[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

46
POST BARDA
Erinel nie odpowiedział Verze, ale posłał jej kolejny rozbawiony uśmiech. Czyżby stracił głowę dla Very? Wątpliwe, jednak noc i poranek mogły zawrócić mu w głowie. Emocje jeszcze go trzymały.

Miłe wspomnienie kajuty zostało jednak przegnane przez nagannie zachowującego się marynarza, który raczył się narkotykami przy relingu. Kiedy Vera została zaproszona do grupki przy beczce, a także zaoferowano jej pajdę suchego chleba, ugotowane jajka i podsmażone plastry mięsa, Erinel zbliżył się do swojego załoganta. Ciężko było wyczytać emocje z jego twarzy, gdy zaciskał usta w wąską linię, zapewne samemu zastanawiając się, jak powinien zareagować.

- I co dokładnie przekonało cię do tego, Zabul, że wolno ci dobrać się do prochów przed tym, jak poinformujesz o nich mnie? - Wysyczał przez zęby, najpewniej hamując się przed Verą, by nie pokazać złości, która w nim kipiała.

Ten, którego nazwano Zabulem, młody ludzki mężczyzna o krótkich, kruczoczarnych włosach i jasnych oczach, podążył niebieskim spojrzeniem najpierw do Very, następnie do swojego kapitana, i z powrotem do kobiety. Sprawa rozumiała się sama przez się - nie chciał im przeszkadzać.

- Kapitanie, ja... - Wahał się Zabul, przynajmniej do czasu, aż usłyszał słowa Very. - T-tak! Jedna z figurek na dnie była pęknięta! Wysypał się z niej ten proszek, musiałem sprawdzić, co to!

Erinel wyglądał, jakby w jednej chwili chciał złapać za szablę i skrócić majtka o głowę. Zamiast tego uniósł dłoń do skroni i pomasował ją chwilę, jakby słowa mężczyzny zwiększały jego ból głowy.

- Cholera. Przynajmniej prochy łatwiej sprzedać niż to srebrne gówno. - Podsumował. - Vera, chciałaś jakąś, wybierz sobie. A ty, Zabul, zbieraj dupę. Będziesz wiosłował, akurat masz siłę po tym świństwie.

- Kapitanie. - Przerwał jeden z mężczyzn, który siedział przy beczce. - W nocy przypłynął nasz bosman, mówił o syrenach w zatoce. Żeśmy słyszeli jakieś drapanie w dno, może to syreny? Nie wiemy, czy jest bezpiecznie.

- Kurwa mać. - Erinel odwrócił się do Very. - Widzisz? Tak ich wystraszyłaś, że teraz będą srać ze strachu o byle gówno. - Zdenerwował się. - Wracamy do portu.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

47
POST POSTACI
Vera Umberto
Czyżby obecność Very sprawiała, że Erinel stawał się bardziej stonowany i mniej agresywny, nawet względem własnych ludzi? Ciekawe. Uniosła tylko lekko brwi, jedząc swoją pajdę chleba, ale nadal poza tym jednym pytaniem nie wtrącała się więcej. Ona osobiście doceniała fakt, że nikt nie władował się im wczoraj do kajuty, kiedy byli dość mocno zajęci, niezależnie od tego, co znaleziono w skrzyniach po ich zniknięciu. Choć trzeba było przyznać, że człowiek nazwany Zabulem mógł poczekać do rana z beztroskim częstowaniem się narkotykiem. Skrzynie i ich zawartość były niewiadomą, a wszystkie znaleziska powinni byli najpierw omawiać z kapitanem, a potem podejmować jakiekolwiek działania - nawet jeśli działania te zakładały tylko wciągnięcie białego proszku w swoje własne nosy.
Zjadła i ruszyła w stronę skrzyni, z których zgodnie z umową wyciągnęła sobie jedną z figurek. Wybrała taką, która była wizualnie w miarę ładna i do której przy okazji przywiązana była kartka z nazwiskiem Levanta. Wsunęła ją do drugiej kieszeni, przenosząc wzrok na mężczyznę wspominającego o syrenach, a gdy elf wyskoczył z pretensją do niej, parsknęła tylko suchym śmiechem.
- JA ich przestraszyłam? Och, w takim razie przepraszam. Moi ludzie, słysząc o syrenach, chcieli rzucać się do broni i do walki, ale rozumiem, że twoi zamiast tego srają w gacie - pokiwała głową z uznaniem, zanim odwróciła się z powrotem do jedzących. - Gdyby wam w dno drapały syreny, wy nie zdążylibyście się podrapać w dupę, zanim wylądowalibyście pod wodą.
...a ja z pewnością zorientowałabym się po zachowaniu Erinela, co się dzieje. Tego jednak nie powiedziała na głos, bo wolała zachować to status quo, w którym nikt nie komentował ich wspólnie spędzonej nocy.
- Syreny w porcie to cztery martwe cielska, z którymi przypłynęliśmy wczoraj. Nie są już niebezpieczne.
Mimo to, zerknęła na powierzchnię wody za burtą statku. Ciekawe, czy faktycznie coś zainteresowało się wczoraj Fretką, czy to była tylko ich własna paranoja. Tak czy inaczej, była gotowa wracać do portu. Musiała iść rozliczyć się z Silasem, sprawdzić czy wszyscy przetrwali wczorajszą noc w mniej lub bardziej dobrym stanie, zlecić komuś rozwieszanie ogłoszeń o rekrutacji i ustne przekazywanie wiadomości o tej samej dla tych, co nie potrafili czytać, a potem zabrać się za lekturę. No i zorientować się, czy wczoraj wymyślona piosenka na melodię starej szanty przyniosła jej więcej szkód, czy korzyści.
- Dzięki za śniadanie. Wracamy - potwierdziła, schodząc do łodzi, gdy już przyszła na to pora.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

48
POST BARDA
Erinel miał przy sobie istny hamulec w postaci Very, której nie chciał ubabrać krwią, jak również myśl o tym, że potrzebował załogi, również takiej, która ćpała bez pozwolenia. Z drugiej strony, gdyby Erinel został poinformowany o prochach, zapewne sam próbowałby je zidentyfikować. Nieposłuszny Zabul zaoszczędził mu bólu głowy i przykrych skutków odstawiennych.

Figurki w skrzyniach nie były piękne, ale Verze udało się wybrać taką, która wyglądała znośnie. Przedstawienie kobiety być może jakiejś boginki, przyjemnie ciążyło w jej kieszeni, zdradzając, że prócz wątpliwej wartości artystycznej ma również zawartość, którą należy się zainteresować.

Erinel marszczył ciemne brwi. Vera spostrzegła, że elf zaciska pięści, jakby wahał się przed rzuceniem na swoich załogantów, w końcu jednak przeniósł na nią spojrzenie. Jego twarz wygładziła się, a on sam westchnął i zmusił do uśmiechu.

- Pewnie byłoby tak, gdybyś wróciła z całą załogą, nie ledwie połową. - Mruknął. - Moi ludzie wiedzą, że nikomu nie przydadzą się na dnie morza. - Elf miał powody, by rzucać tak szorstkimi słowami. Nie dało się ukryć, że załoga Siódmej Siostry poniosła bardzo duże straty przez odwagę lub też może głupotę ludzi Very, którzy rzucili się do ataku na syreny. - Cholera wie, czy nie przypłyną aż pod wyspę.

Kiedy Vera zeszła do szalupy i przyjrzała się burcie statku, zauważyła głębokie szramy na drewnianej konstrukcji, wykonane z pewnością przez pazury. Równe rzędy nieładnych blizn mogły pomóc wyobraźni.

- Zabul, wiosłuj. - Nakazł Erinel mężczyźnie, który zdążył otrzeć nos i bez słowa odbił od Fretki.

Kolejne minuty podróży minęły w ciszy. Erinel spuścił dłoń do wody i cieszył się chłodem morza. Przynajmniej do czasu, aż coś nie zaszurało w dno szalupy.

- Syreny?! - Wystraszył się Zabul.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

49
POST POSTACI
Vera Umberto
Zmrużyła lekko oczy we frustracji, ale tym razem się nie odgryzła. Erinel miał rację. Jej załoga działała czasem brawurowo i mało ostrożnie. Niektórym wydawało się, że są nieśmiertelni i ci niektórzy w większości skończyli właśnie rozszarpani przez syreny. Westchnęła więc tylko i oparła dłonie na biodrach, odwracając wzrok, zanim mina elfa sprowokuje ją do powiedzenia czegoś, czego będzie żałowała.
- Jeszcze nie przypłynęły - odpowiedziała tylko, choć faktycznie mogło się stać tak, że potwory morskie pojawią się też tutaj. Rzuciła mężczyźnie znaczące spojrzenie i dodała cicho: - Zauważyłabym.
Wolała nie utwierdzać się w absurdalnym przekonaniu, że była wczoraj tak niesamowicie absorbująca, że uratowała Erinela przed oddziaływaniem magii syren. Zeszłej nocy ich tu nie było. Czy będą następnej? Nie dało się tego przewidzieć. Może elf miał rację, twierdząc, że wracając tu z martwymi monstrami i znacząco uszczuploną załogą, przestraszyli wszystkich i wywołali paranoję, która teraz z dnia na dzień będzie tylko narastać, ale co innego mieli zrobić? Udawać, że nic się nie wydarzyło? Tak było lepiej, przynajmniej wszyscy będą w razie czego choćby częściowo przygotowani.
- A jak przypłyną, to uzbroi się dziwki w harpuny i damy sobie radę - dodała już głośniej, unosząc w półuśmiechu kącik ust. Co by się nie działo, dziś Vera była w zbyt dobrym nastroju, by dać się wciągać w przepychanki słowne bez końca.

Schodząc do szalupy, mogła przyjrzeć się ranom, jakie coś zadało Fretce. To nie był martwy człowiek, więc nie dało się stwierdzić, jak dawno zostały poczynione te uszkodzenia, ale Umberto z łatwością połączyła je z tymi, które zostały na kadłubie Siódmej Siostry. Wyglądały tak samo, co znaczyłoby, że syreny naprawdę rozpanoszyły się ostatnio zbyt mocno. Chętnie omówiłaby to z Erinelem nawet w tej chwili, ale spanikowany Zabul nie byłby dobrym towarzystwem do tej dyskusji, zachowała więc swoje przemyślenia dla siebie, poważniejąc tylko nieco, gdy znalazła się w łodzi.
I chwilę później okazało się, że podjęła dobrą decyzję, kiedy coś zaszurało o dno, a wiosłujący, naćpany pirat zapiszczał jak przestraszone dziewczę. Nawet jeśli przypłynęło coś, co było w stanie wywrócić szalupę i zeżreć całą ich trójkę, Verze trudno było brać sytuację na poważnie.
- Jak nie chcesz się dowiedzieć na własnej skórze, to wiosłuj szybciej - zasugerowała, wychylając się jednocześnie lekko za burtę i sprawdzając, co takiego zainteresowało się ich niewielkim środkiem transportu. Wedle jej niewielkiego doświadczenia, syreny atakowały nocą. A przynajmniej najwcześniej o zachodzie słońca. To mogła nie być wcale reguła, tylko zbieg okoliczności, ale tak wynikało z tego, co sama do tej pory widziała.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

50
POST BARDA
Erinel uśmiechnął się i skinął głową na propozycję uzbrojenia dziwek. Zapewne wciąż nie zdawał sobie sprawy z tego, że nie mógłby oprzeć się czarowi syren. Osoby takie, jak on, miały zbyt wysokie mniemanie o sobie.

Erinel zamarł, gdy Zabul postraszył ich syrenami, a Vera nie rozwiała od razu tych przypuszczeń. Mężczyźni zamarli, patrząc w wodę, by po chwili zauważyć... żółwia. Jego skorupa najwyraźniej otarła o szalupę, wywołując ten nieprzyjemny dźwięk, jakby coś szorowało o dno. Zwierzę nie wydawało się przejęte tą niewielką kolizją i spokojnie odpłynęło.

- Ty pierdolony tchórzu!

Erinel w końcu wybuchł. Jego załogant wyglądał na przerażonego, do tego stopnia, że nawet nie bronił się, gdy kapitan złapał go za kark i szorstkim, szybkim ruchem ociągnął go od wioseł i pchnął w kierunku niskiej burty szalupy. Zabul zaczął wierzgać dopiero w momencie, gdy jego głowa znalazła się pod powierzchnią wody.

- Mam was, kurwa, dość! - Warczał elf, siłując się z mężczyzną, szarpiąc go za włosy, by utrzymać jego twarz pod wodą. Wyglądał na oszalałego, obnażając zęby i dysząc ciężko, gdy nerwy ostatecznie puściły i wybrał brutalny sposób na ulżenie sobie w złości. Nawet obecność Very nie pomagała jego emocjom.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

51
POST POSTACI
Vera Umberto
Gdy zobaczyła żółwia, parsknęła śmiechem. Erinel mógł sobie mówić co chciał, ale nie widziała nikogo z jej załogi, kto popiskiwałby tak jak Zabul na myśl o syrenach. A nawet jeśli ktoś tak robił, to pozostali szybko przemawiali mu do rozsądku i odpowiednio go ustawiali. Zastanawiała się tylko, jacy nowi trafią się jej teraz. Nie lubiła tych chwil; wolała mieć sprawdzoną załogę, po której wiedziała, czego się spodziewać i której nie trzeba było ustawiać do pionu i uczyć podstawowych rzeczy. A teraz trzeba było zrekrutować tak wielu... chyba przyjdzie jej przyjąć postawę złej i zimnej suki, za jaką niektórzy i tak już ją uważali. U tak dużej części załogi łatwiej było o strach, niż o automatyczny szacunek.

Jakby w odpowiedzi na te myśli, Erinel postanowił zareagować i zrobić coś, czego się po nim nie spodziewała, choć przecież powinna. Zmarszczyła brwi, początkowo nic nie mówiąc. Od dawna wiedziała, że elf ma nie po kolei w głowie i nie potrafi radzić sobie ze złością, ale jakoś wczoraj łatwo było o tym zapomnieć. Umysł łatwo wypierał wizję takiej agresji, gdy miało się do czynienia z kimś, kto dopiero co okazywał tyle czułości. Złapała wiosło, które wypuścił Zabul, żeby nie stracili go całkiem i wciągnęła je na chyboczącą się łódź.
- Jak go utopisz, to nie będzie miał kto wiosłować - rzuciła cicho, choć nie była pewna, czy jej słowa w ogóle dotrą do oślepionego wściekłością elfa. Zachowanie naćpanego pirata budziło w niej pogardę, ale nawet gdyby jej człowiek reagował podobnie, nie uciekłaby się do takich środków. Czy Erinela to przerosło właśnie przez to, że Vera była z nimi w łodzi? Że przez tego tchórza musiał wstydzić się przed nią za swoją załogę? Możliwe.
- Kurwa mać, Erinel - zwróciła mu uwagę jeszcze raz. - Daj spokój, bo przewrócicie szalupę, a ja nie chcę płynąć wpław i zamoczyć dziennika. Zresztą zwłoki w wodzie przy samej wyspie na pewno przyciągną tu coś, czego nie chcielibyśmy widzieć na Harlen.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

52
POST BARDA
Erinel być może był silniejszy od Zabula, a może wykorzystywał przewagę pozycji, gdy trzymał mężczyznę za włosy i za kark, a jednocześnie dociskał jego ciało własnym ciężarem do krawędzi burty. Tamten wierzgał i miotał się, bił rękoma wodę i starał się złapać ręce kapitana, jednak na próżno.

Myśli o tym, że brakło ludzi w załodze, nie były na tyle głośne, by przykryć zew krwi, który przejął umysł Erinela.

- Zamknij się. - Wysyczal do Very, która według niego miała w tej sytuacji najmniej do powiedzenia. - Zamknij się zamknij się zamknij się!

Słowa kapitan Umberto nie były wystarczające, by odciągnąć elfa od jego zamiarów. Minęło nie więcej, jak dwie minuty, gdy Zabul przestał się ruszać. Erinel wypchnął jego ciało za burtę. Oddychał ciężko, jakby stoczył właśnie wielką walkę, usiadł na miejscu wioślarza i chwycił za wiosła.

- Niech, kurwa, zobaczy swoje syreny. - Splunął w wodę.

Ciało Zabula unosiło się przez chwilę na powierzchni, a następnie zanurzyło się i opadło ku dnu.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

53
POST POSTACI
Vera Umberto
Gdy Erinel wydarł się na nią, Vera tylko w milczeniu uniosła brwi i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej, nie wtrącając się więcej. Chybocząca się niebezpiecznie łódź nie była stabilnym gruntem na wdawanie się w bunt przeciwko podobnemu traktowaniu i w poważniejsze kłótnie, zwłaszcza, że elfowi ewidentnie ostatecznie odjebało. Jeśli uznawał mordowanie własnych ludzi za świetny plan i doskonały sposób na dowodzenie, Umberto nie zamierzała przekonywać go, że jest inaczej. Dopóki nie miało to wpływu na jej własną załogę, nie miało też wpływu na nią.
W przeciwieństwie do tego, jak się odnosił do niej. Gdyby byli na większym statku, albo na lądzie, mogłaby zareagować tak, jak kusiło ją, żeby zareagować, czyli po prostu dać mu w mordę. Teraz pozostało jej tylko wbijać w elfa lodowate spojrzenie, czekając, aż dopłyną z powrotem do portu. Cała pasja z wieczoru i urok poranka zniknęły, jak martwe ciało, zanurzające się w głębinach. Co ona sobie myślała? Zbyt długo go już nie widziała i zdążyła chyba zapomnieć, jak bardzo jest popierdolony, a wczoraj dała się ponieść alkoholowi i jego całkiem przekonującej gadce, jak jakaś głupia młódka. Skrzywiła się z rozczarowaniem i odwróciła wzrok.
Skoro i tak nie mieli o czym rozmawiać, a ona miała się zamknąć, wyciągnęła z kieszeni dziennik i zabrała się za czytanie go od samego początku. Nie zamierzała siedzieć bezczynnie i przez pół godziny przyglądać się, jak wkurwiony na cały świat elf macha wiosłami. Może to i dobrze, że to nie on testował znaleziony w skrzyniach proszek. Wolałaby nie sprawdzać, jaki wpływ miał czerwony sen na kogoś, kto miał tak nasrane w głowie, jak on.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

54
POST BARDA
Reputacja wyprzedzała Erinela, najwyraźniej nie bez powodu. Nie potrzebował świadków, by pokazać swoją wyższość nad załogantem, nie wahał się również, by nawrzeszczeć na Verę.

Wiosłował dzielnie, nie przestając nawet na chwilę.

- Co się gapisz! - Warknął na Verę, gdy ta postanowiła podnieść na niego spojrzenie. Widać było, że złość jeszcze mu nie przeszła, a to, co zrobił Zabulowi, ledwie przykryło największą wściekłość.

Cisza była co najmniej niezręczna. Vera zajęła się dziennikiem, jednak pierwsze karty nie odkryły przed nią żadnej nowej wiedzy. Steffen pisał o swoich przemyśleniach, o tęsknocie za domem, o skrzyniach z rumem, które udało mu się nabyć w porcie i które ukrył przed załogą... jak na złość, początki dziennika nie wskazywały na jakiekolwiek powiązania Rachmistrza z admirałem Levantem.

- Ej, Vera. - Odezwał się Erinel, gdy w zasięgu wzroku był już port. Z dala było słychać podniesione głosy. - To chyba z Siostry? Zobacz, jaki tłum.

Rzeczywiście, na nabrzeżu, tuż przy statku kapitan Umberto, stał niemały tłumek, za to na dziobie stał nie kto inny, jak Osmar. W wyciągniętym ręku trzymał coś włochatego i paskudnego.

- Łeb syreny! Zaczynamy od dwudziestu zębów!

Szalupa przybiła do brzegu.

- Biegnij, nim zlicytują cały statek. - Zaśmiał się, jakby przed dwudziestoma minutami wcale nie odebrał życia własnemu załogantowi.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

55
POST POSTACI
Vera Umberto
Lepiej było czytać o tęsknocie za domem, niż angażować się w rozmowę z Erinelem, która i tak ograniczała się w tym momencie do warknięć w jej kierunku.
- Odpierdol się ode mnie, Erinel. Ja ci nic nie zrobiłam - odpowiedziała tylko, zmuszając się do zachowania absolutnego spokoju, nie podnosząc nawet wzroku znad dziennika.
Ich współpraca przy figurkach i magazynie w Chandi wisiała teraz na pojedynczym, cienkim włosku. Do Very docierało, że jeśli się zgodzi, będzie musiała użerać się z tym znacznie dłużej, niż tylko jednorazowo, podczas pojedynczego, nadzwyczaj sympatycznego rejsu szalupą o poranku. I nieważne jak dobrze się rozumieli w łóżku, niekontrolowane napady agresji elfa mogły mieć wyjątkowo nieprzyjemne konsekwencje w kwestiach z łóżkiem niezwiązanych.
Przez ten czas, jaki zajęło im dopłynięcie do portu, Umberto też zdążyła odrobinę ochłonąć, choć była pewna, że po zejściu na ląd będzie musiała sprzedać Erinelowi prawego sierpowego, żeby samej też dojść do siebie. Wkurwił ją i nie próbowała tego ukrywać, ale poziom irytacji spadł do całkiem znośnego poziomu, więc gdy dobili do brzegu, tylko zatrzasnęła dziennik, z powrotem owinęła go w skórę i wsunęła do kieszeni płaszcza, podnosząc się i wychodząc na stały ląd, kiedy już mogła to zrobić.

Widok tłumu przy Siódmej Siostrze bardzo ją satysfakcjonował. Zarobią na syrenach i przyciągną do siebie uwagę potencjalnych rekrutów. Była bardzo zadowolona z faktu, że bosman wziął się do roboty i zorganizował licytację jeszcze zanim ona zdążyła wrócić na statek. Gdyby była w choć trochę lepszym nastroju, może nawet by się uśmiechnęła na ten widok.
- Osmar wie co robi - odparła, gdy elf ją pogonił. Rzuciła mu przez ramię krótkie spojrzenie. - Dzięki za miły wieczór i poranek, i za absolutnie spierdolony powrót. Jeśli chcesz, żebym z tobą współpracowała przy tym gównie z figurkami, to poćwicz ukierunkowywanie swojej złości we właściwą stronę, czyli nie w moją, albo przysięgam, następnym razem ci jebnę.
Ruszyła w stronę Siostry.
- Wieczorem będę w karczmie - poinformowała Erinela jeszcze, dając mu tym samym do zrozumienia, że wcześniej nie ma ochoty go widzieć, ani na swoim statku, ani nigdzie indziej.
Wyminęła tłumek zebrany na nabrzeżu, a jeśli nie była w stanie, zmusiła ich do rozstąpienia się przed nią, by móc wejść po rampie na pokład. Rozejrzała się, by sprawdzić, kto jeszcze tu był, trochę szukając Corina, a trochę Mardy. Ostatecznie skierowała się jednak bezpośrednio do Osmara, stając na dziobie niedaleko niego. Zmierzyła spojrzeniem głowę obrzydliwej istoty i doszła do wniosku, że ludzie są nienormalni, chcąc to kupować, ale psychoza tłumu robiła swoje - teraz każdy chciał kawałek syreny dla siebie. Oparła się o reling i obserwowała przebieg licytacji.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

56
POST BARDA


Kiedy Vera powiedziała Erinelowi, co jej na sercu leży, a także postraszyła przemocą, najpierw mina mu zrzedła, ale po chwili na usta wrócił uśmieszek.

- Śmiało z twojej strony, że zakładasz, że pozwoliłbym ci się jebnąć. - Rzucił butnie. - Co najwyżej ja mogę jebać ciebie. Do wieczora, kotku. - Pożegnał sięi ruszył swoją drogą, w stronę Pocałunku. Najwyraźniej również chciał odpocząć, może wyżyć się na jeszcze kimś, nim będzie czas, by wrócić do zatruwania życia Verze.

Tymczasem pani kapitan Umberto wróciła na swoją łajbę. Tłumek rozstąpił się, kilka głosów podchwyciło od razu melodię, płynęliśmy Morzem Złotym, wiatr silny dął od rufy. Szanta najwyraźniej przez noc stała się miejscowym hitem. Co było do przewidzenia. Piosenka ucichła dopiero, gdy łeb dobił pięćdziesięciu zębów i zaczęła się zażarta walka u końca licytacji!

Osmar był w swoim żywiole - stereotyp się sprawdził, gdy mówiono, że krasnoludy pociąga bogactwo. Bosman wprawił się w przewodniczącego całego tego handlu.

Corina znalazła nieco dalej, przy rufie, gdy wraz z innymi załogantami sprawnie pozbawiał ryby łusek. W wiadrze obok pływały rybki, które nie zdążyły jeszcze pożegnać się z życiem.

- Łuskę syreny, kapitanie? - Zaśmiał się jeden z majtków, nie przestając pociągać nożykiem po skórze stworzenia.

- To Osmara pomysł. - Powiedział od razu Corin, tłumacząc się z przekrętu. - Swoją drogą, jeśli masz ochotę, kapitanie, idź, sprawdź co z Marudą. Rzygała cały ranek. Podobno w nocy założyła się z jakimś gnidami z Pocałunku Krinn, kto więcej wypije. Ostrzegałem ją, ale sama rozumiesz. - Wzruszył ramionami. - Mam iść z tobą?
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

57
POST POSTACI
Vera Umberto
Vera skrzywiła się tylko, słysząc tę piosenkę na dzień dobry. Nie miała ochoty jej słuchać, nie teraz. Teraz potrzebowała czegoś, co poprawi jej nastrój po tym, jak Erinel go koncertowo spierdolił. Atmosfera na Siódmej Siostrze powinna do tego wystarczyć; wszyscy na pewno dziś czuli się lepiej, niż wczoraj, gdy przybijali do brzegu. A przynajmniej psychicznie.
Przez kilka minut obserwowała licytację, ciekawa kto wygra łeb syreny i jeszcze bardziej ciekawa, do czego właściwie był mu on potrzebny, zanim doszła do wniosku, że w sumie sama zachowałaby sobie taką pamiątkę. Wysuszyć i nadziać gdzieś, żeby godnie się prezentowała. To jednak była niepotrzebna nostalgia, wspomnienie, do którego niekoniecznie będzie miała ochotę wracać, więc być może wystarczy jej piosenka, jakiej będzie musiała słuchać co najmniej przez następne kilka miesięcy.
Potem ruszyła na obchód górnego pokładu, dzięki czemu trafiła też na swojego oficera, który realizował właśnie genialny pomysł krasnoluda na dodatkowy zarobek. Oparła dłonie na biodrach, przyglądając się im z niedowierzaniem.
- Naprawdę myślicie, że ludzie nie rozpoznają łusek ryb, które jedzą trzy razy dziennie? - pokręciła głową. - Osmar może i jest geniuszem jeśli chodzi o prowadzenie licytacji, ale to jest głupota.
Przez chwilę się im jeszcze przyglądała, by w końcu wzruszyć ramionami.
- Gdyby ktoś się dosrał o oszustwo, ja umywam ręce. On się będzie tłumaczyć i oddawać ludziom zęby.
Czyli Marda jednak została! A może jeszcze nie podjęła decyzji? Vera nie chciała stracić kolejnego członka załogi, nawet jeśli nie zdążyła poznać kobiety zbyt dobrze. Każdy z nich był teraz na wagę złota. W walce z syrenami sprawdziła się świetnie, tego była pewna. Przez chwilę zastanawiała się, czy nie poprosić Corina na bok i nie powiedzieć mu, skąd ją w ogóle wzięła, czy nie podzielić się wątpliwościami i wyborem, jaki postawiła przed Marudą, ale doszła do wniosku, że nie będzie im przeszkadzać w łuskaniu.
- Pójdę. Nie musisz - uśmiechnęła się do niego krótko. - Gdzie jest?
Najpierw udała się do własnej kajuty. Umyła się i przebrała w świeże rzeczy, wybierając tym razem bordową koszulę. Biżuterię zmieniła na prostszą, która za to ładnie spływała po dekolcie idealnie w sam środek rozcięcia w koszuli, rozczesała i rozpuściła włosy, po czym przejrzała się w lustrze, zrobionym z wypolerowanego na błysk kawałka stali. Odbicie patrzyło na nią wyniosłym, niezadowolonym spojrzeniem, takim samym, jak zawsze. Nic nadzwyczajnego. Nawet gdy była w pełni szczęśliwa, wyglądała tak samo. Miało to swoje plusy w zawodzie, jaki dla siebie wybrała.
Gdy się już odświeżyła, poszła pod pokład szukać Mardy.
- Słyszałam, że miałaś udaną noc - zagadnęła ją, gdy już ją dostrzegła, niezależnie od tego, w jakim stanie rozkładu ją zastała.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

