Ciężko było nazwać to jak się czuła, czyżby to był jeden z tych dni, gdzie przesadziła z magią? Ale gdzie? Kiedy? Jak? Zupełnie nie rozumiała, nie miała nawet siły, by próbować rozumieć w jak złej sytuacji była. Czyżby podali jej coś, co zupełnie ją osłabiało i miało wyssać z niej wszelkie życie? Cóż to były za czarne myśli... Zupełnie niepotrzebne, bo przecież nikt by się nie odważył, nikt by nie spróbował i chyba o tym wiedziała.
Chyba...
Sen okazał sie czymś wyjątkowym, przyszedł nagle, równie nagle się skończył, niespodziewanie, wcale nie pozwalając na żadne dojście do siebie czy odzyskanie energii. Zupełnie bezwartościowy, stracony czas. Pustynia i gorąc sprzyjał chorobom, ale czy ostatni wieczór był tak straszliwy, by doprowadzić ją do tego stanu? Jak silna musiałaby być ta choroba, by doprowadzić czarodziejkę tak szybko, niemal na skraj tego życiowego urwiska. Chłodna dłoń, która dotknęła jej policzka zupełnie nie pasowała do tego co otaczało ją do tej pory. Ciepła, którego pozbyć się nie mogła. Powoli otworzyła oczy, delikatnie, mrużąc je dosyć mocno. Nie chciała się budzić, nie chciała wstawać, nie tak szybko, zwłaszcza nie tak szybko gdy pojawił się chłodny dotyk, jakiego wręcz w tej chwili pragnęła, cokolwiek to było, powinno pojawić się tego więcej.
Z tej chwili przyjemności w nieszczęściu wyrwały ją słowa wypowiadane głosem barda, to właśnie on, znowu on wyrywał ją ze snu. Widziała - ledwo, ale wiedziała, że to on. – B-bankiet? — Wycedziła z siebie słabo. Pamiętała, że była mowa o jakimś bankiecie, jeszcze dzisiaj, albo jeszcze wczoraj, czyżby nie minęło tak dużo czasu? Nie miała pojęcia, jak wiele go upłynęło. Pewna była natomiast tego, że za mało. – C-co mam zrobić? — Mówiła słabo, tak naprawdę zupełnie bez pomyślunku. Teraz potrzebowała chłodu, mrozu niczym z lodowca. Zimnej bali, zimnego stosu wody tak zimnej, że aż paliła od chłodu - to było jej obecne marzenie. Zamarznąć.
Spróbowała się podnieść, delikatnie podpierając się dłońmi, by zaraz znaleźć się w pozycji siedzącej. Nie wiedziała, jak długo wytrzyma, dlatego następnie, o ile była w stanie, miała wstać. Całe szczęście, że "stal" jaką na sobie nosiła nie była jeszcze cięższa. Mogła iść na jego polecenie, ale nie czuła się na tyle, by sama się odnaleźć po tych korytarzach – B-bankiet... Przygotować. Nie mam siły... Starsza, chcę spotkać księcia... — Majaczyła, zupełnie dając się ponieść wodzy fantazji. Któż przygotuje jej fryzurę, kto przygotuje włosy i obwiesi złotem? Kto ją przypudruje jakimiś specyfikami, by wyglądała na dużo starszą, niż jest? No kto zrobi to wszystko gdy jedyne co była w stanie to zamknąć oczy i paść niczym kłoda drewniana, tak niespotykana w tych stronach. Czy musiała jeść? Oczywiście, że musiała, ale w chorobie nawet jedzenie nie smakowało, nie chciało się jeść, nawet jeśli organizm tego chciał. Ciężar funkcjonowania był zbyt wielki, a co dopiero gdyby zaczęła rzucać zaklęcia. – P-pójdę, jestem Kamira, n-najsilniejsza czarodziejka Urk-hun... — Zaczęła mówić cichnącym głosem. Jakby niezbyt miała siłę kończyć swój wywód. Jeśli wstała, to odruchowo sięgała ręką w kierunku swojego kostura, ale koniec końców nawet go nie chwyciła.
Spoiler: