[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

241
POST BARDA


Erinel być może trzymał w ryzach Pocałunek Krinn, za to Brun pozwolił im rozkwitnąć jako piraci i zbiry. Ci, którzy mieli odejść, zdążyli uciec z załogi przez ostatnie pół roku. Pozostałym pasował styl panowania Bruna i Herringa.

Nie dając się sprowokować, Vera stanęła na podwyższeniu i zaczęła przemowę. Nie patrzyła na kapitanów, nie widziała ich twarzy. Nie widziała też zdziwienia, które malowało się na twarzy kapitana Pocałunku Krinn. Doszły ją wzburzone okrzyki, nawołujące do zemsty, tak jak imiona tych, którzy stracili życie. Załogi krzyczały "za Robba! Za Erinela!", mówiąc też o pozostałych, których imiona Vera wymieniała. Nawoływali do wymierzenia sprawiedliwości, zagłuszając płacz dziewcząt. Ponad żałobę wybiła się złość i chęć zemsty.

Corin skinął głową, dając znać, że jest obok, że będzie wsparciem. Dzięki temu Vera mogła zignorować prychanie Bruna, gdy tylko wspomniała o Erinelu i jego ostatnim marzeniu poprowadzenia Pocałunku.

- Pierdolenie! - Odezwał się Herring, całkiem niespodziewanie. - Erinela zajebały syreny!

Vera przewidziała, co będzie się działo. Mężczyźni i kobiety, prowadzeni przez ocalałych, szybko przemówili do rozumu Herringowi. I choć obyło się bez przemocy, a oparło na jasnym przestawieniu faktów i opinii o rozumie Herringa, bosman zamknął parszywe usta.

Choć Vera wątpiła w swoje umiejętności oratorskie, po przemowie mogła stwierdzić, że tłum pójdzie za nią choćby i na Karlgard. Ludzie, elfy, orkowie, gobliny i niziołki, wszyscy nawoływali się nawzajem do ataku, z Verą jako ich admirałem. Ku pamięci tych, którzy zadarli z piratami. Nawet Brun krzyczał, choć początkowo nie wykazywał entuzjazmu. Pan Herring skrzyżował ręce na piersi i wpatrywał się w Verę z dezaprobatą.

Trip, nim zaczął śpiewać, poczekał, aż tłum się uspokoi. Następnie słowo po słowie, zaintonował pieśń, którą szybko podłapali żeglarze i dołączyli się do pieśni. Piraci z Siostry zajęli się dystrybucją rumu, Vera dostala kubek jako jedna z pierwszych.

- Dobra robota. - Powiedział Corin, a dla pokreslenia swoich odczuć odnośnie jej przemowy, objął ją i lekko, dyskretnie, ucałował w czoło. - Idzie Herring. - Ostrzegł, gdy zauważył go ponad ramieniem Very.

- Umberto! - Głos mężczyzny ledwie przebił się przez śpiew. - O czym ty opowiadasz?! Czemu oczerniasz Speke?! Współpracował z Pocałunkiem na długo, zanim kapitan Erinel błędnie chciał zaprosić do współpracy ciebie!

Tłum zaczął skandować nowe imię, gdy pierwsza pieśń ucichła.

Umberto! Umberto!
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

242
POST POSTACI
Vera Umberto
Wiedziała, że ma charyzmę, by pociągnąć za sobą tłumy, ale przez cały czas, od początku swojej przemowy obawiała się, że nie po to przecież tutaj przyszli. Nie chcieli być słusznie rozwścieczeni, tylko pogrążeni w żałobie. Ostatecznie okazywało się, że Vera chyba zapomniała o tym, z kim ma do czynienia, zbyt wiele czasu spędziwszy ostatnio z Gerdą i Oleną. To nie byli wrażliwi, pogrążeni w żalu cywile. Gdyby którykolwiek z nich trafił na ten sam widok i dowiedziałby się tego samego, ogarnęłaby go taka sama żądza zemsty. I dobrze; z tym potrafiła sobie poradzić, takich potrafiła poprowadzić. I nawet jeśli niekoniecznie widziała się w roli admirał, która oficjalnie zorganizowałaby atak pirackiej floty na miasta, tak ich entuzjazm był... budujący. Nastrój Very momentalnie poszybował w górę, niezależnie od tego, czy Herringowi się to podobało, czy też nie. Poczuła, że może jednak ma siłę sprawczą. Może jednak będzie w stanie z pomocą innych załóg w drobny mak rozpierdolić wszystko, co przez ostatnie miesiące zbudować zdążyła Kompania Handlowa Błogosławieństwa Ula. Wytną w pień wszystkie niebieskie płaszcze, tak jak obiecał jej Corin, zostawiając po nich wypaloną pustkę, której nikt nie odważy się wypełnić na nowo. Gdy skandowali jej nazwisko, miała wrażenie, że nie istnieje nic, czego nie byłaby w stanie osiągnąć.
Dotyk Yetta nieco sprowadził ją na ziemię. Uniosła na niego swoje rozpalone spojrzenie i uśmiechnęła się do niego znad kubka rumu, nie wiedząc, czy jest bardziej zadowolona z efektu, jaki osiągnęła, czy z tego, że słowa oficera to potwierdzały. Byli na dobrej drodze, nieważne jak ryzykowna by ona nie była. I nawet ta dziwnie niepasująca do okoliczności nagła chwila czułości nie zmieniła jej nastawienia.
- Popłynie za nami całe Harlen - odpowiedziała mu z przekonaniem. - Jak dobrze pójdzie, uszyjemy żagle z niebieskich płaszczy.
Absurdalna wizja, ale Vera była wystarczająco podekscytowana, by się tym drobnym faktem nie przejmować. Nadchodzący Herring za to stanowił już nieprzyjemną drzazgę w zadku całego świata. Marda mogłaby znowu sprać mu pysk i ustawić go do pionu. Kapitan odsunęła się od Corina o krok i odwróciła się do mężczyzny, który najwyraźniej uznał, że najlepiej ze wszystkich tu zgromadzonych wie, czy Umberto kłamie, czy też nie. Powoli wypiła zawartość kubka, nie odrywając wzroku od jego oburzonej gęby.
- Speke wisi na wejściu w zatokę, obok Anny Caldwell. Jestem zaskoczona, że w swojej nadzwyczajnej spostrzegawczości tego nie zauważyłeś - poinformowała go chłodno. - I zawisną tam wszyscy, którzy będą stanowić problem dla tej wyspy. Sugerujesz mi, że kłamię? - zrobiła krok w jego stronę. - Ja, moja załoga i wszyscy uwolnieni, wszyscy kłamiemy, tylko po to, żeby ukarać za coś twojego niewinnego przyjaciela Augusta?
Zmrużyła oczy w irytacji, mimowolnie zaciskając wolną dłoń w pięść.
- Jeśli ci się nie podoba to, co usłyszałeś, to wypierdalaj z mojego statku. Płyń do Karlgardu i zgłoś się do Kompanii na miejsce Speke'a. Pewnie dobrze płacą za bycie sprzedajnym chujem. Obawiam się tylko, że będziesz musiał płynąć wpław, bo twój nowy kapitan jednak ma trochę oleju w głowie.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

243
POST BARDA


Vera Umberto nie sprawiła, że zagrzani w boju marynarze popłakali się jak dziewczynki, ale osiągnęła lepszy skutek - piraci zapragnęli zemsty. Gdyby nie obecność ocalałych, z pewnością trudniej byłoby udowodnić grzechy Speke'a, ale naoczni świadkowie byli bardziej niż chętni, by dzielić się z pozostałymi tym, co działo się w Kompanii. Po pierwszej pieśni nastąpiła kolejna, mniej smutna, a zgrzewająca do walki. W oczach mężczyzn, to Vera była tą, która miała poprowadzić ich do boju. Przed panią kapitan czarował się obraz przyszłości, gdzie staje się królową piratów, jej imię na ustach wszystkich morskich zbirów, ale też strażników.

Corin zaśmiał się lekko na jej wizję, ale nie próbował sprowadzać kapitan na ziemię. To była ich noc, gdzie mieli uczcić poległych i snuć plany ratowania tych, którzy wciąż żyli. Żaden z obecnych kapitanów nie oponowałby, gdyby na rejach ich statków zawisły zwłoki ubrane w niebieskie płaszcze.

Na wieść o tym, że to zwłoki Speke'a wiszą u wejściu do zatoki, Herring poczerwieniał. Nie rozpoznał dawnego kamrata.

- Nie wiem, w co pogrywasz, Umberto, ale radzę ci, przestań! - Warknął w jej kierunku. - Wrabiasz Speke, kto będzie następny? Filemin? Tukston? Radzimił? - Wymieniał kapitanów, z którymi najwyraźniej miał dobry kontakt.

- Każdy z nich. Jeśli okażą się zdrajcami. - W rozmowę wtrącił się Corin. - Kapitan Umberto chce cię poza jej statkiem. Pozwól, że pomożemy.

Yett kiwnął na mężczyznę stojącego niedaleko, jednego z tych, których uwolnili z Ujścia. Nie trzeba było mu dwa razy powtarzać. Przy przekleństwach i groźbach, złapali Herringa za fraki i pomogli mu przeleciec nad relingiem. Wpadł w wodę z pluskiem.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

244
POST POSTACI
Vera Umberto
Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej, patrząc tylko z zadowolonym uśmiechem, jak pan Herring leci do wody. Plusk, jaki nastąpił ułamek sekundy po przerzuceniu go przez reling był wyjątkowo przyjemny dla jej uszu.
- Chyba masz nowe hobby, Corin – stwierdziła, podchodząc bliżej i opierając się łokciami o barierkę, by wyjrzeć za przerzuconym przez nią mężczyzną. – To już druga twoja ofiara. Kto będzie następny?
Herring wynurzający się spod powierzchni i rozpaczliwie łapiący oddech był czymś, czego potrzebowała do pełni szczęścia. Pod warunkiem, że sama była sucha i bezpieczna na pokładzie statku, ale chyba jej Corin wyrzucać nie zamierzał, prawda? Nie tym razem.
- Zrobili ci przysługę! – zawołała do Herringa. – Możesz od razu płynąć do Karlgardu!
Daleka była od przekonywania go, że mówi prawdę. Niech się za to weźmie Brun, jak obaj wrócą na pokład Pocałunku, bo najwyraźniej nowy kapitan nie miał problemu uwierzyć w to, z czego zdawało sobie sprawę całe Harlen – że zostali zdradzeni i wykorzystani, a teraz należało wymierzyć słuszną zemstę. Odwróciła się z powrotem do tłumu na pokładzie i skupiła na śpiewanej przez zgromadzonych pieśni. Trzeba było przyznać, że Trip potrafił śpiewać równie dobrze, co dobierać swój repertuar. Sama nawet przez moment nuciła pod nosem razem ze wszystkimi, dopóki nie poszła po dolewkę rumu. A potem, z kubkiem przyjemnie uzupełnionym, pewnym krokiem skierowała się w stronę kapitanów, z którymi zamierzała nawiązać współpracę. Leobarius na pewno wchodził w grę, może nawet okrucieństwo Bruna w tym przypadku stanowiło doskonały środek do osiągnięcia celu? Kogo jeszcze miała teraz na wyspie? Chciała zaproponować im spotkanie jutro, w samo południe, w celu omówienia realnych oczekiwań i możliwości.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

