Bastion Khudamarkh

196
POST POSTACI
Kamira
Sefu miał nosa do wykrywania nadchodzących problemów, był w tym znacznie lepszy niż Kamira-magnes na problemy. Gdy już cała, drobna zawierucha dobiegła końca, mogli wspólnie dotrzeć do zielarki. Właściwie przez chwilę czarodziejka była nawet zadowolona, zapominając jakby, po co do tej zielarki w ogóle szła. Nie było tego złego, co by na dobre nie wyszło, przynajmniej poznała imię sklepikarki, którą odwiedzi. I tak zaczęli epicką podróż między straganami, tu w prawo, tam w lewo a tam nawet i opro. Ostatecznie dotarli, ale na miejsce, przed nimi, dotarł już kto inny i czarodziejka już z oddali dostrzegła drobne problemy, z jakimi zaraz przyjdzie im się zetrzeć.

Niektórzy mogli pomyśleć, że Kamira jest próżna, prosząc o kosztowności, ale każdy szanujący się człowiek lub goblin wiedział, że do magii potrzeba kosztownych bibelotów a czerwono oka nawet nie prosiła o jakieś konkretne! Finalnie musiała stawić czoła problemowi w postaci Qlairy, która od razu popadła w konflikt z bratem Esoma... Zabawne, że do tej pory nie znała jego imienia, ale tak już musiało zostać, przynajmniej na razie.

Chciała odpowiedzieć Qlairze, ale jej "przewodnik" zdecydował się pierwszy rzucić kamieniem. – Łatwo przyszło, łatwo poszło — Pomyślała czarodziejka. Już chciała westchnąć, ale się na szczęście powstrzymała. Ostatecznie rzecz biorąc brat Esoma miał rację. Qlaira pozowała tutaj za kurtyzację i przytulała się już do goblinich cielsk, więc finalnie, nazwał ją trafnie. Spojrzenie Qlairy natomiast wcale się jej nie spodobało. Kamira próbowała się uśmiechnąć, nie skrywając nieco zakłopotanego wyrazu twarzy całą tą niefortunną sytuacją. – Oj nie przejmuj się nim Qlairo, ale to przecież ty tuliłaś się do Moxiclava jeszcze niedawno... — Zażartowała, machając przy tym ręką, jakby odganiała brzęczącą muchę, tak to przecież koleżaneczki sobie żartowały w bastionie, prawda? – A tak właściwie to obecny tutaj brat Esoma, zdecydował się wspomóc mnie... Wyraźnie zaznaczyła słowo "mnie" wskazując przy okazji na siebie i dotykając własnej piersi. – ...w przejęciu kontroli nad całym bastionem — Zaśmiała się lekko i znów machnęła ręką, jakby opowiedziała dobry żart. Chociaż nie wiedziała, czy to dobre podejście do Qlairy. Finalnie, ona nie traktowała jej (Kamiry) nigdy poważnie i może sama nie powinna nigdy wyprowadzać jej z błędu. – Tak ogólnie to obiecał mi głowę Kharkhuna i myślę, że ta unia każdemu tutaj się przysłuży. Prawda, moja mistrzyni szpiegów? — Mrugnęła okiem do Qlairy lekko przekręcając głowę, jakby cały plan miała już wcześniej z nią obgadany. – No, nie ma powodów do obrażania się nawzajem. Poza tym, wraz tutaj z naszym goblinim przyjacielem to kolejna grupa, która nie będzie z Kharkhunem, a to chyba dobrze dla wszystkich — Po prawdzie nie wiedziała, jak jej drobna interferencja mogła "zaprzepaścić" jakikolwiek plan Quetapina. Mogła co prawda oszczędzić sporo z jego "poddanych" a i też zbić z pantałyku samego orka, który raczej nie spodziewa się dwóch ataków, jednego zaraz po drugim. Kamira nie miała zamiaru kogokolwiek zdradzać, ale kolejna grupa goblinów, która mogła się do nich przyłączyć, to kolejna grupa goblinów mniej po stronie Kharkhuna.


Spoiler:
Spoiler:

Bastion Khudamarkh

197
POST BARDA
Gdyby spojrzenie mogło zabić, zarówno Kamira, jak i jej narzeczony, a także Sefu i nawet sprzedawca koszul - wszyscy padliby trupem, gdy Qlaira usłyszała najpierw opinię goblina o swojej osobie, a potem Kamirę, która mu zawtórowała.

Qlaira była szybka - zbyt szybka dla Kamirin, by ta mogła zareagować w porę. Złapała czarodziejkę za twarz, za policzki. Jedną ręką ściskała jej twarz, a w drugiej, jakby zmaterializowany z powietrza, pojawił się sztylet, którego zimny, ostry czubek wylądował na krtani czarodziejki.

- Za długo tolerowałam twoje pierdolenie. - Wysyczała.

Sefu ruszył do akcji, ale zatrzymał się, gdy tylko zobaczył, że jeden ruch może pozbawić jego rato życia. Brat Esoma wydał z siebie skrzek zaskoczenia, ale również bał się reagować.

- Kurwa, ta mała to się układa z każdym. - Zaśmiał się jednooki sprzedawca koszul, który jako jedyny nie został zaszokowany reakcją kurtyzany. Złożył ręce na piersi. - Trzyma się Quetiapina, ale poszła do Kharkuna i wróciła z płaczem, dała dupy Azelowi, a teraz będzie się gździć z goblinem? A pfu! - Choć wydał z siebie dźwięk, nie splunął. - Jest niestabilna, powiadam. Coś się Quetiemu zawsze powie, nie?

Łysol wprost namawiał do zabójstwa.
Obrazek

Bastion Khudamarkh

198
POST POSTACI
Kamira
Kamira nie uważała brata Esoma za swojego narzeczonego. Bardziej patrzyła na niego jak na okazję i sługę zdolnego (być może) do zrobienia czegoś, czego inny zbyt się bali. Oczywiście Kamira nie była najlepsza w ocenach charakteru, także więc i jego mogła mylnie ocenić, o czym przekona się już za chwilę.

Qlaira była tkliwa, to bez dwóch zdań Kamira wiedziała. Nie spodziewała się jednak, że humor Qlairy jest tak podły, że będzie w stanie posunąć się do takiego ruchu — ba, myślała, że i ją obchodzą plany Quetapina. Wychodziło na to, że nie, skoro była gotowa pozbawić płomyka życia w każdej chwili. To właśnie teraz Kamira zdała sobie sprawę, że gdyby nie ona, to żaden z planów nikomu by się tutaj nigdy nie powiódł, nawet jeśli nie była przydatna, to tworzyła wystarczająco zamieszania, by inni oglądali się za siebie. Była jak coś, czego lepiej nie pozwolić zdobyć innym. Qlaira natomiast była gotowa zaprzepaścić plan Quetapina w kwestii czarodziejów Khakrhuna, ale o tym na pewno wiedziała. Wiedziała dużo więcej niż mała czarodziejka, dlatego ognik nie widziała sensu w przypominaniu jej o tym, zwłaszcza że nie miała zbyt dużo czasu na myślenie.

Była zła. Była bardzo zła, że jest tak traktowana, gorzej niż dziki pies. Tak naprawdę chciała jednego, by traktowano ją fair a od Qlairy? Chciała, by Qlaira była jej przyjaciółką, mimo to było to jednostronne oczekiwanie. Chciała czuć się tutaj dobrze, ale każdy, każdy albo ją wiecznie wykorzystywał, albo krzywdził i co z tego miała? Zarzuty, zarzuty o to, że się puściła z elfem, który ją bezpardonowo wykorzystał, wykorzystał jej strach. Dla Qlairy może to było nic, ale dla Kamiry to było coś więcej. Bo każdy układ, w jaki wchodziła, był dla szerzenia wspólnych interesów, nic więcej. Quetapin powinien to doskonale wiedzieć, że nigdy nie miała złych intencji, Qlaira też powinna, a jednak traktowali ją gdyby już ich zdradziła, gdzie jedynie poszerzała horyzonty jako magiczka.

Widocznie Qlaira miała już dość niańczenia Kamiry, udawania, że jakkolwiek jej zależy, była w końcu zimną morderczynią i czego można było od niej oczekiwać innego niż złości, zazdrości i mroku? Pewnie nawet Quetapina nie kochała, a wszystko było tylko jej potrzebą atencji. Kamira zamierzała to wykorzystać.

A co z Sefu i tym drugim? Zamarli. Tacy z nich byli obrońcy.

Niestabilna... Te słowa również ją dotknęły, bo czyja to była wina? Ich wina, tylko ich, tylko ich. Ścisk Qlairy był silny, silniejszy niż jakikolwiek uścisk Kamiry, ale w tej chwili złość nie pozwoliła się jej bać. Złość nie pozwoliła jej krzyknąć ani błagać jak zwykle. Przez krótką chwilę była w szoku, ale to właśnie wtedy złość w niej buzowała najmocniej, zwłaszcza że wszyscy w koło, ci, którzy mieli ją chronić, zawiedli już na samym starcie. Doprawdy była kiepskim sędzią charakteru. Ruch Qlairy był czymś, czego w pełni nie dostrzegła, ale widziała jedno. Koniec tego ruchu był zwykłym blefem. Nóż przyłożony był niefortunnie i pewnie nigdy nie zwróciłaby na to uwagi gdyby nie poprzednie doświadczenia z Qlairą trzymającą nóż w chwili zabijania oraz Azelilem, który również trzymał jej nóż na gardle i przy twarzy. Ten chwyt się różnił. Był pełen dzikiej emocji, a nie profesjonalizmu, jakim powinna się cechować ta kobieta. Czy właśnie to miało być ostatecznym upokorzeniem Qlairy po zostaniu nazwaną dziwką? Nie. Jej ostatecznym upokorzeniem będzie utrata ukochanego barda i o to Kamira już zadba. Upokorzenie numer dwa czas zacząć.

Trzymała ją za twarz. Druga ręka spoczywała na sztylecie, który zdawał się dotykać krtani Kamiry. Ten ostatni element w swojej niefortunności był doprawdy fortunny. Nie mogła zrobić wiele, ale mogła posłać niewielki ładunek swojej magii do sztyletu poprzez dotyk, jaki jej zapewniał. Musiała wyrównać szansę. Posłanie energii miało być delikatnie, nie takie jak przedtem do broszki. Tutaj oczekiwała znacznie mniejszych konsekwencji dla dzierżycielki za chwilę. Gdy już przesłała ten niewielki impuls, miała zamiar wykorzystać obie ręce i jednocześnie cofnąć delikatnie głowę w tył. Szyi w końcu nikt jej nie unieruchomił. Ręce w tej samej chwili miały zawędrować w kierunku ręki zabójczyni, nie miała wystarczająco siły, by się z nią siłować, ale mogła spróbować wytrącić jej rękę, by ta nie zagrażała już jej sztyletem a za chwile — możliwe, że wcale. Zamierzała uderzyć z całej swojej siły z rozmachu w jej rękę ze sztyletem. Prawą w nadgarstek a lewą w przedramię, by zupełnie wybić sztylet i rękę z trajektorii możliwej do zagrożenia jej. Gdyby ręką została wytrącona, a sztylet w niej pozostał, zamierzała uraczyć Qlairę jednym słowem, które doskonale znały, a była to – Eksplozja... — Wypowiedziana szybko, miała w tym wprawę.

Miała zamiar wykorzystać wszystko w swoim arsenale by Qlaira albo nie pochwyciła sztyletu ponownie, albo nie doszła po jego wytrąceniu do siebie. (o ile się to się udało) Była gotowa się na nią rzucić z paznokciami i rękami, byle skończyły w parterze. Siły wiele nie miała, ale szybkie uderzenia, albo i drapnięcia tam, gdzie boli, mogły nieco zadziałać na jej korzyść, tak sądziła, zwłaszcza że to ostatnie czego się po niej spodziewano. Jedno było w tej chwili pewne. Od chwili, w której sztylet pojawił się przy jej gardle a druga ręka Qlairy na jej twarzy jej karmazynowe oczy przepełnione były niczym innym jak złością i szałem.

Spoiler:
Spoiler:

Bastion Khudamarkh

199
POST BARDA
Parę kiepsko dobranych słów sprawiło, że Qlaira zachowywała się jak kobra, którą ktoś pacnął patykiem o jeden raz za dużo. Wyskoczyła do przodu, grożąc czarodziejce, zapewne nie zastanawiając się nawet, czy powinna i czy nie pokrzyżuje to innych planów, a kierowała się wyłącznie złością, jaka w niej rozgorzała.

Przyjaciółek nie powinno nazywać się dziwkami. Kamira nie skłamała, gdy przypomniała dziewczęciu, że ta obmacywała wielkie cielsko Moxiclava, ale czy wzięła pod uwagę, że blondyna mogła nie mieć innego wyjścia? Kimże była bez ochrony gobliniego przywódcy?

Kamirka z pewnością nie spodziewała się, że ten jeden brat Esoma, którego tak mylnie oceniała jako tchórza, przyjdzie jej na ratunek. Wykorzystując swój niski wzrost, goblin doskoczył do Qlairy, by wbić jej nóż prosto w udo!

Qlaira zawyła, atak odwrócił jej uwagę, dzięki czemu Kamira mogła wykonać swój plan - już po chwili sztylet leżał pod ich nogami.

- Nie! - Po targu poniósł się głos Sefu, a okoliczni sprzedawcy wyszli przed stragany, by obserwować bójkę. - Nie!

Mężczyzna ruszył do pomocy, gdy kurtyzana została zaatakowana przez Ognika nie magią, a kobiecą siłą pazurów i ciągnięcia za kudły. Blondyna bez wahania przystąpiła do walki. To, czego Kamira nie mogła przewidzieć, to fakt, że nóż, którym posłużył się brat Esoma, wciąż tkwił w udzie przeciwniczki, a co gorsza, zamierzała go użyć.

Wyszarpnąwszy ostrze z rany, Qlaira złapała je w wprawą i zaatakowała.

Kamira nie poczuła bólu. Bo choć celem była jej twarz, w ostatniej chwili udało się jej wykonać unik. Usłyszała jednak mokre plaśnięcie, sugerujące, że nóż zetknął się z ciałem.

Mdły zapach potu sugerował, że Sefu był tuż za nią, zapewne chwilę wcześniej ruszył po to, by kobiety rozdzielić. Trzonek noża sterczał z jego ciała, tuż pod obojczykiem.

Qlaira zaklęła brzydko, odsuwając się na dwa kroki.
Obrazek

Bastion Khudamarkh

200
POST POSTACI
Kamira
Wszystko działo się bardzo szybko. Kamira na pewno nie oczekiwała, że wydarzy się aż tyle w tak krótkim czasie. Była pełna złości, ale odgłos sztyletu wbijanego w ciało, który do niej dotarł, zupełnie ją otrzeźwił. Przez chwile wydawało się jej, że sama została dziabnięta. Czuła się jednak... Normalnie. Nie chciała się odwracać, ale tak jak i Qlaira, odsunęła się, tym razem w bok, obserwując to, do czego obie doprowadziły, chociaż bardziej to wina Qlairy, bo nie patrzyła, gdzie sztylety miota. Zakryłaby rękami usta, ale tę rolę odgrywała jej woalka. Przez moment była w zupełnym szoku. – Z-zielarka, szybko! — Wskazała na brata Esoma i na jednookiego który powinien tutaj gdzieś się kręcić. – Hawortia, szybko! — Kamira nijak nie znała się na pomocy rannym, nie chciała niczego pogorszyć. Jednego była pewna, nie chciała tutaj ofiar, nigdy nie chciała ofiar z tych, którzy nie brali w starciu udziału. To było między Qlairą a Kamirą. – Dlaczego nie patrzysz, gdzie sztyletem miotasz!? — Warknęła głośno na Qlairę. – Miałyśmy być przyjaciółkami, a ty dalej mi masz za złe ten żart na bankiecie! — Cofnęła się do najbliższej ściany, jakby szukając również wzrokiem straganu, tudzież budynku zielarki. Potrzebowali pomocy dla Sefu i również dla rany, jaką otrzymała Qlaira.

– To wszystko jakaś farsa! Dlaczego nie możemy się dogadać!? — Nawet nie zerkała w stronę tej, do której wołała. Całą tę sytuację trzeba będzie potem wyjaśnić a chyba i Qlaira wiedziała, że wyjaśnienia z tylko jednej strony tego sporu, jeśli druga zginie, zostaną... Źle przyjęte, niwecząc wszelkie plany. Potrzebował i Qlairy i Kamiry. Przynajmniej na razie. Czarodziejka przestała czuć się dobrze, ale wciąż była zbyt poruszona i zaskoczona "przypadkiem" by jakkolwiek inaczej zareagować niż złością, wciąż jednak ze strachem spoglądała w stronę rannego, o ile nie znalazła się szybko pomoc.

Spoiler:
Spoiler:

Bastion Khudamarkh

201
POST BARDA
- To twoja wina! - Qlaira była szybka, by wskazywać, kto poniesie odpowiedzialność za rychłą śmierć Sefu, o ile ta nastąpi. - I tego gobliniego śmiecia!

Brat Esoma obnażył kły. Qlaira zdawała się zapomnieć, że znajdowali się w sercu gobliniego targu. Ze straganów wyszli ich właściciele, którzy z pewnością bez wahania staną po stronie swoich pobratymców.

Rozglądnąwszy się, Qlaira zrozumiała, że może być na straconej pozycji. Łysy sprzedawca koszul parsknął śmiechem. Tylko Sefu nie było do śmiechu, gdy przyciskał dłoń tuż pod nożem, jakby to miało zatamować krwawienie. Jego biało-pożółkła koszula powoli barwiła się kolorem szkarłatu.

- Nie jesteś moją przyjaciółką! - Wrzasnęła Qlaira. - Nie zachowujesz się jak taka!

- Milcz, dziwko! - Brat Esoma znów znalazł w sobie pokłady odwagi. Wyskoczył przed Kamirin, ale tylko po to, by zaraz skierować się do straganiku Hawortii. - Zielarka! Potrzebujemy pomocy! Twoja królowa wzywa cię do służby!

Słowa brata Esoma być może były przesadzone, ale z ciemności namiotu wyszła zielarka.

Była niezbyt stara, ale też już nie młoda. Wyższa od przeciętnego goblina, ze zdecydowanie mniej topornymi rysami, swoim wyglądem zdradzała, że miała w sobie domieszkę ludzkiej krwi. Odziana w długą szatę z kapturem, szczerzyła kły, a jej żółtawe ślepia lśniły w nikłym świetle pochodni.
Spoiler:
- Królowie i królowe zmieniają się w Bastionie co pełen księżyc. Komu tym razem mam zaszczyt służyć? - Odezwała się niskim jak na kobietę głosem. - Czyżby to sam Płomień Bastionu odwiedził mój skromny sklepik?

Miejsce, w którym Hawortia rozstawiła swój stragan, nie prezentowało się zbyt dostojnie. Na środku stał stół, zapewne przydatny w prowadzeniu rozmów, natomiast pod materiałowymi ściankami ustawiono szafki i regały, zastawione fiolkami, słoiczkami i torebkami z suszem.

Hawortia zacmokała, gdy zauważyła czerwień na koszuli Sefu i udzie Qlairy.

- Na stół. - Wskazała dłonią miejsce, a jej biżuteria, którą obwieszone były jej nadgarstki, zadzwoniła. - Jestem prostą zielarką, nie uzdrowicielką. Skąd pomysł, że będę w stanie mu pomóc. - Mówiła, jednak wydawało się, że bardziej do siebie, aniżeli do zebranych, zbierając z regałów maści i zioła. Zarówno goblin, łysy, jak i kurtyzana, zwalili się do namiotu zaraz za Sefu. - Skąd pomysł, że będę chętna, by pomóc. Sefu, Sefu... - Pokręciła głową z rozczarowaniem.
Obrazek

Bastion Khudamarkh

202
POST POSTACI
Kamira
– Moja wina!? — Wrzasnęła w stronę Qlairy. – A kto pierwszy wyjął na mnie nóż!? Czy tak robią przyjaciółki? — Wtórowała Qlairze, zrzucając winę na nią. Ich relacja była — co by tutaj nie rzec — skomplikowana.

Mimo słów, które powiedziała do Qlairy to również czuła się nimi dotknięta. W końcu to ona powiedziała słowo zbyt dużo co sprowokowało Qlairę. Ta natomiast również nie potrafiła się powstrzymać ani przed agresją, ani przed zimnym podejściem do czarodziejki. W końcu również się odezwała. – Jeszcze dzisiaj rano myślałam, że będę mogła się do ciebie zwrócić, ze wszystkim a w głębi uważasz, że jestem zwykłą dziwką przez Azelila! Dlatego tak powiedziałam o tobie, bo wiem, że ciebie też to boli. — Kamira wrzeszczała, ale jej oczy powoli zaczynały się szklić. Cały czas czuła się dotknięta tym, co zrobił Azelil i zupełnym brakiem wsparcia od kogokolwiek a najbardziej liczyła na właśnie wsparcie Qlairy.

– Nie pozwólcie jej uciec. Też trzeba ją opatrzyć — Mówiła do brata Esoma pociągając przy tym nosem. Próbowała się powoli uspokoić i cokolwiek powiedziała Qlaira, chyba nie mogła wyrządzić jej słowami większej krzywdy. Cała jej uwaga skupiła się na gobliniej zielarce. Obserwując goblinice można było zatracić dech w piersi. Była inne niż inne gobliny. Na swój sposób — ładna. – Tak, płomień, ale przychodzę w pokoju i w po-potrzebie. Moja sprawa mo-może poczekać... T-to Sefu teraz potrzebuje pomocy bardziej. — Odpowiedziała Hawrotii. Finalnie wcale nie czuła się jak królowa, a przynajmniej jeszcze. Nawet Kamira zrozumiała, że bycie pretendentką do tytułu jest tutaj niebezpieczne. – A pomóc Sefu... Trzeba bo-bo to nasza wina, że jest ranny... On chciał tylko pomóc, jak to Sefu. — Mówiła, wyraźnie wstydząc się częściowo rozpętanej bójki z Qlairą która dla Sefu skończyła się chyba najgorzej ze wszystkich.

– A-a jak nie możesz mu pomóc to kto może? Ktoś na pewno może! Nie powinien cierpieć przez naszą kłótnię... — Oczekiwała tej wiedzy, bo zależało jej na tym by Sefu wrócił do pełni sił jak najszybciej. Nie chodziło już tutaj o plany Quetapina a o zwyczajną troskę o myjącego się w piasku łotra. – A-a tak poza tym to czas na prawidłowe przedstawienie się przyjdzie, jak-jak Sefu będzie odpoczywał... — W jakiś sposób podobało się jej wejście tej goblinicy. Na pewno budziła tutaj respekt nie tylko z powodu swoich ziół. Kto wie, może to właśnie do niej gobliny przychodziły po radę w potrzebie? Kamira potrzebowała teraz wziąć kilka głębszych oddechów, uspokoić się i zupełnie pozbyć się przeszklonych łzami oczu. Wytarła je, przymykając na moment oczy, brała głębsze oddechy, by pozbyć się całej złości.

Spoiler:
Spoiler:

Bastion Khudamarkh

203
POST BARDA
- A kto wpadł do Bastionu jak do siebie i chce mi ukraść Quetiapina?! - Zawyła Qlaira, nie zważając na to, że byli w ciasnym pomieszczeniu, a do tego miały towarzystwo. Kolejne słowa Kamiry sprawiły, że Qlaira zagotowała się na nowo. Jej twarz przybrała odcień czerwieni. - Nic nie wiesz! Nie wiesz, skąd pochodzę i dlaczego trzymałam się Moxiclava! - Krzyczała. - Nie wiesz, co się działo! Ja nie miałam wyboru, tak jak ty!

I choć kurtyzana była wściekła, nie dało się ukryć, że jej głos też zaczął się łamać przez emocje, które wywołała sprzeczka z czarodziejką.

Zielarka zacmokała i pokręciła głową.

- Nie pozwalacie pracować. - Zauważyła, bo jak miała skupić się wśród tych krzyków i płaczów? - Sefu, Sefu. - Powtórzyła jak mantrę. - Zawsze wylądujesz w kłopotach, Sefu. Ile razy mówiłam, żebyś trzymał się z daleka od wyższych spraw, Sefu.

- Pomo... - Poprosił Sefu i złapawszy za rękojeść sztyleciku, wyrwał go z własnej piersi. Krew popłynęła wartkim strumieniem, a Sefu kaszlnął. Również na jego ustach pojawił się szkarłat.

- Zagłada i ty. - Nad wyraz prostym i mało szponiastym paluchem wskazała Qlairę. - Wyjdźcie, wprowadzacie złe fluidy, złe emocje. - Machnęła dłonią, jakby oddelegowywała je sprzed swojego oblicza. - Abel i Rabe zostają, pomogą.

Kurtyzana bez słowa sprzeciwu wysza z namiotu, za to łysy i brat Esoma zostali. To zielarka rozdawała tutaj karty.
Obrazek

Bastion Khudamarkh

204
POST POSTACI
Kamira
Kamira również bez słowa sprzeciwu opuściła namiot, skupiona w tej chwili na Qlairze. Sefu był w najlepszych rękach, w jakich mógł się teraz znaleźć. Lepszych raczej w okolicy nie było. Pomijając może Venlę. Szukała wzrokiem Qlairy, nie chciałaby ta odeszła zbyt daleko. Wciąż targały nią emocje, ale próbowała się uspokoić, próbowała spojrzeć na to najbardziej racjonalnie, jak przez jej czerwone oczyska tylko się dało. – Musimy sobie chyba wszystko wyjaśnić od początku. Ty nie masz pojęcia, jak wszystko wyglądało dla mnie, a ja nie mam pojęcia jak dla ciebie. Nikt mi nic nie mówi, każdy udaje, że nic nie wie, albo że ja wszystko wiem, a potem... Potem są takie sytuacje. — Skrzyżowała ręce zawiedziona wszystkim, czego udało się jej doświadczyć do tej pory. – Powiedz mi, Powiedz mi Qlairo, ale nie krzycz już, nie krzycz, proszę. Chcesz mi oddać za goblina, zrób to... — Mówiła zrezygnowana – jeśli będzie ci lżej o wszystkim mówić. — Była gotowa się nadstawić na cios, wiedziała, że pewnie będzie bolało, ale ostatecznie była już na tyle zrezygnowana, że nie chciała dalej walczyć, wiedziała, że nigdzie żadnej z nich to już nie zaprowadzi, chyba że do grobu, ale to obie, a nie jedną.

– Bo widzisz... Ja nie chcę Quetapina, nigdy nie chciałam. Jestem tutaj, bo kończyły mi się zapasy. Potem Sefu przepuścił wszystkie moje urkhuńskie zęby u... Abela? A-a potem Moxiclav zaczął mi naliczać długi. Myślałam, że jak pozbyłyśmy się Rifaxi to, to będzie inaczej, tyle że Queti też zrobił wszystko by mnie zatrzymać... — Chciała się zbliżyć do Qlairy, nie chciała krzyczeć, chciała mówić do niej normalnie. – Bo-bo widzisz, ja cały czas jestem w klatce... Myślałam, że pójście do Kharkhuna mnie uwolni i tobie pozwoli poczuć się lepiej, bo miałaś mi tamte głupoty z bankietu za złe. Czułaś się zagrożona, a ja chciałam utrzeć nosa Q'beuowi, bo myślałam, że on i Venla są razem.... — Westchnęła ciężko i wyciągnęła swoje ręce lekko w przód. – Wiesz, dlaczego to? Bo nie chciałam mu służyć, bo czułam, że jestem coś winna i tobie i Quetiemu. Gdyby nie Venla straciłabym ręce, bardzo bolało... Dalej trochę boli. Nie poszłam tam by mu służyć. Chciałam się poznać Venlę. Ale teraz i tak wszystko stracone... Jak wszystko, czego w tym bastionie dotknę... — Miała zamiar usiąść gdzieś pod ścianą, już nieważne czy Qlaira zdecyduje się coś powiedzieć, czy nie. Czuła, że prędzej czy później wszystko tutaj weźmie w łeb, tylko dlatego, że ona przyłożyła do tego swoją rękę. Trochę historię podkoloryzowała, ale było to dobre świadectwo tego, że jednak nie chciała służyć Kharkhunowi.

Spoiler:
Spoiler:

Bastion Khudamarkh

205
POST BARDA
Jeśli chodziło o uzdrowicieli w Bastionie, jedyna osoba, jaka mogła przyjść Kamirze na myśl to prócz Hawortii - Venla. Czarodziejka była jednak daleko i wątpliwym było, by odpowiedziała na wezwanie Płomyka.

Wydawało się, że Hawortia wiedziała, co robi, choć kiedy dziewczęta opuściły namiot, poniósł się zbolały jęk Sefu, któremu najwyraźniej nie do końca odpowiadały sposoby, w jakie próbowała ratować go zielarka. Przez płócienną ściankę Kamira słyszała ciche polecenia goblinicy, gdy prosiła, by pozostali w namiocie mężczyźni podawali jej kolejne specyfiki lub też trzymali pacjenta w miejscu.

Qlaira zatrzymała się przed namiotem i oparła się o kamienną ścianę. Podwijając suknię oceniła ranę na swoim udzie, która obficie krwawiła, a następnie zmięła materiał swojego ubrania, by docisnąć je do rozcięcia. Syknęła przez zęby. Krew barwiła jej jasną skórę, gdy spływała po nodze.

- Nie mam zamiaru ci się zwierzać. - Burknęła, zupełnie niezadowolona z towarzystwa, jednak już bez krwiożerczych intencji. Nie zamierzała też najwyraźniej bić Kamiry, w ogóle na nią nie patrzyła. - Nie pytałam cię o historię życia. - Warknęła. - Skoro chciałaś wolności, dlaczego nie zostałaś przy Quetiapinie? Czego się spodziewałaś, głupia dziewczyno? Że Kharkun pozwoli ci chodzić wolno, jak Quetiapin? Nie będę cię żałować za twoją własną głupotę. Dobrze mówił, że czepiasz się wszystkiego i każdego, a potem cierpisz, gdy ci się nie udaje. Teraz gobliny, co? Te same, które Quetiapin chce wyrżnąć w pień? Myślisz, że spodoba mu się, że teraz nazywają cię królową?
Obrazek

Bastion Khudamarkh

206
POST POSTACI
Kamira
Pewne części tego co mówiła Qlaira były prawdziwe, Kamira czuła, że nie podejmowała najmądrzejszych decyzji, ba. Wiedziała, że dalej ich nie podejmuje, ale chyba tak to już właśnie na tym świecie było, że popełniało się błąd za błędem. – Nie wiem, czego się spodziewałam. Chyba nie tego co się stało. — Mówiła z pewnym wyrzutem, zwłaszcza że sporo rzeczy, które się wydarzyły były zupełnie poza jej kontrolą, a przynajmniej tak uważała. – Nie czepiam. Pewne rzeczy same przychodzą. Każdy widzi, że może mnie wykorzystać, jak jeszcze nie zauważyłaś. I pewnie nawet nie przyznasz, że tylko po to mnie Quetapin trzyma, nie ma w tym żadnej dobroci serca ani niczego. Ot, zrobił ze mnie broń, którą może straszyć innych. Tak jak na tamtym bankiecie w trakcie zaćmienia gdy wszystkich otruliście i zrzuciliście to na moją magię. Ciebie przynajmniej kocha i nie dopuści by stała ci się krzywda a ja... Liczyłam, że będzie mi przyjacielem, że ty będziesz i co mi z tego przyszło? Jestem uwiązana w małym pokoju nie wiadomo gdzie, albo w posiadłości Moxiclava bez niczego! — Westchnęła, nieco ubolewając nad swoim obecnym losem, który w żadnym wypadku nie miał się poprawić, wiedziała natomiast jedno. Nie chciała, by gobliny zostały wyrżnięte. – Nazywają i co z tego? Zresztą... Nie chcę ich wybijać. Zobacz, teraz ratują Sefu. Poza tym nie zasłużyły sobie na to. Jakby dobrze do nich podejść jestem pewna, że będzie tutaj panował pokój. Tylko musimy przestać się nawzajem zabijać, wszyscy. — Kamira znów chciała się zbliżyć do niezadowolonej Qlairy. Nie wiedziała, jak ma z nią rozmawiać. Zamierzała natomiast z całej siły ją objąć, czy się to jej podobało, czy nie, nie chciała puścić, nie zamierzała puścić. Musiałą wycisnąć z niej wszelki żal jaki jeszcze tam pozostał, bo może właśnie jego należało jakoś z niej wydostać? – Poza tym... Jak nie mi to, komu innemu? Powiedz mi, co cię spotkało. Będę mogła zrozumieć. Zacznijmy od nowa, proszę —


Spoiler:
Spoiler:

Bastion Khudamarkh

207
POST BARDA
Qlaira prychała jak rozwścieczona kotka, jednak nie atakowała, co mogło znaczyć tyle, że po części odpuściła. Skupiła się na swojej ranie, nie patrząc nawet na Kamirę.

- Quetiapin widzi twój potencjał, zrobił ci przysługę, przekonując Bastion, że jesteś groźna. Ale nie sądził, że polecisz prosto do Venli i zostawisz go z niczym. - Wyjaśniła. - Wtedy był ranny i cię potrzebował, sądził, że staniesz za nim, ale zamiast tego wbiłaś mu nóż w plecy i poszłaś za tą... - Qlaira powstrzymała określenie, jakie miała przygotowane dla Venli. Nie mogło być pozytywne. - A mimo to przyjął cię z powrotem! I nie trzyma cię w zamknięciu, tylko cię chroni! - Dziewczyna podniosła głos. - Sądziłaś, że możesz paradować po ulicach pod nosem strażników Kharkuna po tym, co zrobiłaś? - Zapytała z wyrzutem. - Po tym, jak doszłaś do siebie, przyszedł czas na pokaz siły! Dlatego tu jesteś, ale Queti jest już ostrożniejszy.

Dziewczyna westchnęła z boleścią i najwyraźniej dając za wygraną, osunęła się po ścianie, by usiąść na ścieżce. Wyciągnęła nogę przed sobą i zmiętym materiałem sukni dociskała rozcięcie, by powstrzymać krwawienie, które nie pozwalało się ujażmić. Jednocześnie uspokojała się, jakby emocje zabierały zbyt dużo sił.

- Ale zamiast tego, poszłaś z goblinami przy pierwszej sposobności. - Zaśmiała się gorzko. - Poderżną ci gardło jak tylko zobaczą słabość. Nie są wyrozumiałe. - Tłumaczyła. To mogło wyjaśniać, dlaczego w szeregach Quetiapina nie znalazł się ani jeden goblin, nie licząc Esoma, który był względnie nowym nabytkiem.

Nie chciała bądź nie miała siły bronić się przed uczuciem Kamiry. Oparła głowę na jej ramieniu, jednak nie objęła jej, zbyt zajęta tamowaniem krwi, której, jak na złość, nie ubywało.

