POST BARDA
Corin spojrzał na Verę i ten widok wydawał się go uspokajać. Małżonka nie tylko dawała mu oparcie, ale potrafiła utwierdzić go w przekonaniu, że sprawa, na której im obojgu zależało, zostanie doprowadzona do końca.
-
Dlatego musimy działać szybko. - Oficer zgodził się z Verą. -
Udowodnić zdrajcom, że nie zawahamy się przynieść zemsty, choćby takim podstępem. Nie wiem, co moglibyśmy zrobić, żeby uratować Harlen... - Westchnął, na powrót łagodniejąc. Zdawał sobie sprawę z problemów, jakie niosły za sobą ostatnie ataki. -
Może już teraz powinniśmy zabezpieczyć sobie przyszłość na Eroli. - Zaproponował i wyrwał widelec z drewnianego blatu stolika, po czym przesunął palcem po powstałych nierównościach. Zostaną tu już na zawsze.
Ramię Corina na powrót znalazło drogę do pleców Very. Oficer skrócił dystans o parę dodatkowych cali.
-
Książę będzie musiał się dostosować. - Corin pokładał w Sovranie wiele nadziei. -
Chodźmy.
Kiedy wychodzili, nikt nich nie żegnał - Gustawa i Silas wciąż dyskutowali ku rozpaczy Leobariusa, próbującego ich uspokoić. Tuż za drzwiami oficer i kapitan minęli paru nieznanych im marynarzy, który udawali się do Rybki po długo wyczekiwane wytchnienie przy kufelku. Nikt nie zatrzymywał ich w drodze do portu, ale z małego podwyższenia, na którym stała Rybka, mieli dobry widok na statki w doku. Jedynie przy Żelaznej Gwieździe, krępym, lecz szerokim trójmasztowym barku, był gwar, gdy ładowano towary skupowane na wyspie.
-
Nigdy nie myślałem o tym, że skoro mamy tu punkty handlowe, to ktoś musi te towary odbierać. - Przyznał się Corin, obserwując załogę kupieckiego statku. W większości byli to krasnoludzi, ale ich rozmiary w żaden sposób nie wpływały na efektywność pracy.
Siostra wciąż była spokojna i raczej pusta. Stróżujący przy trapie Nepal drzemał, oparty o beczkę, z kapeluszem naciągniętym na twarz, by słońce nie przeszkadzało mu w odpoczynku. Przejście nie było jednak niebronione, bo tuż za nim czatował Sovran, jakby tylko na nich czekając. Elf był półnagi, odziany jedynie w krótkie spodnie, ktore z pewnością nie należały do niego, a wystawiający do ciepła nagie plecy, naznaczone pojedynczymi, bardzo starymi pręgami blizn. Były jaśniejsze od jego karnacji, a widoczne dopiero w ostrym świetle słońca. Mag przewieszony był przez reling, z ramionami wyciągniętymi ku wodzie i brodą opartą o barierkę; na powierzchni wody unosiły się srebrne ciałka ryb. Zwabione do portu odpadkami wyrzucanymi ze statków, stały się rozrywką dla Sovrana, który z lubością łamał im kręgosłupy za pomocą swojej mocy. Truchełka przyciągały większą ilość rybek, które kończyły w podobny sposób.
-
Sovran! Jak się czujesz? Miałem cię poszukać, musimy porozmawiać... - Zaczął Corin.
Sovran tylko na to czekał. Mag oderwał się od swojej zabawy w mord, przesunął dłonią po burcie Siostry tuż poniżej relingu i wstał, by w paru krótkich krokach znaleźć się przy Corinie.
Serce Very zamarło. Dobrze widziała, jak elf łapie Corina jedną ręką za poły ubrania na klatce piersiowej. Jak przyciąga go ku dołowi, a oficer grzecznie zgadza się to, by ich twarze zbliżyły się do siebie, jakby robili to już wiele razy wcześniej. Ciemna dłoń uniosła się do policzka oficera w niemal czułym geście... niemal, bo za gestem nie szedł żaden romantyczny zamiar. Mag rozmazał na części twarzy Yetta ciemne algi, które chwilę wcześniej zebrał z zewnętrznego poszycia statku, a które rosły tam obficie przez ciągły kontakt z morską wodą.
-
Nie. - Wyartykuował Sovran, by do Corina dotarł przekaz tak wyraźnie, jak to możliwe. Yett był zbyt zaskoczony, by reagować przez pierwsze sekundy. -
Też masz ciemną twarz.