POST BARDA
Przyjemne nastwienie Very tylko zachęcało Ignhysa do dalszego z nimi obcowania, choć w ogóle nie uważał Corina za kompana do rozmów. Mag stał blisko, kiwał głową, słuchając jej słów. - Coś? Coś może zainteresować, Vero Umberto? - Zagadnął, zainteresowany obietnicą.
- O czym mówisz, Vera? Mamy coś dla mistrza? - Zdziwił się Corin, patrząc to na jedno, to na drugie. - Ale tak, Sovranowi przyda się towarzystwo. Dużo osób o ciebie pytało, mistrzu.
- Vero Umberto... - Mruknął Ignhys, zachwycony, ale też zawstydzony miłymi słowami. By ukryć emocje zaraz złapał za kufel i wziął duży łyk. Alkohol pomagał radzić sobie z nerwami.
Silas nie przejął się magiem, bo bardziej zajęty był gapieniem się to na Verę, to na Corina. Nie tylko on miał utkwiony w nich wzrok: ci, którzy nie słyszeli wcześniejszego wybuchu karczmarza, zostali szybko upomnieni przez towarzyszy. W rezultacie w karczmie zapadła cisza, przerywana jedynie siorbaniem czarodzieja. Corin uśmiechał się szeroko.
- Dziewięć dni! - Zawołał Silas, oburzony. - Ryba dziewięć dni nie przeleży, mogę ją co najwyżej ususzyć! Ech, stara Betty pójdzie pod nóż, mięso się upiecze, na kościach zrobi zupę... - Planował, pocierając brodę.
- Ślub bierze się raz, Vera. - Upomniał ją narzeczony. - Musi być wyprawiony porządnie. Może uda nam się zrabować jakieś rarytasy... - Podsunął. Na statku Kompanii też musiano coś jeść, a skoro i tak planowali atak, mogli zabrać wszystko, co nadawało się do spożycia.
- Co? Pan Yett bierze ślub?
- Z kapitan Umberto?!
- Gratulacje!
Wokół nich zbierał się mały tłumek, bo każdy chciał poklepać Yetta po plecach i pogratulować mu zadecydowania o kolejnym dużym kroku na ścieżce życia. Ighnys nie był przekonany ani co do bliskości piratów, ani do samej uroczystości.
- A podoba ci się mój synek, Vero Umberto...?