Bastion Khudamarkh

481
POST BARDA
Grupa wróciła do pałacu, Azel i Kherkim poszli swoją drogą, za to Kamira zosała zaprowadzona przed oblicze mistrza Avona, który powiedział jej, co myśli o napaściach seksualnych na jego goblinie pracownice. Obiecał jednak, że nie zgłosi tego Kharkunowi, o ile będzie to ostatni raz. Kamira musiała się od teraz pilnować z zapędami w stronę goblinów.

Kiedy wróciła do namiotu, Azeliela jeszcze nie było. Miała czas, żeby odpocząć, wkrótce zawołano ją jednak do kąpieli - i została obsłużona przez ludzkie służki, gdy goblinki nie chciały się do niej zbliżać!

Dopiero wieczorem ponownie spotkała Azeliela, a elf nie był w nastroju, by rozmawiać z nią o tym, czym zajmował się w ciągu dnia. W końcu jednak oboje byli w miarę czyści, przebrani w świeże ubrania, a do tego pozostawieni sobie i tylko sobie. Mogli korzystać z własnego towarzystwa, choć niewielki ognik pod sufitem namiotu sugerował, że mają ze sobą stróża.

Kolejnego dnia czarodziejka spotkała Cassima - smok nie był zadowolony ze swojego pobytu w Bastionie. Miał wszystko, czego dusza zapragnęła, ale nie było to dość. Choćby Kharkun ofiarował mu swój skarbiec, nie mógł być zadowolony, póki miasto wybudowane na jego więzieniu nie zamieniło się w ruinę. Kamira była na dobrej drodze, jednak nie udało jej się zniszczyć Khudamarkh całkowicie.

Zawołano ją do pomieszczenia, które przylegało do nowopowstającego pałacu. Na podłodze klęczały dwie postaci, ze związanymi rękoma i płóciennymi torbami na głowach.

- Pani prosiła. - Wyjaśnił jeden z orków, wskazując na więźniów.

Cassim wyglądał zza Kamiry, gdy strażnicy ściągnęli worki z głów... Bimizzy i Q'lairy! Zakneblowane usta nie pozwoliły im mówić, ale przerażone spojrzenia, wlepione w Kamirę, sugerowały, że nie do końca wiedziały, skąd taka akcja. Czyżby Azel rozkazał ich pojamnie?
Obrazek

Bastion Khudamarkh

482
POST POSTACI
Kamira
Kamira nie chciała tego tak zostawić. Z dosyć krzywą miną próbowała wyjaśnić Avonowi, co właściwie zaszło. Zależało jej na tym, by wszyscy mieli na to jedno spojrzenie. Zaczęła od tego, że wszelkie dziwaczne sugestie zrzuciła na Azeliela i nawet przeprosiła jeśli została źle zrozumiana. Nie chciała konfliktu z panem od noży ani tym bardziej nie mogła sobie pozwolić, by pozostałe przy życiu gobliny znienawidziły ją przez wymysły i ucieczkę Azela.

Później, gdy miała chwilę dla siebie, to wróciła do namiotu, lecz tylko na chwilę. Musiała pokazać Avonowi miecz, by powiedział o nim co nieco więcej, była gotowa, go u niego zostawić, by się mu przyjrzał i najwyżej później powiedział jej co myśli na temat ostrza mrocznych elfów.

Kąpiel na pewno była jej potrzebna, a już zwłaszcza coś świeżego do założenia, bo mokre od tamtej wody i glonów szatki niezbyt do czegoś się nadawały, dopóki nie zostaną porządnie przeczyszczone. Przez wszystko, co zaszło w trakcie dnia Kamira nie miała ochoty na żadne nocne igraszki. Raczej założyła szmatkę do spania i położyła się koło Azela, ale niezbyt chętna do czegokolwiek więcej. Co do Smoka natomiast, widziała ognika, zastanawiała się, jak on to właściwie robi. Była ciekawa i na pewno miała zamiar spytać go o to następnego dnia. Właściwie z samego rana jak tylko go ujrzała. Nie omieszkała mu wspomnieć, że przebywanie w Bastionie nie potrwa długo. Chciała go wprowadzić odrobinę plan, którego realizację rozpoczęli. Mówiła o Karlgardzie i o tym, że muszą tam ruszyć. Nie siliła się o szczegóły, bo chyba nie miały większego znaczenia. Starała się utrzymywać przy tym raczej weselszy nastrój. Liczyła, że i Cassim będzie bardziej zadowolony, gdy dowie się, że nie będzie musiał przebywać w Bastionie.

W końcu z jakiegoś powodu wezwano ją do pomieszczenia, chyba nowego. Nie miała pojęcia, dlaczego orkowie ją wezwali, ale gdy zobaczyła postacie z torbami na głowie, to miała wrażenie, że to jakieś dziwne mroczne elfy, które złapano. Dopiero gdy ją zaciekawili bardziej gdy wspomnieli, że prosiła... Zrobiła wielkie oczy wertując jednocześnie odmęty umysłu kiedy wspominała o jakimś porwaniu. No nie przypominała sobie. Otworzyła usta zaskoczona i gdy tylko ściągnęli więźniom z głowy torby, zwróciła się do strażników – Zostawcie nas — Poczekała, aż wyszli. Wzięła głębszy wdech i wręcz przyspieszyła, wciąż nie dając za wygraną zaskoczeniu, które nie znikało z jej twarzy. – O matko... Jak ja dawno was nie widziałam... Żyjecie, jak dobrze... Dlaczego to zrobili... — Zaczęła sama rozwiązywać obydwie, począwszy od rąk, a na innych więzach i kneblach kończąc. – Co im strzeliło do głowy, chciałam tylko wiedzieć, czy wszystko z wami w porządku... — Mówiła gdy je rozwiązywała. Niezrozumienie sytuacji wręcz wylewało się z niej i każdego gestu, jaki wykonywała. Czy przyprowadzenie kogoś do niej albo poinformowanie gdzie jest, to oznacza porwanie!?

– Yyy... Nie wiem, od czego zacząć... Ale mam propozycję... Propozycję daleko od tego miejsca... — Zaczęła mówić, choć nie przeszła jeszcze całkowicie do rzeczy, musiała wpierw wybadać ich nastrój.


Spoiler:
Spoiler:

Bastion Khudamarkh

483
POST BARDA


Avon miał na głowie zarządzanie całym dworem: jedna Kamira zajęła mu już i tak zbyt dużo czasu! Nie zamierzał rozważać, czy wierzyć swoim goblinom, swoją drogą w porażającej liczbie świadków, tak dużej, że z pewnością wszystkie nie mogły widzieć napastowania przez Kamirę, czy też samej oskarżonej czarodziejce o wątpliwej reputacji, czy nawet winie zrzucanej na parszywego elfa. Nie miało to dla niego większego znaczenia - winni zostali upomnieni, sprawa zamknięta. Bardziej zainteresował go elfi mieczyk. Obiecał, że w wolnej chwili przyjrzy się broni. Elfi nożyk mógł zostać z Avonem.

Czy to że względu na ognika, czy przez własne zmęczenie, Azel odpuścił Kamirze tego wieczora i nie naciskał na zbliżenia. Gdy czarodziejka wstała rano, mężczyzny już nie było przy niej. Musiał zerwać się o świcie, by pognać za swoimi własnymi bastionowymi sprawami. Spotkany później Cassim również nie był chętny do zdradzania swoich tajemnic, ale wieść o opuszczeniu Bastionu nieco go ucieszyła. Nie wyglądał na przesadnie szczęśliwego, gdy usłyszał o Karlgardzie, ale też zbytnio nie protestował, za to poprosił o kolejne śniadanie. Jego apetyt był niezaspokojny.

Rozkazy Azeliela musiały zostać niedokładnie zinterpretowane i teraz Kamira została pozostawiona z dwiema spętanymi kobietami. Orkowie posłusznie zostawili je sobie samym.

- Co do kurwy! - Warczała Qlaira. Zrozumiale, zła była na sytuację, w jakiej się znalazła. Bimizza u jej boku była bardziej przerażona, aniżeli zdenerwowana. - Mogłam się domyślić, że ty za tym stoisz!

- Jak widzisz, z nami w porządku. - Bimizza odezwała się dopiero po chwili, nie patrzyła na Kamirę, skupiona na rozcieraniu nadgarstków. Sznur wgryzł się głęboko w skórę. - Możemy już iść?

- Zacznij od przeprosin! - Syknęła Qlaira. - Za to, za Bastion i za Quetiapina!! Nie będę się już z tobą układać!
Obrazek

Bastion Khudamarkh

484
POST POSTACI
Kamira
Jeżeli Cassim prosił o jedzenie to Kamira nie miała oporów, by zebrać go dla niego więcej. Kwestia czy Avon chciał karmić tę studnię bez dna.

Czarodziejka była skołowana, ale... To było do przewidzenia, że Qlaira nie będzie do niej pozytywnie nastawiona. Odrobinę bała się, że od razu rzuci się na nią z pazurami i będzie po prostu gorzej. Poczuła się dotknięta zarówno nastawieniem i zarzutami, jakie wobec niej miano. Nie czuła się ani taka zła, ani winna tego wszystkiego. Przez krótki moment zastanawiała się, jak powinna zareagować. Czuła złość, jaką emanowała Qlaira.

– Przeprosin? — Powtórzyła, jakby zupełnie nie rozumiała, za co ma przepraszać. Nie czuła się winna śmierci barda, nie zrobiła nic przeciwko niemu i też nie bardzo miała możliwości, zwłaszcza że została aresztowana przez Azela. – Nie będę przepraszała za coś, do czego nie przyłożyłam ręki. Nie zginął z mojej. Gdy Azel mnie aresztował, nie mogłam wiele. Byłaś tam, widziałaś, ilu ich przyszło. Taka mądra jesteś, a nie widziałam orkowych trupów w korytarzu, jak mnie wyprowadzał. — Patrzyła z przekąsem, choć zaraz potem westchnęła – Myślisz, że mi wszystko uszło na sucho? Nie, nie uszło. Dalsze zajścia są konsekwencją tego... Jeśli już o tym mówimy... — Spojrzała w kierunku Cassima, który gdzieś tam się kręcił. – Nie ja zniszczyłam Bastion. Chcesz by ktoś za to przepraszał to rozmawiaj z Cassimem. Miał do tego pełne prawo. Setki lat niewoli, wyobraź sobie. — Przeszła z boku na bok, kręcąc głową. – Mówię wam to bo możemy sobie pomóc. Nie pozwolę by ktoś skrzywdził jeszcze raz Cassima, więc jeśli piśniesz publicznie słowo na jego temat albo teraz zaczniesz wrzeszczeć o tym, to gwarantuje, że pomogę mu zrównać to miejsce z ziemią i wyrznąć każdego. — Obserwowała reakcje Qlairy i Cassima, ostatecznie Kamira nie chciała, by smok był zmuszany do dalszego niszczenia. – Nie chcę, by musiał dalej niszczyć. I nie chcę byście tutaj gniły w tym Bastionie. — Wtedy przyjrzała się ponownie Qlairze – Quetapin nie żyje, ale na pewno nie chciałby, byś tu została i była nieszczęśliwa pod rządami Kharkhuna. Mam propozycje, dzięki której ty Qlairo i wszystkie inne dziewczęta jeśli chcą, będą mogły się stąd wyrwać. Możesz mi nie ufać, ale to od ciebie będzie zależeć czy Azeliel i ja wrócimy cało. Jeśli będziesz chciała, to nas w zemście zabijesz. Za jakiś czas nic nie będę mogła już na to poradzić. — Spuściła głowę, przez moment była zupełnie cicho, potem złączyła ręce za plecami, znów przechodząc się to w lewo to w prawo. Pokręciła głową to w lewo, to w prawo. – Nie będę cię do niczego zmuszała. Oferuje wydostanie się stąd by nie musieć wracać. A to czy się na nas zemścisz, zostawiam tobie, bo jeżeli nam się nie uda w Karlgardzie... To i tak umrzemy, a ty wtedy będziesz mogła, zrobić co chcesz — Kamira brzmiała, jakby jej zależało, ale jednocześnie nie, brakowało jej pewności w jej planie i nie zwiastowała stuprocentowego sukcesu, Karlgard to była szansa, jedna z wielu, więcej nie mieli. Mogła ją czarować, tylko po co jeżeli ta nie była gotowa jej zaufać tym razem? Magiczka mogła jedynie przedstawić swoją ofertę i nic więcej. Nie mogła zmusić do zaniechania zemsty czy odrzucenia tej propozycji.
Spoiler:
Spoiler:

Bastion Khudamarkh

485
POST BARDA
Cassim stał za Kamirą i żuł coś, co udało mu się podprowadzić "na drogę" z części kuchennej. Kamirin była bezpieczna tak długo, jak smok pilnował jej pleców. Nie reagował, gdy ladacznica krzyczała na jego czarodziejkę.

- Nic nie zrobiłaś! Stałaś tam i patrzyłaś, robiąc szopkę wokół siebie! - Qlaira musiała dowiedzieć się, co działo się podczas egzekucji barda. Sama była zbyt ranna, by być obecną. Głos jej się łamał, gdy krzyczała kolejne słowa. - Nie stanęłaś w jego obronie! Ja nie mogłam i to PRZEZ CIEBIE! - Ruszyła w kierunku Kamirin i pewnie byłaby gotowa ją zaatakować, gdyby jej uwaga nie została przyciągnięta przez Cassima. Jej mózg działał szybko i choć było to nieprawdopodobne, połączyła kropki.

Smok spokojnie skubał coś, co wyglądało jak kawałek suszonego mięsa. Skupiał się na przekąsce, zachowując, jakby w ogóle nie dostrzegał kobiet przed sobą.

- Ty...! - Syknęła, a następnie posypały się określenia w nienznanym Kamirze języku. Może to i lepiej. - Niemożliwe, że ktoś taki jest...!

Głos ugrzązł jej w gardle. Wystarczyło, że smok podniósł na nią wzrok. Jego tęczówki znów płonęły wewnętrznym blaskiem, tak nienaturalnym dla zwykłego śmiertelnika.

- Wyzwolicielka powiedziała, że masz tego nie zdradzać. - Upomniał ją. -Nikomu.

- Co się dzieje? - Bimizza złapała koleżankę za ramię. - Qlaira?

Musiały minął długie sekudny, nim blondyna wypuściła powietrze. W szeroko otwartych oczach czaił się strach.

- Myślisz, że nas zastraszysz!? - Warczała, tym razem w stronę Cassima, który nie spuszczał z niej wzroku. Na moment nawet przestał interesować się mięsem w dłoni. - Chcesz nas zabrać do Karlgardu?! Co nasz czeka w Karlgardzie, tym bardziej, gdy wy umrzecie?! Czemu macie umierać?!

- To pułapka. - Wtrąciła Bimizza. - Po co ta szopka? Masz przewagę, Kamirin. Możesz z nami zrobić, co chcesz. Tym bardziej z nim. - Nie uściśliła, z kim, ale jasnym było, że mówi o Cassimie. - I Azeliel się na to zgodził...?
Obrazek

Bastion Khudamarkh

486
POST POSTACI
Kamira
Qlaira jak zwykle potrafiła dźgać przy pomocy słów tak samo jak przy użyciu ostrza. Z jej perspektywy wszystko może i tak wyglądało, dla Kamiry jednak... Było zupełnie inaczej. Zapamiętała tamte wydarzenia w inny sposób. Słuchała i dała jej mówić, musiała jej pozwolić się wykrzyczeć, choć sama z tego powodu niezwykle mocno się gotowała. Z tyłu głowy chciała już ją dać smokowi zjeść, przynajmniej nie byłby już głodny.

– Szopkę? Szopkę!? To wszystko było winą mikstury. Gdyby nie to musiałabym go zabić. Nie obyło się bez konsekwencji. Znasz to uczucie gdy robisz wszystko po dobroci, ale tak naprawdę to przymus, bo wiesz, że inaczej nie możesz? Doskonale wiesz. Tak wtedy ze mną było. I to nie ja cię wtedy dźgnęłam tylko ten goblin. Zresztą. Już nie żyje. Żyjesz, bo nie chciałam cię zostawić. — Nie potrafiła lepiej wyjaśnić swojej sytuacji, na pewno nie będzie to jej jedyna próba przedstawienia swojego punktu widzenia na tamte dni. Mimo to jeżeli Qlaira mogła cokolwiek zrozumieć, to właśnie to, że czasem są stawiane w pozycji niemocy i z tego miejsca... Można jedynie nadziać się na własną pikę albo pogodzić się z porażką. Kamira się wtedy z nią pogodziła.

– Tak chwalisz Quetapina a doskonale wiesz, że bez Venli nie przetrwałby miesiąca. Zostawiłby cię samą. A jako władca bastionu? Kto by go zastąpił? Ty? Ja? My wszyscy? Może Q'beu? A nie, jego też by ściął. — Burczała poirytowana, może i atakowanie Quetapina nie było najlepszym z pomysłów Kamiry, ale nigdy nie była zbyt dobrą oratorką. – Dobrze wiesz, że potrafił traktować innych jak zabawki, zupełnie jak pozostali. Zresztą... Azela też nie trzymał w ryzach. Myślisz, że chciałam być zabawką jednego i drugiego? — Zaczęła się śmiać. Przelewały się przez nią w tej chwili najróżniejsze emocje, od wstydu po żal a na złości kończąc. – Nie miał problemu oddać mnie elfowi, który zrobił, ze mną co chciał tamtego dnia a przez to jak wcześniej mnie urządzili to nie mogłam się nawet bronić... Ty zresztą też nie okazałaś mi wtedy za grosz zrozumienia, jakby to było nic. I wiesz, co było w tym wszystkim najgorsze? Azeliel uznał sobie, że mu się należę. I chyba tylko dlatego, że "on" mnie chciał, Kharkhun nie ściął mi łba tamtego dnia. Do tej pory tego nie rozumiem, ale go nienawidzę, ale... Też go nie nienawidzę... Nie wiem, nie rozumiem. Chcę go ukarać, ale nie chcę, by coś mu się stało... — Brała głębokie oddechy, nie była pewna czy powinna im mówić cokolwiek z tego co powiedziała, ale czuła się przytłoczona, przybita i trochę też samotna, bo nie miała nawet komu się ze wszystkiego odpowiednio wyżalić. Azel przecież nie będzie jej słuchał a smok? Smoka nie powinno to interesować a Venla to w ogóle była głupia.

Na kilka chwil schowała twarz w dłoniach, nie chciała patrzeć na nikogo ani na nic, nie chciała krzyczeć, nie chciała się denerwować ani dalej podnosić głosu. – Zastraszysz? Nikt cię nie zastrasza. To ostrzeżenie, szczere ostrzeżenie. Jeżeli coś piśniesz, to wszyscy stracą życie i będzie to twoja wina.... Nie wiem, co nas tam czeka, ale na pewno nie ma tam Kharkhuna i nikt was tam nie będzie trzymał. Moja oferta jest prosta, że możecie sobie ułożyć życie, gdzie tylko chcecie, jeżeli nie chcecie wracać do Bastionu. Jeżeli jednak chcecie, to was nie będę zatrzymywała... Poza tym, po Karlgardzie jest jeszcze Varuale, bo tam jedziemy. — Mówiła nie odkrywając twarzy. Dopiero gdy skończyła, przysiadła na jakimś schodku, czy po prostu kamieniu, albo nawet ziemi. Nie miało to większego znaczenia. – To żadna pułapka. Gdybym chciała wam coś zrobić, to nie byłoby tej rozmowy. Eh... Czemu mamy umierać? To wina tego przeklętego demona i wspaniałomyślnej Venli i Q'beua, których rytuał się nie powiódł. Obiecywali złote góry, a wyszło jak zawsze. Zresztą... Gdyby nie ten przeklęty rytuał to elf już by nie żył. Nie będę wdawała się w szczegóły, ale ty Qlairo na pewno się ucieszysz, bo powtórzę. Za jakiś czas Azel nie będzie mógł się ruszać. Ja powoli tracę magię, potem przestanę się ruszać jak on. Jeżeli wtedy będziesz dalej chciała się zemścić, to żadne z nas cię nie powstrzyma. Cassim również. — Wtedy wymownie spojrzała na smoka, jakby traktowała całą tę śmieszną zemstę, jak coś przy pomocy czego można się targować albo kupić czyjąś lojalność; oczywiście, do czasu. – Nie miał wyjścia. Bo jak tylko oddali się ode mnie na nieokreśloną odległość, to umrze, ja zresztą podobnie. — Nie wyjaśniła, że tak naprawdę chodziło tutaj o lampę. Wolała nie kusić losu i nie dawać Qlairze i Bimizzie pomysłów, bo kto wie, czy nawet po zgodzie z tym planem, nie zdecydowałaby się od razu tego wykorzystać i uciec z lampą. Nie chciała jej dawać takich opcji.

Kamira bardzo ciężko westchnęła – Jeżeli chcesz się wyżyć, nawet teraz, to proszę bardzo, droga wolna. Nie będę się broniła. — Wymownie spojrzała na Cassima, spojrzenie było jasne, że cokolwiek by się stało, nie powinien reagować. — Proszę tylko o to, byście nie zignorowały mojej prośby i jeśli za wasze usługi mam dziś zapłacić krwią, to niech tak będzie. Chcę przeżyć... — Po prawdzie bała się bólu, ale czy była w stanie jakkolwiek ulżyć Qlairze niż pozwolić się jej wyżyć? W końcu... Czegokolwiek nie powiedziała, nie miało to zapewne znaczenia i kobieta i tak i tak będzie darzyć ją nienawiścią za to co między nimi zaszło. Nie liczyła już na naprawdę tej relacji. Liczyła tylko na to, że mogą wejść w układ. Nic więcej, teraz nawet nie liczyło się to, że ona będzie musiała wyłożyć więcej. W końcu... Wszystko albo nic.
Spoiler:
Spoiler:

Bastion Khudamarkh

487
POST BARDA
Policzki Qlairy pociemniały z wściekłości, gdy kobieta starała się zebrać w sobie, by na nowo pluć jadem w czarodziejkę. Jej spojrzenie było jednak utkwione w Cassimie, który na nowo, jakby nic się nie wydarzyło, wrócił do żucia swojej przekąski.

- Nic nie musiałaś! Mogłaś wysadzić Kharkuna!

- Qlaira! - Upomniała ją Bimizza. Złapała ją za ramię, jakby bała się, że jej przyjaciółka skoczy ku Kamirze lub wręcz przeciwnie, ktoś przyjdzie i wywlecze ją z pokoiku za bluźnierstwa w stronę króla.

- Co?! W dupie mam to, kto usłyszy! Zabił Quetiapina! - Krzyczała blondynka, wchodząc na głośne, nieco histeryczne tony. - Nie jestem ci niczego winna! Nie wiesz, jakim władcą byłby Quetiapin! Łatwo mówić ci o kimś, kogo zabiłaś! - Wrzeszczała. Stojący za Kamirą Cassim zmarszczył lekko brwi. Krzyki stawały się nieprzyjemne dla uszu. - Mówisz, że nienawidzisz Azela, a obnosisz się z tą relacją, jakbyś była jego wybranką! Jesteś dla niego tylko zabawką! - Pluła jadem kobieta.

Żalenie się Qlairze było kiepskim wyborem. Kobieta nie darzyła Kamiry wieloma ciepłymi uczuciami i tylko czekała na moment, wy wykpić jej słabości. To, że elf znalazł sobie nałożnicę, było ewidentne i chyba tylko względy, jakimi cieszył się u Kharkuna, pozwalały Kamirze wciąż nosić głowę na karku.

Qlaira drżała na całym ciele. Zaciskała dłonie w pięści, gotowa do ataku... lub odpuszczenia, gdy sytuacja ją przerastała.

- Nie wierzę ci! Nie wierzę w Karlgard, ani Varulae! - Mówiła już nieco ciszej. - Nie wierzę, że tracicie życie! To byłby dla ciebie sposób na zabicie Azeliela!

Smok tylko na chwilę przestał żuć, gdy Kamirin na niego spojrzała. Nie odpowiedział jej ani jednym słowem czy gestem. Dopiero gdy Kamira postanowiła nadstawić policzek, Cassim przesunął się do przodu o ledwie pół kroku. Wystarczyło, by ani Bimizza, ani Qlaira, nie próbowały wykorzystywać okazji.

Ciemnoskóra kobieta była spokojniejsza, ale też bardziej wystraszona od koleżanki.

- Tu jest nasz dom. - Wyjaśniła powoli. - Już raz straciłyśmy dom. W Karlgardzie nic nas nie czeka. - Mówiła, ale w jednej chwili przerwała, patrząc za Kamirę, za Cassima.

W wejściu, oparty o framugę, z rękoma skrzyżowanymi na piersi, stał Azel.

- Robicie diabelnie dużo hałasu. Kherkim gada z ojcem, ale jak skończy, to pewnie ktoś przyjdzie wam wpierdolić za te darcie mordy.
Obrazek

Bastion Khudamarkh

488
POST POSTACI
Kamira
Za każdym razem dochodziło do tego samego. Jedna prowokowała drugą do tego stopnia, że można było oczekiwać jedynie eskalacji konfliktu do bójki. Pewnie, że Kamira mogła wysadzić Kharkhuna, mogła wysadzić każdego i Qlairę i Quetapina i Venlę i Azelila. Mogła... Tylko czy własnie tak chciała być zapamiętana? Jako ktoś, kto wysadza każdego, kto krzywo na nią spojrzy? – Ty też mogłaś... — Odpowiedziała jej oschle, bo była pewna, że i ona miała nie jedną i nie dwie okazje, by pozbawić orka życia. Mimo wszystko. Co miała dać śmierć tego orka gdy nie miał kto go zastąpić?

Nie chciała jej powstrzymywać od dalszych krzyków. Nie było potrzeby tego robić, nie czuła też, że może na nią wpłynąć, to też nie tak, że jej przeciwniczka w tej rozmowie nie miała racji, miała ją, Azel brał to, czego akurat chciał i tak się składało, że zabawki się wyrzuca, gdy się znudzą. Kamira co prawda żadnej nie wyrzuciła, ale inni ludzie tak robili. – Wiem... — Wymamrotała. Nie miało to nawet znaczenia czy w ogóle ktoś to usłyszał.

Mimo że magiczka doskonale wiedziała wszystko, co wypluwała w jej kierunku Qlaira to i tak każde ze słów bolało, zwłaszcza że przybierało kształty i dźwięki, co czego w samej świadomości nie miały. Sama zaciskała donie, nie wiedziała, co ma zrobić, bo plan wyślizgiwał się jej powoli z rąk.

Jak Cassim wykonał krok w kierunku kobiet, ledwie delikatny Kamira wystawiła w jego kierunku otwartą dłoń, otwartą jakby go chciała zatrzymać w miejscu, jakby miał nie próbować powstrzymywać tej dwójki. Nie zebrała się na dalszy komentarz. Ciężko było jej dobrać jakiekolwiek dalsze słowa. Nie wiedziała, czy ta rozmowa ma jakikolwiek sens, skoro podjęły już decyzję. Jedyne co mogła dla nich zrobić to dalej im nie przeszkadzać, zwłaszcza że Qlaira twierdziła, że chcą tutaj zostać. W takim wypadku nie miała im niczego do zaoferowania. Przełknęła ślinę, raz, potem drugi, czuła, że się wręcz trzęsie. Musiała sama odreagować, ale teraz nie była w stanie. Nie przy wszystkich, nie tutaj. Nie gdy tak bardzo starała się pozować na silniejszą i twardszą. Wtedy zaskoczyło ja spojrzenie, jakim uraczyła ją Qlaira, nie patrzyła się na nią a na kogoś innego. Gdy go spostrzegła i usłyszała głos, to miała pewność, że jest tutaj już od jakiegoś czasu. Pytanie jak długo tam stał, ale czy miało to znaczenie? Spuściła głowę, nie chciała tego słuchać, a dla elfa nie miała dobrych wieści... Więc co właściwie osiągnęła? Nic, zupełnie nic.

Jeśli jeszcze stała to miała zamiar siąść a w innym wypadku nie wstawać. – Skoro chcecie tu zostać, to nie mam innej oferty. — Powiedziała szczerze, obserwując kolejne ruchy elfa. Nie spodziewała się już niczego, bo wcale nie czuła się upomniana przez elfa. – Ja... Potrzebuję przerwy. — Nie jednego ta rozmowa przyprawiłaby o nie mały ból głowy. Nie potrafiła się przemóc, by prosić bardziej, nie przy smoku, nie przy Azelielu.
Spoiler:
Spoiler:

Bastion Khudamarkh

489
POST BARDA
- Niczego nie mogłam zrobić! To była twoja szansa!- Qlaira była rozhisteryzowana do tego stopnia, że mówiła, co jej na język przyszło. - Przybyłaś tu jako ostatnia nadzieja na zmiany i zamiast pomóc, stanęłaś po ich stronie!

Bimizza przytuliła do siebie Qlairę. Blondyna nie oponowała, chowając twarz w ramieniu koleżanki.

- To nieuczciwe! - Stwierdziła, ale materiał ubrania Bimizzy zagłuszał jej słowa. - Nic nas nie czeka, ani tu, ani w Varulae!

Sprawa nie była przegrana - byłe kurtyzany nie wiedziały, co zrobić ze swoim życiem, gdy każdy scernariusz wydawał się gorszy od następnego. Obecność Cassima również nie pomagała, gdy chronił czarodziejkę przed każdym złem, czy tego chciała, czy nie. Bestia stała się jej wyzwnawcą, ale rozumiała ochornę na swój sposób. Smok zatrzymał się jednak, gdy Kamirin go powstrzymała. Nie musiał atakować. Sama jego obecność stanowiła ochronę.

Kamira siadła na poduszce, jedną z tych, którmi usłana była posadzka. Pokoik miał być miejscem spotkań, bardziej zacisznym niż sala tronowa. Ciężkie kotary zasłaniały puste okna, nie pozwalając gorącu dostać się do środka. Korki, tym razem głośne, oddalały się od kobiet - Azeliel odszedł.

Cassim pozwolił sobie usiąść za Kamirą, niedaleko drzwi. Miał oko na sytuację.

- Ja... ja chętnie poszłabym z tobą. - Przyznała w końcu Bimizza. Delikatnie gładziła włosy koleżanki, która zdawała się powoli uspokajać. - Podróż wydaje się lepsza, niż zostanie tutaj. Po śmierci Moxiclava i Quetiapina nikt nie chce nas przyjąć. Sefu i paru innych też zostało bez pracy. Najmują się do odbudowy domów, ale to żadne stałe zajęcie...
Obrazek

Bastion Khudamarkh

490
POST POSTACI
Kamira
Żadna z nich nie mogła wtedy zbyt wiele zrobić. Co prawda ludobójstwo było jakimś rozwiązaniem, to nie koniecznie rozważanym przez Kamirę, choć... Trudno się oprzeć wrażeniu, że inni i tak postrzegali ją jako element niebezpieczny i nieprzewidywalny, zdolny do takich czynów. Nie było to też dziwne wspominając to jaką reputację stworzył jej Quetapin oraz to jak potoczyła się sprawa z goblinami i smokiem. Szkoda, że większość z tego wcale nie była umyślnie... Ale czy miało to jakieś znaczenie?

Qlaira emanowała złością, a magiczka mogła jedynie... Właściwie to nic nie mogła. – Sprawa była przegrana gdy Azel zaczął się pojawiać przy Quetapinie. Myślisz, że dlaczego poszło tak łatwo? Gdy chciałam coś zrobić to albo ty, albo Quetapin przeszkadzaliście. Kharkhun miał orków. My nie mieliśmy nic. Ugh... Nie ma sensu tego roztrząsać. Co się stało, to się stało. Wszyscy mogliśmy zrobić coś inaczej. Quetapin też. — Nie chciała brać winy całkiem na siebie, bo była jedynie trybikiem w tym wszystkim. Jasne było, że bard nie miał zupełnie pomysłu na tę swoją rebelię, a nienawiść do matki również mu przeszkodziła i to mocno. Mógł próbować zostać watażką po pozbyciu się Moxiclawa, ale to mu jasno nie starczyło i mierzył wysoko, tylko że zbyt krótko i nie miał czym mierzyć. Eskadra kurtyzan-zabójczyń to zbyt mało, by oprzeć się orkowej machinie. Zresztą. Azel pewnie i tak by sobie z nimi poradził albo wyprowadził je w pole tak jak i wyprowadził barda i wszystkich wkoło niego. Może jej jedynym błędem było niewysadzenie go tamtego dnia?

– To oferta, nie przymus. Zrobicie, jak uważacie. — Wyraziła się dosyć jasno i o ile zależało jej na zgodzie to... Wolałaby, była to faktyczna zgoda, a nie tylko zgoda, by dokonać później zemsty. Choć w tym drugim wariancie na pewno przygotowałaby się na taką ewentualność. Tylko czy skoro były tak rozhisteryzowane, to były dobrym wyborem? Kamira wcale nie była w lepszym nastroju, bo również czuła nóż desperacji na gardle, ale już wystarczająco bardzo to pokazała. Potrzebowała przerwy, by sobie to wszystko przemyśleć, z dala od kogokolwiek. Tylko na co faktycznie zdecyduje się ta dwójka? Może i było ich więcej, ale nie mogli zabrać ze sobą całej eskadry ludzi a Sefu? Bez wątpienia Sefu najlepiej poradzi sobie w bastionie, bo gdzie indziej, się zagubi i mało kto będzie go znał, a to jednak... Pozwalało mu przetrwać nie jeden raz.
Spoiler:
Spoiler:
Ostatnio zmieniony 29 sie 2022, 17:04 przez Kamira, łącznie zmieniany 1 raz.

Bastion Khudamarkh

491
POST BARDA
Kamira nie była w stanie zmienić niezbyt dobrego wizerunku, jakim cieszyła się w Bastionie. Uznawano ją za zagrożenie, tykającą bombę, która mogła wybuchnąć w każdej chwili, zabierając ze sobą tych, którzy mieli nieszczęście stać po jej złej stronie. Niewielu widziało w niej człowieka.

Blondynka wciąż była wściekła, ale przytulona do Bimizzy, starała się nie odzywać, nie zwracać na siebie uwagi, uspokoić pędzące myśli i powstrzymać złość, która ogarniała ją za każdym razem, gdy musiała mierzyć się z Kamirą.

- Gdyby Quetiapin nie planował rebelii, byłby bezpieczny do teraz. - Mówiła Bimizza. Przycisnęła na moment usta do włosów Qlairy, która wciąż odmawiała nawet patrzenia na Kamirę. - Ale było mu zbyt mało. Nie miał szans. - Dodała nieco ciszej. - Nas, dziewcząt, została czwórka. Jeśli chcesz nas stąd zabrać, pójdziemy wszystkie.

Cztery przeszkolone zabójczynie mogły być świetną ochroną. Z drugiej strony, były na tyle niezgodne między sobą, że ich towarzystwo mogło przynieść więcej problemów aniżeli zysku.

Na korytarzu ktoś biegł, za nim tuptały kolejne pary stóp. Szybko, szybko!, rozbrzmiewały goblinie głosy.
Obrazek

Bastion Khudamarkh

492
POST POSTACI
Kamira

Nie mogła oczekiwać lojalności, lecz nie o lojalność w tym wszystkim chodziło, a raczej... O dogadanie się względem obopólnych korzyści. Wszyscy mogli skorzystać na tej wyprawie, kwestia tego jak się w nią zaangażują i jak wiele są w stanie zaryzykować. Kamira i elf musieli podjąć ryzyko. Dla Bimizzy i Qlairy była to tylko oferta, której szansa nie musiały respektować.


– Jeśli chcecie... Powinnyście w takim razie przygotować i zabrać wszystko, co chcecie zabrać. — Mówiła, starając się o utrzymanie spokoju, mimo wszelkich złości, do jakich tutaj doszło, powoli mogła starać się uspokoić i odrzucić część niepewności, wszak nikt na nią nie krzyczał i nie chciał już jej w tej chwili udusić. Kamira potrzebowała zabezpieczenia, po części one trochę nim były, to, że razem mieli się udać na tę wyprawę, wcale nie oznaczało, że zamierza brać za nie jakąkolwiek odpowiedzialność.

Niepewnym wciąż pozostawał okres, w którym przekleństwo demona da im o sobie znać mocniej, wtedy... To czy ktoś będzie mógł nad nimi zapanować, będzie mieć znaczenie, na tę chwilę nie było potrzeby poruszać takich tematów. Ognik jednakże pamiętała o możliwych problemach pomiędzy dziewczętami no i samą Kamirą.

Głosy goblinów, które docierały z korytarza, wyrwały ją z powoli uspokajającego się stanu, podniosła się i zaczęła wyglądać, zaciekawiona tym o co właściwie goblinom mogło chodzić i dlaczego tutaj się zbliżały. Czyżby o czymś nie wiedziała? – Ciekawe czego chcą — Mruknęła w eter.
Spoiler:
Spoiler:

Bastion Khudamarkh

493
POST BARDA
Ugodowa Bimizza wstała z miejsca i pociągnęła Qlairę, która wciąż wzroczyła nieprzyjemnie w kierunku czarodziejki. Kamira podpadała jej bardziej z każdym spotkaniem, jednak los i interesy ciągle pchały ich ku sobie. Nie była to komfortowa sytuacja dla żadnej, jednak musiały nauczyć się z tym żyć.

- Kiedy wyruszamy? - Dopytała jeszcze. - Wyślij do nas orków, jeśli chcesz coś przekazać. Teraz już wiedzą, gdzie jesteśmy.

- I może powiedz im, że nie muszą nas atakować i porywać. - Sarknęła Qlaira, ostatecznie odsuwając się od koleżanki.

Dziewczęta pożegnały się i wyszły. Ruch goblinów na korytarzu również ustał, nie dając odpowiedzi, bo mali zieloni nie biegli w kierunku Kamiry, a jakiegoś innego wydarzenia, które przyciągnęło ich uwagę. Na kilka chwil, Kamira została w pomieszczeniu sama ze smokiem. Cassim nie wydawał się zainteresowany rozmową, siedział przy drzwiach ze skrzyżowanymi przed sobą nogami. Przymknął powieki, jakby kontemplując, a może po prostu odcinał się od świata, do którego nie należał.

Od niezręcznej atmosfery uratował ją Avon. Mistrz kuchni wszedł do pomieszczenia tak pewnie, jakby przemierzał własne salony. Zważając na to, że był nadzorcą pałacu, można było uznać, że tak właśnie było.

- Tu jesteś! Wszędzie cię szukam. - Powiedział mężczyzna, podchodząc do Kamiry, za to zupełnie ignorując Cassima. Podsunął sobie poduszkę i sam usiadł przy czarodziejce, zaraz też podał jej miecz, który jakiś czas temu zostawiła pod jego pieczą. Broń zyskała nową pochewkę, skórzaną, brązową, całkiem zwyczajną i niepozorną. - To doprawdy niesamowita broń! Nigdy wcześniej niczego takiego nie widziałem. Będzie ci dobrze służyć, kwiatuszku. - Złapał za rękojeść, by lekko wysunąć ostrze z pochweki. W świetle dnia, nawet rozporoszonym przez zasłony, Kamira widziała wzory, które wiły się na stali jak oka tłuszczu na wodzie.
Spoiler:
- Niesamowite! - Zachwycał się Avon. - Nie potrafię powiedzieć, co to za stal, nie robimy broni z takiej w Urk-hun. Przez te nierówności, wydawałoby się, że będzie krucha, ale, och, słoneczko, jest wręcz odwrotnie! Naostrzyliśmy ją dla ciebie, chociaż nie wymagała dużo pracy. Wygląda, jakby wykuto ją wczoraj. Nawet ta skóra na rękojeści nie nosi śladów użytkowania. Mówiłaś, że zabrałaś ją czarnemu elfowi?

Avon wydawał się mieć jeszcze wiele pytań, ale do pomieszczenia wkroczyło dwóch czarnych orków.

- Czarodziejka i on. - Wskazali na Cassima.
Obrazek

Bastion Khudamarkh

494
POST POSTACI
Kamira
Nic nie zapowiadało zakopania topora wojennego między Qlairą a Kamirą, przynajmniej z perspektywy tej pierwszej. Tylko czy w ogóle istniała taka opcja a może śmierć Quetapina zupełnie zakopały taką możliwość?

– Nie wiem. Niedługo. — Odezwała się magiczka, wyjaśniając, że na tę chwilę nie miała jeszcze pojęcia, jak szybko wyruszą, zakładała przestrzeń dnia albo i dwóch, choć... Nie chciała nikogo informować przedwcześnie. – Tak, chyba będę musiała im to powiedzieć... Przygotujcie się. — Co prawda to prawda, orkom należało wyjaśnić, że nie powinni ludzi zwyczajnie porywać, nie było takiej potrzeby, by to robić, tylko czy posłuchają i zrozumieją?

Opuściły pomieszczenie, a czarodziejka odprowadziła je wzrokiem. Gobliny — oczekiwała ich wtargnięcia, do takowego jednakże zupełnie nie doszło. Nawet i lepiej, nie miała ochoty słuchać oskarżeń, o jakie mógł przyprawić ją wybryk Azeliela. W żadnym wypadku nie przypisywała sobie winy za insynuacje, do których doprowadził te zielone istoty i za które musiała się wstydzić za ich oboje.

Na chwilę nastał... Wydawałoby się spokój. Kobiety odeszły i została sama w tym miejscu wraz z Cassimem. Myślała, że będzie to chwila spokoju. Moment, w którym mogła się uspokoić, tak całkowicie i przeanalizować wszystko to, co zostało powiedziane. Nie potrzebowała się odzywać do Cassima, nie czuła, jakby właściwym było, przerywanie mu kontemplacji, czy cokolwiek on właściwie robił. Nie miała też pojęcia co zrobić, by faktycznie zwrócić mu wolność. Poza tym potrzebowała go.

Cisza została szybko przerwana, bo otóż nadszedł on, Avon. Nadworny... Kucharz? Majordomus Kharkhuna czy może ukryty miecznik? Trudno stwierdzić, bo Kamirka wiedziała o nim dosyć mało, prócz tego co jej powiedziano, jedną z rzeczy, która nie pasowała do obrazka, była zaskakująca znajomość na stali i broni, którą miała okazje sprawdzić, wręczając mu dziwny elfi miecz zdobyty w trakcie ostatniej ekspedycji. Niemalże się poderwała. Niemalże, bo jedynie zwróciła się w stronę, z której nadchodził i nie przeszkadzała mu gdy wparował do środka. – Niesamowita? — Pytała zaciekawiona, jakby dla niej ten miecz wyglądał... Niemal tak samo jak wiele innych, jakie do tej pory widziała. Przyjrzała się temu co ze sobą przyniósł. Przedtem była to jedynie klinga, a teraz miała nawet swoje własne okrycie. Z jakiegoś powodu zadbał o tę broń, dużo lepiej niż ona kiedykolwiek by potrafiła. – Dziękuję... Co jest w niej tak wyjątkowego? — Dopytywała się zaciekawiona, jakby jego zapewnienia o twardości stali mimo wzorów i innych wyryć, które mogłyby ją osłabić, gdzie w rzeczywistości żadne tego nie robiło. Wzory to jedno, ale zupełnie jak osoba niewprawiona zaczęła przyglądać się temu co jej pokazywano. – Ummm... Tak, było takich więcej. Mieli też takie śmieszne proce — Zaczęła opowiadać o spotkaniu, nie chciała wdawać się w detale, ale z tego co widziała mieczy takich jak ten (a widziała niewiele w tej ciemności) było najpewniej wiele. – Może trafiłam na wyjątkowy... W mroku mało było widać, ale na pewno elfów z mieczami było więcej. — Wtedy zobaczyła, że do środka weszło dwóch wielkich czarnych orków.

Raczej ich wizytacja nie mogła oznaczać niczego dobrego. Kamira odruchowo podniosła się, zawieszając wzrok na nowych przybyszach. – Co się stało? — Przyjrzała się Cassimowi, jego reakcji na nadchodzących orków. – Ktoś nas wzywa? W jakim celu? — Zadała najistotniejsze pytania, które mogły tutaj paść. Mimo to, jeśli to Kharkhun, a tego się spodziewała, to raczej nie miała możliwości zrezygnować z tej wizyty... Także więc raczej by poszła.


Spoiler:
Spoiler:

Bastion Khudamarkh

495
POST BARDA
Avon klasnął w dłonie. Dźwięk wyrwał Cassima z letargu, drgnął niespokojnie i potoczył spojrzeniem po sali.

- Chciałem powiedzieć, że drugiej takiej nie znajdziesz! - Mówił Avon, nachylając się do Kamiry. Cassim również się nachylił, napięty jak cięciwa, na którą nałożono strzałę. Miał wystarczyć jeden zły ruch, by wystrzelić w kierunku pałacowego nadzorcy. - Ale skoro mówisz, że było ich więcej... Wielu zapłaciłoby za możliwość dobycia takiej broni.

Klinga była teraz w posiadaniu Kamiry i mogła zrobić z nią, co tylko jej się podobało. Nim o tym zadecyduje, musiała odpowiedzieć na wezwanie, które przynieśli dwaj orkowie.

Cassim patrzył na reakcję Kamiry i czarodziejka mogła domyślać się, że jeśli pokazałaby po sobie jakiekolwiek oznaki sprzeciwu, smok ruszyłby do ataku. Uległość była bardziej odpowiednia, gdy chciano uniknąć rozlewu krwi.

Wedle oczekiwaniom, strażnicy zaprowadzili Kamirę do sali tronowej Kharkuna. W pomieszczeniu panował przyjemny przewiew, a powietrze było rześkie mimo ilości osób, jakie się tam znajdowały. Wydawało się, że Kharkun zwołał przynajmniej pół oddziału swojego wojska! Orkowie stali okręgiem, a kiedy Kamirę i Cassima wprowadzono, podnieśli swoje włócznie, by wycelować nimi w... smoka.

Cassim niewiele robił sobie z ostrzy, które znajdowały się ledwie centymetry od jego szyi. Odważył się nawet przesunąć głowę tak, by jego wzrok padał na Wyzwolicielkę. Tylko jej musiał się bać, tylko jej musiał słuchać.

Kharkun głowę miał podpartą na ręku. Po jego prawicy stał Burgher, poważny jak zwykle, zaś po lewicy Kherkim. Ten ostatni wydawał się być nieco przytłoczony wydarzeniami.

- Dlaczego chciałaś ukrywać pod moim nosem tego, który zniszczył miasto? - Władca wydawał się znudzony, a może zniesmaczony faktem, że w ogóle musiał o tym rozmawiać. - Sądziłaś, że się nie dowiem. I co ja mam z wami zrobić?

Ork poprawił się w krześle, siadł nieco bokiem, założył nogę na nogę.

- Smoku. Pozwolę ci żyć, jeśli oddasz mi swoje skarby.

Żądanie było proste i typowe dla aroganckich władców, ale czy rozsądne? Kamira poczuła, jak od sylwetki u jej boku zaczyna emanować nienaturalne gorąco. Mimo to, Cassim wyglądał na spokojnego. Nawet uśmiechnął się nieco, choć nie w kierunku orków. Jego uśmiechy były tylko dla Kamiry.
Obrazek

Wróć do „Wschodnia baronia”