Bastion Khudamarkh

76
POST POSTACI
Kamira

Pomyj rechotał sobie wesoło. Trudno było stwierdzić czy ktoś sprawiał mu przyjemność, czy może sama obecność tutaj i zastana sytuacja była przyjemnością samą w sobie, ale nikt nie powiedział, że nie mogły to być obie sprawy.

Kamira wyraźnie się skwasiła gdy na jaw, tak już zupełnie - wyszły słowa, które z jej ust padły. Ot - synowa. Mimo że wyraziła się już jasno na temat tego co mogła myśleć na ten temat, oraz tego co rzeczywiście się stało... To po wypowiedzeniu tych słów czuła się dziwnie, dziwnie nieswojo, bo nie była w tej chwili pewna, co rzeczywiście czuje. Nie kochała barda, to było jasne, ale czy rzeczywiście była tak skora wpaść w sidła Venli, jaki nauczycielki? Najbardziej dobiło ją odczucie, że tak naprawdę nikt nie był tu jej przyjacielem i nigdy nie będzie. Myślała, jak powinna ich traktować, ale nie mogła się przemóc do pogodzenia się z traktowaniem ich przedmiotowo - przeciez nie o to chodziło.

Dobrze, że Qlaira jakoś się uspokoiła, niezależnie jednak od tego Kamira zaczynała rozumieć, co pomyj miał na myśli z wszystkimi, którzy na nią czyhali, widziała, że robi sobie tylko wrogów - niezależnie co i jak zrobi. Możliwe, że Bastion nie był miejscem dla niej. Na pewno nie był, oni byli zdolni do mordu z zimną krwią, a nawet i ona ze złości nie zrobiłaby tego z premedytacją.

Oczywiście, że dała się poprowadzić starszej czarodziejce, przez kilka chwil, możliwe, że usunięcie sprzed oczu Qlairy widoku Kamiry było w tej chwili najlepszym rozwiązaniem. Nie wiedziała jaki wyraz twarzy przyjąć, ale wszystko to - wydawało się jej po prostu niewłaściwe. – Wszyscy myślą, że mogą mówić i robić wszystko. Gdy tylko ja chcę zrobić coś po swojemu dzieje się to! — Powiedziała w kierunku Venli, patrząc na nią nieco spod byka, choć wcale nie było to spojrzenie skierowane bezpośrednio do czarodziejki... A może było? – Ostatnie dni myślałam, że przyjdzie okropna zła czarodziejka, przejąc bastion. Wcześniej mówi się, że jestem morderczynią gdy nie jestem, a potem mówi się, że czyhają na moją głowę! Dlaczego na mnie? Co robię nie tak!? — Też musiała się wyładować. Nakręcała się już sama. Była zdenerwowana, całą tą sytuacją, bastionem, niewiedzą i w ogóle wszystkim w koło. – I tak jest zawsze! Wszyscy tylko na mnie czyhają, by okraść i oszukać! Bo potrafię czarować! Nikt nie potrafi tego zrozumieć! — Tylko co tutaj było do rozumienia? Tak naprawdę to nic poza tym, że czarodziej jest czarodziejem, chce być wyjątkowy spośród swojej kasty, no i co najważniejsze - nie umiała nic innego. – Wszyscy traktują mnie jak jakąś zabawkę, na którą można zrzucić winę za wszystko! I za zaćmienie i za padających gości! Nie jestem zabawką! — Przez ostatnie kilka godzin niczego nie wysadziła. Chciała to zmienić, by dać upust swojej frustracji. Czy to było nagłe? Było, jak najbardziej, ale nie mogła trzymać tego w sobie dłużej. Tez chciało się jej płakać, ale jeszcze się powstrzymywała. Nie chciała już brać udziału w uczcie, wolała iść do swojego pokoju i właściwie to zrobiła, tam zaczęła się kierować, choć nie zapomniała o zrobieniu jednego, pamiętnego wybuchu w tej chwili. Bardziej przypadkowego niżeli skierowanego w kogokolwiek. Ot. Skierowała wzrok w jeden z pobliskich kafelków oddalonych o kilka metrów. – Eksplozja! — Powiedziała głośno. Niech wszyscy słyszą, że powinni się z nią liczyć, z nią i jej magią, że wcale nie jest taka uległa i że też ma własne zdanie, niech się jej boją. Po stworzeniu wybuchu zaciągnęła kapelusz, najmocniej jak mogła na głowę, byle cokolwiek jednak widzieć i pognała czym prędzej do swojego pokoju... A tam? Szukała swojej zniszczonej księgi, bo właśnie w niej kryła się tajemnica chyba jedynej istoty, która ją rozumiała - przynajmniej w okolicy.

1. Szybki wybuszek w jakąś płytkę, gdzieś tam - nic groźnego.

Spoiler:

Bastion Khudamarkh

77
POST BARDA
Qlaira była teraz problemem barda, za to Kamira - Venli, choć ta ostatnia wcale nie postrzegała młodej czarodziejki jako kłopotu. Starsza zmartwiła się wyraźnie, gdy Kamira dała upust swojej złości.

- Kamiro... w Bastionie wszystko jest polityczną, brutalną grą. - Zaczęła, choć nie chciała wchodzić w słowo zdenerwowanemu Płomykowi. - Sama tego nie rozumiałam, gdy razem z Quetiapinem zbiegliśmy tutaj z Karlgardu. - Wyjawiła kolejny kawałek swojej historii. - Potrzebujesz... przewodnika. Nie kogoś, kto wrobi cię w kolejne morderstwa dla własnych zysków.

Choć Venla bezsprzecznie kochała swojego niepoprawnego synka, nie dało się ukryć, że nie negowała jego grzeszków.

Staruszka odsunęła się, gdy Kamira zaczęła czarować wewnątrz pomieszczenia. Znając naturę jej czarów, osłoniła w porę twarz.

Płytka rozprysnęła się w drobny mak, tak samo jak kilka sąsiadujących. W piaskowcowej ścianie powstała wyrwa wielkości orczej głowy. Powietrze wokół dziury wypełniło się płomieniami, które szybko zgasły z braku paliwa. Na podłodze pozostała kupka drobnego gruzu.

- Kamira! - Zdenerwowany głos Quetiapina poniósł się po korytarzu. Nie powinna demolować jego pałacu!

I choć czarodziejka nie chciała zrobić nic więcej, aniżeli zniszczyć jedną z płytek, zdenerwowanie nie pomagało w ukierunkowaniu mocy tak, jakby chciała. Magia płynęła przez jej palce z nierówną siłą, jakby strumień przelewał się przez bobrzą tamę w nierównych falach.

Płomyk zbiegła ku swojemu pokoikowi. Przy zasłoniętych okiennicach w środku było duszno. Rozgrzebane łóżko posprzątano, tak samo jak balię i ozdóbki, które wcześniej Bulion chciał wpleść w jej włosy. Jej osobiste rzeczy ładnie poukładano na szafce obok łóżka. Wśród nich była książka.

- Kamiro. - Głos Venli rozbrzmiał przy drzwiach. - Mogę wejść? Porozmawiajmy.
Obrazek

Bastion Khudamarkh

78
POST POSTACI
Kamira

Nie miała nic do dodania. Nie, póki nie znalazła się w swoim pokoju. Dopiero tam mogłaby coś powiedzieć, ale do kogo, gdy w pierwszej chwili znalazła się tutaj sama. – Powinnam jak najszybciej dopełnić tego co obiecałam, a nie bawić tutaj w dom — Stwierdziła, pewnie przejeżdżając dłonią po okładce nadpalonego tomiszcza, z którego nie rozumiała na dobrą sprawę ani słowa.

Chwyciła więc za książkę, wzięła swoją torbę z pyłem i siadła na łóżku, opierając się czy to o ścianę albo poduszkę. Nie miało to znaczenia, o coś się musiała oprzeć, a jak nie było o co, to usiadła, opierając się właśnie o łóżko, tak by nie było jej za bardzo widać od strony wejścia.

Ot, zajęła sobie miejsce, biorąc sobie jedne z cenniejszych rzeczy, jakie jej zostały. Nie ważne czy minęła minuta, sekunda, a może i piętnaście. Trzymała tak książkę na kolanach, nie otworzyła jej, wiedziała, że będzie tylko głupio wyglądać, była na siebie bardzo zła, na siebie, na wszystko. – To pewnie przez kapelusz mnie widać! — Odezwała się głośniej, ściągając go zarazem z głowy i kładąc gdzieś obok. Westchnęła też, odkładając książkę na łóżko. – O czym? O tym, że wszystko, co mam jest pożyczone? Łóżko - pożyczone. Sukienka? Pożyczona, bo materiał nie mój — Mówiła wskazując najpierw na jeden przedmiot, zaraz potem na drugi – I to wszystko, by mnie kontrolować! Bym nie wychodziła jak nie potrzeba! Nawet nie obejrzałam Bastionu. To jakiś pożyczony łańcuch to wszystko! — Położyła głowę na części łożka, obok książki, zaraz potem nakryła głowę kapeluszem – Wyglądała na zupełnie zrezygnowaną. Tak naprawde nie wiedziała jużm co w ogóle powinna powiedzieć. Nie mogła wszak czarodziejce odmówić, ale tez nie mogła dać się wplątać w kolejną manipulację, choć doskonale wiedziała, że w jej przypadku to dziecinnie proste. Była zupełnie skołowana, nie tylko dzisiejszymi zdarzeniami a wszystkim, co się do o koła działo. – Nie rozumiem, co się dzieje, co ma się dziać i czego wszyscy chcą. — Chciała naprawdę sobie popłakać, ale również walczyła ze sobą by utrzymać jak najbardziej poważno-niepoważny wizerunek, by się zwyczajnie nie poryczeć, nie chciała pokazać słabości, która trawiła ją od środka, bo przecież... Tak naprawdę nikomu nie mogła zaufać, a jednak była w stanie zaufać tutaj każdemu, w tym gnieździe żmij.
Spoiler:

Bastion Khudamarkh

79
POST BARDA


Z oddali dobiegł ich zdenerwowany głos Quetipaina, pełen wyrzutu i złych intencji. Venla poradziła sobie z nim bardzo szybko. Przekroczyła próg pokoju Kamiry, a następnie po krótkiej inkantacji zablokowała drzwi, jak i okna. Niemal niewidzialna bariera, mieniąca się złotem i bielą, zasłoniła wszystkie przejścia i wygłuszyła dźwięki z zewnątrz. Prawdopodbnie sprawiła również, że nikt nie usłyszy Kamiry, ani Venli.

Starsza czarodziejka zbliżyła się do Kamiry. Przez moment wyglądała, jakby chciała przysiąść obok niej na podłodze, jednak ostatecznie wybrała łóżko. Z zaciekawieniem zerkała w kierunku jej woluminu, ale na razie nie pytała.

- Możesz nie mieć sukienek, łóżka... ale masz swoją moc, Kamiro. - Venla mówiła łagodnie, jakby chciała ugłaskać przestraszone zwierzątko. Najwyraźniej to był jej normalny ton. - Pamiętaj, że jesteś czarodziejką, wciąż młodziutką, dlatego chcą cię wykorzystywać. Nie jestem dumna z tego, na kogo wyrósł Quetiapin. Ma władcze zapędy. - Westchnęła lekko, przyznając się do błędów wychowawczych. - Ale nic cię tu, z nim, nie trzyma. Bastion drży na sam dźwięk twojego imienia. Tak, jak ty spodziewałaś się strasznej wiedźmy, ja również miałam inne oczekiwania. - Kobieta uśmiechnęła się pod nosem. Najwyraźniej obie się pomyliły. - Wszyscy chcą władzy i bogactwa, to normalne w miejscu takim, jak to. - Tłumaczyła dalej. - A my musimy znaleźć w tym swoje miejsce.

Dłoń staruszki spoczęła na ramieniu Kamiry.

- Potrzebujesz pomocy?
Obrazek

Bastion Khudamarkh

80
POST POSTACI
Kamira
Dopiero po chwili Kamira zdała sobie sprawę z tego, jakie ruchy wykonała starsza z czarodziejek. Nie komentowała, ale spostrzegła wszystko. To nie był odpowiedni czas na dodatkowe komentarze odnośnie czyjejś magii. Z drugiej strony - mogło to być nawet i lepiej, że to zrobiła. Przez to nikt ich nie usłyszy i cała złość, może nawet i zdenerwowane twarze, zdążą ostygnąć, nim rzeczywiście dojdzie do czegoś złego.

Pierwsze słowa niby wiele nie znaczyły, ale zwracały uwagę na coś niezwykle istotnego. Na to, że Kamira nie jest członkinią haremu, która wszystko zawdzięcza i musi zawdzięczać łasce swojego pana, na którego próbował kreować się żądny władzy Bard.

– Oczywiście, że mam. Jestem dumnym ognikiem i nie mogę pozwolić, by inni mnie taką widzieli — Mówiła z dumą w głosie, ale nie zwyczajną i pełną siły, a raczej, taką bardziej pokrzepiającą, nie dla kogoś, nie dla czyichś uszu a dla samej siebie. Bo o ile wierzyła w swoje słowa, tak chciała uwierzyć w nie zwyczajnie bardziej. Bo kimże tak naprawdę była Kamira bez swoich czarów. Odsłoniła się spod kapelusza na chwilę, ale zaraz potem znów w nim zanurkowała, nie chciała się pokazywać innym, tak jak to było w tej starej metodzie i prostym przysłowiu - jak ty siebie nie widzisz, to inni ciebie też, schowała głowę w kapelusz, niemal jak struś w piasek.

– Na co władza, jeśli to ona ściąga ci innych na głowę, zazdrosnych. Tytuły! To co innego, ich nikt ci nie odbierze, marzeń i osiągnięć. Nawet jeśli opowie kłamstwa, to magia wie, zna prawdę, bogowie też. Dwirmir i Xand na pewno, Krinn również! Znają prawdę, zawsze. — Oczywiście, że zamierzała się powołać na trójkę pustynnych bóstw, którym oddawała zazwyczaj cześć. Uważała, że skoro okazują swoją przychylność, to wiedzą, do czego wyznawca jest zdolny i co potrafi osiągnąć, nawet jeśli inni próbują to umniejszyć. – Nie mam Urk-huńskich zębów, wszystko Sefu wydał na starą koszulę. Nie umiem ani polować, ani nie mogę tułać się po piasku w nieskończoność. — Zacisnęła mocno ręce na rondzie swojego kapelusza, po kilku chwilach ściągnęła go z głowy i odłożyła na bok, siadając na łóżku ze skrzyżowanymi rękami – Nie wiem czego innego spodziewać się po ognikach jak nie dumnych magów, chcących rywalizacji i osiągnięć, ale szczerych i rzeczowych. Nie oszukanych! — Mówiła o swoim plemieniu i swojej roli z dużą dozą szczerej wiary w dobre intencje każdego ognika, choć najpewniej i to było niemożliwe. Świat korumpował każdego, prędzej czy później – Jestem czarodziejką i władam zaawansowaną magią i tylko taką, bo zasługuje ona na odpowiedniego użytkownika, poza tym udowodnię Karlgardzkim magom, że magia eksplozji to najbardziej wyrafinowana z magii, najpiękniejsza i wymagająca najwięcej umiejętności — Miała wiele marzeń związanych z pokazaniem innym magom nie tylko swojej wielkości, mimo małej postury, ale też, szczerego pokazania, że nie każdy mag jest i musi być taki sam, że różne są charaktery, ale również, że potęga to jedno, bo to ją definiują marzenia, ale serce na odpowiednim miejscu też jest istotne. Tak naprawdę o tym ostatnim sama również nie wiedziała.

Nie wiedziała jak zareagować na dłoń staruszki, czy inne jej ruchy, w ogóle na jej obecność. – Ja... Nie przestanę być Kamirin, przodowniczką wśród pustynnych ogników, Karlgardzką maginią bojową z kolegium magii bojowej i strategii... — W tej chwili przerwała na moment, przytykając palec do brody w geście rozmyślania – My ogniki nosimy różne tytuły. Każdy jest magiem, mój kuzyn na przykład nosi miano Przodownika wśród pustynnych ogników oraz przyszłego naczelnego, ognistego łowcy skorpionów i innych poczwar! — Skrzywiła się na moment, zerkając w kierunku drzwi. – Tytuły, marzenia i stanowiska to u nas prawie to samo. To skomplikowane — Poprawiła się, wyjaśniając w skrócie całą tą zawiłość, choć - również nie w pełni, bo to wymagałoby dogłębnego wyjaśniania i analizy tego, co potrafił każdy czarodziej w osadzie, a skoro tam każdy w jakimś stopniu był czarodziejem... To było skomplikowane. – Tutaj jestem bardziej wyjątkowa... — Dopiero po chwili odpowiedziała na faktyczne pytanie, jakie jej zadano. – N-nie wiem. —

Spoiler:

Bastion Khudamarkh

81
POST BARDA
Venla obrała rolę słuchaczki - pozwalała Ognikowi powiedzieć wszystko, co leżało jej na sercu. Nie przerywała, jedynie zmieniając położenie dłoni - a to głaszcząc Kamirę po ramieniu w geście wsparcia, a to znów przenosząc ją na jej głowę, ale uważając, by nie naruszyć misternie uplecionych włosów!

Zgodnie z przewidywaniami, nikt im nie przeszkadzał. Nawet jeśli Quetiapin starał się dostać do środka, nawet jeśli krzyczał coś zza drzwi, do uszu czarodziejek nie dochodził choćby szmer jego głosu.

- Władza uzależnia. Quetiapin nie zawsze taki był. Był... skromny. Kiedy postanowił wyrwać się spod Kharkhuna w młodzieńczym geście buntu, trafił pod Moxiclava. Reszty historii możesz się domyślić. - Venla również westchnęła. W historii matki i jej dziwnego przybranego dziecka było więcej zawiłości, niż można się tego było spodziewać. - Rozmawiałam o tobie z Kharkhunem. Jeśli chciałabyś, mogłabyś dołączyć do jego dworu. Tam niczego ci nie zabraknie, będziesz również miała swego rodzaju... immunitet. - Namawiała czarodziejka. Czyżby została tu wysłana po to, by zwerbować Kamirę? - To lepsze miejsce dla pustynnego ognika niż tutaj, pośród intryg Quetiapina. Jeśli nie chcesz opuszczać Bastionu, to będzie najlepsze wyjście. Nikt nie broni ci używać tytułów, kochanie. Mogłabyś znaleźć dla siebie lepszy cel, aniżeli bycie Zagładą Goblinów i Pożogą Bastionu.

Venla milczała przez chwilę. Zabrała rękę, nie chcąc dalej męczyć Płomyka. Dłonie grzecznie splotła na podołku.

- Nim jednak podejmiesz decyzję, chciałabym zapytać... co stało się z Proprionem Van Lohe? Był moim serdecznym przyjacielem.
Obrazek

Bastion Khudamarkh

82
POST POSTACI
Kamira
Sytuacja ta jak zwykle była dla Kamiry zaskakującym obrotem sprawy. Tym razem ze słuchania, dość szybko przeszli do przesłuchania, to był koniec gry wstępnej i właśnie tym ta rozmowa miała się stać. Przesłuchaniem czarodziejki podejrzanej o morderstwo, a zarazem świadka w jego sprawie, przez czarodziejkę śledczą, wysłana przez Kharkuna. Jak w ogóle do tego, doszło, ze który Ognik nie mógł zagrzać w Karlgardzie swojego miejsca wplątał się w to wszystko?

Nie chciała podejmować decyzji, czuła się, że każda przyprawi ją później o ból głowy, ale to w najlepszym przypadku, bo w najgorszym wpadnie jak śliwka z czekolady w pomidory, albo truskawki - i tak źle i tak nie dobrze. Co było dla niej rzeczywiście lepsze? Pozostanie w środku jednej, dziwacznej intrygi, czy obserwowanie u Kharkhuna wielu innych, kolejnych? Kamira nie chciała żadnej z tych rzeczy. Nie chciała być wciągana w takie sprawy, ani w żadne inne, chciała zrobić swoje, ale na swoich warunkach. Tylko czy Urk-hun rzeczywiście było najlepszym miejscem? Pewnie nie, ale innego nie znała.

Również zdecydowała się na milczenie, musiała pomyśleć, ale nawet i chwila na rozmyślanie nie dała jej żadnej odpowiedzi, ani tym bardziej pewnego kierunku.

– Pro...pionem? Ten niziołek? Trochę był niemiły na początku... — Zapytała, gdy tylko padło jego imię. – Wtedy uderzyło w nas zaćmienie — Pogładziła się lekko zewnętrzną stroną dłoni pod brodą. Powstała na równe nogi, zerkając na staruszkę, nie zapomniała o kapeluszu, który znowu przyozdobił jej głowę – Wszyscy uznali, że zaćmienie to moja wina. Stwierdziłam, że lepiej by tak myśleli. W końcu zaczną mnie brać na poważnie. — Powiedziała krzyżując ręce – Wtedy... Miałam pokazać, że przywrócę światło. Rozświetliłam pomieszczenie... — Westchnęła tym razem już bardzo ciężko, niemalże jakby była zmęczona dwudziestoczterogodzinnym maratonem emocjonalnym – To moje prawie jedyne zaklęcie, które nie czyni krzywdy. Uznałam to za świetny pokaz... Tylko że ludzie zaczęli się krztusić i padać. Nie wszyscy, ale większość. Mi nic nie było, tutejszym też. A niziołek? Chyba myślał, że to ja. Potem jedna z dziewczyn go wykończyła — Spuściła głowę, obserwując wciąż starszą czarodziejkę. Niezbyt rozumiała w ogóle motyw zabójstwa Propiona, przecież jeśli wszyscy zostali zatruci, to i tak był już martwy, po co go dobijać? – Hej... A właściwie to dlaczego pytasz? Dlaczego ktoś miałby chcieć go zabić? Znaczy się... Zabił go — Spytała zerkając na nią swoim karmazonymi oczami, które nie mogły wyglądać w tej chwili inaczej niż niewinnie. Bo prawda to, że Propion był kreowany na posłańca Venli, to jednak o samej Venli Kamira nie słyszała nic, do dzisiaj.


Spoiler:

Bastion Khudamarkh

83
POST BARDA
Z każdą chwilą, z każdym słowem Kamiry, oczy czarodziejki rozszerzały się bardziej i bardziej. To, co wyjawiała Kamirin, było dla niej szokiem.

- Co do zaćmienia, wiem, że to nie twoja wina, jestem też zdziwiona, że miałaś siłę, by czarować podczas długiej nocy... - Westchnęła Venla. Najwraźniej przeżywała podobne katusze, co Płomyk. - Ani ja, ani Q'beu nie mogliśmy pojawić na bankiecie, ale przecież... - Staruszka urwała. Spuściła wzrok, jakby bardziej zagłębiona w obrazy we własnej głowie, niż w to, co było przed jej oczyma. - Quetiapin powiedział, że Proprion i reszta, ci, którzy nie wrócili do domów po bankiecie, zostali zaatakowani na ulcach przez posuchy. Przecież on sam... - Pokręciła lekko głową. - Właśnie leczyłam jego rany! Powiedział, że Propriona dorwał posuch! - Podniosła nieco głos.

Kamira mogła poczuć, jak włoski na jej ramionach i karku stają, niczym naelektryzowane. W powietrzu dało się wyczuć ciężki, narkotyzujący zapach magii.

Czarodziejka podniosła się z posłania.

- Nie sądziłam, że posunie się do tego. Nie chciałam wierzyć w plotki. Kamiro. - Venla spojrzała na młodszą. - Nie jesteś tu bezpieczna.
Obrazek

Bastion Khudamarkh

84
POST POSTACI
Kamira
Kamirze nie wydawało się to dziwne, że była w stanie wyrzucić z siebie choć jedno, albo dwa zaklęcia w trakcie trudnej nocy, wszak - starała się bardzo i było to też spowodowane dużą ilością zimnej wody, która to pozwalała jej jakkolwiek zachować przytomność. – Było trudno, tylko Bulion i zimna woda mnie trzymały w mocy... I to też tylko do bankietu. Potem nic nie pamiętam — Dopowiedziała, oddając szczerze, ze swojej perspektywy wydarzenia tamtej nocy.

Venla zdawała się szybko pojmować co się wydarzyło, Kamierze przychodziło to nieco wolniej, ale również, mimo swoich braków matematycznych zaczęła dodawać słowne dwa do dwóch i mnożyć to przez cztery, tworząc jakieś sensowne wyniki – Yyy, jeśli mieliście z Q'beuem być na Bankiecie... A wszyscy z bankietu... — Nie skończyła, bo chyba dla każdego było jasne, że czarodziejka Venla była tutaj chodzącym trupem, a Kamira? Nie wiadomo w sumie czym. Ognik naprawdę chciała wierzyć w to, że Quetapin nie jest aż taki zły, ale okazuje się być nawet gorszą żmiją niż walczący o władze w bastionie Moxiclav, który to nie doprowadził do pożaru ani niczego takiego... Kto był gorszy? Jabba the Moxiclav czy Quetapin?

Spuściła znów głowę, bo zdawała sobie sprawę, że koniec końców... To musiał być czyiś koniec, albo ambitnego Quetapina, albo ich koniec i początek upadku Kharkhuna. Czy właśnie takie sytuacje nie były na tyle dumnymi i ważnymi, za które nawet ognik byłby w stanie walczyć? – Nie. Pewnie jeden z orków połamał mu rękę, dla pozorów. Nie słyszałam o innych rannych. Tylko jego dorwały, jak się przechadzał. Tak mówili... Nie wypuszczali mnie na Bastion... — Przerwała na krótką chwilę z przekrzywionymi ustami – Gdyby zaatakowały, byli by ranni, a on... Unikał tematu. Poza tym, poza pałac nie wyszłam, nie miałam w czym... Tę suknię dostałam dziś, przed waszym dotarciem wcześniej... — Zacisnęła obie dłonie na rondzie swojego kapelusza nieco się rumieniąc, zaraz jednak podniosła głowę do góry. – Propion wykrwawił się, grożąc mi i wszystkim śmiercią. — Nie wzdrygnęła się, zmarszczyła brwi w chwili gdy poczuła woń magii. Ostatnie ostrzeżenie, jakie otrzymała od Venli było dla niej nie tylko ostrzeżeniem, co pokazaniem, że dzisiejszy wieczór, nie będzie spokojnym. – Ja bardziej niż ty. Nie wyjdziecie stąd żywi. Mój tato i mój brat powiedzieliby, że jest to sytuacja, w której ognik musi stanąć po odpowiedniej stronie i nie doprowadzić do tragedii. Jeśli nie dla marzeń swoich, to dla innych, które nie są niegodziwe. W tym wypadku jeśli mam zostać czarodziejką pogożeliska - niech tak będzie. — Skomentowała swoje bezpieczeństwo, wierząc, że jednak to Venla jest na znacznie gorszej pozycji niż Kamira, choć i jej okres przydatności dobiegał końca. Rozejrzała się uważnie za swoją torbą i kosturem, od razu powędrowała w ich kierunku. Nie omieszkała również sięgnąć swoich błyskotek, które akurat należały do niej. Powinny być tam, gdzie leżały jej rzeczy, prawda? Torba z komponentami była tutaj najważniejsza, poszukała też jakiegoś paska, albo sznurka, bo jednak potrzebowała swojej księgi. Nie mogła jej tutaj zostawić.

– Jeśli nie powstrzymamy go dzisiaj... — Nie chciała kończyć, ale ona nie widziała już w tej chwili innego rozwiązania. Nie mogła namówić matki na zabicie przybranego syna, ale jeżeli mogła zrobić dla niej coś, to przyjąć to na siebie. Również wiedziała, że zniesie to ciężko, ale na pewno lepiej niż jeszcze kilka godzin temu, przed wielkim objawieniem rzeczywistego charakteru barda. – Trzeba znaleźć Buliona. To mój ork. Na pewno nam pomoże. — Potrafiła nabrać odwagi, zwłaszcza chwili gdy czuła, że należy w jakiś sposób postąpić, gdy miała sytuacje - którą rozumiała, tutaj... Rozumiała.

Spoiler:

Bastion Khudamarkh

85
POST BARDA


- Bulion? - Venla powtórzyła za Kamirą. - Masz na myśli tego chłopca... Jak mu było naprawdę? Ghorak Gul'Khun, syn Ghorkina. - Odpowiedziała sobie sama, zastanawiając się chwilę nad brzmieniem tego nazwiska. - Biedne dziecko. Nigdy nie rozumiałam, dlaczego przystał z Quetiapinem... Trzeba go stąd wyciągnąć. - Skinęła głową, zgadzając się z Kamirą.

Po pierwszej złości, energia przestała iskrzyć w powietrzu, gdy Venla odetchnęła głębiej i odpuściła działanie pod wpływem impulsu. Przymknęła oczy i myślała dłuższą chwilę.

- Quetiapin nigdy by nas nie skrzywdził, tego jestem pewna. - Powiedziała z przekonaniem. Jej matczyne odczucia mogły nieco przyćmić jej osąd. Potarła dłonią brwi. - A te zkamiania... Kości Quetiapina są bardzo łamliwe, miejscami zdeformowane. Wina demonicznej krwi. - Wyjaśniła pokrótce, nie zagłębiając się w szczegóły. Nie dała Kamirze okazji, by dopytać. - Mógł połamać się jakkolwiek, nawet przypadkiem.

Choć to Kamira miała być pocieszana, wyglądało na to, że tym razem to wielka czarodziejka Venla Fex potrzebowała ramienia do wypłakania. Usiadła z powrotem na łóżku, spojrzenie wbiła w swoje rozłożone dłonie.

- Nikt więcej nie musi umierać. Propiona łatwo było sprowokować, ale on nikomu nie życzył źle. Nie zasłużył na śmierć. Ja i Q'beu... Quetiapin nas nie skrzywdzi. - Powtórzyła. Pokręciła głową. - Nie pozwolę mu skrzywdzić również ciebie.

Rzeczy Kamirin czekały na właścicielkę tam, gdzie je zostawiła. Wszystko tylko czekało na spakowanie do torby. Pakownaie przerwał Kamirze głos Venli.

- Uważaj. Otwieram drzwi.

W jednym momencie bariery opadły, a gwar zza okna wpadł do pokoiku, gwałtownie przerywając ciszę. Drzwi otworzyły się z niepotrzebnym impetem i ciężko odbiły od ściany.

- Matko! - Bard wpadł do pokoiku. Tuż za nim znajdował się Bulion i Qlaira. - Cóż to za ukrywanie się w pokoju? Wróćcie ze mną, proszę, na biesiadę, kolacja stygnie. Coś się stało?

Mężczyzna wydał się zaskoczony nastrojami matki i Kamiry.
Obrazek

Bastion Khudamarkh

86
POST POSTACI
Kamira
Czarodziejka wydawała się zaskoczona poznaniem prawdziwego imienia orka – To on nie ma na imię Bulion? — Zapytała zaskoczona, powoli zaczynała się w tym wszystkim znów gubić. W tej chwili myślała, że Venla podejmie jakieś działania, zacznie przewodzić, ale odezwał się w niej znowu matczyny instynkt, którego instynkt Kamira nie potrafiła zrozumieć, może dlatego, że nie była matką? Albo może dlatego, że ognikom mówiono, że czasami nie są ludźmi, a żywym ogniem... Któż by wiedział, co było rzeczywiście prawdą, ale na pewno - nie wiedziała co zrobić, bo Kamira znała jedno uczucie, które powoli ogarniało całe jej ciało - strach. Dokładnie ten sam jakiego doświadczał każdy, czy to człowiek, czy ork. Małej, albo dużej postury. Strach i bezsilność wobec tego co się dzieje, wszak miała potężną magię. Mogła zrobić tutaj porządek, ale po prostu bała się. Bała się odwetu, czyjejś obrony i bólu, jakiego mogła doznać w przypadku zostania ranną, była w tym sama i o ile potrafiła wykazać się odwagą, to po tym jak Venla zaczęła zapewniać, że Quetapin ich nie skrzywdzi, cała jej odwaga spłynęła po niej jak po kaczce, bo wszelkie oparcie w potencjale magii drugiej czarodziejki Bastionu zniknęło tak szybko jak się pojawiło. Zupełnie tak, jak z innymi, dokładnie jak z zapewnieniami Quetapina, Qlairy i wszystkich. – De-demoniczna? To Q'beu nie żartował? Że ty i demon... Znaczy się... Co? — Była już zupełnie skołowana, ta informacja, jakby się zastanowić strzeliła ją dopiero po chwili jak prawdziwy sierpowy. To nie tak, że miała coś przeciwko konszachtom z demonami, ale co jeśli ten był rzeczywiście zły i żądny władzy? Co jeśli Quetapin był czymś w rodzaju jego... Aż strach pomyśleć, do czego mogło to prowadzić. To wyjaśniało wiele rzeczy, ale stawiało Kamirę w dziwnym położeniu, bo sama brała udział w przywołaniu czegoś nie z tego świata. Jak bardzo by chciała w tej chwili, by jej powiedział co robić, bo sytuacja robiła się nie tylko niebezpieczna, co zwyczajnie - śmiertelna, a jak ona nie dokończy rytuału, to kto to zrobi?

Już gdy zaczęła zbierać swoje rzeczy, została zaskoczona przez głos czarodziejki, który ostrzegał o otwarciu drzwi. Chciała się odezwać i powstrzymać ją na jeszcze chwilę.

Zawiesiła swoje spojrzenie, nieco zaskoczone, może lekko przerażone na bardzie. – Nooo ja tutaj tylko pokazywałam pani Venli moje magiczne atrybuty zobacz. Mój kostur i mój proszek! — Machnęła kosturem, jakby na potwierdzenie swojej wersji. Starała się by wyglądało to jak najbardziej wiarygodnie. – Kolacja! A jest wino? — Chociaż wywracało się jej w żołądku gdy zaczynała myśleć, że może być zatruta, że obie mogą zostać otrute. Nie chciała marnować czasu i z trudem łapała przez moment oddechy. Spytała o wino, bo zwykle nie wolno było jej pić, nie było jej wolno ani nie miała okazji, ani pieniądza. – Prawda to, że wpływa ono dobrze na energię magiczną? Dlatego jest ulubionym napojem czarodziejów? — Spytała każdego obecnego w pomieszczeniu, jakby szukając potwierdzenia swoich słów. W tej chwili też zaczęła odkładać rzeczy, jak gdyby nigdy nic. Oczywiście kapelusz został na jej głowie.