- Nie jestem dobra w przyjaciółki. - Przyznała Qlaira, zresztą, pokazała to już wcześniej tyle razy, że Kamira mogła sama dojść do takich wniosków. - Ja, Bimizza i reszta dziewczyn... wychowałyśmy się w innym bastionie. Teraz, ech, piasek pewnie przykrył już jego ruiny. Ojciec Kharkuna wziął nas do niewoli i chociaż byłyśmy szkolone do walki, każdy przejaw buntu tłumił zabijając nie nas, ale naszych ojców, matki, siostry i braci, którzy sami nie potrafili się bronić. Zmuszał nas do służby i pracy, różnej pracy. - Wyjaśniła, najwyraźniej nie chcąc zagłębiać się w szczegóły, jednak Kamira mogła się domyślić, że nie było to nic, co przystałoby dumnej wojowniczce. - U Moxiclava było inaczej. Chciał tylko cieszyć oczy i mieć zapewnione bezpieczeństwo, więc wykupił nas. A my zbyt szybko... zapomniałyśmy. - Oczy Qlairy znów się zaszkliły. - Nie było już nikogo, kogo mogłybyśmy stracić. A Quetiapin przypomniał nam, co znaczy duma. Chcemy zemścić się na Kharkunie i przejąć władzę. Oswobodzić tych, którzy zostali zmuszeni do służby, jak my, i Quetiapin. I po części również ty. Gdyby Bastion się ciebie nie bał, sama byłabyś teraz niżej, niż możesz sobie wyobrazić.

Kamira mogła nie spodziewać się takiego wyjaśnienia, bo choć Qlaira nie zagłębiała się w szczegóły, powiedziała wszystko, co należało powiedzieć. To, co zostało niedopowiedziane, nie musiało zostać wyrażone na głos.
Dzięki próbom zażegnaniu konfliktu i zrozumienia Qlairy, Kamira zyskuje +1 do empatii.
Gratulacje!
Obrazek

Bastion Khudamarkh

208
POST POSTACI
Kamira
Po części właśnie tego się spodziewała. Wiedziała, że usłyszy słowa, które mówią o bardzie w samych superlatywach, mimo że ją traktowano jak zabawkę, albo zwierzątko, które niewiele rozumie. Kamira słuchała Qlairy. Nie puszczała jej i słuchała, po prostu tutaj była. Nie mówiła nic, dając jej przestrzeń do wyrażenia się. Obie miały teraz wiele na głowie. Kamira chciała powiedzieć dużo, ale nie mówiła niczego. W pewien sposób mogła się zgodzić z większością tego co powiedziała, to z czym się nie zgadzała, obecnie wolała pominąć we wspólnej rozmowie.

Nie zgadzała się w pełni z ochroną jaką jej zapewniał Quetapin. Jeśli chronisz kogoś za bardzo, to czym innym jest to od zamknięcia go w takiej samej klatce, by go skrzywdzić? Intencja inna, ale efekt dokładnie taki sam. Na całe szczęście Qlaira się poddała. Mogła się w całości wyżalić i ze swoich uczynków jak i z poczynań Kamiry. Wywód o goblinach, póki co pozostawiła bez komentarza, cicho westchnęła, dając jej mówić. Słuchała.

– Zacznę od goblinów — Powiedziała cicho, wciąż Qlairy nie puszczając – Miałam okazje z nimi pójść. Nie zrobiłam tego, nie byłoby mnie tutaj gdyby tak było. Też chciałam dać popalić Kharkhunowi a oni to obiecali, też go nie chcą. Może nie są wyrozumiali, ale... Ale chciałabym by dostali szansę się zmienić. Myślisz, że by potrafili? — Zapytała Qlairy, bo tak jak i one, wojowniczko-niewolnice, musiały się zmienić dla Kharkhuna, dla Moxiclava a teraz dla samych siebie. To było możliwe, trudne, ale możliwe. – Wiem, że to trudne i może się nie udać, ale wszyscy powinniśmy dostać szansę. Przecież właśnie z tym walczymy, prawda? — Znów przytuliła Qlairę mocniej, jakby przechodząc o krok dalej, do tego co powiedziała o swoim losie i pozostałych dziewczyn, które wspierały Quetapina. – Gdybym zgodziła się służyć Kharkhunowi pewnie bastion czekałaby zagłada. Próbował mnie i Venle zmusić do przywołania demona. Nie mogłam się na to zgodzić, Venla też nie. Musiałam coś zrobić i resztę pewnie znasz od Azela. Zresztą... To wszystko i tak tylko dlatego, że jestem głupia — Wzięła głęboki wdech. – Quetapin dał wam nadzieję, ale z mojej perspektywy mnie ubrał w aurę strachu. Nigdy nie chciałam tej aury. Gdybym chciała, mogłabym sama się w nią ubrać, wcześniej tak robiłam. Chciałam, by było inaczej. — Zrobiła chwilę przerwy zerkając na Qlairę, jeśli był to odpowiedni moment, była gotowa przetrzeć jakiś z jej policzków, jeśli były mokre po przeszklonych przed chwilą oczach. – Przykro mi, że was to spotkało. Nie ma na to żadnych słów. Żadnych. Mogę tylko powiedzieć, że teraz rozumiem twoją złość gdy mówiłam o... — Jedyne co mogła skomentować to jedynie uściskiem, bo takie wyznania nie wymagały komentarza, każdy byłby niewystarczająco. – Jak już uratują Sefu i ciebie opatrzą i porozmawiam, z zielarką zaprowadzisz mnie do schronu, dobrze? — Przez kolejną chwilę była gotowa milczeć by zaraz znów powziąć temat służącego jej goblina – A goblin... On chciał pomóc. Tak naprawdę to obie go uratowałyśmy od Kharkhuna. Tylko że on uważa swojego brata Esoma za zdrajcę. Chciałam ich pogodzić wspólną walką przeciw Kharkhunowi. — W końcu w bastionie, już niedługo miał nastać nowy świt i to właśnie oni mieli go rozpocząć, poprzez ucięcie orkowej żmiji łba. – Jak Sefu dojdzie do siebie, zapytaj go, gdzie byliśmy i co chciałam zrobić nim goblin nas odwiedził. Może od niego zabrzmi to lepiej. Ale powiem ci wcześniej. Myślałam, że jesteś smutna, bo Quetapin ubrał mnie okazalej od ciebie i chciałam to zmienić... —

Spoiler:
Spoiler:

Bastion Khudamarkh

209
POST BARDA
Poprzez relację, która łączyła Qlairę i Quetiapina, mówienie o bardzie, jakby był kolejnym cudem świata, było do przewidzenia. Również Kamira, nawet jeśli trzymana pod kloszem, musiała dostrzegać w słowach Qlairy pewną logikę.

Czarodziejka poczuła, jak Qlaira opiera się o nią coraz większą siłą, jakby przełamywała się i pozwalała na zupełną bliskość.

- Jeśli ułożymy się z goblinami, to zdradzą nas zaraz po tym, jak Kharkun upadnie. - Mruknęła Qlaira, najwyraźniej doświadczona w kontaktach z tymi małymi, zielonymi szumowinami. - Nawet jeśli nazwą cię królową. - Dodała, pamiętając słowa brata Esoma. - Jeśli potrafiłabyś ich wykorzystać, możemy próbować, ale... - Myśl pozostała niedokończona, gdy Qlaira westchnęła głęboko. - Kręci mi się w głowie. - Pożaliła się cicho, wstydząc się słabości. Upływ krwi musiał już dawać efekty.

Stan Qlairy pogarszał się, zielarka nie wychodziła z namiotu, zresztą, tak jak i łysy i goblin, a kurtyzana zaczełą słaniać się, przekładając cały swój ciężar na Kamirę. Krew nie przestawała cieknąć, jakby uszkodzone zostało jakieś większe naczynie krwionośne.

- Po tym, jak zdobędziemy Bastion, zrobisz, co będziesz chciała. Ze strachem albo bez. - Obiecała Qlaira.
Obrazek

Bastion Khudamarkh

210
POST POSTACI
Kamira
Każdy kij miał dwa końce, tak jak wszelkie działania miały dwa zakończenia. Różniły się tylko detale, mniejsze lub ważniejsze. Cały problem występował gdy do równania dodano punkt widzenia, który każdy miał własny. Nowa perspektywa... To właśnie te perspektywy sprawiały, że niektóre działania były widziane jako dobre, tudzież bohaterskie przez jednych a godne złoczyńcy przez drugich. Może i tak samo było z czynami Quetapina i Azelila. Kamira również miała swoje "uczynki" na sumieniu, wszak jest z nimi w zmowie i koniec końców ludzie i gobliny stracili swoje życia.

I po co to wszystko? Po to by następnego poranka kto inny mógł zasiąść na tronie bastionu i by cały proces mógł się za jakiś czas powtórzyć... Czyż to nie wspaniałe koło życia... Albo śmierci? Należało przełamać ten krąg...

Qlaira była wyjątkowo potulna. Jej obecna słabość przyniosła uśmiech na twarzy płomyka. W końcu do niej dotarła. W końcu mogły normalnie pomówić i wzajemnie się wyżalić. W końcu "stały" obok siebie, jak równe. Słowa, które słabiej wypowiadała Qlaira niosły za sobą coś więcej niż tylko przestrogę, prawdopodobnie doświadczenie, ale czy właśnie doświadczenie i brak odwagi do podjęcia ryzyka, nie utrzymuje tego spaczonego kręgu śmierci w ciągłym działaniu? Należy go przerwać, wyrwać, zniszczyć i pozwolić nastać czemuś nowemu.

Płomyk nie miała pojęcia czy gobliny zachowają się właściwie. Nie wiedziała, czy brat Esoma dotrzyma słowa, nie wiedziała, czy Esom zachowa się właściwie. Nie wiedziała niczego, ale była gotowa spróbować. – To z emocji... — Powiedziała ciszej do blondynki, wciąż jej nie puszczając. Oj tak, emocji było tutaj wiele i nie wszystkie opuściły obydwie panienki. – Jeśli nas zdradzą, wszystkie wysadzę, obiecuję. — Powiedziała cicho, składając obietnicę. Była ona nie byle jaka, bo zarzekła się zrobić to, co obecnie chce odwlec. Wtedy też Kamira się uspokoiła. Pogodziła się z tym co trzeba zrobić i jakie będą tego konsekwencje. Nie było już odwrotu a Esom i jego brat będą musieli dołączyć do oblężenia wraz z pozostałymi gdy nadejdzie odpowiedni czas. – Zostanę, nie chcę robić czegoś, by potem to zostawić... — Wtedy do niej dotarło. Qlaira rzeczywiście krwawiła, krwawienie nie ustało i nie wydawało się, że szybko ustanie. Karmazynowy wzrok wtopił się na moment we wciąż krwawiącą ranę, z której sączyła się krew tak bardzo podobna w swojej barwie do tego co na nią spoglądało. Wyglądało to źle a Kamira nie znała się na pierwszej pomocy. Wiedziała jedno, jeśli coś cieknie, to trzeba odciąć dopływ tego czegoś. Szybko się zerwała. – Abel! Rabe! Zielarko! Ona-ona cały czas krwawi, jest źle. Coś trzeba zrobić! — Wrzasnęłą, spoglądając w kierunku drzwi do wnętrza budowli. Rozejrzała się szybko. Potrzebowała czegoś, czym mogła owinąć ranę, a raczej coś, nad raną. Koniec końców totalną idiotką bez wyobraźni to nie była, choć jej wiedza medyczna graniczyła z zupełnym zerem. Wbiegła przez drzwi zielarki, biorąc, co tylko znalazła przy drzwiach, potrzebowała szmaty, choćby tego co zasłaniało drzwi, o ile było tam coś takiego. Jeśli nie, to coś, co leżało obok. Jeśli natomiast bliżej dziewczyn znajdowały się inne drzwi, to bez oporów wparowała i miała zamiar zgarnąć jakiś materiał, by potem zbliżyć się do Qlairy i mocno, najmocniej jak potrafiła zawiązać go kilka centymetrów nad raną, tak by wszystko ścisnąć. Jeśli do tej pory z budowli zielarki nikt nie wyszedł. Nie zostało jej nic innego jak pochwycenie Qlairy pod ręce i zaciągnięcie jej do środka. Na szczęście Qlaira nie była tak wielka jak Sefu.


Spoiler:
Spoiler:

Wróć do „Wschodnia baronia”