Bastion Khudamarkh
: 22 maja 2021, 19:20
Bulion nie wydawał się poruszony tym, co zrobił - wyrzucił suknię za okno. Zapewne kawałkiem materiału szybko zainteresują się jacyś przechodnie, może nawet goblinice, które jakiś czas temu nagabywały Kamirę? Może nawet uda im się zarobić na znalezisku...
To nie było zmartwienie czarodziejki. Bulion poszedł w swoją stronę, zostawiając ją pod opieką Quetiapina i ślicznotek. Całą siłę i grozę stanowiły, zdawałoby się, kobiety, gdy poturbowany bard ledwie trzymał się w pionie na swoich poduchach. Słowem nie skomentował stroju Kamiry, ale Qlaira wyglądała, jakby dostrzegła jakiegoś naprawdę okropnego robaka. Przy jej poczuciu stylu i ubraniach, które często składały się głównie ze złota i czasami woali, sklecona z płachty szata była poniżej godności. Kapelusz jedynie dopełniał komiczności postaci magiczki, wywołując nieładny grymas na twarzy blondyny.
- Świat wrócił do należytego porządku. Ostrzegaj nas wcześniej, jeśli znowuż zechcesz pogrążyć nas w mroku. - Ton Quetiapina był lekki mimo jego stanu. Uśmiechnął się półgębkiem. - Obawiam się, że nie wrócę do pełni sprawności tak szybko, jakbym chciał. Moje kości są strzaskane i mimo chęci, instrumenty muszę na jakiś czas odłożyć. - Wyjaśnił, pokornie skłaniając głowę. - Służę głosem, jeśli zażyczysz sobie pieśni.
Qlaira wyglądała, jakby chciała coś powiedzieć, ale zamiast otwierać usta pogładziła ramię Quetiapina, a następnie ucałowała go w skroń z czułością. Mężczyzna posłał jej wdzięczne spojrzenie.
- Podczas twojej nieobecności... cóż. - W zastanowieniu odgarnął włosy z twarzy. - Wszelkiego rodzaju potwory stały się nad wyraz śmiałe. Można wręcz powiedzieć, że przypuściły na nas atak... szczęściem, wyszliśmy z oblężenia obronną ręką. - Rzucił spojrzenie na temblak, jakby zdał sobie sprawę, że użył niefortunnych słów. - Nie zaprzątaj sobie głowy, musiałaś wypocząć, to zrozumiałe. - Ponownie skłonił głowę w geście szacunku. - Wielce nam pomogłaś, pokazując goblinom i samozwańcom, gdzie jest ich miejsce. To jest, w objęciach śmierci. - Uściślił.
Quetiapin znów zmienił pozycję. Półleżąc, oparł się o Qlairę, zadzierając głowę mówił, wpatrując się w blondynkę. Kurtyzana wplotła dłoń w jego włosy, by pieścić go z czułością. Dla pobocznego obserwatora wydawali się zakochani w sobie bez pamięci.
- Pani Venla wraz z Panem Q'beuem odwiedzą nas dzisiaj wieczorem. Zapewne będą chcieli rozmawiać o nieobecności Propriona Van Lohe. - Mówił bard, patrzył jednak na Qlairę. - Mamy przygotowany dla nich prezent. - Dodał, nie zdradzając szczegółów. - A ty, najdroższy Płomyku? Jak się czujesz? Czego ci brak, co uniżony sługa mógłby ci podarować? Jakiż prezent chciałabyś otrzymać?
To nie było zmartwienie czarodziejki. Bulion poszedł w swoją stronę, zostawiając ją pod opieką Quetiapina i ślicznotek. Całą siłę i grozę stanowiły, zdawałoby się, kobiety, gdy poturbowany bard ledwie trzymał się w pionie na swoich poduchach. Słowem nie skomentował stroju Kamiry, ale Qlaira wyglądała, jakby dostrzegła jakiegoś naprawdę okropnego robaka. Przy jej poczuciu stylu i ubraniach, które często składały się głównie ze złota i czasami woali, sklecona z płachty szata była poniżej godności. Kapelusz jedynie dopełniał komiczności postaci magiczki, wywołując nieładny grymas na twarzy blondyny.
- Świat wrócił do należytego porządku. Ostrzegaj nas wcześniej, jeśli znowuż zechcesz pogrążyć nas w mroku. - Ton Quetiapina był lekki mimo jego stanu. Uśmiechnął się półgębkiem. - Obawiam się, że nie wrócę do pełni sprawności tak szybko, jakbym chciał. Moje kości są strzaskane i mimo chęci, instrumenty muszę na jakiś czas odłożyć. - Wyjaśnił, pokornie skłaniając głowę. - Służę głosem, jeśli zażyczysz sobie pieśni.
Qlaira wyglądała, jakby chciała coś powiedzieć, ale zamiast otwierać usta pogładziła ramię Quetiapina, a następnie ucałowała go w skroń z czułością. Mężczyzna posłał jej wdzięczne spojrzenie.
- Podczas twojej nieobecności... cóż. - W zastanowieniu odgarnął włosy z twarzy. - Wszelkiego rodzaju potwory stały się nad wyraz śmiałe. Można wręcz powiedzieć, że przypuściły na nas atak... szczęściem, wyszliśmy z oblężenia obronną ręką. - Rzucił spojrzenie na temblak, jakby zdał sobie sprawę, że użył niefortunnych słów. - Nie zaprzątaj sobie głowy, musiałaś wypocząć, to zrozumiałe. - Ponownie skłonił głowę w geście szacunku. - Wielce nam pomogłaś, pokazując goblinom i samozwańcom, gdzie jest ich miejsce. To jest, w objęciach śmierci. - Uściślił.
Quetiapin znów zmienił pozycję. Półleżąc, oparł się o Qlairę, zadzierając głowę mówił, wpatrując się w blondynkę. Kurtyzana wplotła dłoń w jego włosy, by pieścić go z czułością. Dla pobocznego obserwatora wydawali się zakochani w sobie bez pamięci.
- Pani Venla wraz z Panem Q'beuem odwiedzą nas dzisiaj wieczorem. Zapewne będą chcieli rozmawiać o nieobecności Propriona Van Lohe. - Mówił bard, patrzył jednak na Qlairę. - Mamy przygotowany dla nich prezent. - Dodał, nie zdradzając szczegółów. - A ty, najdroższy Płomyku? Jak się czujesz? Czego ci brak, co uniżony sługa mógłby ci podarować? Jakiż prezent chciałabyś otrzymać?