Jeśli nie wydarzyło się tutaj nic okropnego, to chciała trzymać się z tyłu, rozglądając uważnie, co mija po drodze, na pewno interesowały ją pomieszczenia, gdzie było dużo materiałów takich jak sukno, czy skóry, albo nawet i coś na wzór pralni... Choć czy takie coś znalazłoby się na ich drodze? By w końcu trafić na tą nieszczęsną ucztę... A jeśli Venla miała zamiar przesłuchiwać barda już teraz, to nie miała ochoty się rozpakowywać, ot, zostałaby na miejscu i słuchała, choć zdawała sobie sprawę, że to najgorszy przebieg zdarzeń.

Niezależnie co się stanie i tak będzie kłębkiem nerwów.

Spoiler:

Bastion Khudamarkh

87
POST BARDA
Zdziwienie co do imienia orka było jak najbardziej na miejscu, wszak nikt nie zwracał się do niego inaczej, aniżeli "Bulionie". Historia przydomku oraz powód, dla którego nikt nie używał prawdziwego imienia mężczyzny, wydał się tym dziwniejszy, gdy poznało się jego zamiłowania i umiejętności. Bulion, stojąc za Qlairą i bardem, wyglądał na przejętego całą sytuacją tak bardzo, jak pozostała dwójka.

- Matko! Przestraszyłyście nas. - Demoniczny Quetiapin uśmiechnął się ciepło, ludzko. Nic nie wskazywało na to, że ma jakiekolwiek złe zamiary. - Dwie czarodziejki oddzielone barierą! Spodziewałem się, że dwie tak znamienite magiczki w jednym Bastionie mogą być niebezpieczne, jednak, zacząć knuć tuż po poznaniu!? - Bard zaśmiał się, podkreślając swój wesoły ton i żart. - Mój drogi Płomyku, będzie jeszcze niejedna okazja, byście porównały swoje magiczne atrybuty.

- Prawdę mówiąc, mój chłopcze, właśnie proponowałam Kamirze, by przeniosła się ze mną do Kharkhuna.

Spojrzenie Venli spoczęło na bardzie, którego mina w jednej chwili zrzedła. Nie było w jego twarzy cienia złości, raczej czyste rozczarowanie.

- Ach, Płomyku, nie mogę cię zatrzymać, ale wierzę, iż rozważysz pozostanie. Tyle moglibyśmy razem osiągnąć. - Dłoń barda spoczęła na jego klatce piersiowej, gdy ukłonił się lekko w kierunku Kamirin. - Nim jednak podejmiesz decyzję i skorzystasz z oferty mojej czcigodnej matki lub też pozostaniesz z nami, dlaczego nie skorzystać z wieczerzy? Oczywiście, wino czeka, o ile pan Q'beu nie rozprawił się już z całą karafką...

Venla nie zdradzała, że poznała prawdę, za to Quetiapin nie pokazywał po sobie żadnych złych intencji. Qlaira wciąż miała zaczerwienioną twarz i zranione spojrzenie, ale wydawało się, że zrozumiała, o co chodziło. Jedynie Bulion westchnął i lekko pokręcił głową.

Jak na zawołanie, posiadłością znów zatrząsł śmiech Pomyja.

- Wracajmy nim zacznie rozrabiać. - Zaproponowała Venla, objemując Kamirin ramieniem i lekko popychając ją, by poszła przodem. Starsza czarodziejka pilnowała jej, z pewnością nie pozowli, by cokolwiek się stało. Zresztą, kto wie? Może kolacja u Quetiapina naprawdę miała przebiec bez zbędnych problemów?

Po powrocie do salki z basenem, nie dało się przeoczyć, że część dziewcząt zrzuciła skromne suknie i wskoczyła do wody. Q'beu siedział przy stole i delektował się jedzeniem, niczym basza we własnej posiadłości.

- Gdzieście byli?! - Zawołał.
Obrazek

Bastion Khudamarkh

88
POST POSTACI
Kamira
Demoniczny Quetapin jak zawsze ukrywał swoją demoniczność za fasadą uśmiechu i pozytywnego nastawienia. Kamira nie tyle, co to teraz zaczynała dostrzegać, co znów zaczęła mieć wątpliwości, wszak - był miły, a mógł zrobić raban, czy wszystko to było jedną wielką grą, farsą łaskotającą emocje innych, choćby tylko po to, by zagrać im na nosie i wykorzystać ich do swoich własnych celów? Czy właśnie tym była Venla i Kamira? Narzędziami w rękach prawdziwego, demonicznego władcy marionetek Quetapina? A kim była w takim razie Qlaira? Nałożnicą diabła, czy też narzędziem, chociaż może nie tyle ostrym, ile tępym, prostym i bezpośrednim.

Miał racje, na pewno będzie wiele okazji, by pokazać swoje atrybuty, wszak, to wcale nie było tak, że ci, którzy rządni byli chwały i respektu, musieli na każdym kroku udowadniać, pokazywać swoją siłę, czy to pod postacią większego miecza, kostura albo silniejszej magii. – To dopiero propozycja — Odparła dość spokojnie. No właśnie. Propozycja, która nie wiadomo do czego doprowadzi w niedługim czasie. Istniała nawet możliwość, że nie skorzysta z niej, ani nawet z możliwości zostania tutaj dłużej. Osiągnąć mogli razem wiele, ale czy warte było to kosztów, jakie przyjdzie im wspólnie, albo raczej - jej za jego osiągnięcia zapłacić?

Pozostali zdawali się jeszcze nie ocknąć zbyt dobrze z zamieszania sprzed chwili. Może to i lepiej, bo możliwe, że zupełnie maskowało to wszelkie możliwości tego, co mogło wydarzyć się w pokoju między Venlą a Kamirą, czyli rozmowa i pewne fakty które otwarcie padły. Pomyj zdawał się służyć za idealny dzwonek służący do wołania na obiad. Idealny by przerwał te niewygodne rozmowy.

W obecnej chwili ognik nie czuła się wystarczająco swobodnie by podjąć jakieś odważniejsze ruchy, to też podążyła na kolacje z innymi. Samemu Q'beuowi nie odpowiedziała. Zupełnie przepadł jej nastrój na przekomarzanki ze starym dziadem. Usiadła właściwie w tym samym miejscu co przedtem, gdy tylko znaleźli się w pomieszczeniu ze stolikami. Rozejrzała się za swoimi owocami, bo mięsa jeść nie będzie, a i inne podobne produkty niezbyt jej odpowiadały. Ot owoce i warzywa, jakiekolwiek były, musiały być dla niej, nikogo innego. Miała zamiar nazbierać tego na swój talerz, również rozglądała się za napojami. Obserwowała, które są gdzie i kto z nich pije.

Spoiler:

Bastion Khudamarkh

89
POST BARDA
Sytuacja w sali miała wrócić do normalności, gdy zaproszeni domownicy oraz magowie usiedli przy stole, jednak dało się wyczuć nerwową atmosferę. I choć Q'beu pił tyle, że wkrótce zaczął bełkotać, a nastęnie rzucać coraz mniej wybredne komentarze, chociaż Venla uśmiechała się i grzecznie rozmawiała, nic nie było takie, jak być powinno. Nie przeszło uwadze Quetiapina, że część gości była zdenerwowana.

- Kamiro, skąd ta mizerna mina? - Zagadywał bard. - Być może chciałabyś nam pokazać swoje wybuchy w basenie, jak dzisiaj, wcześniej, aniżeli wybuchać kawałki ścian? Nie mam ci tego za złe, rozumiem, że niesnaski między kobietami potrafią być gwałtowne. - Śmiał się Quetiapin, a Qlaira coraz bardziej przyciskała się do jego ramienia, chcąc podkreślić, że ten mężczyzna jest jej i nikogo innego.

Uczta dobiegała końca. Nikt nie został otruty, z żadnych ust (z wyjątkiem Pomyjowych) nie poleciały żadne obelgi ani groźby, wydawało się, że każdy bawił się dobrze, w miarę możliwości i nastrojów.

Nadszedł czas pożegnań. Venla wyściskała Quetiapina i Qlairę, a następnie spojrzała na Kamirę.

- Płomyku. - Podłapała przezwisko, którego używał bard. - Jeśli nie chcesz iść z nami dzisiaj, jesteś mile widziana w progach Kharkhuna każdego dnia, jeśli tylko podejmiesz decyzję.

Kamirin poczuła na ramieniu ciężką acz kościstą męską dłoń.

- Jakaż szkoda, matko, że chcesz zabrać nam nasz najnowszy nabytek. - Odezwał się Quetiapin.
Obrazek

Bastion Khudamarkh

90
POST POSTACI
Kamira
Kamira niezbyt wiedziała, jak powinna się zachowywać na takim obiedzie. Była chyba jedyną, która nie pasowała do obrazka ani zakochanych, ani atmosfery tego rodzinnego spotkania. Ot - była anomalią pośród tego wszystkiego. Bard musiał wspomnieć o sytuacji, do jakiej doszło przedtem, to oczywiste, że zostanie to poruszone, choć - nie myślała, że teraz. – Ja.... Nie powinnam była wysadzać płytek — Odpowiedziała mu z markotną miną i nieco przepraszającym tonem. Ot - była zła na wszystko, co miało tutaj miejsce do tej pory.

Spostrzegła, że Qlaira zamierzała od tej pory dokładniej strzec swojego mężczyzny, właśnie dlatego najlepszym co mogła zrobić, to unikać przesadnych, choćby nawet sugestii, czy czegokolwiek związanego z jego osobą. Zabójczyni była nieprzewidywalna a swoim "oddaniem" wyraźnie dawała znać, że ta partia jest już zajęta... No i dobrze, bo kto o zdrowych zmysłach chciałby obcować z kruchym na kości demonem? W trakcie samej uczty, jeśli coś zostało to Kamira zamierzała uraczyć się winem. Pijaczka z niej żadna, ale w końcu wino to napój czarodziejów, prawda? Skoro była magiczką, to musiała się z nim oswoić, nawet jeśli by jej nie posmakował.

Uczta musiała się kiedyś skończyć...

Tym, czego nie spodziewała się czarodziejka, było to, że tego wieczora ktoś opuści Bastion. Liczyła, że stanie się to dopiero rano, przed południem. Rozumiała natomiast dlaczego nie zostają. Jeśli podczas uczty do niczego nie doszło, to mogło w nocy... – Ja... Chciałabym zobaczyć pracownię pani Venli i jej atrybuty magiczne! Dzisiaj! — Odezwała się, nie ukrywając zadziornego grymasu na swojej twarzy. Oczywiście - pracownia, tudzież pijalnia należąca do Pomyja również wydawała się ciekawym miejscem, jego natomiast zwiedzać nie chciała. Czuła natomiast, że Quetapin nie chce jej wypuścić... – Ale musiałabym wziąć kilka swoich rzeczy i się przebrać... — Skrzywiła się, bo wszak, w co miała się przebrać jak nic prócz tej suknii, którą nosiła teraz, za bardzo nie miała, a ta... Nie nadawała się na codzienne noszenie, ot - była zbyt ładna i doskonała, by nosić ją poza miejscami takimi jak wspaniałe sale posiadłości w bastionie, lub podobne. Zerknęła na Barda z nieco rozczarowanym spojrzeniem, a potem na Qlairę. Wszak, dla tej drugiej to przysługa. Chciała iść, to nie tak, że opuszczała to miejsce na stałe, chyba... Ale koniec końców obcowanie z drugim magiem, który w dodatku znał się na więcej niż jednej dziedzinie magii, w dodatku bez wianuszka kłamców i oszustów był czymś, czego chciała doświadczyć Kamira. W końcu... To prawie jak darmowa akademia w Karlgardzie, tylko taka lepsza i bardziej osobista, sprecyzowana szczególnie pod nią, czyli taka, jaka powinien być od początku.

Wyraziła chęci, ale co wydarzy się dalej? Nie wiedziała jak zareaguje Quetapin na słowa, którymi się podzieliła.

Spoiler:

Wróć do „Wschodnia baronia”