POST BARDA
Azeliel wyglądał, jakby miał ochotę wbić swój nóż w wysokie czoło Buliona. Ork wpatrywał się w elfa z mordem w oczach.
- Pozbawię cię jeszcze tych świńskich ślepii, knurze! - Warknął Azel, zdradzając, że to on wykonał wyrok, który wydał Kharkun w sprawie pozbawienia orka języka. Mimo to, odstąpił i opuścił nóż, wiedząc, że nie ma sensu ani potrzeby bić się na ulicy, na oczach gości jarmarku.
- Ghorak, Azeliel, proszę! Tylko spokój może nas uratować. - Mówiła Venla, wchodząc między obu mężczyzn. - Kamirin, ciebie również proszę! Nikt już nie musi umierać. - Staruszka była bliska łez.
- Nie będzie spokoju, jeśli nie załatwimy wrogów Kharkuna raz, a dobrze! - Wtrącił się Azel. - Kamiro, władca potrafi wynagrodzić lojalność. Jutro, pod niebieskim niebem, będziesz mogła chodzić po Bastionie jako wolna kobieta.
- Nie słuchaj go, to tyko błędne koło bólu i nienawiści! - Oczy Venli zalśniły wilgocią.
Azeliel parsknął.
- Skończy się, gdy wyeliminujemy wszystkich. - Głos elfa był zimny i bezwzględny. - Portrzebujesz mnie, żeby wskazać Ci miejsce, gdzie jest Traxat, i twoje rzeczy. I zabierz to coś sprzed moich oczu! - Zażądał w końcu, gdy ognik nie odpuszczał i wciąż atakował jego twarz, nic nie robiąc sobie z dłoni, która próbowała go przegnać. - Teraz pójdziemy zabić Traxata. Przyniesiesz jego głowę Kharkunowi.
- Nie... Wyjaśnimy Kharkunowi wszystko, bez kolejnych śmierci. A później pomożemy Ghorakowi.
Kamira została postawiona przed wyborem. Może istniała też trzecia droga, której nie dotrzegała?