Strona 4 z 36

Bastion Khudamarkh

: 22 kwie 2021, 21:36
autor: Kamira
Jak można było czuć się dobrze w tym palącym mroku pustyni...

Ciężko było nazwać to jak się czuła, czyżby to był jeden z tych dni, gdzie przesadziła z magią? Ale gdzie? Kiedy? Jak? Zupełnie nie rozumiała, nie miała nawet siły, by próbować rozumieć w jak złej sytuacji była. Czyżby podali jej coś, co zupełnie ją osłabiało i miało wyssać z niej wszelkie życie? Cóż to były za czarne myśli... Zupełnie niepotrzebne, bo przecież nikt by się nie odważył, nikt by nie spróbował i chyba o tym wiedziała.

Chyba...

Sen okazał sie czymś wyjątkowym, przyszedł nagle, równie nagle się skończył, niespodziewanie, wcale nie pozwalając na żadne dojście do siebie czy odzyskanie energii. Zupełnie bezwartościowy, stracony czas. Pustynia i gorąc sprzyjał chorobom, ale czy ostatni wieczór był tak straszliwy, by doprowadzić ją do tego stanu? Jak silna musiałaby być ta choroba, by doprowadzić czarodziejkę tak szybko, niemal na skraj tego życiowego urwiska. Chłodna dłoń, która dotknęła jej policzka zupełnie nie pasowała do tego co otaczało ją do tej pory. Ciepła, którego pozbyć się nie mogła. Powoli otworzyła oczy, delikatnie, mrużąc je dosyć mocno. Nie chciała się budzić, nie chciała wstawać, nie tak szybko, zwłaszcza nie tak szybko gdy pojawił się chłodny dotyk, jakiego wręcz w tej chwili pragnęła, cokolwiek to było, powinno pojawić się tego więcej.

Z tej chwili przyjemności w nieszczęściu wyrwały ją słowa wypowiadane głosem barda, to właśnie on, znowu on wyrywał ją ze snu. Widziała - ledwo, ale wiedziała, że to on. – B-bankiet? — Wycedziła z siebie słabo. Pamiętała, że była mowa o jakimś bankiecie, jeszcze dzisiaj, albo jeszcze wczoraj, czyżby nie minęło tak dużo czasu? Nie miała pojęcia, jak wiele go upłynęło. Pewna była natomiast tego, że za mało. – C-co mam zrobić? — Mówiła słabo, tak naprawdę zupełnie bez pomyślunku. Teraz potrzebowała chłodu, mrozu niczym z lodowca. Zimnej bali, zimnego stosu wody tak zimnej, że aż paliła od chłodu - to było jej obecne marzenie. Zamarznąć.

Spróbowała się podnieść, delikatnie podpierając się dłońmi, by zaraz znaleźć się w pozycji siedzącej. Nie wiedziała, jak długo wytrzyma, dlatego następnie, o ile była w stanie, miała wstać. Całe szczęście, że "stal" jaką na sobie nosiła nie była jeszcze cięższa. Mogła iść na jego polecenie, ale nie czuła się na tyle, by sama się odnaleźć po tych korytarzach – B-bankiet... Przygotować. Nie mam siły... Starsza, chcę spotkać księcia... — Majaczyła, zupełnie dając się ponieść wodzy fantazji. Któż przygotuje jej fryzurę, kto przygotuje włosy i obwiesi złotem? Kto ją przypudruje jakimiś specyfikami, by wyglądała na dużo starszą, niż jest? No kto zrobi to wszystko gdy jedyne co była w stanie to zamknąć oczy i paść niczym kłoda drewniana, tak niespotykana w tych stronach. Czy musiała jeść? Oczywiście, że musiała, ale w chorobie nawet jedzenie nie smakowało, nie chciało się jeść, nawet jeśli organizm tego chciał. Ciężar funkcjonowania był zbyt wielki, a co dopiero gdyby zaczęła rzucać zaklęcia. – P-pójdę, jestem Kamira, n-najsilniejsza czarodziejka Urk-hun... — Zaczęła mówić cichnącym głosem. Jakby niezbyt miała siłę kończyć swój wywód. Jeśli wstała, to odruchowo sięgała ręką w kierunku swojego kostura, ale koniec końców nawet go nie chwyciła.

Spoiler:

Bastion Khudamarkh

: 25 kwie 2021, 13:57
autor: Wierzba
Chwila wytchnienia Kamirin, sen bez snów, który złapał ją w swoje objęcia, chciał ponownie przytulić ją do poduszki, jednak obecność Quetiapina skutecznie przeszkadzała w zaśnięciu. Chłód dłoni był tym, co trzymało ją przy świadomości. Zimne palce odbijały się niewidocznymi śladami opuszków na jej policzkach i czole.

- Jest wiele osób, które chciałyby cię poznać. - Zaintonował znów bard, przypominając, że na bankiecie miało zjawić się wielu gości. - Widzą w tobie powód, dla którego zgasło słońce. Dlaczego ty zgasłaś wraz z nim?

Mężczyzna pomógł Kamirin podnieść się do siadu. Nie było w nim widać cienia po bólu, jaki wcześniej malował się na jego twarzy; w ciemności pokoju Quetiapin wydawał się jedyną prawdziwą, fizyczną figurą pośród cieni i mroku, jakby kontur jego postaci odstawał nienaturalną mocą na tle przyziemnego, zwykłego pomieszczenia.

- Nie mogą zobaczyć zgasłego Płomienia. Weź się w garść, Kamirin.

Nietrudno było się domyślić, że sprawy nie potoczyły się po myśli barda. Czarodziejka miała być jego dumą, asem w rękawie, tymczasem została zdjęta chorobą i nie stanowiła cennego zasobu w wojenkach Bastionu. Mężczyzna pokręcił głową, rozczarowany jej stanem i majakami.

- Najsilniejsza czarodziejka Urk-hun, nie mogąca podnieść się z posłania. - Mruknął, już bez zwyczajowego zadowolenia w głosie. Narzucił na ramiona magiczki pelerynę utkaną z jasnożółtego lnu, przeszytą złotymi nićmi na krańcach i wokół kaptura, który też zaraz znalazł się na jej głowie. Czyżby bard chciał zakryć posklejane od potu włosy i pobladłą twarz? Łapiąc ją dość szorstko za ramię, niemal siłą poprowadził ją przez korytarze posiadłości. Ze spuszczoną głową Kamirin nie widziała, którędy ją prowadzi, mając widok na swoje bose stopy i wymiętą, choć wciąż piękną suknię. - Nie odzywaj się, jeśli nie masz siły. - Upomniał ją bard.

Kiedy zatrzymali się, a ucisk kościstych palców Quetiapina na ramieniu zelżał, Kamirin mogła usłyszeć ochy i achy zebranej gawiedzi. Unosząc głowę, jej oczom ukazał się oświetlony światłem świec placyk, którego sufit stanowiła jedynie rozpięta na kolumienkach płachta materiału. Mnogość osób zebrała się na bankiecie. Usadzeni na zdobionych poduszkach przy niskich stolkach, siedzieli zarówno ludzie, jak i orkowie, gobliny i nawet elfy. Grubasy z wielkimi brzuchami, tak opasłymi, że utrudniały im poruszanie, smukli, wyniośli arystokraci, kilku takich, którzy wyglądali, jakby drogę na szczyt utorowali sobie przemocą, nawet parę kobiet odzianych w bogate szaty... wszelkiej maści indywidua, a przy nich towarzyszące im bastionowe ślicznotki, w większości bardziej nagie, niż ubrane, oraz straż.

Kamirin poczuła zimny, orzeźwiający podmuch wiatru - noc na pustyni potrafiła być chłodna, a tego jej obecnie było potrzeba. Najbardziej przerażające było jednak niebo - wokół księżyców płonęła czerwona łuna, tak dziwna i niespotykana, jakby oba te ciała niebieskie stanęły w ogniu.

Oczy Kamirin następnie przyciągnął widok niewielkiego człowieczka, który kaczkowatym chodem zbliżył się do czarodziejki. Ni chybi - nizołek!

- Proszę wybaczyć mi mą śmiałośc. - Zaczął mężczyzna. - Proprion Van Lohe, sługa uniżony pierwszej czarodziejki Bastionu, Pani Venli Fex. - Ukłonił się nisko, co nie było trudne ze względu na jego wzrost. - Musiałem z bliska zobaczyć tę, która mianuje się potężniejszą od mej pani. Żałuję, że Pani Venla nie mogła zobaczyć Płomienia Pustyni na własne oczy. - Tym razem niziołek skłonił się przed Quetipainem; bard odzwajemnił uprzejmość. - Jeszcze raz proszę przyjąć najgłębsze przeprosiny. Pani Venla przesyła pozdrowienia i prosi o usprawiedliwienie swej obecności. Zaćmienie było zbyt fascynujące, by porzuciła swe badania. Z pewnością zjawi się z osobistą wizytą, gdy tylko Mimbra i Zarul zechcą odsłonić nam słońce. - Rzucił, wlepiając oczy w Kamirin. - Mówi się, że to ty, Płomieniu Pustyni, odebrałaś nam światło. - Powiedział, a w jego tonie było coś bardzo nieładnego.

Bastion Khudamarkh

: 28 kwie 2021, 8:57
autor: Kamira
Wytchnienie... Czy faktyczne wytchnienie miało nadejść niedługo? Zaśnięcie nie było możliwe, ale może to i dobrze, bo sen ten mógłby okazać się zbyt długi, możliwe, że nawet wieczny.

Kamira nie znała wielu osób, miała wrażenie, że jeszcze mniej chciało ją znać, ba! Teraz wszystko mogło się zmienić, gdyby tylko nie ta słabość, która ją dopadła. Może i nie była powodem, dla którego zaszło słońce, nic jednak nie stało na przeszkodzie, by twierdzić inaczej. Przypadki chodzą parami, rewolta w bastonie? Wieczna noc? Tak, wszystko to jest zasługą potęgi magii Kamirin.

Musiała wziąć się w garść i zebrać do kupy, nawet jeśli było to trudne, nawet jeśli musiała wykrzesać z siebie znacznie więcej niż zwykle. Nie mogli zobaczyć zgaszonego ducha, ba! Co dopiero wygaszonego ognika! To by zniweczyło wszelkie jej dokonania, przyszłe i przeszłe.

Czuła się źle, jakby miała paść, ale jedno trzymało ją na nogach - Nie mogli zobaczyć tak słabego ognika i pomyśleć sobie, że jest słaba, była słabowita, ale za słabą czarodziejką nie mogła uchodzić, nigdy a nigdy.

Nie miała siły komentować słów Quetapina. Trząsła się, ledwo widziała na oczy, taki to był gasnący ogień. Kaptur i peleryna na pewno nie sprawiły, że poczuła się lepiej - było gorąco a w tym jeszcze goręcej. Szła, dając się prowadzić bardowi, nie odzywała się, a jego słowa by nic nie mówiła, potwierdziła delikatnym skinieniem, kilkukrotnym, bo inaczej mógłby to uznać za dreszcze, a chciała by się zrozumieli. Gdy jego uścisk zelżał, wcale nie zrobiło się jej lepiej, gdy nagle musiała utrzymywać swój, nawet niezbyt wielki ciężar sama.

Widziała dużo, ale też i mało. Jej oczy były zmęczone oglądaniem tego świata, zwłaszcza dzisiaj, gdy powinna spać i odpoczywać, odzyskiwać siły, pomieszczenie pełne istot, nie wiedziała, nawet ile z nich jest prawdziwych. – K-kostur... K-kostur — Oparła się lekko o Quetapina, mamrotając w jego kierunku, gdy tylko zaczął zbliżać się do niej niziołek. Kamira musiała oszczędzać siły na tym, na czym tylko mogła, dlatego jedyne co widziała za rozwiązanie to ograniczenie docierających do niej bodźców. I tak skrywała się pod kapturem, dlatego zamknęła w tej chwili oczy, przynajmniej na chwilę. Pozwoliła sobie poczekać, aż mężczyzna skończył, miała zamiar poczekać, a przy okazji wykorzystać chwilę uwagi, jaką poświęcił bardowi, by sama zebrać jak najwięcej sił, by przynajmniej odpowiednio się przedstawić – Nazywam się Kamirin, Pogromczyni goblinów, ogień bastionu, ta, która zabrała światło, pierwsza, przyszła, Arcymagini z Urk-hun, czołowa i najważniejsza czarodziejka spośród pustynnych ogników, najsilniejsza magiczka wschodniej baronii, zwana ogniem pustyni, absolwentka Karlgardzkiej Akademii Czarnoksięstwa, przodowniczka pośród kolegium magii bojowej i strategii, oddana czcicielka Drwimira, przyszła największa orkowa szamanka i dzierżycielka zaawansowanej magii. — Musiała się odpowiednio przedstawić posłańcowi. Gorzej, że nie miała pojęcia, jakie atrakcje są dla niej przygotowane. Nie mówiła głośno, nie miała siły, by krzyczeć, najwięcej, na co było ją stać to najpewniej nieco ciszej niż zwykły ton zwyczajnej mowy. Musiała stać twardo, choćby miała się już z miejsca nie ruszyć, musiała utrzymać się na nogach, czy to z Quetapinem, czy bez niego. – Światło można zgasnąć jak życie. To, co widzisz to domena czarnego ognia i mroku. Wspólne miejsce narad Xanda i Dwirmira. — Oczywiście wszystko, co mówiła, było wyssane z palca. Chyba nikt o zdrowych zmysłach nie miał co do tego wątpliwości... Choć... Kto wie? Może w tym szaleństwie było ziarnko prawdy, albo to po prostu majaki Kamiry i można jej wybaczyć plecenie bzdur. Jedno było pewne. Jeżeli miała paść na twarz przy wszystkich z wycieńczenia tak szybko - to pewnie nie miała siły, by to powstrzymać, ale czy było aż tak źle? Oczy miała zamknięte, czy niziołek, mimo jej niewielkiej postury i wzrostu miał szansę to dojrzeć? – Dziś... To Bastion bogów — Jeśli miała zostać gdzieś poprowadzona, to na pewno się nie opierała... Gdzie? Małe to miało znaczenie, bo i tak nie miałaby siły, by się opierać. Musiała jednak dać z siebie choćby kilka procent, by nie zawieść wszystkich zupełnie.
Spoiler:

Bastion Khudamarkh

: 02 maja 2021, 19:00
autor: Wierzba
Spojrzenia wszystkich osób zebranych na bankieciku zostały skierowane ku Kamirin. Nie było możliwości, by nie dostrzec jej pobladłej, spoconej twarzy i niepewnych kroków. Kilka niemiłych, prześmiewczych uśmieszków pojawiło się na twarzach gości, sugerując, że ci nie do końca wierzyli w możliwości Kamiry. Płomień, Zagłada Goblinów - czy miała prezentować się jak mała dziewczynka? Nikt jednak nie był na tyle odważny, by wprost to skonfrontować.

Powiewy wiatru pod suknią pomagały ochłodzić spocone ciało, ale gdy tylko znikały, skóra paliła ze zdwojoną siłą, jakby polana wrzątkiem. Kamirin nie czuła się na siłach, by uczestniczyć w bankiecie. Chłod nocy pomagał, ale głowa ciążyła. Dreszcze, które przechodziły jej ciało, w chwili zidentyfikowała jako iskry energii magicznej, przeskakujące pod jej kołnierzem niczym piorun po niebie.

Quetiapin objął Kamirin ramieniem, jakby chcąc pokazać, jak bliska więź ich łączyła. W rzeczywistości pilnował, by dziewczę nie upadło. Niziołek przyglądał się czarodziejce, po chwili pogładził krótką bródkę.

- Możnaby rzec, szanowna panno - zaczął, nieco obracając się w stronę gości, jakby jego słowa skierowane były do gawiedzi, aniżeli do samej zainteresowanej - że pierwsza wśród czarodziejek bastionu powinna zaprezentować więcej, aniżeli tytuły. Tym bardziej, gdy te nie są poprawne. - Jego słowa wywołały kilka bardziej śmiałych śmiechów. - Pani Venla z pewnością ma inne spojrzenie na pewne z tych... osiągnięć. Ach, nie mogę się doczekać, aż sie spotkacie. - Człowieczek klasnął w pulchne dłonie. - Z pewnością moja pani przekaże ci, jakie ona ma na to spojrzenie oraz zapyta, jak to możliwe, że czarodziejka, o której do dzisiaj niewielu słyszało, zdołała połączyć ze sobą księżyce w tym nienaturalnym tańcu.

To, czego posłaniec nie przewidział, to fakt, iż Quetiapin nie pozwoli na kpienie z jego nowego nabytku. Żółte ślepia barda przemknęły po zebranych, a kpiny ucichły tak szybko, jak się pojawiły. Poważny, niebezpieczny wyraz twarzy mężczyzny szybko złagodniał i pojawił się na nim zwyczajowy uśmiech, jednak jego oczy pozostały zimne, niosące obietnicę grozy.

- Mój drogi Proprionie, zostawmy kwestię rozmów czarodziejek czarodziejkom. - Koścista dłoń znalazła się na ramieniu niziołka. Ze swego miejsca Kamira mogła dostrzec, że knykcie pobielały, jakby przykładał do tego gestu o wiele większą siłę, aniżeli powinien. Jednocześnie puścił też Kamirę, ale cień, jaki pojawił się za nią, Kamirin zidentyfikowała jako Buliona, stojącego na jej straży. - A teraz, dlaczego nie wrócisz do uczty, zamiast oglądać Kamirin niczym eksponat z dalekich krain? - Drugą dłonią Quetiapin wskazał niziołkowi miejsce.

- Siądźmy. - Niski głos orka rozbrzmiał przy uchu magiczki, a wielka i szorstka, choć zaskakująco delikatna dłoń poprowadziła ją do najbliższej z poduch, po czym pomogła usiąść. Uklęknąwszy tuż za nią, Bulion podsunął jej dzbaneczek pełen wody tak zimnej, że aż wilgoć skropiła zewnętrzne ścianki naczynia. - Na chwilę. Wrócisz do komnaty. - Obiecał.

Wśród gości przechadzały się kobiety. W jednej z nich, odzianej w przejrzystą suknię, złoto i nic więcej, Kamira rozpoznała Qlairę. Blondyna rozlewała wino gościom, uśmiechała się jak trzpiotka, wspaniale wpisując się w rolę służki-kurtyzany, służącej napitkiem i widokami. W sali rozegło się kilka kaszlnięć. Proprion wrócił na swoje miejsce i ukradkiem przetarł ściśnięte ramię, a Quetiapin utkwił spojrzenie w Kamirze, zupełnie jak w dziele sztuki, którego miałby być autorem. Po chwili wyciągnął swój flet. Wraz z melodią, Kamirin poczuła spokój, rozleniwienie. W jednym momencie stwierdziła, że wcale nie chce wstawać, wracać do komnaty. Gdyby mogła, zasnęłaby tu i teraz!

klik!

Bastion Khudamarkh

: 03 maja 2021, 17:58
autor: Kamira
Kamira z niezwykle mglistym spojrzeniem obserwowała całą salę... Co widziała, to widziała, złoto, kurtzany, gości... Co z tego jak wszystko było takie... Takie zlewające się ze sobą dzięki temu jak źle się czuła. Dostrzegła jakąś damę w złocie, ale co z tego, wyglądała znajomo, lecz brak było jej siły, by dodać dwa do dwóch i rzeczywiście dostrzec kto to.

Czuła się lepiej, wewnętrznie czuła, że ma oparcie w postacie Quetapina, w tej chwili nie tylko mentalne, ale też i fizyczne, podczas gdy ją przytrzymywał, zapewne bardziej by samemu nie stracić autorytetu, ale czy miało to jakieś znaczenie gdy robił coś, co pozwalało i Kamirze zachować twarz? Odbierała to koniec końców jako troskę o ich wspólne dobro. Czarodzieja wyraźnie się zdenerwowała na zignorowanie je tytułów. To była obraza, której nie mogła przepuścić, nazwanie jej tytułów nieprawdziwymi było jak splunięcie w twarz, bowiem prawdziwe było tylko to, w co sami wierzyliśmy, nieważne czy w przeszłości, czy przyszłości - liczyło się to, że te tytułu będą, po prostu, będą, nawet jeśli obecnie wyrażały tylko jej niespełnione i przeogromne ambicje, może zbyt duże jak na tak małą istotkę w tak małym ciałku. Czy jednak taka postura nie dodawała jej nuty tajemniczości?

Stereotypów o czarodziejach, magach - na pewno było wiele, ognik miała okazję wiele z nich zobaczyć w Karlgardzkiej akademii, ona nie wpasowywała się w te stereotypy czerwonych magów, przynajmniej nie we wszystkie.

Słabość nie ustawała, wstyd, że to Quetapin musiał jej bronić, ale tak to już było w chwili zaćmienia, gdy to musiała polegać w zupełności na innych, by zrobić cokolwiek, nie chciała być tak bezbronna, nie mogła być. Nie mogła sobie pozwolić na zupełną bezbronność i pozostawanie w objęciach innych. Musiała coś zrobić, by pokazać, że nawet w takim stanie, wciąż należy się z nią liczyć, że nie jest tylko i wyłącznie zwiędłym płatkiem... Albo raczej kolcem pustynnego kaktusa...

Wciąż nie wiedziała co sądzić o Bulionie. Był orkiem, ale był miły. Był wielki, ale był miły. Obawiała się go, lecz on... Po prostu był miły. Nie mogła zrobić zbyt wiele, a on... Po prostu był, pomagał, choćby miał służyć za wieszak, na którym mogłaby bezwładnie zawisnąć i czekać na przeminięcie tej dziwnej pory i braku światła. Dała się prowadzić orkowi, bo nawet gdyby miała się opierać, próbować ciągnąć w drugą stronę - widziała, że to bezcelowe, raczej czuła. Tym, co wydawało się być w tej chwili jej wybawieniem było zimne naczynie z wodą, tak zimną, jak którego mróz nie miała przedtem okazji doświadczyć. To było zadziwiająco przyjemne uczucie. Nie mogła więc nie wykorzystać tej okazji w pełni. Napiła się najpierw z niego tyle, ile potrzebowała, kilka większych łyków, by zaspokoić pragnienie i ostudzić maksymalnie gardło. Osłabione dłonie czuły ten chłód przez naczynie, ale nie mogła nie splamić ich kilkoma ochładzającymi kroplami wylanymi wprost na nie. Musiała też ochłodzić siebie całą, tym co zostało. – B-bulionie. Drugi, będzie potrzebny — Powiedziała do niego słabym głosem, wciąż ściskając w ręce naczynie. Miała zamiar przelać to co zostało na swoją twarz i gdziekolwiek indziej to popłynęło. Musiała się ochłodzić najmocniej jak potrafiła. Przynajmniej głowa musiała być w stanie w pełni funkcjonować, albo chociaż w połowie, nawet na chwilę, której potrzebowałaby do wykonania kilkunastu sekwencji gestów obiema dłońmi. Delikatnie, pływające wręcz gesty, nawet jeżeli nieco niemrawe towarzyszyły jej obserwacji otoczenia, muzyka, jaką raczył wszystkich Quetapin, choć usypiająca powoli i zmysłowo, ułatwiała dobranie odpowiednich ruchów do rytmu, słabych i flegmatycznych, niemalże usypiających. Nie skupiała się na niczym konkretnym, ale wybrała obszar, na którym znajdowało się najwięcej gości podczas gdy gromadziła energię do zaklęcia, by zaraz, skierować obie dłonie w ich stronę i wypuścić zaklęcie, które miało pokryć okolicę w iluminującej się poświacie, rozświetlając wszystko, tym mocniej im bardziej żywe to jest, im bardziej magiczne. To, co martwe, krzesła, stoły powinny świecić się lekko, delikatnie wręcz, ale to ludzie i wszelka magia powinna rozświetlić to miejsce, sprawiając wrażenie światła wytworzonego w ogniu żyjących serc.

Chciała by inni widzieli, że to jest jej słońce, nawet jeżeli nie ma go teraz na niebie, to ma możliwość zwrócenia go, choćby na krótką chwilę. Nawet jeśli jest słaba, to czy nie świadczyło to o jakiejś potędze? Sile, z jaką równa się moc samych planet? Starała się, by zaklęcie się udało, włożyła w to, najwięcej jak tylko mogła, tyle energii ile tylko była w stanie z siebie dać. Chciała słyszeć wiwaty, podziw i przede wszystkim szacunek, prezentując swoją wyższą niższość. Czy byłą gotowa stracić przytomność? Nie specjalnie. Chciała dotrwać na tym balu, do samego końca, choćby korzystając z wszelkich rezerw sił, które tylko jej pozostały.

Zaklęcie: Kamirinowa Iluminacja
Spoiler:

Bastion Khudamarkh

: 06 maja 2021, 14:37
autor: Wierzba
Goście wrócili do uczty. Szczękanie naczyń i rozmowy, przerywane śmiechami i okrzykami, wkrótce cichły, ustępując miejsca ciszy wypełnianej jedynie przez dźwięki fletu Quetiapina oraz pojedyncze kaszlnięcia. Tych ostatnich było coraz więcej, jakby któraś z potraw serwowanych na bankiecie powodowała jednoczesne krztuszenie się niemal połowy gości.

Bulion kiwnął na którąś z kobiet, by przyniosła dla Kamirin więcej wody. Służka nie zwlekała, ruszyła po kolejny dzbanuszek, a ork kiwnął głową w podzięce. Nie wydawało się, by chciał opuścić Kamirin w momencie, gdy nie było wiadomym, co się stanie, ani czy jej stan gwałtownie się nie pogorszy.

Kamirinowa Iluminacja zapewniła niesamowity spektakl. Czarodziejka poczuła, jak iskry magii przeskakują po jej ciele, raniąc gorącem zmęczone mięśnie, ale również ekscytując samą Kamirin. Magia zapewniała ból, jednak w masochistyczny sposób kobieta nie powstrzymała zaklęcia, gdy czuła, że księżyce zapewniają jej moc, jakiej dotąd nie doświadczyła. Jej magia była dzika i nieokiełznana, wypełniając jej sylwetkę po brzeg, ale Kamirze udało się ją nakierować tak, jak planowała. Otoczenie rozświetliło się, jakby ogarnął je niewyczuwalny ogień. Stoły, zastawa, jak również postacie biesiadników, w jednej chwili zapłonęły magiczną aurą. Światła wyrwały okryzki zaskoczenia z kilku gardeł; więcej było jednak nasilającego się kaszlu.

Nie wszyscy, lecz większość gości, zaczęła ksztusić się, a łapiąc za gardło, walczyła o każdy oddech.
Spoiler:
Męczarnia nie trwała długo. Goście padli między stołami, na poduchy, które wcześniej tak śmiało zajmowali, bez strachu o własne życie. Piana toczyła się z ich ust, a z oczu i nosa wąskimi, ciemnymi stróżkami ciekła krew. Pobladłe twarze zastygły w wyrazie zaskoczenia i bólu.

Kiedy męczarnia dobiegła końca, a ostatnia naznaczona osoba skonała, Quetiapin odjął flet od ust, niemal równocześnie zniknęła również poświata spowodowana czarami Kamiry. W spojrzeniu barda płonął ogień, a na twarzy malowało się skrajne zadowolenie, jak u kota, który dopiero obudził się z drzemki w słonecznym miejscu. Jasnymi ślepiami potoczył po miejscu zbrodni, ciesząc się widokiem, jednak ostatecznie skupił się na czarodziejce. Kamirin nie znała prawie nikogo, kto był zaproszony tego wieczora. Nietknięci palcem śmierci byli stali mieszkańcy pałacyku Moxiclava, jak również paru gości o nieznanych jej obliczach. Gdy muzyka ucichła i pozostali mogli wyrwać się spod uroku rzuconego przez melodię barda, nadszedł czas na panikę. Krzyki rozpaczy i strachu rozbrzmiały w Bastionie.

- Kamirin, moja droga. - Odezwał się Quetiapin, niewzruszony prośbami o litość, które padły z wielu ust i to w kierunku magiczki. - Potrafię zrozumieć twą złość, ale czy był to powód, by przerywać nam tak udany wieczór? - Zapytał prześmiewczo. Jasnym okazało się, że obarczył ją winą za śmierć biesiadników! Jej zaklęcie pomogło bardowi wrobić ją w kolejne morderstwo, a pozostali przy życiu byli świadkami, którzy mieli przekazać wieść dalej.

Wśród ocalałych był niziołek, Prioprion.

- N-nie unikniesz konsekwencji! - Wrzasnął, ledwie trzymając się na nogach. Uniósł pulchną dłoń i wskazał Kamirin paluchem. - Kiedy Pani Venla się dowie, to...

- To co? - Przerwała mu sarknięciem Qlaira. Kopnęła jedno z ciał, gdy leżało jej na drodze. - To w końcu wyjdzie ze swojej wieży, pojedna się ze śmiertelnikami? Nie żartuj.

- Zapłacisz krwią! Wszyscy zapłacicie! - Malec zaczął rzucać groźbami i obelgami, najwyraźniej nie do końca pamiętając, kim był i w jakim miejscu się znajdował, ani co mu groziło. Czy inaczej zaatakowałby Kamirin słowami, które nie przystały cywilizowanemu człowiekowi, elfowi, niziołkowi? Obelżywości rzucone w goblinim języku, tak paskudne, że aż niemożliwe do zapisania pismem innym, niż najplugawszym z opracowanych symboli, przerwane zostały powolnym przeciągnięciem ostrza po szyi posłannika. Ciemnoskóra kurtyzana uśmiechnęła się półgębkiem, gdy wycierała ostrze o ubranie innego z trupów, a Proprion padł, wypluwając salwę krwi.
Spoiler:
- Bimizzo. - Upomniał ją Quetiapin. Westchnął, jak ojciec, który jest rozczarowany zachowaniem swojego dziecka. - Ze wszystkich, śmierć tego konusa będzie dla nas najmniej wygodna. - Przymykając oczy, potarł skroń, jakby nagle sieknął go ból głowy.