245
POST BARDA


- Henri. - Corin skinął głową ponownie, tym razem w stronę Very. - Ciebie muszę jeszcze raz!

- Panie Yett, ty to taaa! - Westchnął rozmawiony Henri, przyglądając się, jak Corin łapie Verę w pół i unosi lekko, ledwie parę centymetrów, jakby groził, że ją również przerzuci przez burtę! Na grożeniu się skończyło, a Umberto przynajmniej zobaczyła, że Henri nie wystąpi przeciwko niej. W żartach, przynajmniej.

Szczeniackie zachowanie zauroczonego Corina nie było na miejscu, choć i tak niewiele osób zwracało na nich uwagę. Wielki plusk, który wywołał Herring swoim wylądowaniem w wodzie, przyciągnął wzrok tylko paru osób, które szybko zajęły się na powrót pieśnią zaintonowaną przez Tripa lub rozmowami między sobą. Również jego przekleństwa z poziomu wody niknęły w gwarze Siódmej Siostry.

Yett nie zatrzymywał jej w miejscu - pozwolił, by poszła do załóg. Jaki nowy przedstawicieli interesu uwięzionych przez Kompanię, musiała nawiązać dość kontaktów, by przedsięwzięcie wypaliło. Kuć żelazo, póki gorące - było najlepszym sposobem.

Leobarius wraz z Brunem, kapitanem Hewelionem i kapitanem Urongiem rozmawiali w pewnym oddaleniu od reszty tłumu. Prawie każdy miał w rękach kubek rumu - poza Hewelionem, którego pusty już kubek obracała tresowana małpka, która zwykle przesiadywała na jego ramieniu.

- Kapitan Umberto. - Leobarius w eleganckimi geście ściągnął kapelusz i ukłonił się Verze. - W imieniu swoim i mojej załogi chciałbym podziękować za dzisiejszą możliwość opłakania naszych braci, straconych przez niesprawiedliwość.

- Nie pierdol. - Wszedł mi w słowo Brun. - Mniej pierdolenia, więcej działania. Kurwa, Umberto. Nie miałem pojęcia, że Erinel ciągle tam gdzieś żył. - Powiedział z dziwną nutką w głosie, jakby naprawdę było mu szkoda elfiego kapitana. - I ciężko mi uwierzyć, że po prostu umarł po tym, jak go uratowałaś. Obserwuję cię, Umberto. - Rzucił niejasną groźbą.

- Co przywodzi na myśl pytanie - do rozmowy wtrącił się Hewelion. Ciemnowłosy kapitan z nieładną blizną na połowie twarzy widział już swoje lepsze dni, jednak wciąż pozostawał wyprostowany i dumny, jak młody oficer, którym był, nim jego statek został zaatakowany przez piratów, a on sam został oszpecony w walce, a następnie przeciągnięty na piracką stronę. Od tych wydarzeń minęło już piętnaście lat, które przeżył na zbójeckich wodach nim pół dekady tenmu dorobił się własnego statku, Dłoni Sulona. - Komu możemy ufać? Skąd pewność, że dzisiaj, między nami, nie śpiewają zdrajcy?

Kapitan Urong, ork z Urk-Hun dowodzący Dumą Mirk'hesh, pozostał milczący.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

246
POST POSTACI
Vera Umberto
Zachowanie Corina może i było nie na miejscu, ale Vera miała teraz inne sprawy na głowie. Dostał tylko lekko pięścią w ramię, gdy już ją odstawił, upomniała go też krótkim komentarzem "nie tutaj", ale lekkie rozbawienie w jej oczach zmniejszało siłę przekazu. Tak czy inaczej, nawet jeśli była podekscytowana skutecznością swojej przemowy i nawet jeśli cała wyspa już o nich wiedziała, Vera nie czuła się komfortowo z publicznym wyrażaniem jakiegoś... przywiązania. Powinni o tym porozmawiać, tylko wciąż jakoś nie było kiedy.
Skinęła głową w odpowiedzi na podziękowania Leobariusa, ale to słowa Bruna sprawiły, że Vera całkowicie wróciła na ziemię. Zmarszczyła brwi i przeniosła na niego zirytowany wzrok.
- Popłynęłam do Tsu'rasate po uzdrowicieli dla niego - odpowiedziała mu oschle. - Próbowałam go tu dowieźć. Próbowałam go uratować. Nie zarzucaj mi, Brun, że jestem odpowiedzialna za jego śmierć, bo przysięgam, że kurwa nie ręczę za siebie - wydęła usta w niezadowoleniu, opierając wolną rękę na biodrze. - Chociaż nie wiem dlaczego, ale czuję, że jakbym dostarczyła twojego byłego kapitana na Harlen, to też miałbyś do mnie o to pretensje. Nie musisz mnie lubić, ale przed niektórymi sugestiami wypadałoby się powstrzymać, Brun.
Długą chwilę jej zajęło, zanim jej chłodne spojrzenie przeniosło się z kapitana Pocałunku Krinn na Heweliona. Zadawał słuszne pytania. Takie, które od dawna już zaprzątały jej głowę. Równie dobrze mogli stworzyć plan, który spali na panewce, bo jedna kluczowa osoba okaże się zdrajcą.
- Nie mamy żadnej pewności, ale co mamy zrobić? Siedzieć i czekać, aż przyjdą też po nas? Nie będę ryzykować życia swojego i swoich ludzi, wybierając bezczynność. Trzeba działać.
Zerknęła na milczącego orka. Z nieprzeniknionej miny nie była w stanie wyczytać jego nastawienia.
- Według mojej wiedzy, Kompania ma jeszcze ośrodki w Everam i Karlgardzie. W tym drugim nie mogę się pojawić, bo moja twarz wisi tam na co drugiej tablicy ogłoszeniowej. A przynajmniej... nie powinnam. Być może niebieskie płaszcze działają też w innych miastach. Nie wiem. Miałam jeńca, ale zanim zdążył powiedzieć mi coś więcej, postanowił zadławić się krwią i umrzeć.
Oparła kubek z rumem na jednej z beczek.
- Wiem za to, że skupują więźniów z pirackimi powiązaniami, stawiając sobie za punkt honoru oczyszczenie z nich mórz. Łapią ich, albo odkupują z więzień, oferując skrócenie wyroku w zamian za pracę. O tym, że jest to niewolnicza i katorżnicza praca, już nie mówią. Warunki, w jakich ci ludzie przebywali...
Przerwała i pokręciła w milczeniu głową. Widok pręgierza wciąż śnił się jej po nocach. Raz wisiał na nim Erinel, raz Corin, czasem ona sama.
- Wiem też, że sama Siódma Siostra nie jest w stanie pozbyć się ich wszystkich. Sami będziemy tylko odcinać głowy, na których miejsca wyrosną kolejne. Trzeba odciąć wszystkie na raz - zakręciła kubkiem w miejscu. - Większość z was nie jest fanami współpracy z innymi i woli działać na własną rękę. Ja też. Ale to jest większe, niż jakieś preferencje i nie będzie trwać wiecznie. Jak czegoś z tym nie zrobimy teraz, to potem będzie już za późno. Podejrzewam, że od Speke'a wiedzą też, gdzie jest Harlen. To tylko kwestia czasu, zanim pojawią się tutaj.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

247
POST BARDA


Brun nie wyglądał na przekonanego. Zmarszczył czoło i obnażył zęby jak dziki zwierz.

- Phhhh... - Wyrwało się spomiędzy jego ust. Nie odniósł się do domniemanych oskarżeń, rzucił za to Verze spojrzenie spod byka, jakby był ledwie chwile od ataku. - Pocałunek Krinn jest mój. Wiadomo. - Oświadczył. - Nie był dość sprytny, żeby nie dać się złapać, nie zasługiwałby z powrotem na ster.

- Z całym szacunkiem dla zmarłego kapitana Erinela. - Wtrącił się Gregor, nim konflikt eskalował. - Jestem przekonany, iż doceniłby troskę swojego byłego oficera, tak jak i nasze plany odbicia pozostałych więźniów. Mamy jednak obecnie naglące problemy, które należy przedyskutować bez zwłoki.

Brun, choć niezadowolony, musiał przyznać mu rację.

- Obawiam się, droga Vero, iż Biały Kruk może nie być dość potężny, by zaatakować Karlgard. - Dodał Leobarius.

- Ani Dłoń Sulona. - Odezwał się znów Hewelion. - Ani Duma? - Spojrzał na orka, który przytaknął bez słowa. - Siódma Siostra byłaby najlepsza. Jest największa, może zabrać najwięcej ludzi. Ma najwięcej szans na powodzenie. Przykro mi, pani kapitan.

Nie było zdziwieniem, że nikt nie chciał wybrać się z atakiem na Karlgard. Everam brzmiało znośnie, ale Karlgard? Stolica była warownią, jej zdobycie było niemal niemożliwe.

Opowieść o sposobach Kompanii sprawiła, że kapitanowie strapili się. W nikłym świetle lamp, Hewelion delikatnie zbladł. Małpka na jego ramieniu rzuciła kubeczek po rumie za burtę. Ktoś zaczął przemawiać, ale jego głos niknął wśród okrzyków podekscytowanych załóg.

- Jeśli to pomoże, Vero, zaoferuję Białego Kruka jako wsparcie. Razem z mistrzem Ignhysem możemy okazać się pomocni. Pozwolę sobie zauważyć, iż powinniśmy atakować każdy port w tym samym momencie, by zniszczyć wszystkie łby hydry równocześnie.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

248
POST POSTACI
Vera Umberto
Powstrzymała się przed komentarzem dotyczącym tego, w jakim stanie był Pocałunek Krinn po kilku miesiącach pod dowództwem Bruna, głównie przez fakt, że ich nieprzyjemna wymiana zdań została przerwana przez innego z kapitanów. Może to i lepiej, przeszło jej przez myśl. Wcześniej czy później ich łajba rozpadnie się na środku morza i będą wpław płynąć do pierwszego lepszego lądu, tak jak Herring robił teraz. Jak to się stało, że Erinel miał dwóch takich tłuków jako swoich najbliższych współpracowników? Nie sądziła, by podzielał ich podejście do życia i całej reszty; wystarczyło spojrzeć na statek, albo na sam fakt, że elf rozważał współpracę z Verą, gdy oni nigdy by się nie zniżyli do tego, by proponować ją kobiecie.
No, prawie nigdy. Teraz sytuacja była wyjątkowa.
Pokręciła przecząco głową.
- Nie chodzi o to, żeby atakować całe miasto. Po co to robić? Nie chcemy przecież burzyć murów. Trzeba znaleźć centralę Kompani Handlowej Błogosławieństwa Ula i wyrżnąć wszystkich wewnątrz. Dowiedzieć się, do czego tam wykorzystują więźniów i ich stamtąd uwolnić. Przetransportować na statek i wypłynąć z Karlgardu, nie ryzykując tego, że zostanie on rozpoznany i zatrzymany, zanim zdąży znaleźć się na otwartym morzu.
Podniosła kubek z beczki i napiła się. Pieśń, wciąż śpiewana przez zebrane na Siódmej Siostrze załogi, zagrzewała chyba ich wszystkich. W oczach Very wciąż błyszczała determinacja.
- Siostra... musiałabym zamalować nazwę i zmienić żagle. Może nikt by się nie połapał... przez jakiś czas. Ale nie wiemy, czy Kompania tutaj też działa w porcie, jak w Ujściu, czy gdzieś w głębi miasta. Łatwo było wprowadzić więźniów z nabrzeża na pokład. Gorzej będzie, jak się okaże, że muszą przejść całe miasto, by dotrzeć na statek.
Utkwiła spojrzenie w brodatej twarzy Leobariusa, zamyślając się na moment. Jeśli zabraliby ze sobą Ignhysa, ich szanse znacząco by wzrosły. Biorąc pod uwagę, że mag zechciałby nosić spodnie i przydać się do czegoś konstruktywnego raz na jakiś czas. Uniosła głowę i rozejrzała się po zebranych, szukając wśród nich szalonego czarodzieja.
- Tak czy inaczej nie rzucałabym się na to bez przygotowania. Jeśli chcemy uratować więźniów, potrzebne są zapasy. Eliksiry leczące, zioła, medykamenty, nie wiem, nie znam się na tym. Olena, moja felczerka, mimo najszczerszych chęci nie ma umiejętności, które pozwalają leczyć takie wycieńczenie i wyciągać ludzi z objęć śmierci. Potrzebny jest lekarz, albo ze dwóch. Nie wiem, jak wyglądają wasze załogi pod tym względem.
Pociągnęła z kubka kolejnego łyka.
- Przydałoby się zrobić przynajmniej jakiś rekonesans, zanim uderzymy. Jak wygląda wasza sytuacja w tych dwóch miastach?
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

249
POST BARDA


Śmiechy przy trapie zasugerowały, że Pan Herring powrócił na pokład, jednak daleko było mu do chwały, którą zapewne wolałby zamiast wyszydzania. Mokry od stóp do głów mógł tylko kląć pod nosem.

Hewelion westchnął. Sięgnąwszy do kieszeni, wyciągnął mały owoc, który niemal bezwiednie podał małpce na swoim ramieniu.

- Czy stać na taką dywersję? - Zastanowił się na głos. - W Ujściu, jak mówili twoi marynarze, spaliliście pół miasta. To nie dywersja.

- Albo załoga Umberto gówno potrafi. - Wtrącił się Brun. - Albo chce wepchnąć nas do Karlgardu, żebyśmy zajęli się najcięższą pracą! Bo co, bo Pocałunek to taki nieznany? Albo Biały Kruk? Każdy z naszych statków musiałby być przygotowany!

Leobarius westchnął głośno.

- Panowie! I panie. - Wtrącił się znów, wchodząc w słowo Brunowi. - Musimy działać razem, jeśli chcemy pokonać Kompanię i uwolnić naszych braci. I siostry. - Poprawił się znów, jakby nie nawykł do tego, że wśród pirackiej braci są też kobiety. - Oczywiście, nikt nie może być zmuszany do brania udziału, ale musimy wiedzieć, że nie robimy tego wyłącznie dla nich, ale też dla siebie.

Urong pokiwał głową, zgadzając się z Gregorem.

- Powinniśmy zdobyć zapasy nim wyznaczymy, kto powinien zająć się którym portem. Jak już oferowałem, mogę zaproponowałać Białego Kruka w charakterze wsparcia.

- Mam w załodze lekarza. - Dodał Hewelion. - Tylko jednego. Jest dla mnie cenny.

Brun dopił rum z kubka jednym chałstem.

- Pocałunek jest znany wszędzie. - Burknął, machając na któregoś ze swoich marynarzy, by przyniósł więcej alkoholu.

- Duma na Archipelagu. - Odezwał się dotąd milczący ork.

- Kruk, tak jak i Dłoń Sulona, o ile mnie pamięć nie myli, znana jest w Everam i na zachód od niego.

- W rzeczy samej.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

250
POST POSTACI
Vera Umberto
- Dwa budynki - mruknęła w odpowiedzi. Spalenie pół miasta nie brzmiało najlepiej, nawet jeśli odpowiadałoby wtedy nastrojowi pani kapitan. Wtedy, i teraz w sumie też. - A wina poszła na Speke'a i Mżawkę i tak.
W odpowiedzi na kolejny inteligentny komentarz Bruna, Umberto warknęła ostrzegawczo, spoglądając na niego spod byka. Zrobiła krok w jego kierunku, gotowa zaangażować się w bardziej emocjonalną i może nieco bardziej fizyczną dyskusję, ale znów została uspokojona przez innego z kapitanów. W ostatniej chwili. Jej dłoń zacisnęła się już mocno na kubku, gotowa rozbić nim parszywą gębę Bruna. Słuchała tego, co mówili dalej, ale nie odwracała wzroku od kapitana Pocałunku Krinn, jakby czekała tylko na jeden niewłaściwy ruch, żeby kazać go stąd wyrzucić tak samo, jak jego oficera, czy jakie tam stanowisko zajmował teraz Herring.
- Słyszysz? Nie musisz brać udziału - wyciągnęła z słów Leobariusa to, co jej w tym momencie odpowiadało, by móc rzucić to Brunowi w twarz. - Jeśli potrafisz tylko obrażać mnie i moich ludzi, to nie widzę sensu we współpracy. Nie będę tego znosić przez następne tygodnie. Chcesz w tym pomóc, to przestań się zachowywać jak rozwydrzony gówniarz z kompleksem boga. A jak nie potrafisz inaczej, to nie wiem po chuj tu jesteś. Erinel przynajmniej rozumiał, co się do niego mówi.
Uprzejmym, choć wyjątkowo spiętym gestem wskazała mu zejście ze statku. Nie zamierzała się z nim użerać. Jakby miała za mało problemów na głowie i powodów do wkurwienia.
- Dlatego właśnie, że każdy ze statków musiałby być przygotowany, mówię o tym, co jest potrzebne - wyjaśniła powoli, jak pięcioletniemu dziecku, i to niezbyt mądremu. - Żeby uniknąć potem zaskoczenia.
Opróżniła kubek do końca i w końcu przeniosła wzrok z Bruna na Leobariusa, by skinąć głową w odpowiedzi na jego propozycję. Z nim mogła współpracować, mogli zaatakować razem. Kapitan Białego Kruka miał głowę na karku i nie cierpiał na ciężki przypadek wrażliwej męskości.
- Mamy też Mżawkę. Można ją dobrze wykorzystać. Speke jest oficjalnie pracownikiem Kompanii, a jego statek częścią ich floty. A nawet jeśli już są wyklęci po tym, co zrobiliśmy w Ujściu, to lepiej zrzucić winę na nich jeszcze raz, niż na któryś z naszych statków - omiotła spojrzeniem pozostałych kapitanów, teraz akurat celowo omijając nim Bruna. - Mżawka jest do wzięcia. Nie potrzebuję i nie chcę dwóch statków. Wymaga remontu, więc sprzedam ją tanio, gdyby któryś z was był zainteresowany.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

251
POST BARDA


Hewelion uśmiechął się półgębkiem, stroną twarzy, która nie była zniszczona przez blizny.

- Marynarze mają tendencje do przesadzania. - Zauważył, po raz kolejny podając małpce owoc. - Cieszę się, że to nie Siostra jest obwiniana.

- Panowie! Dość lizania się po chujach! - Wybuchł w końcu Brun. Zaciśnięte pieści sugerowały, że miał podobne odczucia do tych Verowych. - Nie widzicie, że dziwka chce was wciągnąć we własne interesy?! POCAŁUNEK KRINN. - Podniósł rękę, by zwrócić na siebie uwagę. - Wracamy na pokład!

Z tymi słowy, odwrócił się i odmaszerował, zapewne przekonany o własnej nieomylności i sprycie. Za nim w równym rządku podążyli jego załoganci, rzucający za sobą tęskne spojrzenia w kierunku tłumów i rumu. Przegapią całkiem dobry wojenny wiec!

Hewelion patrzył za odchodzącymi.

- Tęsknię za Erinelem. - Mruknął bardziej do siebie, aniżeli do innych. - Niech Ul wskaże mu spokojne fale.

Jedna załoga zdążyła zrezygnować. Nim ostatni pirat z Pocałunku zszedł z pokładu, do Very podszedł kolejny kapitan, którego nazwisko pozostawało dla niej tajemnicą. Ukłonił się lekko.

- Dziękujemy za zaproszenie, jednak Blask Jutrzenki nie będzie ryzykował własnych żyć wobec więźniów, których istnienie nie jest potwierdzone. Życzę miłego wieczora.

Kolejni piraci opuszczali statek, choć ledwie chwilę wcześniej śpiewali wraz z innymi i wygrażali Kompanii.

- Obawiam się, że obietnica bezpieczeństwa naszych braci to za mała nagroda dla niektórych Kapitanów. - Zauważył Leobarius. - Tak mi przykro, Vero.

Nie było chętnych na Mżawkę. Wszyscy pokręcili głowami, nie będąc chętnymi na odkupienie statku. Chwilę później do Umberto podeszło dwóch kolejnych kapitanów. Przeprosili, podziękowali i zabrali ze statku swoich ludzi. Siła Harlen malała z każdą chwilą.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

252
POST POSTACI
Vera Umberto
- Jakie, kurwa, interesy?! - odszczeknęła na słowa Bruna, ale nie kłóciła się z nim dalej. Zabierał swoją załogę i przede wszystkim siebie samego z powrotem na zdezelowany Pocałunek Krinn. Vera poczuła, jak rozluźniają się jej ramiona, pozostawiając po spięciu jedynie nieprzyjemny ból. Lepiej się czuła, gdy na jej statku nie było ani Bruna, ani Herringa.
Nie spodziewała się jednak, że kapitanowie zaczną się tak szybko wykruszać. Usiłowała ich jeszcze zatrzymać, każdemu z nich tłumacząc to, jak wielki problem stanowi Kompania Handlowa Błogosławieństwa Ula i co się stanie, jeśli nie zareagują wystarczająco wcześnie. Każdemu próbowała przemówić do rozsądku, ale trudno było to zrobić bez wychodzenia na zdesperowaną, więc nie była bardzo natrętna. Żegnała więc tych, którzy postanawiali się zebrać z Siostry, zachęcając jednak do pozostania chociaż do momentu, w którym skończy się rum.
Słowa Bruna utkwiły jej w głowie. Nie próbowała przecież wciągnąć w tę akcję nikogo dla własnych zysków. Nie miała w tym zresztą żadnych. Ryzykowała dla bezpieczeństwa swojego i innych, chciała uratować życia które nie zasłużyły na niewolę, może to był właśnie problem? Gdyby zaoferowała im góry złota, czekające w centrali Kompanii, z pewnością znalazłaby więcej chętnych. Z rozczarowaniem przypatrywała się pustoszejącemu pokładowi, a uczucie, że pójdzie za nią całe Harlen i Vera Umberto zmieni świat, zniknęło bezpowrotnie. To byli tylko piraci. Czego innego miała się po nich spodziewać? Odwróciła się do tych, którzy zostali i uśmiechnęła się do nich smutno.
- Jeszcze pół godziny temu sądziłam, że przeciwko Kompanii ruszy cała wyspa. Czy jutro się okaże, że Siostra zostanie z tym sama, tak jak sama była w Ujściu tydzień temu? - spytała cicho, bardziej samą siebie, niż któregokolwiek z nich. Uniosła wzrok na Leobariusa. - Nie jestem w stanie obiecać niczego. Nie mam nic poza okrojoną wiedzą i wspomnieniami tego, co widziałam. Jeśli się okaże, że na przykład w Karlgardzie nie ma więźniów, to sprawa będzie tym prostsza. Wystarczy wybić wtedy członków organizacji i spalić centralę. Nie wiem. Sądziłam że zabezpieczenie własnej dupy to dobra motywacja.
Oparła się łokciem o beczkę i przez chwilę stała tak, wpatrując się nieobecnym spojrzeniem w coraz mniejszy tłum na swoim pokładzie. Motywacja do działania spadała tak szybko, jak przedtem wzrosła. Oczekiwania a rzeczywistość to były dwie różne rzeczy.
- Jeśli do jutra się nie rozmyślicie, proponuję spotkać się w południe u Silasa - odezwała się w końcu. - Jak będziemy wiedzieć, ile statków jest do dyspozycji, łatwiej będzie cokolwiek zaplanować. Niemniej doceniam to, że nie zeszliście jeszcze z Siostry i przyznam, że mocno liczę na wasze wsparcie. Nie dla moich własnych interesów, choć tak twierdzi Brun - uśmiechnęła się krzywo. - Rum dzisiejszego wieczora funduje August Speke. Korzystajcie, póki się nie skończył.
Sama podciągnęła się na beczkę i usiadła na niej, już nie w nastroju, by aktywnie angażować się w śpiewanie pieśni i brylować w zebranym tu towarzystwie. Wychodziła z założenia, że jeśli ktoś będzie czegoś od niej chciał, to do niej podejdzie. Zajrzała do kubka, który okazał się pusty, ale nie ruszyła się z miejsca. Biały Kruk, Duma Mirk'hesh i Dłoń Sulona... To nie było nic. Mało, ale nie nic. Umberto wyobrażała sobie flotę, składającą się z kilkunastu statków, płynącą w stronę kontynentu by wymierzyć sprawiedliwość. Z kilkunastu zrobiły się cztery. Może Corin powinien jeszcze z kimś porozmawiać? On miał większą siłę przekonywania. Rozejrzała się za nim.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

253
POST BARDA


Żaden z piratów nie dał się przekonać. Sprawa była dla nich oczywista - ryzyko było wielkie, a nagroda dla nich marna. Życie więźniów, tych, o których zdążyli już zapomnieć lub uznać za umarłych, nie miało żadnego znaczenia w ich rozliczeniach. Kodeks nie obejmował stwierdzenia takiego jak "dobry uczynek". Każdy pracował na swój rachunek.

Dłoń Gregora została oparta na ramieniu Very w geście wsparcia.

- Nie bierz tego do siebie, Vero. - Spróbował ją pocieszyć. - Biały Kruk będzie z tobą.

-Oraz Dłoń Sulona. A Duma? - Hewelion spojrzał na Uronga, który również skinął głową. - Trzy jednostki i Mżawka.

- To coś, co należy zrobić. Nie musisz nic obiecywać, Vero. Jutro zbierzmy się u Silasa. Do tego czasu, zastanówmy się się, co każdy z nas może zaoferować.

Trip zaintonował znów smutną pieśń o pożegnaniu. Tym razem odezwało się mniej głosów, jednak ich zaangażowanie było wielkie. Trzech kapitanów zostało samych, by dyskutować dalej między sobą sprawę odbicia więźniów, o ile ci byli w Karlgardzie, Everam i innych miastach.

Corin siedział tam, gdzie był wcześniej, rozmawiał z Raylene i Echo. Obie siedziały przy nim, po obu jego stronach. Szeptali między sobą.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

254
POST POSTACI
Vera Umberto
Uśmiech na twarzy Very nawet na moment stał się szczery, niepodszyty żadną negatywną emocją. Czyli jednak na Harlen dało się też znaleźć takich, którzy nie byli obojętni na wszystko poza złotem. Skinęła głową do trzech kapitanów, którzy zgodzili się na współpracę i pozwoliła im odejść w swoją stronę, pewnie do własnych załóg, wciąż mocno zaangażowanych w śpiewanie szant.
Przez długą chwilę siedziała jeszcze na beczce, chłonąc nastrój tej nocy. Nie była nostalgiczną osobą, a takie spędy nie robiły na niej wrażenia, ale przysłuchiwanie się Tripowi przywoływało wspomnienia z dnia, w którym pochowali Erinela. Mówiła wtedy Corinowi, że czuła się, jakby zawiodła wszystkich. Teraz miała szansę nie zawieść. Doprowadzić do końca coś znaczącego więcej, niż pierwszy lepszy rabunek. I nawet jeśli miała mniejsze wsparcie niż to, na które liczyła, wciąż była zdeterminowana, by osiągnąć co sobie zamierzyła.
W końcu zeskoczyła z beczki i ruszyła w stronę Yetta i dziewcząt, najwyraźniej mocno zaangażowanych w omawianie jakichś świeżych ploteczek. Nie miałaby nic przeciwko poznaniu ich; przydałoby się jej coś, co odwróciłoby jej uwagę od nieco rozczarowującego wyniku swojej rekrutacji. Zanim jednak do tego doszło, musiała powiedzieć Corinowi, co wstępnie ustaliła. Po drodze poszła po dolewkę rumu, a potem, z pełnym już kubkiem, oparła dłoń o ramię oficera i usiadła obok.
- Leobarius, Hewelion i Urong są z nami - powiedziała, chwilowo przerywając im dyskusję. - Spodziewałam się trochę... większego odzewu. Ale zawsze to coś.
Napiła się. Odkąd zaszło słońce, zaczęło się robić chłodniej, a alkohol dobrze rozgrzewał, ale to nie znaczyło, że dziś też zamierzała się tak sponiewierać, jak wczoraj. Czuła się zmęczona, choć wcale nie zrobiła dziś wiele. A miała sobie dziś odpocząć, zająć się sobą. Cóż, może kiedyś faktycznie będzie miała taki dzień - jak nie wymyśli sama sobie problemów po pijaku.
- Powiedzcie mi coś dobrego - poprosiła. - Cokolwiek.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

255
POST BARDA


- To już coś. - Yett wydawał się być optymistycznie nastawiony. Z drugiej strony, któż mógłby się smucić, mając po obu stronach piękne, młode i przede wszystkim chętne kobiety? Przed sobą miał kolejną, choć Vera mogła nie być tak chętna do okazywania tego wprost. - Nie martw się, Kapitanie. Przez noc mogą jeszcze zastanowić się i zmienić zdanie. Na razie przywiódł ich tutaj tylko ciekawość, jutro zrozumieją, że to, o co walczymy, to coś więcej.

Podejście Yetta było dość naiwne, lecz był szczery w swoich słowach.

Echo oparła się o oficera, składając głowę na jego ramieniu. Miała dość słabą głowę i zaczynała być senna po kubku rumu.

- Ci z Pocałunku mówili o wężu morskim. - Podzieliła się plotką. - Podobno niczego takiego wcześniej nie widzieli i w pierwszej chwili sądzili, że to syrena. Podobno kapitan Brun prawie sikał po nogach ze strachu. - Stwierdzenie wywołało uśmiech na ustach całej trójki. - Mają go w ładowni i jutro będą pokazywać w porcie.

- Patrzcie.

To Raylene zwróciła uwagę na miejsce, gdzie wcześniej przemawiała Vera. Na skrzynie wspinał się Ignhys.

- Słuchajcie, słuchajcie! - Zaczął elfi mag, ale nim zaczął mówić konkrety, dopadł go jego własny syn i zaczął ściągać ze sceny. Piraci zarechotali.
Obrazek

Wróć do „Wschodnia baronia”