[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

781
POST BARDA
Corin nie trafił w Verę, to było jednak do przewidzenia. Kapitan była diabelnie dobra w obchodzeniu się z szablą, zupełnie, jakby za jej umiejętnościami stało wstawiennictwo samych bogów. Czym było jedno cięcie, wyprowadzone może i umiejętnie, ale bez większego przemyślenia.

- To co teraz robisz?! - Zapytał ją wprost Corin. - To szaleństwo!

Oficer nie zdążył skontrować jej ciosu. Czarny miecz przesunął się po łydce Corina tak lekko, jakby nie natrafił na żadną przeszkodę, tnąc skórę buta, a następnei ciało. Corin syknął, dowodząc, zę cios dosięgnął celu.

Wąskie przejście nie sprzyjało walce, a Corin, sypychany przez kolejne ataki, cofał się w stronę celi. Miecze raz po raz zahaczał o ścianki, uniemożliwiając wprawne manewrowanie. Sztychy cięły deski częściej, niż przeciwnika, lecz parokrotnie udawało się trafić tam, gdzie planowano. Częściej cierpiał Yett, niż Vera. Na przedramieniu kobiety pozostało ledwie zadrapanie, nie krwawiące nawet zbytnio.

- Przestań! - Zaprotestował w końcu oficer, przechodząc wprost do defensywy, gdy wkroczył do celi. On nie był takim szczęśliwcem - Umberto wyładowała na nim emocje w sposób, który pozostawił wiele rozcięć i skapujące na podłogę krople, łączące się w plamy krwi. - Dość! - Wrzasnął w końcu, chwilę przed tym, jak cios Very ciął go przez czoło, tuż nad lewą brwią. Niewiele brakowało, a straciłby oko.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

782
POST POSTACI
Vera Umberto
Wściekłość zaślepiła ją za bardzo. Przytłoczona problemami, z którymi nie potrafiła sobie poradzić, szukała rozwiązania w czymś innym. Początkowo sama nie wiedziała w czym konkretnie, ale kiedy Corinowi udało się ją drasnąć, zrozumiała, że chce po prostu bólu. Zwyczajnego, fizycznego bólu, który dobrze znała, który nie był niczym nadprzyrodzonym i niewyjaśnionym. Rany, jaka goiłaby się w swoim tempie, zadana przez ostrze oficera, a nie takiej, jaką sprawiały jej jego działania. Ale on był zbyt wolny, a ona zbyt szybka. Nie miał z nią szans, tak, jak się spodziewała. Nie miała dostać swojego upragnionego bólu.
Zamarła w momencie, w którym trafiła go w twarz i rozcięła jego skórę na czole. Nie planowała tego. Dysząc ciężko, z szeroko otwartymi w przerażeniu oczami zrobiła krok do tyłu, wypuszczając zakrzywione ostrze z dłoni. Nawet nie słyszała brzęku, gdy upadło, skupiona na krwi, jaka płynęła po twarzy Yetta.
- Miałeś mnie trafić. Miałeś... - głos zamarł jej w gardle.
Do czego ona doprowadziła? Może naprawdę była szalona?
Oparła się plecami o kratę i osunęła się po niej na podłodze, siadając w celi, przed Corinem. Po chwili zwiesiła głowę, nie potrafiąc znaleźć słów na wyjaśnienie swojego zachowania. Czuła, że przeprosiny nic nie dadzą, zresztą teraz i tak była bliższa zwymiotowania ze stresu, niż czegokolwiek innego. Skrzywdziła Corina. Ze wszystkich ludzi na świecie, skrzywdziła akurat jego. Gdyby zrobił to ktokolwiek inny, rozszarpałaby go na strzępy. To nie on powinien zostać wyrzucony z kajuty kapitańskiej, a ona. Miał rację, oszalała. Tylko to tłumaczyło zarówno wizję, jaką miała wcześniej, jak i to, co wydarzyło się przed chwilą. Uderzyła tyłem głowy w kratę, czując, jak pieką ją oczy.
Musiała oddać statek? Oddać dowodzenie?
Wiele słów cisnęło się jej na usta, począwszy od przeprosin, przez propozycję, że pójdzie po Weswalda, po pytanie co w takim razie ma ze sobą zrobić, skoro ewidentnie jest chora na głowę. Żadne nie znalazły ujścia. Chciała położyć się i zwinąć w kulkę tu, na podłodze celi, ale nie była w stanie ruszyć ani jednym mięśniem. Nie była już Verą Umberto, była jakimś jej marnym cieniem i nawet nie wiedziała, kiedy to się stało.
- Dlaczego mnie nie trafiłeś? - spytała słabo. - Zrób to teraz.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

783
POST BARDA
Corin miał siłę, ale nie chciał jej pokazywać przeciwko Verze. Nie miał też okazji, gdy ona była zbyt szybka, by przyjąć na siebie jego ataki. Każdy zamaszysty cios mieczem był odbijany. Miecz Corina ciął nierówno, gdy wyszczerbił się w paru miejscach od ciągłego parowania. Ostrze Very nie miało nawet zadrapania, jego matowa powierzchnia pozostawała równa i ciemna. W przejściu brakowało światła, lecz plamy krwi były doskonale widoczne, jakby na nie magia nie odziałowała.

Zdobiona broń Yetta upadła na deski z głośnym brzdękiem. Zaraz po niej opadł Corin, gdy jego uszkodzona łydka odmówiła posłuszeństwa. Mógł odpocząć choć chwilowo, ale złapał się za twarz, samemu chcąc sprawdzić, czy ma jeszcze oko. Czerwień zalewała mu powiekę i ściekała niżej, na całą połowę twarzy.

- Trafiłem. - Corin wskazał drugą ręką na pokrwawiony rękaw Very. W koszuli widniała dziura. - Tego chciałaś. Zostaję na pozycji. - Przypomniał, bo taki był układ. Uśmiechnął się do Very półgębkiem. - Pokonałaś mnie, kochanie. Nie będę cię teraz trafiać. Chodź. - Wyciągnął tę samą dłoń, by zaprosić ją w objęcia. Nie miało znaczenia to, że on odniósł o wiele więcej ran.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

784
POST POSTACI
Vera Umberto
Opuściła wzrok na rozcięte przedramię. To nie była rana, jakiej oczekiwała, to tylko drasnęło jej skórę i rozcięło koszulę, którą lubiła. Która była zbyt ładna, żeby zakładać ją do walki. Ale tak, Corin miał rację. Miał trafić i trafił, nawet jeśli nie zrobił jej nic poważnego, podczas gdy ona pocięła go zbyt wiele razy. Dlaczego nie przestała po pierwszym? Dlaczego nie potrafiła się dzisiaj kontrolować?
A potem Yett wyciągnął do niej rękę. Przeszło jej przez myśl, że musiał być tym bardziej szalonym z ich dwójki, skoro dobrowolnie się na to decydował. Skoro wciąż jeszcze miał chęć się do niej uśmiechnąć. Była prawie pewna, że to był już koniec, zarówno jej krótkiego małżeństwa, jak i jej dowodzenia. Jej zaskoczone spojrzenie powędrowało do zakrwawionej twarzy oficera, na widok której coś zapadło się w jej klatce piersiowej. Musiała iść po Weswalda. Musiała znaleźć dla niego pomoc.
Mimo to chwyciła tę wyciągniętą w jej stronę rękę i w jakiś sposób znalazła się w objęciach Corina, choć nawet nie podniosła się z podłogi. Schowała twarz w jego klatce piersiowej. Wygrała tę potyczkę, ale całą resztę przegrała tak bardzo, jak tylko się dało - bo miał rację. Ostatecznie straciła poczytalność. Będzie teraz tkwić w kajucie na rufie jak jakiś straszak, pojony rumem i wypuszczany podczas rabunków. Przez lata wyobrażała sobie wiele wersji tego, jak skończy się jej życie, ale taka w jej głowie nie pojawiła się nigdy.
- Przepraszam - odezwała się w końcu głucho. - Nie wiem, co mnie opętało.
Zacisnęła pięści, boleśnie wbijając paznokcie we wnętrze dłoni. Bogowie, co ona zrobiła? Jak ona teraz spojrzy Pogad w oczy? Czy tak zaczynał Erinel, czy jego szaleństwo postępowało stopniowo, w przeciwieństwie do Very, która po prostu wpadła w tę studnię w ciągu godziny? Wiele rzeczy mogła wytłumaczyć napadem wściekłości, ale nie te idiotyczne wizje, które przesłaniały jej rzeczywistość. Jak w obecnej sytuacji mogła w ogóle zakładać, że propozycja od Ula jest prawdą? To też był wytwór jej chorej wyobraźni, a wisiorek z pewnością dało się wytłumaczyć inaczej, nawet jeśli urodzenie teraz boskiego potomka byłoby lepszym rozwiązaniem, niż zapijanie się bezczynnie w kajucie, bez żadnego celu na horyzoncie. Ale to nie była prawda. To się nie wydarzyło.
- Pójdę znaleźć Weswalda, albo Olenę. A potem... nie wiem. Usunę się w cień.
Mimo tej deklaracji, nie ruszała się z miejsca, czując się, jakby jej ciało zrobione było z ołowiu.
- Przepraszam, Corin. Nigdy nie chciałam... tobie... przeciwko tobie... - zamilkła i choć chciała jakoś dokończyć to zdanie, to nie potrafiła tego zrobić.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

785
POST BARDA


Corin nie zamierzał wypuszczać Very z objęć. Przyciskał ją do siebie tak mocno, jakby od tego zależało życie ich obojga. Nie zważali na to, że ich ubrania przesiąkają krwią siebie nawzajem.

- Nie, Vera. Potrzebowałaś tego. - Ugiął się Yett. Zawsze był po jej stronie, nawet teraz, gdy stał się ofiarą jej szaleństwa. - Znajdziemy sposób, żeby Ci pomóc. Musisz tylko...

Corinowi nie było dane dokończyć. Cisza pod pokładem, a raczej brak dźwięku uderzających o siebie kling, zaalarmowały załogę. Zejść pod pokład pierwszy odważył się Osmar. Ciężkie kroki krasnoluda miały być ciche i ostrożne, lecz jak zwykle, było wręcz przeciwnie.

- Na mą brodę! - Zawołał, widząc pobojowisko i krew na podłodze. - Pierdolę, nie chcę żony, jak tak mają wyglądać kłótnie! E! Wołajcie Weswalda i Olenkę! - Zakrzyknął do tych którzy trzymali się z tyłu, na wyższym pokładzie, zbyt przerażeni, by narazić się na gniew pani kapitan. Kroki nad głowami zasugerowały, że rozkaz wykonano. Bosman nie bał się ani Very, ani Corina. Podszedł szybko, naruszając ich prywatność, jednak to było dla niego najmniej ważne. - Żeście, skurwysyny, nie tylko Smoluszka dzisiaj nastraszyli. - Zarzucił im szorstko. - Corin, chłopie, krawisz bardziej niż trollica z cieczką. Kontaktujesz?

- Taaa. Nic mi nie jest.

- Takie bzdety to ja, ale nie mi! DAWAĆ WESWALDA! - Ryknął.

- Sprząta rzygi Czarnego!

-Zaraz sam będzie rzygał, jeśli tu nie zjedzie!


Wszystko działo się bardzo szybko. Emocje Very opadły, pozostawiając za sobą pustkę, którą wypełnił szum w uszach i ból w sercu. Ktoś - chyba Pogad - odeskortował ją na górny pokład, by uzdrowiciel mógł zająć się Corinem w pierwszej kolejności, choć oficer utrzymywał, że nic mu nie jest i nikogo nie powinno winić się za to, co zaszło. Usadowiono Verę na beczce i dano butelkę, nim czystą szmatką ktoś przewiązał jej ramię.

- Kapitanie? Co tam się stało? - Zapytał Ohar. Otoczyli ją wszyscy, znajome twarze, jej podwładni i przyjaciele. Bitwa pod pokładem wyciągnęła piratów z łóżek.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

786
POST POSTACI
Vera Umberto
- Nie tego potrzebowałam, Corin. Nie tego - zaprotestowała słabo. - Przepraszam - powtórzyła, przerażona łatwością, z jaką przyszło jej zrobienie krzywdy komuś, kto był jej przecież najbliższy. Ale miał się bronić lepiej. Miał z nią walczyć tak, jak z każdym innym, a nie powstrzymywać się, żeby nie oberwała za mocno. Powinien był ją posłać na podłogę jednym porządnym cięciem, a potem pójść po Weswalda, żeby ją poskładał i tyle. A teraz...
- Przepraszam - powiedziała jeszcze raz, wciąż nie mogąc uspokoić oddechu.
Nie tak miał wyglądać ten dzień. Nie istniało chyba nic, co mogło wynagrodzić Yettowi to, co zrobiła i nic nie było w stanie cofnąć czasu. Podniosła nieprzytomne spojrzenie na Osmara, gdy ten pojawił się w ładowni, ale nic mu nie odpowiedziała. Potem poszła za Pogad, patrząc tylko przez ramię na oficera, którego twarz zalewała krew. Nie była pewna, czy jest odprowadzana po to, by mogła się uspokoić, czy po to, by znalazła się od niego odpowiednio daleko, czy może właśnie została więźniem na własnym statku, bo orczyca miała pilnować, żeby nie pocięła jeszcze kogoś. Nie miała czym, ostrze zostało na dole, w celi, porzucone przez nią, gdy tylko dotarło do niej, co właśnie zaszło. Teoretycznie miała sztylet w bucie, ale przecież nie zamierzała go wyciągać, gdy nie było po co. Gdzieś tam na dole był też pierścionek, którym rzuciła w furii. Szła sztywno, krok za krokiem, aż posadzili ją na beczce i opatrzyli jej przedramię.
Tępo wpatrując się w pokład, początkowo nie odpowiadała na żadne pytania. Bo jak miała wytłumaczyć załodze, że ostatecznie jej już odjebało i przyszedł czas na zmianę u steru? Znów zrobiło się jej niedobrze. Nie była żadną wybranką Ula. Była chora na głowę.
- Nic - odpowiedziała Oharowi ochryple. Butelka w jej dłoni ciążyła, jakby była w zupełnie niewłaściwym miejscu. - Muszę...
Co musiała? Zmarszczyła brwi i uniosła wzrok na stryczek, jaki przygotowali dla Sovrana. Tak niewiele brakowało. Yett miał rację, jak tak dalej pójdzie, to zawisną wszyscy po kolei, a ona będzie tańczyć szaleńczo wśród trupów własnej załogi, zwisających z rei. Poczuła, jak jej tętno znów przyspiesza. Jak miała planować cokolwiek, Everam, porwanie Mikka, gdy była kompletnie niepoczytalna?
- Nikogo dzisiaj nie wieszamy. Sovran nic nie zrobił. Gdzie on jest?
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

787
POST BARDA
Wściekła Vera, która rzuca się z mieczem na swojego oficera i męża, była zdecydowanie przerażającym widokiem. Nic jednak nie mogło równać się wizji Very, która wpatrzona w swoje stopy traci wątek życia, siedząc na beczce tam, gdzie posadziła ją Pogad.

- Kapitanie? - Podpytał znów Ohar, bo odpowiedź "nic" nie była oczywiście akceptowalna. Mężczyzna miał jednak na tyle oleju w głowie, by nie prowokować kolejnych odpowiedzi. Kapitan sama wiedziała, co zrobiła i teraz będzie musiała mierzyć się z konsekwencjami.

Stwierdzenie, iż stryczek został przygotowany na próżno, spotkało się z kilkoma westchnięciami ulgi. Nikt nie protestował, nawet jeśli chwilę wcześniej gotów byli kopnąć stołek spod nóg Sovrana i patrzeć, jak ten dynda na sznurze, walcząc o ostatnie oddechy.

- Zamknęłam go w dziobowej. - Powiedziała Pogad, wspierając dłonie na biodrach. - Szedł pokorniutko jak owieczka. Nieźle go wystraszyłaś, kapitanie. - Orczyca kwinęła na kogoś głową. -Nas wszystkich.

Już po chwili inny załogant prowadził do Very elfa. Nikt go nie pętał tym razem, ale wątpliwym było, by chciał uciekać. Unosił spojrzenie na stryczek raz po raz, wciąż nie mając pewności, czy pętla przyda się jeszcze dzisiaj.

- Kapitanie, może chcesz się przebrać i położyć. - Zatroszczyła się Yala. - Wystawimy straże, nikt ci nie przeszkodzi.

- A może trzeba jej polowania, a? - Zagadnął Nepal. Podszedł bliżej, a dym z fajki, którą kopcił, zaszczypał Verę w oczy. - Zarżnie paru niebieskich i od razu będzie jej lepiej!
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

788
POST POSTACI
Vera Umberto
- Nie zamierzałam straszyć - odpowiedziała Vera bez przekonania, a potem pokręciła głową, rezygnując z jakichkolwiek wyjaśnień. Nikt nie zrozumie, bo tu nie było co rozumieć, gdy ona sama nie wiedziała, co się z nią dzieje. W milczeniu poczekała, aż Sovran zostanie do niej przyprowadzony, obserwując go ze swojej beczki. Wciąż nie podnosiła butelki do ust, jakby bała się, że znów zrobi coś głupiego, gdy zorientuje się, że jednak ma władzę w rękach.
- Wszystko, co dzisiaj przeszedłeś, było błędem. Moim - przyznała, patrząc w jego szafirowe oczy. Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów nie miała żadnego problemu z proszeniem o wybaczenie. Zepchnęła emocje w głąb siebie, w tym swoją wieczną dumę i butę. Była pustą skorupą, obojętną już względem wszystkiego. To musiało być dla zebranych bardziej szokujące, niż wszystko, co zrobiła przedtem. - Słowa nie cofną czasu, ale przepraszam cię, Sovran. Nie zrobiłeś nic złego.
Oparła butelkę na udzie i obróciła ją na denku, opuszczając wzrok.
- Dzisiaj - dodała na wszelki wypadek, bo wciąż pamiętała o wcześniejszym konflikcie, jaki nie został rozwiązany. - Zdejmijcie tę linę.
Przysłuchiwała się propozycjom załogantów, początkowo nie reagując na żadną z nich. Czy chciała zamknąć się w kajucie i położyć spać? Na pewno nie. Za bardzo bała się tego, co mogło do niej w tym śnie przyjść, skoro nie rozróżniała już rzeczywistości od wytworów swojej podświadomości. Choć normalnie chętnie przyjęłaby propozycję ustawienia przed drzwiami straży, żeby wszyscy dali jej spokój, teraz za bardzo brzmiało to jak bycie zamkniętą w wygodnym więzieniu własnych kwater. Mogliby jej później nie wypuścić. Z drugiej strony, dlaczego mieliby to robić? Wciąż jeszcze była ich kapitanem.
Przetarła oczy palcami wolnej dłoni, gdy zbyt blisko podszedł Nepal z tym świństwem, które palił, ale nie miała w sobie nawet energii do tego, by kazać mu się odsunąć.
- Dziękuję. Nie możecie mi pomóc. Poczekam na Corina. Muszę zobaczyć, czy nic mu nie jest. Decyzje na temat polowania... też on podejmie.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

789
POST BARDA
Na twarzy Sovrana malowały się skomplikowane emocje. Obok ulgi była niepewność, obok szczęścia pewne zdenerwowanie, gdy okazało się, ze Vera nie tylko przyznaje się do błędu, ale jeszcze przeprasza. Nie tylko elf był zdziwiony, ale i załoga. Piraci patrzyli po sobie, nie do końca wiedząc, jak reagować i czy w ogóle powinni.

- Cholera. To ci bez potrzeby nagadałam. - Burknęła Pogad, zdając sobie sprawę z błędu, jakim było dręcznie skazanego na śmierć maga.

Czarny, upewniając się, że ktoś został oddelegowany do zdjęcia liny, ostrożnie zajął miejsce obok Very, na innej beczce.

- Nie wiedziałaś. - Powiedział cicho, złączając ręce na własnych kolanach. - Co jest w twojej głowie? - Dopytał, ale bardziej, niż troska, przemawiała przez niego zwykła ciekawość. Coś się działo, ale nie rozumiał w pełni, co. - Ja... - Zawahał się jeszcze. - Ja pójdę do Karlgardu. Z kupcem. Będziecie mieć zdrajcę. Zdrajcę.

Kroki spod pokładu zdradziły nadejście tych, których tam pozostawiono. Na przedzie szedł Osmar, za nim Weswald, na końcu zaś Corin wspierający się na Olenie. Kobieta minę miała strapioną, a w oczach łzy. Corin wypatrywał jednak tylko Very.

- Ashton, bądź tak miły i wyczyść nam bronie. - Polecił mężczyźnie. - Są obok celi.

Choć pokrwawiony, Yett wydawał się nie być umierający. Weswald wykonał swoje zadanie.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

790
POST POSTACI
Vera Umberto
Pokręciła przecząco głową, odmawiając odpowiedzi na pytanie dotyczące tego, co działo się w jej głowie. Nie zamierzała przyznawać się do swoich absurdalnych wizji tutaj, teraz, przed całą załogą. Zarówno ta dotycząca boskiego potomka, jak i ta najświeższa, obie były kompletnie absurdalne. Sovran teoretycznie mógł być osobą, która byłaby w stanie jej pomóc, ze względu na swoje doświadczenie z magią wpływającą na umysł, ale czy chciała znowu go o to prosić? Nie. Nie mogła być mu winna jeszcze więcej. Poradzi sobie z tym wszystkim sama, a jeśli nie, to po prostu...
To po prostu nic. Tym razem nie miała dla siebie żadnego sensownego rozwiązania.
- Nie tak to miało być załatwione - westchnęła po deklaracji elfa. - Zobaczymy jeszcze.
Chciała powiedzieć, że spróbuje to załatwić inaczej, ale nie miała siły załatwiać niczego. Nie miała motywacji, przekonania w słuszność własnych działań. Bo co, jeśli pająka też sobie wymyśliła? Nie, to nie było możliwe, przyjechała na nim na plażę, rozmawiała o nim z Hewelionem. Pająk był prawdziwy. Przetarła twarz dłonią.
Uniosła wzrok dopiero, gdy usłyszała kroki. Oczywiście, że felczerka płakała. Vera była najgorszym, co spotkało jej wspaniałego pana Yetta, co teraz tylko udowodniła, doprowadzając go do takiego stanu. Młoda, słodka Olenka nigdy nie wpadłaby w taki szał. Młoda, słodka Olenka była zdrowa na umyśle.
Kiedy spojrzenia jej i Corina się spotkały, zsunęła się z beczki i odstawiła nietkniętą butelkę na miejsce, z którego wstała. Ale tam też została, stojąc wyczekująco w miejscu i nie ruszając się, jakby to ją mieli tu zaraz powiesić. Cała niezłomna pewność siebie Very Umberto teraz uleciała, gdy patrzyła na Yetta, czekając, aż się do niej odezwie. Aż powie jej, co ma robić. Żaden ze stojących wokół niej załogantów nie miał znaczenia, patrzyła tylko na niego - na tego, któremu przyrzekała wiele, a zamiast tego rzuciła się na niego z mieczem.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

791
POST BARDA


Sovran nie naciskał. Bawił się przez chwilę swoimi dłońmi, zaciskając je na kościstych kolanach, a następnie wykręcając palce, by w końcu podeprzeć się po obu swoich stronach na beczce. Walczył ze sobą, by dalej dociekać, lecz widząc stan Very, dał jej spokój.

- Pójdę. - Dodał tylko cicho. To nie było miejsce na takie deklaracje, lecz czuł, że musi to podkreślić.

Corin był wyprostowany i dumny, jak zwykle, jakby plamy krwi na jego ubraniach nie były z jego krwi, jakby dziewczyna obok niego wcale nie miała mokrych oczu przez to, co się działo. Gdy Vera okazała słabość, to on musiał stanąć u dowodzenia.

- Pogad, znajdź Irinę. Udacie się na spotkanie z kapitanem Hewelionem, Rrgusem i Leobariusem o zachodzie słońca. Nie podejmujcie jeszcze żadnych decyzji. - Polecił oficer, zerkając tylko przelotnie na orczycę, która w odpowiedzi na to zasalutowała, przyjmując rozkaz. - Pozostali, wracajcie do pracy.

Yett miał oczy tylko dla Very. Podszedł do niej powili i ujął ją pod ramię, by delikatnie poprowadzić w stronę ich własnej kajuty. Już w jej zaciszu usadził ją na łóżku, delikatnie, jakby była ze szkła, po czym usiadł obok. Z bliska Vera widziała jasne linie na jego twarzy, pozostałe po ranach, i ciemne cienie pod oczami. Corin stracił dużo krwi, choć nie na tyle, by było to zagrożeniem dla jego życia.

- Vera, powiedz mi wszystko, od początku. Powiedz, co mam zrobić. Kogo wyrzucić z załogi. - Zaczął wprost. - Sovran odejdzie, jeśli nie możesz na niego patrzeć. Ja odejdę, jeśli będę musiał.

W oczach oficera znów zalśniło złoto. Gdzieś w oddali Vera usłyszała śmiech, delikatny, dziewczyny... Mógł być śmiechem którejś z kobiet Velindre. Ale dlaczego przypominał śmiech... Dziecka?

- Jak mam Ci pomóc?
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

792
POST POSTACI
Vera Umberto
Potrzeba zakwestionowania decyzji Yetta przyszła naturalnie. Po co wysyłać Irinę i Pogad na to spotkanie? Nie lepiej było je przełożyć? Albo po prostu poczekać do wieczora i zobaczyć, co dalej? Corin mógł iść tam sam, albo nawet z Verą, która tylko siedziałaby z boku, oddając mu pałeczkę dowodzenia, ale przynajmniej nie zrzucaliby tego na kogoś innego. Mimo to, ten jeden raz powstrzymała się od komentarzy, zakładając, że oficer wie, co robi, nawet jeśli ona podjęłaby inne decyzje. Ruszyła za nim do kajuty, a potem opadła na łóżko, wbijając spojrzenie we własne dłonie.
Nie potrafiła odpowiedzieć na jego pytania, bo jedyne, czego chciała, to odzyskać kontrolę nad własną głową, a on nie mógł jej tego dać. Jak się okazywało, Sovran nie był problemem, a przynajmniej nie dla jej związku, jak się obawiała i jak przedstawiała jej to ta idiotyczna wizja sprzed... ile mogło minąć? Godzina? Tak się stoczyć w ciągu godziny. Żenujące. Samego Corina też nie chciała stracić, nawet jeśli niesiona wściekłością twierdziła co innego.
Gdy uniosła wzrok, a w jego źrenicach przy akompaniamencie dziecięcego śmiechu znów zatańczyło złoto, Vera tylko jęknęła. Zacisnęła powieki i zatkała uszy, choć wiedziała, że nic to nie da.
- Przestań, błagam. Nie teraz - wyszeptała, nie mówiąc do oficera, a do boga, który uznał ten moment za idealny do przypomnienia jej o swojej propozycji nie do odrzucenia. A może nie do boga, może mówiła do własnego chorego umysłu. Ani jedno, ani drugie nie miało jej odpowiedzieć.
Chwilę tak siedziała, czekając, aż wszystko ucichnie i się uspokoi. Dopiero wtedy wyprostowała się i utkwiła spojrzenie w jasnej linii na czole Yetta, znaczącej miejsce, w które trafiła. Uniosła dłoń i przesunęła palcami wzdłuż tego namacalnego dowodu jej szaleństwa. Potem bez słowa obejrzała wszystkie te miejsca na skórze mężczyzny, które widać było przez porozcinaną koszulę. Chciała zobaczyć każde z nich, upewnić się, że jest zaleczone. W końcu podniosła się, tylko po to, by uklęknąć przy nodze Corina i rozsznurować brzeg cholewy jego buta, a potem wyciągnąć z niego nogawkę spodni, żeby sprawdzić, czy pierwsza rana, którą zadała, dzięki magii Weswalda także zniknęła.
Kiedy to zrobiła i faktycznie wszystko okazało się być już w porządku, znów straciła jakąkolwiek motywację do działania. Tak, jak klęczała na podłodze, tak usiadła na piętach i pochyliła się do przodu, opierając czoło o kolano oficera, bezradna i kompletnie zrezygnowana.
- Nie zostawiaj mnie - poprosiła.
Znów długo milczała, zanim zdecydowała się na kolejne słowa. A te przychodziły z trudem, większym, niż mogłaby się spodziewać.
- Widzę... rzeczy. Od tamtej nocy, której odwiedził mnie... której wydawało mi się, że odwiedził mnie posłaniec Ula - zaczęła niepewnie, nie podnosząc głowy. - Myślałam, że to był tylko sen, ale potem obudziłam się z tym kościanym wisiorkiem na szyi, więc założyłam, że z jakiegoś idiotycznego powodu Ul naprawdę mnie wybrał... ale teraz... teraz już nie wiem. Może kupiłam go sama i o tym nie pamiętam. Ta ostatnia wizja nie miała nic wspólnego z Ulem, ale skoro nie wywołał jej Sovran, to jakie jest prawdopodobieństwo, że przypałętała się do mnie z zupełnie niezależnego powodu? Wymyśliłam sobie to wszystko. Miałeś rację, Corin. Ja... jestem... ze mną jest coś nie tak.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

793
POST BARDA


Pogad i Irina zostały wysłane na spotkanie tylko w jednym celu: by Siódma Siostra miała przedstawiciela. Od kobiet zależało, jak wyjaśnią nieobecność pani kapitan i jej oficera, jednak były dość rozsądne, by nie rozgadywać, iż kapitan Umberto straciła rozum.

Przynajmniej Corin przy niej był, choć nie rozumiał. To, co działo się z jego żoną, przerażało go, a kiedy pojawił się kolejny atak, złapał ją w ramiona i przycisnął do piersi, gdy błagała o zaprzestanie... Ale czego? Był przerażony jeszcze bardziej niż jego ukochana. Przymknął oczy, czując jej palce na twarzy.

- Chcę Ci pomóc. - Przypomniał. - Nie przejmuj się mną, Weswald poradził sobie z każdym rozcięciem. Były czyste, łatwe do zamknięcia. - Dodał. Zadane doskonale ostrym mieczem rany zadklepiły się niemal bez pozostawienia śladu. Jasne linie wkrótce znikną, a utrata krwi zostanie zniwelowana przez silne ciało mężczyzny. Protestował tylko odrobinę, gdy Vera postanowiła obejrzeć jego łydkę. - Jestem przy tobie. - Obiecał, nachylając się, by również w tak niecodziennej pozycji przytulić ukochaną. Wkrótce zsunął się z łóżka, przed Verę, by ta mogła ulokować się między jego nogami, chroniona przed światem. Słuchał uważnie, nie przerywając jej.

- Te rzeczy, które widzisz... Może to echo magii Sovrana? - Zaproponował. - Nie wierzę, że Ul mógłby zesłać na ciebie taki ból. Pamiętam, gdy przyszłaś z tym wisiorkiem. Mówiłaś... Niecodzienne rzeczy, o bogach. Może powinnaś udać się do świątyni, porozmawiać z kapłanami? - Podsunął. - Byłem z tobą cały czas, w Porcie Erola. Nie pamiętam, żebyś kupowała coś takiego... Nie nosiłabyś czegoś tak prostego i taniego z własnej woli. - Przypomniał, bo znał Verę na tyle, by móc to stwierdzić. - Może powinniśmy się pomodlić, może Ul przemówi do ciebie po raz drugi? Powie, czego chce, co powinnaś zrobić? Pomogę Ci w tym.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