Bastion Khudamarkh

: 09 maja 2021, 20:24
autor: Kamira
Jednak była w stanie wykrzesać z siebie jeszcze trochę siły i mocy, by pokazać innym, że nie jest taka bezbronna i wcale nie można traktować jej z góry, a należy się jej jak największy szacunek... Mimo że przypłaciła to jeszcze gorszymi odczuciami i wpływem gorąca, które przez moment było jeszcze bardziej nieznośne niż normalnie.

Całe szczęście, że szybko doniesiono jej drugi dzbanek z wodą, który był w tej chwili nawet czymś więcej niż zbawieniem.

Iluminacja wprawiła wszystkich w poruszenie i zachwyt, to było dla niej w zupełności jasne, że nie mogli sprostać takiemu pokazowi, jaki zaprezentowała, mimo bólu i kiepskiego stanu, to w duchu czuła się dobrze, bo zaprezentowała wszystkim, co potrafi i musieli już jej uwierzyć, a ten kaszel? Z początku myślała, że odruchowy, bo usta też zaczęły im się świecić, albo coś. No nie przejmowała się tym w pierwszej chwili, dopóki ludzie nie zaczęli padać z wrażenia. Bo padali z wrażenia, prawda?

Miała na szczęście drugi dzbanek z wodą, dlatego zamierzała powtórzyć to co zrobiła wcześniej, napić się i ochłodzić, przytulając ten zimny dzbanek, a potem przykładając mokre dłonie do czoła, co jakiś czas chłodząc się więcej. Kamira mimo wszystko - czuła się źle i nie do końca wiedziała co się tutaj działo. Ludzie popadali z wrażenia i może jedzenie im nie smakowało, dlatego się tak po krztusili. Dopiero gdy to się przedłużało, zdała sobie sprawę z tego, że stało się coś, o czym nie miała najmniejszego pojęcia. Wtedy właśnie zapadł pierwszy ryk rozparzaczy. To wprawiło ją w prawdziwe osłupienie. Pokazało, że działo się tutaj coś okropnego, na co wpływu nie miała. Nie znała tych ludzi, ba - prawie nikogo nie znała. Mogłaby uznać, że znała nowych włodarzy tego miejsca, ale to też nie była prawda.

– Hę? Ale ja-ja... T-to przecież tylko słońce. Nie wiem czemu, zaczęli się... — Zaczęła się tłumaczyć, ale przestała. Zamknęła na moment oczy, wzdychając przy tym ciężko. – Popadali z wrażenia, bo nie mogli pojąć mocy, jaką dysponuje. Nie dziwota zresztą! Ludzie małej wiary nie mogą pojąć słońca i tego jak bardzo kochają mnie Dwirmir, Krinn i pan mroku Xand. To spotyka niedowiarków! — Zadarła nos do góry, nie podobała się jej ta sytuacja, czuła się źle, ale co mogła zrobić niż brnąć w tę bzdurę? Poza tym... To tylko poprawiało jej pozycję na arenie pustynnych czarodziejów, miała jednak obawę, że jeśli nie będzie ostrożna, to ktoś zrobi to samo z nią, ale jak mogłaby być ostrożna?

Niziołkiem się nie przejmowała, słuchała go i nie chciała przyznawać mu racji. Nie zrobiła niczego złego i ta druga czarodziejka na pewno to zrozumie. Może i była naiwna, ale nawet i pośród magów musiała panować jakaś zbiorowa jaźń, która pozwalała ocenić czy dany mag potrafiłby posunąć się do tak niecnych uczynków jak zabicie światłem wszystkich gości. Czy Kamira byłaby do tego zdolna? No raczej nie. To wydarzenie i odgrażanie się niziołka sprawiło, że czuła się jeszcze mniej bezpiecznie. W tej chwili nie wiedziała, czy powinna zostawać w złotej klatce bastionu, ani czy chce go opuszczać... Wszędzie było ogromne ryzyko, któremu mogła nie sprostać. – Pani Venla ma jeden tytuł, "pani" To ja noszę ich setki, jak nie tysiące. Przyszłych i przeszłych! – Zabrzmiała groźnie, na tyle na ile pozwalało jej chwilowe otrzeźwienie po ciągłym chłodzeniu się zimną wodą. Tym, czego się jednak nie spodziewała, było morderstwo niziołka z rąk zabójców Quetapina. Widząc to, obawiała się każdej roznegliżowanej panienki w tym miejscu jeszcze bardziej. Jeśli miała sobie poradzić i zdobyć reputacje w gnieździe os, to musiała żądlić jak one, przynajmniej troszkę.

– Hola, hola. Dobrze się składa. Możemy wysłać jej jego ciało. Jeśli Qlaira jest taka sprytna a... A Bimizzo cwana to-to możemy to wykorzystać. Potrzebujemy dużej trumny i kilku kamieni, najlepiej szlachetnych, albo monet. — Postarała się uśmiechnąć, sprzedając im najbardziej szalony plan w dziejach. Jeśli miała przetrwać, to musiała albo być przydatna i rzeczywiście zapanować nad innymi strachem, nawet jeśli nie leżało to w jej naturze, albo sprzymierzyć się z czarodziejką i wywalczyć sobie wolność, bo teraz była jedynie złoto-czerwonym-chorym ptakiem w łańcuchach i to ze złota! – Na pewno zajrzy do środka! Podacie jej klucz do trumny i wtedy ręka jej wystrzeli! Ja wtedy będą mogła być w tej trumnie w drugim dnie, albo coś... No nie znam się na tym! Ale wystarczy, że stukniecie na znak — Nie miała pojęcia, jak cwana i doświadczona jest ta druga czarodziejka, ale Kamira wiedziała jedno, że nie wie, skąd wziął się ten stan wiecznej nocy, ani dlaczego czuje się tak źle... Wiedziała jednak to, że gdy próbowała rzucać zaklęcie, czuła się gorzej, więc musi mieć to jakiś związek z magią... Jaki? Nie miała bladego pojęcia, to wiedzą na pewno Karlgardzcy uczeni. – J-jeśli obserwuje gwiazdy jak ja teraz, to nie będzie potężna — To było gdybanie, ale bardzo w jej stylu. W końcu gdy jej coś się nie podoba, to nie może być dobre, tak samo jak ona uważa i widzi, że teraz jest słaba, to i inna czarodziejka nie będzie silniejsza, wszak... KAMIRA jest najsilniejsza. Nawet nazwałaby się silniejszą od władczyni jakiegoś Hollar, o którym zdarzyło się jej jakieś plotki usłyszeć, ale konkretów nie byłaby w stanie przytoczyć.

Znów się napiła i tym razem miała wręcz ochotę zanurzyć głowę w tym dzbanku... Tak naprawdę jedynym czego chciała to złota, spłaty długów i bycia obiektem kultu, osób, które doceniłyby jej moc, magię, charakter czy to tak wiele? Tego mogły doświadczyć niewiele warte wszystkie wiejskie dziewczyny, ale ona nie mogła, bo była warta znacznie więcej niż one, nawet jeśli nie wyglądała, ani wzrostem, ani pojemnością płuc. – Skąd ta woda? — Spytała, bo donosili ją, ale nie miała pojęcia skąd, może trzeba poprosić o cały taki basenik? – Nie chcę zniszczyć tej sukienki wewnętrznym ogniem... Mogę dostać co innego skoro bal już... — Wspomniała o męczących ją temperaturach, zerknęła w stronę stosu trupów, odsuwając się delikatnie z zakrytymi ustami – C-chyba powinnam... — Chciała już stąd iść, nie patrzeć na to wszystko. – Nie patrzeć... —
Spoiler:

Bastion Khudamarkh

: 11 maja 2021, 13:17
autor: Wierzba
Dzięki wciągnięciu w intrygę Quetiapina, wieść o wyczynach Kamiry rozsierdziły Bastion. Uciekający z bankietu nie szczędzili szczegółów w opowieści o krwiożerczej czarodziejce, która jednym zaklęciem po raz kolejny położyła tłumy.

Kamira otrzymuje dodatkowy punkt do autorytetu. Proszę poinformować MG.


Bankiet zakończył się w sposób inny, aniżeli przewidywali ci, którzy obecnie zasłali podłogę swoimi ciałami, zabici trucizną, która pozbawiła ich ciała krwi i ducha. Z trupa Propriona wyciekła zaskakująca na jego rozmiary ilość posoki, brudząc posadzkę. Quetiapin przechadzał się, zupełnie nie przejmując się faktem, że jego zdobione, materiałowe buty zmieniły kolor na czerwony. Mężczyzna podziwiał dzieło zniszczenia, gdy jego plan się dokonał, a ci, którzy mogli zaszkodzić, zostali wyeliminowani. Na jego twarzy malowało się skrajne zadowolenie, znów przywodzące na myśl kota, rozleniwionego na słońcu, drapanego za uchem.

- Nie przemęczaj się. - Kamirin usłyszała głos Buliona, gdy zaczęła tłumaczyć swoje postępowanie. Ciężka orkowa dłoń spoczęła w okolicy jej talii, stabilizując i podtrzymując w czułym geście.

Jasne oczy Quetiapina spoczęły na Kamirze. Do nosa czarodziejki zaczął dobiegać ciężki odór krwi i śmierci.

- Oczywiście, masz rację. - Bard przyznał, szczęście nie znikało z jego twarzy. Usta rozciągnęły się w leniwym uśmiechu, gdy kucnął, by umoczyć palec w krwi niziołka. - Jak już mówiłem, mój drogi Płomyku, nasza współpraca będzie owocna. Jakże się cieszę, że stanęłaś po dobrej stronie.

Ciężo było powiedzieć, co dokładnie na myśli miał bard. Wydawało się, że jest bardziej skupiony na rozmazywaniu krwi po podłodze w wymyślnych wzorach, aniżeli słuchał planu Kamiry. Paplającej czarodziejce wydało się, że dłoń Quetiapina znalazła drogę do jego ust, barwiąc wargi szkarłatem. Bard, zwrócony do niej tyłem, nie umożliwił przyjrzenia się, pokazując jej tylko nad wyraz kościste plecy owinięte płótnem szaty.

Bimizza parsknęła na ten widok.

- Venla nie jest taka głupia. - Odezwała się. - Trzeba będzie więcej, niż bezpośredni atak.

- Zastanawiam się, czemu nie przyszła osobiście. - Dodała Qlaira, wkładając do ust kawałek owocu, pozostawionego na stole. - Czyżby podejrzewała zasadzkę?

Quetiapin tymczasem wytarł dłoń o ubranie Propriona. Przy pomocy Qlairy stanął wyprostowany i dumny.

- To bez znaczenia. Dziś możemy świętować. - Zezwolił. - A Kamira powinna odpocząć. - Złoto jego tęczówek kontrastowało z czerwieną ust, gdy nie spuszał wzroku z kobiety. - Bulionie, zaprowadź ją do jej komnaty. Nie chcemy przecież, by Płomykowi coś się stało.

W tej kwestii Kamirin nie miała nic do powiedzenia. Po wydanym rozkazie, ork podtrzymał czarodziejkę, zachęcił ją do wyjścia z sali. Wydawało się, że nawet, gdyby chciała się opierać, posłuszny rozkazom Quetiapina Bulion nie pozwoliłby jej zostać.

***

Czarodziejka po raz kolejny została zamknięta we wspaniałej komnacie, z Bulionem u boku, który służył jej pomocą. Osłabiona Kamira słyszała szczęk klucza w zamku za każdym razem, gdy jej opiekun opuszczał pokój, zostawiając ją w ciemności i chłodzie.

Dni zlewały się z nocami, Płomień Pustyni straciła rachubę, a pojawiący się i odchodzący sen nie uginał się prawom natury, nie bacząc na porę. Czarodziejka miała dużo czasu, by odpocząc, choć magia przelewała się przez nią jak przez naczynie, które chciało unieść zbyt dużą ilość wody, zaraz znów wysychając całkowicie. Niekontrolowany strumień mocy nie przestawał ranić.

***

Po kolejnym otwarciu oczu, nie wiedzieć którym, odkąd została zamknięta, Kamirin spostrzegła, że jasność znów nastała na świecie. Bulion otworzył okiennice, wpuszczając do komnaty światło. Promienie rozświetliły komnatę, niemal raniąc wzrok przywyczajony do ciemności.

- Zdjęłaś klątwę. - Odezwał się ork. Spojrzał na nią z ukosa, po chwili westchnął, następnie odwrócił wzrok, jakby zrezygnowany lub zmartwiony. - Jesteś wzywana. - Dodał, nie szastając szczegółami.

Kamirin siadła na łóżku. Choć głowa ciążyła jej dopiero co przerwanym snem, momentalnie wyczuła różnicę. Magia nie szalała w jej wnętrzu, nie paliła skóry, nie rysowała wstęg ognistego bólu na ciele. Pozwalała ujażmić się na nowo. Podniecenie rozpaliło wnętrze czarodziejki, gdy znajomy, stabilny płomień zapłonął.

Na środku pokoju stała balia wypełniona wodą, obok, na krześle, spoczywała szata, pyszniąc się szarawym, srebrzystym kolorem i koralikami niebieskich kamieni. Z zewnątrz dobiegał zwyczajowy gwar ulicy, jakby dni zaćmienia w ogóle nie nastały, jakby życie w Bastionie nigdy nie ustało, nie było żadnych zmian.

- Pomogę ci. - Powiedział Bulion, wskazując kąpiel.

Bastion Khudamarkh

: 16 maja 2021, 15:27
autor: Kamira
Miała się nie przemęczać, tak doradzali jej wszyscy. Dokonała też "słusznego" wyboru w oczach Quetapina, ale jaki to był wybór właściwie? Biła się w myślach, ale to raczej zaćmienie z nią wygrywało w tej chwili. Nie do końca rozumiała konflikt, ani cele tej grupy, w której się znalazła, było jeszcze gorzej niż poprzednio z tymi kultystami, którzy przynajmniej opowiadali jej bzdury, przeplecione prawdą. Tutejsi natomiast mieli jakieś jasne cele, których zdradzać za bardzo nie chcieli, albo zwyczajnie Kamira nie miała okazji ani odwagi zapytać. Najpewniej przyczyniły się do tego obie sytuacje.

Bulion - jej strażnik, obrońca i opiekunka został wyznaczony, by zaopiekować się nią w jej komnacie. Nie zdziwiła się, bo i chciała do niej wrócić, a i miała to obiecane. Widziała w tym jednak coś więcej niż tylko troskę o jej stan zdrowotny. To było coś innego - wszystko się dla nich musiało układać idealnie. Potrzebowali jej pod kluczem, a ta nawet nie mogła się za bardzo stawiać i marudzić, nawet jeżeli by chciała, a to mniej problemów. Nie miała tyle siły, by sprzeciwić się wielkiemu orkowi, na szczęście zdołała zauważyć, że był łagodny, przynajmniej jeśli nikt nie kazał mu rozrywać ludzi na kawałki, co najpewniej był w stanie zrobić - ją na pewno mógłby rozerwać gdyby chciał, nie miała jednak ochoty skończyć jak kawałki mięsa w bulionie, jak kurczak. Poza tym - sama by takiego bulionu nie zjadła, bo mięsko w ząbki za bardzo ją kuło.

Pokój stał się czymś w rodzaju samotni, więzienia oraz lecznicy w jednym. Nie miała nawet okazji odczuć za bardzo tego, że jest tutaj ubezwłasnowolniona, była w zbyt złym stanie, budząc się co jakiś czas na kilka chwil, bądź godzin, by załatwić podstawowe potrzeby, też nie całkiem sama a najpewniej z pomocą Buliona, który to chyba stał na straży jej stanu. Zdarzyła się taka godzina, że po przebudzeniu po prostu wyła, czy to z powodu boleści, gorąca czy innych powodów - miała dość tego stanu. Ten jednak w końcu zaczął ustępować, co można nazwać szczęściem, lecz co to oznaczało dla czarodziejki? Zapewne niewielką zmianę, większą dla innych tutaj, bo przysłowiowy wrzód na dupie mógł się kręcić i marudzić.

W końcu to, co najgorsze minęło i wraz z odejściem wiecznej nocy odeszły boleści, gorąc i wszystko inne co jej doskwierało. Mogła się poczuć jak nowo narodzona, prawie, bo wciąż za dobrze nie było, musiała dojść do siebie po bliżej nieokreślonym okresie męczarni. Pierwszym co uczyniła, było rozejrzenie się po okolicy, po pokoju - szukała swojego kostura i kapelusza. Nie miała ochoty go teraz zakładać, ale jakby go zobaczył, a to zwyczajnie poczułaby się lepiej. Najgorszym co do niej dotarło, było to, że nie tylko straciła poczucie czasu, ale i rzeczywistości. Nie pamiętała ani wnoszonej szaty, ani bali, ani w sumie niczego za bardzo. Istny gwar na zewnątrz przyprawił ją jednak o uczucie spokoju, bo wyglądało na to, że świat, a wraz z nim i bastion - uspokoił się, a to był dobry znak.

Czarodziejka podniosła się z łóżka, przyglądając się zaspanymi oczami Bulionowi. Z początku nic mu nie odpowiedziała, przypatrywała się bali i szacie. Zbliżyła się do balli i jeśli miała na sobie wściekłą suknię, którą otrzymała ostatnio, to westchnęła lekko i ściągnęła, zajmując czym prędzej balię dla siebie. Wyszła z założenia, że Bulion, skoro jej strzegł, to musiał i tak o nią dbać, czy to pamięta, czy nie, prawdę mówiąc mógł zrobić do tego czasu wszystko, zwłaszcza że jakby nie było, to on był klucznikiem do jej pokoju, na całe szczęście nie do jej serduszka. W samej balii już się wielce nie kryła, bo i tak nie miało to większego sensu. Niezbyt dobrze się czuła, z tym że jej służka to ogromny ork, ale pamiętała, że ponoć zdolny w tym co robi, to też nie chciała mu sprawiać przykrości. Z nieco spuszczoną głową i lekkim przygarbieniem zwróciła się do niego. – Quetapin mówił, że innym dziewczynom zaplatałeś i czesałeś włosy, to prawda? — Mówiła z drobnym niedowierzaniem w tonie, ale jednak nie z rodzaju tych nieuprzejmych, bo szybko zakończyła to pytaniem, skierowanym bezpośrednio do niego. – Mi też zrobisz włosy? — Spytała, zdając sobie sprawę, że od tego ciągłego leżenia i osłabienia nie są raczej w najlepszej kondycji, zresztą - również za dużo na pewno nie jadła, bo raczej nie była w stanie. Kilka chwil potem spojrzała się na szatę, którą dla niej przygotowano. Przyglądała się jej uważnie, szacując, jak rzeczywiście jest uszyta i jak mogłaby się w niej prezentować. – A tak poza tym, to nie wiem czy niebieski i szary do mnie pasuje — Mówiła z delikatnym przekąsem, jakby na siłę chciała stwierdzić coś negatywnego, ale zbytnio brakowało jej jakichkolwiek argumentów. Musiała w końcu bliżej poznać tego całego Buliona. – I... Czemu mnie wzywają? —

Spoiler:

Bastion Khudamarkh

: 18 maja 2021, 13:20
autor: Wierzba
Bulion wyglądał na takiego, który mógłby rozrywać ludzi, gobliny, czy nawet innych orków gołymi rękoma i tylko z powodu nudy. Wedle plotek, Bulion dla rozrywki raczej układał włosy i szył suknie, aniżeli korzystał ze swoich gabarytów i siły. Wystające kły mogły nadawać mu wygląd bestii, ale czy w środku nie drzemał romantyk?

W kaprawych ślepkach orka widać było ulgę, gdy Kamira zdołała wstać o własnych siłach i wydawało się, że po gorączce nie ma śladu. Choć czarodziejka wciąż nie czuła się do końca pewnie na własnych nogach, osłabionych dniami choroby, jej stan poprawił się na tyle, że mogła opuścić łóżko. Ogień magii płonął w jej wnętrzu znajomym ciepłem, nie umknęło jednak uwadze Kamiry to, jak płomień miga, raz potężniejszy, raz niemal zupełnie wygaszony, by po chwili znów rozbłysnąć pełnią mocy. Jej moc płynęła nierówno, migotała falami nie do przewidzenia. Czary wciąż mogły sprawiać pewne problemy, póki strumień się nie ustabilizuje.

Kostur czekał oparty w rogu, a na jego głownię zarzucono kapelusz czarodziejki, tak, by jej magiczne atrybuty zostały nierozłączne.

W czasie snu Kamirin została przebrana w szarą koszulę - na szczęście nie tę samą, którą kupiła po przybyciu do Bastionu, a inną, bielszą i bardziej dopasowaną, przeznaczoną dla kobiet jej statusu aniżeli kogoś pokroju Sefu. Koszulka jednak szybko znalazła się na pododze, a dziewczyna wskoczyła do balii. Bulion nie przyglądał się jej wdziękom - żyjąc pod Moxiclavem przyzwyczajony był do widoku nagiego kobiecego ciała.

W odpowiedzi na pytanie Kamirin, ork uciekł spojrzeniem w bok, jakby zawstydzony jej słowami.

- To prawda. - Przyznał. - Jeśli sobie życzysz, uplotę, żeby było chłodniej. - Wymamrotał w końcu, niewyraźnie przez kły zachodzące na górną wargę, przesuwając dłonią po własnej łysej czaszce. Czyżby sugerował, że Kamirin powinna pójść w jego ślady i pozbawić się zbędnego owłosienia? Bulion nie zrobił nic, by ogolić Kamirin na zero, za to złapał za miękką szmatkę i maczając ją w wodzie, zaczął Kamirinową kąpiel. Jego dłonie były wielkie i pokryte odciskami, ale ruchy zgrabne i przemyślane, do tego tak delikatne, jak tylko pozwalała orkowa anatomia. Umywszy kurz pustyni i pot ostatnich dni, ork sięgnął po fiolkę z wonnym olejkiem. Zapach, choć ciężki, koił zmysły, czepiał się skóry i włosów, pielęgnując je w dotąd nieznany Kamirin sposobie. Pokryta kosmetykiem skóra była miękka i delikatna. Co ciekawe, wydawało się, że olejek w żaden sposób nie pomagał twardym dłoniom Buliona.

Prosząc, by pochyliła głowę do tyłu, spłukał jej włosy czystą wodą, a wmasowaszy w nie inny olejek, zaczął układać fryzurę.

- Wyschną, będzie dobrze. - Obiecał, bo choć układał wciąż mokre kosmyki, przy pogodzie pustyni nie minie długo, jak woda odparuje, a fryzura nabierze obiętości i miękkości.

Podczas gdy palce orka pracowały przy skalpie Kamirin, rozczesując kosmyki kościanym grzebykiem, a następnie pracując nad upięciem, Bulion mówił:

- Przygotuję inną suknię. Mamy dla ciebie ciemną jak antracyt, burgundową na specjalne okazje, cyklamen do haremu, grynszpan... - Wyliczał, używając słów, o których znajomość nikt nie oskarżałby orka. - Mogę wziąć inną, od dziewcząt. - Zaproponował w końcu. - Jaką tylko będziesz chciała.

Bulion najwyraźniej wziął sobie za cel uszczęśliwić Kamirin. Jej krótkie kosmyki uciekały spomiędzy paluchów samozwańczego fryzjera, najpewniej nienawykłego do układania włosów tej długości. W żadnym jednak momencie nie użył zbyt dużej siły, nie pociągnął, nie zrobił niczego, by uprzykrzyć Kamirin kąpiel. Czarodziejka, choć walczyła z tym uczuciem i szukała minusów, w głębi serca poczuła niezwykłą sympatię nie tylko do Buliona, ale do całej tej sytuacji, w której się znalazła.

- Pani Venla zapowiedziała swoją obecność tego wieczora. Quetiapin chce z tobą rozmawiać. Poza tym... - Niski pomruk wyrwał się z gardła orka. - Posuchy wyszły z kanałów. Nie było cię, żeby go chronić.

Podnosząc wypolerowaną miedzianą tacę, Bulion pozwolił Kamirze przejrzeć się i ocenić zaplecione włosy. Ork poprowadził warkocz, upinając go jak koronę. Parę krótszych kosmyków wyrwało się, okalalając twarz dziewczęcia.

- Ozdoby? - Dopytał, mając zapewne na myśli złoto, którym mógłby zwieńczyć swoje dzieło.

Bastion Khudamarkh

: 20 maja 2021, 2:48
autor: Kamira
Czuła się lepiej i mimo pewnych niedogodności, które wciąż jej doskwierały - nie przejmowała się tym, nie musiała, wszak mogła stanąć na nogi i bez problemu o siebie zadbać, a reszta... Reszta jakoś to będzie, magia na pewno się ustabilizuje - jak zawsze. Przynajmniej w to zaczynała wierzyć.

Kostur i kapelusz, obydwa jej magiczne atrybuty były na miejscu, mogła spać spokojnie - a przynajmniej teraz odetchnąć z ulgą. Nowa koszula na pewno nie tyle ją zdziwiła, co pokazała jej, że ominęło ją całkiem sporo - przynajmniej w kwestii świadomości.

Mówiąc do Buliona nie chciała brzmieć zbyt skomplikowanie, ale on pewnie rozumiał, nawet jak wypowiadała się skomplikowanie, bo koniec końców nie należała do tych najbardziej wyrafinowanych czarodziejek używających trudnych i niezrozumiałych słów o magii. Kiwnęła głową, zgadzając się na zaplatanie. Była ciekawa, co zrobi Bulion. Zaskakujące, ale naprawdę mogła się odprężyć w tej wodzie, mimo towarzystwa wielkiego i ogromnego orka. O dziwo z ich dwójki to Bulion okazał się tym używającym skomplikowanych słów, na które Kamira niezbyt wiedziała co odpowiedzieć. – Umm... — Zastanawiała się na dobrym wyborem, stukając się lekko palcem pod policzkiem w okolice brody. Nie chciała zabrzmieć jak ktoś, kto się nawet na kolorach nie zna, już miała palnąć i zdecydować się na jedną z tych, o których wspomniał, to na szczęście okazało się, że jej wybór nie ogranicza się do tego co powiedział - to dobrze, bo miała robić dobre wrażenie, albo raczej - niecodzienne.

Gdy ork układał jej włosy, to postarała się oprzeć tak o balię, by zanurzyć ciało, by nim niepotrzebnie nie świecić, chciała też móc się nieco oprzeć, choćby tylko plecami. To był też idealny moment, by pomyśleć o jakimś stroju, który nie tylko pasowałby do niej jak do czarodziejki, ale również wzbudzał podziw. – A... Znajdzie się coś, co pokaże moją wyjątkowość? Zwykłe suknie są ładne, ale na bal i do tańca. A nie dla kogoś, kto ma budzić podziw i coś jeszcze. Muszę wyglądać jak ktoś ważny, ale wyjątkowy, niecodzienny, wybijający się spośród innych. Wszystkie czarodziejki noszą ładne sukienki, muszę wyglądać inaczej, ale nie jak duży chłop, który z mieczem biega... ugh, mam nadzieję, że rozumiesz Bulionie. Chciałabym coś, co pokaże mnie, ale nie, za bardzo ekstremalnego. Wybuchowego, ale umiarkowanego! No i musiałabym być trochę większa, by patrzeć z góry, albo stać wyżej — Podniosła do góry jedną rękę, zaznaczając wyraźnie ostatnie dwa zdania.

Marudziła tak przez kilka chwil, ale może i coś w tym było. Widok ekscentrycznego czarodzieja, jeszcze bardziej niż ekscentryczni zazwyczaj są... Potrafił budzić respekt i autorytet sam z siebie, to było coś niepodważalnego, bo kto będzie traktował poważnie na pierwsze spojrzenie kogoś takiego jak ona? Nie dość, że mikrus to jeszcze przebrana za kopciuszka, który zgubił pantofelki. Musiała pokazać pazur, zwłaszcza że miała ich odwiedzić Venla, której stała się samozwańczą rywalką. – Pani Venla? — Skrzywiła się wyraźnie, powtarzając po orku. Nie brzmiała, jakby nie wiedziała o kim mowa, ot - nie spodziewała się tak szybko. Zerknęła na tace, przejeżdżając delikatnie ręką po włosach, by zobaczyć czy się trzymają, przekładając niesplecione kosmyki z jednej na drugą stronę. Uśmiechnęła się – Ale fajnie, hihi, jeszcze nigdy ich nie plotłam, wiesz? To jest pierwszy raz. Zawsze tak wychodzi? — Gdy wspomniał o ozdobach, pokręciła głową przecząco, wspierając się mruknięciem o wydźwięku, który wyraźnie mówił o braku zgody, ale grzecznym. – Wystarczy. Dziękuję ci Bulion — Wtedy też postarała się przekręcić, tak by odwrócić się do niego i oprzeć plecami o drugą część balii, jakkolwiek pokracznie mogłoby to nie wyglądać w tak ograniczonym ruchowo miejscu. Westchnęła przy tym – A tak, co to są te Posuchy? Nie wiedziałam o czymś takim, to jakieś jeszcze inne gobliny? — Spytała tonem sugerującym zupełną niewiedzę, przekręcając głowę, by zarazem słuchać wyjaśnienia z uwagą. – Queti coś postanowił, czy jeszcze nic nie mówił? Bo wiesz Bulion, tyle się dzieje, a ja no, no nie nadążam trochę za tym. Nie rozumiem — Zdecydowała się na drobne zwierzenie Bulionowi, bo przecież skoro już ułożył jej włosy, to byli bliżej niż przedtem, nie wspominając o tym, że samo położenie było na tyle w jej mniemaniu - niebezpieczne, że wymagało zaufania. Teraz - będąc w większości sprawną, musiała zacząć poważniej się zastanawiać nad tym co działo się w bastionie i dlaczego. – Poza tym. Skoro Pani Velna ma przyjść, to muszę samym wizerunkiem pokazać jej, że moja moc jej większa niż jej. Potrzebuję więcej czarodziejskich atrybutów! W każdym calu — Nie miała na myśli nic konkretnego a bardziej... Wszystko i nic. Każdy wiedział, że kostur był podstawowym atrybutem maga, ale ich było więcej, dlatego Kamira potrzebowała teraz wszystkich, jakie mogła zgromadzić, tylko po to by były i dodatkowo na pokaz, choćby nie działały. W tym szaleństwie chyba jakaś metoda była, bo o ile silni watażkowie prześcigali się w sługach i wojownikach na swoje usługi, tak czarodziejka musiała udowodnić już przy pierwszym spotkaniu, że ma więcej mocy. Nie były to zawody na pięści ani zawody na magie - chodziło o pokaz klasy... Której Kamira rzecz jasna wcale nie miała, głównie ze względu na swoje dążenie do wyjątkowości i swoistego - rzucania się w oczy. Nawet jeśli nie chciałby tego przyznać.

Spoiler:

Bastion Khudamarkh

: 20 maja 2021, 18:43
autor: Wierzba
Kamira mogła odetchnąć. Była pod opieką Buliona, ork dbał o nią, z pewnością nie pozwoliły jej skrzywdzić. Upiął jej włosy, umył ją i natarł wonnymi olejkami, jak zapewne robił wiele razy z innymi dziewczętami. Czarodziejka poczuła się rozpieszczona, ale czy nie zasługiwała na to po dniach udręki?

Widząc jej wahanie, Bulion zmarszczył ciemne czoło, nie wiedząc, skąd ta niepewność. Czyżby nie trafił z kolorami w gusta Kamiry? Jej słowa wskazywały na to, że nie była zadowolona z oferowanego wyboru. Westchnął lekko, rozczarowany sobą. Zawalił jako stylista gwiazd!

- Przygotuję na wieczór. - Obiecał, opuszczając głowę z pokorą. - Wybacz mi.

Kamira nie widziała jeszcze jego propozycji, a już go zbeształa! Czy tak zachowuje się gość? Czy to wdzięczność za ugoszczenie, pokazanie miasta i oskarżenie o śmierć setek?! Bastion bał się Kamiry, Bulion nie chciał, by i jego głowa eksplodowała. Wykrzywił lekko usta w nieokreślonym grymasie, gdy kły zaburzyły rozkład jego twarzy i nie pozwoliły ocenić, co czuje mężczyzna.

- Pani Venla. - Przytaknął, podnosząc na czarodziejkę kaprawe ślepka. - Zapewne pojawi się z nią Pan Q'beu. Mówią na niego Pomyj. - Zdradził ploteczkę. - Bardzo tego nie lubi.

Bulion odstawił tacę, gdy tylko Kamira skończyła podziwiać swoją nową fryzurę. Nic nie powiedział na jej komentarz, zapewne dalej zraniony słowami o sukniach. Nie oferował też ozdób, choć za nim, na stoliku, Kamira dostrzec mogła szkatułkę. Na czerwonym aksamicie spoczywało złoto, z tej odległości Kamira nie mogła jednak rozróżnić poszczególnych spinek i łańcuszków.

Ork chwycił płachtę białego płótna, które zapewne miało służyć Kamirze za ręcznik. Stanął obok balii, czekając, aż czarodziejka skończy z kąpielą, niczym oddany sługus.

- Gobliny, ludzie, orkowie... umarli, lecz wciąż żywi. - Bulion pociągnął temat posuchów. - Umarli na pustyni, żywi za sprawą nieczystych mocy. Wchodzą przez kanały, atakują nieuważnych. - Mruczał pod nosem. - Niegroźni pojedynczo, niebezpieczni w dużych grupach. Byli aktywni długiej nocy.

Kamira nie była w stanie orzec, czy Bulion nie zrozumiał jej pytania o działania Quetiapina, czy po prostu nie chciał na nie odpowiadać. Miał opiekować się czarodziejką, a resztę miał załatwiać Quetiapin. Bulion nie był w miejscu, w którym mógłby zdradzać plany przywódcy. Nie odpowiedział również na jej stwierdzenia odnośnie wizerunku. Pokręcił lekko łysawą głową, jakby nie zgadzał się z jej słowami. Czy wygląd nie bywał złudny? On sam, jako ork, wydawał się groźny, w środku jednak drzemało gołębie serce.

- Możesz pójść do Quetiapina w samym złocie. - Napomniał Kamirę, nie chcąc wprost pospieszać do zakończenia kąpieli.

Bastion Khudamarkh

: 20 maja 2021, 21:05
autor: Kamira
Jeśli go rozczarowała, to zupełnie nie zrobiła tego umyślnie i nie kryła wykrzywionej buźki gdy westchnął. Nie ukrywała, że nie chciała go urazić. Patrzyła na to, najpewniej zupełnie inaczej niż on. Przez moment otworzyła usta, chcąc go poprawić i powiedzieć by się nie martwił, nie prosił o wybaczenie, bo jak to o taką bzdurę? Poza tym wcale nie musiała przed nim udawać niezwykle potężnej, silnej - przecież doskonale wiedziała, że nie ma to większego znaczenia, spuściła również głowę – Przepraszam... — Powiedziała cicho, bo zrobiło się go jej szkoda, teraz pojęła, że skrytykowała najlepszego przebieracza, splatacza włosów i stylistę w jednym w całym bastionie. – Ku-kubeł? Pomyj? To sługa Venly? — Powtórzyła oba słowa w wyraźnie pytającym tonie, odcinając się od poprzedniej dyskusji o sukniach i krytyce artysty.

Dostrzegła szkatułkę - pewnie do niej zajrzy gdy już skończy.

– Żywi, ale nie żywi... Rozumiem. Nie miałam pojęcia, że szwendają się tacy aż tutaj. — Powiedziała, przytykając dłoń do brody w geście informującym o jej zamyśleniu. Nie miała styczności z armią umarłych, ale przecież gdzieś tam na świecie sobie z takimi radzili, więc i tutaj będą w stanie. – Plugawe. Nie powinno tego być. Gdy nadejdzie czas, to się nieumarłych pozbędziemy. Są źli, a złych można bez złamanego serca kłaść do snu. — Wybuchem albo dwoma - rzecz jasna. Nie spotkała jeszcze czegoś, czego wybuch nie położyłby spać na wieczność, dlatego właśnie o tym mówiła. Poza tym - nie miałaby wyrzutów z pozbawiania ich stanu nieżycia. Lekceważyła jednak zupełnie kwestię tego, że gnijące ciała, prosto i świeżo z kanałów, śmierdzą zapewne bardziej niż martwy Moxiclav w basenie.

Liczyła, że Bulion powie jej więcej, a koniec końców nie miała zbytnio okazji poruszać zbyt wielu tematów, ani też na kimś polegać. Częściowo, czuła się tutaj obca, dla nich wszystkie te usługiwania, pomoce, były codziennością, jak sługa dla pana, zero powiązania, ot - praca, którą musieli wykonywać. Nie podobało się jej takie podejście a co gorsza - nie miała zupełnie pomysłu jak zmienić swój wizerunek w ich oczach. Czuła się blisko nich, ale zarazem również daleko.

Nie chciała go zmuszać do stania z prześcieradłem to i spuściła głowę i podniosła się z balii, po kilku całkiem szybkich krokach, tudzież jednym dużym wpadła w płótno. A właściwie w orka. Bowiem chciała mu podziękować za to, że zajmował się nią w najgorszej dla niej chwili. Był ogromny, to tez najpewniej by się od niego odbiła gdyby nie była przygotowana, by czule go objąć, jak przyjaciółka. – Dziękuję Bulion, że zająłeś się mną w najgorszej chwili. — Przez chwilę nie przejmowała się prześcieradłem, ani właściwie niczym innym, przez chwilę nie chciała go puszczać. Mimo drobnych nieporozumień chciała mu pokazać, że jej naprawdę zależy. – A gdzie znajdę Quetapina? —

Dopiero po chwili zamierzała się odsunąć i albo pochwycić prześcieradło sama, czy cokolwiek Bulion zrobił z nim, bo raczej zbyt wielkich szans w konkursie na siłę to z nim nie miała. Dopiero zamierzała się nim nieco przetrzeć - ale też nie za bardzo. Zakryła się nim i zaczęła je składać na tyle części na ile musiała by zrobić z tego coś na kształt sukienki, czy szaty. Chciała to złożyć i owinąć się nim na tyle, by zakryć wszystko, co tylko jej powinno być znane, no i przyszłemu wybrankowi - kiedyś, rzecz jasna. Na pewno nie byłoby to trwałe połączenie, zwłaszcza zrobione przez taką niezdare, ale "ubranie" tego na zakrywkę, czy to z przodu, czy to z tyłu powinno choćby na trochę wystarczyć.

Tak przygotowana skierowała się po swój kapelusz, który nałożyła na głowę, ale tak by wolne kosmyki dalej były widoczne i okalały jej twarz, dopiero potem zaczęła przeglądać znajdujące się niedaleko błyskotki. Łańcuszki, duże, małe, pierścionki - cokolwiek mogła tam znaleźć, na pewno coś by dla siebie wybrała, choć mniej zależało jej na ozdobach głowy, tak jakieś ozdoby pasujące gdziekolwiek indziej - już by rozważała. Dopiero po wybraniu czegoś, ewentualnie poprawiłaby swoje prześcieradło i wyszła z pokoju, rozglądając się po Bastionie - po raz pierwszy właściwie. Chciała się rozejrzeć po korytarzach, ale nie zapomniała o punkcie widokowym, jaki pokazał jej bard ostatnim razem. Chciała go w sumie zobaczyć jeszcze raz a przy okazji spojrzeć na to jak radzi sobie bastion pod nowym kierownictwem.