58
POST BARDA
Łeb syreny poszedł do podrostka z pryszczatą twarzą, który cieszył się ze zdobyczy jakby co najmniej wygrał coś o wiele bardziej cennego aniżeli gnijący kawałek ciała potwora, jednak póki tłum wiwatował razem z nim, nie wydawało się, by komukolwiek to przeszkadzało. Z pewnością nie Osmarowi, który od razu zainkasował zapłatę i przeszedł do licytacji tym razem całego truchła, choć poharatanego w bardzo przykry sposób.

Corinowi pozostało wzruszenie ramionami i dalsze skrobanie ryb.

- Koczują pod Siostrą od świtu. Każdy chce dostać chociaż kawałek syreny, w najgorszym wypadku po prostu rozdamy łuski za darmo. - Stwierdził Corin, po czym sięgnął po inny nóż i zgrabnie zrobił z ryby fileta. Zręczne dłonie i umiejętność pracy z jedzeniem nie była domeną wyłącznie Tripa.

Mówiąc o Tripie - kuk rozłożył się na hamaku na dolnym pokładzie i popijał z butelki, która śmierdziała alkoholem. Wydawało się, że choć nie było jeszcze południa, chłopak odprężał się tak, jak tylko mógł, nim przystąpi do przyrządzania obiadu. Niewykluczone, że ryby przygotowywane przez Corina i resztę były przeznaczone ku temu celowi.

- Kapitanie! - Ucieszył się kuchcik. Atmosfera portu najwyraźniej sprzyjała również jemu. Wydawał się bardzo przybity śmiercią takiej ilości załogantów i nie otrząsnął się nawet po pożegnaniu. Teraz jednak uśmiechał się, jakby jutra miało nie być. Zeskoczywszy z hamaka, odstawił wciąż jeszcze pełną butelkę pod najbliższą belkę. - Kapitanie, wróciłaś! - Stwierdził, patrząc wiedzącym spojrzeniem. Z drugiej strony, nic nie było tajemnicą. Nie było czego się wstydzić.

Maruda nie zdołała wdrapać się na hamak i leżała na deskach, czy też na sianie, które ktoś uczynnie podłożył jej pod głowę. Obok niej stało wiaderko z niewiadomą zawartością.

- Podobno przepiła bosmana z Pocałunku. - Podpowiedział Trip, trzymał się jednak od Mardy z daleka, jakby bał się, że dosięgnie go jej zemsta nocy poprzedniej. - A potem wdała się w bójkę, gdy zaproponowali, żeby do nich dołączyła. Do załogi, ma się rozumieć. Wszyscy byli zbyt pijani, żeby zrobić sobie poważną krzywdę. Poza tym, pani kapitan... Silas chce z panią rozmawiać. Nie zgadza się na cenę za syrenę.

- Chuje. - Warknęła Marda, podnosząc się na łokciu. Sięgnęła po wiaderko, jakby od razu zrobiło jej się niedobrze. - Trzymaj się od nich z dala! - Machnęła ręką, najwyraźniej próbując wystawić ostrzegawczo palec w stronę Very. - Szuje i bandyci! Zabijają swoich!
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

59
POST POSTACI
Vera Umberto
Może to właśnie widok uśmiechniętego Tripa był tym, czego Vera potrzebowała do szczęścia. Od razu wywołało to też uśmiech na jej własnej twarzy. Choć może nie było to zbyt profesjonalne, traktowała kuka trochę jak młodszego brata, którego nigdy nie miała. Gdy widziała go przybitego, śmierć sporej części załogi wywoływała u niej dwa razy większe wyrzuty sumienia. Marda powstrzymała go przed wskoczeniem do wody i kapitan była jej za to bardziej niż wdzięczna. Może dlatego nie chciała jej tracić? Nawet jeśli w swoim obecnym stanie nie wyglądała, jakby nadawała się do czegokolwiek poza zwracaniem do wiadra.
- Nie spodziewałeś się, że wrócę? - spytała z rozbawieniem. - Dobrze wyglądasz, Trip. Na pewno lepiej, niż ona. Sądziłam, że po wczoraj cała moja załoga będzie tak leżeć.
Stanęła nad Marudą, krzywiąc się z politowaniem. Przez głowę przeleciała jej przypadkowa myśl, że Erinel na miejscu Very znalazłby skuteczny sposób na wyleczenie podwładnej ze stanu postalkoholowego, na przykład zanurzając jej głowę w wodzie, aż jej nie przejdzie. Elf nie był zbyt normalny, to było pewne.
- Co to znaczy, że nie zgadza się na cenę? Wczoraj się dogadaliśmy! - westchnęła, unosząc wzrok na drewniany strop. - Może ma pretensje, że nie dostała mu się jedyna syrena w porcie. Ale przecież reszta jest tak pociachana, że do niczego się nie nadaje! To jest jedyna zabita tak, że trzyma się w całości. Nic od niej nie odpada, nic się nie wylewa. Powinnam była wczoraj dobić targu - zmarszczyła brwi. - Przejdę się do niego niedługo. Mam jeszcze parę rzeczy do zrobienia najpierw.
Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej, przenosząc wzrok na Mardę, która obudziła się i postanowiła podzielić się z Verą swoimi mądrościami. Trochę za późno na trzymanie się od nich z daleka, gdy chwilę temu Umberto wylądowała tak blisko, jak tylko się dało. Na szczęście wciąż jeszcze nie podjęła decyzji o współpracy i zanim ją podejmie, musiała poważnie przemyśleć każde za i przeciw. Na pewno miała czas do wieczora; może i dłużej, skoro i tak nie będą opuszczać wyspy w najbliższych dniach.
- Wiem - odpowiedziała. - Zabijają swoich, a potem brakuje im załogi, tak jak teraz. Erinel chce rekrutować, my też musimy. Pozostaje mieć nadzieję, że ewentualni chętni będą bardziej skłonni przyjść do nas, po pierwsze ze względu na syreny, a po drugie... na Pocałunku nie dbają o swoich. Każdy jest lojalny tylko sobie samemu i nigdy nie wiesz, kiedy stwierdzą, że stałeś się zbędny.
Może gdyby Vera miała pirackie, nie wojskowe korzenie, podchodziłaby do tego podobnie. Czy wyszłaby na tym dobrze? Ciężko stwierdzić, ale w to wątpiła.
- Marda, przyjdź do mnie, jak dojdziesz do siebie i przestaniesz... - machnęła dłonią w bliżej nieokreślonym geście, wskazującym leżącą na ziemi kobietę i jej ogólne otoczenie. - Będę u siebie, a jak nie, to poczekaj, wcześniej czy później się tam pojawię.
Przez chwilę przyglądała się jeszcze Marudzie, by w końcu pokręcić głową i odwrócić się z powrotem do Tripa.
- Działo się wczoraj coś jeszcze ciekawego? Poza piosenką, którą najwyraźniej śpiewa teraz cała wyspa?
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

60
POST BARDA
Zachowanie Tripa było spowodowane spokojem zatoki Wyspy Harlen, jak również niewątpliwym działaniem alkoholu. Kukowi zwykle niewiele było potrzeba, by rum go rozluźnił.

- Obstawialiśmy, jak szybko wrócisz. Ktoś widział cię wychodzącą z kapitanem Pocałunku Krinn, więc zastanawialiśmy się, kiedy będziesz z powrotem. - Trip wzruszył ramionami, jakby cały temat niewiele go obchodził. Tak w istocie było! Zdążył się przekonać, że Vera potrafi o siebie zadbać. - Ja wczoraj uważałem. Ktoś musiał zaciągnąć ich z powrotem do kajut. - Wyjaśnił. Oczy mu błyszczały, zapewne używał sobie od rana, wiedząc, że załoga jest bezpieczna.

Maruda przyciągnęła do siebie wiaderko i głośno zwróciła to, co zalegało jej w żołądku. W chwili obecnej nie było to już wiele, gdy zapewne męczyła się cały poranek. Trip nabrał kubek świeżej wody ze stojącej nieopodal beczki i podsunął kobiecie, która zaraz przyssała się do naczynia.

- Twierdził, że nie wiedział o innych syrenach. Mam nadzieję, że nie zrobi burdy podczas licytacji. - Tłumaczył Trip. Głos Osmara docierał pod pokład, jednak poszczególne słowa niknęły w szumie morza i okrzykach tłumu.

Po opróżnieniu kubka, Marda usiadła w miarę prosto. Jej ciemne włosy kleiły się od jej twarzy i nie pachniała zbyt dobrze. Stanowiła lustrzane odbicie samej siebie z niewielkiej budy w stoczni w Karlgardzie.

- Mówili, że piszczały jak prosięta. Te... wydry. - Mamrotała Marda, pocierając twarz, by wrócić do trzeźwości. - Fretki? Łasice?

- Zostawmy ją, kapitanie. Jeszcze jej nie przeszło. - Zaśmiał się Trip. - Ta piosenka jest całkiem udana, prawda? Ciągle powstają nowe zwrotki. A poza tym, udało mi się dostać wołowinę. Dzisiaj będziemy ucztować!
Obrazek

Wróć do „Wschodnia baronia”