Re: Urd - Shaen

16
Młody ork dostrzegł grymas na twarzy szamana, widział że chyba nie tak to wszystko sobie wyobrażał. Nie był zdziwiony, w końcu wiedział jak wygląda jego sytuacja. Był jedynie tułającym się po świecie orkiem, który nawet z tym sobie dobrze nie radził, do tego z licznymi wadami. Mimo tego szaman nie do końca odrzucił go, widać bardzo wierzył w przeznaczenie, sprawiało to że Tar'ur widział w nim coś więcej niż tylko silnego szamana, był osobą która wierzy w to co robi, szanował to. Sprawiało to że ufał w jego rytuał. Było to nieco naiwne, ale nie wyobrażał sobie, aby ktoś był w stanie tak bardzo go oszukiwać. Mógł teoretycznie się mylić jednak szacunek sprawiał że ork podjął to ryzyko bez żadnego zawahania.

Rytuał trwał dalej, o ile to był rytuał, ork nie był pewien co się dzieje, mimo tego wykonywał wszystkie polecenia szamana. Najpierw został nieco nacięty a następnie dostał kubek i miał się napić. Zrobił to bez żadnego oporu, co zabawne nie z powodu strachu czy też przeznaczenia, a z zwykłego szacunku i zaufania. Dość szybko poczuł się niezbyt dobrze. Poczuł zawroty, tracił równowagę aż w końcu , dostrzegł ciemność. Nie wiedział co się dzieje. Był nieźle wystraszony. Aż w końcu dostrzegł wizję.

Wizja była bolesna czuł jak by właśnie coś wierciło mu w głowie, a może to te światło przepalało mu głowę. A wszystkiemu temu towarzyszyły emocje, straty, żalu, bólu. Po chwili tortury ustały zamiast jednak miejsce w którym się znalazł było dziwnie znajome. Był w swojej rodzinnej wiosce. Jednak była ona nieco inna. Po chwili był w jakiejś chatce. Było tam dużo kobiet. Nic z tego nie rozumiał. Kiedy po chwili zdał sobie sprawę że właśnie ktoś się tu rodził. Nie rozumiał dlaczego kobieta która rodziła wydawała mu się znajoma. Do tego czuł ogromny smutek. Czas powoli mijał i ona spokojnie odeszła. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę kim była ta kobieta. Ona musiała być jego matką. Sprawiło to że Tar'ur był wściekły i smutny za razem. Smutny że jego matka odeszła i wściekły ponieważ nic nie mógł na to zrobić. Miejsce ponownie się zmieniło, jednak przed tym ponownie poczuł światło które paliło jego oczy. Trwało to dla niego niemal wieki. Dostrzegł to co zrobił dość niedawno. Sprawiało to że ponownie zobaczył swój błąd. Mógł próbować to zrobić inaczej. Jednak nie mógł tego już zmienić. Ból powrócił tym razem dosłownie go masakrując. Cierpiał ledwo mogąc wytrzymać ten ból albo zwyczajnie nie móc zginąć.

Tar'ur otworzył oczy, w jego głowie panował mętlik, nadal go bolała, do tego przeszłość którą widział. Ork miał problemy z skupieniem, nie rozumiał wizji, dlaczego własnie wizja pokazywała mu chwile w których wszystko tracił ? Te które chciał zmienić. Nie rozumiał tego. Jednak tym razem czuł że nie chce niczego stracić. Dostrzegł jednak nad sobą córkę szamana, wyglądała inaczej, wyglądała jak by wróciła po walce. Sprawiło to że zaczął się podnosić, czuł że coś się stało, coś niedobrego. Przyglądał się dziewczynie czy jest cała. Bał się że jest ranna. W końcu przypuszczał że Wiwerna zaatakowała. Podnosząc się delikatnie zamierzał dotknąć jej polika, jakby upewniając się że może jej dotknąć. W końcu istniało ryzyko że to jest kolejna wizja albo tak przynajmniej sobie tłumaczył. Na zewnątrz było jasno, świadczyło o tym światło wpadające do dość ciemnego pomieszczenia. Następnym co chciał zrobić to zmienić pozycję na kanapie na taką aby nie leżeć. Siedzenie było by dobre.
Obrazek

Re: Urd - Shaen

17
Ork wstawał powoli, gdyż kręciło mu się w głowie całkiem mocno. Wciąż nie był pewny, czy to nie kolejna wizja, halucynacja wywołana przedziwnym naparem. Dlatego też gdy tylko usiadł na miękkiej kanapie, dotknął policzka Qeshy delikatnie i czule. W pierwszym zamyśle chciał tylko sprawdzić, czy to co widzi, jest rzeczywiste, ale wyszło nieco inaczej. Kobieta z niemałym zaskoczeniem spojrzała na Tar'ura i dopiero po chwili odsunęła się od niego lekko zażenowana. Nie wiadomo było, czy zwyczajnie była taka nieśmiała, czy związane było to z jedną z części przepowiedni. Jeśli okazało by się, że chłopak jest rzekomym wybrańcem, to została mu przeznaczona właśnie Qesha, piękna szamanka i wojowniczka zarazem. I mieli mieć dziecko. Choć było to trudne do przyswojenia dla niedoszłego wojownika, akceptował to. Wszystko, co powiedział szaman. Ufał mu i zawierzał swe życie.

Qesha wyszła na chwilę i poszła do innego pomieszczenia na piętrze. Z początku wyglądało to tak, jakby była urażona gestem orka, ale zaraz potem wróciła niosąc w dłoniach kubek z parującym napojem. Czuć go było jeszcze z przeciwnego krańca pokoju. Pachniał nieznanymi orkowi ziołami, przyjemnymi w zapachu. Kobieta podała napar chłopakowi.

- Napij się, poczujesz się lepiej - powiedziała z troską w głosie i usiadła na fotelu, jakby dopiero teraz mogła się rozluźnić. Przymknęła na chwilę oczy, jakby chciała uciąć sobie drzemkę, ale właśnie w tej chwili oczom Tar'ura ukazał się szaman. Nie wyglądał na zmęczonego, wykończonego rytuałem, wręcz przeciwnie, tryskał energią i wydawał się być o wiele weselszy.

- Dobre wieści, Tar'urze. To ciebie wyśniłem - Qesha otworzyła oczy i spojrzała na swojego ojca uważnie.

- Jesteś pewien? - spytała.

- A czy wyglądam, jakbym nie był? - odpowiedział z uśmiechem szaman. - Tar'ur spokojnie pokona bestię, nawet bez tytułu shar'udde. Trzeba będzie mu tylko podać parę szczegółów. Ty i Toshmuk pomożecie mu w tym.

- Naprawdę sądzisz, że Toshmuk nam pomoże? - prychnęła z politowaniem Qesha. - Ten bałwan sam by ją najchętniej zatłukł. Zostawanie w czyimś cieniu nie jest w jego stylu.

- Będzie musiał, bo ja tak mu każę. A niech tylko spróbuje coś wywinąć, to... Wie co go czeka. - powiedział już nieco poważniej air'qu - shok. Zerknął w stronę Tar'ura - A ty jak się czujesz? Mam nadzieję, że nie nadszarpnąłem coś w twoim umyśle?

Re: Urd - Shaen

18
Tar'ur dotknął jej policzka, co sprawiło że chyba odebrała to nieco inaczej niż on, chociaż to sprawiło że poczuł się dziwnie. W sumie czuł że powinien ją za to przeprosić. Widział w końcu jak się odsunęła, zrobiło mu się wtedy naprawdę głupio. Odsunął od niej rękę i spożył w dół. Po chwili zdał sobie sprawę że orczyca zaczęła wychodzić. Patrzył na nią kiedy wychodziła. Poprawił swoją pozycję na siedzącą. Zastanawiał się czy ją uraził. W końcu raczej nie powinien jej dotykać. Wszytko co tu się działo było dla niego bardzo skomplikowane. Jednak ona powróciła miała dla niego jakiś napój. Właściwie to był wyjątkowo spragniony, jak na osobę która ostanie co pamiętała z świata żywych, to picie jakiejś mikstury. Ciecz pachniała znacznie przyjaźniej, możliwe że były to jednak tylko pozory, dlatego ork przyglądał się jej nieco z zmartwieniem. Qesha powiedziała aby się napił dlatego spokojnie zaczął próbować wziąć łyk. Wydawał mu się być dobry w porównaniu do powszedniego trunku. A może to wpływ atmosfery przy piciu, w każdym razie zapach na pewno był lepszy. Nim zdążył wypić całość dostrzegł szamana. Zaczął on mówić że to o niego chodzi. Więc on był wybranym, to jemu była pisana walka z potworem i Qesha. Sprawiło to że szybko zaczął pić ten napój, czymkolwiek by nie był pił do dna.

Kiedy już się napił zaczął ponownie słuchać co się dzieje. Wychodziło na to że szaman miał już plan jak zabić potwora. Czyjś plan miał to do siebie że ciężko się w nim odnaleźć, jednak szaman wiedział z czym walczy, nie było więc zbytnio o czym mówić. W planie występowała zarówno Qesha jak i Toshmuk. Tar'ur widział że oboje mieli spory potencjał. Wyglądali na silnych więc ich pomoc będzie na pewno przydatna. Tylko czy on na pewno się nadaje. Teoretycznie miał potwierdzenie które powstało w postaci wizji, jednak mimo tego miał wątpliwości. W końcu padło pytanie jak się czuje.

-Żyje. - Powiedział dość spokojnie i co dziwne wyraźnie. Zaraz za wypowiedzeniem tych słów zaczął wstawać i powiedział coś jeszcze od siebie nie wahając się tak bardzo jak zwykle. -Co mam robić. Chyba trochę bycie tym wybranym go rozpasało. Ustał spokojnie patrząc w kierunku okna i ruszając do niego, chciał zobaczyć co się wydarzyło kiedy miał tą wizję.
Obrazek

Re: Urd - Shaen

19
Szaman uśmiechnął się, gdy usłyszał odpowiedź. Najwyraźniej rytuał, któremu został poddany Tar'ur mógł wyrządzić mu krzywdę. Jak na razie jednak ork czuł się w miarę dobrze, a słodki w smaku napój dodawał mu jakby sił. Był nawet gotowy na zabicie bestii, choć wiedział, że takie proste to nie jest, skoro potrzebował pomocy obydwu dzieci mężczyzny. Poczuł się również pewniejszy siebie. Być może to za sprawą naparu, który rozgrzewał go od środka i dodawał mu sił albo świadomość, że ci orkowie potrzebują go. Przecież to przeznaczenie wysłało go tu, by uwolnił przeklęty lud ze szponów bestii. Nawet jeśli coś takiego jak przeznaczenie nie istnieje, Tar'ur mógłby się przydać przy wyzwoleniu. Chłopak jednak ufał szamanowi i jego wizjom, więc jednocześnie wierzył, że stał się kimś ważnym. Kimś, na kogo wszyscy zwrócili uwagę, kimś wyjątkowym. A w dodatku nie musiał już szukać kobiety, bo przeznaczenie mu ją podetknęło pod sam nos!

- To się nazywa postawa! - pochwalił Tar'ura szaman. - Nie zabijecie wiwerny, kiedy przybędzie z powrotem do wioski. Nie macie z nią szans. Jest zbyt szybka, kiedy chce może latać w powietrzu i używa swojego ogona do otruwania. Trzeba ją zaskoczyć w jej własnej kryjówce. Ty i Toshmuk ją wywabicie, gdzie będzie czekała Qesha. Sparaliżuje, uśpi, zrobi cokolwiek by ją unieruchomić. A wtedy ty Tar'urze wykonasz ostateczny cios. Mógłbym cię wysłać samego do jej leża, ale wolę nie kusić losu, a potem znajdywać kolejnego wybrańca. Wszystko jasne?

W tym czasie Tar'ur podszedł do okna, chcąc zobaczyć, co takiego wredna wiwerna nawyprawiała. W gruncie rzeczy wiele zniszczeń nie było, gdyż jak wiadomo te gadziny nie plują nieszczycielskim ogniem, ale parę domków i szałasów leżało zrujnowanych. Na placu składano również ciała. Tar'ur widział jak na razie pięć zwłok leżących w równym rządku. Nie to było jednak najbardziej niepokojące.

- Studnia się zawaliła - odezwała się smutno Qesha. - Jedyne źródło naszej wody. Jeśli orkowie nie zdołają tego naprawić, zginiemy, jeden po drugim.

I rzeczywiście, Tar'ur mógł zobaczyć gruzy, które powoli przewalali mieszkańcy Urd - Shaen. Wyglądało jednak na to, że większość konstrukcji zawaliła się w głąb studni, uniemożliwiając naprawę. Orkowie musieliby wykopać nowy dół. Jednak nim by to zrobili, pomarliby z pragnienia. Wiwerna właśnie drastycznie skróciła ich szanse na przeżycie.

Re: Urd - Shaen

20
Tar'ur chwilowo skupiał się na widokiem za oknem, a nie na tym że chyba dał się wrobić w żonę, do tego była kwestia tego gada. Szaman brzmiał jak by wszystko było dobrze. Miał plan średnio podobał się on młodemu orkowi. Wiedział że syn szamana w środku może mieć dziwne zapędy. Co będzie go powstrzymywało od brawurowych akcji głupoty ? Mało tego mógł jeszcze próbować go zabić aby obronić siostrę przed nim. Jednak jak powiedzieć szamanowi że brakuje mu zaufania do jego własnego syna w takim momencie. Tego nie potrafił. Nie widział z tej sytuacji wyjścia. Za oknem panował równie niemiły widok. Polegli orkowie leżeli sobie ułożeniu czekając na pochówek. Co musieli czuć pozostali którzy pewnie liczyli że on zabije tą bestię. Tar'ur czuł się niezbyt dobrze. Widział że sytuacja nie jest dobra.

Qesha po chwili powiedziała coś o studni, myśliwy zdał sobie sprawę że chyba już przegrali wojnę z Potworem. Odcinając orków od wody zniszczył tą wioskę. W końcu to pozwalało tej wiosce funkcjonować. Ork nie był w stanie nic zrobić z tym problemem. Sprawiło to że czuł gniew. Dość szybko zapytał szamana o najistotniejszą informację.
-Gdzie być leże ?
Musiał to wiedzieć gdzie znajduje się legowisko bestii. Wiedział w końcu że im dłużej potrwają ataki tego potwora tym mniejsze szanse że ktoś wyjdzie z tego żywy. Widok na zewnątrz uświadamiał mu to doskonale. Czuł że musi już ruszać, sprawiło to że upewnił się czy ma przy sobie swoją broń, a także prowiant. Nadal pozostawała kwestia zaufania.


Sprawiło to że Tar'ur w swym rozumowaniu postanowił ruszyć sam. Musiał jakoś wymknąć się w tym zamieszaniu, jak tylko dowie się gdzie jest leże bestii. Następnie zamierzał jakoś zamaskować swój zapach i zakraść się do Wiwerny, bo tak gadzina się zwała, uderzyć ją z całej siły, dawało to spore szanse. Jednak czy uda mu się wykraść samemu, to mogło być nieco trudne, dlatego spokojnie zaczął iść na zewnątrz. Raczej nie będą się go pytali o co chodzi. Po takiej drzemce nie jednemu orkowi chciało się iść za potrzebą. W domu raczej tego się nie załatwia, dlatego wyjście z niego nie powinno wzbudzać żadnych podejrzeń. Mógł też przecież iść próbować pomóc. Przy okazji wyjścia z domu szamana spokojnie spoglądał na orków którzy odeszli. Czuł w sobie coraz większy gniew, jednak był to dziwny gniew napędzający jego determinację. W końcu był wybranym, nie mógł zginąć. Dlatego jego samotna wędrówka była by najlepszym rozwiązaniem. Wykorzystywał do wykradania się z wioski zarówno ukształtowanie terenu takie jak domy czy uprawy, wyjście przez bramę mogło być trudne jednak wykorzystując to że strażnik bardzo często śpi. Zamierzał przekraść się obok niego skradając się. Oczywiście zamierzał też unikać wzroku mieszkańców, wiedział że to będzie bardzo trudne. W końcu każdy brał go za wybawcę. W najgorszym wypadku oblecą go zaraz w momencie kiedy wyjdzie z domu szamana, niszcząc doszczętnie jego plan w zarodku.
Obrazek

Re: Urd - Shaen

21
Tar'ur


Widok z okna poruszył młodego orka. Widział, że klątwa, jaką czarodziej zesłał na lud Urd - Shaen niszczy tych orków. Najpierw powoli, nękając w różnych odstępach czasu, aż w końcu rzuciła się na nich, dokonując zbrodni. Jakby obecność Tar'ura, rzekomego wybawiciela tak podziałała na całą wioskę. Chłopak poczuł się odpowiedzialny za tych wszystkich, którzy niedługo mogą zginąć z odwodnienia. Chciał coś zrobić, ale co? Wszystko mógł zepsuć Toshmuk ze swoją nadwyżką testosteronu. A co, jeśli nie będzie mu odpowiadać, że jego siostra będzie związana z Tar'urem? Ork zdawał się być zbyt agresywny i mógł zagrażać całej misji. Dlatego też par'udde postanowił pokonać bestię sam. Problemem było tylko to, że nie wiedział, gdzie ona ma swoją kryjówkę. A nawet jeśli się dowie, jak mógłby się wydostać, skoro wszyscy mieszkańcy Urd - Shaen uważają go za wybawiciela i na pewno nie odstąpią go na krok?

- Wysoko w górach. Ścieżka jest ledwo widoczna i łatwo można ją przeoczyć. Qesha was tam zaprowadzi - odpowiedział szaman i spojrzał uważnie na Tar'ura, jakby próbując odgadnąć jego myśli. - Pojutrze wyruszycie, gdy tylko słońce wychyli się zza horyzontu. Powinniście dotrzeć tam pod wieczór, kiedy wiwerna będzie jeszcze spała.

Chciał coś jeszcze dodać, ale na dole dało się słyszeć jakiś hałas, jakby ktoś wszedł do środka. Tar'ur usłyszał niewyraźne dźwięki, jakby rozmowy toczonej przy ladzie. Nie usłyszał jednak dokładnie, o czym tam rozmawiano. Został sam na sam z Qeshą. W szamance coś się zmieniło. Wyglądała, jakby biła się z myślami, chciała coś powiedzieć chłopakowi. Chyba przegrała, bo spojrzała na niego zrezygnowana. Westchnęła ciężko i wstała z fotela. Podeszła do okna i patrzyła się przez nie z pewną nostalgią we wzroku. Odezwała się do orka, nie oglądając się na niego.

- Jeśli chcesz się przejść, to droga wolna. Ale orkowie będą chcieli z tobą porozmawiać, choć przez chwilę przebywać w twoim towarzystwie. Jesteś ich ostatnią nadzieją... Sam twój widok doda im sił i ochoty do życia. Tylko wróć na noc, bo to u nas nocujesz.

Tar'ur mógł więc spokojnie zrealizować swój plan. Nie wiedział jednak, gdzie leży kryjówka wiwerny. Znał się jednak na tropieniu, więc być może znalazłby ścieżkę wiodącą do leża bestii? Z drugiej strony równie dobrze mógł się przy okazji zgubić, idąc na ślepo. Mógł również zostać i zabić ją z pomocą rodzeństwa. Pomóc orkom. Qesha dobrze prawiła. Ci orkowie potrzebowali kogoś, kto pomoże im się podnieść. Kogoś, komu został przeznaczony ratunek. Kogoś, kto będzie ich bohaterem.


~~~~~

Kholgar


Kholgar przeszedł długą drogę, aby osiągnąć to, co ma dzisiaj. Szanowaną pozycję w karlgaardzkiej gildii kupieckiej, swoje umiejętności... Jednak aby dojść do tego, musiał wykonywać zadania, które niekoniecznie współgrały z jego sumieniem. Wkrótce jednak napady na magazyny, karawany konkurencyjnych gildii, zastraszanie dłużników i inne brudne roboty stały się jego stylem życia. Kholgar stał się uosobieniem typowego goblina - mały, wredny i sprytny. Zaczęto go więc rzucać na głębszą wodę.

Jedną z takich misji było zdobycie zębów trolli. Na co one komu były? Felera to nie interesowało. Po prostu wykonywał swoją pracę. Nie spodziewał się jednak nieoczekiwanego obrotu sprawy. Goblin został zamknięty w celi, gdzie niemal zaprzyjaźnił się z trollami. Jednakże praca to praca i gdy tylko zdobył ich zaufanie, ograbił ich z zębów i uciekł. Przypominało to trochę historię o pewnym podróżniku, który również przechytrzył pewne istoty, tym razem cyklopy, nazywając siebie Nikim. Zakończenia obydwu opowieści są jednak różne, bo Kholgar nie został przeklęty i wszystko uszło mu na sucho.

Po incydencie z trollami goblin dostał parę innych zleceń, jedne bardziej ryzykowne, drugie mniej. W końcu gildia postanowiła wysłać go na północ, do małej wioski leżącej u podnóży Gór Daugon. Razem z paroma innymi goblinami miał zdobyć jad wiwerny, która grasowała w okolicach osady. Na drogę dostał jedynie mapę z wyznaczoną drogą i list, który miał przekazać tamtejszemu szamanowi. To od niego również miał dostać kolejne wskazówki. Jego zleceniodawcy nie powiedzieli nic więcej o tajemniczej wiosce. Zaoferowali jednak spore pieniądze, więc Kholgar nie mógł się nie zgodzić. Nie zadawał pytań, po co gildii trucizna czy czemu orkowie nie rozprawili się z gadem. Po prostu wyruszył ze swoją grupą.

Wędrowcy nie mieli szczęścia. Z sześciu goblinów nie wliczając w to Felera, w Urd - Shaen nie dotarł nikt. Pod koniec ich podróży napadły ich tajemnicze stworzenia wyskakujące spod ziemi. Nie zdążyli nawet zauważyć, czym one były. Jeden po drugim, grupa Kholgara zapadała się dosłownie pod ziemię, w tym przypadku pod piasek. Tylko on zdołał jakimś cudem przeżyć i uciec podziemnym bestiom. Pobiegł do przodu, tam, gdzie powinien znajdować się cel jego wędrówki. Kiedy zorientował się, że nic mu nie grozi, było południe, a w oddali majaczyły zarysy wioski. Zmęczony ucieczką ruszył ku niej, marząc o porządnym odpoczynku.

Wioska nie wyglądała na dużą. Była na planie nieregularnego koła, otoczona drewnianą palisadą. Brama była zamknięta i nikt jej nie pilnował. Teoretycznie. Gdy Kholgar zbliżył się na odległość kilku metrów, uchyliła się delikatnie. Wychyliła się zza niej łysa orcza głowa wpatrująca się w Felera z niemałym zdziwieniem. Strażnik wlepiał w goblina oczy, jakby ten był jakąś zjawą. Wyglądało na to, że mieszkańcy tej osady rzadko mieli gości lub nigdy nie widzieli goblina na oczy.

Re: Urd - Shaen

22
Tar'ur dowiedział się gdzie znajduje się kryjówka Wiwerny jednak to dziewczyna miała mu pomóc znaleźć to miejsce. Co gorsza dystans to tego miejsca był na tyle spory że dotarł by tam kiedy Wiwerna była by już na nogach. Sprawiło to że ork nie był zadowolony czuł się teraz kompletnie bezradny. Wiedział że nawet jeśli teraz się wymknie to nie da rady tam dotrzeć przed zmrokiem i wtedy bestia będzie aktywna. Sprawiało to że cały jego plan był zbyt ryzykowny. Nawet jeśli bestia nie dopadnie jego to zaatakuje wioskę i nic nie będzie mógł z tym zrobić. Nawet próbować walczyć.. Czas okazał się największym przeciwnikiem. Dodatkowo nie wiedział co zrobić. Problem był naprawdę spory. Czuł się jak by miał zgadywać w grze o czyjeś życie. A to uczucie strasznie na nim ciążyło. Jednej sprawy Tar'ur jednak nie rozumiał dlaczego nie jutro. W końcu oznaczało to jeszcze jeden dzień potencjalnego ataku na wioskę.

Ork myśliwy widział że Qesha również wyglądała na strapioną. Tar'ur ufał jej, może nie bezgranicznie ale w tej sprawie czuł że chyba może mu pomóc i dlatego zaczął mówić do niej korzystając z tego że są właśnie sami.
-Ja zastanawiać się czy my móc ruszyć dziś albo jutro. Wioska obrywać z każdym dniem. Długo nie wytrzymać. -Nastąpiła chwila przerwy i wtedy powiedział o drugim swoim zmartwieniu -Toshmuk wydawać mi się że móc coś sknocić z nienawiść do mnie. Ja chcieć próbować zakraść się do bestia, być cichy.
Tar'ur czuł się naprawdę głupio mówiąc to wszystko. W końcu można było to źle zrozumieć. Do tego też wiedział jak to musi brzmieć. Sprawiało to że ork spoglądał w podłogę wzorkiem który był przepełniony bezradnością, gniewem i zmartwieniem. Następnie dopiero odpowiedział do niej na temat jej planu do inspiracji orków.
-Ja nie nadawać się, nie umieć rozmawiać.


Czuł się naprawdę podle. Miał być bohaterem, jednak kompletnie na takiego się nie nadawał. Nie potrafił nawet im powiedzieć że wszystko będzie dobrze. Czuł że może jedynie siedzieć na dupie i czekać aż coś się stanie. Sprawiało to że narastała w nim złość. Złość nie tyle co na Wiwernę co na samego siebie. Nie mógł już patrzeć na córkę szamana która miała być mu dana za żonę. Po prostu nie mógł czuł się jak ozdoba. Sprawiło to że zaczął wychodzić na zewnątrz. Pierwsze co rzuciło mu się w oczy to polegli orkowie których zawiódł. Następną rzeczą była studnia. Zaczął do niej podchodzić aby zobaczyć jak ona wygląda. Co prawda ktoś mówił że należy wykopać nową w końcu została zawalona przez jakiś budynek. Jednak mimo tego ork chciał to zobaczyć. I zacząć ją naprawiać jeśli się da. Jak to sobie wyobrażał ? Przypuszczał że jakieś gruzy przykryły ją od góry. W końcu studnia zazwyczaj była wyłożona kamieniami od środka aby unikać własnie zawalenia. Też Wiwerna musiała by być nie lada specjalistą aby to zniszczyć pod ziemią. Dlatego najprawdopodobniej zawaliła tą studnię gruzem. Problemem mogło być jednak dojście do warstwy gruzu zalegającej niżej na dnie. Problem obecnie trochę przerastał jego wiedzę. Mógł teoretycznie zrobić linę z skóry jaką zdobył podczas wcześniejszej wędrówki, było to bardzo proste, w końcu wystarczyło pociąć ją na paski i powiązać mocno ze sobą, stworzyło by to linę z kilkoma kulkami, za które łatwiej szło by się łapać, czy też kłaść nogę na tych kulkach powstałych na miejscu związania.
Obrazek

Re: Urd - Shaen

23
Życie Kholgara dla wielu mogłoby wydawać się nudne i powtarzalne. Ot, zwykły służbista, jeden z wielu w najemnych szeregach opłacanych przez gildie kupieckie oraz cechy rzemieślnicze. Chłopiec (a dokładniej - goblin) na posyłki, facet od brudnej roboty. Coś jednak sprawiało, że wcale tak nie było. Większość niespokojnych zadań przyodzianych w zupełnie niespodziewane, czasami wręcz nieprzewidywalne momenty została przydzielona własnie jemu. Lub inaczej - to właśnie Feler miał niebywałe szczęście na nie trafiać. Oczywiście zdarzały się też zwykłe, nudne wypady, podczas których kompletnie nic się nie działo, lecz były one zaledwie odskocznią od tych ciekawych zleceń.

W chwili obecnej goblinowi jednak nie było ani trochę do śmiechu. Karawana została doszczętnie wybita. Kholgar uciekał tak szybko, że nawet nie miał okazji zobaczyć kim lub czym był napastnik. Nie widział nawet momentu śmierci większości grupy - wyglądało to zupełnie tak, jakby to sam piasek postanowił zebrać z nich krwawe żniwo. Felerowi została jedynie ukochana kusza, parę bełtów, szabelka oraz sztylet. Z tym uzbrojeniem mógł co najwyżej zabić pijanego wieśniaka w pobliskiej knajpie - zważając jednak, że są to tereny orków, nawet z tym miałby spory problem. Z zapasów pozostał mu jedynie niemal pełny bukłak kiepskiej jakości krasnoludzkiego piwa z importu. - Przynajmniej nie zdechnę trzeźwy... - pomyślał.

W końcu jednak udało mu się trafić do wioski. Małej, zbudowanej na kształt koślawego koła. Było tu pusto, sucho i gorąco. Zupełnie inaczej niż w alabastrowym, portowym mieście Karlgaard. Feler w chwili obecnej miał jeden priorytet - zadbać o to, by dożył jutra. Mimo tego, że wioska wydawała się być nieco opustoszała, bramę otworzył przed nim łysy ork, zanim ten w ogóle zdążył zapukać lub zawołać. Czuł jednak tyle piachu w gardle, że najprawdopodobniej spartaczyłby wymowę nawet najprostszych przekleństw, w których tak się lubował.
- Otwieraj! - powiedział, dopowiadając sobie w myślach "Ty plugawy matkojebco!".
- Bo zaraz tutaj sczeznę!
Goblin był już doświadczony życiem. Doskonale wiedział, jak orkowie są chętni do bitki z byle powodu. Przeklinanie jego i całej jego familii byłoby zbyt dużym ryzykiem. Feler musiał zostawić więc swoją goblińską etykietę za sobą. Za bardzo cenił swoje życie, by po fartownym przeżyciu ataku ryzykować je w tak głupi sposób.

Re: Urd - Shaen

24
Tar'ur

Pierwotny plan Tar'ura niespecjalnie mógł się powieść. W wiosce dochodziło południe, a nie dość, że trudno było się dostać do jamy, w której za dnia spała wiwerna, to droga była zbyt długa, by dotrzeć tam przez zmierzchem, kiedy to bestia się przebudza. Choć młody ork wolał zabić gada w pojedynkę, by Toshmuk nie przeszkodził mu w niczym, musiał trzymać się planu. Nadzieją była Qesha, siostra agresywnego orka. Kobieta zdawała się dominować nad nim, może nie w takim stopniu jak szaman, ale wciąż jej brat bał się jej. Być może, gdy nie będzie jej w pobliżu, mógłby coś nawyprawiać. Jednakże mając ją u swego boku, Tar'ur teoretycznie nie musiał się obawiać o zdawałoby się zazdrosnego orka. Musiał jednak uważać na swoje słowa i czyny, bo par'udde był dla przypominającego byka Toshmuka czerwoną płachtą, właściwie nie wiedzieć czemu. Wystarczy jeden niewłaściwy ruch, a wszystko skończy się rozlewem krwi. Potężny ork zdawał się nie przestrzegać orczych praw i właśnie dlatego był tak niebezpieczny.

Kolejną sprawą był termin ich wyprawy. Przecież mogliby iść jutro z rana, zaskoczyć wiwernę i ją zabić. Tymczasem kazali Tar'urowi czekać dwie noce, podczas których potwór mógł zaatakować i wyrządzić kolejne szkody. Było to niezrozumiałe dla młodego orka. W końcu, czyż nie lepiej byłoby jak najszybciej pozbyć się zagrożenia? Jego wątpliwości rozwiała Qesha, odpowiadając na zadane jej pytanie i dokładając kolejnych.

- Musimy wytrzymać. Widzisz Tar'urze, wiwerna nie atakowała od dawna. Zaczęła tydzień temu i od tej pory wczoraj w nocy zaatakowała drugi raz. Wciąż jest głodna. Jeśli wybudzimy ją ze snu, będzie również wściekła. A kto ma pełny brzuch... Jest też leniwy i ociężały - do Tar'ura zaczęło docierać, dlaczego dopiero pojutrze wyruszają na łowy. Bestia musi się najeść. - Może wydać ci się to nieco okrutne, ale czasem... trzeba poświęcić jednostki na rzecz ogółu. Tymi jednostkami są starzy orkowie, zbyt słabi na przydanie się w jakikolwiek inny sposób. Dwie noce będziemy ją karmić. Mój ojciec chciał jeszcze co najmniej tydzień, ale nie zgodziliśmy się z Toshmukiem. Im mniej ofiar, tym lepiej

To, o czym mówiła Qesha, zdawało się być naprawdę okrutne. Taka śmierć, nawet w imię wyższego dobra była haniebna i przede wszystkim bolesna. Bardzo prawdopodobne było, że wiwerna od razu nie zje kozłów ofiarnych, tylko je porwie, albo po prostu zrani i zostawi. I pomyśleć, że to szaman wymyślił coś takiego. Że jest gotowy poświęcić własnych orków, nawet jeśli chciał dobrze. Dziwne też, że Qesha się na to godziła. Wyglądała na smutną, ale oprócz skrócenia nocy, podczas których składane będą ofiary nie zrobiła nic innego, nie wymyśliła innego planu. Godziła się z ojcem.

- Toshmuk nic ci nie zrobi - odpowiedziała, zmieniając szybko temat. Jednak w jej głosie nie było pewności. Sama powątpiewała w swoje słowa. - Martwi się o mnie. Nie wierzy też w przeznaczenie, dlatego gdyby nie ojciec, sam zabiłby bestię. Z drugiej strony jest też moim bratem. Chce dla mnie dobrze i nie podoba mu się, że został mi wyznaczony ktoś, kogo nawet nie znam. Uważa, że powinniśmy być panami swojego losu. Pamiętaj, że nie sprzeciwi się naszemu ojcu. Jeśli kazał nam ci pomóc, Toshmuk zrobi to. Jemu też zależy na wiosce, a ty jesteś okazją, żeby w końcu nastały tutaj lepsze czasy.

- Nie musisz im opowiadać bogowie wiedzą co. Wystarczy, że z nimi chwilę pobędziesz. Pójdę z tobą, żeby w razie co opanować sytuację - odpowiedziała Qesha i chwyciła rękę Tar'ura, uśmiechając się pokrzepiająco, gdy tylko zauważyła jego zawstydzenie swoimi zdolnościami retorycznymi. - Nie każdy ma talent krasomówczy i to nie jest powód do wstydu, uwierz mi.

Poprowadziła go na zewnątrz, przechodząc najpierw przez magazyn, a potem sklep, w którym szaman rozmawiał z jakimś orkiem. Kłócili się, jego klient wyglądał na mocno rozgniewanego. Przerwali jednak zaostrzoną dyskusję, gdy tylko zobaczyli Qeshę i Tar'ura. Wyglądali, jakby czekali, aż wyjdą, kobieta więc pociągnęła chłopaka za sobą. Gdy tylko wyszli na plac, wszyscy orkowie szwendający się po nim przystanęli i spojrzeli na Tar'ura. W ich oczach mógł ujrzeć zrezygnowanie. W końcu kamienna konstrukcja studni zawaliła się do środka. Jeśli ktoś tam nie zejdzie, by usunąć gruz, będą musieli spróbować wykopać nową. Nie mieli jednak na to czasu. Ile dni minie, nim pierwsi orkowie zaczną umierać z pragnienia? Jednakże widząc Tar'ura w ich oczach błyskała nadzieja. Wszyscy bowiem usłyszeli prawdopodobnie o wybawicielu, który wyrwie ich z tej smutnej doli, w jakiej się znaleźli. Qesha miała rację. Sama jego obecność wlewała w ich wszystkich nowe życie, nadzieję na lepszy los. Przygarbieni ciążącym na nich ciężarem klątwy prostowali się, zaczynali inaczej patrzeć na swój dotychczas marny żywot. Wszystko dzięki samej obecności Tar'ura. Niesamowite, co potrafił zdziałać tylko samą swoją osobą.

Podeszła do niego ciężarna kobieta, cała ubabrana w czyjejś krwi. Wyglądała na umęczoną nie tyle dzisiejszym dniem, co całym życiem. Miała spuchnięte oczy, jakby dużo płakała. Jej wzrok błądził po jego twarzy, jakby szukała tam czegoś. Być może wybawienia. Dotknęła swojego brzucha z miłością i ogromną żałością.

- Proszę, pobłogosław moje dziecko. Mój mąż zginął dzisiaj w nocy w jego obronie - wskazała na jedno z ciał leżących na placu, okropnie poharatane. - Jego krew poświęciła nasze dziecko, aby urodziło się bez klątwy, ale to ty możesz ją przecież zdjąć, chociażby z niego.

Kobieta wyglądała na zdesperowaną. Wpatrywała się szklistym, błagalnym wzrokiem w Tar'ura, oczekując błogosławieństwa. Qesha zdaje się chciała coś powiedzieć, ale tylko otworzyła usta i za chwilę je zamknęła. Spojrzała z zaciekawieniem na chłopaka, oczekując jego reakcji.

~~~~~

Kholgar

Ork wciąż patrzył tępo na goblina. Zdawał się nie kontaktować ze światem rzeczywistym, zbyt zajęty kontemplacją, cóż to za stworzenie stało i prosiło o otwarcie bramy. Dopiero po dłuższej chwili zamrugał, jakby dopiero teraz uświadomił sobie, że ma przed sobą niespodziewanego wędrowca. Zmęczonego, a właściwie wycieńczonego ucieczką przed czymś, czego nie potrafił nawet określić. Mocno zdziwiony wyszedł zza bramy, wciąż wlepiając szeroko otwarte orcze oczy w Felera. Wioska co prawda leżała na uboczu, z dala od traktów, podróżni więc na pewno byli tutaj rzadkością, ale ten tutaj wyglądał, jakby pierwszy raz w życiu zobaczył goblina, czy jakąkolwiek inną istotą oprócz orków ze swojego plemienia.

- Co do... - mruknął do siebie, wciąż uparcie przyglądając się zielonemu, sporo niższemu od niego wędrowcu. - Ale że dwóch naraz?

To nie było normalne zachowanie. Przeważnie pozwalano spokojnie wchodzić do osad, nie wpatrując się z takim szokiem w przyjezdnych. Przeważnie. Jednakże strażnik po chwili opamiętał się i chyba zauważył, że Kholgar jest zmęczony, bo otworzył szerzej bramę i gestem zaprosił go do środka. Co chwila oglądając się, jakby sprawdzając, czy goblin za nim podąża, ruszył w głąb wioski.

Dla Felera wkroczenie z bogatego, cywilizowanego Karlgardu pełnego przeróżnych cudów, pięknych budynków, ośrodka sztuki i techniki, nie od rzeczy nazwanego Klejnotem Pustyni do malutkiej, zacofanej wioski gdzieś na krańcu świata było nie lada szokiem. Kholgar widział tutaj szałasy, lepianki, czasem nieco bardziej cywilizowane chatki z drewna lub piaskowca. Wszystkie te budynki były porozrzucane byle gdzie, byleby tylko było gdzie się schronić. Wioska wyglądała na ubogą, a im bliżej jej centrum, na zniszczoną. Najwyraźniej goblin trafił dobrze, uciekając przed tym czymś, co zabiło jego kompanów. Gdy tylko wkroczyli do centralnej części osady, małego okrągłego placu, Feler mógł ujrzeć resztki studni walające się wokół jej ostałej części. Reszta najwyraźniej zawaliła się do środka, uniemożliwiając zdobywanie wody.

Niedaleko studni leżało kilka mocno poharatanych ciał. Całość wyglądała na małe pole bitwy między orkami, a jakimś zwierzęciem, może potworem. Kholgar przypomniał sobie, że przybył tutaj po jad wiwerny i to prawdopodobnie ona była przyczyną tych nieszczęść. Strażnik natomiast zaczął się rozglądać podekscytowany, dopóki nie dojrzał tego, co chciał dojrzeć. Gestem wskazał, by goblin wciąż za nim szedł i ruszył w kierunku mocno wyróżniającego się spośród małego tłumu pałętającego się po placu orka.

Mężczyzna przewyższał ich wszystkich. Był wysoki i Kholgar musiał zadzierać głowę, by spojrzeć mu w oczy. Niemal całe jego ciało było umięśnione, a że koszuli nie nosił, widać to było jeszcze bardziej. Jego tors na wskroś przecinała blizna zaczynająca się od lewego ramienia, a kończąca się gdzieś w okolicach pachwiny. Widać było, że została zdobyta dawno temu, bo zdążyła zbieleć. Zwierzę lub monstrum, które zadało temu orkowi ranę, musiało mieć jednak potężne szpony czy pazury, bo blizna była gruba i bardzo dobrze widoczna. Jednak to barbarzyńskość, dzikość bijąca od niego była najbardziej charakterystyczna. Tym bardziej, że orkowie z Urd - Shaen zdawali się być słabi i niewydarzeni nawet jak na orków. Raczej nikt nie chciał mieć kogoś takiego za wroga.

Potężny ork trzymał w dłoniach gruz ze studni. Stał jednak i wpatrywał się w trójkę innych orków rozmawiających ze sobą. Dwie kobiety, jedna ciężarna, druga ubrana w skórzany strój i mająca przewieszony miecz na plecach. Trzecim rozmówcą był młody mężczyzna. Jemu goblin nie zdążył się przyjrzeć, bo zbliżyli się do dzikusa i strażnik zdążył już zwrócić na siebie uwagę. Ork oderwał rozwścieczony wzrok od rozmawiających i spojrzał na Kholgara z niemałym zdziwieniem.

- Kolejnego tu przypałętało?! Może i ten zacznie chędożyć moją siostrę na spółkę z tamtym gnojkiem?! - nie wiadomo czemu, ale ork nagle zaczął przypominać wściekłego byka. Feler natomiast był jego czerwoną płachtą. Strażnik jednak niemrawo zastąpił mu drogę i wybełkotał coś tam o tym, że jednego już dostali i ten to pewnie przypadkiem tu przylazł. Ork rozluźnił się nieco i spojrzał nieco mniej groźnym wzrokiem. Wciąż jednak wyglądał na złego.

- Ktoś ty i po co tu? Nie ma wody, nie widać? - warknął, stając tuż przy goblinie i górując nad nim. Miał na pewno ze dwa metry z resztą.

Re: Urd - Shaen

25
Ork najpierw wysłuchał wszystkiego co ma mu do powiedzenia. Tar'ur dowiedział się dlaczego właśnie taki termin został ustalony. Ork poczuł jak by dzidę w sercu. Było coraz gorzej. Beznadziejność sytuacji przytłaczała go. Plan szamana zakładał poświęcanie orków aby zwierzyć jego szanse na walkę z Wiwerną. Bardzo mu się to nie podobało. Właściwie to brakowało już słów aby opisać emocje które targały orkiem. Momentami chciał przyłożyć praktyczne każdemu. Jak można było do tego wszystkiego dopuścić. I nagle zdał sobie sprawę że ona wie od samego początku. Czuł jak ta wiedza ciąży na nim a co dopiero na niej. Sprawiło to że postanowił chociaż próbować być bohaterem, którego oczekują w tej beznadziejnej sytuacji. Czuł się idiotycznie, mimo tego nie zamierzał się poddać. W jego wzroku ponownie pojawiała się determinacja, ślepa i naiwna musiała jednak wystarczyć. Zrozumiał teraz że jeśli on się załamie, to już nic nie uratuje tej wioski. Jedynym co trzymało tą wioskę przy życiu była nadzieja. Nadzieja którą dawał szaman swoją historią o wybawcy. Postanowił jednak i ją jakoś podnieść na duchu, sprawiło to że nagle przytulił ją na chwilkę w bardziej przyjacielski sposób, starając się przy tym powiedzieć zdecydowanie ale i też przyjaźnie.
-Jutro.
Następnie powoli ją puścił spoglądając na nią. Była śliczna, doskonale zdawał sobie sprawę że nie zasłużył na nią.


Orczyca powiedziała wcześniej na temat Toshmuka że nic nie zrobi. Tar'ur jednak wiedział swoje. Czuł że cokolwiek nie zrobi dojdzie do konfrontacji. Prędzej czy później. Unikanie go raczej nie pomorze, dlatego musiał zobaczyć czy cokolwiek się zmieniło. Jednak przypuszczał że jest jeszcze gorzej, że obwinia go o to co się tu dzieje, w końcu łatwiej wszystko znieść kiedy ma się kozła ofiarnego. Nic jednak nie mówił. Czuł że chyba na prawdę musi zacząć coś robić. Dlatego zaczął wychodzić starając się nie myśleć więcej. Spokojnie wychodził przez sklep, widział kłótnie, miał dziwne przeczucie, wiedział że coś się jeszcze dzieje, desperacja w wiosce rosła. Zwiększało to szanse że orkowie uznają go za wroga. Jedno było pewne rusza jutro, nie obchodziło go już zdanie szamana który miał plan, oświecony magiczną wizją z której nic nie można było zrozumieć. A jeśli będzie próbował go zatrzymać to nie skończy się to dobrze.

Na zewnątrz czekała go niespodzianka, nikt nie był by gotowy na to co zobaczył. Była tam orczyca pokryta krwią. Prawdopodobnie krwią swojego męża. Tar'ur nie był pewien co zrobić w takim momencie. Było mu jej żal, jednak nie było czasu aby nawet dobrze się zastanowić nad tym co robić. Sprawiło to że zwyczajnie przytulił ją do siebie, obejmując w geście współczucia kładąc jedną rękę na jej głowie. To jedyne co mógł zrobić w takim momencie. Nic nie mówił. Nie mógł teraz okazywać żadnej słabości. Wiedział że to mogło by skończyć się fatalnie. Współczuł jej, wiedział że straciła ona całe swoje dotychczasowe życie. Jednak mimo tego niewiele mógł teraz zrobić. Tar'ur zdał sobie sprawę że nie może pokazywać swojej bezradności. Dlatego po chwilce uścisku, dotknął jeszcze jej brzucha delikatnie, tyle powinno wystarczyć aby uznała że pobłogosławił jej dziecko. Następnie odsunął się spokojnie przez chwilę obserwując jej reakcję. Nie miał zielonego pojęcia czy jego nowa taktyka przytulaj załamanych da jakiekolwiek rezultaty.

Jego wzrok co jakiś czas spoczywał na studni. Wiedział że jest teraz najważniejsza. Nie tylko ze względu na to iż bez niej wioski by umarła, jednak tylko odbudowa takiego symbolu mogła jakoś odbudować ich morale. Nawet nie spoglądał na razie na Toshmuka. Chciał ruszyć aby zobaczyć jak ona wygląda i co zrobić aby jakoś ją naprawić. Spodziewał się jednak że nie będzie mu łatwo tam dojść, w końcu musiał to zrobić jakoś umiejętnie. Rozglądał się spokojnie po orkach który na niego spoglądali, zastawiał się czy starać się skupić aby wyglądać jak wódz, czyli być pewny siebie, jednak wiedział że nie uda mu się tego zrobić idealnie, dlatego starał się zachowywać normalnie. Nie chciał aby wyczuli w nim coś dziwnego. Co zabawne teraz już nawet nie patrzył na nich jak na ludzi z obcej wioski, patrzył na nich bardziej jak na towarzyszów niedoli. Jednak nie był załamany. Sam nie wiedział czemu, właściwie to chyba wiedział czemu. Sprawiła to Qesha w końcu cała ta sytuacja jest dużo gorsza dla niej niż dla niego. Zdawał sobie z tego sprawę. Jednak wiedział że jeśli nawet na nią spojrzy to zacznie prowokować jej brata, zawiłość sytuacji sprawiała że młody myśliwy cały czas starał się zastawiać czego nie popsuć. A także przewidywał wszystko co może się wydarzyć.
Obrazek

Re: Urd - Shaen

26
Ork przy bramie wydawał się być na prawdę mocno zmieszany. Kholgar nie miał pojęcia, czy chodzi tu o sam fakt jego pojawienia się w tym miejscu, czy też o coś zupełnie innego. Wiedział natomiast jedno - zarówno dzikim orkom jak i trollom nie należy bezgranicznie ufać. Mają one swoje priorytety i żądze, które nie zawsze uda się poskromić słowami. Dlatego też Feler na wszelki wypadek poprawił naładowaną, choć wciąż zabezpieczoną kuszę przypiętą do swego pasa.
- Jakich, do kurwy nędzy, dwóch?! Niemożliwe, żeby ktoś inny przeżył! - zapytał sam siebie w myślach, słysząc słowa orka.


Ostatecznie jednak goblin został wpuszczony do środka. Jego oczom ukazała się iście improwizowana osada, zrobiona z materiałów, które były dostępne w okolicy. Goblin dosyć szybko spostrzegł, że wioska doświadczyła jakiegoś ataku - widać było sporo zniszczeń, szczególnie w okolicy jej centrum. Feler dosyć szybko wywnioskował, że to nie mógł być atak innego plemienia. Drewniana fasada czemuś służyła, a zniszczenie samego centrum bez uszkodzenia zewnętrznej strony wioski było praktycznie nierealne. Może w takim razie bunt? Tylko kto by się buntował w tak małej wiosce - pod karczmami w Karlgaardzie, w zwyczajnym mordobiciu uczestniczy więcej osób każdego wieczora niż w ogóle można znaleźć w tej osadzie. Czyżby więc atak jakiegoś stworzenia? Opcje były dwie - albo to coś zaatakowało z powietrza, albo spod ziemi.

Po dosyć biernych oględzinach (w końcu Feler dla własnego dobra trzymał się blisko strażnika), goblin doszedł do wniosku, że musiała być to wiwerna. Stworzenie, którego jad był głównym celem jego wyprawy na to odludzie.
- To kurestwo musi być diabelnie niebezpieczne... - powiedział sobie w myślach, powoli obmyślając plan złapania tego stworzenia. Dorwanie wiwerny żywcem - tego jeszcze w Karlgaardzie nie grali. Z pewnością hodowla jadu, którego cena osiągała niesamowitą wręcz cenę zapewniłaby mu dostatek do końca jego krótkiego, goblińskiego życia. Ciała jednak należały do orków, którzy po narodzinach zabiliby własną matkę, gdyby nie fakt, że to ona ich karmi. Te bestie walkę mają we krwi. Tutaj natomiast widać jedynie zniszczenia i ofiary.


Na chwilę obecną - jak się szybko okazało - wszyscy zebrani w osadzie mieli ważniejszy problem do rozwiązania. Miejscowa studnia została kompletnie zniszczona. Kamienne ściany runęły, zawalając gruzem prawdopodobnie jedyne źródło zdatnej do picia wody. Feler wciąż miał przy sobie nieco krasnoludzkiego piwa z importu, lecz było ono na tyle nagrzane, że prawdopodobnie skonałby po samym jego powąchaniu. A bez wody nie ma szans, by ochłodzić cały bukłak. Feler nie miał więc wyboru i zdecydował, że pomoże orkom na swój własny sposób. Był w końcu goblinem, a nie ma lepszych kombinatorów od tych małych, zielonych, plugawych istot.
- Widzę, do kurwy nędzy. Jestem Kholgar. - odpowiedział, maksymalnie powstrzymując swoje goblińskie przyzwyczajenia w wyrażaniu się.
- Dawać mi tu dwa bale, najlepiej wysokości tego gałgana. - powiedział, stawiając wszystko na jedną kartę. Nie wiedział, czy orkowie będą chcieli współpracować, lecz był pewien jednego - obecna sytuacja tak czy siak zmusi ich do naprawy studni. A goblin znał sposób, by zrobić to sprawnie i szybko.
- I znajdźcie linę. Taką, żeby można było bez problemu sięgnąć na dno.


Plan Kholgara był prosty. Miał zamiar skonstruować prostą dźwignię, dzięki której przy znacznie mniejszym użyciu siły będą w stanie opróżnić studnię z gruzu. Potrzebował do tego jeszcze dwóch rzeczy - wytrzymałej siatki lub skóry, aby mieć do czego ładować gruz oraz jak najbardziej okrągłego kamienia. Nie znał zwyczajów orków, więc od razu odrzucił opcję zdjęcia skór z ciał poległych. Nie miał więc innej opcji, jak zapytać samych orków. Rzucając jednak pytania w tłum nie otrzyma prawdopodobnie konkretnej odpowiedzi. Musiał znaleźć ich lidera, który zorganizuje tę zgraję zielonych nieudaczników.
- Kto Wam przewodzi? - zapytał.
- Potrzebuję jeszcze sieci lub skóry. Naprawimy studnię szybciej niż policzycie do stu. - powiedział, pytając się w myślach, czy w ogóle potrafią liczyć. Doskonale wiedział, że wciąż ma przy sobie kartę przetargową, która zdecydowanie przekupi każdego spragnionego orka - mocny alkohol. Feler sam był coraz bardziej spragniony, lecz to właśnie od orków zależał jego dalszy los.

Re: Urd - Shaen

27
Tar'ur

Ciężarna kobieta zesztywniała, gdy Tar'ur przytulił ją w geście pocieszenia. Zaraz jednak wybuchła płaczem, opierając głowę o jego ramię. Ork musiał więc trwać tak przez dłuższą chwilę, nim przyszła matka zdołała się uspokoić na tyle, by oderwać się od niego. Popatrzyła się na niego z wdzięcznością, tym bardziej, że chłopak dotknął jej brzucha w zamierzonym geście błogosławieństwa. Najwyraźniej to jej wystarczyło, bo w jej przygaśniętych, smutnych oczach coś mignęło. Nadzieja. Zapłakana kobieta skłoniła się orkowi i odeszła w o wiele lepszym nastroju.

- Nawet nie wiesz, jak takie drobne gesty im pomagają. Nie potrzebujesz słów, by ich pocieszyć - powiedziała Qesha, uśmiechając się lekko do Tar'ura.

Chłopak nie musiał zgrywać pewnego siebie, odważnego lidera, by orkowie uznali go za swojego bohatera. Szaman najwyraźniej zrobił już swoje i wystarczyło, że Tar'ur pojawiał się między nimi, a nastroje gwałtownie się zmieniały. Wystarczyło rozglądnąć się wokół, by dostrzec, jak wielki wpływ wywarło pocieszenie ciężarnej kobiety. Wszyscy z większą ochotą zabierali się do sprzątania po nocnych wybrykach wiwerny, przygnębiająca cisza została przerwana pojedynczymi rozmowami w trakcie pracy. Wszyscy nagle stali się żywsi, pełni nadziei. To słowo najczęściej mogło się przewijać w myślach zmęczonych klątwą mieszkańców. To Tar'ur był ich nadzieją i nie musiał tak naprawdę robić nic specjalnego. Sama jego obecność tchnęła nowe jej pokłady w dusze orków, dając im wolę walki i poszerzając ich perspektywy. Stał się dla nich przykładem, prawdziwym wybawicielem.

Wkrótce z południowej strony wioski ktoś nadchodził. Jeden z tutejszych orków i... goblin! Typowy orczy kuzyn, niski, o wrednym wyrazie twarzy, z odstającymi uszami i cudacznym nosie. Dolną część twarzy zakrywała czerwona chusta. W oczy rzucał się jednak czerwony tatuaż na jego twarzy. Wyglądał trochę, jakby był znakiem firmowym jakiejś szemranej bandy. Qesha zdawała się być mocno zdziwiona pojawieniem się goblina. Zmarszczyła brwi, jakby nie spodziewała się kogoś takiego w Urd - Shaen. Pociągnęła Tar'ura za sobą w stronę studni, gdzie ork i goblin rozmawiali z Toshmukiem. Na początku brat szamanki wyglądał, jakby chciał rozerwać skubańca na strzępy, ale po chwili się opamiętał. Chłopak wraz z kobietą dotarli akurat w momencie, gdy goblin wydawał komendy. Toshmuk nie wyglądał na zadowolonego faktem, iż jakiś mały, zielony skurczybyk próbował tutaj dowodzić. Nim rzeczywiście zrobiłby mu krzywdę, Qesha wtrąciła się do rozmowy.

- Jeśli nasz nowy gość chce nam pomóc, to mu pozwól, Toshmuku. A najlepiej to idź po ojca, powinien się dowiedzieć o nim - wskazała głową na goblina i tym razem odezwała się do niego: - Teoretycznie to mój brat jest wodzem, ale to mój ojciec podejmuje wszystkie decyzje. Ja jestem Qesha. A wy słyszeliście! Znaleźć to, co on każe! Migiem!

Paru orków natychmiast rozeszło się we wszystkie strony, chcąc najwyraźniej znaleźć rzeczy, o które prosił goblin. Tymczasem Toshmuk oddalił się w stronę domu szamana, aby poinformować go o nowym gościu, z naburmuszoną miną. Może i był silny i przy okazji niezrównoważony, ale jego siostra musiała być od niego groźniejsza. Tar'ur również dopiero teraz dowiedział się, że wściekły ork piastuje tak ważną funkcję. Oczywiście pełniła ona zapewne reprezentacyjną funkcję, jak Qesha wspomniała. Wiadomym było, że to szaman był najważniejszą personą w wiosce, bez którego słowa nic nie mogło się odbyć. I tak fakt, że Toshmukowi powierzono jakieś odpowiedzialne zadanie było szokujące. Jego gniew zdawał się przeszkadzać w obiektywnym myśleniu, tak jak w przypadku Tar'ura.

- Skąd przybyłeś i po co? - spytała Qesha, czekając na materiały potrzebne goblinowi. - Kholgar, tak? Naprawdę dasz radę naprawić studnię? Jak?


~~~~~

Kholgar



Potężny ork zdawał się nie być zadowolony z faktu, że ktoś próbuje mu rozkazywać, nawet jeśli chodzi o życie całej wioski. Napiął mięśnie, a jego mina przypominała trochę kogoś, kto ma problemy z wypróżnieniem. Spojrzał na goblina z dziką furią w oczach, gotowy, by go rozszarpać na drobne części. Chyba chciał coś zrobić, ale przeszkodziła mu w tym kobieta, którą wcześniej widział, będąca w towarzystwie kolejnego orka. Ci dwaj nie wyglądali na słabych i niewydarzonych, jak w przypadku reszty, która kręciła się po placu i sprzątała po burzliwej nocy. Ork przybyły z kobietą był niższy od furiata, ale wciąż nazbyt przerośnięty, jak na normalnego orka. Najwyraźniej ekstremalne różnice były tutaj codziennością. Nosił na sobie lekką, płytową zbroję, na głowie miał dziwną kitkę, a twarz niespecjalnie urodziwą, co kontrastowało z piękną kobietą u jego boku. A propos kobiety, z bliska Kholgar mógł ujrzeć pewne szczegóły, które mu umknęły, gdy przelotem widział ją z daleka. Miała długie, czarne włosy, ładne rysy twarzy i ubrana była jak wojownik, z mieczem zawieszonym na plecach. Biła od niej pewność siebie i swego rodzaju poczucie, że to ona tutaj rządzi, przynajmniej wśród zebranych. Patrzyła na przerośniętego orka, z którym Feler rozmawiał z wyższością i naganą, jakby karciła małe dziecko. Odezwała się dźwięcznym głosem, ratując goblina z opresji i przymusu stoczenia zapewne ciężkiej walki.

- Jeśli nasz nowy gość chce nam pomóc, to mu pozwól, Toshmuku. A najlepiej to idź po ojca, powinien się dowiedzieć o nim - wskazała głową na goblina i tym razem odezwała się do niego: - Teoretycznie to mój brat jest wodzem, ale to mój ojciec podejmuje wszystkie decyzje. Ja jestem Qesha. A wy słyszeliście! Znaleźć to, co on każe! Migiem!

Paru orków natychmiast rozeszło się we wszystkie strony, chcąc najwyraźniej znaleźć rzeczy, o które prosił Kholgar. Tymczasem gigant zwany Toshmukiem ruszył w przeciwną stronę niż ta, z której przybył Feler, na północ, do piętrowego, kamiennego i wyglądającego solidnie domu, kontrastującego z resztą wsi, podobnie jak dziwna trójka, którą spotkał.

- Skąd przybyłeś i po co? - spytała kobieta, oczekując na materiały potrzebne do rozpoczęcia wydobywania gruzu. - Kholgar, tak? Naprawdę dasz radę naprawić studnię? Jak?

Wyglądała na naprawdę zaciekawioną osobą goblina i planem, jaki miał w swojej głowie. Jeśli Kholgar przyjrzałby się jej bliżej, wyczułby podświadomie, że może i potrafi walczyć, ale nie jest wojowniczką, tylko szamanką. Być może to różne wisiorki mu to zdradziły albo zwyczajne poczucie, że jej inteligencja przerasta wszystkich tutejszych orków razem wziętych. Wyglądała na światową personę, o wielu umiejętnościach, w tym zapewne liczenie do stu, w przeciwieństwie do swojego brata, który wybrał się po ich ojca i tego drugiego stojącego obok niej. Zdecydowanie miała posłuch wśród mieszkańców tej wioski wzbudzała respekt. Być może to ona była adresatem listu. Jednakże wspominała też coś o ojcu, który to podejmuje wszystkie decyzje mimo tego, że dryblas zwany Toshmukiem jest tutejszym wodzem. Kholgara poinstruowano, by przekazał pismo tutejszemu szamanowi, więc równie dobrze mógłby to być ten, po którego dzikus poszedł. Goblin

Re: Urd - Shaen

28
Orczyca którą próbował pocieszyć wydawała się mu jakoś czuć ulgę. Mimo tego ork zdawał sobie sprawę że przytulanie i pocieszanie nie rozwiąże żadnego problemu. Dalej znajdowała się w wiosce która miała poważne problemy. Do tego nadal była pokryta krwią własnego męża. Tar'ur zdawał sobie z tego doskonale sprawę. Czuł się nadal nieco winny całej tej sytuacji. Chciał jej jakoś pomóc, nie chciał aby i ona zginęła. Spoglądał na krew nieco niemrawo, nie raz widział krew, w końcu polował nie raz, problemem było to że nie wiedział co czynić, szaman planował karmić Wiwernę mieszkańcami jak by nie było innego wyjścia. Dalej patrzył nieco zamulonym wzrokiem, kiedy nagle zdał sobie sprawę że pokryta krwią będzie zdecydowanie łatwiejsza do wyczucia przez Wiwernę. W końcu bestia prowadziła nocny tryb życia, a mieszkańcy raczej nie spacerowali po zmroku. Wtedy zdał sobie sprawę że chyba istnieje sposób aby chociaż trochę pomóc mieszkańcom. Metoda która była wykorzystywana od niepamiętnych czasów przez myśliwych. Sprawiło to że i w jego oczach pojawiła się nadzieja.

Kobieta kiedy odsunęła się od jego przytulenia była nieco zapłakana. Był to chyba dobry znak że mogła to z siebie wyrzucić, zostawić za sobą. Orkowie dookoła również zaczęli ruszać się nieco weselej. A Myśliwy dopracowywał w swojej głowie szczegóły planu. Wydawał mu się on bardzo podstępny, mógł też naprawdę dobrze pomóc tej wiosce. Na razie jednak nie było sensu go wydawać. Qesha Pochwaliła go wtedy spojżał na nią innym wzrokiem niż można było się spodziewać w tak desperackiej sytuacji. Był jakby zadowolony jednak nie do końca, ork ciężko ukrywał swoje emocje, co prowadziło do tego że widać było po nim że coś się stało. Ork zaczął się rozglądać za potrzebnymi rzeczami do swojego planu i wychodziło na to że da radę bez problemu go zrealizować. Jednak potrzeba będzie do niego współpracy całej wioski i sprawnej studni. Jego wzrok ruszył w kierunku studni. A tam coś się działo, była tam mała istota ale nie przypominająca dziecka, jakby karzeł albo jakiś zwyrodnialec.

Tar'ur nie wiedział kim jest, jednak widział już nie raz goblina. Wyglądał na jakiegoś rozbójnika albo zabójcę, takiego typowego łotra na posyłki. Czy był jednak problemem ? Raczej nie gdy wsiało nad wioską widmo zagłady. Dość szybko jednak został pociągnięty przez Qeshe w kierunku tego zajścia, właściwie to było to zaraz przy studni co sprawiało że odpowiadał mu taki kierunek ciągnięcia. Mały wydawał się napotkać Toshmuka co nie zwiastowało nic dobrego. Tar'urowi wydawało się że jest trochę od niego spokojniejszy ale patrząc na sytuację w jakiej znalazł się ten większy to cięzko było to oceniać. Jednak jakoś został tam odprowadzony. Sytuacja wydawała się napięta jednak córka szamana bardzo szybko włączyła się ogarniając ją. Co sprawiło że Tar'ur zwyczajnie patrzył na studnię i to jak wygląda. Miał przy sobie skórę a wydawało mu się że tego chciał. Sprawiło to że spokojnie położył duży zwinięty płat skóry z jakiegoś pustynnego zwierza. Następnie popatrzył na goblina zakładając ręce na siebie jakby czekając co on chce zrobić.

Gdzieś w czasie rozmowy w której Tar'ur kompletnie udawał niemowę doszło do tego że dowiedział się o tym że syn szamana jest wodzem. Orq ucieszył się niezmiernie. To już drugi wódz który najchętniej widział by go zjadanego przez wiwernę. Zwiastowało mu to kłopoty. Jednak miał nadzieję że kiedy przyjdzie czas wysłucha jego planu. I pomorze w jego wykonaniu. W końcu mu również zależy na tej wiosce. Dlatego nie było sensu w walce kiedy największą ofiarą będą nie oni a wioska. Co dziwne z jakiegoś dziwnego powodu wszyscy wielcy silni orkowie czekali na małego goblina aby coś wymyślił. Tar miał prosty plan spuścić kogoś na dół na lince z zawieszonym czymś do czego można ładować gruz i on by ładował a ktoś inny to wyciągał. W końcu innej metody nie ma. Sprawiało to że patrzył podejrzliwe co ten karzeł kombinuje. Miał nadzieję że to będzie działać. A może i czegoś dziwnego się nauczy.