Spoiler:

Bastion Khudamarkh

: 20 maja 2021, 23:20
autor: Wierzba
Bulion nie krył rozczarowania, nie narzekał jednak głośno, uznawszy, że jeśli został skrytykowany - z pewnością na to zasłużył.

- Postaram się. Na wieczór. - Obiecał, nie będąc pewnym, dlaczego dziewczyna go przeprasza. Czyż to nie on zawinił, nie przykładając się dość do sukien?

Q'beu, Pomyj, jakkolwiek go zwano, miał zostać dopiero poznany przez Kamirę.

- To jej partner. - Sprostował Bulion, jednak nie mówił dalej o plotkach i określeniach, jakimi nazywano mężczyznę o niefortunnie brzmiącym imieniu. Ton, jakiego użył ork, świadczył o tym, że nie zależy mu na wychwalaniu obgadywanego; najwyraźniej nie miał o nim zbyt dobrego zdania.

- Obronię cię. - Obiecał jeszcze Bulion, bo choć Kamira wydawała się dość utalentowana, by poradzić sobie z nieumarłymi, miał jej służyć i musiał ją bronić. Dla wielkiego orka kilku umarlaków nie stanowiło problemu! Problemem była jednak czułość, którą Kamira obdarzyła sługę.

Przez pierwszy moment Bulion nie wiedział, co powinien zrobić. Zastygł w bezruchu, jak wielka, niezbyt urodziwa rzeźba, by po chwili odważyć się na tyle, by również objąć czarodziejkę, a widząc, że ta nie ucieka i nie protestuje, przygarnął ją ramionami do siebie. Kiedy już doszło do zbliżenia, wydawało się, że miał problem, by wypuścić ją z powrotem do świata, nie mógł jednak trzymać jej przy sobie w nieskończoność.

- Od tego tu jestem. - Mruknął cicho, przesuwając dłonią po głowie Kamiry, a później plecach. Uważał, by nie zepsuć jej fryzury. - Quetiapin czeka na ciebie. Chodźmy.

To, że Kamira wybrała płachtę aniżeli suknię, wiele mówiło o jej wyborach, Bulion zrozumiał to jednak opacznie. Złapał srebrzystą suknię i nie wahając się ani chwili, cisnął nią przez okno, jakby jej widok ranił ich oczy. W tym czasie Kamira miała szansę, by przejrzeć błyskotki. Większość z nich służyła do wplecenia we włosy, jednak wśród złota znalazła bransoletkę z topazami i wisior, którego kształt miał wyobrażać gekona z błyszczącymi szmaragdami oczyma.

- Chodźmy. - Powtórzył Bulion, wyprowadzając czarodziejkę z pokoju.

Kamira zaczęła rozpoznawać rozkład posiadłości. Wiedziała, że po opuszczeniu swojego pokoiku, idąc w lewą stronę i mijając drzwi pokoi dziewcząt, dotarłaby do małej łaźni, w której parę dni temu zastało ich zaćmienie, a w prawo - do sali Moxiclava. Teraz główne miejsce budynku powinno być raczej nazywane salą Quetiapina, bo tam też Kamira znalazła nowego przywódcę. Kiedy dotarli, bard wymienił spojrzenia z Bulionem, skinięciem głowy dziękując orkowi i jednocześnie zezwalając mu odejść, z czego ten zaraz skorzystał.

Czarodziejka została pozostawiona przy wejściu do sali. Nie zmieniła się ona zbytnio od czasów rządów goblina. Na środku wciąż rozciągał się basenik, teraz dokładnie uprzątnięty, a w nim taplały się nagie kobiety w miejsce niedawnych napuchniętych zwłok Moxiclava. Rośliny wciąż zdobiły brzegi baseniku, a między nimi, na przeciwnym brzegu, niż poprzednio, ustawiono podwyższenie, na którym zasiadł Quetiapin. Sam bard nie wyglądał najlepiej - lewa brew zasłonięta została bandażem, a oko tuż pod nią znaczyła nieładna, ciemnofioletowa obwódka. Prawe ramię podtrzymywał temblak. To, co jednak najbardziej zaskoczyło Kamirę, to aura, jaką roztaczał mężczyzna - próżno było szukać wyższości i dumy, jaką pokazywał po sobie podczas krwawego bankietu. Wyglądał raczej, jakby był bardzo, bardzo zmęczony, niczym starzec, który dość miał już życia i tylko czekał na śmierć. Nie było również wystawnych szat, a prosta, długa płócienna koszula, zdobiona jedynie przy wysokim kołnierzu różnokolorowymi koralikami, przepasana długim kawałkiem materiału. U jego boku znajdowała się Qlaira, z troską głaszcząc jego zdrowe ramię, raz po raz karmiąc go winogronami i podtykając pod nos puchar z trunkiem.

- Kamiro. Jak dobrze widzieć cię w zdrowiu. - Powiedział Quetiapin, unosząc wolną dłoń w geście powitania. - Rad jestem, że wróciłaś nam światło i wraz z nim, znów i ty nas zaszczycasz. - Słodził, poprawiając się na siedzeniu stworzonym z poduch. Kolejny grymas bólu wykrzywił mu twarz, a Qlaira szybko pomogła mu usadowić się odpowiednio. - Podczas twojej nieobecności mieliśmy małe problemy... Teraz szczęśliwie zażegnane. Proszę, zasiądź przy nas.

Powietrze było gorące i wilgotne. Ciężko osiadało w płucach.

Bastion Khudamarkh

: 22 maja 2021, 15:09
autor: Kamira
I tak to właśnie było w tym kręgu niezrozumienia, gdzie sługa nie mógł widzieć tego, że ktoś inny przyznał się do błędu, bądź urażenia czyichś uczuć.

Pojęcia zbyt wielkiego nie miała na temat tego co znaczy partner dla Venly, czy to sługa, czy to obrońca, czy to kochanek... Pojęcia najmniejszego nie miała a imię jego zwiastowało jedno - dużo szamba wyleje się na bastion gdy postawi tutaj swoją nogę. Gdyby to od niej zależało, to wymusiłaby na nim zmianę imienia, bo to na pewno chlubnie się nie nosiło.

Zaskoczenie - zupełnie niespodziewane, opadnięta szczęka i moment zawahania - jedynie w ten sposób można było opisać reakcję czarodziejki na dalsze poczynania Buliona. Mowa rzecz jasna o ciśnięciu srebrnawej szaty za okno. Stanęła jak wryta, przez moment patrząc to na Buliona, to na okno, to znów na okno. Podeszła szybko do okna, zerkając na zewnątrz, w poszukiwaniu materiału wzrokiem. – D-dlaczego to zrobiłeś!? — Spytała nagle, równo łamiącym się i zdenerwowanym głosem, niezbyt wiedząc, jak powinna się w tej chwili zachować. Nie mogła pozostawić tego bez komentarza. – Myślałam, że ją odniesiesz... Dlatego właśnie... — Skrzywiła się, zerkając na prześcieradło i oburącz chwyciła za głowę, nie kryjąc swojego niezadowolenia.

W takim wypadku zupełnie sobie darowała dobór ozdób - ot, zapomniała o nich po tak stresującym zdarzeniu jak ciśnięcie sukni za okno.

Sala - nie oczekiwała zmian, ale brak goblińskiego truchła w basenie i znów dominacja ślicznotek była jakby nie chcąc - dobrą odmianą. Przynajmniej było czysto, choć i nie skupiała się na obserwowaniu basenu - ot, nie przywykła i nie wydawało jej się, by kiedykolwiek miała przywyknąć do gapienia się na inne. Choć - przyznać należało, że jedynie siłą woli odciągała wzrok od tych nieco pokaźniej obdarzonych, trudno było jej ukryć delikatną złość i zazdrość w tym aspekcie. Tym jednak co oderwało ją od cielesnych zazdrości była forma, w jakiej znajdował się Bard zajmujący najwyższe miejsce z obecnych. Nie wyglądał najlepiej i nawet krótkie oględziny wyjawiały jasno - ktoś spuścił mu porządny łomot. Pytanie - dlaczego nie większy?

Oczywiście Kamira nie miała zamiaru zadawać tego pytania, byłoby to co najmniej niewłaściwe. Może i przyjmowała dobrą minę do złej gry, ale również się przywitała, unosząc rękę do góry, bardzo nagle, bardzo teatralnie - w geście przywitania. Nawet nogi złączyła razem, by wyglądało to porządnie. – Witajcie przyjaciele — Zwróciła się do nich z uśmiechem. Skoro oni nie prezentowali dzisiaj pozytywnej energii, to chociaż ona musiała się postarać o wprowadzenie takiego nastroju. Musiała spróbować. – No już nie przesadzaj. To było oczywiste, że gdy ja wrócę to i słońce wróci. — Musiałą się nieco podbudować. Machnęła ręką, jakby od niechcenia – Gdybyś siedział z lampką przy świetle, a nie szlajał się po bastionie nocami, to byś tak nie wyglądał.... Ugh... Ale nic ci nie będzie, co? — Dodała na koniec już z faktyczną troską. Wpatrując się w niego przez moment jak w obrazek, ale taki obrazek który niegdyś był wspaniały, a dzisiaj jakby zniszczony czyjąś, nieznaną ręką. Nie wiedziała, co się wydarzyło, ale liczyła, że jej opowiedzą, co rzeczywiście się zadziało w trakcie tej długiej nocy. – Co właściwie się stało, jak mnie nie było? — Ciężko jej niedysponowanie nazwać w ogóle obecnością, więc wolała potraktować to jak zupełny brak swojej obecności - i tak nie pamiętała zbyt wiele jeśli chodziło o te kilka dni.

Złapała za swój kapelusz, pociągając nieco jego rondo w dół, ciut mocniej wciskając go na głowę, ale zaraz jednak decydując się na poluzowanie go. Westchnęła ciężko, bo i oddychało się tutaj jakoś nie najlepiej. To pewnie kwestia wody, pewnie w niej byłoby nieco lepiej z różnych względów. – Słyszałam, że mamy mieć wieczorem gości. — Dodała, siadając gdzieś przy brzegu baseniku z podkurczonymi nieco nogami, oczywiście objęła je rękami.

Spoiler: