Bastion Khudamarkh

526
POST POSTACI
Kamira

Jego rozgoryczenie wcale jej nie dziwiło. Był zły, to musiało w końcu się wylać. Wylewało się od jakiegoś czasu a teraz... Teraz pozostał jedynie strumyk myśli, których już nikt nie mógł zatrzymać. Na szczęście był to strumyk, a nie cała rwąca rzeka, która niestety zdążyła już wylać. Kamira nie wierzyła, że kłamał, nawet jeśli nie miał dowodów czy pewności... Te podejrzenia były mimo wszystko w miarę właściwe i wcale nie zaskakiwały czarodziejki.

Cassim miał racje, choć odnosiła wrażenie, że strach przed Kamirą był bardziej na wyrost. Tutaj wcale nie chodziło o strach, przed wybuchami których mogła dokonać, przeciwko temu mogli walczyć. Tutaj chodziło o nieprzewidywalność, jaką się cechowała. Azel wyraźnie to zaznaczył, że możliwe było wykorzystanie w tej kwestii ich oboje.

Azel wciąż był roztrzęsiony, ona też mogłaby krzyczeć, ale co by to zmieniło na dzień dzisiejszy? – Będzie chodziło o to, o co chcesz, by chodziło... — Odpowiedziała mu trochę urażona, ale nie straszliwie mocno jego stwierdzeniem, bo miał w tym trochę racji. Wydłużała w ten sposób swoją egzystencję, lecz tak naprawdę to nie był jedyny powód, tych było znacznie więcej, nie chciała mu jednak o nich mówić, bo też nie chciałby ich zapewne słuchać, a nie chciała słyszeć odpowiedzi, jaką mógłby ją dziś uraczyć. – Nie wiem jak, ale wybuchy to nie wszystko, co potrafię, wiesz? — Znała kilka innych sztuczek i nie miała zamiaru go zabijać, liczyłą jednak, że tutaj pomoże jej Cassim, wyraźnie kontrola magii nie była jej najlepszą stroną, przynajmniej w kwestiach nierobienia krzywdy, lecz on... On potrafił to robić na swój sposób, pomógł przecież w podziemiach, być może połączonymi siłami byliby w stanie? – Nie tutaj. Nie musimy tutaj wracać. Możemy iść gdziekolwiek po wszystkim. —

– Jeśli chcesz wyruszać teraz, trzeba sprawdzić, czy Qlaira i pozostałe są gotowe. Przyda nam się kilka dodatkowych osób. No i musimy podwędzić słonie i zebrać klejnoty, które przyniosły gobliny. Będziemy musieli mieć czym zapłacić. — A jej magiczne przedmioty? No cóż, bardzo chciała wiedzieć, co robił pierścień, ale musiałaby spędzić nad tym nieco czasu, faktycznie skupiając całą swoją uwagę na błyskotce. – Wydaj polecenie by tutaj przyszły, niech je ktoś POKOJOWO, nie jak ostatnim razem, przyprowadzi gdy będą gotowe. Rozmówimy się z nimi szybko i przygotujemy. — To zdanie było skierowane do Azeliela, kolejne natomiast miała już dla Cassima – Byłbyś w stanie odnaleźć Kherkhima? Myślę, że również zasługiwałby na... Rozmowę —
Spoiler:
Spoiler:

Bastion Khudamarkh

527
POST BARDA
Azeliel wykorzystał wszystkie sposoby. Pozostała mu jedynie śmierć lub układy z Kamirą. Z dwojga złego, nie wiedzieć które było lepsze. Śmierć przynajmniej była pewna, w jakimś stopniu znajoma. Co mogła zaoferować mu Kamira?

- Nie wiem, co potrafisz. - Denerwował się Azeliel. - Na bankiecie Quetiapina wszystkich otrułaś i nawet nikt nie wybuchł. To zaćmienie sprzed paru tygodni... to też twoja sprawka? - Dopytał. Jeśli Kamira mogła wpływać na ruch księżyców, czyż nie znaczyło to, że mogła praktycznie wszystko?

Planowanie przyszłości było zbędnym wysiłkiem, gdy elf nie wiedział, czy w ogóle jakaś go czeka. Pokręcił głową.

- Sprowadzę Qlairę. - Zgodził się. Tego typu zadania wolał wykonać sam.

- Kherkim będzie z tobą. - Oświadczył Cassim. Nim oddalił się wraz z elfem, na swej dłoni stworzył ognik, rybkę, którą Kamira widziała już w podziemiach. Utkane z magii stworzonko miało dotrzymać jej towarzystwa.

**

Pierwszy wrócił Cassim i Kherkim. Po smoku nie można było poznać żadnych emocji, natomiast młody półork nie trzymał się zbyt dobrze. Utrata ojca wpłynęła na niego mocno, ale nie był dość rozgoryczony, by w złości atakować smoka czy Kamirę. Zerwienione policzki i mokre oczy sugerowały rozpacz, ale czy po stracie ojca, czy przez wizję konieczności wzięcia udziału w walce o tron, jak nakazywał zwyczaj?

**

Azeliel szybko uwinął się ze znalezieniem kurtyzan. Przyszły cztery: blondwłosa, wiecznie niezadowolona Qlaira, ciemnoskóra Bimizza, a także siostry Mercila i Cimzit. Jak wyjaśniły, reszta dziewcząt znalazła sobie miejsce u boku nowowybranego orczego watażki, który również miał startować do tronu i jak mówiono, miał duże szanse. Te cztery gotowe były towarzyszyć Kamirze w drodze do Karlgardu w poszukiwaniu lepszego losu.

**

Wkrótce wróciły również gobliny. Kamieni szlachetnych było mniej, niż czarodziejka mogła się spodziewać, do tego większość okazała się ledwie szkiełkami bez większej wartości.

**

W niewielkim namiocie zebrał się cały wiec. Kamira, która siedziała na łóżku, miała być jego głową. Po jej prawicy zasiadał Cassim, zaś po lewicy - Azeliel. Między czterema dziewczętami usadowił się Kherkim, wciąż na skraju łez. Nawet walory pięknych kurtyzan nie pozwalały mu zebrać się w sobie. Na środku, między nimi, błyszczały klejnoty.

- W porządku. - Zaczął Azel. - Plan jest taki: bierzemy karena i jedziemy do Karlgardu. Pozbywamy się klątwy. A potem wracamy i przejmujemy władzę dla Kherkima. - Podjął decyzję.

- Nie chcę rządzić. - Zaprotestował półork. - Chcę płynąć do Taj'cah.

- Po przejęciu władzy będziesz mógł robić, co będziesz chciał. - Prychnęła Qlaira.

- Ale Bastion zostanie bez przywódcy... - Zauważyła Mercila.

- Jest jeszcze ten, którego nazywasz Bulionem, wyzwolicielko. - Podsunął Cassim. - Musi zostać uleczony nim pokonasz starą czarodziejkę.
Obrazek

Bastion Khudamarkh

528
POST POSTACI
Kamira
Zadziwiające, że jej stosunkowo monotematyczna magia wciąż budziła niepewności względem tego co potrafi pod patronatem jednego zdania twierdzącego, że rzeczywiście umie coś więcej.

– To była prawdziwa trucizna rozłożone przez Quetapina, nie moja magia Azelieliu. Wszystko, co zostało podane mnie, zostało przyniesione oddzielnie. A zaćmienie? Nie jestem badaczką, nie znam się na gwiazdach. Wiem tylko, że na pewno poruszyło to każdego czarodzieja. Możliwe, że każdą istotę, która posługuje się magią. Jestem pewna, że Cassim poczuł, że magia teraz jest inna, niż nim został uwięziony. — Podarowało mu spojrzenie, zawiesiła je na chwilę na smoku, potem wróciła do Azela, bo w końcu to w nim rozmawiała. Czekała na jakiś dodatek w tym temacie. Musiał czuć różnicę. Kto wie, czy przez zaćmienie zdolności niektórych magów nie uległy całkowitej zmianie.

Na szczęście już się nie dąsał, a przynajmniej nie tak bardzo. Mogli skończyć tę dziecinadę i kontynuować ich plany.

Gdy wrócił Cassim to podziękowała mu za to. Samego Kherkhima posadziła gdzieś z boku a miecz... No zamierzała go wrócić do siebie. Przyglądała się orkowi z dozą żalu. Było jej go szkoda, ale tylko dlatego, że wyglądał tak żałośnie. Ona również była żałosna i wiedziała o tym. Nie mogła być szczęśliwa, nie mogła być sobą, nie tutaj, nie w tym zapomnianym przez innych Bastionie. – Teraz czujesz ogromny ból, ale on minie i zobaczysz, że ta tragedia pozwoliła ci się uwolnić od tyrana, który dysponował twoim życiem. Koniec tego. Niedługo będziesz mógł robić to co chcesz robić. Tak jak i my wszyscy — Bastion był jak łańcuch, jak kaganiec który trzymał wszystkich w kupie, niczym na przemytniczym ringu gdzie muszą walczyć między sobą, bo może ktoś przeżyje. Ona nie chciała mu dawać nadziei na władzę. Nie chciała, by rządził, on nie chciał rządzić. Potrzebowała go przy sobie, bo inaczej był łatwym celem dla innych, którzy mogliby się chcieć pozbyć konkurencji.

Grupa Qlairy rosła, to była dobra oznaka. Magiczka nie zamierzała się wtrącać w ich decyzje. Chciały z nimi iść i bardzo dobrze. Rozmowy co do dalszych planów przeprowadzą później. Kwestia kamieni szlachetnych przyniesionych przez gobliny niezwykle ją zasmuciła. Nie mniej lepsze było to niż nic i zamierzała je zebrać, czy to sama, czy z czyjąś pomocą, ot. Lepsza drobnica niż zupełny brak funduszy. Nie chciała w Karlgardzie błagać, ale było to coś, czego najbardziej się obawiała, bo jednak... Nie mogła sobie pozwolić na taką śmierć.

Gdy wszyscy byli zebrani, rozejrzała się po nich. Nie mówiła jeszcze nic. To Azel zaczął pierwszy i jego słowa wielce ją zasmuciły, bo chyba każdemu się wszystko pomieszało. Nie byli oddziałem wyzwolenia ruin. Byli grupą wyzwolenia z RUIN.

– Błądzicie. — Powiedziała krótko i zawiesiła spojrzenie na każdym z obecnych. Nieco cofnęła się na łóżku i usiadła sobie po turecku. – Nie będziemy zdobywać Bastionu. To miejsce jest nic niewarte... — Zaczęła, dalej przyglądając się wszystkim – Nie po to walczymy o nowe życie, by teraz prowadzić je takie samo tak jak wcześniej tak jak Moxiclav, Quetapin, Rifaxi, Kharkhun... To zabawne, a to tylko watażkowie z ostatnich miesięcy. Tu się nic nie zmieni. Jeśli spróbujemy, to będziemy walczyć z innymi, potem między sobą i historia się powtórzy... Wizyta w Strażnicy pokazała nam też, że grozi nam niebezpieczeństwo z podziemi. Te straszne elfy! Bastion ma pod sobą sieć wielkich jaskiń. To kwestia czasu gdy te bestie się tu pojawią. Nie zamierzam ryzykować, bo ten, kto zwycięży, nie będzie na to przygotowany... — Podniosła się i stanęła na łóżku, by górować nad innymi – Kherkhim nie chce rządzić. Będzie wolny jak my... Wpierw jednak musimy zabrać Kareny i udać się na Karlgard. Tam w mieście albo w okolicy spróbujemy znaleźć dla siebie miejsce. Jeśli przeżyjemy, to mamy szansę zacząć od nowa. Dopiero wtedy będziemy rozmawiać co dalej. Może nawet Kherkhim popłynie na Taj'cah. —

To czy Bastion miał przywódcę, czy nie, nie miało już żadnego znaczenia. Chaos tutaj pozostanie na zawsze albo do czasu inwazji z podziemi. Ich już wtedy nie powinno tutaj być.
Spoiler:
Spoiler:

Bastion Khudamarkh

529
POST BARDA
Sprawa bankietu u Quetiapina została niewyjaśniona i nasuwała coraz więcej pytań. To, co mówiła Kamira, nie musiało być pawdą, a z każdym dniem narastało więcej wersji i plotek. Komu wierzyć? Kamirze, która była sprawczynią, czy rzesze ludzi, goblinów i orków? Taka ilość osób nie mogła się mylić! Azeliel nie miał nic do dodania na ten temat, tak jak i Cassim, który nie miał w zwyczaju odzywać się, gdy nie pytała go bezpośrednio.

Na szerokich barkach Kherkima spoczęły dłonie Mercili i Cimzit, ale wsparcie kobiet nie wydawało się robić na nim wrażenia. Westchnął ciężko.

- To był mój ojciec. - Przypomniał półork. - Mogłem się z nim nie zgadzać, ale... to mój tata. - Głos załamał mu się, zakrył twarz dłońmi.

- Twoja matka dalej mieszka w Karlgardzie? - Upewnił się Azel. - Może powinieneś przez jakiś czas zostać z nią? Staniesz na nogi, a potem jedź, gdzie chcesz.

- Może? - Zgodził się, choć wciąż pocierał oczy.

Siedzący u boku Kamiry Cassim nie spuszczał wzroku z kamieni, które leżały pośrodku namiotu. Ładnie błyszczały nawet w nikłym świetle i kusiły, choć większość z nich nie przedstawiała dużej wartości. Smokowi jednak wystarczył sam błysk. Wydawał się nieobecny, jakby nie słuchał tego, co Kamirin ma do przekazania.

- Możemy mieć kiepskie życie tutaj albo niewiadomoą poza murami Bastionu. - Wtrącił się Azel. - Kto wie, czy tych elfów nie ma w Karlgardzie? Albo w Taj'cah?

- Sprawdzimy. Zawsze możemy wrócić. - Qlaira skrzywiła się mocno.

- Nic ci nie zagrozi, Wyzwolicielko. - Obiecał Cassim, przenosząc wzrok z klejnotów na Kamirę. Czy nie patrzył na nią z takim samym uwielbieniem?

W jednym momencie wsszyscy zamilkli, gdy grunt pod ich stopami zaczął się ruszać. Kamira straciła równowagę i upadła na łóżko. Zebrani przylgnęli do ziemi.

- Cholera, znowu...! - Jęknęła Bimizza.

Całość trwała kilkanaście sekund. Trzęsienie ziemi nie było poważne i choć kazało Kamirze na nowo usiąść, nie mogło zrobić jej krzywdy.

- To już trzeci raz odkąd uwolniłaś smoka! - Zarzuciła jej Qlaira. - Wcześniej było może raz, dwa razy na rok!

- Kolejny powód, żeby stąd uciekać, zanim pochłonie nas ziemia! - Warknął Azel. Obejrzał się na czarodziejkę, sprawdzając, czy nic jej nie jest.

- Ruszajmy. - Ostateczną decyzję podjął Kherkim. Zdołał ogarnąć swoją rozpacz, strach trzęsienia z pewnością miał w tym swój udział. - Idziemy... tylko my? Jesteśmy tu wszyscy. Póki nie ma nowego przywódcy, orkowie będą słuchać mnie. Oddadzą nam kareny. Im mniej osób będzie wiedzieć, że odchodzimy, tym lepiej.
Obrazek

Bastion Khudamarkh

530
POST POSTACI
Kamira
Pół ork znosił to nie najlepiej, lecz nie mogła go za bardzo o to winić, teraz nie mogła też mu za bardzo pomóc. Dobrze, że przynajmniej dziewczyny mogły jakkolwiek go wesprzeć. Kamira nie była w tym najlepsza... Choć, może powinna pomyśleć jak nieco zmądrzeć w tych tematach... Ale nie tutaj, nie w tym siedlisku węży.

Historia o Karlgardzkiej matce Kherkhima budziła nadzieję, że będą mieli się gdzie zatrzymać na miejscu. Przynajmniej do czasu aż to magiczka nie zostanie oskarżona o zabójstwo tego głupiego orka. To jest jednak coś, o co mogła się martwić później, już na miejscu. Poza tym. Stamtąd Kherkhim będzie już mógł robić, co chce, nieskrępowany rozkazami ojca.

Życie mogli mieć kiepskie wszędzie, tu i tam, musieli spróbować – To miejsce miało wystarczająco dużo prób... Nie wiemy, czy ich nie ma w Karlgardzie, lecz tam są siły, które się z nimi uporają, na pewno jest tam więcej magów... A w Taj'cah? Nie znam się na tym za bardzo, ale jakoś nie wyobrażam sobie tam jaskiń skoro pełno tam wkoło wody. — Kamirka widziała to w prosty sposób. W końcu skoro to są wyspy i otacza je woda... To, w jaki sposób miałyby się tam znaleźć jaskinie łączące je z lądem? Co prawda to rozumowanie miało swoje wady, ale kto by tam Kamirę widział kiedykolwiek przy mapie, kartograf z niej żaden, geolog zresztą też. Potrafiła wykryć to, co się świeci i chyba tyle.

Trzęsienia, które pojawiały się, na pewno nie zwiastowały niczego dobrego. – Znowu? — Pytała zdziwiona, nie miała pojęcia, że było ich więcej... Lub zupełnie je dotychczas zignorowała. – To zły znak... Nic mi nie jest —

– Tak, tylko my. Nikogo więcej nam nie potrzeba, chyba że bardzo chcecie jeszcze kogoś ze sobą zabrać, to chwilę możemy poczekać... I tak musimy się spakować. Tylko ten ktoś na pewno będzie musiał z nami iść, nie możemy o tym za bardzo rozpowiadać — Wtedy rozejrzała się po wszystkich. Chyba każdy miał ze sobą coś do zabrania. Kamira na pewno chciała spakować lampę i kamienie i inne rzeczy z pokoju Azela, które były jej. Z pozostałych... Na pewno nie chciała, by Azel zostawił swoje.

Chciała się popakować, a potem iść do Karenów. To miał być ich punkt spotkania. W końcu lepiej by nie szli tak dużą grupą, bo to by zwróciło uwagę. Ona, Cassim i Azel mogli odejść, to nie było podejrzane.


Spoiler:
Spoiler:

Bastion Khudamarkh

531
POST BARDA
- W Karlgardzie jest więcej magów. - Zgodził się Azel. - Takich, co pokonali nawet smoka.

- Nie pokonali. - Cassim był szybki do tłumaczenia, choć jego ton pozostał spokojny. Ledwie lekkie drżenie głosu zdradzało, że słowa elfa wyciągają z niego większe emocje. - Uwięzili.

- Uwięzili. - Azel przewrócił oczyma, sprostowując swoje wcześniejsze stwierdzenie. - Więc może przez jakiś czas miasto będzie bronić się przed czarnymi. W Taj'cah co mają? Nie mają Akademii.

- Może dlatego powinniśmy udać się właśnie tam? Żeby ich bronić? - Nieśmiało podsunął Kherkim.

- Jesteś za dużym romantykiem, chłopcze. - Zganiła go Mercilla. Kobieta powoli podniosła się, chcąc wyczuć, czy nadejdą kolejne wstrząsy. Wydawało się, że ziemia chwilowo się uspokoiła. - Kiedy byliście poza miastem, ziemia drżała co chwilę. - Zdradziła.

- Spotkajmy się przy bramie przed zachodem słońca. - Zarządził Azel. - Nie czekamy na spóźnialskich. Kto zostanie z tyłu, nie zobaczy Karlgardu!

-> do Karlgardu
Obrazek

Wróć do „Wschodnia baronia”