Bastion Khudamarkh

361
POST POSTACI
Kamira
Kamira szybko pojęła, dlaczego Shirrce tak bardzo zależało na zachowaniu Kamiry. Potrzebowała towarzystwa, którego ani jej syn, ani orkowy partner zapewnić nie mogli albo i nie za bardzo chcieli. To, że była dziewczyną, również przemawiało na jej korzyść, w końcu nikt nie będzie jej zmuszał do typowo męskich obowiązków i pozostawi dyrygowanie nią właśnie Shirrce, przez co ta nie będzie musiała być sama. Mogło oczywiście w tym wszystkim być coś więcej z życia tej orkowej rodziny, o czym pojęcia nie miała.

Kamira starała się być wyjątkowo grzecznym "dzieckiem", częściowo mogło to być spowodowane tym, że nie była pewna jak długo zajmie jej powrót do pełni sił oraz sporą rolę na pewno zagrało w tym to, że chciała się zakamuflować i rozwiać wszelkie wątpliwości co do tego kim jest. Dla nich miała być Drwiłką i tylko nią. Dużo bardziej wolała obierać rzepę niż wynosić nocniki. W trakcie posiłków trzymała się jednak swojego postanowienia o odrzuceniu mięsiw. Z początku mogło to wyglądać jak grymaszenie, ale postarała się to Shirrce wyjaśnić, bez wdawania się w szczegóły, że to jedna z niewielu rzeczy, jakie pamięta. Nie było to oczywiście prawdą, ale nie widziała w tym lepszego rozwiązania. Zresztą, na pewno Shirrdor był ucieszony z dodatkowego kawałka mięsa przy obiedzie a Drwiłce wcale to nie przeszkadzało i tak była mniejsza i nie musiała ładować w siebie aż tak dużo jak wojownicy.

Kamiry nie interesowały sprzeczki z sąsiadami. Drwiłka jednak wykazywała z początku drobne zainteresowanie, ale im więcej widziała okolicy, tym stawała się odrobinę bardziej zaabsorbowana okolicą i drobnymi nienawistkami, jakie mogły tutaj panować. Nie to, że zamierzała z nimi coś zrobić, ale zawsze mogła posłuchać co Shirrka na ten temat mówi, poznając ją zarazem nieco bardziej. Na pewno z drobną obawą zapytałaby, dlaczego nie jest zielona jak inne orki zaciekawiona jej historią. Niezbyt wiedziała, jak powinna się do orczycy odnosić, ale po kilku dniach zaczęła do niej mówić "mamo", choć z początku nie była pewna czy Shirkka naprawdę tego chce. Z drugiej strony, obawiała się, że Shirrdor będzie czuł się zazdrosny. Co do Burghera, jego też zapytała, czy pokaże jej jak machać toporem, ale nie było to pytanie na poważnie. Chciała tym pytaniem wszystkich rozbawić przy kolacji, a zwłaszcza Shirrdora, który na pewno by wyśmiał ją i jej wątłe ramiona.

Drwiłka tak jak i Kamira nie wiedziała, czym był latający ognik. Mogła się jedynie domyślać. Próbowała go co prawda dotknąć raz czy drugi, ale poza tym... Nie miała bladego pojęcia jak wejść z nim w interakcje. Unikała magii i czarów, przynajmniej przez większość czasu. Jednego z popołudni gdy miała okazję udać się na targ wraz z Shirrką postarała się by ta pozwoliła się jej na chwilkę oddalić, do jednego z innych stoisk, by wziąć to, czego potrzebowały. Chciała pomóc i przyśpieszyć całą wyprawę, gdzie w rzeczywistości miała zamiar sprawdzić, czy jej magia wciąż odpowiada na wezwanie. Co prawda nie miała świetnego katalizatora do tego zaklęcia, zdecydowała się posłużyć drewnianym kijem, nie był to co prawda drewniany kostur albo różdżka, ale raczej nikogo nie zdziwiłby pękający wysuszony kijek, nawet w rękach drobnej Drwiłki. Pomachałaby nim chwilę, i uderzyła o ziemię, nie jakoś mocno, na szczęście nie musiała nic mówić. Chciała się upewnić, że magia wciąż się jej słucha i służy pomocą... Czy byłaby w stanie dostrzec rozświetlone metalowe przedmioty na targu? Oczywiście... Rozświetlone tylko dla niej... Właśnie z tego powodu, wybrała to, a nie inne zaklęcie. Wybuchy i ogień przyciągały zbyt dużo uwagi.

Kamira odebrała liścik i gdy miała chwilkę dla siebie, zdecydowała się go przeczytać, tak jak już to po Kamirkowemu było; powoli. Znała inicjały autorki wiadomości, to była Venla Fex. Chciała się spotkać, tylko co zamierzała jej przekazać? Drwiłce było tutaj wyjątkowo... Spokojnie, mogła powoli zacząć planować swoje własne poczynania, tym bardziej nie oczekiwała otrzymać takiej wiadomości. Zjadała ją ciekawość na temat tego, czego czarodziejka od niej chce. Mimo wszystko pozbyła się wiadomości, nie chciała, by przypadkiem ktoś ją odczytał. Teraz należało jeszcze zastanowić się jak doprowadzić bezpiecznie do spotkania. Najprościej byłoby gdyby Bulion po prostu ją pożyczył... Tutaj Kamira potrzebowała informacji na temat planu orkowego wieczoru. W pewien sposób chciała powiedzieć Shirrce i zapytać, czy może iść na spotkanie z kimś na targu a z drugiej strony, nie wiedziała, czy jej pozwoli... Z drugiej strony ucieczka i mogłaby złamać jej serduszko i zachwiać wiarą w samą Drwiłkę.
Spoiler:
Spoiler:

Bastion Khudamarkh

362
POST BARDA


Towarzystwo Drwiłki było lepsze niż żadne. Shirrka była zadowolona, gdy miała obok kogoś, kto pomagał jej prowadzić dom, z kim mogła rozmawiać, kogo stroiła i uczyła podstawowych zasad orkowego wychowania. Któż mógł wiedzieć, jak orkowie witali gości? Jak podawali do stołu? Kamira miała szansę nauczyć się tego, czego nigdy nie zaobserwowałaby w obozie Pustynnych Ogników. Razem z nią uczył się Płomyk, wciąż jej towarzysząc.

Ojciec i syn wracali wieczorami, czasem tak późno, że zarówno Shirrka, jak i Kamira, zdążyły już pójść spać. Kobiety musiały cieszyć się sobą. Orczyca bardzo dobrze przyjęła moment, w którym Drwiłka po raz pierwszy nazwała ją matką. Uściskała ją serdecznie (nieomal łamiąc jej kręgosłup), ale przestrzegła, by nie mówiła tak przy ojcu i synu. Jej prośba o odrzuceniu mięsa została zaakceptowana; rzepa była tańsza od szynki.

Kamira poznała wieści z okolicy: Berrshka, której mąż zginął podczas Zagłady, znalazła sobie nowego partnera w jeden tydzień; Zara, ludzka kobieta, pochowała czwarte dziecko, a mistrz Stradivarius, krawiec, stracił swoją pracownię. Przewinęło się wiele imion i wiele plotek, których Kamirin nie potrafiła spamiętać. Shirrka była nastawiona negatywnie do niemal każdego wydarzenia, krytykując wszystko, co usłyszała. Kamira nie poznała żadnego z bohaterów tych opowieści, ale Shirrka spotykała się z nimi, zostawiając Kamirę w domu.

Nie udało jej się nawiązać bliższych kontaktów z ojcem i synem. Nie przebywali w domu często, jak również nie poważali jej słów. Była tylko głupiutką zabawką matki.

Kiedy starała się sprawdzić swoją magię, zauważyła, że działa tak dobrze, jak kiedykolwiek. Wracała do pełni sił fizycznych, jednak jej zdolności magiczne wróciły w pełni.

Venla nie spodziewała się, że Kamira może nie potrafić czytać. Drwiłce było to niepotrzebne - ceny rzepy negocjowano ustnie, sprzątać w domu również można było bez czytania. Jej życie było ułożone i spokojne, nie potrzebowała niczego prócz aprobaty mamy.

Nadszedł wieczór. Shirrka usiadła w fotelu, tak jak każdego wieczora, i zabrała się za szydełkowanie. Jej wielkie ręce wydawały się nieporadne, jednak z dużą wprawą dziergały kolejne oczka.

- Drwiłko. Nalejesz mi kieliszek samogonu? Sobie też możesz. - Poprosiła, podnosząc spojrzenie na Kamirę, która miała kończyć swoje wieczorne obowiązki.
Obrazek

Bastion Khudamarkh

363
POST POSTACI
Kamira
Obcowanie z orkami przez pewien czas na pewno zrewidowało jej spojrzenie na lokalną kulturę. Dowiedziała się nieco... Innych zasad zachowania i choć nie wszystko przychodziło jej tutaj lekko i nie wszystko wydawało się właściwe, to ostatecznie starała się, jak mogła, by niczego nie pokręcić i nie zepsuć. Z czasem również nieco dostosowała swoją fryzurę do innych warunków. Włosy zaczęła spinać w dwa kosmyki, dwie kitki, jedna z jednej, druga z drugiej strony, bliżej tyłu głowy i jak mogła, to wplatała w to orkowe ozdóbki i wstążeczki. Właściwie lubiła takie bibeloty i korzystała z nich, jak tylko mogła, bo w ostatnim czasie, miała okazję żyć... Inaczej, z dala od magii i chaosu pałacu, tak po prostu.

Z jednej strony cieszyła się, że nie musiała mieć na oku pozostałej dwójki orków. Żałowała natomiast tego, że nie mogła się całkowicie przestawić na jeden sposób zwracania do orczycy, tak było trudniej. Co prawda... Nie wiedziała, jaką to robiło pozostałym różnice. Byliby zazdrośni? Czy może orkom nie wolno było przygarniać ludzi pod dach w innej roli niż sług i niewolników? Zastanawiała się, co to tak naprawdę oznaczało dla niej. Czy w ich orkowych oczach, była tylko zachcianką Shirrki, zabawką, którą będzie można wyrzucić gdy się znudzi?

Rozmowy o okolicy i sąsiadach martwiły Kamirę. Z każdą informacją i zasłyszaną krzywdą czuła drobny spokój, że jakoś ludzie sobie zaczęli radzić, lecz wraz z tym spokojem szedł niepokój wraz ze zdaniem sobie sprawy, ile krzywdy wywołało niekontrolowane przebudzenie smoka. Nie czuła się dobrze z myślą, że nawet jeśli nie wiedziała o smoku, to wciąż czuła, że jest w jakiś sposób za to odpowiedzialna. Przegoniła go, ale też nie potrafiła winić ludzi za bycie złymi. Żałowała tylko, że szli za watażkami, którzy zwracali się tam, gdzie akurat wiał wiatr.

Na szczęście, magia jej nie opuściła, to była dobra wiadomość. Dzięki temu wiedziała, że w razie problemów, będzie w stanie jakoś sobie poradzić, nawet jeśli nie naucza ją machania toporem. Przez myśl przelatywało jej wiele, ulotnych chwil, zastanawiała się, czy Azel czasem o niej myśli, czy już całkowicie zapomniał... Ona czasem o nim myślała, choć tylko przez kilka krótkich chwil.

Robiło się już ciemno, powoli zbliżała się pora, w której Kamira powinna spotkać się ze starszą czarodziejką. Nie chciała robić tego po kryjomu, a przynajmniej nie całkowicie. Ognik, jak tylko skończyła babrać się w swoich obowiązkach, jakie na nią spadły chciała porozmawiać z orczycą, świetnie się składało, że akurat teraz chciała się napić. Z delikatnym uśmiechem nalała jej trunku. Sobie również, skoro jej pozwolono, ale nie dużo. Przyniosła wszystko, tak jak robiono to zazwyczaj. W końcu gdy już wszystko było na miejscu, usiadła gdzieś z boku. Lekko zamyślona. Zaczęła od lżejszego tematu – Czy Shirdor kiedyś mnie polubi? — Zapytała z lekkim przekąsem o jej syna, nie napiła się pierwsza, czekała na orczycę. Dopiero gdy ta jej odpowiedziała, zdecydowała się poruszyć temat, który naprawdę chciała rozwiązać. – Ja... Chciałabym zapytać, bo... Wiem, że robi się późno, ale chciałabym przejść się po południowym targu. Mogęęęę? Obiecuję, że nie wrócę późno. Coś... Nie potrafię tego wyjaśnić, c-coś mnie tam przyciąga. Proszęęęę. Tylko pół godziny... Albo godzina najpóźniej! — Jeśli nie było jeszcze ojca i syna, to zwróciła się do niej per mamo a jeśli byli, to po imieniu. Specjalnie przeciągała, chciała nadać temu odpowiedni wyraz i wydźwięk, jakby jej zależało, ale nie było to też nic szczególnie ważnego ponad jakąś wybujałą zachciankę. Musiała przecież spytać "mamy" przed takim wyjściem. Przecież nie mogła się martwić.


Spoiler:
Spoiler:

Bastion Khudamarkh

364
POST BARDA


- Co? Poślubi? - Shirrka podniosła wzrok znad swojej robótki. - Dlaczego miałby? Ten nic nie wart chłopak znajdzie sobie równie nic nie wartą żonę. Dla ciebie, Drwiłko, powinien być porządny ork. Jak brat mojego równie nic nie wartego męża. Ghorak to dobry, odważny mężczyzna. I nie będzie ci pieprzył bez sensu nad uchem. - Zaśmiała się, wspominając o jego niedawno nabytej niepełnosprawności. Wyśmiewanie było jakimś sposobem na radzenie sobie z traumą, a nagła utrata zdolności mówienia mogła taką się stać. - Aaaa... POLUBI. Drwiłko, po co ci jego sympatia? Musisz być szczęśliwa bez niej.

Orkowie Bastionu i ich podejście do życia różniły się od ludzkich. Jednostka musiała być samowystarczalna, inaczej była, jak to określała Shirrka, nic nie warta.

Spojrzenie znad szydełka zmierzyło Kamirę dłuższą chwilę, jakby ta wahała się przed ostatecznym werdyktem. Z drugiej strony, Kamira była dorosłą kobietą, wciąż osłabioną i w oczach orków nieporadną, jednak w pełni samodzielną.

- Widziałaś ogłoszenia, co? - Burknęła w końcu mama. - Grają dzisiaj. Wracamy do normy. - Pokręciła głową. - Idź i wracaj szybko. A jeśli będą sprzedawać kapustę, to weź dwie główki.

I choć orczyca wydawała się być niezadowolona z nocnego wypadu Kamiry, to zostawiła swoją robótkę i wstała, by zapleść jej włosy, poprawić ubranie i dać parę zębów więcej, aniżeli na dwie kapusty. Kamira miała wieczór dla siebie, jak młoda orczyca szukająca wrażeń na zabawie na targu.

Droga była spokojna. Kamira widziała, jak Bastion powoli, acz skutecznie się odbudowuje. Niektóre budynki stały na nowo, wyższe i piękniejsze niż kiedykolwiek wcześniej. Wiele wciąż leżało w ruinie, co sugerowało, że nikt z domostwa nie przeżył. Nikły zapach stęchlizny świadczył o tym, że właściciele wciąż mogli leżeć pod zawalonymi ścianami. Nikt na targu się nie tym nie przejmował. Miejsce tętniło życiem, a ludzie, orkowie i gobliny podrygiwali w rytm muzyki wygrywanej z dalekiego końca targu, gdzie było podwyższenie ze sceną.

Venla wyróżniała się spośród innych. W pięknej szmaragdowej szacie, w towarzystwie Buliona, przechadzała się między zebranymi, wypatrując Kamiry. Ich spojrzenia spotkały się tylko na moment, jednak to wystarczyło, by Venla odbiła w jedną z bocznych uliczek i zaczekała tam na Drwiłkę, z dala od spojrzeń.

- Kamirin, niemal cię nie poznałam! - Przywitała dziewczę i przycisnęła ją do piersi. - Moja kochana, jesteś w niebezpieczeństwie! Ale możemy to wszystko naprawić.
Obrazek

Bastion Khudamarkh

365
POST POSTACI
Kamira
W jednym miała racje. Kamira nie miała zamiaru wychodzić za bezużytecznych orków. Potrzebowała kogoś... Lepszego. Znacznie lepszego niż ork bez przyszłości, bez władzy i bez zdolności. Przykro jej było, że Shirrce się nie poszczęściła i skończyła... Tutaj, właśnie w taki sposób. "Drwiłka" przemyślała sobie dokładnie słowa "Mamy" i nie kontynuowała tematu reszty orczej rodziny. Trochę było jej żal orczycy, choć nie do końca rozumiała, jak do tego wszystkiego doszło, ani czy ogólnie wszyscy orkowie tak myślą.

To fakt, że Kamira była prawie dorosła, mikra i stosunkowo nieporadna w wielu prostych sprawach, to mimo wszystko... W jakiś sposób jej "dziwaczna" nieporadność pozwoliła jej przetrwać przez wszystkie te sytuacje, w które się wplątała. Kiwnęła głowa, zgadzają się z orczycą, właściwie to nie miała pojęcia, że coś grali, ale to i lepiej, że coś się dzisiaj działo, mniej podejrzeń i mniej komplikacji. Niezbyt wiedziała, czy mogła chodzić sama i jak się okazywało... Mogła.

Pozwoliła sobie na okazanie jej odrobiny czułości i też nie kryła zadowolenia, że pozwoliła jej wyjść. Tak naprawdę się nie cieszyła, przynajmniej nie całkowicie, bo radość nie była z tego, że może iść a z tego, że jej zaufała. – Będę pamiętała! — Odpowiedziała, pokiwała głową twierdząco. Czyli sprawa była prosta, przynieść dwie kapusty jeśli będą je sprzedawać. To niewielka cena jak za wyjście, zwłaszcza że jeszcze na coś jej zostanie... Tylko na co? O tym będzie miała okazje przekonać się na samym targu.

Po wyjściu z domostwa i oddaleniu się na bezpieczną odległość odetchnęła. Wzięła kilkanaście głębokich oddechów, bo od tej chwili wiele mogło się zmienić i kto wie, czy lepsza do sprostania następnym problemom będzie Drwiłka, czy Kamira. Mijała zniszczone domy, ale nie zaglądała do ich wnętrz, unikała spojrzeń w kierunku zawalonych budowli lub tych, z których dochodził smród.

Była ciekawa tego występu, ale to, co równie ją ciekawiło, to, jak mogli odgrywać radosne występy podczas gdy część martwych dalej gniła w ruinach? Nie mogła tego łatwo pojąć, dlatego ostatecznie zdecydowała się zbyt długo o tym nie rozmyślać a skupić się na tym co znajduje się na targu. Wpierw namierzyła handlarza kapusty, nie kupowała jeszcze nic od niego. Potem zaczęła się rozglądać za stoiskiem z jakimiś bibelotami jak pamiątki, czy wstążeczki, czy inne rzeczy, które mogłyby ucieszyć smutną orczycę. Miała w końcu okazję obserwować Shirrkę przez dwa tygodnie, na pewno dostrzegła coś, nad czym spędzała więcej czasu, lub była zadowolona. W międzyczasie spostrzegła czarodziejkę, nic się nie zmieniła. Była dokładnie taka, jak ją zapamiętałą i gdy ta odbiła w alejkę, Drwiłka poszła tam za nią. Po znalezieniu się w alejce nie odezwała się pierwsza. Znów czarodziejka okazywała jej czułość. Szkoda, że była ona zupełnie bez pokrycia, bo również była narzędziem w rękach Kharkhuna.

– Czyżby Traxatowi znudziły się moje rzeczy? Wiesz może gdzie jest, i gdzie je trzyma? A może znowu potrzebują kogoś o wszystko obwinić? — Gorzko odpowiedziała, wcale się nie uśmiechając. Bastion przyniósł jej jedynie krzywdę i kłopoty. – Myślałam, że Drwiłka wszystkich przekonała — Westchnęła ciężko, odnosząc się do swojej przyjętej persony. – Jak widzisz już nie czaruję — Rozłożyła ręce na boki. Nie chciała już mieszać w swoje sprawy Venli. Ostrzegła ją w czas, przed czymkolwiek było kolejne zagrożenie, jakie miało jej zagrażać. Musiała tylko wiedzieć co się dzieje – Przegnałam go, a teraz chcą mnie ukamienować, słyszałam, co mówił wielebny. — Nie mówiła głośno. Starała się zniżać głos.
Spoiler:
Spoiler:

Bastion Khudamarkh

366
POST BARDA


W oczach orczej mamy, Kamira była sierotką wyratowaną z ruin, z nikłym pojęciem o swoim poprzednim życiu. To oczywiste, że mama chciała trzymać ją blisko, dla jej własnego bezpieczeństwa. Nic nie stało jednak na przeszkodzie, by wyszła się zabawić, nawet wśród gnijących zwłok.

Nie miała jeszcze okazji przyjrzeć się straganom, gdy przywołała ją Venla. Nie wiedziała, czy znajdzie ulubione kolorowe rzemyki, koraliki do nawlekania między sploty warkoczy, czy nawet goblinie drobne ozdóbki. Muzyka była skoczna, wesoła, z użyciem piszczałek i dzwoneczków. Kobiecy głos zaczął śpiewać, piosenka nie miała żadnego związku z tragedią sprzed paru dni.

- Tak się cieszę, że nic ci nie jest! - Cieszyła się Venla, głaszcząc Drwiłkę po zaplecionych włosach. - Kiedy patrzyliśmy, jak spadasz... Bałam się, że to koniec! To było takie niemądre! Kiedy Ghorak powiedział, że cię widział... Kamień spadł mi z serca.

Bulion skinął głową. To dzięki niemu Kamira mogła pozostać Drwiłką.

- Wielebny pierwszy dotarł na miejsce upadku. Jak to się stało, że zostawiłaś swoje rzeczy? Zabrał je ze sobą, do świątyni Drwimira. - Zdradziła. - I kim jest Drwiłka? Nie możesz ufać nikomu, Kamirin! - W emocjach Venla mówiła głośno, choć muzyka wciąż odbijała się echem i zagłuszała jej głos. - Magia cię nie opuściła! Pójdziesz ze mną do Kharkuna, Kamirin? Wszystko wyjaśnimy.
Obrazek

Bastion Khudamarkh

367
POST POSTACI
Kamira
Przypatrywała się uważnie Venli, by w końcu odwrócić się delikatnie i obserwować wyjście z zaułka, czy też Buliona.

– Nie planowałam tego — Zaczęła ciężko, mówiąc dosyć powoli. – Gdy mówiłam, że nie miałam magii, nie kłamałam. Wszystko w tamtej chwili to była magia pożyczona. — Zawiesiła na moment spojrzenie na czarodziejce ponownie. Nie wdawała się w więcej szczegółów, Fex była również magiczką i wiedziała o przypadłości Kamiry, powinna zrozumieć, skąd wzięła wtedy magię.

– Już ci wyjaśniam. — Poprosiła o uwagę magiczki, gdy ta wspomniała o wielebnym i zaczęła zadawać pierwsze pytania. – Gdy pożyczyłam magię, musiałam coś zrobić. Nie wiedziałam tylko do końca co. On chciał tego smoka. Stwierdziłam, że lepszej szansy nie będzie. Gdy byłam w powietrzu... Chyba spróbował go przejąć. Nie wiem, co stało się dalej, bo to on ścierał się ze smokiem, ja już wtedy spadałam. Jego już nie było. Nie wiedziałam co z robić, łapałam się resztek energii, by wyhamować uderzenie, nie mogłam utrzymać się w powietrzu w postaci ognika a co dopiero moje rzeczy... Nie spodziewałam się, że fala uderzeniowa od wybuchu może mnie kiedyś ocalić... Choć myślę, że to nie tylko moja magia. — Westchnęła ciężko. Miała ulotne złudzenie, że częściowa przemiana w ognika i wybuch nie ocaliłby jej. Tam wydarzyło się coś jeszcze. – Nie potrafię powiedzieć co. Skończyłam w gruzach kawał dalej, widziałam jak Traxat rozgrabiał moje rzeczy, wszystkie, od mojej szaty po wszystko inne... Przynajmniej to pozwoliło mi się cicho wymknąć. Potem natknęłam się na Qlairę i resztę... — Znów westchnęła – Myślałam, że nie dam rady. W końcu mi się udało, ale... Jak już wiesz, znaleźli mnie. Patrząc, jak ciężko przeżyłam pierwszy tydzień, to kryjąc się pod gruzami, nic by z tego nie wyszło. — Co jakiś czas Kamira przystawiała palec do swoich ust, starając się odrobinę uciszyć zaaferowaną seniorkę.

– Ja jestem Drwiłka — Przekręciła oczami – Tak mnie nazwała Shirrka. — Wyjaśniła genezę imienia, pod którym się ukrywała. – Powiesz mi co się dzieje? Poza tym, że jak zwykle wszyscy chcą mojej głowy? — W pewien pokrętny sposób Kamira przyzwyczajała się do bycia tą, na którą się poluje. Nie mniej nie widziała w tym równaniu siebie jako ofiary, a raczej... Jako drugiego gracza. Już dawno porzuciła pomysł zyskania na bastionie czegokolwiek. Gdyby nie smok, może i byłoby to możliwe, lecz dzisiaj? Dzisiaj to było jedynie marzenie nie do zrealizowania i żadna obietnica raczej nie przekona jej do zostania tutaj dłużej niż to konieczne. – Czas wyjaśnień minął. Próbowałam wykonywać polecenia. Dopadłam jednego ze zdrajców, jak obiecałam. Wszystko inne to wina kłamstw i niedopowiedzeń wszystkich na około. Nie wiedziałam o smoku.... A co z Azelem? — Dodała na koniec z czystej ciekawości. – Prawdę mówiąc, teraz jest dobrze, jak jest... Za jakiś czas rozwiąże sprawę z Traxatem, a potem o ile nie wystąpią kolejne trudności, wyruszam... Nie wiem gdzie. Może na północ? — Nie miała pojęcia jak funkcjonować w Bastionie. Musiałą szukać źródeł zarobku gdzie indziej, wciąż miała długi do spłacenia, więc potrzebowała albo znaleźć skarb, albo zdobyć bogatego sponsora, który za służbę go spłaci, czyli to, co planowała od początku, lecz po prostu nie wyszło. – Nie mam też dużo czasu. Muszę wrócić do domu z dwiema główkami kapusty i najlepiej czymś ładnym dla Shirrki —

Spoiler:
Spoiler:

Bastion Khudamarkh

368
POST BARDA


Venla parokrotnie chciała wejść Kamirze w słowo, jednak za każdym razem milkła, gdy młodsza czarodziejka dawała jej ku temu znak. Mistrzyni Fex zaciskała dłonie w pięści i unosiła je do ust, jakby sama wizja tego, co przeżyła Kamira, przerażała ją do cna. Bulion nie reagował aż tak dramatycznie, stojąc przy wylocie uliczki obserwował i pilnował.

- Kamiro... To było takie niebezpieczne i lekkomyślne. - Upominała ją czarodziejka, choć było dawno za późno na słowa mądrości. - Smok odleciał. Nie sądzę, by twój... Towarzysz zdołał pokonać jego umysł. Mówisz o ogniku, Kamirin. Takim, jak ten?

Płomyk nie odstępował od Kamiry. Kręcił się przy niej jak ognista muszka, nie przeszkadzając, jednak będąc na widoku. Jego ciepłe światło przypominało o jego istnieniu.

- Czy to możliwe, by demon oderwał się od ciebie, ale zdołał skopiować twoją ostatnią formę? Kamirin, to takie interesujące! - Analityczny umysł Venli podpowiadał jej możliwe rozwiązania. I choć wyciągnęła dłoń do ognika, ten nie zamierzał nawet się do niej zbliżać. - Nie byłby w stanie wytworzyć ciała z niczego, ale może istnieć jako magiczny ogień. - Tłumaczyła, obchodząc Kamirę. Ognik sukcesywnie odsuwał się od niej, jakby obawiając się czarodziejki. - To możliwe, że on pomógł co przeżyć.

Na znak dany przez Ghoraka, musiały umilknąć na chwilę, nim minęła ich rozbawiona młodzież. Orkowie i ludzie nic nie robili sobie z obecności dwóch kobiet i Buliona. Rozmawiali o tym, jak udało im się zdobyć sakiewkę przechodnia.

- Qlaira wielu uratowała, razem z dziewczętami. To jej sposób na radzenie sobie z żałobą. - Wyjaśniła, choć nie było ku temu potrzeby. Westchnęła, udowadniając, że nie tylko blondyna wciąż musi mierzyć się ze stratą ukochanej osoby. Quetiapin, choć dawno martwy, miał wpływ na życie Bastionu. - Dlaczego nie poszłaś z nimi?

Venla kręciła głową, nie mogąc uwierzyć w historię młodszej koleżanki.

- Trafiłaś między orków! To nie do pomyślenia. Wszyscy twierdzą, że umarłaś podczas upadku, choć... Nie zostawiłaś ciała. Dlatego wiedziałam, że żyjesz. - Czarodziejka złapała jej twarz w dłonie. - Azeliel dochodzi do siebie, tęskni za tobą. Kamirin, nie mogę pozwolić ci odejść. Potrzebujemy cię w Bastionie, ja i Ghorak. Wiem, jak przywrócić mu mowę, ale potrzebuję twojej mocy.
Obrazek

Bastion Khudamarkh

369
POST POSTACI
Kamira
To nie był pierwszy raz gdy Venla ją upominała i mówiła, jak wszystko było niebezpieczne. Tylko tak naprawdę... Co mogła zrobić? Nic, było zbyt późno na jakiekolwiek działania w tej materii. W pewien sposób to podejście zaczynało wzbudzać w Kamirze złość. Złość, której nie była w stanie ukryć, jej ręce zaczęły się trząść, ze której złości nie mogła w sobie pomieścić. – Nie mam pojęcia. Może a może i nie — Odparła dosyć sucho. Mimo iskrzącego ognika w okolicy... Nie potrafiła mu współczuć położenia, w jakim się znalazł. Doskonale wiedział, co robi, próbując przejąć kontrolę nad smoczyskiem. Jeśli mu się nie udało, to będzie musiał czekać aż Kamira znów znajdzie sposób, bo wyglądało na to, że wciąż pozostawali związani, tylko tym razem nie było już mowy o wzajemnej pomocy i podziału magii, nawet już nie wrzeszczał.

– Jestem w pełni przekonana, że gdyby mnie w tamtej chwili złapały, nie rozmawiałybyśmy dzisiaj. Tak jest lepiej. — Uparcie twierdziła, że jej potencjalny zgon wyszedł wszystkim na dobre. Nie szukali już przecież szalonej czarodziejki rzucającej zaklęcia na lewo i prawo. Zmora bastionu przecież już nie żyła. – Tęskni? Phi. Już ja dobrze wiem, za czym tęskni... — Wcale nie wydawała się pocieszona słowami czarodziejki. Wiedziała, że to bujda, byle tylko powiedzieć coś miłego, by ją udobruchać i przekonać do powrotu i współpracy. – To świetnie. W takim razie ja zostanę tam, gdzie jestem, jak będziesz wiedziała co i jak zrobić by Ghorak odzyskał mowę, zrobimy to, potem zajmę się Traxatem. — Kamira wydawała się zupełnie nie kupować pomysłu z powrotem gdziekolwiek oraz z powrotem do Kharkhuna, który najpewniej wciąż był zły. – Mam dosyć Bastionu. Powinnam szukać szczęścia gdzie indziej. — Minę miała wyraźnie markotną i w żadnym wypadku nie wydawała się zadowolona z przebiegu tej rozmowy. Tak jak powiedziała Venla, nie mogła nikomu zaufać. Jej również nie mogła zaufać w pełni, o czym choćby świadczyły próby przekonanie Kamiry.
Spoiler:
Spoiler:

Bastion Khudamarkh

370
POST BARDA


Choć Venla miała najlepsze chęci, jej rady były uszczęśliwianiem na siłę. Kamira widziała już, co zrobiła dobrze, a co źle. Zdawała sobie sprawę z błędów, jakie popełniła i co mogła zrobić inaczej. Pouczanie po czasie w żaden sposób nie mogło jej pomóc. Również demon nie był żadną pomocą. Utrzymywany w materii świata w postaci ognika, nie mógł mówić, a co dopiero krzyczeć. Odłączony od Kamiry, nie miał możliwości udzielenia jej swojej mocy. Atak na smoka był lekkomyślny i musiał zakończyć się niepowodzeniem. Gdyby demon był tak potężny, by zdobyć smocze ciało, nie musiałby spędzać lat przy Kamirze.

- Kamirin... - Strapiona Venla nie potrafiła poradzić sobie z oschłością czarodziejki. - Ci, którzy życzą Ci źle, są przekonani o twojej śmierci. Wróć do mnie i Q'beua, Azeliela... Do Kharkuna. - Prosiła. - Wiem, jak pomóc Ghorakowi, się potrzebuję kogoś równie uzdolnionego. Q'beu nie chce się tego podjąć. - Podkreśliła, nim Kamirin zdążyła zapytać. - Nie bądź niemądra. Kharkun daje ci pole do rozwoju. Chodź ze mną, teraz.
Obrazek

Bastion Khudamarkh

371
POST POSTACI
Kamira
Cóż mogła sobie myśleć Kamira gdy Venla usilnie próbowała ją przekonać? Czy aż tak bardzo potrzebowała pomocy w uzdrowieniu Buliona? A może kryło się za tym coś zupełnie innego? Trudno było jej to ocenić, zwłaszcza że podejście Venli również się zmieniło. Przedtem, kazała trzymać się jej z dala od Azela a dziś? Dziś wykorzystuje go jako kogoś, kto tęskni. On na pewno nie tęskni, nie jest kimś, kto by tęsknił. Był zimnym draniem, który robił wszystko dla własnej korzyści, może i miał przebłyski czegoś więcej... Ale na pewno nie był elfem, który by płakał za Kamirą która nie mogła mu tak naprawdę niczego zaoferować. Wszystko, co mogła mu dać, mógł dostać od taniej dziwki, ba, pewnie nawet ta byłaby lepsza.

– I tak zamierzam odwiedzić Traxata, czy ci się to podoba, czy nie. Skoro miałabym wrócić i tak będzie wiedział — To było niemalże jasne, chyba że jej powrót to powrót do celi, pomoc Bulionowi, a potem egzekucja. Takiego przebiegu wydarzeń właśnie się obawiała. Cofnęła się delikatnie. Zmrużyła oczy, spoglądając na Ghoraka. Chciała dojrzeć jego reakcję na te plany i obietnice. – A co z Shirrką? — Nawet jeśli by się zgodziła, nie mogła ot, tak odejść i zostawić orczycy bez pożegnania i prawdy. Była jej winna chociaż tyle. Dodatkowo Kamirę martwiło coś jeszcze. Przecież pomóc w przywróceniu mowy Bulionowi mogła nawet i pod postacią Drwiłki. Coś tutaj nie grało. Co Venla zrobi jeśli ognik się nie zgodzi? Próbowała przejrzeć przez jej intencje, przyglądając się ruchom i mimice, również Ghoraka.

– Dlaczego mnie okłamujesz? — Znów się cofnęła o krok. Obserwowała dokładnie każdy ruch kobiety i orka. Spojrzała też za siebie, w kierunku wyjścia z uliczki. Miała szeroko otwarte oczy, oddychała teraz głęboko. Nie wiedziała, na co powinna się przygotowywać.
Spoiler:
Spoiler:

Bastion Khudamarkh

372
POST BARDA


Venla nie była zupełnie szczera, ale ból malujący się na jej twarzy sugerował, że nie do końca chciała robić to, co robiła. Za jej słowami mógł kryć się fałsz, ale jej intencje pozostały czyste. Bulion unikał spojrzenia Kamirin, skupiając się na obserwowaniu otoczenia.

- Nie będę cię w stanie powstrzymać. - Przyznała Venla, pokornie spuszczając wzrok. - Ale wiedz, że wielebny ma siłę porównywalną z Kharkunem. Ma po swojej stronie Drwimira i jego wyznawców.

Płomyk okrążył głowę Drwiłki, na chwilę dłużej zawisając przed jej oczami. Czyżby chciał ją ostrzec?

Starsza czarodziejka chciała ścisnąć dłonie Kamiry swoimi.

- Kamiro, ja cię okłamuję? - Oczy kobiety straciły blask. - Chcę cię chronić, tak, jak tylko mogę! Będziesz mogła spotkać się ze swoimi wybawcami, to oczywiste...

Venla przytrzymała ją w miejscu. Kamira usłyszała tylko szum za sobą, a następnie dźwięk miękkich podeszw butów uderzających o podłoże. Kamira zapomniała spojrzeć w górę. Dwie zbyt znajome, chłodnej ręce oplotły się wokół ciała czarodziejki w zdradliwym uścisku. Jedna z dłoni złapała za jej krtań.

- Dość przekonywania. - Syknął Azeliel. - Narobiłaś mi problemów!

Czarodziejka była jego problemem. To, co zrobiła, było też jego winą, mimo to, nie zdołała ujrzeć w jego dłoniach ostrza.
Obrazek

Bastion Khudamarkh

373
POST POSTACI
Kamira
W tym wszystkim istotne było tylko to, co stało się potem. Kamira zdała sobie sprawę z tego co się święci, to jaką siłę miał Wielebny, wcale jej nie interesowało. Mogła sobie z nim poradzić, nic ją z nim nie łączyło. Była nawet gotowa wysadzić całą świątynię byle się go pozbyć i zakończyć jego machlojki.

Nie potrzebowała kolejnych zapewnień. Wszystko było jednym wielkim fałszem, lecz co mogła zrobić jeśli nie jedno wielkie nic, zdając sobie zarazem sprawę z tego, że prawdopodobnie również nie chciała tutaj być. Mogła próbować swoich wybuchów, ale cóż by to jej przyniosło prócz kolejnego chaosu, którego tym razem, mogłoby się nie dać opanować.

Usłyszała go, ledwie chwile nim do niej dopadł. Spuściła głowę, ale nie służalczo, raczej zadziornie, nawet jak chwycił ją za szyje. Wiedziała, że tu był. – Wiedziałam, że tu jesteś. Dawno przyszedłeś? Ta historia od początku się nie kleiła a z wiedzą, że już wszyscy wiedzą, że tam jestem i tak nie mogłabym tam wrócić. — Niezbyt przejęła się jego słowami o problemach. Zdawała sobie sprawę z tego, że sporo się wydarzyło i trudno było wszystko to wyjaśnić. – Pozbyłam się Abela. Wszystko inne to wasza wina. Nikt mnie nie ostrzegł. I jak widzę, radzisz sobie całkiem nieźle ze swoimi kłopotami. — Chciała się w tej chwili wyładować. Nie zostało jej nic innego, skoro i tak wszystko zostało zdecydowane za nią i to spotkanie... Było raczej uprzejmością niż czymkolwiek innym – Radzisz sobie tak dobrze, że pozwól, że dorzucę do nich trupa wielebnego, co ty na to? Gdyby mógł, sprzedałby każdego orka, goblina i człowieka w Bastionie. Wiesz, że też zdradził. — Nie chciała spoglądać w jego stronę. Zawiesiła tylko twardo spojrzenie w Venli. Przejrzała ją, ale jakie to miało znaczenie? Gdyby nie przyszła, to odwiedziliby ją pewnie gwardziści, może nawet dzisiaj albo jutro. – Więc, co teraz? — Nie mogła być wiecznie ofiarą, musiała zacząć wykładać własne karty na stół. – Bez noża? Miękniesz przyjacielu — Zapytała wręcz drwiąco – Ciekawe co Kharkun powie na kolejną katastrofę. Możesz sobie na to pozwolić, Azel? — Nie chciała robić niczego złego, ale nie miał w rękawie nic niż ostateczny blef. Była zła i miała dość tego, w jaki sposób sobie z nią pokrywają.
Spoiler:
Spoiler:

Bastion Khudamarkh

374
POST BARDA


- Azelielu! - Venla go upomniała, choć bez wyraźnego celu. Elf robił, co chciał, nawet bez słów czarodziejki.

Palce Azela zacisnęły się mocno, lecz tylko na moment. Puścił Kamirę całkowicie, oddając jej wolność, nie chcąc dalej droczyć się, gdy nie było ku temu jasnej potrzeby.

- Azelielu, miałeś pozostać w ukryciu.

- Tak jak mówiłaś, stęskniłem się za Kamirin. - Sarknął elf, składając ręce za plecami. Odkrywał się bezwiednie, czy może kusił, sprawdzał, czy czarodziejka zaatakuje? - Taaa, gdybyś nie pozbyła się Abla, byłabyś w dużo gorszej sytuacji. A tak? Możemy pertraktować. Dlaczego mielibyśmy ostrzegać cię przed oczywistym? Uważaj, Kamirin. Niebo jutro będzie niebieskie. - Mruknął, odganiając sprzed twarzy ognika, który chciał... atakować Azeliela? Przelatywał z jednej strony twarzy na drugą, jakby chciał go podpalić. Spięte włosy i sucha skóra nie łapały ognia. Elf dmuchnął w stronę ognika. - Wielebny może być twoim następnym celem. Kto wie, może Kharkun będzie ci wdzięczny? - Czarował. - Pomogę Ci, Kamirin.

- Azelielu!

- Ćśśś! - Szybki ruch za pas wystarczył, by w dłoni elfa znalazł się jego sztylet. Nie był tak lekkomyślny, by przychodzić bez broni, a Venla działała mu na nerwy. - Zamknij w końcu usta! Nikt nie chce cię słuchać!

Bulion, zaalarmowany sytuacją, podszedł bliżej i odsunął Azela ramieniem, tak ostro, że ten aż się zachwiał.
Obrazek

Bastion Khudamarkh

375
POST POSTACI
Kamira
Czy jej sytuacja byłaby gorsza gdyby nie pozbyła się Abla? – Pewnie nawet by nie zauważył, że Abel dalej biega — Mówiła o Kharkhunie, nie wydawał się jakoś przejęty samym goblinem. Kamira doskonale wiedziała, że cokolwiek by zrobiła i tak nie ma szans na spokój w tym miejscu. Z każdą chwilą decyzja o faktycznym opuszczeniu Bastionu stawała się dla niej coraz bardziej oczywista. Pozostawało jedynie pytanie kiedy.

Podejrzliwie patrzyła na zgrywającego się Elfa. Jak zwykle, przyjemniaczek z niego. – Może powinniście ostrzegać przed oczywistym. — Odpysknęła. Potrzebowała wiedzieć, w innym wypadku każdy ruch nosił znamiona tego samego, sytuacji w podziemiu oraz każdej innej, do jakiej się dopuściła. – Jutro będzie niebieskie? I co z tym zrobimy? — Prawdopodobnie odnosił się do najbardziej oczywistej rzeczy na świecie, mimo to Kamira dostrzegła w tym podstęp, albo jakiś szyfr. Co to znaczyło, że będzie niebieskie? Ktoś przyjdzie? Tego... Nie wiedziała, a prowokacji w tym nie wyczuła.

– Oh, na pewno, już ja to widzę. — Pokręciła głową wyraźnie, nie widząc żadnej korzyści, prócz tych osobistych z pozbycia się wielebnego. – Tak się składa, że mogę to zrobić w każdej chwili, wystarczy, że będę wiedziała, gdzie jest. Na co jesteś mi potrzebny? Choć efektowniej byłoby przy ludziach... — Westchnęła. Nie chciała tak naprawdę dokonywać kolejnych zabójstw. Wielebny był ostatnim na jej liście do zabicia, póki co, głównie za zdradę i machloje. Mimo to Kamira częściowo wykpiła zdolności elfa. W końcu... Po co ci ktoś, kto zakradnie się na miejsce i poderżnie mu gardło, gdy znacznie szybciej i bezpieczniej jest tam po prostu wlecieć pod postacią ognika, wzniecić pożar albo go wybuchnąć.

– To, co teraz? — Nie zareagowała na ruch Buliona, nie zrobił źle. – Chcę pomóc Bulionowi, ale co teraz, co dalej? — Skrzyżowała ręce. – Mam tak po prostu z wami wrócić? Kharkun pogłaszcze mnie po głowie, tak po prostu i jest super, świetnie. W końcu przed chwilą nie latał tutaj smok i nie było kolejnego progromu. — Nie potrafiła spostrzec tego jak wyobrażają sobie jej powrót do posiadłości po tym co zaszło. Co prawda chciała dobrze, ale jak zawsze. Wyszło, jak wyszło. Ciężko westchnęła, skoro byli w zaułki, to podparła się o ścianę. – Skończcie więc pieprzyć i powiedzcie mi, na czym stoję. — Wyraźnie się zdenerwowała.
Spoiler:
Spoiler:

Wróć do „Wschodnia baronia”