[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

481
POST BARDA
Przyjemne nastwienie Very tylko zachęcało Ignhysa do dalszego z nimi obcowania, choć w ogóle nie uważał Corina za kompana do rozmów. Mag stał blisko, kiwał głową, słuchając jej słów.

- Coś? Coś może zainteresować, Vero Umberto? - Zagadnął, zainteresowany obietnicą.

- O czym mówisz, Vera? Mamy coś dla mistrza? - Zdziwił się Corin, patrząc to na jedno, to na drugie. - Ale tak, Sovranowi przyda się towarzystwo. Dużo osób o ciebie pytało, mistrzu.

- Vero Umberto... - Mruknął Ignhys, zachwycony, ale też zawstydzony miłymi słowami. By ukryć emocje zaraz złapał za kufel i wziął duży łyk. Alkohol pomagał radzić sobie z nerwami.

Silas nie przejął się magiem, bo bardziej zajęty był gapieniem się to na Verę, to na Corina. Nie tylko on miał utkwiony w nich wzrok: ci, którzy nie słyszeli wcześniejszego wybuchu karczmarza, zostali szybko upomnieni przez towarzyszy. W rezultacie w karczmie zapadła cisza, przerywana jedynie siorbaniem czarodzieja. Corin uśmiechał się szeroko.

- Dziewięć dni! - Zawołał Silas, oburzony. - Ryba dziewięć dni nie przeleży, mogę ją co najwyżej ususzyć! Ech, stara Betty pójdzie pod nóż, mięso się upiecze, na kościach zrobi zupę... - Planował, pocierając brodę.

- Ślub bierze się raz, Vera. - Upomniał ją narzeczony. - Musi być wyprawiony porządnie. Może uda nam się zrabować jakieś rarytasy... - Podsunął. Na statku Kompanii też musiano coś jeść, a skoro i tak planowali atak, mogli zabrać wszystko, co nadawało się do spożycia.

- Co? Pan Yett bierze ślub?

- Z kapitan Umberto?!

- Gratulacje!

Wokół nich zbierał się mały tłumek, bo każdy chciał poklepać Yetta po plecach i pogratulować mu zadecydowania o kolejnym dużym kroku na ścieżce życia. Ighnys nie był przekonany ani co do bliskości piratów, ani do samej uroczystości.

- A podoba ci się mój synek, Vero Umberto...?
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

482
POST POSTACI
Vera Umberto
- Pomyślałam, że mógłby chcieć obejrzeć filakteria, które mi zostały - odparła Corinowi. - Nie czuję potrzeby trzymania ich na pamiątkę czegoś, czego nie chcę pamiętać.
Cóż, wyglądało na to, że rekiny pójdą pod nóż teraz, w ramach świętowania powrotu Siódmej Siostry na wyspę, a jedzeniem na to nieszczęsne wesele, które brało się raz w życiu i musiało być zorganizowane porządnie, będą musieli martwić się później. Pokręciła głową z niedowierzaniem, ale trudno jej było powstrzymać nieznaczny uśmiech, wypełzający jej na usta, gdy patrzyła na to, jak cieszył się z tego Yett. Może i ona z samej organizacji i związanego z nią zamieszania nie będzie czerpać szczególnej przyjemności, tak samo jak ze skupionej na niej, nieproszonej uwagi, ale widok podekscytowanego Corina wynagradzał jej właściwie wszystko.
Odsunęła się odrobinę, by dać piratom dostęp do oficera, gdy wszyscy poderwali się, by złożyć mu gratulacje. Może jeszcze do końca nie dotarło do nich, z kim ten ślub zamierzał wziąć...? Nie budziło to już w niej ataków paniki, raczej rozbawienie. Różnili się od siebie tak strasznie, że bardziej się chyba nie dało. Może zresztą właśnie dlatego Vera obdarzyła go takim uczuciem, przez to, że czynił z niej lepszego człowieka; nie miała pojęcia. Wiedziała tylko, że ten jego uśmiech i błysk w oku z dnia na dzień coraz bardziej stawał się centrum jej świata.
Poza momentami, gdy niszczył nowy mebel, bo siadał mokrą dupą na drogim fotelu, na przykład.
Zaskakujące pytanie maga sprawiło, że odwróciła się do niego. Przez chwilę nie odpowiadała, napiła się tylko swojego piwa, lustrując go uważnym spojrzeniem.
- Ignhys... jakie to ma znaczenie? Dlaczego pytasz? To niczego nie zmienia - odparła w końcu. - Chodzi o naszą znajomość? Niezależnie od tego, czy wyszłabym za Corina, czy za twojego syna, w żaden sposób nie wpłynęłoby to na naszą relację.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

483
POST BARDA


Opowieści Very były dla Ignhysa nieskończoną ekscytacją. Kiedy usłyszał, co też Vera dla niego ma, bezgłośnie powtórzył słowo "filakteria", wgapiając się w kapitan jak cielę w malowane wrota. Jego dłonie zadrżały na kufelku.

- Vero Umberto! - Zawołał po chwili. - Nie rozdzielaj duszy, Vero Umberto! Jesteś liszem?

- Nie martw się, mistrzu, to nie ona. - Podsunął Corin.

- Uważaj, bo nie umrzesz, Vero Umberto!

Ostrzeżenia Ignhysa utonęły w szumie, gdy piraci rzucili się z gratulacjami do Yetta. Paru gratulowało również Verze, ale dla większości stała się niemal niewidzialna, traktowana niemal jak akcesorium przy oficerze.

-Dzisiaj musisz się wybawić, panie Yett! - Krzyczał któryś z mężczyzn. - Mamy nowe dziwki! Zrzucimy się na opłatę!

- Dzięki, chłopaki, ale nie dołączę się. - Rozbawiony Corin z miejsca odrzucił ofertę. Choć był między marynarzami, jego wzrok podążał za Verą. - Ale napić się z wami mogę!

Decyzja Yetta wywołała kolejny wybuch radości wśród zebranych i mogło się wydawać, że Corin przepadł między kolegami. Nawet Silas to widział, gdy każdemu lał piwo do czystych szklanic.

Ignhys wydawał się być przytłoczony tłumem i hałasem. Usiadł na wolnym krześle, nie odsuwając go wcześniej. Na szczęście był na tyle szczupły, że udało mu się wcisnąć między blat stołu i oparcie. Ręce zajęte miał kufelkiem.

- Mój synek potrzebuje żony, Vero Umberto. Dobrej i mądrej. - Tłumaczył. - Gdzie jest mój synek?

Nim Vera zdążyła odpowiedzieć, drzwi otworzyły się na oścież i do pomieszczenia wszedł Labrus, a zaraz za nim Hewelion.

- Od razu wiadomo, że Siódma Siostra wróciła. - Zamarudził Labrus, z miną, jakby powąchał coś zepsutego.

- Słychać was aż w porcie! - Dodał Hewelion wesoło, nie podzielając zdegustowania partnera. Obaj mieli na sobie lekkie ubrania, zbyt porządne na pracę na statku. Nigdzie się nie wybierali.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

484
POST POSTACI
Vera Umberto
- To nie moje - uspokoiła Ignhysa, potwierdzając słowa Corina, ale nie było im dane dłużej ciągnąć tej dyskusji, gdy wokół Yetta powstała trudna do opanowania wrzawa. Z uśmiechem przyjęła te kilka gratulacji, które zostały wypowiedziane w jej kierunku, ale już wiedziała, że straciła oficera na resztę dnia... a przynajmniej na wieczór, gdy piraci wciągną go w wir picia i świętowania, i jeszcze więcej picia.
- Broks, do chuja Sulona, siedzę tuż obok! - warknęła na tego, który otwarcie proponował Corinowi dziwkę w ramach celebrowania wydarzenia, jakim był nadchodzący ślub. Rozłożyła ręce i z niedowierzaniem pokręciła głową. Rozumiała, że jest mało istotna w tym momencie i to jej narzeczony był teraz gwiazdą, ale bez przesady. O Yetta się nie martwiła; ufała mu i wiedziała, że nawet jeśli ściągną dziwki na wieczór, on je zignoruje i wróci do niej.
Albo do Sovrana, podpowiedział cichy, złośliwy głosik, który szybko stłumiła. To było tylko nieporozumienie, już to ustalili. Mogła zepchnąć ten problem w niepamięć. To zresztą i tak była jakaś absolutna bzdura.
A więc Ignhys przez cały ten czas liczył na to, że Vera zostanie jego synową? Zaśmiała się cicho na samą tę myśl. Wątpiła, by Ilithara interesował monogamiczny związek i obawiała się, że nie do końca zgraliby się charakterami. Ona bywała wyniosła i chłodna, a on był jebanym zdrajcą... albo martwy. Jedno i drugie mogło stanowić problem nie do przeskoczenia. Ale czy stary elf naprawdę uważał ją za dobrą i mądrą? Byłby chyba pierwszym, jeśli nie jedynym. No, może drugim, wliczając Corina, który patrzył na Verę ostatnio absolutnie bezkrytycznie. Nie to, żeby jej to przeszkadzało. Znów zerknęła na niego przez ramię, napotykając jego spojrzenie i uśmiechnęła się do niego krótko.
Krótko, bo w Rybce pojawiła się dwójka ich towarzyszy z północy, z których jeden od wejścia miał, oczywiście, z czymś problem. Obróciła się na stołku w ich stronę i zamachała czubkiem buta.
- Czyż to nie nasz myśliwy i jego pan maruda - uniosła kufel w stronę nowoprzybyłych. - Jak twoje żebra, Hubert?
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

485
POST BARDA
- A pan Yett jest jeszcze wolny! - Broks skontrował słowa Very. Wedle piratów, którzy nie widzieli w życiu wiele ślubów przez wzgląd na swoją zdominowaną przez mężczyzn profesję, póki mężczyzna nie przyrzeknie przed bogami, mógł się bawić do woli! Szczęśliwie Vera mogła ufać Corinowi. Skoro nie korzystał nawet z chęci Oleny, jak mógł zadowolić się przypadkową kurtyzaną?

Ighnys patrzył na Verę, ale jego wzrok nagle stał się zagubiony, gdy w pomylonym umyśle stracił wątek rozmowy. Zbyt wiele działo się wokół. Rozejrzał się po tawernie, w końcu dostrzegł syrenę i na niej się skupił.

Hubert i Labrus mieli nastroje skrajnie różne, ale oboje skupili się na Verze. Oszpecony kapitan uśmiechnął się połową twarzy.

- W porządku! - Hewelion klepnął się po żebrach po obu stronach ciała. - Zresztą, miałem złamane tylko dwa!

- Osiem. - Poprawił go Labrus, a jego mina wykrzywiła się jeszcze bardziej. - Miałeś złamane osiem żeber i cudem jest, że nie utopiłeś się we własnej krwi.

- Przesadzasz! Było warto, Vera widziała, jakiego smoka upolowałem!

- Smoka? - Wyłapał bezwiednie Ighnys, ale ciągle wpatrywał się w syrenę.

- Szkoda, że nie zostało z niego żadne ciało, żeby to udowodnić! Vera świadkiem, że tak było!

- Nieważne. - Viridis nie chciał słuchać o stworzeniu, które mogło stać się końcem jego partnera. - Ważniejszym jest: dlaczego jesteście tak głośno?

- Pan Yett i pani kapitan biorą ślub! - Broks posłużył odpowiedzią. Nie musiał już przekrzykiwać tłumu, bo wrzawa powoli cichła, choć kufle opróżniono w szybkim toaście.

- Co?!
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

486
POST POSTACI
Vera Umberto
- Dwa czy osiem, co za różnica - Vera parsknęła śmiechem. - No nic. Dobrze, że nic ci nie jest. To prawda, to było całkiem imponujące stworzenie, chociaż nie nazwałabym go smokiem teraz, jak już miałam okazję właściwego smoka zobaczyć ze zdecydowanie zbyt bliska. Ale wyjątkowo zgodzę się z Labrusem, że rzucenie się na tego stwora to była totalna głupota... chociaż z zupełnie innego powodu, niż twoje żebra. Myślałam, że tam zdechnę przez ciebie.
Wydęła usta, rzucając Hewelionowi niezadowolone spojrzenie. Nie miał przecież pojęcia, co się wydarzyło, gdy zawinął się z powrotem na statek, a oni ruszyli dalej w puszczę. Wypadałoby zapoznać go z konsekwencjami jego głupiej brawury.
- Nie bez powodu ci mówili, że to pradawny strażnik i żeby go nie ruszać. Trzymał w środku demona, który wniknął później we mnie. Musieliśmy odprawiać pojebane rytuały, żeby mnie opuścił. Byłam przekonana, że nie wrócę już na południe. Zapewniłeś mi przeżycia, których długo nie zapomnę... ale daleko mi do bycia za to wdzięczną.
Przewróciła oczami, gdy Viridis wytknął im hałas. Bogowie, ten to naprawdę nie miał się już do czego przyczepić.
- To nie biblioteka, Labrus - parsknęła śmiechem. - Daj ludziom żyć.
Jej rozbawienie zniknęło w momencie, gdy znów padło pytanie, po którym miała się tłumaczyć. Westchnęła i ukryła się za kuflem. Jeszcze kilka takich sytuacji i naprawdę zamknie się w kajucie, dopóki Corin nie przyjdzie i nie powie jej, że poinformował już wszystkich. Znad swojego piwa spoglądała na Heweliona i jego lekarza, tym razem nie dając się sprowokować do wyjaśnień. Niech Yett się teraz tłumaczy, to i tak był jego pomysł.
- Za dziewięć dni - dodała tylko, w razie gdyby Dłoń Sulona planowała jakieś dalsze wypady i szybko zmieniła temat. - Ale abstrahując od tego, mam do ciebie propozycję nie do odrzucenia, Hubert. Dobry, pewny cel, za cztery dni od teraz. Zainteresowany? Mamy już wprawę w działaniu razem. Mogę ci zaraz przedstawić szczegóły.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

487
POST BARDA
Hewelion wyszczerzył zęby, zapewne uznając swój żart dotyczący żeber za niesamowicie zabawny. Labrus nie podzielał jego zdania, spojrzał na niego z ukosa krzywo. Vera wiedziała, co musiał czuć lekarz, gdy Hubert wrócił do niego plując krwią i ledwie dychając przez uszkodzone żebra. Zobaczenie ukochanej osoby w takim stanie nigdy nie było łatwe.

- Też widzieliście te smoki? - Dopytał kapitan, pomijając wagę o głupocie. Bywał nazywany gorzej. - Niesamowite stworzenia, prawda? Szkoda, że leciały tak wysoko.

- Nie upolowałbyś smoka. - Upomniał go Labrus. - Twoja brawura wpędzi cię do grobu. Spaliłby cię jednym oddechem.

- To by się jeszcze okazało! Em... Vera? Ale demona? - Hubertowi nieco zrzedła mina. - Przeze mnie opętał cię demon? Przepraszam, wiesz, że to nie było moim celem. Nie wiedziałem?

- Powtarzali ci, żebyś nie atakował tego strażnika.

- Ale myślałem, że to tylko takie gusła!

Na Heweliona nie było rady. Choć wpędził Verę w kłopoty, miał przynajmniej tyle godności, by za to przeprosić. Nawet Labrus to doceniał, bo pokręcił głową i nie upominał dalej partnera. Nie było sensu roztrząsać tego, co mógł, a czego nie powinien zrobić. Kryzys na szczęście został zażegnany.

Viridis prychnął, gdy znów upomniała go, ale nastrój rozmowy szybko zmienił się przez wspomnienie wesela. Hewelion uśmiechnął się szeroko i objął partnera, a ten nawet nie walczył z czułością. Obaj wyglądali na rozpogodzonych, może nawet szczęśliwych?

- To wspaniałe wieści! Gratulacje! Będziemy tu za dziewięć dni? - Upewnił się Hubert, patrząc na Labrusa. - A za cztery dni polowanie? Jasne, że jestem zaitneresowany!

Corin wyswobodził się z tłumku marynarzy i z dwoma kuflami podszedł do kapitanów Dłoni Sulona, by wcisnąć im napitki.

- Wasze zdrowie, panowie!
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

488
POST POSTACI
Vera Umberto
Machnęła tylko dłonią, zbywając temat. Przyjęła przeprosiny, choć w sumie przecież wcale ich nie oczekiwała. Chciała tylko, żeby Hewelion wiedział, że czasem, jak mówią, żeby wstrzymać konie, to należałoby posłuchać. Wciąż śniły się jej wydarzenia ze Svolvar, czasem dokładnie takie, jakie miały miejsce, a czasem kończące się dużo, dużo gorzej. Zbyt wiele razy widziała już swoje ciało rozrywane od środka przez demona, który nie zamierzał grzecznie czekać w więzieniu. Za to też była wdzięczna Sovranowi - że nie wrzucił w nią całej tej istoty, choć przecież mógł i początkowo nawet planował.
- Smoki nam połamały dwie reje. Mieliśmy szczęście, że nie byliśmy dla nich interesujący jako przekąska, bo za nami płynęły znacznie ciekawsze lewiatany - zerknęła na Yetta. - Levya... no, mroczne elfy na swoich morskich wężach. Zeżarły ich. Przykro by było dopłynąć już tak blisko Harlen i zatonąć praktycznie u progu wyspy... więc póki co te smoki mają ode mnie dozgonną wdzięczność. Co będzie dalej, zobaczymy.
A potem... Labrus się uśmiechnął? Vera nie przypominała sobie, żeby miała okazję zobaczyć to dotąd choć raz (albo wyparła to z pamięci), a potem przeszło jej przez myśl, że prawdopodobnie to samo on myślał o niej. Oboje byli przecież z natury radośni jak skowronki. Odstawiła kufel na kontuar i sama też pozwoliła sobie więc na uśmiech, całkiem swobodny nawet. To były dobre wieści, powinna przestać się nimi tak stresować. Wszyscy poza Oleną cieszyli się przecież ze zbliżającej się uroczystości. No, i poza Ignhysem, który chciał wydać Verę za swojego synka.
Poczekała, aż Yett przekaże kufle nowoprzybyłym, a potem sięgnęła do leżącej obok niej, owiniętej sznurkiem sterty listów, żeby wyciągnąć z niej najnowszy, zawierający informacje, które były im teraz potrzebne.
- To nie koniec dobrych wiadomości. Rivera... pamiętacie Riverę z mojej załogi? Taki z kręconymi włosami? Nieważne, w każdym razie wygląda na to, że przeżył atak. Uciekł do Karlgardu. Przez cały ten czas, jak byliśmy na północy, przychodziły tu do mnie listy - podała Hewelionowi kopertę dotyczącą Albatrosa i gestem zachęciła go, by ją otworzył. - To chyba statek Kompanii. Będą przewozić też więźniów. Może kogoś od nas.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

489
POST BARDA
- Jak to jest, że wy macie zawsze ciekawsze przygody? - Zamarudził Hewelion, gdy Vera powiedziała mu o smokach i rejach. W jego głowie już malował się obraz harpuna rzuconego w przelatującą bestię, cielska z przebitym sercem, które opadało w stronę tafli wody...!

- Niech tak zostanie. - Jego wyobrażenia przerwał Labrus. Uniósł wolną dłoń i oparł ją na klatce piersiowej Huberta, jakby to miało go powstrzymać przed dalszymi głupotami, które mogły kwitnąć w jego głowie.

- Livyatany. - Przypomniał Corin. - Tak nazywa je Sovran. Cieszę się, że zeżarły je zamiast nas. Cóż, na pewno więcej mięsa na takim morskim wężu.

- Gdzie je widzieliście, dokładnie?

- NIE, Hubercie. Jeszcze będziesz tego żałował. - Upominał go lekarz. Hewelion westchnął, pokręcił lekko głową, odpuszczając. Hamowanie zapędów do łapania dzikich zwierząt mogło mu wyjść tylko na dobre.

- W każdym razie... teraz skupmy się na waszym weselu! - Kapitan uśmiechnął się jeszcze szerzej. - Zabrałeś Verę tam, gdzie ci mówiliśmy, Corin?

- Tak! Nie sądziłem, że będzie aż tak... luksusowo, ale Verze się podobało, prawda? - Yett spojrzał na swoją nową narzeczoną, a nawet podszedł do niej i ją objął, podobnie, jak Hewelion zrobił to z Labrusem. - Jeszcze raz dzięki za polecenie. - Dodał i upił kolejny łyk piwa. Przy szybkości, z jaką marynarze pochłaniali alkohol, mógł nie dotrzymać do wieczora.

To Labrus przejął od Very list. Rozprostował go tak, by obaj z Hewelionem mogli zapoznać się z zawartością. Lekarz zmarszczył nos.

- Pamiętam Riverę. Nieznośny, głośny. - Podsumował chłopaka. - Ale dobrze wiedzieć, że przeżył. Spróbujmy odbić tych więźniów, pani kapitan. Rozumiem, że łupami dzielimy się po równo.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

490
POST POSTACI
Vera Umberto
Nie spieszyła się do podawania Hewelionowi dokładnych współrzędnych, zwłaszcza widząc, jak protestuje Viridis. Ale nie sądziła, by drugi kapitan aż tak bardzo skłonny był robić rzeczy totalnie samobójcze. Mógł sobie marzyć, ale to raczej tyle. Gdyby miał takie zapędy, nie dożyłby dzisiejszego dnia, bo nikomu los nie mógł sprzyjać do tego stopnia. Nie dożyłby nawet momentu, w którym poznał pewnego wąsatego medyka, który teraz składał go w całość, gdy ten łamał sobie połowę żeber.
- Jedzenie było pyszne - przyznała, z nieco nawet większym ożywieniem, niż zwykle. - I występy niesamowite! Ten z ogniem był genialny. I ten wąż! Nie sądziłam, że można hodować i tresować węża. I ten...
Szybko zorientowała się, że podekscytowała się jak dziecko, więc zamilkła na moment, po czym uśmiechnęła się do Yetta.
- ...Z tego wszystkiego Corin i tak zaskoczył mnie najbardziej - podsumowała w końcu. - Ale dzięki. Miejsce było... wyjątkowe.
I zdecydowanie za drogie, ale to już inna sprawa. W jej oczach błysnęło rozbawienie, gdy wyobraziła sobie, co by było, gdyby na Harlen zorganizowali wieczór talentów, podobny do występów w Porcie Erola. Obawiała się, że skończyłoby się to na fałszywym śpiewaniu przyśpiewek razem z Tripem i kolejnym wykładaniu zawartości spodni na stół. Piracka brać nie słynęła z miłości do sztuki. Zresztą ona sama nie potrafiła nic, czym mogłaby się pochwalić, a raczej nikt nie miał ochoty patrzeć, jak Umberto wywija mieczem - chyba, że robiłaby to bez koszuli.
Nie do końca wiedziała, dlaczego to Labrus przyjął od niej list i to on zadawał pytania, skoro wyraźnie wyciągnęła go w stronę Heweliona, ale poza rzuconym w stronę kapitana krótkim, pytającym spojrzeniem nie skomentowała tego w żaden sposób. Miała się dogadywać z Viridisem, w porządku.
- Tak. Tak jak dotąd - zgodziła się. Ich układ z podróży na północ dobrze się sprawdził, obie załogi całkiem nieźle się wzbogaciły. Vera ciekawa była, czy Dłoń Sulona też doczekała się remontu. - Tylko żarcie zabieramy całe, żeby Silas do reszty nie wyłysiał, próbując wszystkich wykarmić na weselu. Ale to najwyżej tkanin weźmiecie więcej, zobaczymy co będą tam przewozić.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

491
POST BARDA
Ekscytacja - to nie było coś, co Vera często sobą pokazywała. Zarówno Hubert, jak i Labrus wpatrywali się w kapitan, jeden z szerokim uśmiechem, drugi z ledwie uśmieszkiem pod wąsem.

- To zawsze robi wrażenie. - Przyznał Viridis, nawet nie krytykując Very. Musiał podzielać jej zdanie na temat występów. - Znam to miejsce od dawna, często spędzaliśmy wakacje w Porcie Erola, z rodzicami, gdy byłem jeszcze chłopcem. - Przyznał, zdradzając fragment swojej historii. - Za każdym razem prezentowali coś innego, za każdym razem było niesamowicie.

- Teraz też tam zawsze zaglądamy. - Dodał Hewelion. - Teraz to może być też wasze miejsce! Ale najbardziej cieszę się, że Corin stanął na wysokości zadania! Gratulacje!

Corin uśmiechał się szeroko. Oczy mu błyszczały, gdy wpatrywał się w Verę.

- Do ostatniej chwili bałem się, że nie przyjmiesz. - Zdradził. - Że uznasz, że to niepotrzebne. - Teraz, kiedy Vera przyjęła oświadczyny i planowała ślub, musiała zachowywać się bardziej dostojnie. Paradowanie bez koszuli nie wchodziło w grę, chyba że przed Yettem! Corin z pewnością uznałby jej walory za atut, może nawet talent. - Ale przed weselem... ten atak. To powinna być łatwa sprawa, chociaż statek wydaje się być duży.

Hewelion również zerkał w list Rivery. Upił piwa z darowanego mu kufla.

- W porządku, podzielimy się, gdy już zobaczymy, z czym mamy do czynienia. - Zgodził się Hewelion. Wiedział, że z Verą nie musiał ustalać podziału zawczasu, bo Siódma Siostra nie oszuka jego załogi. - Co chcecie zrobić ze statkiem? Przejąć, zatopić, puścić w dalszą drogę?

- To Kompania, Hubercie. - Zwrócił mu uwagę Labrus. - Zdziwię się, jeśli pani kapitan zostawi przy życiu choć jedną osobę z załogi.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

492
POST POSTACI
Vera Umberto
Uniosła wzrok na Yetta. Bał się, że nie przyjmie oświadczyn...? No tak, to dlatego od rana był taki zestresowany. Ona na jego miejscu zapewne też by była, choć jej w ogóle nie przyszłoby jej coś takiego do głowy. Byli piratami, ślub naprawdę był im kompletnie niepotrzebny. Bo co on zmieniał w ich życiu? Poza wielką imprezą, na której ich przysięgi będą główną atrakcją, w gruncie rzeczy nic. Umberto nie musiała przysięgać niczego przed bogami, żeby czuć się związaną z Corinem i mu wierną. Ale teraz, po kilku dniach, zaczynała już czuć narastające podekscytowanie tym wydarzeniem. Może dlatego, że po opuszczeniu Qerel te siedem lat temu pożegnała się już z myślą, że będzie ją to kiedykolwiek czekało... a potem z roku na rok utwierdzała się w przekonaniu, że nie istniał mężczyzna na tym świecie, który nie miałby jej dość po miesiącu wspólnego życia. Yett przeczył wszystkim tym przypuszczeniom, patrząc na nią z niegasnącym zachwytem. Odwzajemniając jego roziskrzone spojrzenie, miała ochotę wyrwać go z tego tłumu radosnych kompanów i zaciągnąć z powrotem do kajuty.
Ale przecież byli w trakcie ustaleń, a ona nie była kompletnie pozbawiona samokontroli.
-Dlatego uznałam, że będzie bezpieczniej połączyć siły - skupiła się na Albatrosie. - Jeśli będzie duży, skuteczniejsi będziemy razem. Jeśli będzie mały, cóż. Załatwimy to w chwilę i spadamy z powrotem.
Rzuciła Viridisowi nieprzyjemny uśmiech, choć nie był on skierowany w jego kierunku, a wyraźnie dotyczył jego słów na temat Kompanii. Znał ją już dobrze, albo doskonale wiedział, jak silnymi uczuciami kapitan darzy tę wspaniałą organizację. Zapewne jedno i drugie.
- Nie zostawi. Statek... Statek może być warty przejęcia. Szkoda zatapiać, jeśli to będzie dobra jednostka. To jak wyrzucanie w morze skrzyni ze złotem - uniosła znów kufel do ust i napiła się, przez chwilę wpatrując się w spienioną powierzchnię piwa. Przeszło jej przez myśl, że skosztowałaby jeszcze tego, które podano im na Archipelagu Łez, ale cóż, chyba nie będzie jej to dane już nigdy. Raczej nie zamierzała tam wracać. - Obiecywałam sobie, że zostawię już temat Kompanii za plecami. Po tym, co zrobili Corinowi, po Pegazie, po Everam... wydawało mi się, że są poza moim zasięgiem. I właściwie są, nie jest to nieprawda. Ale Rivera wysłał dużo informacji... plany budynków, mapy, co chwilę nowy manifest pokładowy. Jeśli to wszystko dotyczy Kompanii, to mimo, że nie urwiemy im głowy, to zawsze można pogryźć kolosa po kostkach, hm? Liczę na to, że znajdziemy Riverę na Albatrosie, ale jeśli nie, może nadal będzie zaopatrywać nas w informacje. Zobaczymy.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

493
POST BARDA
Widząc, jak Vera i Corin wymieniają spojrzenia, Hewelion nie mógł się powstrzymać i sam spojrzał z uwielbieniem na Labrusa. Ten skupił się jednak na manifeście i nawet nie zauważył zainteresowania swojego kapitana.

- W porządku. To brzmi jak dobry plan. Zgodzisz się, Hubercie?

- Oczywiście. Dobrze to opracowaliście. Dobra robota. - Pochwalił Hewelion, czym dopiero zasłużył na spojrzenie Viridisa. Dalekie było jednak od zadowolonego, raczej był... podejrzliwy? Skąd takie komplementy, gdy ledwie zarysowali obraz przejęcia statku?

- Świetnie, wypływamy za parę dni. Nie wydaje mi się, żebyśmy mogli zostawić temat Kompanii, bo Kompania nie zostawi nas. Vera ma rację, możemy ich podgryzać, to dla nich zawsze jakieś straty. - Dodał Corin, siadając na wolnym miejscu, gdy stanie już go zmęczyło.

- Ten Rivera... - Labrus marszczył nos. - Jesteście pewni, że można mu ufać?

- Ręczę za niego. - Wyrwał się Corin.

Zapomniany Ignhys, który przez cały ten czas przypatrywał się syrenie, złapał Verę za rękaw i pociągnął, chcąc zwrócić na siebie uwagę. Wskazał Verze rybkę pod sufitem, wytykając ją palcem, jakby to ona była tematem rozmowy. Syrena nie zmieniła się ani odrobinę od chwili, gdy Vera weszła do tawerny.

- Weź mnie ze sobą, Vero Umberto. - Poprosił mag, nie opuszczając dłoni ani nawet nie patrząc na kapitan, wciąż skupiony na podwieszonym okazie.

- Mamy już jednego maga na pokładzie... - Zaprotestował Corin. Ighnys był jedną wielką niewiadomą, choć przydał się w przeszłości. Kolejny sztorm mógł być końcem tak dla Siódmej Siostry, jak i dla Dłoni Sulona.

Nim Vera zdążyła zareagować, drzwi tawerny otworzyły się. Przeciskając się przez przejście, do środka wepchnęli się załoganci Siódmej Siostry, na płachtach między sobą niosąc upolowane rekiny. Rozmyślnie zaczęli od tego największego, z rozwartą paszczą, pełną wielkich, ostrych zębów. Stanęli na środku, by zaprezentować zdobycz. Podniosły się głosy zachwytu.

- Co do cholery... - Hewelion zbladł, patrząc na kolejne rybki, które pojawiały się w lokalu zaraz po pierwszej. Postąpił parę kroków, by wyjrzeć za drzwi, na marynarzy, na kolejne trofea. Bladość kapitana ustępowała rumieńcowi na jego policzkach. - Vera?! Co to jest...?! Wyście to upolowali?!

- Stek z rekina dla każdego! - Zawołał Osmar, który przyszedł wraz z procesją. - Gdzie moja ulubiona gosposia? Silas, Gustawa! Mamy dostawę świeżych rybek!
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

494
POST POSTACI
Vera Umberto
- Jeszcze nic nie opracowaliśmy - Vera parsknęła śmiechem, podzielając reakcję Viridisa. - Musimy siąść nad mapami, wybrać miejsce zasadzki, ustalić plan działania w zależności od tego, jak będzie wyglądać ten Albatros. To nie jest dopracowany plan, Hubert. Ale ogarniemy to.
Pokiwała głową, potwierdzając słowa Yetta. Dlaczego Rivera miałby tygodniami przesyłać im te wszystkie informacje? Mapy, manifesty, plakaty i całą resztę, jaką zawierały listy, gdyby działał przeciwko nim? Nie miał ku temu powodów. Chyba że... chyba, że został przez Kompanię pojmany i zmuszali go do wysyłania Verze fałszywych tropów, po to, by wyciągnąć ją z miejsca, w którym się ukrywała. Dlaczego pisał do niej, nie do oficera, z którym był zaprzyjaźniony? Spoważniała i rzuciła Corinowi niepewne spojrzenie. Jej paranoja nigdy nie znikała całkowicie, mogła co najwyżej przygasać na jakiś czas.
Przeniosła wzrok na Ignhysa, a potem śladem jego uniesionego palca spojrzała na wiszące pod sufitem truchło syreny.
- Czemu chcesz ze mną płynąć? Liczysz na to, że trafimy na takich więcej? Raczej nie sądzę. Nie widzieliśmy ich na południowych wodach odkąd Caldwell zdechła - opuściła spojrzenie z powrotem na maga. - Nudzi ci się na wyspie?
Nie była pewna, czy którekolwiek z tych słów dotarły do starego elfa, bo jej załoganci wnosili już do karczmy rekina za rekinem, mógł więc w ogóle jej nie słuchać. Obróciła się do Osmara i uśmiechnęła do niego, zadowolona z wrażenia, jakie pojawienie się rybek zrobiło na Hewelionie. Nie dziwiło jej to w sumie. Tutaj, w ograniczonej przestrzeni tawerny, wydawały się jeszcze większe.
- Mhm - mruknęła twierdząco. - Właściwie to ja upolowałam je sama. Miałam za dużo energii po smokach i lewiatanach, więc postanowiłam ją z siebie wyrzucić, skacząc z harpunem na rekiny. Przewiązałam się liną w pasie, zeszłam po burcie i tak wisząc nad wodą, dźgałam przepływające stado, jednego za drugim. Jeden odgryzł mi nogę w kolanie.
Napiła się, nonszalancko zakładając nogę na nogę.
- Ale już mi lepiej - dodała, w razie gdyby ktoś miał wątpliwości.
Potem zaśmiała się krótko i odstawiła pusty kufel na blat.
- Prawdziwa historia jest jeszcze mniej wiarygodna. Myślę, że usłyszysz ją dzisiaj co najmniej trzydzieści razy. I chociaż zazdrościsz nam przygód, uwierz mi, że wtedy wcale nikomu nie było do śmiechu.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

495
POST BARDA
Hubert chciał zapunktować u partnera, sypiąc komplementami, ale zamiast tego spotkał się z podejrzliwymi spojrzeniami i kręceniem głową. Westchnął i odpuścił, nawet opuszczając rękę, którą dotąd obejmował swojego pokładowego lekarza. Złapał kufel w obie dłonie, skupiając się na rekinach. Z każdym kolejnym, jego mina była coraz żałośniejsza.

- Z harpunem...? - Powtórzył po Verze, póki kapitan nie dotarła do ostatniej części swojej opowieści. Nawet Labrus parsknął śmiechem, razem z Corinem, Osmarem i resztą marynarzy, którzy słyszeli opowieść Umberto. - Ej no, Vera...! - Zwrócił jej uwagę, ale sam nie potrafił ukryć uśmiechu.

Z zaplecza wytoczyła się Gustawa i podniosła krzyk zachwytu nad upolowanymi rekinami. Zaraz też pokierowała chłopców z Siódmej Siostry na zaplecze, tam, gdzie powinni zostawić ryby. W całym tym przejęciu towarem w ogóle nie zwróciła uwagi na Verę, ale Vera mogła być pewna, że gosposia wkrótce przypomni sobie i o niej.

- Zabierz mnie ze sobą, Vero Umberto. - Powtórzył Ighnys, nie odpowiadając wprost na jej pytania. Sam również patrzył za rekinami, choć nie dało się ukryć, że nie były to syreny.

Czy Vera zgodziła się na zabranie maga ze sobą, czy nie, atmosfera lokalu zmieniła się na bardziej wesołą. Nawet Hewelion musiał wybaczyć jej upolowania takiej ilości żarłaczy, gdy polał się alkohol, a na stół wjechały pieczone kawałki zdobyczy. Plany przejęcia Albatrosa mogły poczekać do kolejnego dnia.

-> Do Wybrzeża
Obrazek

Wróć do „Wschodnia baronia”