[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

331
POST BARDA
- Nie jestem twoim wrogiem, Vero. Nie chcę z tobą walczyć.

Tymi słowy Gregor pożegnał Verę. Kapitan nie została, by sprawdzić, jakie odczucia wywołały w nim jej słowa. Nikt jej nie zatrzymywał.

Wracała na statek w deszczu. Odegłe grzmoty rozbrziewały z coraz większą mocą, sugerując zbliżanie się centrum burzy. Morze było coraz bardziej wzburzone, a fale wyrzucały wodę na pomost i daleko wgłąb lądu. Marynarze zniknęli z pola widzenia, chowając się przed sztormem. Wstępując na Siódmą Siostrę, Vera przemoknięta była do suchej nitki. To nie mogło poprawić jej nastroju.

Jakiś czas później odwiedził ją Osmar, informując, że załoga nie jest zadowolona z zabrania im burdelu na statku, jednak nastroje nie są na tyle złe, by grozić buntem, oraz że siostry zostały wykopane z pokładu wcześniej ze względu na sianie fermentu. Po Osmarze pojawił się Corin, jednak nim zdążył poprawić kapitan nastrój, kolejne pukanie rozbrzmiało u drzwi jej kajuty. To Labrus i Hubert przysłali gońca, najwyraźniej nie chcąc zmuszać Very do brodzenia na ich statek poprzez wodę. Dostało się za to posłańcowi: młody chłopak, któremu przyszło biec na Siostrę, przemoknięty był od stóp do głów i z zimna trząsł się jak osika, a stojąc u wejścia Very, tworzył wokół siebie kałużę wody.

- Kapitan Hewelion prosi o decyzję w sprawie nauk... eee... medycznych! - Oświadczył koślawo, gdy Corin podał mu z litości kawałek jakiejś tkaniny, w którą mógłby wytrzeć przynajmniej twarz. - I bardzo przeprasza, że nie może się z tobą spotkać i że zobaczycie się jutro! Ale leje, co? - Wyszczerzył zadziwiająco proste i równe zęby. - Mistrz Ignhys mówi, że to przez biesy w wodzie!
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

332
POST POSTACI
Vera Umberto
Po powrocie na Siostrę przebrała się w suche rzeczy, a mokre rozwiesiła gdzieś, żeby wyschły. Ociekające wodą włosy mimo to wciąż zostawiały ciemne ślady na świeżo założonej, zielonej koszuli. Nie lubiła być cała mokra, niezależnie od tego, czy wynikało to z deszczu, czy ktoś wrzucał ją w ubraniach do wody zatoki, więc oczywiście, że nie poprawiło to jej nastroju.
Z drugiej strony, nie był on też wcale taki tragiczny. Owszem, była zirytowana i sfrustrowana, ale rozmowa z Leobariusem pomogła jej uporządkować sobie parę kwestii w głowie. Jedno było pewne - nie zamierzała chodzić dziś po porcie i przekonywać nikogo, żeby zechciał oddać się pod jej dowodzenie. Może mial rację i faktycznie była zbyt dumna.
Informacje od Osmara skwitowała tylko prychnięciem. Naturalnie, dziewczyny zamierzały siać ferment, myśląc, że dupą namówią mężczyzn do buntu. Tymczasem może i mniej wygodne będzie czekanie na chwilę przyjemności do zakotwiczenia w jakimś porcie, ale w Echo i Raylene raczej nie było niczego na tyle niezwykłego, by miało ich jakoś szczególnie brakować na Siostrze. Vera dawała im pełne przyzwolenie na to, co wyczyniały pod pokładem, ale wszystko miało swoje granice - i to też powiedziała bosmanowi, gdy omawiali temat wyrzuconych z załogi sióstr. To, że przesadziły, było raczej oczywiste i dla wszystkich zrozumiałe, szkoda tylko, że nie dla nich.
- Jeszcze tylko biesów w wodzie nam brakuje - mruknęła, gdy posłaniec wycierał twarz z wody. - Przekaż kapitanowi, że umowa dotycząca nauk medycznych stoi. Tylko nauk, niczego więcej - podkreśliła. - Masz też zabrać ze sobą Olenę? Jeśli tak, powinna być pod pokładem.
Chyba nie zdążyła jeszcze powiedzieć Corinowi o ustaleniach, jakie poczyniła z Hewelionem. Cóż, równie dobrze mogła mu o nich powiedzieć za chwilę, skoro i tak tu był.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

333
POST BARDA
- Nie martw się, młody, damy sobie radę z biesami. Pewnie słyszałeś o tym, jak kapitan Umberto pokonała syreny. - Do rozmowy spróbował włączyć się Corin. Oficer rozwiesił mokrą chustę na oparciu krzesła, a posłaniec uśmiechnął się jeszcze szerzej.

- Tak, słyszałem! - Powiedział wesoło, a wiele znaczące spojrzenie zasugerowało, skąd brał informacje o ataku potworzyc. Powoli przeniósł wzrok na Verę. Yett odpuścił próby pocieszenia. Przewrócił oczyma, domyślając się, że Mikk z Karlgardu, który stacjonował na Białym Kruku, zepsuł spojrzenie na sprawę niemal wszystkich piratów. To przecież nie tylko Vera, ale również oficer był bohaterem nieszczęsnej pieśni.

- Chciałem powiedzieć, że kapitan Umberto i inni kapitanowie nie pozwolą, żeby coś złego stało się na Harlen. - Zakończył temat Corin, choć bez przekonania.

- Wiem, wiem! Kapitan Hewelion też pomoże! I... tego. Zabiorę Olenę, tak chyba będzie najlepiej. - Dodał chłopak. - Mogę poczekać na statku, aż trochę przestanie padać? Poczekam, co? - Sam sobie odpowiedział.

Jeśli Vera nie miała niczego więcej do dodania, to pożegnał się i zmył z kajuty, nawet nie prosząc o zapałatę za przekazanie informacji. Najwyraźniej Hewelion już go opłacił.

Kiedy zostali sami, Corin odgarnął mokre włosy z jej twarzy. Uśmiechnął się lekko, chcąc dodać otuchy.

- Jesteś zdenerwowana. Mów, komu trzeba dać łupnia.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

334
POST POSTACI
Vera Umberto
Vera już nawet nie zareagowała inaczej, jak tylko przewróceniem oczami. Piosenka będzie prześladować ją i to, jak była postrzegana, do końca jej dni.
- Raczej nie zapowiada się, żeby miało przestać padać, a Viridis czeka na Olenę - zauważyła. - Ale chwilę możesz poczekać, jeśli chcesz, jasne.
Machnęła ręką, odsyłając posłańca. Zanim dojdzie do schodów prowadzących pod pokład, będzie mokry z powrotem, więc nie wiedziała co zmieniało czekanie na mniejszy deszcz. I tak już ociekał wodą, zostawiając za sobą kałuże na drewnianej podłodze.
Vera generalnie lubiła deszcz. Teraz jego zapach i dźwięk kropel rozbijających się o powierzchnię wody dookoła statku wpadał przez okna i wypełniał jej kajutę. W końcu też zrobiło się przyjemniej, koszula przestała przyklejać się jej z gorąca do skóry i było czym oddychać. Jedynie wiatr mógłby być mniejszy i nie bujać tak statkiem, ale nie było to nic, do czego nie byłaby przyzwyczajona.
Podminowana niepowodzeniami w rozmowach i z głową pełną galopujących myśli, zatrzymała się dopiero, gdy Yett swoim dotykiem przytrzymał ją w miejscu. Zarówno jego uśmiech, jak i deklaracja sprawiły, że Vera z powrotem skupiła się na chwili obecnej, a kąciki jej ust uniosły się odrobinę.
- Hm... Trochę się ich nazbiera - odparła. - Rrgus, Leobarius, ten pieprzony gnom od Krwawej Hordy może też, tak dla zasady.
Uniosła dłonie i splotła je na karku Corina, ze spojrzeniem mało zirytowanym jak na wymienianie tych, którzy jej podpadli. Generalnie mało zirytowanym ogólnie, jak na nią ostatnio. Jej oczy błądziły po twarzy oficera, gdy popadała w zupełnie inne zamyślenie.
- Kiedyś wszystko było prostsze - stwierdziła cicho. - Kiedy Siostra nie była znana bardziej, niż którykolwiek z innych statków. Nic od nas nie oczekiwano i my nic nie oczekiwaliśmy od siebie. Ja niczego nie oczekiwałam od siebie. Tęsknię za tym.
Przesunęła chłodnymi palcami po karku mężczyzny.
- Może powinnam pierdolić to wszystko, co? Pierdolić sojusze, Kompanię i generalnie to, co znajduje się poza burtami statku. Zaszyć się na tydzień w kajucie ze swoim oficerem i skrzynką rumu i całą resztę mieć gdzieś.
Uśmiechnęła się bez przekonania i odsunęła nieco, by Corin nie postanowił potraktować jej słów dosłownie.
- Skończyłam już usiłować cokolwiek udowadniać - poinformowała go, wzruszając ramionami. - Nie ma to sensu. Za to załatwiłam Olenie lekcje u lekarza Heweliona... Chociaż to pewnie już wiesz, jak nie po tej rozmowie, to od niej samej.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

335
POST BARDA
Kiedy dłonie Very znalazły drogę do karku Corina, oficer objął ją i przyciągnął do siebie.

- Nawet Leobarius? - Zdziwił się, unosząc lekko brwi. - Sądziłem, że się lubicie. Ale w porządku, jemu też się oberwie. - Uśmiechnął się lekko. Jego słowa były podszyte żartem. Nie wystapiłby przeciwko innemu kapitanowi, o ile nie doprowadzony do ostateczności. - Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby się teraz wycofać. Harlen wie o niebieskich płaszczach, więc pozbędą się ich z mórz, choć potrwa to chwilę dłużej. Nie wiem, kto jest trzymany w Karlgardzie i Everam, o ile ktoś w ogóle. - Dodał. Uznani za zabitych w akcji piraci mogli rzeczywiście takimi być. Nie należało każdemu trupowi przyklejać łatki niewolnika Kompanii. - Nie musisz brać tego na siebie, Vero. Wyznacz kurs na Archipelag, odpocznijmy. Naprawmy statek. Później będziemy myśleć, co dalej.

Czyż wizja zostawienia problemów za sobą nie była korzystna?

- Możemy też poczekać na Olenę i ruszyć samemu do Everamu. Mamy dwa statki, damy radę. Zostawmy Karlgard pozostałym.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

336
POST POSTACI
Vera Umberto
- Też tak sądziłam - odparła cicho. Rozmowa z Gregorem rozczarowała ją i choć nie chciała rozwlekać tego tematu przed Corinem, tak kapitan Białego Kruka porządnie przetestował jej samokontrolę. I wszystko, naturalnie, w białych rękawiczkach. Niechby się udławił tymi swoimi grzecznościami.
Wizja zostawienia za sobą problemów faktycznie była kusząca, ale Vera zbyt dobrze wiedziała, jak to działa. Problemy miały tendencję do płynięcia za nimi, gdy usiłowali od nich uciec. Przychodziły nocą, gdy słodko spali, albo po kilku dniach beztroskiego odpoczynku w porcie. Zawsze wtedy, gdy się ich najmniej spodziewali. Teraz mieli szansę stać po tej stronie, która była przygotowana i decyzyjna, z przewagą względnego zaskoczenia. Pokręciła przecząco głową.
- Musimy to zrobić. Ja muszę to zrobić.
Bezmyślnie bawiąc się związanymi na karku włosami Corina, wpatrywała się gdzieś na wylot przez jego głowę, nie do końca obecna.
- To nie tylko kwestia statków, ale też ludzi. Jedna załoga podzielona na dwie jednostki to nawet mniej, niż normalnie, bo ktoś przecież musi zostać na pokładzie jednej i drugiej. Nieważne, jutro w południe wszystko się wyklaruje - zadecydowała i z powrotem skupiła spojrzenie na Corinie. - W Karlgardzie jestem poszukiwana tylko ja i Osmar. Damy sobie jakoś radę, zresztą będzie zrobiony zwiad, nie będziemy wchodzić na ślepo.
Zerknęła za okno. Ulewa sprawiała, że niebo wydawało się ciemniejsze, niż było w rzeczywistości. Jakby przyszła już noc, a przecież był dopiero wieczór. Czy razem ze sztormem faktycznie przyszły biesy, cokolwiek to było? Po syrenach, wychodzących na brzeg i otumaniających mężczyzn swoją pieśnią, Vera nie zdziwiłaby się, gdyby brednie Ignhysa okazały się nieprzyjemną prawdą.
- Jak morale? - spytała. - Osmar mówił, że wszyscy są wkurwieni wyrzuceniem sióstr. Rozmawialiście już o opłaceniu remontu? Możemy częściowo pokryć go z tego, co jeszcze znajdzie się na Mżawce, ale nie da się tego robić w nieskończoność. Poza tym nie chcę, żeby to zostało bez konsekwencji. Komoda! - zaświeciły się jej szerzej otwarte nagle oczy. - Zapomniałam o niej. Chcę komodę z kajuty Speke'a.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

337
POST BARDA


Corin nie miał słów na pocieszenie Very. Współpraca z innymi piratami zawsze była problematyczna, jednak ogólna wrogość i troska o własne interesy zazwyczaj przewyższała jakiekolwiek sposoby ustalania sojuszy. To, że sześciu potrafiło zebrać się w jednym miejscu, już było sukcesem. Zamiast mówić, Yett poszukał ustami ust Very, a następnie przeniósł się z pocałunkami niżej, na jej szyję i dekolt. Nie były to sprzyjające warunki do rozmowy, ale jakże przyjemne!

Zatrzymał się tylko po to, by dodać od siebie kolejny komentarz. Pchnął Verę na ściankę kajuty, by łatwiej było utrzymać równowagę mimo kołysania pokładu.

- Nie jesteś im nic winna. - Przypomniał. Gdy mówił, jego usta muskały skórę pani kapitan. - Możesz zabrać oba statki, zwerbować załogę, znaleźć kogoś do dowodzenia Mżawką. Może Pogad? - Rzucił propozycją. - Niech oddają procent łupów w zamian za ochronę i wsparcie. Przemalujmy Mżawkę, dajmy jej nowe imię, nikt jej nie pozna. Niech nasi zdobią zwiad, zamiast Heweliona, czy kogokolwiek, kogo mieliście wysłać. Nie ufaj im. Popłynę do Karlgardu przed tobą.

Podpowiedzi Corina nie były pomocne w momencie, gdy Vera i tak już była w rozterce. Stare przysłowie, iż można było liczyć wyłącznie na siebie, nie wzięło się jednak znikąd i oficer też o tym wiedział.

Corin nie interesował się przewidywaniami Ignhysa. Jego szorstkie, spracowane palce złapały za materiał koszuli Very, by wyciągnąć ją ze spodni.

- Niech Pocałunek Krinn łapie kolejnego węża morskiego. - Prychnął śmiechem. - A potem niech wyobracają go ci, którzy narzekają na koniec burdelu na Siostrze. Byle nie w mojej kajucie. - Chłodne dłonie Corina dostały się pod koszulę Very.

Przerwało mu dopeoro wyznanie o komodzie. Uniósł głowę, by spojrzeć na swoją kapitan.

- Komoda? Serio?
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

338
POST POSTACI
Vera Umberto
Stwierdzenie, że Corin nie pomagał jej skupić się na tym, co istotne, byłoby niedopowiedzeniem. Do czegoś dążyła w swoich wypowiedziach, ale nie pamiętała już za bardzo do czego. Jego nowe propozycje, dotyczące załatwienia wszystkiego samemu, ciężko było traktować poważnie, zważywszy na okoliczności, w jakich się nimi dzielił z Verą.
- Czy tak będą wyglądać teraz wszystkie nasze spotkania? Jesteś tym oficerem nie bez powodu, jak ja mam z tobą cokolwiek ustalić - zaśmiała się, wbrew swoim słabym protestom sięgając jednocześnie do sznurków jego koszuli.
- Nigdzie nie płyń.
Skoro już udało się im zebrać w sześciu kapitanów, nie widziała powodu, by się do nich teraz odwracać plecami tylko przez to, że ją niektórzy irytowali. W tak dużej grupie będą bardziej skuteczni niż wszystko, co Umberto mogła zorganizować na własną rękę, nawet jeśli się rozdzielą. Przyszedł czas na ten nieszczęsny sojusz i jeśli on naprawdę zadziała, Vera będzie pod ogromnym wrażeniem.
Gdy wspomnienie komody wybiło Yetta z rytmu, kapitan zamrugała niewinnie, uśmiechając się do oficera lekko.
- Spodobała mi się. Jest ładniejsza, niż moja. I większa - wyjaśniła. - Pasowałaby tutaj. Zamienić komodę na tę z Mżawki, wstawić kwiaty, które obiecałeś dla mnie uzbierać i kajuta będzie jak nowa. Może chcesz w swojej wymienić łóżko?
Mówiąc to, jednocześnie rozwiązywała koszulę stojącego nad nią mężczyzny, a gdy wspomniała łóżko, popchnęła go w stronę swojego. Było ruchome, tak, by dało się spać podczas przebywania na wzburzonym morzu, więc i teraz powinno być ostatecznie bardziej stabilne, niż ściana, która bujała się razem ze statkiem. Choć, prawdę mówiąc, Vera nie miała jeszcze okazji przetestować tej stabilności podczas sztormu w innych okolicznościach, niż sen.
Ich relacja wciąż była świeża i trudno było się dziwić, że nie umieli utrzymać rąk przy sobie, zwłaszcza, że poza ścianami kwater oficerskich Umberto zarządziła zachowywanie choćby względnego profesjonalizmu. Popchnęła Corina tak, by usiadł, a sama weszła mu na kolana chwilę później. Rozwiązała jego długie włosy i przeczesała je palcami.
- Odpowiedz mi na moje pytanie - przypomniała, spoglądając na niego z góry. - Jak morale? Mam się obawiać buntu?
Zacisnęła dłonie na jego przedramionach, chwilowo powstrzymując go przed dalszymi działaniami, jakie miał tam w planach względem niej.
- I o co chodzi z Oleną i jej uwieszaniem się na tobie przy każdej okazji? Panie Yett, panie Yett - przedrzeźniła młodą felczerkę. - Los jest taki okrutny, panie Yett.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

339
POST BARDA


Corin podniósł na Verę spojrzenie, na jego twarzy czaił się psotny uśmiech.

- Mogę przestać w każdej chwili. - Zagroził, ale wbrew swojemu straszeniu, lekko, zaczepnie skubnął skórę Very zębami, gdy już obsunął z jej ramienia koszulę. - Powiedz tylko słowo.

***

Corin nie przestał, nawet jeśli Vera protestowała. Nie wydawał się być zainteresowany jej pytaniami póki nie dopiął swego. Gdy deszcz zelżał, a oni leżeli przytuleni w kapitańskiej koi, po tym, jak sięgnął po wodę, by przepłukać gardło, po raz kolejny zaczął temat.

- Vera? Wyślij kogoś do Karlgardu, niezależnie od pozostałych. - Poradził jej, wsuwając się z powrotem pod przykrycie. Wieczór zrobił się chłodny, a rozgrzane ciała szybko oddawały ciepło. - Chętnie popłynę, ale jeśli nie ja, to może Rivera? Namaluje nam mapę. - Zaproponował, przesuwając dłonią wzdłuż linii kręgosłupa pani kapitan. - Z jakiegoś powodu im nie ufam. Patrzą tylko na swoje zyski, więc wycofają się, jeśli tylko zobaczą zagrożenie. Szczególnie Królowa Balbina. Dziwię się, że w ogóle bierzecie ich pod uwagę. Pamiętasz, jak zatonął Czerowny Wiatr? Mówili, że Królowa Balbina zarządziła odwrót w ostatniej chwili i dlatego dorwała ich marynarka.

Historia była znana w pirackim świecie, ale nie różniła się wiele od dziesiątek im podobnych. Piracki statek dostał się między dwa okręty marynarki i zatonął, pożerany przez płomienie. Nikt z załogi nie zdołał wyjść z tego cało.

- Ten Aspa to szczwany lis, uważaj na niego. Pasowałby do Oleny. - Mruknął, całkiem niespodziewanie. - Nie jest tak niewinna, na jaką wygląda. Tak mi się wydaje. Dobrze się przed tobą kryje, mm? A co do komody, powiem komuś, żeby ją dla ciebie sprowadzili. - Mruknął, przyciągając Verę do siebie, by oparła głowę na jego klatce piersiowej.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

340
POST POSTACI
Vera Umberto
Temperament Corina ją zaskakiwał, bo nie znała go dotąd od tej strony. Bynajmniej nie było jej z tym źle; nie zdążyła jeszcze przyzwyczaić się do niego na tyle, by irytował ją fakt, że dobiera się do niej, zamiast słuchać, co się do niego mówi. Ją zresztą też łatwo rozpraszały wędrujące po jej skórze szorstkie dłonie i ciepłe usta, więc nie mogła mieć do końca do niego o to pretensji, zwłaszcza, że uwiesiła się na nim pierwsza. Nie był to standardowy wstęp do rozmów na poważne tematy.

Podciągnęła potem pościel wysoko, chowając swoje pobliźnione ciało przed wzrokiem Yetta, choć przecież widział już wszystko, co było tam do zobaczenia. Gdy do niej wrócił, wtuliła się w niego, od jego skóry przejmując więcej ciepła, niż od rozgrzanego łóżka.
Chciał popłynąć do Karlgardu, jasno dawał jej to do zrozumienia i jeszcze tydzień temu zgodziłaby się bez wahania. Teraz miała opory przed wypuszczaniem go tam samego, bez niej. Chciała go widzieć, mieć pewność, że nic mu nie jest, że nie podjął ryzyka które skończyło się dla niego źle. Zaczynała rozumieć Heweliona, jakkolwiek absurdalne nie było to podejście w ich zawodzie. Corin nie był lekarzem wyciągniętym ze swojej bezpiecznej praktyki, gdzieś na Archipelagu. Umiał o siebie zadbać.
- Możesz popłynąć - zadecydowała. - Powiem jutro Leobariusowi, że zabierasz się z nimi, ale może weź ze sobą jeszcze kogoś. Może być Rivera.
Jej palce błądziły bezwiednie po klatce piersiowej mężczyzny. Ile go nie będzie? Dwa, maksymalnie trzy dni? Bywały czasy, gdy nie widzieli się dłużej, zwłaszcza gdy Siódma Siostra stała w porcie.
- Wszyscy wiedzą, z jakim wiąże się to ryzykiem, nawet jeśli wchodzą w to wyłącznie dla zysków. Siostra jest szybka. Jak będzie trzeba, zdążymy uciec. Zdążymy też kogoś dogonić.
Tolerancja Very wobec zdrady w tym momencie była już zerowa. Speke wykorzystał cały jej zapas, który i tak nigdy nie był zbyt duży.
Przyciągnięta, oparła głowę na ramieniu Yetta. W cichnącym powoli szumie deszczu, błogość tego wieczoru czekała tylko, aż ktoś zacznie dobijać się do jej drzwi, albo przez okno wpełznie kolejny potwór do zabicia. Mruknęła coś twierdząco na wzmiankę o komodzie. Będzie musiała opróżnić swoją, żeby mogli je wymienić.
- Przede mną się kryje? Jeśli tak, to naprawdę skutecznie. Ostatnio mam wrażenie, że jedyne, co potrafi, to płakać na zawołanie. Cokolwiek się dzieje w jej ślicznej główce, mam nadzieję, że nie spierdoli nauk u Viridisa, bo sporo płacę za to, żebyśmy mieli w miarę ogarniętego medyka na pokładzie - zamknęła oczy i westchnęła. - Nie mogę jeszcze podejrzewać o ukryte agendy swoich własnych ludzi. Muszę móc zaufać własnej załodze, Corin. Zwłaszcza teraz.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

341
POST BARDA


Corin pachniał jak morze i zmęczenie. Po wybuchu ekscytacji ponowną możliwością zbliżenia z Verą, zaczynał być senny, ale cieszył się bliskością kobiety. Obrócił się na plecy, by obu było wygodniej. Jedną z rąk wsunął sobie pod głowę, zaś drugą obejmował partnerkę. Jeśli przeszkadzały mu blizny Very, co było wątpliwe ze względu na na ich profesję, nie pokazał tego po sobie. Wpatrzył się w sufit. Widok Very mógł znów go rozproszyć.

- Sprawdzimy miejsce z Riverą. Najchętniej popłynąłbym tam niezależnie od Leobariusa i reszty, ale raczej nie złapię transportu. - Zauważył. - Uważajcie na siebie, gdy mnie nie będzie. Czuję, że coś wisi w powietrzu.

Wbrew przewidywaniom Yetta, nikt nie przeszkadzał im ani tej nocy, ani podczas poranka. Żadni załoganci nie wymagali uwagi, Olena grzecznie poszła na statek Heweliona i nawet nie wróciła z płaczem, by uwiesić się na Corinie, a krakeny, lewiatany i syreny uczynnie zostawiły Harlen w spokoju.

Do rana deszcz ustał. Powietrze było wilgotne i rześkie, morze uspokoiło się, pozostawiwszy na plaży resztki drewna, wodorostów i innych odpadków, w których z lubością grzebały rozwrzeszczane mewy. Po śniadaniu dziewczęta z załogi przyniosły świeżo wyrzucone przez wodę muszelki, które zaprezentowały Verze, nie żywiąc urazy za wydalenie z załogi Echo i Raylene. Były dumne ze znalezisk, przynajmniej dopóki z co większych muszelek nie powychodziły kraby-pustelniki, po czym nie rozpełzły się po pokładzie. Pisk przerażenia był do przewidzenia, tym bardziej, gdy Ashton niemal udławił się, strasząc Olenę tym, że zje kraba razem ze skorupką. Na szczęście bohater Trip pozbierał muszle na nowo i wrzucił je do wody. Dzień na Siostrze zaczął się w swobodny, przyjemny sposób.

Spotkanie u Silasa miało przebiec bez zakłóceń. Gospodarz poczęstował kapitanów resztkami z poprzedniego dnia, gdy okazało się, że nie tak wielu piratów zechciało korzystać z dobrodziejstwa tawerny podczas sztormu. Przed szóstką kapitanów stanęły półmiski pełne pieczonego mięsa: wołowiny, baraniny, drobiu i ryb, trochę gotowanych warzyw, wczorajszy chleb i wielka misa kaszy. Gęsty, mięsny sos dostał własną chochelkę, by łatwiej było go lać na dania.

- Czym chata bogata. - Chwalił Silas, a gdy oddalił się dostatecznie daleko, by nie słyszeć, odezwał się Aspa:

- Na koszt Królowej Balbiny, kochani. - Uśmiechnął się jak miły wujek, aniżeli elfi lis, jakim przestawiał go Corin.

Kapitanowie wydawali się bardziej zajęci jedzeniem niż rozmową.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

342
POST POSTACI
Vera Umberto
- Mhm. Mżawki nie zdążymy przemalować tak szybko - zauważyła.
Na Białym Kruku dwójka jej załogantów powinna raczej być bezpieczna. Pytanie tylko jak na ich obecność zareaguje Leobarius i czy zgodzi się zabrać ich ze sobą. To wciąż był jego statek, a Umberto nie chciała, by uznał, że wysyła z nim swoich szpiegów, bo mu nie ufa - nawet jeśli trochę tak było.
- Najwyżej mnie uratujesz jak wrócisz - odparła z rozbawieniem, choć obawy Yetta były uzasadnione. Nie było sensu zagłębiać się w to teraz. Poprawiła się w miejscu, wygodniej układając się na ramieniu mężczyzny. - Ty też na siebie uważaj, Corin.
Chciała powiedzieć więcej, ale to nie był czas ani na wyznania, ani przyznawanie się do nowych obaw. Zresztą takiego czasu chyba w ogóle nigdy nie miało być; Vera zbłaźniła się przed nim już wystarczająco. Pozostało spędzić resztę wieczoru na rozmowach na tematy bardziej niezobowiązujące, a potem zasnąć, w objęciach Corina i dogasającym szumie deszczu.

Umberto z ulgą przyjęła poranny dobry nastrój dziewcząt, choć nie wiedziała po cholerę nazbierały tyle muszli. Może chciały ozdobić sobie swoją kajutę - teraz pewnie zrobią jakieś przetasowania jeśli chodzi o koje pod pokładem, skoro zwolniły się miejsca Echo i Raylene. Kapitan nie ingerowała w to, jak spali ludzie na dole, bo nie była to jej sprawa. Cichym śmiechem podsumowała kraby rozłażące się po pokładzie, przesuwając spojrzeniem po mokrych żaglach i obmytym deszczem drewnie statku. Nowy dzień przynosił nowe możliwości i nieco mniejszą frustrację rzeczywistością, niż zwykle.
Z chęcią częstowała się potem posiłkiem u Silasa, tym zafundowanym przez Aspę. Zeszła z Siostry bez śniadania, więc była nieziemsko głodna. Szybko nałożyła sobie chleba, mięs i sosu, uważając, by nie zaplamić zielonej koszuli; wczoraj nie pochodziła w niej za długo, bo Corin uznał, że lepiej niż na Verze wygląda ona na podłodze. Powstrzymała uśmiech, cisnący się jej na usta. Powinna się skupić, zamiast z wypiekami na twarzy wspominać wczorajszy wieczór... i w sumie fakt, że mogła zjeść posiłek w towarzystwie pozostałych pięciu kapitanów trochę pomógł się jej skoncentrować na chwili obecnej.
- Czy poza nierozstrzygniętymi kwestiami z wczoraj jest coś jeszcze, co któryś z was chciałby dodatkowo omówić? - spytała, gdy skończyła już jeść i grupa wydawała się gotowa, by przejść do konkretów.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

343
POST BARDA
- Wyglądasz na zadowoloną, pani kapitan. - Odezwał się mimochodem Hewelion, który tego dnia zasiadł obok Very. Na swoim półmisku miał już drób i pajdę chleba, którą umaczał w sosie, nim włożył do ust.

Pozostali również częstowali się daniami ofiarowanymi przez Silasa i Królową Balbinę. Przez myśl żadnemu nie przyszło nawet, że Aspa mógłby mieć jakieś złe intencje i choćby zatruć jedzenie. Wszyscy mu ufali, choć przewidywania Corina sugerowały raczej zdradę, aniżeli udaną współpracę. Zresztą, kapitan Królowej Balbiny zajadał się razem z nimi, choć sam wybrał rybę.

- Brzmisz, jakbyś miała coś do dodania, Vero. - Odezwał się Gregor. - Czyżbyś przemyślała to, o czym rozmawialiśmy wczoraj? Odnoszę wrażenie, że mogłem cię urazić. Nie było to moją intencją. Chciałbym, żebyśmy pozostali przyjaciółmi.

Szczękania sztućców jakby przycichły. Mężczyźni popatrzyli po sobie, a następnie skupili się na Verze, głodni plotek.

- Bijcie się o honor! - Podpowiedział gnom, plując zawartością ust.

- To nie będzie konieczne. - Skontrował go Leobarius.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

344
POST POSTACI
Vera Umberto
Na komentarz Heweliona odpowiedziała tylko niezobowiązującym "tak?", nie zagłębiając się bardziej w temat, a zamiast tego z pełnym zaangażowaniem zagłębiając widelec w mięsie. Kwestię tego, dlaczego wydawała się zadowolona, zamierzała zostawić poza tym pomieszczeniem i tym towarzystwem. Nie był to temat, który zamierzała z którymkolwiek z nich poruszać, bez przesady, zwłaszcza biorąc pod uwagę krążące po wyspie szanty o niej i Corinie.
Zanim odpowiedziała Gregorowi, rzuciła tylko gnomowi zirytowane spojrzenie. Tak, już leciała tłuc się na pięści z Leobariusem. Brzmiało to jak świetne podsumowanie rozpoczętego wczoraj planowania.
- Odnosisz słuszne wrażenie - odparła, wycierając usta wierzchem dłoni. - Ale to było wczoraj.
Przyjaciółmi? To było duże słowo. Vera nie uważała za przyjaciela kogoś, z kim zaledwie trzy dni temu przeszła na koleżeńską stopę. Przyjacielem mogła nazwać Corina albo Osmara. Mimo to, nie poprawiła Gregora.
- Nic do dodania. Po prostu chcę doprowadzić te ustalenia do końca i zacząć wreszcie działać, bo inaczej będziemy się tu jeszcze bez sensu widywać w południe przez kolejny tydzień.
Odwzajemniła spojrzenie pozostałych, przesuwając wzrokiem po ich zaciekawionych twarzach, zanim z powrotem utkwiła go w kapitanie Białego Kruka. Zamilkła na dłuższą chwilę. Decyzja, jaką podjęła, nie była łatwa i być może nie była też słuszna, ale Vera dość miała licytowania się o względy na tej wyspie. Jebać ich wszystkich.
- Możesz objąć dowodzenie, Gregor - powiedziała w końcu.
Jeśli zdradzi, Vera zabije go własnoręcznie. Miała nadzieję, że zdawał sobie z tego sprawę, nawet jeśli tego od niej nie usłyszał. Czy powinna się tej zdrady spodziewać, skoro z takim przekonaniem poparł go Aspa, a Aspie nie ufał Corin? Być może. Opuściła wzrok na swój talerz i wróciła do dojadania resztek.
- Dwójka moich ludzi chciałaby się z tobą zabrać na zwiad do Karlgardu, jeśli to nie problem - powiedziała jeszcze.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

345
POST BARDA

Hewelion odpowiedział Verze uśmiechem. Czyżby wczorajsze spotkanie dobrze na niego podziałało, zmienił nastawienie, stracił rozum, a może miał podobnie udaną noc? Miało to pozostać dla Very tajemnicą. O ile nie zapyta, rzecz jasna.

Czoło Gregora przecięła pionowa zmarszczka, gdy zasępił się nad słowami Very.
Obrazek


- Wybacz mi, Vero. - Odezwał się znów, powoli wypowiadał słowa, jakby dawał sobie czas na zebranie myśli. - Stres ostatnich dni odbił się na nas wszystkich. - Jego ton nie zdradzał zdenerwowania, tak jak to, jak elegancko posługiwał się widelcem i nożem, krojąc mięsiwa.

Zatrzymał się na moment, gdy Vera wyznała, iż oddaje dowodzenie. Uniósł na nią wzrok i zawahał się dłuższą chwilę. To wystarczyło, by odezwał się Urong.

- Zmieniłem zdanie. Głosuję na Leobariusa.

Aspa parsknął, jakby tylko na to czekał.

- Więc Gregor dowodziłby mimo wszystko! Nawet bez twojego pokornego oddawania władzy, Kapitanie! - Zakpił.

- LEOBARIUS!! - Wykrzyczał gnom zbyt blisko Gregora, w ramach pokazania wsparcia. Ten skrzywił się i uniósł dłoń do ucha, jakby chcąc zasugerować, że okrzyki były odrobinę za głośne. Gnom nie pojął sugestii.

- Ciszej, ciszej... Doceniam wasze zaufanie, moi drodzy. Dziękuję. - Odłożył sztućce na swój talerz i otarł chustą usta, nim kontynuował. - Nie widzę problemu w zabraniu twoich ludzi że sobą, Vero, jeśli taka jest twoja wola. Rozumiem twoją niepewność. Prawdę mówiąc, chciałem prosić cię o rewanż i zaopiekowanie się mistrzem Ignhysem, gdy my będziemy w Karlgardzie. Bardzo cię szanuje i uważam, że będziesz dla niego dobrym towarzystwem.

Gregor podniósł się z miejsca. Oparwszy dłonie na blacie, górował nad pozostałymi.

- Wyruszymy tego wieczoru. Biały Kruk do Karlgardu, Królowa Balbina i Duma do Everam.

- EVERAM!

- Krwawa Horda wesprze Karlgard.

-KARLGARD! Spalimy do gołej ziemi!!!

- Na jakim etapie stoi realizacja pozyskania dóbr leczniczych? - To było pytanie do Heweliona.

- Popłyniemy na kontynent. Wrócimy tak szybko, jak to możliwe.

- Doskonale. W takim rozrachunku, na Harlen zostanie tylko Siódma Siostra.

I choć takie ustalenia obowiązywały od początku, Vera mogła poczuć się niekomfortowo, gdy okazało się, że tylko jej załoga będzie bezpiecznie czekać na Harlen, podczas gdy reszta ugrupowania zajmie się pracą ku wspólnemu dobru.
Obrazek

Wróć do „Wschodnia baronia”