Re: Urd - Shaen

31
Słysząc pytanie Qeshy, Kholgar uświadomił sobie, że pustynia może być jeszcze bardziej niebezpieczna niż do tej pory myślał. Jeżeli występują tutaj stworzenia, które bez problemu są w stanie zaatakować całe karawany, nawet nie wysilając się przy tym zbytnio, to z pewnością mieszkający tutaj orkowie nie są byle kim.
- Nie mam pojęcia. Spierdalałem szybciej niż kiedykolwiek wcześniej. - odparł zupełnie szczerze. Po pierwsze, nie znał się na występujących w tych rejonach gatunkach, a po drugie, nie miał absolutnie żadnego powodu, by kłamać.
- Piaski zaczęły się poruszać i nim się dobrze zorientowałem co się dzieje, połowa karawany zwyczajnie zniknęła. - dodał wyjaśniając sytuację bardziej dogłębnie.


Orkowie odpowiedzialni za dostarczenie materiałów akurat przynieśli bale niemal idealnej długości. Najważniejsze było, że były one podobnej długości. Sama konstrukcja dźwigni miała być prosta, aby orkowie nie pogubili się w jej działaniu. Dwa bale będą wsparte w jednym miejscu. Między nimi Feler miał zamiar umieścić kamień, aby stworzyć coś na kształt trójkąta. Następnie miał zamiar ścisnąć bale za pomocą kawałka liny tak, aby nie rozchodziły się na zewnątrz. Tak przygotowaną dźwignię mógł spokojnie postawić na wierzchołku, a przez dwa oddalone od siebie końce bali chciał przeciągnąć linę. W tej sposób stworzy coś na kształt niezwykle prostej windy lub dźwigni, której jedyną wadą był zasięg działania zależny od długości bali. Ze wstępnych rachunków powinno to jednak starczyć, by usunąć główny zwał gruzu i odzyskać dostęp do wody, a dzięki ciężarowi oraz sile orków wyciąganie ładunku nie będzie stanowiło dla nich absolutnie żadnego problemu.

Gdy Kholgar miał już przystąpić do dokładnego opisania planu kobiecie, zauważył, że wracają posłani orkowie wraz z szamanem. Jego strój zdecydowanie różnił się od reszty. Pojawiały się jednak w nim elementy nieco podobne do tych u Qeshy. Minął on wszystkich, jakby byli jedynie przeszkodami na arenie, na której Kholgar jest jedyną żywą istotą. I jedynie od niego zależało, czy Feler zostanie potraktowany jak wróg czy jak sojusznik. Goblin zdecydowanie czuł presję wywołaną przez jego obecność. Jednocześnie, słysząc jego słowa, poznał imię kolejnego z orków - Tar'ur. Wydawał się on był większy od reszty, choć z perspektywy goblina każdy tutaj przewyższał go o parę głów.
- Na życzenie. - potwierdził Kholgar, jednocześnie dając mu jasną wskazówkę co do ich przyszłej relacji. "Na rozkaz" odpowiadał jedynie gildii kupieckiej oraz niektórym członkom cechu. Czyli swoim oficjalnym pracodawcom, którzy zawsze, ale to zawsze byli pośrednikami w kontraktach Felera. To oni pobierali pewien procent jego zarobku i to oni przydzielali mu zadania. Osoba, której miał chwilowo służyć, mogła zaś życzyć sobie czegoś od niego. W końcu każdy najemnik ma swój określony zakres działań i nie zawsze jest w stanie spełnić wszystkie wykraczające poza przyjętą listę obowiązków.


Kiedy tylko szaman zabrał ze sobą wybraną grupkę orków, Kholgar zaczął mieć lekkie podejrzenia. Głównodowodzący niezbyt obchodził się losem wioski. Zabrał parę rąk, która z pewnością pomogłaby w sprawnym naprawieniu studni. Do tego on sam wydawał się być nie tyle pogodzony, co zwyczajnie nieprzejęty brakiem wody w wiosce. Na razie jednak Feler tego typu zagwozdki musiał odstawić na bok. Jeżeli samemu nie dostanie wody, to przeżyje góra dwa dni z tym, co ma w bukłaku. O ile go wcześniej nie zabiją, gdy domyślą się, że goblin przetrzymuje trunek w ukryciu. Postanowił więc nie marnować więcej czasu i zabrał się za pracę przy konstrukcji dźwigni.
- Dwóch gagatków do mnie. Sam tego nie zrobię. - powiedział, stawiając pal pionowo. Oparł go nieco o prawy bark, aby wygodniej było nim operować.
- Trzymać go w tej pozycji. Podstawcie mi tu ten drugi. - dodał po chwili, łapiąc kamień, który rozmiarowo pasował jego oczekiwaniom. Orkowie mieli za zadanie trzymać bale, kiedy Kholgar miał je łączyć na końcu za pomocą kawałka liny, uprzednio lokując między balami kamień tak, aby nadać improwizowanej windzie domyślny kształt.
- Nie puszczać, bo jak jebnie, to chuj z tego wyjdzie. - sapnął, zabierając się za wiązanie bali w połowie ich wysokości. Tego typu konstrukcja powinna wytrzymać przeznaczone jej zadanie. Wtedy pozostało już tylko przygotować samą linę z siecią, aby zacząć w pełni pracować nad odzyskaniem dostępu do wody.

Re: Urd - Shaen

32
Goblin wydawał się być jakimś niedobitkiem, właściwie to nawet nie wiedział co go napadło, mogło to być dosłownie wszystko, od jakichś bandytów po dziwne mityczne bestie. Miał fuksa że przetrwał, właściwie to trochę go rozumiał też miał dość trudną wyprawę. Qesha wydawała się być zdziwiona tym że przybył tu na wezwanie. Widać nic o tym nie wiedziała. Czyżby to ten mały został wezwany do zabicia wiwerny i miał być wybranym. Jednak jego ekipa nie żyje co oznacza że cały plan szlak trafił. W Sumie oznaczało to że miał by w końcu spokój. Z drugiej strony lubił Qeshe. A i tak Wiwerna była największym problemem. Więc jej zabicia było ważne. Sprawiło to że na razie przestał o tym myśleć.

No i pojawił się szaman, zmierzał w ich kierunku przyglądając się gościowi. Powstawało wiele pytań jednak nie istotnych. Szaman popatrzył na Goblina i poszedł jak by musiał przedyskutować coś ważniejszego od studni i groźby wymarcia wioski. Sprawiło to że orq robił się podejrzliwy. O co tu chodzi ? Razem z nim ruszyła Qesha i jej brat. Orczyca uśmiechnęła się zostawiając go w takiej sytuacji. Teraz to był problem orkowie patrzyli na niego jakby czekając na rozkazy. Jednak co on mógł im powiedzieć albo rozkazać, skupił się na chwilkę powtarzając sobie w głowie co powiedzieć. Sprawiło to ze domyślnie powiedział pokazując palcem na resztki gruzu, wokoło studni mówiąc swym charakterystycznym głosem.
-Sprzątać. - Głos był nieco władczy, w końcu Tar'ur był dość wielkim orkiem, przez co głos był jaki był, z drugiej strony miał jednak dziwny akcent, dość charakterystyczny.
Tak wydał pierwszy w swym życiu rozkaz komukolwiek, chyba że liczyć klasyczne wypierdalać albo uciekać, w końcu czasem wydaje się rozkazy sytuacyjne. Samemu też zamierzał pomóc w wynoszeniu, jednak jego plany uległy małej zmianie.


Orkowie spokojnie przynieśli dwa bale i położyli, Goblin zawołał dwóch orków jednak Tar'ur spokojnie popatrzył na goblina i złapał bal podnosząc. Następnie dostawił go bez większego wysiłku, wedle instrukcji wychodziło na to że dwa bale miały się stykać na dole. Ork złapał i ustawił je tak, teoretycznie były ciężkie ale po części opierały się o ziemię stykając ze sobą, Dopychał je jeszcze do siebie nogami, a konkretniej stopami aby stykały się, oczywiście trzymał je według instrukcji goblina. Przy pasie myśliwego były aż dwie siekierki więc w razie czego goblin mógł je dostrzec i wykorzystać do na przykład nacięcia bali aby nie zsuwała się po nich lina. Kamień w środku dodatkowo miał rozpierać je swoją masą, to znacznie ułatwiało zadanie. Jednak wszystko w tym zależało od staranności wykonania. Nie mogło być żadnego luzu co zapewne przekazał mu goblin gdyby ork zrobił luz. Skóra nadal spokojnie leżała, więc skórzasta wersja siatki była obecna i dostępna dla goblina. Jednak nie wiadomo było czy dostaną coś lepszego. Bez porządnej liny jednak projekt nie miał sensu. Dlatego Ork spokojnie utrzymywał kłody. Widać było przy tym że ma trochę krzepy aby spokojnie dawać sobie radę z dwoma kłodami. Orq zapamiętywał przy tym jak to jest zbudowane jednak pozostawał sceptyczny. Nie widział w tym dobrego wybieracza gruzu z dołu. Możliwe że dlatego iż nie widział co to ma robić. Po chwili rośniesz i lina jak i sieci trafiły do nich. Goblin dalej kombinował w tworzeniu swojej machiny. O ile można było to tak nazwać, Tar nadal trzymał to nawet po zakończeniu przez niego wiązania. W końcu kazał nie puszczać. Temu cały czas trzymał. Całość nie była lekka.
Obrazek

Re: Urd - Shaen

33
Gdy tylko szaman zniknął wraz z Qeshą i Toshmukiem, wszyscy zaczęli zabierać się do roboty. Oprócz Kholgara i Tar'ura nikt nie zauważył ignorancji, z jaką mężczyzna odniósł się do wielkiego problemu związanego z niedoborem wody. Mieszkańcy bezgranicznie ufali szamanowi i wierzyli, że każde jego słowo, każde jego zachowanie, jakkolwiek źle by wyglądało, prowadziło do dobrych rzeczy. Czyż nie wyśnił im wybawiciela, który uwolni ich od klątwy? Dostali nawet dwóch! Dla nich air'qu - shok był swego rodzaju bożkiem, któremu składali hołd. W końcu przewyższał ich inteligencją i posługiwał się magią. To wystarczający powód, by nie zadawać pytań.

Orkowie natychmiast zaczęli wykonywać rozkaz Tar'ura. Najbliższa dwójka z nich podeszła, aby wziąć bale, ale młody myśliwy uprzedził ich w tym i chwycił za obydwa, dostawiając ich końce do siebie. Goblin tymczasem zdążył znaleźć wśród kupki gruzu będącej resztą studni kamień pasujący do jego wizji. Któryś z orków podał mu w tym czasie linę, aby Feler mógł spokojnie związać swoją konstrukcję. Reszta w tym czasie wysprzątała teren wokół źródła wody i przyglądała się poczynaniom niespodziewanego gościa. Niespecjalnie rozumieli jego zamysł, ale z ochotą wykonywali wszystkie jego polecenia, czując, że przybysz może im pomóc jeszcze przed zmrokiem. Właściwie to mieli nadzieję, że uwiną się ze wszystkim przed nocą, kiedy może nastąpić atak wiwerny.

Dwa ostatnie dni mocno namieszały w życiu mieszkańców Urd - Shaen. Najpierw pojawił się ork, którego zadaniem miało być zdjęcie z nich klątwy. Wciąż byli zszokowani obecnością Tar'ura i tym, że już niedługo znów będą silnym plemieniem. Ufali osądowi szamana, który dziś z rana stwierdził, że to naprawdę on jest wybawicielem. A potem pojawił się Kholgar i wprowadził niemałe zamieszanie w ich głowach. Niektórzy, a właściwie większość spoglądała na niego z niepokojem, zdezorientowaniem. Ledwo wczoraj przybył do nich wyśniony przez szamana osobnik, który miał ich zbawić, a tu pojawia się mały, zielony i zmęczony goblin, który zdawał się być dla nich równie mądry co Toshmuk, Qesha czy jej ojciec. Niemal od razu zabrał się za pomaganie im, mimo że przebywał w wiosce może od pół godziny. Dla orków mających niemały mętlik w głowie Kholgar również aspirował na zbawiciela, choć myśl ta dopiero kiełkowała. Zdanie szamana mimo wszystkich niepewności było najważniejsze i nieodwołalne, chyba, że postanowi on coś innego.

Feler miał do dyspozycji spory kawał liny, sieci przyniesione przez orka z domu szamana i skórę podarowaną przez Tar'ura w geście chęci pomocy. Goblin mógł w spokoju wykonać konstrukcję, aby uzyskać dostęp do wody. Jeśli czegokolwiek by mu zabrakło, orkowie raz dwa by mu to donieśli. Tymczasem jeden z nich, mężczyzna z trzema równoległymi bliznami na torsie, ubrany w same spodnie podwinięte do kolan, ten sam, którego wczoraj zastał Tar'ur śpiącego na swojej warcie, podszedł do Kholgara i zaczął się przyglądać z ciekawością przygotowywanej machinie.

- Zaatakowały cię piaskowe węże pewno. Wyglądają trochę jak żółte pijawki z łuskami i mnóstwem odnóży, żeby mogły kopać pod ziemią jak krety. Jak otworzą gębę, to konia mogłyby połknąć. Wyskakują spod ziemi i zaraz znikają, z tobą w paszczy. Potem zabierają cię do ich nory i robią z ciebie kokon. A potem cię zjadają. Miałeś cholerne szczęście, żeś im umknął. Może więcej do gęby nie mogły wsadzić. W ogóle to one rzadko się pojawiają, bo ich mało. Dawno temu wytłukliśmy ich, znaczy nie my, ale ogólnie, orkowie - opis sytuacji, w jakiej Kholgar się znalazł, pasował do zachowania tych istot. Zapewne nazwa była tutejsza, a wśród świata uczonych piaskowe węże miały swą własną i fachową. Albo żadnej, bo być może tak długo się nie pokazywały, że cywilizowany świat o nich zapomniał, dopóki Feler nie odkrył ich na nowo.

Gdy tylko Kholgar skończył wiązać po swojemu dwa bale przytrzymywane przez Tar'ura, mógł zabrać się za resztę swojego pomysłu. Mieszkańcy z niecierpliwością oczekiwali dalszych działań, popatrując to w stronę goblina, to w stronę Tar'ura, jakby podczas nieobecności szamana, Qeshy czy Toshmuka to oni byli ich przywódcami. Ewentualnie jeden z nich, tylko orkowie wciąż nie wiedzieli który.

Re: Urd - Shaen

34
Z pomocą spragnionych orków, po których Feler spodziewać się mógł praktycznie wszystkiego, skonstruowanie prostej dźwigni nie zajęło im dużo czasu. Jeden z orków bez problemu przytrzymał oba bale, jakby absolutnie nic nie ważyły. Dzięki temu goblin mógł zająć się tworzeniem solidnych węzłów. Był on w końcu z Karlgardu - portowego miasta, do którego codziennie wpływa więcej statków, niż wszyscy ci orkowie razem wzięci w ogóle widzieli. A i ich rozmiar często nie jest byle jaki. Proste, mniej skomplikowane węzły Kholgar miał więc w małym placu.

W trakcie pracy przeszkodził im nieco pewien ork. Feler nie rozróżniał ich zbyt dobrze, lecz tego z całą pewnością nie widział pomagającego przy konstruowaniu windy. Zagadał on goblina, tłumacząc, co według jego podejrzeń mogło zaatakować karawanę. Kholgar cierpliwie słuchał (a dokładniej usiłował się sprawiać takie wrażenie), skupiając się na porządnym umocnieniu konstrukcji.
- Mogły ich zabić nawet opierzone elfie dziwki. Nic nie zmieni tego, co zaszło. - przecedził przez zęby, dociągając węzeł z całych sił.
- Na razie to ja kurwa widzę, że nie ma wody, a znając życie Twoja parszywa gęba będzie stała pierwsza w kolejce po jej jebaną porcję. Posprzątaj dookoła, przydasz się w końcu na coś. - dodał, kompletnie nie zważając na możliwe konsekwencje. Dopiero później uświadomił sobie, że w ten sposób może nie tyle narobić sobie wrogów wśród tych niecywilizowanych istot, co raczej skończyć na tej pustyni jako karma dla miejscowych trupożerców.


Po związaniu wszystkiego kolejnym krokiem było wygładzenie końcówek bali, dodatkowo nakreślając na nich odpowiedniej grubości rowek. Kholgar nie miał zamiaru być spuszczanym na dół bez pewności, że lina o nic nie haczy. Z tym jednak nie powinno być żadnego problemu - było to akurat najprostsze zadanie w całym planie. Gdy już to zrobił, musiał poinstruować orków nieco dokładniej na temat tego, jak powinno się używać tego prostego narzędzia.
- Nadstawić uszu, bo dwa razy powtarzał nie będę. Dźwignia pod ciężarem sama wkopie się w piach, więc Waszym zadaniem będzie jedynie operowanie liną. Na mój sygnał albo będziecie ją wciągać, albo powoli i delikatnie opuszczać. - powiedział Kholgar, specjalnie akcentując słowa "powoli" oraz "delikatnie".
- Nie możecie jednak opuszczać liny za mocno - musi być cały czas naciągnięta. Inaczej wszystko jebnie i chuj z tej wody wyjdzie. - dopowiedział, gestykulując przy tym energicznie ręką.
- No, także do roboty! Do zmierzchu będziecie mieć tyle wody ile Wasza plugawa dusza zapragnie!

Re: Urd - Shaen

35
Tar'ur spokojnie trzymał narzędzie kiedy przybył jakiś ork, ten który rozmawiał z szamanem chyba jakaś szycha. Sam nie wiedział. I wtedy wywiązała się bardzo ciekawa rozmowa. Ork zaczął mówić o tym co mogło zaatakować goblina na co otrzymał odpowiedz która zadziwiła myśliwego, a do tego rozbawiała. Zdał sobie wtedy sprawę że goblin nie patyczkował się w rozmowach z innymi był bardzo bezpośredni. Trochę był jego przeciwieństwem. Co sprawiało że zaczął go interesować. Wydawał się być naprawdę ciekawym goblinem. Jednak Ork przestał się uśmiechać dość szybko sam z siebie. W końcu sytuacja była nadal bardzo nie ciekawa. I należało chociaż próbować nie wszczynać jakichś dziwnych akcji. Goblin jednak miał rację śmierdziało tu tym że wykorzystują ich. Więc goblin miał rację. W końcu szaman zwiał nie wiadomo czemu.

Raczej goblin nie został by napadnięty biorąc pod uwagę że Wybawca zaśmiał się z jego żartu. W pewnym sensie troszkę go krył. Mogło to przysporzyć problemów ale kto by się tym teraz przejmował. Ważniejszą sprawą była maszyna. Goblin wytłumaczył jak należy ją obsługiwać. Co sprawiło że tar'ur zamierzał się dostosować do jego wskazówek. Dlatego też zwyczajnie zamierzał mu pomóc. Podsumowując nadal przez chwilkę trzymał te drewniane ustrojstwo aż oni naprężą to i siła grawitacji to wciśnie w dół. A stanie się tak z racji tego że na tym ma być położona lina która będzie miała masę zarówno wyciąganego obiektu jak i ludzi którzy będą ciągnąć. A co do tej pomocy to zwyczajnie ustrojstwo będzie delikatnie się przechylać niczym trójkąt, kierując cześć masy w ziemię i odciążając ciągnących. Tak przynajmniej wydawało się orkowi. Nadal jednak nie rozwiązywało to problemu tego że trzeba kogoś spuścić do studni. Popatrzył na jednego z chudszych i mniejszych orków mówiąc.
-Szykować się ty zejść do studnia, wkładać do siatka gruz. Goblin zostać pilnować żeby maszyna nie popsuć się.
Nadal musiał jednak trzymać obiekt bo bez pełnej siatki i ciągnięcia nie było chyba dostatecznego dociążenia. Liczył że goblin resztę wytłumaczy. W końcu trzeba będzie tego orka opuścić.
Obrazek

Re: Urd - Shaen

36
Orkowie popatrzyli się po sobie niespokojnie, gdy Kholgar z taką łatwością obraził w gruncie rzeczy przyjaznego mu mężczyznę. On sam wyglądał, jakby chciał rzucić goblinem o ścianę którejś z lepianek. Orkowie często są agresywni z byle powodu i nawet klątwa sprawiająca, że oni wszyscy stali się słabeuszami nie sprawiła, że mogą się denerwować. Szczególnie, gdy powód złości był uzasadniony. Nikt przecież nie lubi być obrażany. Uśmiech Tar'ura rozweselonego niewyparzoną gębą goblina nieco ostudził orczy zapał, ale wciąż Feler czuł na sobie rozzłoszczony wzrok dotkniętego zielonego. Nie było to miłe uczucie, jakby ktoś przeszywał goblina wzrokiem, który nagle zamienił się w ostrze przebijające go na wylot. Pewnym było to, że tamten nie zapomni tak szybko obrazy, jak pozostali, którzy rozluźnili się dzięki potężnemu orkowi. Kholgar właśnie narobił sobie wroga.

Wszystko szło jak z płatka. Węzły z łatwością zostały zawiązane dzięki Kholgarowym umiejętnościom, a nacięcia były idealne. Wyglądało na to, że konstrukcja naprawdę zadziała i pomoże mieszkańcom Urd – Shaen wykaraskać się z uciążliwego problemu. Gdy Feler tłumaczył zgromadzonym zasady działania dźwigni, wszyscy uważnie słuchali i kiwali głowami. Starali się zrozumieć wszystko, ale wyraźnie było widać na twarzach niektórych, że niespecjalnie wszystko donich dotarło. Nie dopytywali jednak goblina, jakby bali się, że ten rzuci kolejną wiązanką i wyzwie ich od dajmy na to pizdokleszczy czy jakie tam oryginalne wyzwiska goblin ma w zanadrzu. Część z nich zdawała się jednak rozumieć objaśnienia Kholgara. Część.

Na rozkaz Tar'ura najdrobniejszy z orków, choć wciąż przewyższający posturą Felera podszedł do obydwu z podekscytowaniem wymalowanym na twarzy. Czyż nie miał właśnie przyczynić się do uratowania wioski? Przeważnie to siła przeważała u orków, więc drobna sylwetka młodego, bo o kilka lat starszego od myśliwego chłopaka była u niego powodem do wstydu, ale nie dziś. Sam wybawiciel wskazał go do zejścia na dół studni! Nie były mu straszne klaustrofobiczne warunki opuszczania, ciemności panujące głęboko pod ziemią i niebezpieczeństwo, że nie wyjdzie stamtąd. Jego zadanie miało przynieść mu chwałę wśród współplemieńców. Ten, który uratował orków przed odwodnieniem. Jak wspaniale to brzmiało w jego głowie. Jego ekscytacji nie przerwało nawet to, że nie miał zielonego pojęcia, co ma robić. Dlatego też teraz rozglądał się z durnym wyszczerzem na gębie zgromadzonych i przyglądnął się dźwigni. Chłopak wyglądał, jakby był nadpobudliwy. Zaskakujące, bo jeszcze przed chwilą stał jak ciota i słuchał wywodu Kholgara. Najwyraźniej wybranie przez samego wybawiciela, Tar'ura, sprawiło, że jakby odżył. Może trochę za bardzo.

- Co mam robić? – spytał z entuzjazmem Felera, spoglądając jednak na Tar'ura, jakby to od niego przyjmował rozkazy. - Jak tam zejdę? Jak mnie wyciągniecie? Jak będziecie wyciągać kamienie?

Re: Urd - Shaen

37
Po pośrednim obrażeniu jednego z orków Kholgar pół sukcesu miał już za sobą - w końcu wciąż był cały i zdrowy. Pewnie i tak nie ujdzie mu to płazem, lecz przynajmniej na chwilę obecną miał spokój. Może nawet ork zapomni o wszystkim, gdy już wioska odzyska dostęp do czystej wody. Feler nie miał zielonego pojęcia, czy orkowie należą do pamiętliwych stworzeń. Nie byli jednak przesadnie bystrzy, więc kto wie, może wszystko się dobrze ułoży. A nawet jeśli nie - goblin nie będzie tutaj siedział zbyt długo. Przy najbliższej możliwej okazji po wykonaniu zlecenia wróci do Karlgaardu, gdzie definitywnie będzie musiał się nieco odprężyć, chociażby oszukując w którejś z karczm alabastrowego miasta.

Feler obrzucił wzrokiem twarze zamyślanych orków, odnosząc wrażenie, że niezbyt dużo wyciągnęli z jego niezwykle łopatologicznego wywodu. Westchnął ciężko, składając zmyślną wiązankę przekleństw w swojej małej, goblińskiej głowie.
- Patrzeć uważnie! - krzyknął, po czym podszedł bliżej do swojej improwizowanej windy. Machina była już w pełni gotowa do użytku, więc pora była najwyższa by ją w końcu przetestować. Goblin wrzucił do siatki kamień, aby lina na dźwigni była napięta. Operował liną na drugim końcu, pokazując orkom, na jakiej zasadzie to w ogóle działa.
- Tak jak mówiłem - opuszczacie powoli, na sygnał wciągacie.


Ork wybrany przez "wybrańca" nie był do końca pewien tego planu. Zaczął zadawać niezbyt wygodne pytania, które znaczyły tylko jedno - był on tak samo głupi, jak i nieufny. Na jego szczęście, ta nieufność może go uratować czasami przed głupotą.
- Nie bój się o to, na dole na pewno Cię nie zostawimy. To jedyne źródło wody, więc jedynie byś je zanieczyścił własnymi fekaliami lub gnijącym ciałem. - powiedział zgryźliwie goblin.
- Ty masz jedynie układać fragmenty w siatce i dawać sygnał. Jak zostaną już tylko te mniejsze, wyłożymy sieć skórą. A teraz do roboty, nie mamy dużo czasu! - wrzasnął, próbując zmotywować nieco orków.


Gdy już wszystko się zaczęło, Feler dokładnie nadzorował pracę. Nie chciał, by przez głupi błąd stracili źródło wody na środku pustyni. Jednocześnie miał sporą ochotę odejść na bok i upić nieco krasnoludzkiego, mocnego piwa mizernej jakości. Zaczynało go mocno suszyć od tego skwaru, a skutki zmęczenia wywołanego ucieczką na nieznanym terenie dawały mu się lekko we znaki. Był jednak goblinem sumiennym, i dopóki nie naprawią studni, nie zjawi się u orczego szamana z wizytą, o której niedawno rozmawiali. Zależało mu w końcu na tym, by nie skonać w takim miejscu przez własne lenistwo.
- Dobrze idzie, niedługo studnia będzie jak nowa! - powtarzał co chwilę, by nie gasić ducha spragnionych orków.

Re: Urd - Shaen

38
Jednak nie zrobili krzywdy goblinowi. Było to jakieś osiągnięcie, miał jednak nadzieję że ustrojstwo będzie działać. Inaczej to pewnie jemu przyjdzie bo wypatraszać aby jakoś nie podpaść reszcie orków, chociaż trochę zmywając z siebie błąd w ich oczach. Na razie jednak nie musiał się tym przejmować. Goblin raczej wiedział że ryzykuje własnym życiem. Dalej pomagał mu w obsłudze jak i pilnowaniu narzędzia.[/b]

Wybranie ochotnika jednak się udało, powstały jednak wątpliwości w głowie orka, właściwie to nic dziwnego orkowie nie przywykli do wchodzenia do studni. Wyciągnięcie go stamtąd było oczywiste, nikt nie mógł by pić wody w której rozkładał by się ork. W końcu była by ona zatruta. A dla orków z pewnością śmiertelna. Goblin jednak pokazał jak to funkcjonuje. I wyglądało na to że da radę. Ciężko było opisać słowami jak to działało ale jednak działało. Wyglądało dodatkowo na to że dadzą radę oczyścić tą studnię. Oczywiście orka ochotnika opuszczono na linie za pomocą ustrojstwa. Tar'ur Przytrzymywał to aby czasem nie gibnęło się na boki. Obserwował przy tym innych orków dookoła tak w razie czego.

Podczas pracy która nie wymagała zbytniego rozmyślania stwierdził że zrobienie takiego czegoś jest proste w końcu dwa badyle kamień i sznurek. Tylko do czego mogło by mu się to przydać tego jeszcze nie wiedział. Pochłonięty pracą powoli zapominał o tym zajściu z wyzywaniem orka. W sumie nic wielkiego się nie stało. Orkowie byli raczej wybuchowi ale czy pamiętni ? Wydawało mu się że to bardziej cecha ludzi. W każdym razie Myśliwy nie był zbyt pamiętny. Zapamiętywał raczej tylko przydatne rzeczy dla niego. A po co mu lista osób które mogły by mu coś zrobić skoro i tak łatwiej jest zapamiętać osoby którym ufa. A reszta to tylko ostrożność.

W końcu jego rozmyślania zaszły na tyle daleko że ruszyły aż w kierunku tego co szukał w tej wiosce. A szukał domu. Jednak czy ta wioska może być jego domem ? Przypuszczał że tak, w końcu dom jest wszędzie gdzie są ci którzy ci pomogą. Jakoś tak rozumiał to pojęcie. Więc wydawało mu się że tak mogło być z tą wioską. Co prawda były zawiłe problemy natury rodzinnej. W końcu miał zrobić dziecko córce szamana co było dziwne, jednak lubił ją i w pewnym sensie podobała mu się taka nagroda, dopiero teraz gdy miał chwilę spokoju to do niego docierało. Jej brat był bardzo szczęśliwy z tego powodu, ale było warto chociaż próbować. A do tego ta bestia, która chce wszystkich zjeść. Teoretycznie miał plan który zadziałał by na wszystkie średnio myślące drapieżniki, jednak czy zadziała na tą gadzinę ? Tego nie wiedział. Tak był w wesołej sytuacji. Gdyby ktoś mu kiedyś powiedział że tak skończy raczej by nie uwierzył.
Obrazek

Re: Urd - Shaen

39
Dopiero za drugim razem orkowie, a przynajmniej większość z nich zrozumiała w gruncie rzeczy proste działanie prowizorycznej dźwigni. Nawet młody chłopak wybrany przez Tar'ura zrozumiał swoje zadanie i fakt, że zostawienie go tam nikomu dobrze nie posłuży, no chyba że ktoś chciałby otruć wioskę. Nikogo takiego tutaj jednak nie było; nawet goblinowi zależało na naprawieniu jedynego dostępu do wody. On również pragnął świeżej, chłodnej wody, nawet bardziej od innych - był zmęczony niedawną walką o życie. Nie mógł przecież upić piwa, gdyż orkowie, odcięci od źródełka mogli rzucić się na niego, pragnąc choć kropli nawet czegoś tak paskudnego i rozgrzanego pustynnym słońcem, jak krasnoludzkie piwo. Oczywiście szaman również na sto procent, a nawet więcej, miał swoje zapasy, jednak jego autorytet był tutaj zbyt silny, by ktokolwiek zaczął dobijać się do drzwi, a może nawet przypuszczać szturm na jego dom.

Ten ork był jedną wielką niewiadomą, zarówno dla Tar'ura, jak i Kholgara. Z jednej strony, przybył tutaj i opiekował się wioską, ba! chciał oddać swoją córkę nieznajomemu osobnikowi, byleby tylko zdjąć z mieszkańców uciążliwą klątwę, a z drugiej jednak... Coś z nim było nie tak. I choć Tar'ur ufał jemu i jego zdolnościom, szczególnie po wczorajszej nocy, on również zauważył, z jakim lekceważeniem podszedł do problemu ze studnią. Można było to podpiąć pod bezgraniczne zaufanie wybawicielowi, ale szaman był orkiem inteligentnym i mimo wizji, które mógł mieć, raczej nie zdawał się na swoją intuicję. Feler natomiast nie słyszał tego, co młody myśliwy, w końcu siedział tu może od godziny, ale również zdążył zauważyć podejrzane zachowanie przywódcy tej dziury. I nie chodziło tutaj o wrodzoną przypadłość jego rasy, jaką jest podejrzliwość wobec obcych, ale sam fakt, że jego pracodawcy zdawali się wiedzieć, a nawet znać tego jegomościa. To znaczy, że w przeszłości zapewne miewali z nim szemrane interesy. A to z kolei znaczy, że szaman nie był tak czystą osobą, jak orkom z wioski się zdawało. Oczywiście takie domysły mógł mieć tylko Kholgar, gdyż tylko on mógł powiązać jego z działalnością swojej gildii.

Tar'ur natomiast szybko odegnał w zapomnienie swoją podejrzliwość, postanawiając zdać się na szamana. Podczas wykonywania roboty pomyślał o domie. Domie, którego szukał. On już nie miał tak naprawdę domu. W jego wiosce napiętnowano go i zapewne nie zawahano by zabić, gdyby ktokolwiek stamtąd go ujrzał. Miał tam wuja, ale nie wiadomo jak ten zareagowałby, gdyby ponownie zobaczył twarz swego podopiecznego. Jedno było pewne - prędko nie może tam wrócić, gdyż wciąż rany są zbyt świeże, a jego twarz zbyt wyraźna w pamięci współplemieńców. W takim razie gdzie mógł się udać? Wszędzie prędzej czy później dowiadywano się, że ork wciąż jest par'udde. Od razu tedy zaczynano podejrzewać, że nie bez powodu tak naprawdę dzieciak bez tytułu wojownika szwenda się po całym Urk - hun. Śmiało można było więc stwierdzić, że Tar'ur był wyrzutkiem. Wszędzie, ale nie w Urd - Shaen. Tutaj był... Bohaterem. Kimś, kogo podziwiano już w pierwszych sekundach jego pobytu. Był kimś. Dlaczego więc nie mógł tutaj zostać? Miałby zapewnione wszystko. Dach nad głową, szacunek wśród ludu, piękną żonę i potomka, którego musiał przecież spłodzić, a gdyby chciał, mógłby zacząć się uczyć. Qesha na pewno nauczyłaby go pisać, czytać... Lepiej późno niż wcale. Taki obraz był piękny. Istna idylla, raj na spieczonej okrutnym słońcem ziemi u podnóży gór Daugon. Sielankę zakłócała tylko wiwerna, ale czy nie po to Tar'ur tutaj jest, by ją zabić? Gdy tylko to zrobi, mógłby się osiedlić tutaj, zacząć nowe życie, stać się nową osobą. Kusząca to była perspektywa, nad którą zapewne młody ork długo jeszcze będzie myślał.

A czego szukał goblin pomagający mało zaradnym mieszkańcom objętych klątwą? Czy było to coś więcej, niż jad podniebnej gadziny? Kholgar był młody i na pewno szukał przygody, którą mógłby zapamiętać do końca życia, takiej, która rzuciłaby na kolana opowieść o Trollach, których uczył przekleństw. Na pewno chciał się kiedyś ustatkować, a wpierw zebrać pokaźną sumkę oszczędności zarobionych z takich właśnie sytuacji jak ta. Być może kiedyś, gdy znudzi mu się życie goblina na usługach gildii, wędrującego po piaskach Urk - hun, przeżywającego przygodę za przygodą, spoglądającego nieraz w oczy samej Śmierci, być może wtedy znajdzie sobie żonę wśród wielu dam zamieszkujących Karlgaard, spłodzi z nią mnóstwo goblinich dzieciaczków, które będą pałętać się pod nogami Felera i będzie im opowiadał na dobranoc bajki o tym, gdzie on to nie był i czego to nie zobaczył. A może zginie na piaskach pustyni, zaatakowany przez zapomniany gatunek i zniknie z kart historii, zakopany pod tonami ziemi... Albo to tutaj wyzionie swego ducha, ukłuty przez śmiercionośną wiwernę, a następnie zabrany do jej leża i pożarty... Być może inne było marzenie goblina, być może nawet nie miał planów na przyszłość, tego, co chciałby kiedyś zrobić. A może nawet pragnął ostatni raz zatańczyć ze Śmiercią i oddać jej pałeczkę, pozwalając jej zabrać go ze sobą do odległego wymiaru...

A tymczasem wydobywanie gruzu szło całkiem sprawnie. Młody, podekscytowany, choć wciąż lekko wystraszony klaustrofobicznymi szerokościami i bardziej już odległą wizją jego trupa pływającego sobie spokojnie w wodzie grzbietem do góry, ork został związany w pasie liną i opuszczony na same dno. Gdy tylko dał znak, że jest gotowy, orkowie wedle instrukcji goblina opuścili siatkę na dół, gdzie młody zaczął pakować gruz. Gdy nie mógł już więcej załadować, krzyknął z dołu, a ci, którzy nadzorowali konstrukcję, zaczęli wciągać ładunek. Natychmiast opróżnili siatkę i powtórzyli czynności kilkakrotnie. Po usunięciu większego gruzu, użyto skóry Tar'ura, aby usunąć te mniejsze odłamki. Na samym końcu ze studni wyciągnięto młodego, przemoczonego, ale szczęśliwego, że zdołał wykonać zadanie. Teraz pozostało tylko naprawić zewnętrzną część studni, ale tym spokojnie mogli zająć się mieszkańcy. Woda co prawda przez jakiś czas będzie zanieczyszczona pyłem, ale można ją było łatwo przefiltrować, czym od razu zajęli się orkowie, gdy tylko zrzucili na dół wiadro, które wyciągnęli liną obowiązaną wokół uchwytu. W podzięce za uratowanie wioski przefiltrowaną wodę przelali do manierek Kholgara jako pierwszego, aby strudzony podróżą i nadzorowaniem całego tego bajzlu, mógł w końcu napić się orzeźwiającej wody.

Jakby cały czas ich obserwowano, z dużego, kamiennego domu wyszła Qesha. Przebrała się w białą szatę, w której Tar'ur po raz pierwszy ją spotkał. Spojrzała z wyraźną ulgą na kolejkę ciągnącą się po wodę, a potem na słońce, zwiastujące, że do zachodu pozostało jakieś trzy, cztery godziny. Wszystko poszło tak sprawnie i tak szybko, że problemy nocy mogli pozostawić za sobą jeszcze na krótką chwilę.

- Panie Kholgarze, skoro woda w studni znowu na szczęście jest zdatna jako tako do picia, zapraszam do nas. Mój ojciec bardzo chciałby z panem porozmawiać. Tar'urze, ty też chodź. Na pewno jesteś zmęczony i głodny, szczególnie, że wciąż nic nie jadłeś po nocy - powiedziała, uśmiechając się delikatnie i poszła do domu, a wraz z nią obydwaj zielonoskórzy, bohaterzy Urd - Shaen.

Re: Urd - Shaen

40
Czas mijał na spokojnej pracy, kiedy w końcu udało się dokopać do wody. Ostatnie resztki były wybierane na jego zdobytą skórę w końcu ciężko było by złapać ziemię w siatkę. Praca szła do przodu. Wychodziło na to ze jakoś dadzą radę wyczyścić tą studnię a to ocali wioskę przed wymarciem przynajmniej na razie. W końcu do góry wyciągnięty został ork który zajmował się załadunkiem, był zmarznięty. Tar'ur spokojnie poklepał go po plecach aby dodać nieco otuchy i pochwalić za swą pracę. Wydawało mu się to jedynym co może teraz dla niego zrobić. Goblin dostał trochę świeżej wody. A tar'ur jak zwykle milczał obserwując wszystko co się dzieje dookoła niego. Teraz rozmyślał bardziej nad problemem Wiwerny. Wiedział że musi porozmawiać z Szamanem w końcu cięzko było by mu coś zrobić bez jego błogosławieństwa. Z drugiej strony studnia nadal wymagała naprawy górnej części.

Jednak cały jego plan wykończenia studni przerwało pojawienie się Córki szamana, znów była w białej szacie. Co przykuwało oczy orka. Qesha zapraszała goblina do domu szamana jak i jego samego. Widział jej uśmiech, nie bardzo wiedział co zrobić, dlatego jedynie ruszył za nią do domu. Właściwie to długo nie jadł, jednak ork był przyzwyczajony do tego że czasem jest trudno o pożywienie. Z drugiej strony trzeba było uzupełniać energię. Dlatego nie stawiał żadnego oporu jedynie skinął głową potwierdzając i spokojnie ruszył za nią w kierunku wnętrza domu szamana. Nadal trochę nie dowierzał w to wszystko co zesłał mu los. Miał przeczucie że wytnie mu jeszcze jakiegoś figla albo zwyczajnie zginie w starciu z Wiwerną. Przechodząc chwilkę przez dom spojżał na ludzką zbroję której do tej pory nieco się bał. W końcu zbroja reprezentowała coś większego niż tylko kawałek stali w domu szamana. Pokazywała wybawicieli, w końcu tacy byli na obrazie walczyli z potworami sprawiło to że postanowił zapytać coś jeszcze szamana.

Ork spokojnie układał sobie w głowie jak porozmawiać z szamanem aby czasem go nie urazić swoimi pomysłami. Może i Tar'ur nie był najbardziej pomysłową osobą jednak i on miał czasem przebłyski swych planów. Dlatego spokojnie poukładał sobie co konkretnie chce przekazać szamanowi. I tak w końcu prędzej czy później go spotka. Co wyjdzie z tej rozmowy nie potrafił przewidzieć. Jednak jedno było pewne zamierzał pomóc mieszkańcom tej wioski. Nie wiedział nawet czy da radę, mimo tego zamierzał próbować, nie chciał się poddawać, sprawiało to że nawet nie myślał o tym że mógł by uciec z tej wioski, omijając cały problem tej wiwerny grasującej w okolicy...
Obrazek

Re: Urd - Shaen

41
Pomimo ciężkich początków, cały wysiłek oraz motywacja włożona w orków w całości się opłaciły. A wśród goblinów tak to już jest, że albo coś się opłaca, albo nie będzie zrobione. Studnia została doprowadzona do stanu użytkowego dosyć szybko, a to głównie za sprawą nieporównywalnej do goblińskiej siły orków. Gdyby to karawana Felera miała zająć się sprawą, połowa leżałaby już zalana w trupa po opróżnieniu ostatnich zapasów napitków (w końcu lepiej wypić samemu póki jest okazja, niż dzielić się z innymi), a druga połowa kłóciłaby się o to, ile to nie wnieśli do rozwiązania całej sprawy. Na szczęście - lub też nieszczęście - karawana była już martwa, a co za tym idzie, nie musieli się nawet martwić o lokalną studzienkę.

Jeżeli już mówić o zmartwieniach, to nie można zapominać o samym Felerze. Narobił sobie wroga wśród orków, przez co musi być jeszcze bardziej czujny niż zwykle. Goblin wiedział, że orkowie traktują szamana jak własne, małe bóstwo, lecz kto wie, jak zachowają się w stosunku do niego, gdy od szamana już się oddali. Istoty z taką siłą w ręce nawet nie będą musiały bawić się w podchody i sprytne wsuwanie kozika pod żebra - wystarczy, że uderzą zaciśniętą pięścią w potylicę goblina, a czaszka rozpadnie się na dwie części. A tego z pewnością Kholgar wolał na chwilę obecną unikać. Tak czy siak, zostali właśnie wezwani do szamana przez Queshę. Ork zwany "wybawicielem" nawet nie zamierzał dawać im czekać, ruszając w stronę dużego, kamiennego domu niemal natychmiastowo.

- Pijcie ile potrzebujecie! Zasłużyliście na to! - krzyknął na "odchodne" do grupki orków zebranej przy studni. Tego typu pochwały mogą zadziałać na orków znacznie lepiej niż goblińskie wyzwiska - tego goblin był już absolutnie pewien.
Ruszając za dużym orkiem, którego imienia jeszcze nie miał okazji poznać, odpiął bukłak z krasnoludzkim piwem od pasa i przyłożył go do ust. Zassał się dosyć mocno, lecz dosyć szybko odsunął go od ust, zmuszając się do połknięcia zawartości. Chrząknął przy tym głośno, z trudem dusząc w sobie solidną wiązankę przekleństw, którą właśnie splótł w swojej goblińskiej głowie. Diabelnie mocne piwo z importu smakowało jeszcze gorzej, niż zarzekał kupiec. Był to trunek na tyle parszywy, że prawdopodobnie zabiłby wiwernę samym swym odorem. Od przegrzania alkohol zaczął szybko parować, przez co w piwie zamiast palącego smaku palonej parzenicy (gdyż to ją najmocniej piwo w smaku przypominało, gdy Feler załatwiał sobie jego porcję), czuć było jedynie mętny smak krasnoludzkiego słodu ze sporą nutą kopalnianego pyłu okrzesanego goryczą oraz palącym smakiem nieco mniejszej zawartości alkoholu niż oryginalnie.


- Nazywam się Kholgar. Zwą mnie również Felerem. - powiedział, by przerwać ciszę, która zapanowała pomiędzy nim a małomównym, sporych rozmiarów orkiem. Nie wysuwał jednak ręki, jak to miał w zwyczaju robić w przypadku klientów gildii. Zbyt mocno bał się, że ork w jakikolwiek sposób przyjmie to za symbol czegoś innego, niż okazania zwyczajnego poszanowania w stosunku do drugiej osoby. Kto wie, może dziki ork właśnie w taki sposób właśnie oświadcza, że sypiał z czyjąś żoną i jego gotów pozbawić tego kogoś głowy?
Zostawiając te niezwykle głębokie wywody za sobą, Feler kontynuował drogę do lokum szamana, by zająć się dalszą częścią zlecenia. A czasu do zmierzchu było coraz mniej...

Re: Urd - Shaen

42
Wkrótce obaj zielonoskórzy przekroczyli próg szamańskiego domu i znaleźli się w jego sklepie. Dla Tar'ura nie była to jakaś nowość, przechodził przez to pomieszczenie ju kilka razy, ale Kholgar po raz pierwszy go widział. Do złudzenia przypominał te kerońskie, często zlokalizowane w dużych miastach, takich jak Saran Dun czy Oros. Wszędzie stały półki wyładowane przeróżnymi specyfikami, począwszy od fiołek wypełnionych płynami do dziwnych urządzeń napędzanych prawdopodobnie magią. Taki kram nie miał najmniejszego sensu w zabitej dechami wiosce na środku pustyni, ale nawet gdyby którykolwiek z dwójki zapytał o to szamana, ten najprawdopodobniej zbyłby ich, nie chcąc wyjawiać swoich tajemnic. Taki sam efekt mieliby zapewnieni w przypadku Qeshy. O Toshmuku mowy nie było pewno, gdyż ten prędzej zjadłby ich żywcem. Gdy zniknęli za zasłoną skrywającą wejście na zaplecze, umiejscowione za ladą, znaleźli się właśnie w takim magazynku. W tym samym momencie doszły ich głosy szamana i Toshmuka, jakby się kłócących o coś. Qesha zesztywniała. Temat żywej dysputy na pewno nie mógł dojść do uszu zarówno Kholgara, jak i Tar'ura, dlatego czym prędzej pobiegła krętymi schodami na górę, by przerwać coraz to dziksze wrzaski jej brata oraz zimny, przeszywający głos szamana.

- ... klątwę! Mogę zostać takim, jaki jestem, ale żaden pierdolony podlotek z mózgiem mniejszym od mojej dłoni nie będzie pieprzył Qeshy! - wrzeszczał Toshmuk.

- Szczerze powiedziawszy gdzieś mam twoje zdanie. Tak jak to, co wyprawiacie, jak myślicie, że nie zauważam. Ale zrobicie, co ja każę. Jeśli aż tak jesteś o nią zazdrosny, to przynajmniej poczekaj, aż zajdzie w ciążę. Wtedy...

- Goblin czeka na dole - Qesha przerwała interesującą pogawędkę między panami, głośno i dobitnie wypowiadając swe słowa, dając znak, by się opanowali. U góry nastała cisza i goście z dołu nie mieli okazji usłyszeć, na co dał agresywnemu orkowi przyzwolenie szaman. Po chwili on sam zszedł na dół, wyraźnie podburzony. Uśmiechnął się jednak po chwili, maskując perfekcyjnie złość i inne negatywne emocje. Nie wspomniał słowem o kłótni, tylko tak jak poprzednio, wyciągnął nóż, przeciął sobie nim dłoń i krwawiącą przyłożył do ściany. Ta zadrżała i po chwili rozmyła się, ukazując wąskie przejście wiodące w dół. Mężczyzna przeciągnął kciukiem po skaleczeniu, które natychmiast zniknęło. Obejrzał się na Felera.

- Chodź. A ty idź na górę - powiedział i ruszył w dół, a zanim goblin. Ork tymczasem wedle polecenia poszedł na piętro do Qeshy i Toshmuka.


Tar'ur


Podczas gdy orczy czarodziej i goblin zwany Kholgarem zniknęli w pracowni air'qu - shoka, Tar'ur poszedł do salonu, w którym wpatrywali się w siebie rozzłoszczeni Qesha i Toshmuk. Slowa szamana, który twierdził, że nie obchodzi go, co obydwoje wyprawiają, były naprawdę dziwne. Bo co może wyprawiać rodzeństwo? Chyba, że są kazirodcami. Na Herbii nieraz zdarzali się tacy, co spółkowali ze swoją siostrą czy bratem, jednak szybko stawali się wyrzutkami, których nie akceptowano w społeczeństwie. Bo jak to to tak z własnej krwi rodziną uprawiać miłość fizyczną? Z drugiej jednak strony Tar'ur nie usłyszał całej kłótni, więc kontekst mógł być całkiem inny, zmieniając całkowicie sens tej wypowiedzi. Patrząc na tę dwójkę, nie można się było jednakże wyzbyć myśli plączących się gdzieś w zakamarkach, szepcących, że ci dwoje po kryjomu chadzają do łóżka.

Gdy tylko pojawił się na górze, obydwoje zwrócili w jego stronę swe oblicza. Qesha wyglądała na zmieszaną, natomiast Toshmuk spoglądał z czystą nienawiścią. Tar'ur na pewno zdobył już sobie wroga w postaci potężnego orka, który najchętniej wypatroszyłby go żywcem, słuchając z niezdrową przyjemnością jego okrzyków bólu i błagań o zaprzestanie. Tak właśnie w tej chwili wyglądał, gdy spoglądał na młodego myśliwego. Jakby jego cierpienie sprawiało mu perwersyjną przyjemność. Kobieta wzięła go pod ramię i zaciągnęła do innego pomieszczenia, zakrytego brudną, czerwoną zasłoną, którego przyjdźcie znajdowało się między dwoma regałami z księgami, naprzeciwko kanapy. Na odchodne powiedziała tylko:

- Usiądź, zaraz ci przyniosę coś do jedzenia - i zniknęła wraz z Toshmukiem. Po chwili Tar'ur usłyszał przyciszone głosy, był jednak za daleko, by rozróżnić pojedyncze słowa.


Kholgar


Kholgar odłączył się od dwójki orków i podążył za tajemniczą personą, jaką był szaman. Szli cały czas w dół po wykutych w skale schodach, dopóki te się nie skończyły, a oczom goblina ukazała się pracownia orka. Wszędzie stały półki wypełnione po brzegi przeróżnymi księgami, różnymi płynami oraz jeszcze bardziej barwnymi i różnorodnymi specyfikami, zdaje się składnikami do znanych tylko wyspecjalizowanemu alchemikowi eliksirów i innych. Na środku stał zawieszony nad paleniskiem kocioł, a resztę wolnego miejsca stoły również zapełnione różnymi zwojami i niedokończonymi rzeczami. Szaman oparł się o jeden z nich rękami i zdawał się dopiero teraz uspokajać. Po chwili westchnął i zwrócił uwagę na Kholgara. Przyjrzał się mu dokładnie, studiując centymetr po centymetrze jego osobę, po czym spytał:

- Więc mówisz Kholgarze, zwany Felerem, że nasłał cię tutaj Walkas Tarmikos z Karlgaardu, abyś skubnął nieco jadu wiwerny? - spytał szaman, choć pytanie było raczej retoryczne, ponieważ wciąż ciągnął swoją wypowiedź. - Ale po co temu draniowi jego jad? Po co komukolwiek... Mówił ci coś jeszcze prócz tego? Dawał coś?

Mężczyznę zdawał interesować powód, po co komuś był potrzebny jad wiwerny, nawet bardziej niż Felera. Wpatrywał się intensywnie w goblina, świdrując go wzrokiem w taki sposób, że przeszły mu ciarki, a przez głowę przemknęła myśl, czy szaman czasem nie studiuje jego myśli. Gdy tylko o tym pomyślał, ork uśmiechnął się lekko, jakby przypuszczenia Kholgara się sprawdziły.

- Zastanawiające jest to, co zaatakowało was w trakcie wędrówki. Nieszczęśnik, którego obraziłeś, miał rację, tylko ujął to trochę bardziej... Prostacko. Ten gatunek, piaskońce, powinien wyginąć dawno temu. Jeśli gdzieś jeszcze się uchowały, tyle można byłoby z nich wyciągnąć, tyle eliksirów, w których potrzebny ich jad, ich gruczoły... Gdybym tylko wiedział, gdzie mają norę... - jego wypowiedź szybko przerodziła się w monolog, ukazując, jak bardzo szaman jest zainteresowany tymi stworzeniami, w przeciwieństwie do Kholgara, dla którego ważne było tylko to, że przeżył.

Re: Urd - Shaen

43
Spokojne wejście do domu szamana jak zwykle wydawało się mało spokojne. Była jakaś kłótnia. Tar'ur czuł ponownie dziwną atmosferę intrygi i zawiści. Widział doskonale że był nikim, również rozumiał sprzeciw syna szamana w końcu całość była dziwna. Jednak problem wydawał się jedynie zaostrzać. Mimo tego że jedynie próbował pomóc tej wiosce. Jego intencje mogły być rożnie czytane. Jednak powoli trafiał go szlak widząc to co się to dzieje. Zaczynał się zastanawiać czy powinien próbować wrócić, po zabiciu tej wiwerny, jak miał w końcu im ufać skoro cały czas był owiany tajemnicami. Jednak kazano mu iść na górę. Szaman widać kombinował aby stworzyć kolejnego wybawcę. Tar'ur poczuł że śmierdzi mu to wszystko dobitną kombinacją i manipulacją. Ciekawe czy goblinowi też powie że jest wybrany. Później z nim porozmawia. Tar'ur wiele nauczył się w tej wiosce i była to chyba jedna z tych lekcji że nie warto ufać nikomu. Każdy tutaj wydawał się mieć własne ukryte cele.

Wszedł spokojnie na górę a tam zobaczył Qeshe i Toshmuka. Widział w nich jakąś kłótnię nie rozumiał co się dzieje, jednak oni dość szybko postanowili się wycofać z dyskusji, jakby chcieli mu tego oszczędzić. Zaczynało to powoli go denerwować dlatego postanowił ruszyć za nimi i powiedział swym charakterystycznym głosem, jednak z stanowczym głosem.
-Co się dziać ? Co wy znów przedemną ukrywać ? Czemu się kłócić ? Wy zmusić mnie do bycia jakiś wybraniec, a jedyne co z tego mieć to ja być nie pewny jutra. Ja próbować wam pomóc ale wy wydawać się mięć to gdzieś. Jeśli wy mnie nie chcieć ja mogę odejść i nie wrócić.
Tak jego poziom demaskowania intryg był naprawdę spory i bardzo dyplomatyczny. Jednak mimo tego że nie umiał tego dobrze wyrazić to skupił się na ich reakcji. W końcu na pewno coś ukrywali. Tak całe jaranie się tym że mógł w czymś pomóc prysło. Miał już dość tej wioski. Nadal chciał pomóc mieszkańcom. Jednak czuł że całe to bycie wybrańcem to jeden wielki syf w który nie chce wdepnąć.


Nadal jednak wiedział jak zwiększyć szanse na zabicie wiwerny, tak im to powie mimo tego że biorą go za idiotę. W końcu nie zależało od tego życie jednej osoby której nie lubi tylko egzystencja wioski. Mimo tego nie był zadowolony. Sprawiało to że się wkurzał w końcu wyraźnie słyszał że Toshmuk ma go za takiego. Dlatego skoro są tak cwani niech sami walczą z potworami ryzykując życie. jeśli zabije wiwernę to dobrze dla niego, w końcu nawet nie zależało mu na tym zwierzu. Podsumowując Tar'ur był bardzo zdenerwowany, wiedział że nie jest doskonały ale obrażania nie mógł znieść. Nigdy nie pozwalał sobie pluć w twarz.
Obrazek

Re: Urd - Shaen

44
Wejście do domu szamana, nawet pomimo wcześniejszego wezwania, zaowocowało podsłuchaniem malutkiej części kłótni, jaką prowadził Toshmuk z szamanem. Mocno utwierdziła ona Kholgara w przekonaniu, że nadpobudliwy brat Queshy był nieobliczalny i jednocześnie niezwykle niebezpieczny. Feler zdecydowanie musiał uważać na niego podczas pobytu w osadzie w trakcie zlecenia. Tak czy siak, siostra nadpobudliwego orka szybko i dobitnie dała im znać, że goście są już na dole. Chwilę później wszyscy pojawili się na dole. Atmosfera nie była przyjemna, ale nie była też nie wiadomo jak zagęszczona. Szaman bezwzględnie przykazał, aby reszta szła na górę, zaś Feler miał podążać za nim do jego własnej pracowni.

Sama pracownia wraz ze sklepem wyglądała dosyć profesjonalnie. Kholgar nie musiał nawet zbyt długo rachować, by oszacować, że wartość samej zawartości tego budynku zapewniłaby mu wystarczająco dużo pieniędzy, aby kupić sobie mały dworek. W szczególności, jeśli udałoby się wynegocjować niezwykle niską prowizję dla Gildii, która tak czy siak sprawiała, że szemrane układy były jeszcze bardziej opłacalne niż załatwiane na własną rękę. A przy tym o wiele mniej ryzykowne. Felera dziwiła jednak jedna rzecz - kocioł oraz palenisko. Przy częstym paleniu w tak małym pomieszczeniu szaman wyzionąłby ducha zanim by się w ogóle zorientował, że coś jest z nim nie tak. Musiał więc mieć tutaj albo dobrą wentylację, albo załatwiać to za pomocą czarów. A tak się składało, że o czarach goblin wiedział tyle, co orkowie z tej wioski o fachowym rachowaniu i księgowaniu.

Goblin nie tylko z grzeczności, ale i z szacunku do drugiej strony czekał grzecznie na swoją kolej. Zaskoczył go fakt, że szaman bez żadnych krępacji przyznał się do czytania mu w myślach zupełnie tak, jakby było to naturalnym, instynktownym odruchem każdego szamana. Jednocześnie utwierdził się w przekonaniu, że czasy, kiedy był wysyłany do klientów pokroju zwyczajnego zastraszonego kupca już dawno się skończyły. Teraz musiał radzić sobie ze znacznie trudniejszymi i bardziej odpowiedzialnymi zadaniami, gdzie znajomość etykiety wielu ras była wręcz kluczem do sukcesywnego nawiązywania interesów.
- Proszę mi wybaczyć, jednak wolałbym wciąż mówić to, co powiedzieć bym chciał. - powiedział, skłaniając się w pokorze przed orkiem.
- Zanim przejdziemy do dalszej części rozmowy, chciałbym prosić o odtrutkę. Tak się składa, że upiłem nieco wody ze studni. - dodał po chwili, zachowując pełną powagę. Goblin nie miał pewności, czy aby na pewno podtruwanie wody jest kluczem do zrozumienia sytuacji. Była to jednak jedna z niewielu sytuacji, w których Feler znajdzie się sam na sam z szamanem. A dialog musiał być prowadzony na równi - Kholgar był w końcu przedstawicielem Gildii Walkasa, a co za tym idzie, przemawiał niemal w imieniu całego stowarzyszenia.
- Przepraszam za taką bezpośredniość, jednak gdyby nie nadmierna ostrożność, prawdopodobnie nie rozmawialibyśmy teraz.


W głębi serca goblin miał nieskalaną nadzieję, że nie został podtruty. Alkohol jest naturalnym antidotum na znaczną część trucizn - głównie z tego powodu Kholgar zabrał mocne, krasnoludzkie piwo ze sobą. I dokładnie z tego samego powodu dokładnie zapił mały łyk wody ze studni, od której zależał los orków, a której przyszłością ani trochę nie martwił się szaman. Można to tłumaczyć tym, że był pewien, że Feler wraz z "wybawicielem" załatwią wszystko na tyle sprawnie, że nie będzie musiał brudzić rąk przy pomocy. Z drugiej jednak strony, jeżeli wiwerna faktycznie stanowiła zagrożenie dla wioski, magia szamana mogłaby znacznie przyspieszyć naprawę oraz usprawnić przygotowania. Przewodzenie takiej bandzie orków byłoby idealną okazją by testować nowe przepisy, trzymając głupi lud przy sobie.

- To co z tym kurwiszczem? - zapytał, strzelając zastanymi knykciami.
- Walkas zostałby żywą legendą, gdyby udało się nam złapać tą wiwernę. Zgaduję jednak, że nie będzie to możliwe. - powiedział, zbliżając się nieco do szamana.
- Zapytam więc wprost. Czy to diabelstwo ma w ogóle zdechnąć? Nie umiem czytać w myślach, więc to, co zostanie tutaj powiedziane, nie opuści tych murów.
Feler był niemal pewien, że szaman ma swój własny plan, do którego - jako oficjalny partner handlowy oraz przedstawiciel Gildii - Kholgar będzie musiał się w pełni dostosować. Kto wie, może wiwerna jest zwyczajnym pupilem naszego czarownika? Przez głowę Felera przetaczało się tak wiele koncepcji mających na celu ujawnienie prawdy o tym miejscu, że szaman z pewnością widząc część z nich mógłby się czuć, jakby czytał wybitną komedię. Goblin jednak ani nie żartował, ani też nie miał nic do ukrycia. Z resztą, nawet gdyby coś ukryć próbował, niezbyt by mu to w tym przypadku wyszło.

Re: Urd - Shaen

45
Tar'ur


Za zasłoną, gdzie skryło się rodzeństwo, był mały korytarzyk z drzwiami po obu stronach. Stali oni aktualnie na środku i wpatrywali się w siebie z wrogością. Obydwoje byli wściekli, choć z całkiem innych powodów - Toshmuk najwyraźniej nie akceptował roli, jaką wyznaczono Tar'urowi, zarówno tej dotyczącej wiwerny, ale również, a właściwie to głównie tą, która powiązana była z jego siostrą. Jego zazdrość o nią była niemal chorobliwa. Być może nieważne, kto zostałby wybrańcem - tak czy siak nie akceptowałby tego orka, a być może to par'udde przyprawiał go o dziką, zabójczą furię. Może miał wysokie wymagania co do swego szwagra, a być może nie chciał dawać jej nikomu. W każdym razie ta dwójka zdecydowanie nie powinna przebywać w jednym pomieszczeniu, szczególnie sam na sam, gdy w pobliżu nie ma szamana czy Qeshy. Takie starcie nie skończyłoby się dobrze zapewne dla obydwu stron.

Qesha natomiast wyglądała na wściekłą właśnie przez zachowanie Toshmuka. Z całej przedziwnej trójki to ona zdawała się być najbardziej przyjazna Tar'urowi i to ona hamowała zachowania jej brata, tak jak teraz. Była osobą rozważną i łagodną, piękną i inteligentną. Uosobieniem perfekcji. Ale ona też coś kryła. Ona znała tajemnice tej wioski, podobnie jak jej rodzina tyle że zdawała się mieć nieco inne zdanie o tym. Wyglądała, jakby nie chciała tego taić, jakby ciążyło to na niej. Mimo to ona jako jedyna starała się, by Tar'ur czuł się tutaj dobrze, by nie czuł się... Wyobcowany. Choć niespecjalnie się jej to udawało, starała się chociaż.

Obydwoje spojrzeli na chłopaka z nieukrywanym zdziwieniem, słysząc jego wypowiedź. Do tej pory Tar'ur nie odzywał się dużo, można śmiało stwierdzić, że w tej chwili powiedział więcej, niż od wczoraj od niego usłyszeli. Mimo wszystko nauczyli się, że wszystko można zrobić bez niego, a przecież był wybawicielem! Mógł sam za siebie zadecydować, nie musiał to być szaman, Qesha czy nawet Toshmuk. Dlatego też przez chwilę nikt mu nie odpowiedział. Pierwszy otrząsnął się Toshmuk i parsknął w sposób bardzo pogardliwy.

- Idź! Sami zabijemy gada, bez twojej pomocy! Widzisz, nawet gadać normalnie nie potrafi!

- Skończ! - krzyknęła rozzłoszczona Qesha. - Doskonale wiesz, że nie możemy tego zrobić. Tar'urze, my doceniamy twoją pomoc i naprawdę nie chciałam, żebyś poczuł się wyobcowany. Ale nie możemy ci nic powiedzieć. Przepraszam, ale nie możemy.

- I tak tego nie zrozumiałby. On rozumie proste komendy, jak siad, leżeć , turlaj się. - Toshmuk uśmiechnął się pogardliwie. Najwyraźniej lubił sobie kpić z młodego orka, sprawiało mu to wręcz niezdrową satysfakcję. Tar'ur widział również, jak jego siostra raz po razie zaciska pięści, powstrzymując się od aktu przemocy na własnej rodzinie.

- A ty jak nie zrozumiesz słowa skończ, to zaraz coś ci zrobię. - wycedziła przez zaciśnięte zęby kobieta. Toshmuk popatrzył się na nią bezsilnie i poszedł w głąb korytarza. Zniknął za jednymi z drzwi, trzaskając nimi, próbując w ten sposób zaanonsować, że jest wściekły. Qesha spojrzała nieco łagodniej na chłopaka. W jej oczach tliło się szczere współczucie dla tego, co on teraz przechodził. Westchnęła ciężko, przytłoczona całą sytuacją. - To jest... Skomplikowane, nawet dla mnie. Chciałabym ci to wszystko wytłumaczyć, ale naprawdę nie mogę. Ale wiedz, że jesteś nam potrzebny. Jesteś potrzebny... Mi.

Przez sekundę zdawało się, że jej oczy się zaszkliły. Przez ten moment wyglądała na zmęczoną, wręcz przygniecioną czymś, o czym Tar'ur nie wiedział. Potem jednak wrażenie to zniknęło i Qesha ponownie była silną szamanką, która ma w garści swojego brata i calą wioskę.

- Obiecałam ci jedzenie przecież. Wracaj, zaraz ci je przyniosę - powiedziała również zniknęła za innymi drzwiami.


Kholgar


Szaman spojrzał na goblina ze zdziwieniem, słysząc jego prośbę. Zdawało się to być szczere, choć po tym orku można było się wszystkiego spodziewać.

- Odtrutkę? Może i jest tam mnóstwo pyłu, ale czy od tego się od razu umiera... Ah. Chodzi ci o moich podopiecznych, prawda? Nie bój się, nie staniesz się jak oni. To nie woda jest kluczem - powiedział mężczyzna. Wyglądał na lekko rozbawionego sugestią goblina, jakoby źródłem klątwy była zatruta woda. Niemal można było mu uwierzyć na słowo. Niemal. Szaman był istotą na pierwszy rzut oka diabelnie inteligentną i przebiegłą. Bez problemu przywdział obojętną maskę mimo emocji targających nim przez kłótnię z synem. Równie dobrze mógł udać zaskoczenie na uwagę Felera. Kto go tam wiedział... - Ostrożność jednak rozumiem, nawet nie będąc przedstawicielem waszej rasy zachowałbym takową. Jeśli wciąż jednak nie wierzysz mi panie Kholgarze, mogę coś znaleźć wśród tych wszystkich rupieci. - rozejrzał się po półkach, szukając chyba odpowiedniego antidotum. Po chwili ruszył ku jednej z nich.

- Niestety, wiwerna nie jest do złapania żywcem. Powiedzmy, bez zagłębiania się w szczegóły, że potrzebna jest mi martwa. Jadu oczywiście można upuścić na potrzeby handlowe, ale byłoby mi niezmiernie miło, gdybym wiedział po co. A z tego co tu widzę, pan chyba nie wie? Nie chce mi się zagłębiać w pańskie wspomnienia - zaczął przeglądać pojedyncze fiolki, aż w końcu znalazł jedną, z mętnawym płynem w środku. Przeszedł do innej półki i wsypał jakiś proszek do środka, wybełtał i podał Kholgarowi. - Mógłbym powiedzieć, że to odtrutka na wodę, ale jak mówiłem, cały ten bajzel, o którym pan myśli, mało ma z nią wspólnego. To, co ma pan w ręce, to rzeczywiście mikstura na oczyszczanie toksyn z organizmu, również alkoholu czy innych używek, narkotyków... Jak pan chce, to może pić.

Jeśli Kholgar zdecyduje się na to, poczuje, że płyn ma gorzki smak wykrzywiający gębę. Jeśli nie, cóż. Obydwie możliwości miały swoje za i przeciw. Feler mógł zaufać szamanowi i uznać, że to nie w wodzie tkwi sekret wioski lub wręcz odwrotnie, narażając się też, że to, co podał mu ork, jest trucizną. To już był jego wybór.

- No więc? - ponaglił goblina szaman. - Po co Walkasowi jad wiwerny?
ODPOWIEDZ

Wróć do „Wschodnia baronia”