[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

751
POST BARDA


Nikt nie meldował Verze, czy w kajucie Sovrana było lepiej, czy wręcz przeciwnie. Kapitan zabraniała załogantom sprzątać, więc niewykluczonym było, że źródło trujących oparów wciąż znajdowało się na podłodze, strasząc smrodem każdego, kto się zbliżył i jednocześnie trując samego elfa.

- To będzie jedyna możliwość, żeby wyszedł do ludzi, może zobaczył Karlgard... - Zastanawiał się na głos Corin. - Potrzebuje trochę rozwyki w życiu, zainteresowania sobą? Dobrze by mu to zrobiło.

- Jestem przekonany, że moi klienci będą w stanie docenić każdy interesujący okaz
- Powiedział Otis, jednocześnie potwierdzając domysły Very co do tego, jak Popielaty byłby traktowany w towarzystwie. - Doprawdy, pokazanie egzotycznego elfa będzie takie głośne wśród towarzystwa! Was Sovran potrzebuje rozrywki, a ja potrzebuję tego! Reklamy!! Ale teraz... Obawiam się, że czas mnie goni i do wieczora będę już z powrotem w drodze na kontynent! Jak to mówią w Keronie, czas to gryf! - Dodał wesoło, dopijając piwo z kufla. - Zaszczytem było was poznać, ale teraz muszę wracać do pracy! Ach, z pewnością zaczęli już załadunek, beze mnie! - Zawołał, jakby przegapił coś naprawdę atrakcyjnego i podniósł się, gotów wyjść, by opuścić karczmę.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

752
POST POSTACI
Vera Umberto
No tak. Może nie był to taki absurdalny plan, choć Verze wciąż nie podobał się do końca. Niezależnie od tego, czy był to Sovran, czy ktokolwiek inny, nie wyobrażała sobie wystawiania jednego ze swoich ludzi jak na wystawie. Będzie musiała się zastanowić, a Corin - porozmawiać z samym zainteresowanym. Zacisnęła dłoń na kuflu i wbiła spojrzenie w spienioną powierzchnię piwa. Ona sama powinna z Sovranem porozmawiać, upewnić się, że naprawdę nie ma nic przeciwko, zanim będzie handlować jego obecnością na pokładzie Otisa. Wydęła usta z irytacją, gdy padło słowo okaz, ale będąc wciąż złą na mrocznego, daleka była teraz od bronienia jego honoru.
Westchnęła ciężko. Nie wiedziała, jak ma do tego podchodzić i gdzieś z tyłu jej głowy odzywał się ten cichy głosik, mówiący, że naprawdę najlepiej by było porozmawiać z magiem i spróbować ten konflikt jakoś rozwiązać, ale póki co całkowicie, absolutnie go ignorowała. Nie będzie wyciągała do niego ręki pierwsza. Nie miała za co przepraszać.
- Do wieczora podejmę decyzję - uniosła wzrok na Velindre. - Jest jeszcze trochę czasu, znajdę cię jeszcze zanim odpłyniecie i ustalimy szczegóły. Wstępne, przynajmniej. Miłego załadunku.
Machnęła do niego dłonią na pożegnanie i przez chwilę jeszcze patrzyła, jak odchodzi. Gdy wyszedł, a Vera i Corin zostali przy stole sami, przysunęła do siebie plakat Mikka i wbiła wzrok w wizerunek jego uśmiechniętej gęby. Milczała przez chwilę.
- Nie był wcale tak dobry - odezwała się w końcu. - Miał talent do słów, potrafił rozbawić. Ale ani głos, ani jego umiejętności gry nie wyróżniały się niczym wybitnym. Prawda? Tak mi się wydaje. Mogę się nie znać. Nigdy mnie nie wzruszył, na przykład, tak jak potrafi to czasem zrobić Trip.
Po chwili wahania złożyła plakat i wsunęła do koperty, do całej reszty. Wsparła głowę na łokciu, spoglądając na Yetta.
- Nie podoba mi się pomysł wystawiania Sovrana jak małpy w cyrku. Wiesz, co tam się będzie działo? Ci ludzie nie będą zerkać na niego z zaciekawieniem, pozwalając mu na podziwianie Karlgardu w spokoju. To będzie upokarzające. Będzie dziwolągiem na wystawie. Nie możemy Otisowi po prostu zapłacić?
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

753
POST BARDA
- Do zobaczenia, kochani! - Velindre obrócił się w stronę drzwi, bajecznie zamiatając połami swojego złotego płaszcza. Do nozdrzy Very dotarł zapach piżma, który niewątpliwie znalazł się w perfumach mężczyzny. Nie był na tyle mocny, by mogła wyczuć go wcześniej.

Corin westchnął, gdy kupiec zniknął za drzwiami, zostawiając ich samym sobie. Z zaplecza wciąż dochodziło przekrzykiwanie się Silasa i Gustawy, przerywane uspokajającym głosem Leobariusa, który skupił się na zażegnywaniu kolejnego kryzysu między nimi. Zaskakująco, w dyskusji dominował głos gosposi, która miała wiele do powiedzenia łysemu karczmarzowi. Drewniane ścianki zagłuszały jej słowa i nie sposób było podsłuchać, co mu wyrzucała.

Uśmiechnięta twarz Mikka skupiła na sobie wzrok obu piratów przy stole.

- Skupiał się na innym stylu muzyki. - Skomentował Yett, a łapiąc widelec wciąż ubrudzony jajkiem, zaczął obracać go w dłoniach, jakby chciał wbić między oczy barda z plakatu. Vera szczęśliwie schowała reklamę do koperty, nie pozwalając Corinowi wyładować swojej złości. - Niedługo nie będzie skupiał się na żadnym. Wydawało mi się, że zaproponowanie Sovrana będzie najlepszym wyjściem... ale teraz nie jestem taki pewny. - Zgodził się. - To może być jedyny sposób na dotarcie do Mikka bez konieczności dostawania się do Karlgardu. Jestem pewny, że Kompania zapewniła mu obstawę. - Oficer nie powstrzymał się. Wbił sztuciec w stolik. - Nie możemy mu odpuścić! Nie tylko dla Gregora, ale też dla nas! Jako ostrzeżenie! - Ledwie powstrzymywał drżenie głosu. - Skoro on chciał sławy, ilu pójdzie na ugodę chcąc chociażby złota?! Otis może nie zaakceptować złota teraz, kiedy zaproponowałem mu coś lepszego. Ughh... przepraszam, to był błąd. - Corin również skrzyżował ręce na piersi. Spojrzał w sufit. - To takie frustrujące! Sovran teraz musi się zgodzić, nie ma wyjścia. Jest dziwolągiem gdziekolwiek się pojawi, tam może być dziwolągiem w dobrej sprawie. Podziwiany, nie wyszydzany. Byłoby łatwiej, gdybyście się nie pokłócili.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

754
POST POSTACI
Vera Umberto
Gdy widelec Corina wbił się w stół, Vera po chwili wahania wyciągnęła dłoń i oparła ją na jego przedramieniu. Nie próbowała go uspokoić, była ostatnią, której w ogóle przyszłoby to do głowy, ale chciała, żeby wiedział, że podziela jego emocje. Jego wściekłość i chęć zemsty. I trzeba było przyznać, że lubiła, kiedy jego rysy twarzy twardniały w ten sposób, nawet jeśli nie do końca wiedziała, dlaczego się jej to podobało. Zdawała sobie za to sprawę, ile kosztuje go to nerwów, więc nie zamierzała się do tego przed nim przyznawać.
- Dorwiemy chuja, czy przez Otisa, czy w jakiś inny sposób - obiecała. - Mnie bardziej martwi, kiedy ktoś wyda Kompanii lokalizację Harlen. Nie damy rady wiecznie bronić wyspy przed wszystkim, co jej grozi. Przed mrocznymi, Kompanią, smokami i cholera wie, czym jeszcze. Boję się, że czego byśmy nie robili, kiedyś nadejdzie dzień, w którym wrócimy i zastaniemy tylko zgliszcza.
Pokręciła przecząco głową. Jakoś nie potrafiła sobie wyobrazić, żeby Karlgardczycy mieli elfa podziwiać. Będzie stał na środku, ubrany w fikuśne wdzianko, jakie pewnie załatwi mu Velindre, a zebrane na pokładzie damy będą szeptać między sobą i wskazywać go palcami. Może ktoś będzie chciał porozmawiać, może dotknąć popielatej skóry... ona w takiej sytuacji szybko straciłaby nad sobą kontrolę, a wybuch Sovrana skończyłby się bardzo źle. Zbyt dobrze potrafiła to sobie wyobrazić.
Potarła skronie palcami.
- Nie pokłócilibyśmy się, gdyby wykonywał rozkazy - powiedziała, siląc się na spokój. - Zresztą teraz to i tak nic nie zmieni. Nawet gdybym postanowiła pójść i przeprosić jaśnie pana, uznałby, że robię to tylko po to, by znów go wykorzystać. I miałby rację.
Napiła się znów, ale myśli zaprowadziły ją do wspomnienia smrodu z kajuty Sovrana, więc odstawiła kufel ze zniesmaczoną miną.
- Chodźmy. Spróbujemy przejrzeć te wszystkie listy od Rivery.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

755
POST BARDA
Corin spojrzał na Verę i ten widok wydawał się go uspokajać. Małżonka nie tylko dawała mu oparcie, ale potrafiła utwierdzić go w przekonaniu, że sprawa, na której im obojgu zależało, zostanie doprowadzona do końca.

- Dlatego musimy działać szybko. - Oficer zgodził się z Verą. - Udowodnić zdrajcom, że nie zawahamy się przynieść zemsty, choćby takim podstępem. Nie wiem, co moglibyśmy zrobić, żeby uratować Harlen... - Westchnął, na powrót łagodniejąc. Zdawał sobie sprawę z problemów, jakie niosły za sobą ostatnie ataki. - Może już teraz powinniśmy zabezpieczyć sobie przyszłość na Eroli. - Zaproponował i wyrwał widelec z drewnianego blatu stolika, po czym przesunął palcem po powstałych nierównościach. Zostaną tu już na zawsze.

Ramię Corina na powrót znalazło drogę do pleców Very. Oficer skrócił dystans o parę dodatkowych cali.

- Książę będzie musiał się dostosować. - Corin pokładał w Sovranie wiele nadziei. - Chodźmy.

Kiedy wychodzili, nikt nich nie żegnał - Gustawa i Silas wciąż dyskutowali ku rozpaczy Leobariusa, próbującego ich uspokoić. Tuż za drzwiami oficer i kapitan minęli paru nieznanych im marynarzy, który udawali się do Rybki po długo wyczekiwane wytchnienie przy kufelku. Nikt nie zatrzymywał ich w drodze do portu, ale z małego podwyższenia, na którym stała Rybka, mieli dobry widok na statki w doku. Jedynie przy Żelaznej Gwieździe, krępym, lecz szerokim trójmasztowym barku, był gwar, gdy ładowano towary skupowane na wyspie.

- Nigdy nie myślałem o tym, że skoro mamy tu punkty handlowe, to ktoś musi te towary odbierać. - Przyznał się Corin, obserwując załogę kupieckiego statku. W większości byli to krasnoludzi, ale ich rozmiary w żaden sposób nie wpływały na efektywność pracy.

Siostra wciąż była spokojna i raczej pusta. Stróżujący przy trapie Nepal drzemał, oparty o beczkę, z kapeluszem naciągniętym na twarz, by słońce nie przeszkadzało mu w odpoczynku. Przejście nie było jednak niebronione, bo tuż za nim czatował Sovran, jakby tylko na nich czekając. Elf był półnagi, odziany jedynie w krótkie spodnie, ktore z pewnością nie należały do niego, a wystawiający do ciepła nagie plecy, naznaczone pojedynczymi, bardzo starymi pręgami blizn. Były jaśniejsze od jego karnacji, a widoczne dopiero w ostrym świetle słońca. Mag przewieszony był przez reling, z ramionami wyciągniętymi ku wodzie i brodą opartą o barierkę; na powierzchni wody unosiły się srebrne ciałka ryb. Zwabione do portu odpadkami wyrzucanymi ze statków, stały się rozrywką dla Sovrana, który z lubością łamał im kręgosłupy za pomocą swojej mocy. Truchełka przyciągały większą ilość rybek, które kończyły w podobny sposób.

- Sovran! Jak się czujesz? Miałem cię poszukać, musimy porozmawiać... - Zaczął Corin.

Sovran tylko na to czekał. Mag oderwał się od swojej zabawy w mord, przesunął dłonią po burcie Siostry tuż poniżej relingu i wstał, by w paru krótkich krokach znaleźć się przy Corinie.

Serce Very zamarło. Dobrze widziała, jak elf łapie Corina jedną ręką za poły ubrania na klatce piersiowej. Jak przyciąga go ku dołowi, a oficer grzecznie zgadza się to, by ich twarze zbliżyły się do siebie, jakby robili to już wiele razy wcześniej. Ciemna dłoń uniosła się do policzka oficera w niemal czułym geście... niemal, bo za gestem nie szedł żaden romantyczny zamiar. Mag rozmazał na części twarzy Yetta ciemne algi, które chwilę wcześniej zebrał z zewnętrznego poszycia statku, a które rosły tam obficie przez ciągły kontakt z morską wodą.

- Nie. - Wyartykuował Sovran, by do Corina dotarł przekaz tak wyraźnie, jak to możliwe. Yett był zbyt zaskoczony, by reagować przez pierwsze sekundy. - Też masz ciemną twarz.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

756
POST POSTACI
Vera Umberto
- Może tak - zgodziła się. - Może jeszcze ze dwie podróże na północ i będziemy mogli kupić tam dom, do którego uciekniemy, kiedy zrobi się za gorąco. Tylko co z załogą? Nie zostawimy ich na pastwę losu, ani nie zabierzemy ze sobą. Moglibyśmy zająć się uczciwą pracą, transportem dóbr między wyspami - zaproponowała, a w jej oczach błysnęło rozbawienie. Oboje wiedzieli, że umarliby wtedy z nudów.
Wyszła z Yettem z karczmy, rzucając tylko przez ramię krótkie spojrzenie w kierunku zaplecza, z którego wciąż dobiegały odgłosy kłótni. Nie rozumiała, dlaczego Leobarius się w to angażuje. Mógłby pozwolić im podrzeć koty i pogodzić się na własną rękę. Przecież nawet nie pokłócili się o nic poważnego, tylko o jakieś pierdoły - o to, że Silas nie flirtuje z Gustawą odpowiednio? Nie była pewna, nie przysłuchiwała się im szczególnie, zwłaszcza pod koniec, gdy Otis i Mikk skupili na sobie całą jej uwagę.
Z daleka zobaczyła stojącego przy trapie Sovrana. Trudno było go nie zauważyć, odcinał się od jasnego nieba równie dobrze, co przeciętny Everamczyk, choć odcień skóry miał nieco inny. Od razu przyjęła defensywną postawę. Wsunęłaby dłonie w kieszenie płaszcza, gdyby miała go na sobie, ale na płaszcz było dziś zbyt ciepło, więc tylko zmarszczyła brwi, niechętna do zaczynania jakichkolwiek dyskusji. Elf też nie wyglądał na optymistycznie nastawionego do życia, biorąc pod uwagę, że wyładowywał złość na bogom ducha winnych rybkach. Gdy wchodziła na statek, zerknęła w dół, do wody. Ktoś powinien je wyłowić. Szkoda, żeby się zmarnowały.
Z pewnością nie była gotowa na to, co się wydarzy.
Skąd Sovran wiedział, jakie plany snuł w karczmie Yett? Weswald miał pójść do niego z Yalą, żadne z nich nie miało o tym pojęcia. Czy Velindre odwiedził po drodze Siostrę, żeby zobaczyć tego tajemniczego elfa, jakiego tak beztrosko obiecał mu wypożyczyć oficer? Jeśli tak, jego wściekłość jej zupełnie nie dziwiła. Wyobrażała sobie, jak protekcjonalny musiał być wobec niego handlarz w złotym płaszczu. W kilku szybkich krokach dopadła do maga, gdy zobaczyła, że łapie Corina za koszulę i szykuje się do czegoś, na co nikt nie był przygotowany, ale gdy zorientowała się, że chodzi tylko o wysmarowanie mu twarzy czernią, wycofała się, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Gdyby nie była na Sovrana zła, może nawet uśmiechnęłaby się pod nosem, bo jej ten plan też się nie podobał. Nie przedkładała zemsty ponad swoich ludzi, nawet jeśli do jej ludzi niestety należał pewien kurewsko irytujący mroczny elf. Nie był bestią z podziemi, którą można było zamknąć w klatce i wystawić na pokład, żeby szlachta sobie popatrzyła i miała nadzieję, że do Yetta to dotrze.
Bestią był pająk, swoją drogą. Że też nie wpadła na to wcześniej, kiedy rozmawiali z Otisem! To była alternatywa, którą mogła mu przedstawić. Pająk, plus złoto, ewentualnie.
- Mówiłam ci, że to chujowy pomysł - mruknęła pod nosem, przysiadając na pierwszej lepszej skrzyni w okolicy.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

757
POST BARDA
Corin był zdecydowanie zaskoczony odwagą Sovrana i ataku na swoją piękną twarz. Kiedy elf go puścił i pozwolił się wyprostować, oficer uniósł dłoń do policzka, by dostrzec, czym tak naprawdę wysmarował go mag. Algi nie były ani przyjemne w dotyku, ani ładnie pachnące.

- Coś ty... - Yett urwał, nie pozwalając, by złość nim zawładnęła. Dość się nadenerwował na zdrajców, a Sovran takim nie był, przynajmniej nie z ich strony. - Cholera, Sovran! - Warknął przez zaciśnięte zęby. - Przecież nie chciałem cię do niczego zmuszać! Dlaczego tu siedzisz, na słońcu? Nie wiesz, że może cię poparzyć? - Szybko zmienił ton, a zdjąłwszy z głowy własny kapelusz, wcisnął go na białe włosy przyjaciela. - I musisz uważać na oczy, sam to mówiłeś. Kto ci powiedział o tych planach? Velindre? - Dopytał Corin, podzielając domysły Very.

- Dziecko.

- Dziecko..? Weswald? - Corin szybko podążył za tokiem rozumowania elfa. - Podsłuchiwał nas? Nie powinien był ci niczego mówić póki ja z tobą nie rozmawiałem.

- Nie chcę. - Rzucił krótko Sovran.

- Wiem, że nie. Ale nie wziąłeś pod uwagę, że to też szansa dla ciebie. Twoja pani kapitan zauważyła... - Corin odsunął się nieco, by gestem wskazać na Verę, oddając jej zasługi za najlepsze pomysły. - ...że może być to okazja dla ciebie, żebyś poznał społeczeństwo Karlgardu, wziął udział w bogatym bankiecie, zjadł coś dobrego? Porozmawiał z kimś z wyższych sfer?

Elf nie był przekonany. Przeniósł spojrzenie na Verę, rozważając, czy pomysł, który Corin jej przypisał, rzeczywiście był wart rozważenia.

Kiedy szafirowe spojrzenie elfa dosięgnęło tego należącego do Very, przed kapitan stanęła scena - dwa męskie ciała splecione ze sobą, objęcia ramion, taniec ust na skórze drugiego, rytmiczne ruchy obu sylwetek... Wizja trwała jedno uderzenie serca, może krócej. Rozmyła się tak nagle, jak się pojawiła.

- Chcę kąpiel. - Zażądał Sovran, nie odpowiadając wprost na propozycję Corina. Nie wydawał się zdradzać po sobie użycia magii, o ile ta rzeczywiście miała źródło w nim.

Corin oparł dłoń na ramieniu maga.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

758
POST POSTACI
Vera Umberto
Przy słowach "twoja kapitan zauważyła" Vera tylko uniosła z powątpiewaniem brwi. Niczego nie zauważała, a przynajmniej niczego takiego. Corin musiał nie przemyśleć tego zbyt dobrze, skoro postanowił dać ją tu jako autorytet. Wątpiła, by obrażone paniątko zamierzało jej słuchać, nawet gdyby faktycznie były to jej słowa. Jeśli oficer chciał go do czegokolwiek przekonać, musiał poradzić sobie z tym na własną rękę. Za to rozejrzała się z irytacją po pokładzie, spojrzeniem szukając Weswalda, choć była prawie pewna, że jak tylko postawił maga na nogi, uciekł tak daleko od niego, jak tylko się dało. Pewnie między nogi jednej z otisowych dziwek. A szkoda, pani kapitan z wielką chęcią powiedziałaby mu coś na temat tego, jak działało przekazywanie informacji na Siódmej Siostrze i dlaczego nie tak, jak wydawało się jemu.
Oparta o beczkę, z rękami skrzyżowanymi na klatce piersiowej, nie wtrącała się w rozmowę. Przynajmniej do momentu, w którym Sovran na nią nie spojrzał.
Przez ułamek sekundy sądziła, że Corin faktycznie znalazł argument, który do niego przemówił. Mógł tęsknić za wyższymi sferami, o ile w podziemiach w ogóle takie były, a on poruszał się właśnie wśród takiego towarzystwa. Mógł tęsknić za lepiej wychowanymi ludźmi, z którymi mógłby prowadzić dyskusje na wyższym poziomie. Za pewną grzecznością i elegancją, jakiej piraci z reguły nie mieli - choć i tak powinien się cieszyć, że trafił na Siostrę, a nie na inny statek. Na takim Pocałunku miałby jeszcze gorzej, abstrahując od faktu, że najpewniej nie przeżyłby tam tygodnia.
A potem w jej głowie pojawił się obraz, który sprawił, że zbladła i zaraz po tym zaczerwieniła się, choć nie z zawstydzenia, a wściekłości, która ogarnęła ją dosłownie w jedno uderzenie serca. Nie zastanawiała się długo, co było tego przyczyną, bo dla niej odpowiedź była prosta: jeszcze nie oszalała na tyle, by był to wytwór jej własnej wyobraźni, Ul nie miał powodów, by pokazywać jej coś takiego, a Sovran potrafił przekazywać dowolne obrazy i był na nią zły. Więc tak się zamierzał bawić?
Zerwała się z beczki. Choć dotąd w jej oczach tliła się zwyczajna niechęć, teraz płonęła w nich furia, większa od tej, którą elf widział po nieudanym przesłuchaniu więźnia, czy kiedykolwiek indziej. Dopadła do niego i zdzieliła go otwartą dłonią przez twarz. Miała nadzieję, że będzie piekło go bardziej, niż słońce, przed którym Corin tak troskliwie go osłaniał. Chyba nigdy dotąd nie pogardzała nim bardziej. I pomyśleć, że jeszcze chwilę temu wstawiała się za nim, protestując przeciwko wystawianiu go przed szlachtę jak małpę w cyrku.
- Nie masz prawa - syknęła. - Chcesz mi się sprzeciwiać, to rób to otwarcie, nie w ten sposób.
Warknęła i odwróciła się na pięcie.
- Nienawidzę cię, Sovran. Całym, kurwa, sercem. Płyń do Karlgardu i nie wracaj - rzuciła wściekle przez ramię i poszła zamknąć się z listami Rivery w swojej kajucie.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

759
POST BARDA


Weswald nie dał się znaleźć na górnym pokładzie. Być może korzystał z atrakcji Żelaznej Gwiazdy, nic może znajdował się gdzieś indziej - gdziekolwiek był, Vera go nie dostrzegała. Widziała za to dokładnie szok, który wymalował się na twarzy obu panów, gdy postanowiła działać w obronie własnego zdrowia psychicznego.

- Co do kurrrr... - Zaklął Nepal, podskakując na swoim posterunku, gdy zbudził go głośny trzask wymierzonego Sovranowi policzka.

Czarny odruchowo uniósł dłoń do twarzy i wycofał się, ale jego krok zablokował reling, o który się oparł.

- Vera?! - Zawołał zaskoczony Corin, ale jej słowa pozwoliły mu szybko zrozumieć, co zaszło. Nie wahał się i nie dopytywał, a przeszedł do działania. - Ostrzegałem cię! Miałeś nie występować przeciw załodze, tym bardziej twojej kapitan!

- Ja nie...

- Dość! Nie chcę tego słyszeć!
- Złość Corina na nowo wróciła. Dzień był dla niego nerwowy i choć rzadko tracił nad sobą panowanie, reakcje Very nie pozwoliły mu pozostawić sprawy bez rozwiązania. Złapał maga za ramię, odciągając je jednocześnie od jego twarzy. Policzek barwił się bardziej nasyconym odcieniem fioletu i różu, sugerując, że cios był wystaczający, by stać się bolesnym. Sam elf wydawał się zagubiony, patrzył na Corina z lekko uchylonymi ustami, zerkając co chwilę za odchodzącą Verą. - Miałeś dość czasu na nauczenie się zasad! - Upomniał go ostro Corin. - Nepal! Osmar! Pomóżcie mi! Vera, za chwilę przyjdę!



Zdenerwowanie nie pozwalały Verze skupić się na listach. Nazwy wydawały się przypadkowe, nazwiska powtarzały się w różnych kombinacjach, dokumenty wykradzione Kompanii były albo przedawnione, albo nie wnosiły żadnych użytecznych dla piratów informacji. Każdy list był datowany, każdy podpisany w ten sam sposób: V. U.. Były dla niej, ale dlaczego?

Zdążyła przejrzeć sporą część listów nim pojawił się Corin. Minę miał strapioną, lecz Vera mogła dostrzec, że bardzo stara się tego po sobie nie pokazywać. Zaciśnięte usta miały powstrzymywać jakikolwiek grymas, lecz zmarszczone brwi nie pozwoliły się tak łatwo wygładzić. Jego policzek wciąż był brudny od alg.

- Jak się czujesz? - Zagadnął na wstępie, podchodząc i siadając naprzeciw żony. - Wrócił do celi. - Zaraportował. - Zabezpieczyliśmy go, nie zaczaruje strażników. Nie musisz decydować... Nie teraz. Co z nim zrobić. - Dodał nieco łagodniej, starając się wybadać, w jakim nastroju jest ukochana. Nie miał pojęcia, po jak cienkim lodzie stąpa. - Rivera napisał coś ciekawego? - Zmienił temat, podnosząc jeden z listów.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

760
POST POSTACI
Vera Umberto
Przekładała list za listem, usiłując znaleźć w nich jakiś sens, ale jedyne, co konstruktywnego była w stanie osiągnąć, to ułożenie ich w kilku stertach: na jednej mapy, na drugiej listy nazwisk, na trzeciej nazwy statków, potem rzeczy, które nie miały dla niej żadnego sensu i na końcu te kilka plakatów Mikka, jakie Rivera im przesłał. Próbowała wywnioskować cokolwiek z map, układając je jedna obok drugiej, zastanawiając się, czy przypadkiem nie są elementami większej układanki, jakie powinny do siebie pasować, ale nic nie wychodziło jej tak, jak chciała. Drżały jej dłonie i zupełnie nie potrafiła się skupić.
Ja nie...
Nie wierzyła w zaprzeczenia elfa. Nie była chora psychicznie, jej wyobraźnia nie tworzyła tak wyraźnych i realnych obrazów, które przesłaniałyby jej rzeczywistość. Do tej pory coś takiego zdarzyło się jej tylko raz i wywołał to Sovran, dlaczego więc teraz miałoby być inaczej? Nawet Ul przyszedł do niej we śnie, a za dnia sporadycznie przypominał jej o sobie złotymi przebłyskami w miejscach, w których nie powinno ich być. Zobaczyła koniec wszystkiego, na czym kiedykolwiek jej zależało, gdy mroczny patrzył jej w oczy, a teraz, gdy ich spojrzenia się spotkały, zobaczyła... to. Nie nauczyła się przecież nagle czytać w myślach, nie mogły pokazać się jej nagle jego niespełnione marzenia, bo miała w sobie tyle magii, co przeciętny but. On to zrobił. On jej to pokazał i teraz usiłował wmówić jej, że jest chora na umyśle.
Ja nie...
Nie potrafiła myśleć o niczym innym. Przekładając kartki, wciąż miała przed oczami ten obraz, choć robiła co mogła, żeby wypchnąć go z myśli. Dlaczego, do cholery? Może powinna powiedzieć Yettowi, żeby sypiał sobie z kim chce, niezależnie od zawartej przysięgi. Przynajmniej protesty wzgardzonych miałaby z głowy, najpierw Oleny, teraz Sovrana.
A co, jeśli to nie był protest wzgardzonego? Jeśli jakimś cudem zobaczyła coś, co już miało miejsce, ale do czego Corin nie zamierzał się przyznawać, ani przed nią, ani przed nikim? Znieruchomiała na moment, z dłonią zaciśniętą na kartce, z której patrzyła na nią zmięta i zniekształcona twarz Mikka z Karlgardu. Poderwała głowę, gdy w kajucie pojawił się jej mąż.
- Masz brudną twarz - powiedziała, zamiast odpowiadać na którekolwiek z jego pytań.
Wypuściła plakat i rozprostowała go na biurku, przez chwilę wpatrując się w barda, który uśmiechał się do niej szyderczo z kartki. Złapała cyrkiel i wbiła mu go w środek czoła, przynajmniej w tym znajdując mierną namiastkę pocieszenia.
- Nie chcę go na Siostrze. Musisz wybrać. Albo ja, albo on. Nie pozwolę się traktować w ten sposób - powiedziała cicho, siląc się na spokój. Kiepsko jej wychodziło, jej głos drżał tak samo, jak dłonie. - Czy między wami coś zaszło? Kiedykolwiek, cokolwiek? Coś więcej? Chcę prawdy.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

761
POST BARDA
Corin podniósł jeden z listów i szybko przesunął wzrokiem po nazwiskach. Nie zareagował na widok żadnego z nich. Informacje przekazywane przez Riverę pozostawały enigmą. Oficer wkrótce odłożył papier na przygotowaną przez Verę kupkę, a upomniany, przetarł twarz przedramieniem.

- Drań... - Mruknął, rozcierając tylko algi na policzku, brudząc też swoje ramię. Lepkie żyjątka nie tak łatwo pozwoliły się siebie pozbyć.

Mapki, listy, wykazy, nawet uśmiechnięta twarz Mikka - nic z tego nie dało Verze odpowiedzi w temacie, który najbardziej ją zastanawiał. Zdradliwa magia Sovrana pokazała jej coś, czego widzieć nie chciała, a nawet nie powinna, zasiewając zbyt wiele wątpliwości.

Corin nawet nie drgnął, gdy cyrkiel wbił się w stół i podobiznę zdradliwego grajka.

- Wystąpił przeciwko tobie o jeden raz za dużo. Osmar szykuje linę. Jeśli taka będzie twoja decyzja. - Dodał, a głos drżał mu lekko. Jasnym było, że nie chciał widzieć swojego przyjaciela zwisającym z rei. - To żaden wybór, Vera, oczywiście, że ty. - Yett zdziwił się wyraźnie, gdy postawiła przed nim taki dylemat. - I o czym ty mówisz? Co miało między nami zajść? - Tym razem oficer był szczerze zdzwiony, a jego policzki momentalnie poczerwieniały na samo wyobrażenie. Odsunął papiery i wyciągnął dłonie przez blat, Vera mogła je ująć, jeśli chciała. - Nie wiem, co ci pokazał i w co chciałby, żebyś wierzyła, ale nie, Vera, niczego więcej nigdy nie było. Ty jesteś moją żoną i... ech, czy on ci zasugerował, że mi nie wystarczasz? Że poszedłem... do kogoś innego? Do niego? Nie wiem, co chciał tym osiągnąć. To kłamstwa. Bzdury, nawet. Mam nadzieję, że nie dałem ci powodu, żebyś oskarżała mnie o niewierność. - Yett zawahał się na moment. - Zanim go zakneblowałem, starał się wyjaśnić, że niczego nie zrobił. Przez moment nawet mu uwierzyłem, wiesz?
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

762
POST POSTACI
Vera Umberto
Nie wiedziała, co ma mu odpowiedzieć. Nie wiedziała, czy chce widzieć martwego Sovrana zwisającego z rei, ale była absolutnie pewna, że nigdy więcej nie chciała widzieć tego, co ukazało się jej przed oczami tam, podczas jego rozmowy z Corinem. Zaczynała żałować, że zdecydowała się na ślub, że wyznała oficerowi wcześniej miłość, że w ogóle pocałowała go po tym Ujściu. Mogła dalej siedzieć zamknięta samotnie w kajucie, zapomnienie w męskich ramionach znajdując raz na kilka miesięcy, gdy akurat zawijali do Portu Erola i miała trochę szczęścia, które pozwalało jej spotkać dawnego znajomego. Nie musiałaby znosić tego. Była zbyt zazdrosna, nie nadawała się do tego. Ale czy na pewno zbyt? Cholera, jej reakcja była chyba naturalna?
Nie złapała wyciągniętych w jej stronę rąk. Jej dłoń niezmiennie zaciśnięta była na cyrklu, którym kręciła w miejscu, robiąc coraz większą dziurę zarówno w plakacie, jak i w swoim biurku.
- Widziałam to. Widziałam was w... - głos uwiązł jej w gardle. - Widziałam to.
A jednak Sovran wszystkiemu przeczył. Oczywiście, że przeczył. Oczywiście, że nie przyzna się Yettowi, co jej pokazał. Zacisnęła zęby i uniosła wzrok na oficera, na jego wyciągnięte ręce i czerwoną twarz. A może to ona oszalała? Może naprawdę już siadało jej na głowę? Jeśli tak było, nie mogła dowodzić statkiem. Nie mogła stracić ufności we własny rozsądek, bo jak miała podejmować wtedy jakiekolwiek decyzje?
- Nie dałeś mi powodu. Ale... Ty mogłeś swoje powody mieć. Więc...
Coś zacisnęło się na jej piersi boleśnie, gdy dotarło do niej, jakie miała alternatywy. Jeśli to faktycznie był wytwór jej wyobraźni, będzie musiała oddać statek. Jeśli nie, jeśli jakimś cudem zobaczyła coś, do czego naprawdę doszło, będzie musiała pozbyć się Yetta. Jeśli jednak w ramach zemsty za cholera wie co pokazał jej to Sovran, będzie musiała pozbyć się jego.
Miała problem z wzięciem głębszego oddechu. Coś dusiło ją pod szyją, a przecież jej koszula miała standardowy, głęboki dekolt. Może to gorset? Musiała rozsznurować gorset. Tylko nie była w stanie się ruszyć.
- Chcę prawdy. Powiedz mi, jeśli to zrobiliście. Jeśli to było... raz, dawno temu, jakoś... poradzę sobie z tym.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

763
POST BARDA
Corin niczego nie żałował. Gdy Vera postanowiła nie przyjąć jego dłoni, on sam nachylił się jeszcze bardziej, by złapać jej ręce, nie pozwalając, by dalej wyładowywała złość na twarzy Mikka, choć bynajmniej nie przez sympatię do grajka.

- Vera. To nie było prawdziwe. - Oficer brzmiał na tak pewnego, jak to tylko możliwe. - Bawił się twoim umysłem, robił to już wcześniej. Pamiętasz? Sam nie wie, co pokazuje, to tylko to, czego się boisz. Ja nie miałem powodu, żeby... iść do niego. Nie mam powodów też teraz. Nigdy nic nie robiliśmy, nawet nie proponował, ja też nie. Nie jesteśmy sobą zainteresowani w ten sposób.

Corin wpatrywał się w Verę. Złość mu przeszła, ale teraz wydawał się zmartwiony. Słowa kapitan były w pewnym stopniu zabawne przez swoją skończoną niedorzeczność, jednak oficer potrafił powstrzymać rozbawienie, jeśli jakieś w nim kiełkowało.

- Zmuszę go, żeby się do tego przyznał. Musiał to zrobić, nie ma innego wytłumaczenia. Powiesimy go o zachodzie, jeśli tego chcesz. Hewelion poczeka na radę przed Everam, a Otis może sobie wypchać zwłoki i pokazywać je gdziekolwiek zechce. - Corin mówił, ale nie brzmiał, jakby nawiązywał do ich Mrocznego. Odrealnianie snutych planów musiało go wiele kosztować, gdy mówił przecież o kimś, kogo całkiem polubił. Czy byłby w stanie nie tylko przyłożyć rękę do śmierci Czarnego, ale jeszcze zbeszcześcić jego zwłoki? - Nikt nie będzie bezkarny podnosząc na ciebie rękę, w ten czy inny sposób.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

764
POST POSTACI
Vera Umberto
Wyrwała swoje dłonie z jego uścisku. Nie chciała, żeby teraz ktokolwiek jej dotykał, nawet Corin. Wstała od biurka i podeszła do okna, krzyżując ręce na klatce piersiowej. To tylko jeszcze bardziej utrudniło jej oddychanie, więc opuściła je, opierając obie na brzuchu, jakby miało jej to w czymkolwiek pomóc.
- Może i nie wie, co pokazuje, ale nie tego przecież boję się najbardziej. Nie myślałam o tym od dawna. Nie to... - potrząsnęła głową. - Najbardziej boję się, że umrzesz. Wizja twojej śmierci jest najgorszą, jaka nachodzi mnie za każdym razem, gdy myślę o Everam, o Mikku, o każdym kolejnym rabunku. Nie wiem, ile najczarniejszych scenariuszy przerobiłam już w głowie. Wiedząc, że żyjesz, tylko z kimś innym, nie byłabym... nie czułabym...
Skrzywiła się i sięgnęła do klamek, by otworzyć jedno z okien na oścież. Widok na małą wysepkę na środku wlotu do zatoki, jaką piraci nazywali Kłem, nie uspokajał jej tak, jak miał w zwyczaju to robić.
Co jeśli Sovran faktycznie niczego nie zrobił? Co, jeśli niczego jej nie pokazał, a ona po prostu zaczyna się staczać? Może demon, który uwił sobie w niej gniazdko na kilka dni, gdy byli na północy, namieszał jej w głowie do tego stopnia, że teraz czekała ją już tylko równia pochyła? Ile zostało jej czasu, zanim przestanie rozróżniać rzeczywistość od snu? Ilu niewinnych ludzi skaże na śmierć za rzeczy, które sobie wymyśliła?
Odwróciła się od okna gwałtownie i podeszła do szuflady biurka, w której trzymała jedną ze swoich szkatułek z biżuterią. To do tej wrzuciła kościany wisiorek w kształcie ryby, z jakim obudziła się po wizycie demona. Musiała sprawdzić, czy tam jest. Musiała upewnić się, że przynajmniej tego sobie nie wymyśliła, tych odwiedzin, złotych odblasków w oczach Corina i słów, które słyszała w głowie, gdy przysięgała mu wspólną wieczność na plaży.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

765
POST BARDA
Corin był zdecydowanie zaskoczony tym, co widział. Vera nie zachowywała się w ten sposób, nie w stosunku do niego. Rozumiał, że sprawa była o wiele bardziej poważna, niż być może zakładał wcześniej. Nie trzymał dłoni kapitan na siłę, ale kiedy ona wstała, on również podniósł się z miejsca.

- Jestem tu, przy tobie. Nigdzie się nie wybieram. - Obiecał, zbliżając się o parę kroków. - Nie myśl o mnie o Sovranie w ten sposób. - Poprosił jeszcze raz, gdy słowa kapitan dowiodły, że miała takie myśli już wcześniej! Oficer był strapiony. - Nie będę żył z nikim innym i zrobię wszystko, żeby nie umrzeć. Jestem twoim sztormem; nie zostawię cię.

Wielkie słowa nie brzmiały dobrze w przestrzeni kajuty. Choć intencje Corina były szczere, wyznania nie miały między nimi miejsca, nie teraz.

Nagły zryw Very kazał Corinowi odsąpić o krok. Kobieta dopadła do swojej szkatułki, kościany wisiorek leżał na samej górze, jakby tylko na nią czekał. Przez moment wydawało jej się, że kościana rybka zalśniła złotem - czy to demon puszczał jej oczko, czy zagubiony promień słońca zatańczył w rzeźbieniach?

- Kochanie? - Corin nie wiedział, co się dzieje.
Obrazek

Wróć do „Wschodnia baronia”