[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

451
POST POSTACI
Vera Umberto
Może na północy faktycznie będzie inaczej? Śnieg był czymś, co wydawało się czyste i niewinne, tak różne od życia, jakie wiedli. Do nich bardziej pasowało błoto i brudna woda zatoki. Gdy wyobrażała sobie, jak walczy z Corinem na długie, lodowe sople, gdzieś głęboko w jej oczach pojawiało się rozbawienie. To by dopiero było przedstawienie dla załogi.
Zabrała się za jedzenie zupy ze świeżym chlebem, gdy oficer jej o niej przypomniał. Przesunęła spojrzeniem po tej części jego sylwetki, która wystawała ponad stół. Nie miało to znaczenia; nawet gdyby widziała biodro i stopę, o których mówił, niczego by nie wypatrzyła. Chciała powiedzieć, że się nie martwi, ale to byłoby kłamstwo, więc nie powiedziała nic, biorąc do ust kolejną łyżkę zupy. Spoglądała tylko na niego znacząco znad miski, chcąc dać mu do zrozumienia, że ma nie ukrywać przed nią swojego samopoczucia.
- Mówił ci, kiedy mniej-więcej będziesz mógł zacząć się... bardziej ruszać? - spytała. - Nie będziesz mógł przejść na wrogi statek, jak twoja kondycja tak leży, bo to się źle dla ciebie skończy. Dobrze o tym wiesz. Ale to nic. Zawsze ktoś musi zostać za plecami.
Oderwała kawałek chleba i wrzuciła go do zupy, by przez chwilę obserwować, jak powoli tonie.
- Możemy zacząć ćwiczyć po drodze. Póki co tak delikatnie, jeśli będziesz chciał - zasugerowała i zmarkotniała. - Miałam taki dobry sejmitar. Zrobiony pode mnie, doskonale wyważony, jeszcze idealnie ostry. Odebrali mi go w Karlgardzie, a jeszcze nie zdążyłam się nim nacieszyć. Tak samo, jak pancerz, wciąż nie kupiłam nowego. Myślisz, że w Tsu'rasate znajdę coś na siebie? Może być ciężko. Jestem jednak trochę mniejsza od orka i większa od jebanego goblina, a nie będę mieć tam czasu na robienie niczego na zamówienie.
Skupienie się na innym temacie ułatwiało wypchnięcie z głowy myśli o Samaelu. Przynajmniej broń będzie mogła tam kupić, bo przecież miecz Eldara oddała właścicielowi. Wygrzebała gęstszą zawartość z dna miski i dokończyła jedzenie w milczeniu.
- Chyba wrócę już na Siostrę. Po tym, co zobaczyłam w kajucie Heweliona, muszę posprzątać we własnej - mruknęła i uniosła na Yetta swoje ciemne spojrzenie. - Chociaż wolałabym w inny sposób niż sprzątanie odwrócić swoją uwagę od nieprzyjemnych myśli. Może... nieco bardziej skuteczny.
Przekrzywiła lekko głowę, a kącik jej ust uniósł się w znaczącym półuśmiechu. Poza alkoholem istniały jeszcze inne rzeczy, które pomagały odciąć się od wszystkiego, co w życiu szło nie tak. Vera złapała łańcuszek i zapięła go na szyi. Zielony kamień wylądował w strategicznym miejscu.
- Jeśli pójdziesz ze mną, obiecuję uważać na twoje biodro - dodała.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

452
POST BARDA
- Nie chcę zostawać za plecami. - Corin posłał Verze znaczące spojrzenie. Nie upominał jej, nie czuł się zaatakowany, raczej chciał to tylko przypomnieć. Był oficerem, ale przede wszystkim wojownikiem. Choć pod nieobecność Very mógł zarządzać statkiem, a pod jej obecność zajmować się zleconymi sprawami, nie był tylko przywódcą i urzędnikiem. Szabla leżała w jego dłoni tak pewnie, jak w dłoni każdego innego pirata. - Nie będę ciężarem, nawet w walce. Vera... prawdę mówiąc, to może się już nigdy nie skończyć. - Wyjawił. - Ale będę walczyć. Chcę ćwiczyć. Może będzie lepiej, gdy się po prostu rozruszam?

Yett zamieszał w swojej misce. Żółwie mięso było białe, delikatne, w jakiś stopniu podobne jednocześnie do wieprzowiny i owoców morza, a Gustawa nie szczędziła go ani księżniczce, ani temu biednemu kochasiowi. Zabielony wywar był aromatyczny i tłusty.

- Może przywieziesz sobie sejmitar z Północy? - Zaproponował Corin, przeżuwając kawałek mięsa. - Zobaczymy, czym tam walczą. Nie martw się, coś ci znajdziemy. Mam pomóc ci sprzątać? - Mężczyzna szybko podłapał propozycję. Uśmiecnął się półgębkiem. - Pozwól mi skonczyć zupę. Jestem tuż za tobą.
Dzięki rozwiązaniu sprawy Samaela (z lepszym lub gorszym skutkiem) oraz przejęciu się stanem zdrowia Corina, Vera otrzymuje +1 do empatii.

Dzięki wywalczeniu szablą swojej (długiej) drogi ku wolności, Vera otrzymuje +1 do długich ostrzy.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

453
POST BARDA
Z Siódmej Siostry

Słońce nie było już tak bezlitosne, jak jeszcze poprzedniego dnia, gdy Siódma Siostra przybijała do brzegów Harlen. Spokojne morze niosło ich powoli, a słońce stało wysoko, gdy w końcu udało się osiągnąć cel. Sama Harlen nie zmieniła się tak znacząco, jak w poprzednich miesiącach: wyrosło parę nowych budek, ale nabrzeże zachowało swój kształt. Z paru baraków i małej przystani, z Harlen zaczęła robić się wioska, a w porcie zaczęło brakować miejsca. Siostra jak zwykle była największym z okrętów, ale znalazła miejsce między dwiema nieznanymi Verze łajbami. Wśród zadokowanych jednostek widziała jednak parę znajomych sylwetek i mogła spodziewać się na wyspie zarówno Heweliona, jak i Aspy, a nawet Uronga i Byka ze Szkarłatu, niegdyś opętanego przez Annę Caldwell. Nie było jednak widać Białego Kruka.

Załoganci cieszyli się z powrotu do domu. Wolni marynarze stłoczyli się na pokładzie, czekając na opuszczenie trapu, nawet Sovran wyszedł ze swojej nory, chroniąc się przed słońcem za pomocą słomkowego kapelusza, który Osmar skądś mu wyczarował.

- Jesteśmy w domu. - Corin przyciągnął do siebie Verę, obejmując ją w pasie. Skoro chciała więcej uwagi, postanowił postarać się ją okazywać. Na Sovrana nawet nie patrzył, nie chcąc eskalować konfliktu. - Nareszcie! Północ była ciekawa, ale... w domu jest najlepiej.

Na pomoście pojawili się piraci chcący powitać Siódmą Siostrę w porcie. Statek był na tyle rozpoznawalny, że nietrudno było uznać go za "swój". Wśród tłumu na brzegu Vera rozpoznała wielu ludzi Heweliona, machających wesoło do załogantów Siostry, z którymi zdołali się poznać podczas wojaży do Svolvar. Byli też inni, z innych załóg, zmieszani w jedną grupę. Umberto wypatrzyła na pomoście znajomą sylwetkę, która nie pasowała tam zbytnio: kapitan Gregor Leobarius również wyszedł im na powitanie.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

454
POST POSTACI
Vera Umberto
Gdy wpływała do niewielkiego portu wyspy Harlen, z mostku obserwując, jak jej ludzie wpasowują się statkiem w niewielką przestrzeń, jaka się dla nich znalazła przy nabrzeżu, zastanawiała się kiedy do tego doszło. Dopiero co ta wyspa była odludnym skrawkiem ziemi, na którym piraci mogli czuć się swobodnie, ale poza zorganizowaniem dla siebie dziwki nie byli w stanie załatwić tu zbyt wielu spraw; teraz dało się tu znaleźć wszystko, od szkutnika, przez przedstawicieli handlowych, po zwykłych kupców. Miało to swoje plusy, ale Vera czasem tęskniła za tą surowością, jaka cechowała Harlen kiedyś.
- Niewiele brakowało, żebyśmy musieli zakotwiczyć dalej i szalupami przepłynąć na brzeg - rzuciła do obejmującego ją Corina. - Jeśli Bella faktycznie tu przypłynie, nie ma szans, żeby upchnęła wszystkie statki przy pomostach. Swoją drogą, szkoda, że jej nie będzie. Polubiłam ją. Będzie mi jej brakować... na ceremonii.
Niewiele było osób spoza załogi na tyle ważnych dla Very, by zależało jej na ich obecności na ślubie. Z hrabiną spędziła niewiele czasu, ale choć wiele je różniło, to Umberto ją polubiła. Z pewnością chętnie świętowałaby razem z nimi. Westchnęła i wcisnęła się w Yetta mocniej. Prawdopodobnie wcześniej czy później jej to przejdzie i znów stanie się zdystansowana publicznie, jak zawsze, ale w tej chwili sytuacja wyglądała trochę inaczej. Nie potrafiła stwierdzić, dlaczego tak się dzieje, ale chciała mieć go obok, blisko. Czy miała coś przeciwko jego kontaktom z Sovranem? Nie, i powiedziała mu to też później, zanim dotarli na wyspę, niech sobie się z nim przyjaźni serdecznie, ale nie chciała już nigdy więcej widzieć żadnego głaskania, odgarniania włosów, przytulania i propozycji pomocy przy przebieraniu. To wszystko było dla niej, nikogo innego. Owszem, była zazdrosna i wcale się z tym nie kryła.
- Ale dobrze widzieć, że nic się nie stało pod naszą nieobecność. Że Harlen nie znalazła ani Kompania, ani mroczni. Do końca bałam się, co tu zastanę.
Oparła się później łokciami o reling, pozwalając załodze zejść na ląd pierwszej, zanim ona skieruje swoje kroki do tawerny. Ktoś pewnie zajmował się już wyprowadzeniem krów z ładowni i dostarczeniem ich Silasowi, bo nikomu z Siódmej Siostry nie uśmiechało się trzymanie bydła na statku dłużej, niż to konieczne. Vera początkowo więc stała, odpowiadając z góry na powitania i czekała, aż zamieszanie nieco przeminie. Jak zazwyczaj przy zejściu na ląd, wystroiła się bardziej, niż podczas długich rejsów - w talii ściśnięta była gorsetem, miała świeżo wypastowane buty, a znów rozplecione z warkocza włosy spływały jej po plecach falami, głównie dlatego, że widziała, jak podobało się to w Porcie Erola Corinowi. Z całej biżuterii, jaką była obwieszona, pierścionek zaręczynowy nie wyróżniał się szczególnie, nawet jeśli był jedynym, który dziś założyła.
- Leobarius? - zdziwiła się i wyprostowała, unosząc rękę do starszego kapitana. - Gregor! Chodź do nas!
Zmarszczyła brwi, gdy w jej głowie pojawiły się nieprzyjemne wnioski z tego, co widziała. Po ataku w Everam dowieźli Leobariusa tutaj, na Harlen, gdzie zamierzał czekać na powrót Białego Kruka. Skoro jednak statek pływał sobie beztrosko po Wschodnich Wodach i uciekł na ich widok, a kapitan wciąż siedział na wyspie, czy oznaczało to, że nigdy tu nie dotarli? Że załoganci zdradzili Gregora i być może zdradzili też ich wszystkich wtedy, pod Everam?
- Myślę, że to nie Aspa jest winny temu, że Kompania nas wtedy znalazła - powiedziała szybko, unosząc głowę do Corina, zanim Leobarius przebił się przez tłum do nich, na pokład. - Zobacz. Kruk przed nami uciekł, Gregor jest tutaj. Nie było cię wtedy, podczas walk w jaskini, ale ludzie z Białego Kruka przyszli nam na pomoc w chuj za późno, właściwie tylko dla sprawiania pozorów. I nikt niczego od nich nie chciał, straż w dupie miała ich statek. A potem nie przypłynęli tu, skoro minęło tyle czasu, a Gregor wciąż siedzi na Harlen. Myślisz, że to oni? Ilithar i jego kółko wzajemnej adoracji?
Po raz pierwszy w głowie Very elementy układanki zaczynały składać się w pewną całość, która miała więcej sensu, niż wszystkie inne dotychczasowe przypuszczenia. Pewne rzeczy trzeba było jeszcze zweryfikować, ale już czuła, że to na Białego Kruka będą teraz polować. Została jej odebrana jedna zemsta, może przynajmniej uda się jej wymierzyć kolejną. Za Riverę i wszystkich innych, których wtedy stracili.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

455
POST BARDA
- Kto wie, może niedługo tak będziemy musieli robić. - Zaśmiał się Corin na samą myśl dopływania do wyspy szalupami. To utrudniałoby wiele rzeczy, choćby załadunek! Oficer oparł policzek o włosy Very, a po chwili też pocałował je lekko, w ogóle nie wstydząc się bliskości. - Kiedy Bella przypłynie, zrobimy poprawiny. Zobacz, ilu ich jest... będziemy musieli bawić się na plaży. Jak ich wszystkich wykarmić? - Zastanwiał się na głos Yett. Jasnym było, że nie uda im się zachować ceremonii w tajemnicy przed wyspą, a Siódma Siostra była na tyle znana, że każdy będzie chciał dołączyć do zabawy. Każdy powód do chlania był dobry, tym bardziej taki, gdzie rzeczywiście działo się coś dobrego.

- Z naszego Harlen zrobiło się miasteczko. Może na starość wcale nie będziemy musieli przeprowadzać się do Portu Erola. - Mruknął jeszcze Yett, unosząc dłoń, by również powitać tych, którzy wyszli na pomost. Z pewnością znał wielu, cieszył się przecież niegasnącą popularnością.

Tłum Załogantów Siódmej Siostry wylał się na brzeg chwilę po tym, jak spuszczono trap i Osmar dał znak, że można opuścić pokład. Gregor nie pchał się między mężczyzn, wiedząc, że fala silnych piratów może łatwo zrzucić go do wody.

- Obawiam się, że możesz mieć rację... - Corin przyznał Verze, wzdychając lekko. - Ale niczego nie zakładajmy.
Spoiler:
- Vera, Corin! - Gregor szczęśliwy był z widoku przyjaciół, ucałował Verę w policzek i uścisnął Corinowi rękę na powitanie. Kapitan Białego Kruka wyraźnie postarzał się przez te kilka miesięcy. Bruzdy jego twarzy stały się głębsze, włosy jeszcze bardziej siwe, jeszcze rzadsze. - Tak się cieszę, że was widzę. Wypatrywaliśmy was od paru tygodni, odkąd kapitan Hewelion wrócił z Północy. Widzę, że zatrzymały was prace szkutnicze, Siódma Siostra nigdy nie wyglądała lepiej... nie licząc rej. - Uniósł spojrzenie na wzmocnione, lecz wciąż uszkodzone reje. - Czyżby złapał was sztorm? Widzieliśmy ciemne chmury na wschodzie.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

456
POST POSTACI
Vera Umberto
Łatwo było powiedzieć, trudniej zrobić. Vera w głowie podpisała już wyrok na Ilithara i całą resztę, niezależnie od tego, czyim był synem i do czyjej załogi należał, choć w gruncie rzeczy nawet nie wiedziała, czy półelf żył. I to nie do niej powinno należeć wymierzenie zemsty za zdradę i kradzież statku. Nowy obraz wydarzeń jednak utkwił w jej głowie jak drzazga, którą trudno było ignorować. Powinna znaleźć Osmara i z nim o tym porozmawiać - on by jej nie uspokajał, tylko wkurwił się razem z nią. Był to pewien plan na dzisiejszy wieczór.
Wyciągnęła do Gregora rękę do uściśnięcia i nie miała pojęcia, dlaczego ten przy powitaniu postanowił ucałować ją w policzek. Jej konsternacja trwała jednak zaledwie chwilę, bo inne, bardziej istotne rzeczy obecnie zaprzątały jej myśli.
- Dobrze cię widzieć - odparła, nie wspominając nic o tym, jak bardzo postarzał się Leobarius przez te miesiące, kiedy nie było ich na południu. Stres? Prawdopodobnie. - Nie, nie sztorm... w sztormie nie połamalibyśmy rei. Ale nie wiem, czy ludzie nie przestaną nam wierzyć, jak za każdym razem będziemy przywozić coraz to dziwniejszą rewelację rodem z legend. To były smoki, Gregor. Prawdziwe smoki. Tylko Ul wie, jakim cudem to nie staliśmy się przekąską. Chodźcie do środka.
Wskazała gestem drzwi do kwater oficerskich. Może i było całkiem przyjemnie, ale Vera miała Leobariusowi do przekazania podejrzenia, o jakich nie chciała jeszcze mówić publicznie. Poprowadziła mężczyzn do świeżo wyremontowanej kajuty i gestem wskazała Gregorowi jeden z foteli, Corinowi pozwalając zająć drugi. Ona mogła sobie przyciągnąć krzesło, gdyby chciała, ale nosiły ją chyba emocje zbyt silne, by była w stanie usiedzieć w miejscu.
- Sporo się wydarzyło, odkąd widzieliśmy się ostatni raz - zagadnęła, wyciągając z szuflady biurka swój ulubiony rum z Eroli i rozlewając go do trzech szklanek. - Siódma Siostra nie może spędzić miesiąca bez jakiegoś kryzysu, co? Nie pamiętam, kiedy ostatni raz złupiliśmy coś, potem popłynęliśmy wydać złoto i wróciliśmy na morze. Tak po prostu.
Podała szklanki mężczyznom i sama podniosła swoją, upijając małego łyka.
- Hewelion pewnie już opowiadał co nieco? Kiedy odpływał, w moim ciele mieszkał sobie demon, uwolniony przez jego narwaną dupę. Myślałam, że już nie wrócę na południe. Potem dowiedzieliśmy się o nadciągającej inwazji, a potem zaatakowały nas lewiatany i smoki... no, właściwie tylko lewiatany, smoki nas ocaliły, prawdopodobnie wcale nie mając tego w planach. To one połamały nam maszt, przelatując zbyt blisko.
Oparła się tyłem o biurko i skrzyżowała nogi w kostkach, unosząc uważne spojrzenie na Leobariusa.
- Widzieliśmy też Białego Kruka, ale uciekł na nasz widok.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

457
POST BARDA
Wieść o smokach nie zdziwiła Gregora tak, jak być może powinna. Mężczyzna zmarszczył lekko czoło w strapieniu, ale nie skomentował sprawy, póki nie znaleźli się w środku. Zajął jeden fotel, tuż na przeciwko Corina. Corinowe siedzenie nosiło białe ślady soli po przemoczeniu, tak, jak spodziewała się Vera.

- Smoki były widziane nad Harlen. - Podzielił się wieściami Gregor, przyjmując jednocześnie szklankę z rumem. Nie było to może cherry, którym kiedyś częstował ją Leobarius, ale nie mógł wybrzydzać, gdy nie miał już statku. - Dwa, przelatywały wysoko nad wyspą, parę razy w przeciągu kilku dni.

- Dwa? To musiały być te same. - Skomentował Corin.

Leobarius upił łyczek rumu, nim mówił dalej. Brzmiał na spokojnego, jak zwykle, ale zmęczonego.

- Cieszę się, że smoki ruszyły wam na ratunek. Dwie reje to niewielka cena. Czasy są niespokojne, to prawda. Kompania Błogosławieństwa Świętego Ula nie ustaje w polowaniach na piratów, ale tu mamy swój azyl. Jest nas coraz więcej. - Nie dało się tego ukryć, gdy przy brzegu stały rzędy statków. - Kapitan Hewelion opowiedział nam o skrzydlatym wężu, którego udało mu się upolować, i o ciemnej chmurze, która miała być demonem. Ta inwazja, o której mówisz... To wieści czarnoskórego mężczyzny na twoim statku, prawda? - Dopytał, bo choć coś obiło mu się o uszy, nie miał prawa znać szczegółów. - Czy można mu wierzyć? Szczęśliwie Harlen jest odizolowana od reszty świata.

Wzmianka o Białym Kruku wywołała grymas bólu na twarzy byłego kapitana. Gregor odchylił się w fotelu, siadając wygodniej.

- Kiedy rozmawialiśmy ostatnim razem, mówiłaś, Vero, że nie chciałabyś zrobić tradycji z wznajemnego ratowania sobie skór. Obawiam się, że w tej chwili nie jestem w stanie ci pomóc, nie proszę cię też o pomoc, ale o wybaczenie. - Zaczął, przenosząc jasne oczy na kapitan. - Was oboje, i waszą załogę. Nietrudno się domyślić, że zdrajca był na moim statku. Biały Kruk był widywany na tych wodach, od Archipelagu po Karlgard, ale nigdy po nas nie wrócił. Wierni mi ludzie dołączyli do innych załóg, ja zostałem tutaj, stając się swego rodzaju zarządcą Harlen. - Podzielił się informacją wręcz wstydliwie. Z pewnością nie każdy pirat chciał uznać jego zwierzchnictwo, ale przy rozbudowującej się wsi musieli mieć kogoś, kto utrzyma to wszystko w ryzach. Zbytnia samowolka nie znaczyła niczego dobrego.

- Odbijemy Białego Kruka, kapitanie. - Corin zacisnął dłoń na brzegu podłokietnika fotela. Potwierdzenie domysłów mogło wywołać tylko złość i chęć zemsty. - Będziesz mógł wrócić na morze!
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

458
POST POSTACI
Vera Umberto
Spokój Leobariusa był miłą odmianą. Wszystko, o czym mu mówili, wydawał się przyjmować bez zbędnych emocji, choć wieści nie należały do takich, obok których przechodziło się obojętnie. Vera za to szczerze się zdziwiła, gdy usłyszała o smokach, przelatujących kilkakrotnie nad Harlen.
- Dlaczego więc nie zaatakowały? - zastanawiała się na głos. - Jesteśmy ukryci od strony morza, ale nie z nieba. Jedno zionięcie i cała osada stanęłaby w płomieniach... Bo smoki zieją ogniem, prawda? Tak mówią legendy. Te dwa tego nie zrobiły, nie na naszych oczach, ale zakładam, że to potrafią.
Na wspomnienie Kompanii Handlowej Błogosławieństwa Ula zareagowała niezadowolonym wykrzywieniem ust. Dobrze było wrócić do domu, ale to wiązało się z powrotem dawnych problemów. Problemów, za którymi tęskniła tylko przez chwilę, gdy sądziła, że umrze podczas rytuału. Teraz wcale nie było jej spieszno do wracania do tej nieszczęsnej, przysłowiowej starej biedy. Napiła się i pokręciła głową.
- Jebać Kompanię - podsumowała. - Tak. To mroczny elf, który przeszedł na naszą stronę. Mówił, że zbliża się inwazja z podziemi, że wyjdzie na powierzchnię więcej takich, jak on. Całe armie, z ich podziemnymi potworami. Do nich też należą lewiatany, te widziane na wodach. Jego samego zgarnęłam przecież ze statku, gdy płynęliśmy tutaj od Aspy... możesz tego w sumie nie pamiętać. Ja mu wierzę, wierzę w to, o czym mówi. Bo jakie mam alternatywy? Mogę negować wszystkie ostrzeżenia, albo na wszelki wypadek się przygotować na tyle, na ile jestem w stanie. Zabezpieczyć. Czy to drugie jakkolwiek mi szkodzi?
Rozłożyła ręce, pozostawiając swoje ostatnie pytanie bez odpowiedzi. Nie mówiła tylko, na czym konkretnie polegają jej przygotowania. Nawet z Corinem nie rozmawiała jeszcze o ustaleniach z Sovranem, tych dotyczących jej profilaktycznej nauki obcego języka mrocznych elfów, choć zakładała, że wcześniej czy później dowie się o tym albo od niej, albo od samego maga.
Temat Białego Kruka, podchwycony przez Leobariusa, sprawił, że spojrzenie Very pociemniało, gdy znów wypełniła ją słuszna wściekłość. Nie na niego, mimo, że gdyby była na jego miejscu, na pewno obwiniałaby się o niedopilnowanie swoich ludzi. Czyli jej nowe przypuszczenia były słuszne. To z jego statku pochodził zdrajca i to on teraz pływał najszybszą jednostką na południowych wodach. Nie znaczyło to jednak, że Siódma Siostra nie była w stanie ich dogonić. Przeniosła wzrok na Corina i pokiwała z przekonaniem głową.
- Dopadniemy skurwysynów. Weźmiemy ze sobą Ignhysa. Jak nas popchnie, przegonimy i Białego Kruka. Przyprowadzimy ci ich wszystkich w łańcuchach i powiesimy tu za zdradę, na oczach całego Harlen - syknęła. - Zawisną tak, jak zawisł Speke.
Jej motywacje nieco różniły się od tych, o jakich mówił Yett, ale najważniejsze, że mieli jednakowe zdanie na temat tego, co należy teraz zrobić.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

459
POST BARDA
Leobarius pokręcił głową.

- Nie wiem, Vero. - Był szczery w kwestii smoków. - Leciały wysoko, a wysp takich, jak ta, jest wiele. Nie sposób zgadnąc ich intencji, o ile jakieś mają. Podobno są bardzo inteligentne, jak twierdzi mistrz Ighnys- Dodał, by nie było wątpliwości, jak pewne są te informacje. Mag może i miał rozległą wiedzę, ale ciężko było orzec, co w jego głowie było prawdziwymi faktami, a co snem szaleńca. - Pozostaje wierzyć, że nie są żądne krwi, a po prostu polowały na te... lewiatany.

Corin założył nogę na nogę i upił większy łyk rumu.

- Livyatany. - Poprawił wymowę nazwy potworów. - Tak nazywa je Sovran, nasz mroczny elf.

- Pamiętam, jak go znaleźliście. - Gregor zwrócił uwagę znów ku Verze, przyjmując do wiadomości poprawkę Yetta. - Nie miałem szansy zamienić z nim słowa. Masz słuszność, Vero, nie zaszkodzi uzbroić się na zaś, nawet jeśli nie nadejdzie jego armia.

- Nie jego, kapitanie. - Corin znów wyrwał się, by poprawiać Gregora. - Jest teraz po naszej stronie. Ręczę za niego.

- Obyś tego nie żałował, przyjacielu. Tak, jak ja żałuję tego, co stało się z Krukiem. - Leobarius westchnął ze smutkiem. Spuścił wzrok na swoją szklankę, zamieszał w dłoni rumem i upił kolejny łyk. W normalnych warunkach być może zerknąłby przez okienko, szukając swojej łajby na horyzoncie. Biały Kruk już nie należał do niego. - Sądziłem, że mam ich szacunek i lojalność, niestety, myliłem się. Nie mogę prosić was o pomoc w wymierzeniu zemsty, ale dziękuję za propozycję. - Odrzucił pomoc, nie śmiąc korzystać z ich chęci. Dłonią przeczesał bródkę, o wiele obfitszą i gorzej utrzymaną niż to, do czego nawykli podczas wcześniejszej współpracy. - Będę szczęśliwcem, mogąc do końca moich dni mieszkać w spokoju na Harlen. Ach, Vero, zapomniałbym: czeka na ciebie korespondencja. Nowe listy przychodzą z niemal każdym transportem z Karlgardu. Ktoś bardzo chce się z tobą skontaktować. - W słowach Leobariusa nie było ostrzeżenia, przekazywał jedynie informację. Nie zdradzał emocji, które mogłyby sugerować, że zapoznał się z treścią listów. - Mam je na piętrze Cycatej Rybki, służy mi za biuro.

- Cycata Rybka ma piętro...? - Zdziwił się Corin. Zmian było więcej, niż na pierwszy rzut oka dostrzegli.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

460
POST POSTACI
Vera Umberto
- To nie tylko twoja zemsta - zaprotestowała, odpychając się od biurka i podchodząc do nich o krok. Wyciągnęła rękę z rumem w bliżej nieokreślonym kierunku, zapewne mając na myśli Everam. - Zginęło pół mojej załogi. Spłonęła rezydencja Aspy. Zaatakowali nas wszystkich, kiedy wierzyliśmy w to, że jesteśmy tam bezpieczni. Wiem, że jesteśmy piratami i teoretycznie nie obowiązują nas żadne zasady, ale kurwa, bez przesady. Nie ma niczego, co by to usprawiedliwiało. Niczego.
Zrobiła kilka kroków w stronę otwartego okna i wyjrzała na zewnątrz. Białego Kruka brakowało w zatoce, choć czy gdyby go odzyskali, Leobarius byłby w stanie cokolwiek z nim zrobić? Czy wróciłby na morze? Ściągnąłby wiernych sobie ludzi z powrotem do załogi, czy zostałby sam ze swoją łajbą? Nie była w stanie tego przewidzieć, tak samo jak nie była w stanie przewidzieć, czy jej plany się powiodą. Już Osmarowi obiecywała głowę Levanta i tyle z tego wyszło; nie zamierzała popełnić drugi raz tego samego błędu.
- Szczęśliwcem? - powtórzyła po Leobariusie, zerkając na niego przez ramię. W jej głosie nie było sarkazmu, raczej szczerze zaciekawienie, głównie wynikające z tego, że mężczyzna wcale na szczęśliwego nie wyglądał. - Jesteś zadowolony z roli, która ci przypadła? Trzeba przyznać, że tej wyspie już od dawna potrzebny był ktoś, kto ją weźmie w ryzy.
Informacja o listach była na tyle szokująca, że Umberto chwilowo zapomniała nawet o zdradzie i tych, którzy byli za nią odpowiedzialni. Obróciła się z powrotem, unosząc pytająco brwi, ale przecież Gregor nie otwierał tych przesyłek, nie czytał ich treści, nie był w stanie odpowiedzieć na pytania, których nawet nie próbowała mu zadawać. Nie było na świecie zbyt wielu osób chcących się z nią skontaktować, a już w ogóle takich, które wiedziały gdzie jej szukać. Bella? Zbyt mało czasu minęło, odkąd opuścili Svolvar. Kto inny? I to z Karlgardu? Może Weswald zatęsknił za swoją ulubioną panią kapitan i domagał się ponownego przyjęcia go do załogi? Tylko że on przecież był z Tsu'rasate... Vera potrząsnęła głową z niedowierzaniem, spoglądając na Corina, bardziej przejętego dobudowanym piętrem tawerny.
- Muszę zobaczyć te listy. Nie spodziewałam i nie spodziewam się żadnej korespondencji. Pójdę z tobą od razu, jak skończymy rozmawiać - zadecydowała. - Biuro nad karczmą...? Nie jest to chyba najspokojniejsze miejsce do pracy, jakie mogłeś sobie wybrać.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

461
POST BARDA
- Cóż... masz rację. - Leobarius strapił się nieco. - Wybacz, nie było moim celem umniejszać twojej straty. - Ukorzył się. Myśląc o swoim statku i swojej załodze, nie wziął pod uwagę, że na zdradzie nie tylko on był stratny. Siódma Siostra ucierpiała równie mocno, a Aspa stracił w zasobach materialnych. - Nie znam nazwisk tych, którzy zdradzili. Nie wiem, kto zginął w równej walce, a kto stanął po stronie wroga. Ktokolwiek by to nie był... nie bierzcie jeńców. - Polecił, rozwiewając wszelkie wątpliwości, które Vera i Corin mogliby mieć względem sentymentu, jakim kapitan mógłby darzyć byłych podwładnych. Ci, którzy sprzedali ich Kompanii i władzom, nie mieli prawa przeżyć.

- Nie zamierzamy. - Zapewnił go Corin. Odstawił na moment szklankę rumu, by sięgnąć po swoją fajkę. Bardzo o nią dbał, rzeźbienia lśniły, czyste i dobrze wypolerowane. Gregor westchnął po raz kolejny, na dowód tego, jak bardzo niezadowolony był ze swojego położenia był. Nie chciał się żalić, ale gdy otworzył usta, popłynęła z nich jedynie smutna prawda.

- Sądziłem, że dokonam żywota na morzu, obok moich kamratów. - Zaczął. - Nie było mi to dane, więc akceptuję, co dał mi los. Jestem wdzięczny Silasowi za pokierowanie mnie w tę stronę, zaoferowanie pozycji. Nie chcę narzucać nikomu mojej władzy, ale tak jak zauważyłaś, potrzebny był zarządca. - Wyjaśnił, lekko gestykulując przy tym wolną dłonią. - Te ostatnie parę lat życia mogę spędzić tutaj, w spokoju.

- Jeszcze nigdzie się nie wybierasz, kapitanie. - Pocieszył go Corin. - Odbijemy Kruka i znów pożeglujesz. - Obiecał, ale czy nie to samo mówił Erinelowi, gdy ten życzył sobie po raz ostatni stanąć za sterem? Gregor był w nieporównywalnie lepszym stanie, ale lat mu nie ubywało.

- Dziękuję. Cóż, przejdźmy się, póki pogoda sprzyja. - Zaproponował, dopijając swój rum ze szklanki. - Ostatnio było bardzo deszczowo. Dziękuję za poczęstunek. - Mówił, by wypełnić ciszę. Odstawił naczynie na stolik.

Były kapitan podniósł się i poprawił ubranie. Niezmiennie był elegancki, choć jego ruchom brakowało dawnej sprężystości. Bez aktywności na statku, stare kości szybko się zastały.

- Nie przekonamy się, kto napisał te listy, póki ich nie przeczytasz. - Pocieszył Verę Corin. Nie było sensu gdybać, kto tak bardzo chciał skontaktować się z Verą. - Może to jakiś cichy wielbiciel?

- Po ilości i częstotliwości, z jaką otrzymywaliśmy te listy, domyślam się, że wysyłał co najmniej dwa tygodniowo. - Dodał Gregor, lekko rozbawionty żartem Yetta. - Współpracujemy z Silasem. Póki nie skończmy budowy oddzielnego biura, muszę zostać w karczmie, o ile nie chcę wrócić do namiotu na plaży. Niestety, nie mamy wielu darczyńców, nie wszyscy chcą finansować takie przedsięwzięcia, nawet jeśli są podejmowane dla wspólnego dobra.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

462
POST POSTACI
Vera Umberto
Rzuciła Corinowi pełne powątpiewania spojrzenie. Cichy wielbiciel to było jedyne wytłumaczenie, którego absolutnie nie brała pod uwagę. Bez zajrzenia do listów nie potrafiła dojść do tego, kto z Karlgardu mógłby wypisywać do niej dwa razy w tygodniu. Nie spędziła w tym mieście tyle czasu, by zyskać tam przyjaciela, czy innego kochanka, który mógłby niezwykle za nią teraz tęsknić, ani partnera handlowego. Nie zostawiła tam też chyba żadnych załogantów, którzy teraz mogliby chcieć wrócić na pokład. Czekające na nią listy momentalnie wylądowały na samej górze jej priorytetów, z czystej ciekawości. Musiała dowiedzieć się, o co chodziło.
Dopiła rum i odstawiła szklankę na biurko. Skinęła głową, gotowa do wyjścia, zgarniając tylko po drodze kapelusz i zakładając go sobie na głowę. W Porcie Erola kupiła nowy, z czarnej skóry, spięty w trikorn dużymi, złotymi guzikami. Miła odmiana po tym starym, wysłużonym, który już od dawna domagał się wymiany.
Nie kwapiła się do sfinansowania Leobariusowi biura; miała inne wydatki na głowie. W kącie jej kajuty wciąż stała skrzynia ze złotem dla Aspy, z którą z całą pewnością będzie rozstawać się dość niechętnie. Wydawało się jej, że Corin należał do osób, które z wielką chęcią wspomogą finansowo starego przyjaciela, nawet jeśli jeszcze o tym nie wspominał. Mógł w sumie nie mieć zbyt wiele zapasów po wydatkach w Porcie Erola, ale Verze przeszły już wyrzuty sumienia - co robił ze swoim złotem, to była jego sprawa.
Liczyła na to, że będą mogli poprosić Leobariusa o udzielenie ślubu, tymczasem nie mianował się on już kapitanem. Stwarzało to pewien problem, którego rozwiązaniem wcześniej czy później będą musieli się zająć. Umberto jakoś nie wyobrażała sobie, by miała zrobić to Irina. Nie była pewna, czy elfka była w stanie wyrzucić z siebie więcej, niż dwadzieścia słów na dobę, a same zaślubiny wymagały ich co najmniej dwa razy tyle.
Rozejrzała się po nabrzeżu, gdy schodzili po rampie ze statku.
- Chcieliśmy też zorganizować... pewną większą uroczystość tutaj, na Harlen. Jakoś w najbliższych dniach - zagadnęła. - Może na plaży, żeby mogli uczestniczyć wszyscy, którzy będą chcieli. W sumie jak wystawimy beczki z alkoholem, to wszyscy będą chcieli, więc...
Obróciła kciukiem pierścionek, zdobiący jej palec serdeczny.
- Planujemy wziąć tu ślub - powiedziała w końcu, kiedy stanęła na deskach nabrzeża. Corin miał wcześniej rację, dobrze było w końcu znaleźć się w domu.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

463
POST BARDA


Próby rozładowania napięcia żartem przez Corina nie przyjęły się zbytnio, lecz oficer uśmiechnął się do Very mimo wszystko. Sam nie mógł mieć pojęcia, kto wypisywał do Very i nie chciał nawet gdybać. Nie zauważył rzecz jasna nowego kapelusza narzeczonej, ale wcześniej skompletował jej falowane włosy.

- Pójdę z wami. - Zaproponował. - Sam jestem ciekaw, kto wypisuje do Very. I jestem przekonany, że uda nam się wesprzeć budowę twojego biura, kapitanie. - Wyrwał się wedle przewidywań Very.

Wyszli na niemal opustoszały pokład. Osmar który jeszcze doglądał dokowania, krasnolud tłumaczył coś Sovranowi i Olenie, wskazując palcem połamane reje. Wzrok Leobariusa powędrował w stronę elfa, ale nie zaczął żadnej interakcji. Będzie miał jeszcze szansę z nim porozmawiać.

Na wieść o zbliżającej się uroczystości Leobarius rozjaśnił się znacząco i szczerze uśmiechnął chyba pierwszy raz odkąd zawinęli do portu.

- To doskonała wiadomość! - Gregor złożył ręce przed sobą. - Cieszę się waszym szczęściem. Mam nadzieję, że Silas i Gustawa mają dość zapasów, by urządzić ucztę. - Zastanowił się głos. - To naprawdę świetna wiadomość.

Harlen nie zmieniła się zbytnio, było też dużo za wcześnie, by tłumy ciągnęły do tawerny. Vera widziała wiele znajomych twarzy, z załogi Heweliona, z innych załóg, paru byłych marynarzy, którzy poszukali szczęścia gdzie indziej, a nawet znajome już kobiety, które zadomowiły się na stałe na wyspie, by zadowalać piratów. Niektórzy do nich machali, inni z daleka krzyczeli pozdrowienia.

- Prawda? Będę prawdziwym szczęśliwcem, mogąc nazywać Verę moją żoną, choćby miał się skończyć świat.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

464
POST POSTACI
Vera Umberto
- Jeśli to tajemniczy wielbiciel, to nie chcę, żebyś czytał mi przez ramię - zaprotestowała, podejmując jego żart z lekkim opóźnieniem. - To nasza prywatna sprawa. Moja i wielbiciela.
Powstrzymała westchnięcie, gdy Corin zaoferował finansowe wsparcie budowy biura zarządcy, używając określenia "my". Nie ustalali, że fundusze nagle staną się ich wspólne. Vera bardzo lubiła swoje złoto i możliwość samodzielnego decydowania, na co je wyda. Może i będzie to Leobarius, w sumie jeszcze niczego nie postanowiła, ale zrobi to dopiero wtedy, gdy przeliczy ile zostanie jej po spłaceniu Aspy i czy się jej to w jakimkolwiek stopniu opłacało. Może mogłaby zażyczyć sobie czegoś w zamian? Dedykowanego miejsca w porcie, na przykład, by nigdy nie musieli zakotwiczać w cholerę daleko od brzegu? Biorąc pod uwagę, że drewniane nabrzeże też częściowo sfinansowali, chyba się jej takie należało. Niech dalej w zatoce zatrzymują się jakieś świeżaki. To nie był taki głupi pomysł i zamierzała omówić go z Gregorem później.
- A co u nich? Silas nie wyrzucił jej jeszcze? Ostatnio jak ich widziałam, wyglądał na bliskiego wywiezienia jej na zachodnią plażę i zostawienia tam na tydzień. Teraz prowadzą Rybkę razem?
Widząc, jak rozpogodził się Gregor, Vera też się uśmiechnęła. Z jakiegoś powodu ta informacja sprawiała, że ludzie cieszyli się z tego, co usłyszeli, nawet jeśli nie dotyczyło ich to bezpośrednio. Byli zadowoleni z tego, że Corin znalazł kogoś, z kim chciał spędzić resztę życia, czy że trafił się on Verze jak ślepej kurze ziarno? A może po prostu nie mogli doczekać się biesiady na plaży? Może tym razem żadna syrena nie opęta połowy wyspy swoim śpiewem, jak ostatnim razem, kiedy Umberto uczestniczyła w podobnej. To było tak dawno... Po pamiętnej nocy z Erinelem, której chyba nie powinna w ogóle wspominać, będąc w związku z kimś innym. Sporym wysiłkiem woli odepchnęła od siebie wszelkie wyjątkowo natrętne porównania, jakie przychodziły jej w tej chwili na myśl.
Przewróciła oczami w reakcji na romantyczną uwagę Yetta, choć poczuła przyjemne ciepło w klatce piersiowej. Wystarczyło jednak, że nie protestowała, gdy szukał jej bliskości publicznie, nie musiała zaraz przerzucać się słodkimi komentarzami. Zresztą prędzej by umarła, niż powiedziała coś takiego przy ludziach.
- Chodźmy. Chcę wiedzieć, kto wypisuje do mnie z taką determinacją - rzuciła, ruszając w stronę karczmy i czekających tam na nią listów. Co jakiś czas machnęła do kogoś dłonią w geście powitania, ale nie nie oddalała się od Gregora i Corina. Będzie jeszcze miała czas na pogawędki z innymi. - I zobaczyć to piętro nad karczmą.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

465
POST BARDA
- Chcę wiedzieć, kogo mam sprać. - Corin pociągnął żart, ale zaborczo złapał Verę za dłoń, gdy szli przez wybrzeże Harlen. Lekko ścisnął jej palce, jakby chciał coś przekazać bez informowania również Gregora.

- Cieszę się, że się odnaleźliście. - Skomentował jeszcze, chociaż nawet nie zauważył ich splecionych dłoni. Wpatrywał się w budynek tawerny, nieco większy, niż Vera pamiętała. Wybudowano schludne piętro, natomiast parter odpowiednio wzmocniono. Portowy szkutnik musiał mieć zajęcie również na lądzie. - Silas grozi każdego dnia, że wyrzuci panią Gustawę, ale z rosnącą liczbą piratów na wyspie, jej pomoc jest nieoceniona. - Leobarius uśmiechnął się pod wąsem. Gustawa była tak charakterystyczną postacią, że nie sposób było mówić o niej bez rozbawienia. - Silas wciąż jest głównym właścicelem Rybki, ale czy prowadzą ją razem? Pani Gustawa dobrze zarządza kuchnią. Nikt nie chodzi głodny. - Wyminął się z odpowiedzią. Znając gosposię, ta nagotowałaby jedzenia dla każdej załogi na cały przyszły rejs, Silas musiał trzymać ją w ryzach!

Wkrótce dotarli do karczmy. Schody na piętro znajdowały się tuż przy wejściu, gdy tak najłatwiej było je tam umieścić bez ingerowania w strukturę budynku. W tawernie przebywało wielu gości mimo wczesnej pory, a zapach pieczonych ryb unosił się od strony zaplecza.

- Przywitamy się z Silasem później. - Zaproponował Corin, podążając za Gregorem na piętro.

Krótki korytarzyk rozchodził się na pięć pokoi - odpowiednio po dwa z każdej strony i jeden na przeciw wylotu schodów. Do tego ostatniego zaprowadził ich były kapitan. Pomieszczenie nie było duże, ale dobrze oświetlone, z dużym oknem wychodzącym na południe. Na środku stało ciężkie biurko, zaś pod ścianami upchnięto szafki z dokumentami, znalazła się nawet wąska leżanka, za dnia służąca za siedzisko. Można było odnieść wrażenie, że była to bardziej wyjęta ze statku kajuta, niż biuro.

- Proszę, siadajcie. Gdzież miałem te listy... - Zamruczał pod nosem Leobarius, otwierając kolejne szuflady swojego biurka. - Ach, są. Proszę, Vero, wszystkie są do ciebie.

Koperty i pakunki przewiązane były lnianym sznurkiem dla utrzymania ich w jednym stosiku. Kopert było wiele, jedne opasłe, jak gdyby zawierały małe tomiki książek, inne cieniutkie, na ledwie jedną kartkę. Wszystkie zaadresowane były do Very, z użyciem inicjałów V.U.

- Otwórz! - Zachęcił Corin, samemu nie mogąc powstrzymać ciekawości.

Pierwsza koperta, którą otworzyła Vera, zawierała plik żółtawych kartek. Na większości chwiejnym, brzydkim pismem, jakby bazgrane w pośpiechu, zapisane były manifesty pokładowe jakichś okrętów, plany rejsów wraz z datami (choć te już były w przeszłości), listy nazwisk, które niewiele Verze mówiły... żaden z dokumentów nie był podpisany. Wśród zapisków znalazł się jej portret pamięciowy, który widziała już wcześniej, a także mapa. Chaotycznie stawiane kreski, w zdecydowanie zbyt dużej ilości, nie wskazywały Verze na żadne znane jej miejsce. Podpisy wskazywały na budynek urzędu lub banku, gdy wskazano skarbiec, schody do piwnic, biura, tylne wejścia i miejsca strażników, a strzałki mogły znaczyć najlepsze przejścia, ale przez ich labirynt ciężko było połapać się w całości. I choć sam przedstawiony budynek nie wskazywał na nic użytecznego, to sam styl, w jakim była narysowana mapa, mógł zasugerować Verze nadawcę.

- Nie wierzę...- Mruknął Corin, nagle pełen ekscytacji. - Wszędzie rozpoznałbym te bazgroły!
Obrazek

Wróć do „Wschodnia baronia”