POST POSTACI
Kamira
Na pewno potrzebowali nieco kierunku, te dwa niedowiarki. Kamira nawet się nie wzdrygnęła gdy usłyszała swoją własną eksplozję. Może i nie była z niej dumna, ale przynajmniej jej okazałością odbiła sobie ostatnie, trudne dni pozbawione wybuchów. Ten dreszcz i ten odgłos był czymś, czego potrzebowała.Kamira
Spojrzała na Esoma którego ruch wcale jej nie zdziwił. Bał się, ale dlaczego miałby? Przecież jego by tak nie potraktowała. Nigdy w nią nie zwątpił. Nie zasłużył na taki los. – Przyprowadź go żywego Azelilu! — Powiedziała głośniej, tak by elf ją usłyszał, nim jeszcze opuścił pomieszczenie. Nie chciała darzyć go uczuciem, żadnym, nawet w chwili prośby, lecz w tej chwili, jakie miała wyjście jak udawanie, że wszystko jest w najlepszym porządku, gdy tak naprawdę nie jest i nie będzie?
Nie odzywała się dalej, póki Traxat nie zdecydował się odezwać. Po jego słowach dalej nic nie powiedziała. Jego ton wyraźnie wskazywał, że on też, znów zresztą, zbratał się z kimś, kto dzisiaj jest jego panem, a jutro będzie zwłokami pod jego butami. Tak jak z Moxiclavem. Kamira mogłaby się zastanawiać nad historią tego orka. Kto wie, może to inny watażka, albo jakiś krewny Kharkhuna... Albo nawet ktoś ważniejszy, ale tak prawdę mówiąc — kogo obchodzi przeszłość żywego trupa? Nie było mowy by Traxat przeżył te wydarzenia i nie była to wcale myśl Kamiry, a raczej... Potencjalna przyszłość wysunięta z poczynań Quetapina do tej pory.
– Muszą mieć kogoś, kto ich zastępował a jeśli jeszcze go nie ma, to trzeba postawić na kogoś od nas. Przecież nie sprzeciwi się jeśli zobaczy, co się stało z tamtym... No jeżeli Azelil nie wykończy tego drugiego, to zawsze można go zmusić. Na pewno nikt nie będzie chciał skończyć w taki sposób... — Westchnęła ciężko, gładząc lekko po głowie skomlącego goblina. Jak zwierzaczka, choć trochę ją ta cała sytuacja obrzydzała. Nie była do końca pewna tego wszystkiego. Obawiała się i tego całego ataku i tych wszystkich spisków, które wirowały w powietrzu. Nie dlatego, że coś mogło pójść nie tak, a dlatego, że nie była w nic wtajemniczona. Z jednej strony, to była jej przewaga, a z drugiej... Jej też mogli i zapewne mieli się pozbyć w niedługim czasie.
– Wojownicy Esoma są naszą największą siłą. Czyż to nie oczywiste? — Zerknęła wtedy na Traxata, kierując na niego swoje spojrzenie. Tym razem zmrużyła oczy, nie odrywając od niego wzroku, zatapiając w nim swoje karmazynowe spojrzenie. Wiedziała coś, czego nie wiedzieli inni, coś, co mogła przygotować sama – Któż inny lepiej rzuca kamieniami, albo posługuje się procą? Jeśli przyniesiecie mi wystarczająco dużo odłamków metalu, nadających się do rzucania, jestem w stanie przygotować mnóstwo takich eksplozji. Wystarczy, że kamienie znajdą się tam, gdzie ich potrzebujemy. Zburzymy ściany, zburzymy mury. Wszystko, co potrzeba, kwestia czasu i przygotowanego żelastwa. Im droższy kamień, tym szlachetniejszy wybuch — Zerknęła wtedy na bogate szaty orka, spoglądała na nie ukradkiem. Nie poświęcając temu spojrzeniu wiele uwagi.
Musiała grać w ich grę, ale też musiała przygotować sobie własny plan awaryjny... Ostatnim czego chciała była w tej chwili zagłada goblinów, bo one jako jedyne... Zdawały się zdolne do wykonywania jej poleceń, jeśli odpowiednio je przekona.
Spoiler:
Spoiler: