej.
- Oszalałeś - poinformowała Gregora, wstając ze skrzyni i wyciągając rękę po list. - Pokaż mi to. Skąd to macie? Gdzie to się ma odbyć? I kiedy?
Przesunęła wzrokiem po tekście, kiedy już dostała i rozłożyła kartkę.
- Niebieskie kurwy będą sobie bal urządzać - mruknęła. - Gdybym tylko wiedziała, że otwarcie magazynu to takie wielkie wydarzenie. Dlaczego nie zorganizowaliśmy nigdy żadnego? Mamy co najmniej kilka magazynów na Harlen - pokręciła głową, milknąc na chwilę. - To absurd. Jesteśmy poszukiwani, oboje. Pakowanie się tam inaczej, niż dużą, opancerzoną i uzbrojoną grupą to samobójstwo. Nie powiesz mi chyba, że twoim zdaniem jakaś kiecka i słodkie słówka wystarczająco odwrócą uwagę od naszych twarzy, żebyśmy nie zostali rozpoznani. Już następnego dnia będziemy wisieć. Albo układać jebane kamienie pod pręgierzem. Nie możecie myśleć, że to dobry pomysł.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

353
POST BARDA
- Z chęcią będę zatapiał ich statki. - Do rozmowy znów dołączył Aspa. - Ale nie licz, że będę specjalnie na nie polował. To diabelnie problematyczne, nie chciałbym, żeby oni zaczęli polować na mnie. - Przeczesał palcami swoje ciemne loczki, które kapryśnie opadały mu na oczy. - Z drugiej strony, skoro nie trzymają więźniów w centrali, to myślicie, że nasi pracują na łajbach? Czy po budowie po prostu się ich pozbyli? - Wyraził na głos obawy, które chodziły po głowie również innym zebranym. - A może wysłali ich do pracy gdzieś indziej? - Urong westchnął głęboko i pokręcił głową, choć nie miało to wiele oznaczać, za to Ghargo wyglądał, jakby w ogóle nie rozumiał, o czym rozmawiano. Rozglądał się po zebranych, sporą część jego uwagi przyciągały również mewy i inne statki w porcie. Jeśli nie rozmawiano o zabijaniu, miał problemy ze skupieniem się na temacie.

W międzyczasie ktoś przyniósł alkohol i jeśli goście wyrazili chęć, mogli poczęstować się przywiezionym z Karlgardu mocnym, słodkim wiśniowym winem.

- To może być szansa na zebranie informacji. - Powiedział Hewelion, nalewając wina do podstawionych siedmiu kubków. - Nie w smak mi zostawiać was z tym wszystkim samych, ale co mogę zrobić. Leobarius uznał, że jestem za brzydki. - Rzucił mimochodem, bo choć nie pokazywał urazy wprost, nie omieszkał podkreślić sensu słów Gregora.

- Wygląd o niczym nie świadczy. - Skontrował Leobarius.

- A jednak ja nie mogę tam pójść!

Kapitan Białego Kruka mądrze nie wdawał się w dyskusje. Nieoszpecona połowa twarzy Heweliona wykrzywiła się brzydko. Któż mógłby pomyśleć, że ktoś taki chciał pójść na bal?

- Możemy zrobić własny bal. - Zaproponował Rivera, chcąc być pomocnym.

- Zawrzyj ryj. Kim ty w ogóle jesteś?! - Denerwował się Hubert.

Rivera uniósł dłonie w obronnym geście.

- Hej, spokojnie, spokojnie, kapianie! Na naszym balu nikt nie będzie na ciebie patrzyć!

Ignorując przepychankę słowną między załogantem Very i urażonym mężczyzną, Gregor podał pani kapitan list. Była to krótka wiadomość napisana ładnym, równym pismem na perfumowanym papierze o różowym odcieniu. Zaproszenie na bal szczęśliwie nie było imienne.

- Jutro wieczorem, w Karlgardzie, zaraz obok centrali. Mają taką... salkę i ogród. - Uczynnie podpowiedział Corin. - Zdążylibyśmy się tam dostać. Jeśli by cię przygotować, kapitanie... - Urwał, jakby bojąc się dokończyć zdanie. Vera mogła dostrzec w jego oczach psotne iskierki, gdy zapewne bawiła go sama wizja Very na balu.

- Nie zmuszajmy jej, panie Yett, jeśli nie chce. - Leobarius upił łyk ze swojego parującego kubka. - Za twoją zgodą, Vero, chciałbym zabrać na bal Corina. W charakterze syna, ma się rozumieć. - Dodał, nim Verze przyszły do głowy dziwne myśli.

- To może się udać. - Parsknął Aspa, samemu też częstując się winem. - Dziadunio i jego synek. A Vera to co, synowa? Ostatnio przechwyciłem ładunek materiałów, ale okazało się, że to już gotowe suknie. Nie zdążyłem ich sprzedać. Chcesz coś przymierzyć, pani kapitan? - Kpił lekkim tonem.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

354
POST POSTACI
Vera Umberto
- Zatapiaj do woli. Ja będę to robić też - mruknęła.
Była bardziej niż niezadowolona. Po pierwsze, wszystko, co planowali, planowali na darmo. Po drugie, żaden z kapitanów nie wydawał się uważać wpakowania się na bal za głupi pomysł, więc opcje były dwie - albo byli idiotami, albo Vera widziała w tym ryzyko nieadekwatnie wysokie do rzeczywistości. Parsknęła z niedowierzaniem, gdy Hewelion oburzył się, że on nie może pójść, a potem rozłożyła ręce w geście bezradności, oddając list Leobariusowi. Rozumiała, dlaczego to rozważali, ale nie do tego stopnia, by traktować to jako dobre i rozsądne rozwiązanie. Było ryzykowne jak jasna cholera. Równie dobrze mogli nie dowiedzieć się niczego i stracić życie, ubrani w kolorowe fatałaszki.
- Czekaj, to już zdążyłeś podjąć decyzję, że to robimy? - oparła dłonie na biodrach, zerkając w stronę przyniesionego wina. Jeśli chcą ją ubrać w sukienkę, będzie potrzebowała więcej, niż takiej butelki. - Corin? Ty też się z nim już zgadzasz? Spieszno wam do stryczka, czy tak bardzo chcecie potańczyć?
Zrobiła kilka kroków w tę i z powrotem po pokładzie Kruka, zwieńczając swój krótki spacer sięgnięciem po wino. Byli niepoważni, ale czy wiedząc, że tak czy inaczej pójdą na ten pieprzony bal, Vera mogła zrezygnować z angażowania się w to osobiście? Pozwolić Corinowi wejść w gniazdo jadowitych węży tylko w towarzystwie Leobariusa? Z drugiej strony to był Karlgard. Czy ubranie się, uczesanie i pomalowanie ust na czerwono wystarczy, by nikt nie wpadł na pomysł porównywania jej twarzy z tą z listów gończych? Ciekawe, czy Yett pamiętał zdobyć dla niej jeden z nich. No i nie będzie przecież spacerować po mieście. Pójdzie na bal i z powrotem.
O losie... Co ona w ogóle rozważała? Jakie bale, jakie suknie? Jej życie naprawdę ostatnimi czasy obrało dziwny tor.
Rzuciła Aspie wściekłe spojrzenie, choć złość nie wynikała wcale z niczego, co powiedział. Nie uśmiechało się jej przymierzanie strojów, jak manekin na wystawie, ku uciesze patrzących. Może jednak wcale nie musiała tego robić? Jeśli elf poleciłby dostarczyć skrzynię z sukniami na jej statek, mogłaby w zaciszu własnej kajuty i przy pomocy dziewcząt wybrać taką, w której wyglądała najmniej pokracznie, a potem odesłać resztę do właściciela.
- Tak - odparła w końcu cicho, bez przekonania. Kpiący ton Aspy był już chyba czymś, do czego musiała się przyzwyczaić. - Przecież nie mam, do cholery, swoich sukienek. Przyślij je na Siostrę, wezmę jedną i każę ci odnieść resztę.
Rzuciła Corinowi spojrzenie spod byka. Bawiło go to zdecydowanie za bardzo. Och, oczami wyobraźni już widziała zszokowane twarze własnej załogi, gdy wyjdzie z kajuty w czymś takim. Choć Leobarius uważał, że Umberto ze swoją prezencją się tam odnajdzie, ona sama nigdy nie traktowała swojego wyglądu jako jakiegoś atutu. Potrząsnęła głową z niedowierzaniem.
- Dobra, kurwa, miejmy to z głowy. Kiedy mielibyśmy wypłynąć w takim razie? Jutro rano?
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

355
POST BARDA
Planowania pozwoliły Verze poznać nowych sprzymierzeńców, a fakt, iż walka miała się nie odbyć, pozwalał wielu z nich żyć choć jeden dzień dłużej. W pirackiej braci było to osiągnięcie godne poświęceń. Stracenie życia w walce było jednak chwalebne, jak do tego miało się zawiśnięcie na stryczku w doskonałej, falbaniastej sukni?

Leobarius przymknął powieki i westchnął głęboko. Swoim zwyczajem, dał sobie chwilę na zebranie mysli, nim otworzył usta.

- Rozmawialiśmy z panem Yettem podczas drogi powrotnej.

- I ze mną! - Wtrącił się Rivera.

- I z panem Riverą. - Zgodził się Gregor. Chyba nikt tak naprawdę nie wiedział, czemu Rivera jeszcze kręcił się przy nich i brał udział w rozmowach! - Skoro nie możemy przeprowadzić zbrojnej inwazji, pójdźmy między wrogów jako jedni z nich. Mamy nadzieję, że dowiemy się czegoś, co będziemy mogli wykorzystać w przyszłości. - Wyjaśniał. - Możemy jedynie zyskać, Vero.

Oczy wszystkich skupione były na Verze, która spacerowała po pokładzie to tu, to tam. Tylko Ghargo zdążył się w końcu zdenerwować.

- Ghhhh! To zabijamy ich, czy nie!

- Ależ oczywiście, że tak. - Aspa pospieszył z wyjaśnieniami. - Będziemy zatapiać ich na morzu. Im więcej, tym lepiej. Wiesz, co masz robić, przyjacielu.

- Ta jest! - Uniósł zaciśniętą w piąstkę dłoń i pędem ruszył do zejścia z pokładu, a następnie, jak można było się spodziewać, do swojej załogi, przekazując nowy cel. Taką siłę niszczycielską można było wykorzystać choćby do takiego celu, a i sam kapitan nie będzie nudził się podczas rozmów z użyciem wyszukanych słów.

- Miłego wieczoru. - Pożegnał się Urong, uznając, że niczego nie zyska już z czasu na Białym Kruku. Podążył za gnomem.

Corin przez chwilę wyglądał, jakby chciał podejść do Very i zatrzymać ją w miejscu, albo przynajmniej objąć i uspokoić, nie zrobił jednak niczego takiego w obecności pozostałych kapitanów. Miał zmarszczone brwi, a uśmiech zniknął z jego ust. Skoro tak ją to martwiło, czy powinno też jego?

Leobarius wyglądał na bardzo zmęczonego.

- Będziemy pozować jako właściciel winnicy, jego syn oraz, za twoim pozwoleniem, jego małżonka, Vero. Nie spodziewam się, iż chciałabyś grać moją młodą małżonkę, a nie widzimy innej możliwości wprowadzenia tam kobiety. - Tłumaczył, będąc pewnym, że Verze w planie może coś nie odpowiadać. To, iż każdy podchodził do niej jak do jeża, gdy przychodziło do tłumaczenia takich planów, powinno dać jej coś do myślenia.

- Możemy pójść tam też we dwóch. - Zaznaczył Yett, tak szybko, jakby bał się, że Vera znów się zdenerwuje. Nie chciał dać jej na to czasu.

- Ale pani Threnardier potrzebuje ogłady! - Rivera nie potrafił czytać atmosfery albo po prostu nie darzył kapitan takim szacunkiem, jakim należało. Wtrącił się znów, nieproszony. - Panie na folwarku nie piją tyle, i nie używają takich słów, pani kapitan! - Pouczał. - I nie są paniami kapitan, tylko... eee... siedzą w domu i rodzą dzieci? Musi się pani pilnować!!

- Twoja ekspertyza przyda się później, Rivera. - Corin posłał mu zimne spojrzenie. - Ale tak, przyjęliśmy nazwisko Threnardier, z niczym się nie kojarzy, porządnie brzmi. Powinniśmy wypłynąć jak najszybciej, ale jutro rano... też będzie w porządku.

- W takim razie ustalone. Dziękuję za spotkanie. Vero, chciałbym zamienić z tobą jeszcze słówko, jesli to nie problem. - Poprosił Leobarius.

- Zaraz podeślę suknie! - Pożegnał się Aspa, dopijając wino i ramię w ramię z Hewelionem schodząc z pokładu. Do pozostałych dobiegły jeszcze słowa o balu na Harlen, które najwyraźniej miały za zadanie jedynie wyprowadzić Huberta z równowagi.