Obrazek

Re: Urd - Shaen

29
Na razie Kholgar nie wiedział, czy ryzyko podjęcia próby "zarządzania" orkami się opłaciło. Zdołał już jednak wywnioskować kilka rzeczy. Najważniejszą z nich było to, że decyzyjną personą w wiosce był nie kto inny, jak ojciec niejakiego Toshmuka, któremu zdecydowanie źle z oczu patrzyło. Nie miał jednak wyboru jak starać się współpracować - to właśnie od tego zależało, czy w ogóle dożyje jutra. W końcu może i pierwszym problemem nie do przejścia była woda, ale nie można zapominać o drugim, czyli o potencjalnym ataku wiwerny. Feler nawet nie był w stanie wyobrazić sobie, jak wielką sumę otrzymałby za sprzedanie żywej, uwięzionej wiwerny. O ile do jej złapania w ogóle by doszło. Zważając na obecny stan jego karawany, która prawdopodobnie jest właśnie spokojnie przetrawiana przez pustynne gnidy, oraz na stan oraz liczebność orków, prawdopodobieństwo złapania tego gada było tak małe, że prędzej orczyca zrodzi potomka krasnoludowi.

- Z Karlgaardu. Na zlecenie Walkasa Tarmikosa. - odpowiedział na pytanie kobiety, zerkając, czy jej brat aby nie chce wsadzić mu ostrza w rzyć.
- Zlecenie na jad tego kurwiszcza, które, jak widzę, lubi Was odwiedzać. Swoją drogą, musiało niezłego dzwona w tą studnię przypierdolić. Jak to obesraństwo jeszcze uciekło? - dodał po chwili, zwalniając tymczasową blokadę swej goblińskiej etykiety. Miał głęboką nadzieję, że reszta zielonoskórych nie poczuje się urażona paroma ostrzejszymi słowami.
- Reszta karawany nie żyje. Zostaliśmy zaatakowani na szlaku. Ale ja swój gobliński honor mam i zlecenie do końca pociągnę. - powiedział, uderzając się energicznie w pierś. Był to gest powszechnie przyjęty wśród ludzi, wokół których przebywał. Prawdopodobnie orkowie nie używają tego samego gestu jako podkreślenia wagi wypowiadanych słów. Ba, ten sam gest mógł równie dobrze znaczyć, że wyzywa się kogoś na pojedynek, czego za żadne skarby Kholgar robić nie chciał. Może i dałby radę z jednym. Z zaskoczenia. Gdyby jeszcze spał pijany. Ale na pewno nie pokonałby orka w uczciwej, otwartej walce, szczególnie takiej bez broni.


- Przedstawię Wam pokrótce plan. Nie chcę, żebyście gapili mi się na dłonie jak złodziejowi. - powiedział, widząc, że materiały powoli zaczynają być zbierane. - Najpierw zbudujemy prostą dźwignię - nie potrzeba nawet siły, by nią operować. Wystarczą Wasze ciężkie zady. Na mój sygnał, tam, w dole, zawiesicie się na linie i wyjmiecie gruz. Będziemy to powtarzać dopóki nie opróżnimy studni w całości. - wyjaśnił, zabierając się za oględziny miejsca dookoła studni. Musiał wybrać dobre miejsce na ulokowanie konstrukcji. Takie, w którym będzie im najwygodniej wybierać gruz. Miał głęboką nadzieję, że orkowie nie postanowią zostawić w dole jedynego z tutaj zebranych, który był w stanie zejść tam na dół i zdziałać swoje. Zważając jednak na fakt, że jedyna osoba, której słuchali się bez względnych wahań, była osobą rozsądną, to nie powinno mu grozić tego typu niebezpieczeństwo.

Z pokazaniem listu Feler zamierzał poczekać na miejscowy autorytet, po który już posłano. Miał szczerą nadzieję, że ork ten okaże się być bardziej rozmowny od reszty tutaj zgromadzonej. Nie ma goblina, który nie lubiły gadać. Szczególnie, kiedy dopiero co wymyślił lub zasłyszał nowe, zmyślne przekleństwo, którym zaszokuje nawet najbardziej doświadczonych plugawców języka. Kholgar był w końcu profesjonalistą. Zadania mu powierzone wykonywał zawsze z pieczołowitą dokładnością. Był w stanie kombinować do tego stopnia, że zabiłby człowieka bez jego zabijania. Od czego są w końcu katowskie narzędzia oraz odpowiednio przygotowane paleniska? Tak czy siak, nie pozostało mu nic innego jak czekać na starszego wioski i zacząć realizować plan oczyszczenia studni.

Re: Urd - Shaen

30
Qesha zdawała się być zdumiona słowami goblina. Zarówno ona, jak i inni nie spodziewali się tutaj nikogo innego prócz wybawiciela ujrzanego w wizjach przez air'qu – shoka. Feler wprowadził więc niemały zamęt do wioski, sprawiając, że orkowie nie wiedzieli już, kto kogo uratuje i czy w ogóle istnieje ktoś taki jak wybawca. W końcu jednego dnia przybywa tajemniczy ork, którego szaman ogłasza tym, który zdejmie klątwę z osady, a następnego dnia zawędrował do nich goblin, akurat w chwili, gdy najbardziej potrzebowali pomocy, którą ten natychmiast zaczął dawać. Wszystko to wprowadziło zamieszanie i wątpliwości. Na razie jednak nie wyrażali tego w słowach. Byli zbyt zajęci studnią, której duża, kamienna konstrukcja zawaliła się do środka, uniemożliwiając wydobywanie wody. Na szczęście Kholgar wiedział, co robić, a mieszkańcy z ochotą go słuchali. Dopiero potem przyjdzie czas na zastanawianie się, o co tutaj tak naprawdę chodzi.

- Nie znam nikogo takiego, tym bardziej nie słyszałam o żadnym zleceniu – powiedziała kobieta, nawet nie próbując ukryć zdziwienia na swojej twarzy. Chyba podejrzewała, że jej ojciec wie o dziwnym goblinie, ale nie mówiła o tym na głos. Spoglądała tylko na niego z zastanowieniem. Cała historia zaczynała coraz bardziej się komplikować i wyglądało na to, że dopóki szaman nie przyjdzie i nie wyjaśni wszystkiego, niczego się nie dowiedzą. - Co was tam zaatakowało?

Tymczasem orkowie przynieśli dwa bale długości na oko dwóch metrów, może nieco więcej. Wystarczająco długiej liny i sieci jednak nie znaleźli, ale szamanka wysłała kolejnego zielonego do jej domu, by poprosił ojca o resztę materiałów. Przyjrzała się studni, wyobrażając sobie plan goblina. Pokiwała w zrozumieniu głową, po czym zerknęła w stronę kamiennego domu. Widać było, że czekała na swojego ojca i bez jego słowa nic ważniejszego nie może zrobić. To on tutaj miał decydujący głos w niemal każdej sprawie, kontrolował życie każdego pojedynczego orka. Był jak władca marionetek, pociągający jednocześnie za sznurki każdej z nich, planujący ich ruchy do samego końca. Nic nie mogło ujść jego uwadze. A jednak pojawił się tutaj goblin i nie wiadomo było, czy to też było częścią jego planu, czy może jest nieoczekiwanym zdarzeniem. Nawet jeśli szaman nie wiedział o jego przybyciu, to wkrótce dopasuje się do sytuacji. Wioska w końcu należy do niego i każdy robi to, co on chce. Wszyscy o tym wiedzą. Być może Kholgar już teraz stał się kolejną z jego pacynek w wielkim teatrze, a być może stanie się nią niedługo.

Wszyscy czekali na air'qu – shoka. Wciąż usuwano i składowano na jedno miejsce resztki studni, które do niej nie wpadły, by nie pałętały się i nie przeszkadzały w niczym. W końcu jednak z domu wyszły cztery osoby. Jedną z nich był Toshmuk, drugą ork wysłany po liny i sieci, którymi był teraz obładowany, trzecią ork, którego Tar'ur widział kłócącego się w sklepie, a czwartą sam szaman. Szedł raźnym krokiem, wpatrując się intensywnie w goblina i nie zwracając uwagi na Qeshę i młodego myśliwego. Minął ich, jakby byli tylko powietrzem i stanął przy Kholgarze, uważnie studiując jego twarz. Zatrzymał wzrok na chwilę na jego tatuażu i zmarszczył czoło, jakby ten coś mu mówił. Po chwili potrząsnął głową i zwrócił się do goblina.

- Zrób z nimi, co masz zrobić, a potem przyjdź do mnie. Mamy chyba trochę do omówienia. Qesha, Toshmuk, wy idziecie ze mną. Tar'urze, pomóż koledze w naprawie. Pokaż, że naprawdę jesteś wybawicielem.

Zostawił młodego myśliwego razem z Kholgarem i poszedł, a wraz z nim rodzeństwo. Kobieta oglądnęła się tylko na Tar'ura i uśmiechnęła pokrzepiająco, po czym dogoniła obydwu mężczyzn. Goblin i ork zostali sami, otoczeni grupą mieszkańców czekających w niecierpliwości na ich rozkazy, a właściwie to na Tar'ura, w którym przecież widzieli wybawiciela. Bale, bardzo długa lina i sieci leżały u ich stóp, czekając na zagospodarowanie. Mieli do opróżnienia studnię pełną gruzu i pyłu. Ten drugi można było przefiltrować, gorzej z kamiennymi odłamkami, które utrudniały napełnianie wiader wodą. Trzeba było to cholerstwo opróżnić albo wszyscy pomrą z pragnienia, włącznie z Tar'urem i Kholgarem.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Wschodnia baronia”