794
POST POSTACI
Vera Umberto
Pokręciła głową.
- Nie powinno do tego dojść. Mówiłam o pojedynku wielokrotnie, ale chciałam walczyć na równych zasadach. Ty się powstrzymywałeś, ja straciłam kontrolę. Nie wiem, jak mogłam na to pozwolić. Przepraszam, Corin. Nie wiem, co mogę zrobić, żeby ci to wynagrodzić.
Nie potrafiła pojąć tego, jak wielkim uczuciem musiał ją darzyć ten mężczyzna, skoro nie był na nią wściekły po czymś takim. Skoro chciał jej pomóc, zamiast zamknąć ją w kajucie i czekać, aż się opamięta. Wtuliła się w niego, gdy usiadł przed nią, na podłodze. Tyle mieli miejsc, gdzie byłoby im wygodniej, a wylądowali w wąskim przejściu obok łóżka. Ale może to i dobrze, było w tym coś bardziej intymnego, niż w dwóch fotelach, czy samej koi. Coś tak bezpiecznego, jak obręcz ciepłych, silnych ramion oficera. Podciągnęła kolana pod siebie i oparła głowę bokiem o jego klatkę piersiową.
- Jestem bezużyteczna, kiedy nie kontroluję własnej głowy. Kiedy pojawiają się w niej obrazy, na które nie mam wpływu. Co to za wizje? Raz bogowie, a raz sceny rodem z burdelu? Nigdy nie działy się ze mną takie rzeczy. Jak mogę podejmować jakiekolwiek decyzje, jak nie wiem, co jest prawdziwe, a co nie? Sam to powiedziałeś. Nie wiadomo, kto zawiśnie kolejny. Nie mogę na to pozwolić. Zbyt wielu ludzi jest ode mnie zależnych, zbyt wielu słucha moich rozkazów. Nie mogę w takim stanie...
Zamilkła na moment, bo myśl, choć wcale nie taka nowa, nie chciała przejść jej przez usta. Zmusiła się jednak.
- ...Nie mogę dowodzić statkiem.
Może odwiedzenie świątyni Ula nie było takim złym pomysłem. Gdyby zignorowała tę ostatnią wizję i skupiła się wyłącznie na odblaskach złota, jakie przelewały się przez jej rzeczywistość, nie pozwalając jej zapomnieć o nocnych odwiedzinach, może rozmowa z kapłanem pomogłaby jej znaleźć rozwiązanie. Może było wiele takich, jak ona? Może Ul wchodził kobietom do głów i obiecywał boskie dzieci każdej, która spędziła wystarczająco dużo czasu na morzu?
- Ja wiem, czego on chce. Powiedział mi od razu, ale odmówiłam. Nie chcę tego robić. Nie mogę tego zrobić - zaprotestowała, ponownie kręcąc głową, a potem parsknęła pozbawionym rozbawienia śmiechem. - Zresztą, jak bardzo bezsensowne to jest? Vera Umberto, wybranką Ula? Tylko teraz słyszę ten głos, co jakiś czas. Widzę złoto w twoich oczach. To jest jakiś absurd, Corin, absurd. Miałeś rację. Musiałam oszaleć, bo nie da się tego wytłumaczyć inaczej.
Znów zacisnęła pięści. Miała wrażenie, że zaraz zostaną jej permanentne ślady po paznokciach - cztery małe, krwiste półksiężyce odciśnięte we wnętrzu każdej dłoni. Co zrobi Yett, jak mu powie? Zamierzała mu powiedzieć. Już chyba nie mogła zaprezentować się dzisiaj w gorszym świetle.
- Ul chce, żebym urodziła mu syna - wyrzuciła z siebie w końcu.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

795
POST BARDA
- Będziemy się jeszcze pojedynkować. - Obiecał Corin, otaczając Verę ramionami, a dalszą strefę ograniczając ugiętymi w kolanach nogami. - Na innych zasadach. Będzie mi to wynagrodzone, gdy wrócisz do zdrowia. - Mruknął, nie wyznaczając żadnej ceny za swoje uczucie. Choć ledwie chwilę wcześniej mógł stracić życie i błagał, by Vera przestała, tak teraz na powrót wrócił do swojego zwyczajowego usposobienia. - Wymyślimy, co z tym zrobić, dobrze? Wiem, że go nie lubisz, ale będziemy musieli zapytać Sovrana o radę, co z tym zrobić. Nie musimy dzisiaj. - Podkreślił, by kapitan nie czuła się zmuszona do obcowania z elfem natychmiast. - Jeśli to wizje od Ula, musiały mieć jakiś cel. Co mogłoby dowieść... co mógłby dowieść mój romans? Z nim? - Zastanowił się moment, ale nic nie przyszło mu do głowy, więc po chwili ciągnął dalej. - Ja powiem ci, co jest prawdziwe, a co nie. Możesz mi wierzyć. Wierzysz mi, prawda?

Dłonie Yetta powoli gładziły plecy Very. Nikt im nie przeszkadzał, choć słyszeli głosy swojej załogi, kroki na pokładzie, tubalne pokrzykiwania Osmara, który dowodził załogą pod nieobecność oficerów. Wszystko było tak, jak być powinno, a jednak... życie wywróciło się do góry nogami.

- Każdy wyrok poddamy głosowaniu. Ja, ty, Irina, Osmar. - Zaproponował Corin miękko. - Jeśli nie będziesz czuć się na siłach, przejmę ster. Wkrótce wszystko wróci do normy. Znajdę sposób.

Corin zamilkł, gdy usłyszał, czego od Very żądał Ul. Gdyby sytuacja była inna, być może powstrzymywałby śmiech, lecz obecnie... zastanawiał się, z której strony najlepiej ugryźć problem.

- To nie ma sensu. - Zauważył w końcu. - To bóg. Dlaczego chciałby mieć dziecko... ze śmiertelniczką? Zgadzam się, że byłabyś najlepszym wyborem, lecz to niepodobne do Ula. Ulici nie skupiają się przecież na rodzinie. Jesteś pewna, że to wiadomość od Ula? Naszego Ula? To on dał ci tą rybkę? Jak miałabyś się na to zgodzić? Modlić się o... boskiego dziedzica?

Na zewnątrz znów rozległ się daleki, dziecięcy śmiech.
Obrazek

Wróć do „Wschodnia baronia”