- Rivera. - Corin kwinął głową, by pogonić załoganta. - Poczekamy na kapitan przy trapie.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

356
POST POSTACI
Vera Umberto
Rivera musiał poczuć się bardzo ważny, będąc wysłanym na Białego Kruka razem z pierwszym oficerem. To by tłumaczyło, dlaczego teraz tak bardzo angażował się w rozmowę. Vera rzuciła mu karcące spojrzenie; był tam tylko po to, żeby Corin nie płynął sam. Nikogo ze swojej załogi nie wysłałaby tam solo, byłoby to zbyt duże ryzyko w przypadku zdrady.
Przynajmniej pozbyli się gnoma. Jego obecność nic nie wnosiła w dyskusję, poza irytowaniem wszystkich obecnych - tak przynajmniej Umberto zakładała, bo jak ktokolwiek mógł nie być zirytowany jego bezmyślnymi wrzaskami? Odprowadziła go spojrzeniem, tak samo jak orka. Przeszło jej przez myśl, że nie mogli stanowić większego kontrastu, zarówno pod względem wyglądu, jak i charakteru.
- Threnardier - powtórzyła, smakując nazwisko w ustach. Nie podobało się jej, tak jak cały ten plan.
Gregor, chodzący wokół niej na rzęsach tylko po to, żeby nie zdenerwowała się koniecznością pozowania jako czyjaś żona, trochę poprawił jej nastrój. Rozbawienie nie przebiło się jednak przez marsową minę, a przynajmniej nie na tyle, by drugi kapitan to zauważył. Corin, może. Jeśli się przyglądał.
- Wiem jak w Kompanii widzą kobiety - odparła, o dziwo spokojnie. - Miałam już okazję doświadczyć tego w Ujściu. Kobiety to żony, albo dziwki. Z dwojga złego wolę być tym pierwszym.
Przeniosła wzrok na Yetta. Nie zamierzała puszczać go tam samego z Leobariusem, nie było takiej opcji. Pokręciła przecząco głową. Była niezadowolona i zestresowana tym pomysłem, ale nie do tego stopnia, żeby się z niego wycofywać. Już trudno, założy tę kieckę, może nawet dla odmiany zrobi coś z włosami... Były długie, więc jeśli któraś z dziewczyn miała ku temu predyspozycje, można było osiągnąć coś bardziej imponującego, niż ciasny kok nad karkiem, w który zwijała je, kiedy spodziewała się walki.
- Rivera, jeszcze jedno słowo i panią na folwarku kurwica strzeli - warknęła do pirata. To, co mówił, było oczywiste. Nie będzie przecież chlać na umór i kląć jak szewc podczas tego balu. Najlepiej jak nie będzie odzywać się wcale.
Westchnęła ciężko i skinieniem głowy pożegnała pozostałych, zostając na pokładzie z Leobariusem, tak jak prosił. Jeśli chciał z nią coś omówić na osobności, była do jego dyspozycji.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

357
POST BARDA
Rivera wniósł ręce, jakby sił mu brakło w obecnej sytuacji! Miał przecież wizję, a nikt nie chciałgo słuchać! Wzdychając ostentacyjnie ruszył za Corinem.

- Tak, tak, panie Yett... - Mamrotał, marszcząc nos, podkreślając tylko, jak bardzo niezrozumiany był w tej sytuacji.

- Czekamy na ciebie. - Corin rzucił do Very już mniej formalnie, bo gdy inni kapitanowie nie słuchali, mógł wrócić do codziennego traktowania swojej kapitan. Pchnął lekko Riverę, by popędzić go w zejściu z pokładu.

Leobarius powoli kończył swój napar. Wzniósł spojrzenie na horyzont, jakby tylko po to, by nie patrzeć na Verę. Zmarszczka między jego brwiami nie wygładziła się ani odrobinę. Ta sytuacja męczyła go tak samo, jak innych kapitanów.

- Mogę pójść tam sam. - Powiedział w końcu. - Zostawiając Corina z tobą. Wiem, że się o niego martwisz. - Mówił. - Poza tym... nie bierz tego jako atak na siebie, Vero. - Podkreślił, nim przeszedł do rzeczy. Przeniósł spojrzenie na Verę, przesunął wzrokiem od jej stóp, aż po czubek głowy. Najwyraźniej nie wiedział, jak ubrać myśli w słowa. - To delikatna operacja. Nie chcę, byś poczuła się urażona, Vero... ale jeśli masz wrażenie, że zachowanie pozorów może cię przerosnąć, proszę, nie czuj się zmuszona do brania w tym udziału. Chcemy uniknąć wykrycia za wszelką cenę. Sądzisz, że będziesz w stanie grać aż do ostatnich chwil balu?

Leobarius miał przynajmniej na tyle przyzwoitości, by poczekać, aż będą sami, gdy zacznie wytykać pani kapitan, że ta nie potrafi się zachować.

- Może mogłaby zastąpić cię któraś z twoich kobiet?
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

358
POST POSTACI
Vera Umberto
Czego innego miała się spodziewać? Leobarius nie wierzył, że Vera poradzi sobie z dowodzeniem całym przedsięwzięciem, z tym już się pogodziła. Ale teraz mówił, że nie nadaje się nawet do ubrania się w suknię i uczepienia się ramienia Corina na kilka godzin? Bycie kapitanem też nie było dla niej, skoro miała spodziewać się, że załoga zabierze jej statek i ją opuści, co w takim razie było dla niej odpowiednie? Oceniające spojrzenie, jakim Gregor przesunął po jej sylwetce sprawiło, że miała ochotę natychmiast dać mu w pysk.
- Choć najwyraźniej z jakiegoś powodu ci się tak wydaje, nie wychowałam się w szałasie na północy, Gregor - odparła cicho i chłodno. - To nie będzie pierwszy raz, jak będę miała na sobie suknię, ani pierwszy bal, na jakim się pojawię.
...Nie to, żeby miała w tym jakieś szczególne doświadczenie, ale nie musiał tego wiedzieć. Otaksowała go spojrzeniem tak samo, jak on ją chwilę wcześniej. Uważał się za lepszego tylko dlatego, że na co dzień powstrzymywał się przed otwartym mówieniem tego, co myśli. Cóż, jebać go również, tak jak całą resztę.
Propozycja zastąpienia jej którąś z jej załogantek sprawiła, że Verze odjęło mowę. Przez kilkanaście długich sekund wpatrywała się w Leobariusa z mieszanką niedowierzania i wściekłości, zanim z trudem zepchnęła te emocje gdzieś na dno umysłu. Jej usta rozciągnęły się w uśmiechu, choć spojrzenie zostało puste. Gdyby rzuciła się teraz na niego z pięściami, tylko udowodniłaby, że ma rację. A szkoda. Bardzo chciała to zrobić.
- Dam sobie radę, Gregor. Potrafię się kontrolować. Jeśli zatrzymałeś mnie tylko po to, żeby poddać w wątpliwość kolejne z moich umiejętności, to pozwolisz, że pójdę już - powiedziała. - Tylko w jednym miałeś rację. Nie chciałabym podawać się za twoją żonę.
Dopiła duszkiem swoje wino i ze stuknieciem odstawiła kubek, by dygnąć przed kapitanem prześmiewczo, odwrócić się i zamaszystym krokiem zejść z Białego Kruka. Kiedy już zdążyła przejść do porządku dziennego nad jedną zniewagą z jego strony, ten wyskakiwał z kolejną. Jakby testował, gdzie Vera ma swoje granice.
- Kutas - mruknęła pod nosem, zrównując się ze swoimi ludźmi i ruszając z nimi w stronę swojego statku. Już nawet zapomniała, że się stęskniła za Corinem. Teraz skupiona była na tym, żeby udowodnić Leobariusowi, jak bardzo się myli. Miała tylko nadzieję, że przynajmniej suknie, jakie zdobył Aspa, nie są jakimś totalnym gównem.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

359
POST BARDA
Leobarius nie zatrzymywał Very, ale kolejne zbolałe westchnięcie i rzucone za kobietą spojrzenie miały tylko podkreślać, jak ciężkim do zgryzienia orzechem jest Vera! Gregor potrafił odsuwać od siebie oskarżenia i gdyby ktokolwiek zobaczył tę scenę, to Vera wyszłaby na nieuprzejmą.

Przynajmniej Corin i Rivera mieli podobne odczucia, gdy obu udało się przejrzeć przez maskę Gregora. Ordynarnie obgadując kapitana Białego Kruka, wrócili na pokład Siódmej Siostry, między piratów ciekawych nowych wieści.

Corin nie zatrzymał się, by rozmawiać z załogą. Poszedł za Verą do jej kajuty i gdy tylko zamknęły się za nimi drzwi, przywitał ją konkretnie - długim, namiętnym pocałunkiem, który miał prawo skończyć się na koi. Nim jednak do tego doszło, Yett zebrał się w sobie i sięgając za pazuchę swojej skórzanego kubraka, wyciągnął zwinięte w rulon, ale i tak niesamowicie wymięte, plakaty.

Pierwszy z nich przedstawiał Osmara. Bosman przedstawiony został nienajgorzej, z łysą głową i długą brodą o kręconym włosiu. Wyobrażenie jego twarzy przywodziło na myśl raczej zbira z ciemnego zaułka aniżeli wulgarnego, acz w gruncie rzeczy dobrodusznego krasnoluda. Vera została przedstawiona podobnie, ze zmarszczonymi zbyt grubymi brwiami i skórą poznaczoną bliznami, jakby była co najmniej krewną Heweliona. Jej wizerunek na plakacie był o wiele bardziej mroczny, aniżeli przedstawiała się w rzeczywistości i nie byłoby łatwo rozpoznać prawdziwej osoby, gdyby kierować się jedynie tą podobizną. Zarówno Osmar, jak i Vera, mieli być dostarczeni żywi lub martwi. Cena za głowę krasnoluda przewyższała wartość Very ponad dwukrotnie!

Zagadkę mógł stanowić ostatni, trzeci z listów gończych, przyniesiony przez Corina nadprogramowo. Portret oddany był ze starannością, jakby zrysowywano go z wcześniej przygotowanego obrazu. Dłuższe włoski, niewinne, jasne spojrzenie... i informacja, że ma być żywy, inaczej nici z nagrody, która była na tyle pokaźna, że przewyższała nawet tę za głowę Osmara. Z plakatu zerkał na nich nikt inny, jak oskarżony o "zbrodnie przeciw koronie" - Trip.

- Pomyslałem, że cię to zainteresuje.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

360
POST POSTACI
Vera Umberto
Dobrze było wiedzieć, że nie tylko ją irytuje sposób bycia Leobariusa. Inaczej by do niego podchodziła, gdyby prosto z mostu mówił jej to, co miał do powiedzenia, zamiast ubierać to w uprzejmości, które na Harlen i tak nic nie znaczyły. Jakby wypowiadanie zdań dwa razy dłuższych, niż to było konieczne, czyniło z niego lepszego człowieka, lepszego kapitana i kandydata do udziału w balu. Skoro w towarzystwie Kompanii odnajdywał się Speke, odnaleźć też miała się Vera, nawet jeśli będzie kosztowało ją to wiele. Tak czy inaczej obgadywanie go z dwójką swoich ludzi podczas drogi powrotnej na Siódmą Siostrę sprawiło jej zaskakującą przyjemność. Przynajmniej ktoś teraz rozumiał, z czym ma problem.
Po wejściu do kajuty, Corin sprawił, że szybko przypomniała sobie, kogo wyczekiwała przez ostatnie kilka dni - i nie był to Leobarius. Wystarczyło kilka sekund, by całkowicie się uspokoiła, a frustracja odeszła w niepamięć. Była gotowa spędzić kolejną godzinę na nadrabianiu tygodniowych zaległości w ich relacji, ale z jakiegoś powodu Yett znalazł w sobie nowe pokłady samokontroli i, ku niezadowoleniu Very, odsunął się od niej, zamiast tego wręczając jej plakaty.
Nie zdziwił jej fakt, że za Osmara nagroda była wyższa, niż na nią; krasnolud miał w końcu zawisnąć, uratowali go przed stryczkiem. Umberto tylko zabiła kogoś w dość niefortunnym miejscu. Na widok swojej podobizny wydęła usta w niezadowoleniu, zerkając z ukosa to w lustro, to z powrotem na plakat.
- Potrzebuję albo lepszego rysownika, albo wreszcie porządnego lustra. Jeśli w rzeczywistości jest aż tak źle, jak tutaj, to bardzo mi przykro, ale masz strasznie chujowy gust, Corin - podsumowała, przekładając kartkę na kolejną, trzecią.
A ta okazała się nadzwyczaj interesująca.
- No proszę - uniosła brwi, przesuwając spojrzeniem po młodzieńczej twarzy Tripa, patrzącej na nią z pomiętego pergaminu. W jej głosie zabrzmiała nawet odrobina podziwu. - Zbrodnie przeciw koronie? Czeka mnie ciekawa rozmowa z naszym kukiem. Nie wiem, co mógł zrobić taki dzieciak, w ramach przestępstwa na skalę królestwa.
Uniosła wzrok na Yetta.
- Jak było? - spytała, tak ogólnie, głównie oczekując wniosków oficera na temat Białego Kruka i jego kapitana.
Obrazek

Wróć do „Wschodnia baronia”