POST POSTACI
Vera Umberto
- Nie obchodzi mnie to - mruknęła pod nosem i zmarszczyła brwi. Nie podobało się jej wypominanie, do jakiego uciekł się Yett. Wcale nie była dumna z tego, że jest Sovranowi tyle winna. - Uratuję mu życie jeszcze dwa razy i będziemy kwita. Póki co skończyłam już ze staraniem się, żeby jaśnie wielmożny książę był zadowolony z życia. Już mu to powiedziałam: radziłam sobie kiedyś bez jego magii i będę radzić sobie bez niej dalej, skoro tak mu przeszkadza, że traktuję ją tak samo, jak zdolności każdego innego załoganta. Niczego od niego nie chcę. Vera Umberto
Rzuciła Silasowi wściekłe spojrzenie, które gdyby mogło, zabiłoby go na miejscu. Jej poranny doskonały humor pozostał tylko wspomnieniem, choć prawdopodobnie wróci, gdy tylko zmienią temat. Póki co jednak rozmawiali o Sovranie, a to sprawiało, że jej samopoczucie było dalekie od dobrego.
- Nie wkurwiaj mnie, Silas, bo nie ręczę za siebie. Idź się lepiej swoją Gustawą zajmij - warknęła tylko. Niech sobie idą drzeć koty i kłócić się o kurki na zapleczu. Złapała kufel i duszkiem wypiła jego zawartość do samego dna, żałując, że nie zamówiła sobie jednak czegoś innego, mocniejszego. Z drugiej strony, wciąż było stosunkowo wcześnie, nie powinna chodzić znietrzeźwiona od samej pobudki. Zakochani, kurwa. Bliżej jej było do znalezienia wspólnego języka z Labrusem, niż z tym elfem, co chyba jasno świadczyło o tym, jak beznadziejny to był przypadek. Labrus w końcu nie gustował w kobietach, a ona nie gustowała w nim. Ani ogólnie nikim, poza Corinem. I za Corinem też nieszczególnie, w tym konkretnym momencie.
Pojawienie się mężczyzny, który dostarczał pocztę z Karlgardu, było dokładnie taką zmianą tematu, jakiej Umberto potrzebowała. Wyprostowała się i zmierzyła człowieka spojrzeniem. Znała go? Na której jednostce tu przypłynął? Raczej nie na jednoosobowym slupie z samego miasta. Momentalnie zapomniała o Sovranie.
- Kto to jest? - spytała, wychylając się w kierunku Leobariusa. - On dostarcza te listy? Może ma kolejny od Rivery?