Urd - Shaen

1
U podnóży południowego stoku Gór Daugon, leży Urd - Shaen, malutka orcza osada zapomniana przez świat. Dzięki wypływającemu z ziemi źródła z wodą, wokół którego wybudowali swe skromne domy mieszkańcy Urd - Shaen mogą oni żyć wśród pustynnych upałów i uprawiać sucholubne rośliny. Wokół wioski ustawiona jest wysoka palisada chroniąca wewnętrzną część wioski. W samym środku pojedyncze domostwa wybudowane są nierównomiernie, jakby były rozsypane przez małe dziecko. Praktycznie nigdzie nie można było dojrzeć jakiegoś porządku. Mieszkańcy wybudowali się najwyraźniej tam, gdzie tylko mogli, nie uwzględniając estetyki. Istnieje ona jednak w małej wiosce. W samym środku, gdzie znajduje się życiodajna studnia jest mały placyk, w miarę swych możliwości okrągły, jak ogrodzenie osady. Oprócz źródełka ubity kawałek ziemi nie ma nic innego do zaoferowania oprócz miejsca na rzadkie hulanki i rozmowy w drodze po wodę.

Na jego północnym skraju puszy się budowla większa od pozostałych. Jest staranniej wykonana, solidniejsza zdawałoby się. Tak samo ktoś mógłby pomyśleć, że to tam wódz plemienia ma swoje małe gniazdko. Tymczasem chata należy do air'qu - shok, szamana tutejszego ludu. To on sprawuje faktyczną władzę i to bez jego zdania nie obejdzie się pojedynczy ork.

Plemię zamieszkujące Urd - Shaen nie należy do zbyt wojowniczych. Zaledwie czterdziestu orków ma status shar'udde. Reszta, czyli około setka, nie wliczając w to młodzików przed oddan, do końca życia zostanie par'udde. Ci orkowie nie przeszli prób, nie stali się wojownikami. Ci natomiast, którzy nimi są, w większości nie nadają się już do walki. Żyją więc w hańbie, i w niej prawdopodobnie umrą.

***
Życie bywa okrutne.

Przekonał się o tym Tar'ur uciekając przed swymi współplemieńcami pragnącymi go dorwać. Jest jednak przede wszystkim niesprawiedliwe. Bo czymże młody par'udde zawinił u swych rówieśników oprócz samą siłą, której zwyczajnie się obawiali? Niczym. I choć był czysty jak łza, musiał uciekać, bo spisek doszedł do skutku, a Tar'ur tylko pogorszył sprawę, choć na dłuższą metę to nie jego była wina. Tak życie ułożyło się orkowi, że słowa przychodzą mu z trudem, gdy musi odpowiadać innej żywej istocie. Niemoc potrafi doprowadzić do furii, którą wyzwolił w sobie nieszczęsny młodziak w nieco zbyt pochopny sposób. Plemię pewnie żałuje, że straciło tak wyśmienitego wojownika, jak Tar'ur. W przyszłości mógłby walczyć niczym lew, przynosząc chwałę guuru, mógłby dać silnych potomków, którzy poszliby w ślady ojca. A nawet jeśli nie żałują, to Tar'ur zapewne da im do tego powody.

Orq przez pierwsze kilka dni po opuszczeniu wioski tułał się po gorących piaskach pustyni bez celu. W głowie zapewne wciąż szumiało mu od niefortunnych wydarzeń. Stracił przecież dobre imię. Wkrótce jednak musiał się skupić na nowym priorytecie - utrzymać się przy życiu. Drobne zapasy porwane w pośpiechu były na wyczerpaniu, szczególnie drogocenna woda. Na horyzoncie nie było śladu cywilizacji czy oazy mogącej dać mu schronienie. Choć Tar'ur próbował oszczędzać zbawienny napój, ten wkrótce się skończył i orkowi pozostało własne towarzystwo, nękane przykrymi wspomnieniami. Gdy czuł, że nie ma już sił na dalszą wędrówkę, wśród bezkresnego oceanu wydm chłopak znalazł masywny kamień, który idealnie posłużył mu za oparcie, w oczekiwaniu na haniebną śmierć z odwodnienia. I rzeczywiście, takowa zdaje się przyszła, wraz z tajemniczymi postaciami pochylającymi się nad bezwładnym ciałem orka. Niewyraźne, zamazane kształty coś do siebie mówiły w nieznanym mu języku. Nie musiał ich rozumieć. Wystarczyło mu, że przytknęli do spękanych ust chłopaka manierkę z wodą, którą łapczywie zaczął pić. Wkrótce okazało się, że miał do czynienia z ludzką karawaną wędrującą poprzez Urk-hun. Kupcy zajęli się wycieńczonym orkiem i doprowadzili go do stanu sprzed ucieczki. Niestety wędrówka z nimi skończyła się dość szybko, bo gdy tylko dotarli do pierwszej napotkanej orczej osady, wysadzili tam orka i ruszyli dalej. Nie przyjęli serdecznie Tar'ura jej mieszkańcy. Widząc go, zastanawiali się, co par'udde tutaj robi. A gdy prawda wyszła na jaw, w niezbyt miłych okolicznościach, orq kazali iść młodemu wojownikowi tak szybko, jak tylko da radę. Czyli natychmiast.

Sytuacja powtarzała się za każdym razem, gdy ork zahaczał o jakieś guuru. Nigdzie nie zagrzewał miejsca dłużej niż na dzień, góra dwa. Odpoczywał tak długo, jak dawał radę, uzupełniał zapasy i ruszał dalej, poganiany pogardliwymi spojrzeniami innych z jego gatunku. Bywało, że brakowało mu jedzenia czy wody, a nigdzie nie było widać śladów cywilizacji. Na szczęście w porę znajdywał oazy czy pojedyncze stworzenia, na które mógł z wprawą nabytą w rodzinnej wiosce zapolować. Szwendał się w ten sposób przez jakiś czas po pustyni, nie wiedząc, co ze sobą zrobić.

W pewnym plemieniu usłyszał o tajemniczej wiosce, zwanej Urd - Shaen. Ork, który dawał mu wskazówki, jak do niej dotrzeć, zdawał się być rozbawiony sytuacją. Mówiąc o osadzie, wyrażał się również w sposób pogardliwy, identycznie, gdy zwracał się do Tar'ura. Wspomniał przy tym, że jest to miejsce idealne dla kogoś takiego jak on. Młody ork mimo dziwnego zachowania swego rozmówcy postanowił skorzystać z sytuacji. Kto wiedział, co wioska ma do zaoferowania?

Wędrówka do Urd - Shaen zajęła Tar'urowi prawie dwa tygodnie. W końcu ujrzał dalekie zarysy Gór Daugon, u podnóży których znajdowało się osiedle. Już następnego dnia koło południa mógł ją ujrzeć, a kilka godzin później znajdował się zaledwie kilkaset metrów przed nią. Nie była duża. Otoczona była palisadą, zdaje się na planie nieregularnego koła. Brama była otwarta. Obok siedział na ziemi, oparty o ogrodzenie ork z dwusiecznym toporem w ręku. O ile Tar'ur dobrze widział, strażnik drzemał, uznawszy najwyraźniej, że i tak nic im nie grozi. Gdy jednak młody wędrowiec znalazł się całkiem blisko, tamten zerwał się gwałtownie, jakby jego kroki zbudziły go z późno popołudniowej drzemki. Zastąpił drogę Tar'urowi. Był dość drobny, niższy od przybysza o dobre dwadzieścia centymetrów. Nie miał na sobie nic prócz spodni podwiniętych do kolan. Butów nie nosił, najwyraźniej uznał to za zbędny element odzienia. Na jego szerokim, zielonym torsie widniały trzy równoległe do siebie blizny, zadane prawdopodobnie przez jakąś bestię grasującą w okolicach i uzbrojoną w potężne pazury. Miał bardzo niezadowolony wyraz swojej brzydkiej twarzy, zdecydowanie z powodu przerwania jego snu. Popatrzył się na potężnego orka lekko nieprzytomnie i warknął wręcz na niego, zadając pytanie.

- Czego tu?

Re: Urd - Shaen

2
Orq po ucieczce z rodzinnej wioski nie miał lekko, nie żałował mimo, nawet w obliczu odwodnienia, w końcu wyrwał się, był wolny. Nie stał się co prawda wojownikiem, został pohańbiony, ale mimo tego nie dał się sponiewierać. Uratowany przez obcych ludzi był wdzięczny. Kompletny brak zrozumienia ich słów uniemożliwiał mu jakiekolwiek wynagrodzenie ich pomocy. Mimo tego słuchał, chciał zrozumieć. Gdzieś w wnętrzu łudził się że może z nimi zostanie, odeszli, zostawiając go w obcej dla niego wiosce. Prawda go wygnała. Z uzupełnionym zapasem wody ruszył w nieznane, nie chcąc prowokować mieszkańców swą obecnością. Wyruszył bez pożegnania, w końcu z kim miał by się żegnać. Młody ork zastanawiał się czy kiedyś znajdzie miejsce dla siebie.

Tar'ur wędrował polując, na wszelkie zwierzęta jakie mógł pokonać, za pomocą swych toporów. Zbierał ich bardziej wartościowe części aby móc sprzedać je w wiosce za parę gryfów. Starał się nie błądzić zbyt długo po pustyni. Zycie ratowała mu jego wiedza myśliwska, zapewniająca jedzenie. A także to czego uczył go wuj, końcu wiedział nawet jak nie zmieniać kierunku podczas długiego marszu. Pozwalała mu na to jego skąpa wiedza o astronomii, dzięki której potrafił wytyczyć kierunek zarówno w nocy jak i w dzień. Mimo tego ostatecznie ratowało go zwyczajne szczęście i upartość w nie odchodzeniu z tego świata. Kolejne wizyty w wioskach nie trwały długo, przeganiano go, przynajmniej na początku potem on starał się aby nie trwały zbyt długo, wiedział w końcu że kiedyś będą się pytać, skąd się wziął. W końcu nie mógł powracać kilka razy do wioski która go już nie chce. A to zmuszało do ruszania dalej, w nieznane. Mimo krótkich wizyt ostatecznie zawsze był przeganiany, nikt nie chciał kłopotów. Pewnego razu podczas wizyty w pewnej wiosce, dowiedział się gdzie jest jego miejsce, Tar'ur raczej nie wierzył że zareagują na niego inaczej, ale przynajmniej wiedział w którym kierunku iść do tej wioski. Ograniczało to ryzyko, na które wuj zawsze kazał mu uważać, dlatego postanowił spróbować szczęścia. Ponownie wyruszył na szlak, tym razem mając jakiś cel.

Wędrówka zabrała mu znacznie więcej czasu niż przypuszczał, myślał że wioska będzie znajdować się niedaleko, jednak wędrówka wdała mu się we znaki, dwa tygodnie, czternaście dni wędrówki, miał bardzo wiele szczęścia, po drodze udało mu się nie raz uzupełnić swoje zapasy wody. Udało mu się też coś upolować co sprawiło że nie osłabł z głodu. Ostatecznie 15 dnia wędrówki dostrzegł wioskę, Urd - Shaen była mała, znajdowała się u podnóża gór. Aż przypomniał mu się żart wuja, Tar'ur rozbójnik z gór.
Podchodząc dostrzegł śpiącego strażnika, nie dziwiło go to w końcu czego tu pilnować, podchodził dalej aż w końcu strażnik się obudził, wyglądał na nieco zdezorientowanego.


-Wody. -Powiedział nieco opornie, chwycił za pustą menzurkę, następnie otworzył przechylając aby pokazać prawdziwy brak wody. Tar nie zamierzał zbyt szybko wydawać swoją sytuację. Do tego próbował ukryć swój niemal analfabetyzm. Nawet mówienie przychodziło mu z wielkim trudem. Obserwował jednak uważnie strażnika, wiedział że mógł zostać oszukany, a to miejsce mogło być jego ostatnim celem podroży, dlatego uważnie oczekiwał reakcji strażnika. Myśliwy miał na przy sobie kilka zwiniętych skór, widocznych dla strażnika, przez co można było go właśnie za takiego wziąć. Blizny na klacie orka strażnika także przykuwały uwagę. - Czyżby coś ich nękało ? - Rozmyślał.
Obrazek

Re: Urd - Shaen

3
Zmęczony zaskakująco długą wędrówką Tar'ur dotarł w końcu do Urd - Shaen. Strażnik pilnujący bramy, wciąż rozeźlony, jak każdy, kto chciał sobie smacznie pospać, popatrzył już nieco przytomniej na wyższego orka, tym razem zdziwiony. Najwyraźniej goście nie byli tutaj zbyt często widywani, sądząc po zachowaniu czy postawie orka zastępującego drogę chłopakowi. Półnagi strażnik wziął do ręki manierkę i dla pewności zajrzał do niej i potrząsnął, jakby nie ufał oszczędnym słowom Tar'ura. Kiedy zakończył oględziny, oddał naczynie z powrotem i spojrzał za siebie, w stronę właściwej wioski. Wydawał się być rozdarty, jakby nie mógł podjąć decyzji, czy zostawić posterunek, na którym do tej pory nic wartego uwagi się nie działo, czy wrócić do środka, za palisadę. W końcu wymruczał parę przekleństw, których na sto procent musiał się nauczyć od goblinów i popatrzył uważnie na Tar'ura. Wyraz jego twarzy gwałtownie się zmienił, z zamyślenia na... Szok. Ork otworzył szeroko zaspane oczy, jakby dopiero teraz ujrzał przybysza. Szybko jednak się zreflektował, ale od tej pory zdawał się być zamyślony.

- Chodź. Woda jest w centrum wioski - powiedział dziwnie zachowujący się strażnik i co chwila oglądając się za siebie poszedł dalej, w głąb osady.

Tar'ur i jego przewodnik kluczyli pomiędzy nierównomiernie rozstawionymi zabudowaniami. Niektóre były drobnymi, jednoosobowymi lepiankami lub wręcz szałasami, a niektóre wyglądały na zbudowane z kamienia. Zależało to najprawdopodobniej od pozycji, jaką piastuje dany mieszkaniec. Oni sami zachowywali się równie dziwnie jak ork sprzed bramy. Wszyscy, których Tar'ur mijał, przystawali, stopowali swe zajęcia i przyglądali się biednemu orkowi. Niektórzy szeptali między sobą, przerywając nieznośną ciszę podążającą za nim krok w krok. Ta wioska zdecydowanie nie należała do często odwiedzanych, a przybysze najwyraźniej byli niezwykle rzadkimi zjawiskami, jak deszcz na pustyni.

Orkowie nie podążali za Tar'urem, ale dzieci plątające się między nogami owszem. Wydawały się być podekscytowane nowym gościem i wspominały coś o... Wyzwolicielu. Tego, co spotkało tutaj chlopaka nikt raczej nie mógł przewidzieć. Z ciągnącym się sznurkiem orczątek obydwaj wojownicy dotarli do centralnej części wioski. W pewnym momencie chaty się kończyły, a zaczynała pusta przestrzeń, udeptana połać ziemi mogąca pomieścić pewnie ze stu orków. W jej centralnej części stała studnia, a przy niej mała kolejka osób z garnkami, wiadrami i innymi naczyniami. Jak można się było spodziewać, wszyscy przerwali leniwe pogawędki i wlepili wzrok w młodziaka, przyprawiając go zapewne o dreszcze niepokoju. Strażnik poprowadził go prosto do nich i bezceremonialnie wrył się w kolejkę po wodę. Nikt z obecnych nie zaprotestował, jakby pochłonął ich widok Tar'ura. Mężczyzna, kręcąc kołowrotkiem, by spuścić wiadro głęboko pod ziemię, gdzie biło źródełko, wywołał jednego z dzieciaków.

- Sharrha. Idź do air'qu - shoka i powiedz mu o wszystkim - mała dziewczynka skinęła głową i w radosnych podskokach pognała do najbardziej okazalszej z chat stojącej po przeciwnej stronie placu. Piętrowy, kamienny budynek był jedną z najbardziej charakterystycznych rzeczy tutaj. Puszył się, jakby chciał przekazać reszcie chałup, że jest ponad nimi. Ze słów strażnika można było wywnioskować, że należy do tutejszego szamana. Pytanie tylko, co to wszystko ma wspólnego z Tar'urem?

Re: Urd - Shaen

4
Tar dostrzegł spory szok w oczach strażnika, czyżby coś zrobił ? Sprawiło to że czuł się dziwnie, głupio, w końcu nie wiedział o co chodzi. Jednak ruszył, spoglądając na niego, chyba go pilnował. Było to nieco podejrzane, zazwyczaj aż tak go nie pilnowano. Zwiastowało to problemy, dalsza droga w kierunku studni coraz bardziej go w tym upewniała. Sprawiło to że podświadomie zaczął unikać ich wzroku. Czuł się osaczony. Wszyscy patrzyli na niego jak na ofiarę, a może kryminalistę... Mimo wątpliwości szedł dalej, w końcu jeszcze go nie atakowano. Zaczął jednak zawieszać menzurkę, tak w razie czego.

Po chwili wędrówki dostrzegł, że dzieci zaczęły się koło niego kręcić. Ich słowa na chwilkę uspokoiły go, jednak nie trwało to długo, o jakiego wyzwoliciela im znów chodzi. Tar był ponownie zaniepokojony, jedno było pewne tutejsi mieszkańcy coś od niego chcieli. Podchodząc do studni zdał sobie sprawę że to naprawdę trudna sprawa. Mieszkańcy musieli być albo zdesperowani albo pod wpływem jakichś legend. Nadal tego nie rozumiał. Po chwili zamroczenia i oglądania mieszkańców zdał sobie sprawę że miał dać im menzurki do napełnienia. Spokojnie sięgnął po puste menzurki i podał gościowi który czerpał wodę ze studni.

Ork zawołał do dziewczynki aby zawołała Air'qu. To zwiastowało że chyba szybko dowie się o co chodzi. Jego wzrok wbił się w kierunku dziewczynki. Dom do którego ruszyła, był okazały, a na ucieczkę było zbyt późno. Chociaż gdyby dostał menzurki z wodą, wtedy miał by z czym uciekać. A tak niezbyt miał jak, dlatego spoglądał co jakiś czas na gościa z wodą, następnie ponownie spoglądał w kierunku domu, teraz tylko czekać.
Obrazek

Re: Urd - Shaen

5
Strażnik przyjął menzurki dopiero wtedy, gdy wiadro z wodą przybyło na powierzchnię. Napełnił je, zerkając co chwila to na skonfundowanego Tar'ura, to na posiadłość, jakby oczekując na rozwój wydarzeń. Cała sytuacja była co najmniej dziwna, jeśli nie lekko przerażająca. Ci orkowie wyraźnie oczekiwali właśnie chłopaka, do tego nazywali go wyzwolicielem. Coraz więcej zielonych gromadziło się również na skraju placyku, jakby bojąc się podejść bliżej, jakby Tar'ur był kimś świętym albo tak niebezpiecznym. Młodzian czuł się teraz zapewne osaczony, tym bardziej, że nie był zbyt dobry w kontaktach międzyorczych czy z innymi gatunkami. Szczerze powiedziawszy, gdyby to ktoś inny znalazł się na jego miejscu, pewnie zareagowałby ponownie. Sytuacja nie wyglądała zbyt przyjemnie.

Ork, który zajmował się jego manierkami, w końcu oddał mu je, napełniwszy je wpierw świeżą, orzeźwiającą wodą. Zdał się jakby zauważyć, że cała sytuacja krępuje Tar'ura i z nowym błyskiem w oku, wyglądającym na podniecenie wywołane osobą par'udde, wyjaśnił mu co nieco, choć i tak nic to nie tłumaczyło.

- Zostałeś nam wyśniony, Nieznajomy z Daleka. Air'qu - shok wszystko ci wyjaśni.

Tar'ur musiał więc czekać, aż mała dziewczynka wróci od tajemniczego szamana. W tym czasie mógł zauważyć, że mieszkańcy Urd - Shaen różnili się nieco od swych braci i sióstr. Nie byli zbyt rośli czy umięśnieni. Zdecydowanie nie wyglądali na wojowników, prędzej przypominali rolników czy dyplomatów, ale nie osoby przyzwyczajone do walki. Wszyscy zdawali się być zmęczeni, i to nie w sensie fizycznym. Jakby zmagali się z czymś, co ich wyczerpuje psychicznie z dnia na dzień. Teraz jednak ich twarze jaśniały, w ich oczach błyskała nadzieja, jakby pierwszy raz od dawna zagościła w tej dziwnej wiosce. A wszystko to spowodował Tar'ur.

Choć pojawienie się młodego orka wywołało niemałe zamieszanie, mieszkańcy powoli wracali do swoich zajęć. Mówiąc powoli, to znaczy w pośpiechu, jakby przypomnieli sobie o czymś, co musieli pilnie zrobić. Kolejka do studni szybko się przesuwała, w miarę jak słońce kryło się za horyzontem. Strażnik stał się niespokojny, jakby noc przynosiła jakieś zło. Cała para jakby z niego uszła, gdy ujrzał wracającą od szamana Sharrhę wraz z inną postacią, jaśniejącą swym białym ubiorem.

Postać była kobietą, urodziwą orczycą. Poruszała się z gracją, odziana w białą szatę sięgającą ziemi. Dzięki brakowi rękawów Tar'ur mógł dojrzeć, że jest również umięśniona, jakby delikatność i wdzięk, które z niej emanowały, nie byly jej jedynymi atutami. Byla niższa od orka jedynie o parę centymetrów. Długie, czarne włosy opadały miękkimi kaskadami na plecy, zaś zielone oczy spoglądały z łagodnością i niezwykłą mądrością na chłopaka. Spojrzenie to przeszywało go na wskroś, jakby piękna kobieta studiowała jego duszę. Orczyca była zapewne szamanką, choć biła z niej pewna dzikość, jakby nie stroniła od przelewania krwi i była w tym dobra. Tego nie mógł znaleźć u pozostałych mieszkańców Tar'ur. Odwagi. Nieznajoma podeszła do orka i zajrzała mu prosto w oczy, szukając tam czegoś z uwagą. Po krótkiej chwili zakończyła swe oględziny i odezwała się całkiem przyjemnym dla ucha głosem.

- Mój ojciec chciałby cię widzieć. Wszystko wytłumaczymy ci w środku. - spojrzała z niepokojem na ciemniejące niebo i ruszyła z powrotem do okazałego domu, nie czekając na Tar'ura.

Re: Urd - Shaen

6
Wyzwoliciel, bo tak nazywali go orkowie spoglądał niespokojnie, na to czy strażnik czegoś nie kombinuje z jego wodą. Coraz bardziej się denerwował, serce zaczynało mu mocniej bić, oczekiwał na to co stanie się teraz, podświadomie szukał zagrożeń albo jakiegoś powodu, dla którego uważano go za wyzwoliciela. Orkowie zbierali się dookoła, co sprawiało że cały czas starał się być czujny. Podświadomie trzymał ręce nieco ściśnięte obok toporów. Czekał tak spoglądając na wejście do domu. Powoli jednak w jego głowie dochodziło do pewnych wniosków. W końcu wyzwolicielem można być tylko wtedy kiedy ma się od czegoś wyzwolić. Tylko od czego, co mogło spowodować w nich taką reakcję. Powoli zaczął się skupiać na tej zawiłości. Co powoli go uspokajało.

Strażnik podał mu menzurkę z wodą, co sprawiło że odebrał ją od niego, a następnie spokojnie przypiął na swoje miejsce. Dostrzegł wtedy ponownie blizny strażnika po jakimś spotkaniu z zwierzyną. Zdał sobie wtedy sprawę że może ma ich wyzwolić od jakiegoś zwierza. Miało by to sens w końcu jest myśliwym. Pewnie dostrzegli u niego skóry zwierząt. Nie rozumiał jednak czemu wymyślono temu aż taki kult. Z czym borykała się ta wioska. Jego przemyślenia nagle wybiły słowa orka strażnika który powiedział że został wyśniony przez szamana. Tar'ur niegdyś wierzył by szamanom bez zawahania, po tym jak stracił zaufanie do własnego wodza zdał sobie sprawę że wszyscy są omylni, chyba że jednak szamani się nie mylą. Nie miał pewności. Nigdy nie miał doczynienia z szamanami. Możliwe że naprawdę coś chciało aby tu przybył. Sprawiło to że jego rozmyślania znów zboczyły na inny temat, do czego on mógł by być potrzebny szamanowi.

Czas mijał orkowie powoli zaczęli się rozchodzić, wracać do normalnych zajęć. Uspokajało to go bardzo. Oznaczało to że chyba nie zaatakują go od razu, a także dawało większe szanse na ucieczkę. Zaczął spokojnie oceniać jakie szanse ma uciec do wyjścia z wioski. W końcu była otoczona palisadą, więc wyjście z innej strony mogło być trudne. Przyglądając się orkom zdał sobie sprawę że coś jest nie tak, gdzie byli wszyscy młodzi i silni. Co się z nimi stało ? Niemożliwym wydawało mu się aby wszyscy uciekli do innych wiosek. Coś musiało tu się dziać. Wszystko układało się powoli w logiczną całość, jakby historię tego miejsca. Przeczuwał że jakaś bestia przychodziła i nękała wioskę. Młodzi próbowali z nią walczyć i skończyli marnie. Mogli też uciec przed zagrożeniem a pozostali tu orkowie nie przetrwali by podróży. Wyjaśniało to ich zmęczenie. Jednak czy on ma jakieś szanse poradzić sobie z czymś na co cała wioska nie dawała sobie rady.

Czas dalej płynął, słońce powoli chyliło się ku zachodowi. A wraz z nim dostrzegł kolejną rzecz tubylcach byli zaniepokojeni. Nieco paranoicznie spoglądali na słońce. Jakby coś się zbliżało, jednak coś mało radosnego, miał wrażenie że zbliżała się śmierć. Tar'ur już wiedział albo tak przynajmniej mu się wydawało. Jego wzrok ponownie spoczął na strażniku a konkretnie na jego ranie. Teraz nabrała nowego znaczenia, chciał chociaż trochę ocenić jak wielka bestia nęka tą wioskę. Właściwie to zdał sobie sprawę że może być ich więcej. Nadal niewiele wiedział. Wydawało mu się że będzie grasować w nocy. w końcu zachód słońca tak bardzo przerażał mieszkańców. Pozostawała więc kwestia tego czy uciekać, a może jednak próbować jakoś pomóc tym mieszkańcom. Orq zdał sobie wtedy sprawę że lepiej zginąć tu, walcząc o życie tych mieszkańców, niż zginąć od zwykłej tułaczki na pustyni. W jego oczach powoli pojawiała się gotowość do walki, zacisnął mocniej pięść. Po chwili zaczął myśleć nad planem uśmiercania każdej bestii o jakiej słyszał. A słyszał kiedyś opowieści o naprawdę strasznych kreaturach.

Czekając tak i rozmyślając nad swą przyszłością, która wydawała się niedługo rozstrzygnąć dostrzegł, że z domu wychodzi dziewczynka, Sharrha. Ktoś jej towarzyszył była to orczyca, zdecydowanie przykuwała uwagę Tar'ura, wydawała się być inna, pewna siebie, nie czuł w niej strachu, do tego była silna, tak wyglądała. Orq czuł się dziwnie, niepewnie, przed chwilą wiedział już co robić a teraz głupiał. Wiedział jednak że musi wziąć się w garść, przełknął ślinę zanim do niego podeszła i zaczął się skupiać na rozmowie której się spodziewał. Po chwilce niepewnego spoglądania na nią usłyszał jej słowa. Brzmiała miło, jednak jedyne co mógł teraz zrobić to kiwnąć głową. Następnie ruszył za nią spokojnym krokiem. Widział że także spojrzała na niebo niespokojnie, chyba też się obawiała tego co zwiastowała noc. Jednak w jego wnętrzu trochę się gotowało. Serce biło mocnej, był poddenerwowany, czuł się trochę jak przed wizytą u swojego wodza, nie był pewien co go czeka. Idąc tak wszedł z nią do domu szamana, szybko rozglądając się i starając ogarnąć co go tam czeka. Jak zwykle nic nie mówił, wstydził się swej ułomności.
Obrazek

Re: Urd - Shaen

7
Orcza kobieta zdawała się nie zwracać uwagi na Tar'ura do czasu, gdy przekroczyli próg domu szamana. W środku aż roiło się od przeróżnych zapachów ziół, eliksirów i innych rzeczy, których ork nie potrafił rozpoznać. Po wejściu do środka obydwoje znaleźli się w zaciemnionym pomieszczeniu, które wyglądało na nic innego, jak normalny, cywilizowany sklep z ladą, półkami wypełnionymi suszonymi roślinami, fiolkami z dziwnymi specyfikami, czy równie dziwnymi przedmiotami nieznanego użytku. Nie wiadomo było, co robi sklep w takiej dziurze, jak Urd - Shaen. Kobieta wciąż się nie zatrzymywała, tylko poszła za ladę i dalej, za brudną szmacianą kotarę. Prowadząc go przez pomieszczenie, odezwała się z wyjaśnieniami.

- Mój ojciec to cywilizowany ork. Sklep może wydać ci się dziwny akurat tutaj, ale w ten sposób łatwiej mu się prowadzi interesy z innymi. I woli, żeby nikt nie pałętał mu się po domu.

Pokój za zasłoną okazał się być niczym innym jak magazynem i wytwórnią szamańskich specyfików w jednym. Ork nie zdołał jednak przyjrzeć się bliżej kociołkom, stołom i półkom pełnym kolejnych cudów, bo orczyca pokierowała go na drewniane schody pnące się do góry i znikające w otworze w suficie. Znaleźli się w czymś w rodzaju, salonu, bawialni urządzonej w północnym, ludzkim stylu. Tutejszy szaman musiał mieć styczność z kulturą Keronu, skoro włożył wysiłek w umeblowanie tego w taki właśnie sposób. Znajdowała się tutaj biblioteczka pełna tajemniczych woluminów, rycerska zbroja stojąca w jednym z kątów, błyszcząca, jakby była codziennie wypolerowana, mnóstwo innych zwojów i książek walało się po podłodze przyodzianej w miękki, czerwony dywan, nawet na ścianie wisiał arras, na którym widniała jakaś scena walki między rycerzami w zbrojach podobnych do tej w pokoju a demonami. W kolejnym kącie stało kunsztownie wykonane pianino, zaś nad nim wisiał obnażony miecz z jakąś tajemniczą transkrypcją wyrytą na jego klindze. Pokój był niezwykły, w jego wystrój musiano włożyć dużo wysiłku. Nie przypominał typowego orczego mieszkania w żadnym jego centymetrze.

Orczyca wskazała Tar'urowi miejsce na kanapie obitej w skórę. Sama usiadła naprzeciwko na podobnym fotelu, oddzielona od orka stołem, pod który ledwo mógł wcisnąć nogi. Popatrzyła się na niego z ciekawością i odezwała się ponownie.

- Ojciec dużą część swojego życia spędził w Keronie, jest przeżarty na wskroś jego kulturą, sam zresztą widzisz. Musimy na niego poczekać, on coś... Robi. Lepiej będzie, jak od niego usłyszysz wszystko. - uśmiechnęła się do niego łagodnie, wciąż próbując zajrzeć mu w oczy. - Jestem Qesha. A tobie jak na imię, Nieznajomy z Daleka?

Re: Urd - Shaen

8
Orq spokojnie rozglądał się po budynku, widział w sumie trochę znajome obiekty, inne jednak wydawały się nieco obce. Dziewczyna tłumaczyła się z tego dlaczego tak to wygląda, pokiwał głową, jednak on mało interesował się powodami, jedynie oglądał przedmioty. Powoli przechodził dalej, było nieco przyciasno, nie zatrzymywało go to jednak. Minął jakiś magazyn albo pracowanie sam nie był pewien, szedł dalej podążając za nią. Trafili do jakiegoś pomieszczania z kanapami. Ork nie był zaznajomiony z fotelami albo kanapami co sprawiało że nie za bardzo wiedział co robić. Czuł się nadal bardzo dziwnie w tym pomieszczeniu. Po chwilce rozglądania ork dostrzegł że ona usiadła, sprawiło to że domyślał się iż też ma usiąść, było to dość trudne i dodatkowo wydawało się nieco dziwne. Dlaczego poddawano go takim dziwnym rytuałom. A może zwyczajnie nic nie wiedział o życiu szamanów. Sam wychował się w marnych warunkach, skóra na podłodze robiła za kanapy łózka i wszystko co potrzeba. Orczyca patrzyła się na niego, co sprawiało że sam spuścił nieco wzrok, oglądając stół.

I zaczęła ponownie mówić, swym miłym i przyjaznym głosem. Sprawiło to że Tar'ur ponownie na nią spojrzał. A ta się uśmiechała, czuł się naprawdę dziwnie, miał wrażenie że zaraz zapadnie się pod ziemię, a nie było to spowodowane kanapą, która uginała się lekko pod jego ciężarem. Wiedział że niedługo będzie musiał coś powiedzieć. Doskonale wiedział o swoim problemie więc nadal starał się go maskować. W końcu stało się nie mógł już dłużej milczeć musiał się przedstawić. W końcu ona się przedstawiła. Na całe szczęście mógł odpowiedzieć dość prosto i bezproblemowo wystarczyło tylko...
- Tar'ur -Wypowiedział dość niezdarnie, jednak to potrafił powiedzieć w miarę bezproblemowo. Zaraz po tym patrzył na nią swymi żółtymi oczami, z delikatną nutką niepokoju, zastanawiał się, czy już zdała sobie sprawę że ma problemy z mówieniem, czy może jednak jeszcze nie. I tak spoglądał w jej zielone oczy niepewnie. Kwestia dlaczego tu był, jakoś chwilowo odeszła w zapomnienie.
Obrazek

Re: Urd - Shaen

9
Qesha zdawała się nie przejmować zdolnościami retorycznymi orka. Spoglądała na niego łagodnie, ale uważnie, studiując jego twarz, ciało, spoglądając w duszę. Oceniała go, sprawdzała, czy rzeczywiście jest tym, za kogo cała wioska go uważała. Wyzwolicielem. Uwaga, jaką skupiała jego osoba, była niepokojąca. Zwykle ork przesiadywał w swoim namiocie, pomagał wujowi, ewentualnie ćwiczył do próby na wojownika. Nie był zwyczajnym orkiem. Jego nieśmiałość była powodem do wstydu, dlatego też przeważnie chłopak próbował trzymać się w cieniu i nie zwracać na siebie uwagi. Tymczasem tutaj wie o nim cała wioska, piękna orcza szamanka zwróciła ku niemu swoje cudowne oczy, natomiast wszyscy oczekują czegoś od niego. Wyzwolenia.

- Dobre imię. W sam raz dla wojownika- wyrzekła Qesha, po czym odwróciła głowę w bok, w stronę schodów, skąd dochodził tupot stóp. Najwyraźniej szaman zakończył swe zajęcia i postanowił uraczyć swego gościa samym sobą.

Mężczyzna, który pojawił się na górze, zdecydowanie nie wyglądał na szamana. Był wysoki, wyższy nawet od Tar'ura, barczysty i mocno umięśniony. Gdziekolwiek by nie spojrzeć, wszędzie uwydatniały się jego mięśnie. Twarz miał dziką, wręcz barbarzyńską. Ubrany był podobnie jak strażnik, który napełniał menzurki chłopaka wodą. Nosił tylko skórzane spodnie ucięte przy kolanach, dzięki czemu chłopak mógł ujrzeć bliznę, białą już, najwyraźniej zdobytą dosyć dawno. Biegła od lewego ramienia i przecinała na wskroś jego tors. Kończyła się gdzieś w okolicach pachwiny, w spodniach mężczyzny. Była gruba, jakby to coś, co go zraniło, było naprawdę dużych rozmiarów. Nosił również ozdoby na swoim grubym karku. Zawieszony tam był naszyjnik z kłów jakiegoś zwierzęcia albo nawet i bestii oraz mniejszy i delikatniejszy, na którym zawieszony był przezroczysty kamień, dla wprawnego oka będący szkłem. W środku amuletu było coś drobnego, świecącego własnym blaskiem. Z samego orka emanowała siła, jaką do tej pory nie spotkał u innych mieszkańców, dzikość i barbarzyńskość, wrogość. Samiec, bo takie określenie lepiej określało mężczyznę, spojrzał na gościa z niechęcią bijącą z jego małych, czarnych oczu. On również przestudiował Tar'ura wzdłuż i wszerz, ale szybko się nim znudził i zwrócił swoje oblicze w stronę Qeshy.

- To ma być niby on? - prychnął z pogardą, ignorując obecność par'udde. -Nie poradziłby sobie pewnie z najsłabszym mamutem.

- Nigdy w życiu nie byłeś poza Urd Shaen, bracie. Nie wszędzie wojownicy są tacy, jak nasi - odezwała się Qesha karcącym głosem. Spojrzała na monstrum niemal dotykające sufitu z pewną wyższością, jakby to ona tutaj rządziła.

- Wojownik ze snów ojca powinien dorównywać mnie! Powinien mnie pokonać! Ten tutaj ma ciebie na dodatek pokryć?!

- Jeśli air'qu - shok zobaczył właśnie JEGO, to właśnie on mnie pokryje, a tobie nic do tego - odezwała się Qesha, wstając ze swego siedzenia z niemal morderczym błyskiem w oku. Ork będący najwyraźniej jej bratem cofnął się o dwa kroki. Z samca alfy dominującego w pokoju stał się pokornym psem, skarconym przez swego pana. Zastanawiające było, jaką potęgą musiała dysponować Qesha, skoro bał się jej ktoś taki jak on.

Rozmowa była dziwna, tak samo jak prowadzący ją. W wiosce pełnej słabych orków znalazł się ktoś, kto dysponował siłą większą, niż niejeden mieszkaniec Czarnych Murów, niż niejeden osławiony wojownik. Była też orczyca, piękna i inteligentna, która potrafiła poskromić tę bestię mocą samego ostrzegawczego spojrzenia. Najbardziej tajemniczą postacią ze wszystkich był jednak air'qu - shok, ten który zobaczył Tar'ura w swych snach. Niestety młody ork zamiast zrozumieć coś z całej tej dziwnej sytuacji, miał coraz więcej pytań.

Re: Urd - Shaen

10
Reakcja orczycy wydawała się dość przyjazna. Trochę go to ucieszyło, w pewnym sensie powoli zaczynał ją lubić. Nadal był bardzo zdezorientowany. Mimo tego przypuszczał że trzeba polować na jakąś bestię. Kiedy nagle ktoś zaczął schodzić, Tar'ur zaczął spoglądać w tym kierunku. A tam zamiast szamana był ktoś dość duży, silny bijący od siebie sporym majestatem, czyżby mąż Qeshy ? To wydawało się mieć jakiś sens. Milczał jednak zbyt mało wiedział aby cokolwiek mówić, bo niby co powie ? Od przybyłego orka czuć było coś dziwnego. Jego naszyjnik wydawał się nie być zwykłym naszyjnikiem. Przypuszczał że jest jakoś szamański. Orq mimo tego posiadał sporą ranę. Kiedyś musiał mocno oberwać. Przyglądał się mu jakoś tak bardziej wrogo niż reszta wioski.

Nowo przybyły ork szybko zaczął mówić, słowa te całkowicie skołowały Tar'ura. Co tu się działo ? Chciał przez chwilkę chciał szybko wstać i coś po powiedzieć, jednak nogi ledwo mieściły mu się pod stół i zaraz by go przypadkiem obalił. Sprawiło to że odpuścił. Opamiętał się przypominając co ostatnio zrobił w podobnej sytuacji. Zaczął wyciągać je spod stołu nogi i powoli wstawać. Cały czas słuchał. Wnioskował że polowanie jednak nie było powodem dla którego tu trafił... miał ją pokryć... Jednak nie miało to sensu, czemu on ? Przepowiednia ? Wydawało mu się także że ten wielki ork jest jej bratem. W sumie rozumiał go sam, w końcu o co tutaj chodzi. Brat jednak uspokoił się, a sam Tar'ur zaczynał zastanawiać się czy czasem nie powinien szukać okazji do ucieczki, a nawet już teraz uciekać. Qesha była naprawdę dominującą orczycą, skoro tak łatwo go poskromiła. Sam Tar'ur zaczynał się denerwować, przełknął ślinę. Wydawało mu się że teraz pozostało czekać tylko na ojca szamana. Skołowanie sięgało zenitu, patrzył teraz dość niemrawo raz na Qeshe a raz na potencjalnego brata. Z miną wyrażającą dosłownie pytanie o co tu chodzi... Może i trochę lubił Qeshe ale całość była zbyt dziwna, nawet jak na niego.
Obrazek

Re: Urd - Shaen

11
Dwoje orków zachowywało się tak, jakby Tar'ura nie było tutaj, choć to on był przedmiotem tej kłótni. Ignorowany ork, mocno skonfundowany wstał powoli, próbując uniknąć przewrócenia stołu. Zwrócił tym w końcu na siebie uwagę i nietypowa wymiana zdań między tamtym dwojgiem urwała się. Obydwoje spojrzeli na chłopaka. Potężny samiec z wrogością wypisaną na całej jego paskudnej gębie, we wzroku Qeshy zaś widać było współczucie i pewnego rodzaju zrozumienie. Widziała po wyrazie jego twarzy, że to, co się tutaj wokół niego kręci, daleko wykracza poza jego wyobrażenia. Potężny, dominujący ork natomiast wydawał się drwić z młodziaka i oceniając, jak szybko padnie podczas walki. Podszedł do niego i zawisnął nad nim, zaledwie o kilka centymetrów.

- Jeśli naprawdę jesteś aż tak potężny, to zobaczymy, czy mnie pokonasz. Teraz, przy studni.

- Nie - nieoczekiwanie odezwał się inny głos, stanowczy i nieznoszący sprzeciwu, niczym ten Qeshy. Jednak to była ona. Przy ścianie stał, opierając się drobny ork ubrany w pobrudzony kitel. Z pozoru nie wyglądał groźnie, ale o ile porywczy brat szamanki pokorniał na dźwięk jej zdenerwowanego głosu, tak teraz wyglądał, jakby zaraz miał popuścić w spodnie. Qesha również spokorniała, jeszcze przed chwilą będąc taką dominującą. Zdecydowanie tajemnicza osoba miała autorytet. Taki, jak zwykle miewają szamani. I czuć to było od niego, widać na pierwszy rzut oka, że to on jest już tyle razy wspominanym air'qu - shok. Nie chodziło już o to, w jaki sposób się ubierał, jak ludzie, ale o to, że również był podobny do Qeshy, a raczej ona do niego. To był ten słynny szaman. Wyglądał bardziej na dziwaka niż kogoś obdarzonego jasnowidzeniem. Ale czy prorocy nie byli czasem zdrowo stuknięci?

Obydwoje, Qesha z bratem wykonali głęboki ukłon w stronę mężczyzny. Ten popatrzył się na nich surowym wzrokiem i przeszedł koło nich, w ogóle nie zwracając uwagi na Tar'ura. Podszedł do okna wychodzącego na zachód i kontemplował nad czymś przez chwilę, po czym odezwał się, nie patrząc na nikogo z nich.

- Toshmuk, idź zaganiaj ludzi do domów, a nie baw się w pojedynki. Jak ci brakuje rozrywki, to idź w góry i zapoluj na coś, a nie naskakuj na mojego gościa. Qesha, zostaw nas i idź pomóż bratu. Nie wiadomo, czy bestia dziś wróci. - Rodzeństwo bez słowa najmniejszego sprzeciwu od razu poszło wykonać swoje zadania, tylko Toshmuk rzucił Tar'urowi mordercze spojrzenie. Można się było spodziewać, że to nie koniec kłopotów z nim.

Gdy tylko kroki dwójki orków ucichły, szaman odwrócił się od oglądania krajobrazu zachodzącego za piaskowe fale słońca. Na chłopaka spojrzał przelotem, jakby ten był jakąś stałą ekspozycją, którą oglądał tysiące razy. Zdjął z siebie kitel, odkrywając kolejne ubrania pod sobą - czarną bawełnianą koszulę wciśniętą w skórzane spodnie. Wyglądał bardzo cywilizowanie, jakby całe życie spędził między ludźmi. Fartuch rzucił na podłogę i zaczął schodzić po schodach, karząc Tar'urowi iść za sobą. Gdy znaleźli się na zapleczu, nie ruszyli tam, skąd ork przyszedł tylko do pustej ściany. Szaman wyciągnął zza pasa nóż i przeciął sobie dłoń, po czym położył ją na litej skale. Ta zadrżała i... Zniknęła. Jakby nigdy nie jej tam nie było, jakby była tylko fatamorganą, iluzją stworzoną, by nikt niepożądany zaglądał tam, gdzie nie mógł. Mężczyzna poszedł dalej, nie oglądając się na Tar'ura, choć wiadomym raczej było, że ten miał za nim iść. Zszedł więc po kamiennych schodach wąskim, przyprawiającym o klaustrofobię korytarzem w ślad za ojcem Qeshy. Gdy już pokonał zdaje się niekończące stopnie schodzące coraz głębiej i głębiej, znalazł się w obszernym, wysokim pomieszczeniu, spowitym oparami unoszącymi się tuż przy suficie.

Trudno jest opisać wszystko, co tutaj się znajdowało. Stoły zagracone tajemniczymi zwojami, miksturami zdaje się gotowymi do użycia i tymi, które były w fazie początkowej, półki ze słoikami, w których pływały niepokojące przedmioty. Uszy, łapy, jakieś wewnętrzne organy. Pomieszczenie wyglądało, jak jedna wielka pracownia czarodzieja i być może nią była. Szaman podszedł do jednej z półek i zaczął przeglądać różne fiolki wypełnione różnokolorowymi płynami, nieraz o niemal identycznej barwie.

- Jeśli skończymy wcześniej, a bestia się pojawi, pokażę ci ją z bezpiecznego miejsca. Ale może nam to wszystko trochę zająć, nim dowiem się, czy ty to ty, że tak to ujmę. Tar' ur, tak? Co cię tutaj przywiało tak w ogóle? - spytał air'qu - shok, biorąc jedną menzurkę z fioletową substancją i podchodząc do innego regału wypełnionego ziołami.

Re: Urd - Shaen

12
Tar'ur stał dalej starając się zrozumieć o co tu chodzi. Nie zwracano na niego uwagi, w sumie była to miła odmiana, doskonały moment aby szybko czmychnąć bokiem. Jednak zanim zdążył chociaż zacząć się wymakać dostrzegł że znów padło rykoszetem na niego. Samiec chyba właśnie wyzwał go na bitkę pod studnią. Samemu podszedł do niego bliżej, zawisł nad nim jakby prowokując. Tar'ur spojżał mu prosto w oczy z charakterystycznym dla sytuacji zdziwieniem i spokojem niepokojącym spokojem, jak na tak dziwną sytuację. W tej wiosce chyba nie uznawano starych tradycji, skoro był prowokowany na walkę. Dobrze by było gdyby chociaż wiedział czemu chce go pobić. W końcu na nic się nie godził na żadne pokrycia... Z drugiej strony niewiele mówił. Wydawało mu się że chyba już wszystko ustalono za niego. I wtedy stało się przybył szaman. Było to istne wejście smoka...

Młody myśliwy spojrzał na szamana szychę tego zgromadzenia i prawdopodobnie winowajcę tej całej sytuacji. Czuć było że była to kolejna dominująca osoba, tym razem jeszcze groźniejsza, surowsza. Ork który jeszcze niedawno chciał wyzwać go na pojedynek, był dosłownie zmiażdżony. Sytuacja była nie ciekawa, W co on się najlepszego wpakował, jedno było pewne raczej próba dyskusji nie wchodziła w opcję. Z tego powodu patrzył na szamana dość niespokojnym wzrokiem, starając się ogarnąć co on zaplanował i czy jest to możliwe do wykonania. Dzieci zrobiły mu ukłon sprawiło że sam zrobił też delikatny ukłon, chyba tak należało zrobić. Następnie nastały rozkazy, wychodziło na to że pozostanie z szamanem sam na sam. Minęła chwilka czasu i oboje ruszyli na zewnątrz chyba szykując się na coś. Wtedy do niego dotarło coś co chyba jakoś przeoczył w ich rozmowach. Bestia ? Dotarło do niego wtedy że słyszał kiedyś dziwną bajkę o bestii i kobiecie, nie pamiętał jednak z niej kompletnie nic, miał nadzieję że to tylko bajka. Z drugiej strony ponownie jego rozmyślenia powróciły do wcześniejszego punktu wyjścia, mianowicie mieli jakiś problem z bestią. pewnie było to jakieś zwierze. Co jednak mogło siać postrach wśród wioski orków ? Musiało to być coś groźnego.

Minęła chwila kiedy odeszło rodzeństwo i wtedy zaczęło się, szaman nawet na niego nie spojżał, popatrzył na obraz a następnie postanowił coś zrobić, zaczął się rozbierać. Tar'ur nie rozumiał czemu ork się teraz rozbierał. Nic nie mówił w końcu co miał by powiedzieć w takiej chwili takiemu orkowi. Wątpliwości były jednak bardzo spore. Dobrze że mało wiedział, gdyby wiedział więcej jeszcze by mu się coś pokręciło. Szaman kazał iść za sobą był to dobry moment aby zwiać. Z drugiej strony bestia go ciekawiła, też zdawał sobie sprawę że skoro poluje ona w nocy, to próba ucieczki w takim momencie będzie niezbyt dobra. Sprawiło to że ruszył za nim najpierw do jakiejś piwnicy. Tam wyciągnął nuż. Sprawiło to że Tar'ur chwycił za swój topór, jednak ten nóż nie był na niego, co sprawiło że odpuścił. Szaman coś kombinował. Po chwili ściana znikła. To wydało się bardzo podejrzane. Ruszył jednak za nim ostrożnie, najpierw sprawdzając czy na pewno nie ma tej ściany. Wszystko to było podejrzane. I tak doszedł do legowiska dziwnych przedmiotów. Czyli na sam dół tej pracowni szamańskiej.

Wewnątrz pracowni było wiele podejrzanych obiektów. Nie brzydziły go elementy zwierzęce, nawet te z środka, w końcu sam niektóre wyciągał. Były też inne obiekty rośliny i składniki. Do tego pełno dziwnych mikstur. Szaman wyglądał jak by wiedział co robi dlatego nie było co mu przeszkadzać. A gdyby tak mu coś wynieść. Nie to nie miało sensu w końcu co mu da mikstura której nie zna, sprawiło to że stał i nic nie dotykał, tylko obserwował poczynania gospodarza. Po chwili nawiązała się rozmowa i kwestia tego czy jest wybranym ? Tak to jakoś zrozumiał. Dodatkowo został zapytany czy jest Tar'urem dlatego po chwili ciszy powiedział niewyraźnie.
-Tak, problemy. - Odpowiedz była bardzo zwięzła ale co mógł jeszcze powiedzieć kiedy to sprawiało mu problemy.
Obrazek

Re: Urd - Shaen

13
- Jakie? - dociekał szaman, krążąc między półkami i zabierając coraz to nowe składniki. Wszystko to kładł na jednym ze stołów na środku pomieszczenia. Niedaleko stał kocioł, przypominający bajki o wiedźmach i czarnoksiężnikach, którzy mieszali w nim wielkimi łyżkami swe bulgoczące mikstury, którymi potem truli przypadkowych przechodniów lub osoby ważniejsze, jak królowie, szlachcice... Ork, gdy tylko zebrał, co miał do zebrania, podszedł do kotła zawieszonego nad paleniskiem i przykucnął przy nim. Pstryknął palcami nad drewienkami służącymi do rozpalenia ognia. Wytworzył dzięki temu mnóstwo iskier, które opadając na drzewo natychmiast rozbłyskały i zamieniały się w zielonkawe płomienie. Szaman cofnął rękę i popatrzył na Tar'ura, marszcząc brwi.

- Niech woda się zagotuje. W tym czasie wszystko spróbuję ci wytłumaczyć. - podszedł do stołu i zaczął przygotowywać poszczególne składniki, krojąc je, ścierając, czy mieszając. Mówił przy tym, szybko i zwięźle. - Nad naszą wioską od ponad stu lat wisi klątwa. Rzucił ją pewien ludzki czarodziej, rozzłoszczony brakiem szacunku wobec jego potęgi. Od tego czasu orkowie i ich potomkowie stali się słabi. Nie pomagało mieszanie krwi z innymi orkami spoza osady, próby zdjęcia jej poprzez szamana również. Ich dzieci nie przechodziły prób, okrywały się hańbą. Wszyscy zapomnieli o wiosce, tylko te sąsiadujące z nią słyszały o Urd - Shaen. Ja też o niej usłyszałem. Uznałem, że mogę spróbować zdjąć klątwę. Wprowadziłem się w trans i ujrzałem niewyraźną postać nadchodzacą z daleka. Z wizji wysnułem, że to ta istota, a właściwie jej dziecko zdejmie klątwę.

Przerwał na chwilę swoją historię, by zacząć przygotowywać tajemniczą miksturę we wrzącej już wodzie. Pierw wlał do środka fioletową zawartość fiołki, sprawiając, że zawartość kotła zmieniła kolor. Potem zaczął wsypywać zioła, korzonki i zwierzęce części. Zamieszał w środku i pozostawił na chwilę. Na stole wciąż leżały niewykorzystane ingrediencje, których szaman na razie nie ruszał. Z powrotem zaczął konytunować opowieść o Urd - Shaen.

- Jeśli to ciebie zobaczyłem w wizjach, będziesz musiał zabić to, co lata po nocach i zabija, niszczy domy. Wiwernę. Drugą część klątwy. Czarodziej chcąc zrobić na złość osłabionym mieszkańcom Urd - Shaen, wybudził z wiecznego letargu tę bestię. Od tej pory wiwerna dręczy wioskę, nieraz codziennie, a czasami robiąc sobie przerwy, nawet kilkuletnie. Ostatnio znów się pojawiła. Uśpiła naszą czujność i zaatakowała. Zabierając ze sobą zbyt wielu orków.

Zajrzał do bulgoczącej substancji, która przybrała teraz zielonkawy kolor. Wrzucił do środka resztę składników i zaczął mieszać, mrucząc przy tym coś niezrozumiałego. Eliksir zaczął przyjmować różnorakie barwy, zadziwiając Tar'ura bogatą paletą. W końcu wywar przyjął mętny, szary kolor i został taki. Szaman skończył mieszać i sięgnął po nóż, ten sam, który pozwolił mu odkryć tajemne przejście.

- Musisz zabić wiwernę, jeśli zostałeś do tego przeznaczony. Dzięki temu twoje dziecko zdejmie klątwę. Dziecko twoje i... Qeshy - westchnął ciężko, jakby nie podobał mu się ten pomysł. Wysunął przedramię nad miksturę i przeciął skórę. Krew zaczęła kapać do kotła, wzburzając jego zawartość. - Widziałem ją, jak trzymała na rękach nowo narodzone dziecko. To w jej łonie narodzi się prawdziwy wybawiciel. Z twojego nasienia mam nadzieję. A teraz podaj mi rękę. Wprowadzimy się w stan, w którym będę mógł określić, czy wszystko to stanie się twoim zadaniem.

Re: Urd - Shaen

14
Tar'ur jednak nie dał rady ominąć wszystkiego bez grubszego wyjaśnienia, sprawiło to że ponownie będzie musiał mówić. Ork spokojnie popatrzył na szamana i zaczął powoli mówić.
-Ja, pobić wodza. On mnie oskarżyć, że ja prowokować, chcieć dać barshok. Ja go zranić, uciec, teraz błądzić po pustynia. - Ork powiedział to w miarę szybko, przez co było to dość nie wyraźne. Jednak szaman zdolny do interpretacji skomplikowanych wizji powinien to zrozumieć. Taką przynajmniej miał nadzieję. Szaman coś naprawdę cudował co sprawiało że nawet wylatywały i iskry. Próbowały one chyba zapalić drewno ale zamiast tego dym, zielony dym. Cuż to zwiastowało ? Tego młody ork nie wiedział. Więc pozostawało mu nadal stać i obserwować szamana.


Iskry wydawały się już nie wylatywać, szaman na chwilkę odsunął się od kotła, tłumacząc że właśnie gotuje wodę. Tar'ur miał wrażenie że gotuje wodę na napój ale taki inny. Trochę się obawiał tego człowieka. W końcu jego działania prawdopodobnie doprowadziły do niezłego chaosu. Jednak jego tłumaczenia były bardzo istotne dlatego słuchał uważnie.

Z historii wynikało że dawno temu jakiś czarodziej przeklął wioskę, w wyniku tej klątwy kolejne to generacje orków stawały się słabe i niedołężne. Było to jakieś wytłumaczenie na słabość orków które widział. Może i coś w tym było. Sam przypuszczał że silniejsi albo poginęli albo uciekli. To jednak nie wydawało się być całością. Wychodziło na to że tajemniczy wędrowiec ją przerwie. A teraz podobno trwało sprawdzanie czy to on. Ork spokojnie słuchał tej historii z delikatnym sceptycyzmem, nigdy nie brał udziału w ich magi, nie wiedział czego się spodziewać. W między czasie szaman nadal coś przygotowywał. Tar'ur starał się to jakoś zrozumieć, ale to było obecnie poza jego zasięgiem, zwyczajnie coś mieszał. Przypominało mu to trochę jakiś przepis na zupę. Miał nadzieję że to będzie smaczna zupa, albo że chociaż nie trująca.

Szaman przerwał tłumaczenie skupiając się na przygotowaniach. Nadal miał wrażenie że robi zupę, z jakimiś dziwnymi składnikami. Dodał nawet jakąś miksturę. Kto wie co było w tej fiolce. Po chwili zaczął mówić dalej. Tym razem była to opowieść o drugiej stronie klątwy. Była to bestia o której słuchał. Teraz wszystko nabierało nowego sensu. Nie słyszał o takiej bestii nigdy, jednak wydawało mu się że szaman mu ją pokarze, w końcu tak powiedział. Musiała być silna skoro potrafiła rozwalić dom, a może szamanowi chodziło o szałas. Mimo tego Tar'ur zaczynał rozumieć w całości problem jaki tu był, wychodziło na to że był bardzo złożony. Jeśli nie był wybranym to raczej nie mógł im pomóc. Z kolei jeśli był wybranym to musiał im pomóc. Podświadomie godził się na taki los cokolwiek mu przyniesie. Miało to jakiś sens, w porównaniu do tego co wcześniej się działo.

Szaman dalej przygotowywał substancję, była zielona, następnie kolorowa, aby zrobić się szara. Ponownie pojawił się nuż, chyba znów będzie upuszczał sobie krwi. Młody ork obserwował to wszystko kiedy znów usłyszał tłumaczenie. Pokiwał delikatnie głową, że rozumie, jednak bez jakiejś radości. Nie wszystko mu się podobało jednak nie wszystko było przesądzane, a może jeszcze o tym nie wiedział. Szaman kazał podać rękę i wtedy Tar'ur podał ją, w końcu nie mógł uciec przed przeznaczeniem, o ile takie istniało. Spodziewał się że szaman zaraz go dziabnie, właściwie nie był pewien po co mu jego ręka. Pewnie niedługo się dowie.
Obrazek

Re: Urd - Shaen

15
Przysłuchując się wypowiedzi Tar'ura, szaman nie wyglądał na zbytnio szczęśliwego. Być może była to wzmianka o hańbie, jaką okrył się ork, albo sposób, w jaki to wypowiedział. Zbyt prosto, bez złożoności zdań i niepoprawnie gramatycznie. Zdawał się być rozczarowany potencjalnym wybawicielem, ale nie skomentował niczego, tylko zajmował się eliksirem.

Nóż gładko przeciął orczą skórę. Szaman docisnął ranę i kilka kropli krwi skapnęło do wywaru, sprawiając, że zaczął wrzeć, bulgotać i pryskać gorącą cieczą. Obydwoje odsunęli się od kotła, nie chcąc zostać poparzonym zbłąkaną kroplą. Mężczyzna przejechał palcem bo nacięciu Tar'ura znowu mrucząc coś do siebie. Rana zniknęła, jakby nigdy nie istniała. Nim ork zdążył pomyśleć, co się tutaj stało, z góry, przytłumiony przez tony ziemi dał się usłyszeć ryk, przeszywający na wskroś i przyprawiający o dreszcze. Szaman spojrzał na sufit z niepokojem.

- Już przybyła - mruknął, chociaż bardziej do siebie niż do Tar'ura. Spojrzał do środka garnca i zaciągnął się oparami wylatującymi z niego. Potem podszedł do jednej ze swoich półek i wziął dwa kubki oraz chochlę. Obydwa naczynia wcisnął do ręki orka i nalał do nich tajemniczy płyn. Jeden wziął dla siebie i przytykając go do ust, powiedział: - Pij.

Czy Tar'ur miał wybór? Zapewne nie. Szaman i tak mógłby go zmusić, nie używając niczego prócz swego umysłu, ork więc wypił zawartość kubka. W smaku był gorzki i niedobry. Czuć tam było jakieś zioła, jednak przeważał tam metaliczny posmak krwi, której upuścili tam oboje. Tuż po tym, jak Tar'ur opróżnił naczynie, poczuł się słabo. Zakręciło mu się w głowie, a otoczenie zawirowało i zaczęło się zamazywać, dziwnie falować. A potem była ciemność.
*** Wszędzie wokół była ciemność i cisza. Tar'ur nie widział niczego, nawet podłoża, na którym stał. A potem nastąpił oślepiający blask i ork doznał olśnienia. Na nic było zamykanie powiek, przesłanianie ich rękoma, światło przebijało się do jego oczu i wypalało je. Chłopak czuł to, choć nie fizycznie. To było jak ból emocjonalny, złamane serce czy zdrada przyjaciela. To światło wywlekało na zewnątrz wszystko, co było dla Tar'ura nieprzyjemne i bolało.

Światło przestało go torturować, mógł więc spojrzeć normalnie. Stał w wiosce. Jego rodzinnej. Interesujące było to, że stał w skromnej chatce, otoczony zgrają kobiet. Gromadziły się wokół posłania, z którego dochodziły okropne krzyki. Gdy Tar'ur podszedł bliżej, ujrzał, że źródłem tych wrzasków jest kolejna kobieta, leżąca w dziwnej pozycji. Był świadkiem porodu! A właściwie to jego końca. Orcza szamanka właśnie wyciągała spomiędzy nóg orczycy noworodka, całego pokrytego dziwną, przezroczystą wydzieliną i krwią. Uwagę orka nie przykuło jednak dziecko i niezbyt przyjemna dla oka okoliczność, w jakiej się pojawił, ale jego matka. Twarz miała dziwnie znajomą. Przywołującą uczucie tęsknoty. Akurat w tej chwili leżała nieruchomo, jej oblicze nie poruszało się. Niemowlak zaczął kwilić, rozrywając martwą ciszę swoim wrzaskiem. Cztery kobiety mające pieczę nad porodem stały nieruchomo, z twarzami przepełnionymi smutkiem. Rodząca kobieta nie żyła.

Światło z powrotem zaczęło palić jego oczy. Tortury trwały o wiele dłużej niż przedtem, a gdy się skończyły, stał tam, gdzie to wszystko się zaczęło. Przed obliczem wodza. Był jednak z boku i oglądał całą scenę jako bierny obserwator. Mógł widzieć siebie, wyzywającego przywódcę na pojedynek i hańbiącego się ucieczką. Światło znowu wróciło i zaatakowało ze zdwojoną siłą. Tar'ur nie mógł już tego wytrzymać. Czuł się, jakby umierał.
*** Otworzył oczy. Nie znajdował się już w tajemniczej pracowni, ale z powrotem w dziwnym salonie. Leżał na tej samej kanapie, na której poprzednio siedział. Czuł się wyczerpany psychicznie. Wciąż miał w pamięci dwie sceny, które mu się ukazały. Dawały sporo do myślenia. Co obydwie miały ze sobą wspólnego?

Pochylała się nad nim Qesha, ze zmartwioną miną przyglądając się jego twarzy. Wyglądała marnie. Nie miała już na sobie białej szaty, ale skórzany strój z metalowymi dodatkami i miecz za plecami. Z szamanki stała się wojowniczką, bardzo zmęczoną i poobijaną. Najwyraźniej walczyła z wiwerną i wyszła zwycięsko z tej potyczki, choć nie cało.

- Chwała wszystkim bogom, że dałeś się wybudzić. O mało nie umarłeś. Jak się czujesz?

Tar'ur mógł zauważyć, że w pokoju było jasno. Jak w dzień, który nawiasem mówiąc trwał w najlepsze. Zdawało się, że jest coś koło południa. Czyli był w śpiączce ponad pół doby.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Wschodnia baronia”