Re: [Wielkie Wydmy] Ruiny

16
Miliony kilometrów od domu, setki nocy poza łożem, by wreszcie stanąć na skraju nieodległej przeszłości. Trzy skalne twory idealnie wchodzą w ślad mentalnego stanu elfiej czarownicy. Każdy oznacza coś innego i z każdym wiąże się inna droga.

Kleks na karcie życia wyraża się w twierdzeniu o swym charakterze kryzysowym, który ma doprowadzić do zatraty, wynikającej z przekonania, iż doczesny żywot Callisto z góry skazany jest z przyczyn wewnętrznych na utratę możliwości rozwoju i załamanie się wszelkich dotychczasowych wartości, przede wszystkim współczucia, słabości i największej skazy - miłości. Callisto, stoi na skraju zagłady, albowiem dopadła ją apatia, bezsens działania, wysubtelnienie duchowe. Od dawna zbuntowana przeciw mieszczańskiemu światu, wyraża się kreując osobisty wzorzec wybitnej jednostki, nie przystosowanej do tego życia i przekonanej o swej odmienności.

I stoi znieważona przed wyborem, wielkim uosobieniem żywota. W głowie kotłują się myśli z dzieciństwa, przebłyski dawnej egzystencji, gdzie wierzono w dobro drugiego człowieka, potomka dawnych bogów. Jej bunt zdaje się pytaniem o sens wiary w siły wyższe wobec istnienia zła i cierpienia, protest przeciw boskiej obojętności na los ludzkości rozgrywający się na tym padole niedoli.

Wpajane wzorce zdają się być mylne, bogowie są obojętni na ludzki los. Może więc mrok ujmie się za Callisto, może to on podejmie się zadania powierzonego twórcom świata. Niech mrok zawładnie nią w wymiarze metafizycznym, pochłonie jako jednostkę uniwersalną, żyjącą gdziekolwiek i kiedykolwiek. Ona nie rozumie obecnej nierówności, zróżnicowania i niesprawiedliwości. Świat jest polem walki dwóch przeciwstawnych sił, lecz Callisto dostrzega przewagę jednej z nich. Odczuwa nędze i cierpienie odtrąconych przez większość, dlatego buntuje się przeciwko światłu.

Chociaż z bytu chaosu - duszy kobiety - wynika światło dobroci, boskiej mądrości i miłości, która pragnąc przeniknąć nieskończoność w dążeniu do samopoznania, natrafia na niepokonaną potęgę mroku. Fakt ten staje się przyczyną tragizmu Callisto. Zapomniana, odrzucona, bez przyjaciół i kropli miłości oddaje się wrotom mroku. Wzywa go do siebie, tak, jak miało to miejsce wcześniej. Czarne wężyki oplatają ciało, stając się przedłużeniem uczesania. Mrok zstąpił.

Obrazek
Spoiler:

Re: [Wielkie Wydmy] Ruiny

17
Kobieta stanęła naprzeciw lewych wrót. Była gotowa, aby je przekroczyć. Przynajmniej była przekonana o tym. Czy Callisto była na siłach, aby przekroczyć próg drzwi i pójść krok dalej? Rozwiązać zagadkę, która przed nią tkwiła? Młoda elfka nie potrafiłą rozwiązać wielu swoich problemów. Podróż przez pustynie, a następnie zimne korytarze opuszczonej świątyni, jedynie pozwoliły jej uświadomić sobie, jaką jest małą i nieznaczącą istotą. Zrozumiała, że wszystko co osiągnęła jest niczym w porównaniu z potęgą czasu i mocy, której nie potrafi ujarzmić. Teraz zaś postanowiła wybrać zupełny mrok i znów wezwać siły, które okazały się zupełnie niezależne od jej woli.

Potężną magię, która wezwała potężnym zaklęciem, okazałą się zupełnie obojętna dla kamiennych wrót. Czarne macki, które rozeszły się od czarownicy przemknęły przez skałę, jakby nigdy ich tam nie było. Nie odkryła sekretnego źródła życia. Przed nią pojawiło się zupełnie coś innego, niż oczekiwała.

click

Pomieszczenie zostało okryte ciemnością, której się nie spodziewała. Światło pochodni jakby zbledło, jakby znajdowało się za grubą kotarą, która niepozwalana przebić się promieniom jasności do kobiety. Kamienne ściany połknął mrok. Nie wiadomo, czy nadal istniały, bo na ich miejscu pojawiła się nieskończona głębia. Dłoń Callisto mimowolnie powędrowała, aby sprawdzić, czy nadal coś się tam znajduje, ale nie poczuła żadnego oporu. Właśnie to uświadomiło ją, że przestała znajdować się w ruinach. Wszystko za sprawą zaklęcia. Wszystko za sprawą wezwania sił, których nie była w stanie w pełni pojąć. Kiedyś myślała, że oswoiła je i była w stanie zupełnie je kontrolować.

Wszystko poruszało się jakby w spowolnieniu. Jej wzrok wszystko wolniej odbierał, jakby była po zażyciu silnie odurzającej substancji. Czułą się zupełnie jak w śnie. Nie było to jednak marzenie senne lecz koszmar. Znów zobaczyła przemieszczającą się postać przed nią, która wcześniej wprowadziła ją w stan panicznego lęku. Teraz również zaczęła odczuwać niepokój, który rozchodził się od jej klatki piersiowej po całym ciele przeszywającym bólem. Powietrze zaczęło grzęznąć jej w piersiach. Powoli traciła nie tylko kontrolę nad swoją magią, ale również własnym ciałem. Stała się bezbronną dziewczynką, która chciała jedynie poczuć się na chwilę bezpieczna. Jej moc w niczym już jej nie pomoże. Blada przerażająca postać zaczęła się zbliżać. Poruszała się pokracznie, stawiając koślawo stopy przed sobą. Jej krok był krzywy, niemiarowy. Czaszami przechodziła na przemieszczanie się na czterech kończynach. Wtedy przypominała zmutowane zwierzę, które do złudzenia tylko przypominało człowieka.

Elfka nie widziała tylko strasznych rzeczy. Słyszała również wiele głosów. Chwilami stawały się głośnymi i wyraźnymi szeptami. Miała uczucie, jakby były mówione prosto do jej uszu. Innym razem docierały do niej jedynie zatarte szumy. Było to wiele głosów. Wielu osób. Jedne wydawały się drwiące i kpiły z niej. Inne ostrzegały i dawały wskazówki. Inne wręcz krzyczały, żeby uciekała. Był wśród nich znajomy głos oskarżający ją o sytuację, w której się znalazła. Najbardziej wyraźnych było pięć głosów. Jeden należał do szalonej kobiety, drugi do starszego mędrca (był bardzo znajomy), kolejny do przestraszonej i zagubionej dziewczynki, następny do zalęknionej kobiety, która starała się mówić bardzo cicho, a ostatni do mężczyzny, którego sytuacja elfki go bawiła.

click

- Odwróć się i uciekaj. On Cię dopadnie. Nie masz na co czekać!

- Na co Ci to wszystko było? Sama tego chciałaś.

- Gdzie jesteśmy? Pomocy! Mamusiu, proszę. Nie zostawiaj mnie.

- Nie spuszczaj go z oczu. On jest wszystkim i niczym!

- Raz, dwa, trzy. On już patrzy.


- Kto to?!

- Żyjemy tutaj już od lat. Jego nie da się uniknąć.

- Nie stój tak! Nie możesz pozwolić, aby Cię dopadł.

- Ostrzegałem Cię przed prawdziwą mocą.

- On jest coraz bliżej. On jest coraz bliżej. On jest bliżej. Jest bliżej. Najbliżej.

- Nie zamykaj oczu. On chce zobaczyć twój strach.

- Cztery, pięć, sześć. Chce cię zjeść.

- Nie. Pomocy! Pomocy!

- Jesteś naiwna.

- Jeżeli je zamkniesz otoczy Cię na zawsze strach.

- Mogłaś mnie posłuchać. Nauczył bym cię wszystkiego.

- On przenika każdego.

- Siedem, osiem, dziewięć. Zaraz nastanie niepamięć.

- Nie uciekniesz przed nim.

- Nędzna smarkula!

- Jesteś już nasza!

- Nieeeeeeeeeeeeeeeeee.

- Hahaha.

- Nie ma ratunku. - głos dziewczynki, który rozbrzmiewał na samym początku pełen strachu zakończył salwę głosów. Zmienił jednak się jego ton w przerażająco spokojny. Jakby mrok opanował ją. A teraz zmierzał wprost ku Callisto.

Re: [Wielkie Wydmy] Ruiny

18
Życie, które wszyscy znają, to trudne życie. To każdy moment, kiedy płaczemy. Każdy moment, kiedy boimy się. Każda chwila, w której odczuwamy niepokój, ból, gorycz, apatię. Kiedy koszty są większe niż zyski. To czas, gdy kłaniającej się publice kukiełce, ktoś przecina sznurki. Wszechobecna apatia, zrodzona z nieszczęścia. Trwoga, jaka kurczowo trzyma się kostki, ściągając cyklicznie na dno martwego jeziora. Na dno ograniczonej, lecz nieskończonej studni, w której poza niełaską nie czeka nic więcej.

Różne głosy rzucały swe przemyślenia, przy czym każdy był, jak szturchnięcie klęczącej elfki kijem. Jeden w żebro, drugi w piętę, zaś trzeci w uszkodzony bark. A, Ty budzisz się w gruzach, stąpasz po szkle. Patrząc w lustro nie dostrzegasz znanej osobistości. Obcy jest coraz bliżej. Kto to może być?
Wynaturzenie ponad wynaturzeniami, zrodzone z brzydoty i żalu świata. Budzi odrazę w każdej żywej komórce, która drga na myśl o spotkaniu z tym czymś. Oni nie pomagają, tylko mącą nic nieznaczącymi hasłami. Każde szarpie w swoją stronę, aż puszczą kończyny, gdy monstrum będzie tuż tuż. Żeby nieprzygotowana stanęła na przeciw koszmaru. Nie!

Nie poznaliście jej dobrze. Szukając bardziej niż zemsty surowej kary, podnosi się z popiołów. -Koszmar jest na wyciągnięcie ręki. - Ściągaliście ją na dno, lecz ona leci. Wyrwana z ciemiężonego uścisku, fryga jak ten ptak pośród nocy. Nikt nie został ostrzeżony przed odrodzeniem. Nikt nie spodziewa się kontrakcji ze strony potępionej w świecie śmiertelnych. Ona wstaje naprzeciw kroczącego koszmaru. Wychyla ku niemu twarz, ażeby równie surowym, co pogardliwym spojrzeniem wzbudzać respekt. Może kroczy ku zagładzie, ale przynajmniej bez strachu, wszak nie spotka nas w życiu nic gorszego niż my sami.

Zakrzyczany strach, stłumiony falą pogardy i obrzydzenia, wyraża się wulgaryzmem.
- Pierdol się.

Re: [Wielkie Wydmy] Ruiny

19
Z każdą sekundą była bliżej. Jej mrok oplatał powoli chłodem dziewczynę, zaczynając się wić od kostek ku udom i wyżej. Czuła tysiące przerażonych spojrzeń na swoich plecach, choć żadnych oczu nie była w stanie dostrzec w gęstej kotarze ciemności. Była to z tych najściślej tkanych tworzyw zła, która przyprawia ludzi nie tylko o strach, ale również o szaleństwo. Dziwna zdeformowana istota była już na wyciągnięcie ręki. Kobieta stała jednak niewzruszona naprzeciw niej pełna odwagi. Jakby nie wierzyła w jej istnienie. Jakby miała rozpłynąć się niczym zjawa w powietrzu, kiedy spojrzy jej prosto w bezdenne ślepia.

Wbrew braku logicznej postawy Callisto blade cielsko odbiło się nagle od ziemi i z impetem skoczyła na chude ciało elfki. Kobieta uderzyła o twardą ziemię z głośnym trzaskiem. To prawa łopatka została dodatkowo pogruchotana. Mało z niej zostało. Nieziemski ból przeszył plecy Callisto i przeszedł wzdłuż kręgosłupa. W zakamarkach jej psychiki zaczęła krążyć myśl o pragnieniu śmierci, aby przerwać ten koszmar i cierpienie. Czy wola życia, która tkwi w jej trzewiach oprze się możliwości doznania bezkresnej ulgi? Czy śmierć w tym miejscu może przynieść ukojenie?

W danej chwili nie była w stanie doznać żadnego wytchnienia w swojej doli. Suche łapska bestii zakończone twardym naskórkiem w kształcie stożków, zaczęły przesuwać się po jej twarzy i wbijały się w jej skórę. Choć trwało to tylko chwilę, było całkowicie obrzydliwe. Stworzenie było zdeformowanym człowiekiem o białej wysuszonej skórze, od której odrywały się martwe płaty naskórka. Jego oczy były zupełnie ślepe. Lecz doskonale zastępowały je inne zmysły- słuch i węch.

Po chwili, w zupełnym zwrocie akcji, stworzenie pisnęło głośno i przeraźliwie. Jego głowa oderwała się od tułowia, a następnie potoczyła na lewo od Callisto. Niezbyt ciężkie truchło opadło na dziewczynę. Choć nie ważyło dużo, nie była w stanie się podnieść. Czuła się przygnieciona do ziemi. Wszystko przez doznane obrażenia. Na szczęście i zwłoki zostały w końcu zrzucone z niej. Nad nią stał rosły mężczyzna z jakąś torbą na plecach. Mieczem w dłoniach, po którym spływała posoka. Miał na sobie płaszcz z kapturem, które powodowały, że był wręcz niewidoczny dla czarownicy. Podał jej rękę bez słowa i gestem pośpieszył.

Była świadoma, że nie znajduje się w ruinach świątyni. Nie jest też w świecie, w którym znała. Jej intuicja podpowiadała, że nie są to ani omamy, ani realistyczna upiorna wizja. Była w miejscu, które ją zawładnęło. Zawłaszczyło jej ciało i duszę, a ona nie potrafiła się z niego wydostać za pomocą siły swojego umysłu, ani potężnych czarów. Magia mroku otworzyła bramę do krainy, która stała się jej pułapką. Nie potrafiła jednak wyjaśnić sobie w żaden jasny naukowy sposób wszystkiego co działo się dookoła. Nigdy nie czytała na temat takich zjawisk, które odbiegały od logiki. Kim był obcy mężczyzna, który jej pomógł? Co tutaj robiła? Czym są te bestie? Gdzie znajdzie wyjście?

Re: [Wielkie Wydmy] Ruiny

20
Wewnętrzny strach trawi kobietę od środka. Od dawna skrywany w mrokach podświadomości, dziś pełza pod postacią najobrzydliwszych karykatur, których zło przekute w czyn sypie sól na rany.
Trudno uwierzyć, że to Callisto niegdyś szerzyła strach z uśmiechem kryjącym grzech. Mimo że dorosła, nie stała się złem wcielonym. Właściwie zło nawiedza ją, próbując ugrać coś, nie wiadomo co. Wyrywa włosy, żeby zrobić z niej śpiące z kciukiem dziecko, ale "jesteś śmieciem, jesteś śmieciem i mam nadzieję, że o tym wiesz."

Najwyższy czas, by odszedł. I co? Ktoś zakrada się, a kreatura odskakuję, jak rażone gorącą stalą prosie. Starzec rwie za rękę, rozpoczynając kolejną podróż. Naturalnie stroni od wyjaśnień, bo po co uchylać rąbka tajemnicy, gdy wszystko jest klarowne.
- W samym piekle jest już miejsce przeznaczone dla mnie. Tam mnie ciągniesz? - rzuciła cynicznie.
- Jeśli widzisz to co ja, to po chuj się fatygujesz? Po cholerę, po cholerę biec, skoro nie ma wyjścia z tego ohydztwa?

Re: [Wielkie Wydmy] Ruiny

21
W jednej chwili poczuła na swojej szyi ostrze, które było ostrzeżeniem. Prawie jak magiczne zaklęcie, które bezsłownie wypowiadali wojownicy w swoim szale, aby zamknąć języki swoich wrogów. Dziwny mężczyzna był mieszanką herosa z legend i zwykłego barbarzyńcy. Uratował Callisto i przeciwstawił się bez zastanowienia potworowi. Był potężny i silny. Wykazał się heroiczną odwagą ryzykując swoje życie. Z drugiej strony był brutalnie bezpośredni i konkretny. Dążący do własnego celu, nie rozumiejący sprzeciwu.

- Chcesz umrzeć to zostań tutaj i krzycz w niebogłosy to zwabisz ich do siebie. – rzucił, choć liczył, że kobieta posłucha się i będzie milczała.

Nie zamierzał jej już ciągnąć za sobą. Po prostu ruszył w kierunku miejsca, w którym panował jakby jeszcze większy mrok. Jeżeli było to możliwe. Wszędzie była przerażająca ciemność, która połykała człowieka i wybudzała z podświadomości przeróżne lęki. Te najbardziej skrywane wewnątrz siebie. Nawet w głowie dziewczyny zaczęły wypełzać koszmary. Coś jednak ciągle pozwalało jej na trzeźwe myślenie. Może to ból, który doskwierał jej od łopatki, albo instynkt przetrwania, albo typowa kobieca upartość.

Widziała znikającego w kotarach czerni mężczyznę, który nie zamierzał na nią czekać, ani prosić. To było w nim zwierzęce i niszczyło obraz wielkiego bohatera. Ona musiała sama zadecydować co zrobić. Jej elficki wzrok widział jedynie fragmenty czegoś podobnego do ścian jaskini. Jakby znalazła się w dziwnej grocie wyżłobionej przez czas. Zaczynała się przyzwyczajać do tego miejsca. Było dzikie i niebezpieczne. Jakby miejsce zupełnie w innym wymiarze niż świat, który znała. Wspominał jej kiedyś mistrz o miejscach podobnych do tego. Jej pamięć przypomniała sobie pewną nazwę. Kraina cieni. Nie pamiętała jednak zbyt wiele z jego opowieści. Czy właśnie tam się znalazła?

Zaczęła słyszeć szmer, który przedzierał się przez szum różnych szeptów. One nie ustały. Nadal coś mówiły. Teraz dopiero zrozumiała, że nie były skierowane tylko do niej. Rozbijały się o ściany i niosły się po całej krainie. Były głosem wielu. Przerażonych i szalonych ludzi, którzy wpadli jak ona w objęcie przerażającego miejsca. Jednak wychwyciła w nich również głosy, które nie mogły należeć do ludzi i tylko imitowały go. Z pewnością należały do bestii, które zamieszkiwały ciemności i chciały pożreć kolejną ofiarę.

Zwłoki przy jej stopach zaczęły się rozkładać. Niezwykle szybko. Smród padliny zaczął się rozchodzić z niebywałą szybkością, aż jej ciało zaczęło tym nasiąkać. Mdliło ją. Kwaśno-słodki zapach śmierci. Różnił się od woni gnijącego mięsa zwierzyny. To coś roznosiło zupełnie inną woń. W tym czasie za nią zaczął dobiegać dźwięk szurania i ciągnięcia. Coś się tysiącem kroków zbliżało w jej kierunku. Nie mogła tutaj dłużej zostać, jeżeli nie chciała stać się przystawką kolejnego dziwnego stworzenia tej krainy.

- Jak tu się dostałaś? – ledwo dosłyszała szepnięcie miecznika, który znajdował się już daleko od niej. W jego głosie dosłyszalne było zniecierpliwienie i pewna nadzieja. Jakby ona miała być rozwiązaniem owej zagadki. – Nie wiesz gdzie jesteś? To nie jest piekło. To inny wymiar. Świat, który ściera się z Herbią w najciemniejszą z nocy.

Re: [Wielkie Wydmy] Ruiny

22
Zasmakowała gorzkich łez potknięcia i upadku na drodze ku potędze, która niczym szklana kula wypada z jej rąk, rozpadając się na miliony kawałków. Los okropnie zadrwił z czarownicy lub ona sama posunęła się o krok za daleko w niepojętych sztukach mroku. Bezbronna, wydana na pastwę napastników doświadcza pomocy od uosobienia męskości. Heroiczny drwal zjawia się w krainie najgorszych koszmarów, odpędzając kreaturę. Jest stanowczy i konkrety, przy czym pozbawiony taktu. Idealnie dopasowany do pretensjonalnej osobowości elfki. Przy czym ona wcale nie jest mu wdzięczna, wszystko zdaje się nie mieć sensu, toteż zwalnia kroku. Wtedy osobnik nie staje, ochoczo kroczy przed siebie, zostawiając towarzyszkę w samotności. Jego słowa odbijają się echem.


Wdychając życie poprzez ciemność, była taka oburzona, że coś się nie powiodło, że nuty lecą inaczej niż próbuje je zagrać. Chwilę stała samotnie oparta o żeliwny kostur, aż dziwne treści zaczęły napływać nie wiadomo skąd. Przypomniała sobie o krainie cienia, o której kilka lat temu wspominał nekromanta. Czuła, że mogła bardziej przykładać się do jego lekcji. Przez krótką chwilę nawet pożałowała faktu, iż tchórzliwie zasztyletowała go. Wówczas byłby kagankiem, wszak panował nad zdolnościami o wiele mroczniejszymi i z pewnością ogarnąłby zaistniałe nieporozumienie. Czarownik wielbił mrok i możliwości jakie daje ta zakazana sztuka. Jemu wszystko wychodziło, żadnych niepożądanych efektów odkąd Callisto sięga pamięcią. W jej przypadku również nie obserwowano niczego niepokojącego, aż po dziś dzień, kiedy życiodajny nektar zmienił się w trupi jad.

Z letargu wyrwał ją dźwięk nadciągającego marszu, jakoby karawana lub oddział królewskiej kawalerii spieszył właśnie tutaj. Przestraszyła się. Czując, wiedząc, że jest tam coś dookoła, że jest większe i silniejsze, błyskawicznie podąża za rozumną istotą. Pod stopami rozkładają się ciała, przyprawiając o dreszcze i zwalniając marsz przez niepohamowane odruchy wymiotne.

W końcu dogania mężczyznę, odruchowo udzielając odpowiedzi na zadane wcześniej pytania.
- To długa historia - wycedziła przez zaciśnięte zęby
- Ostatnio byłam w ruinach, skąd trafiłam tutaj. Prastare budowle pustynnych czcicieli wielkich jaszczurów, gdzie poza pułapkami więcej było tylko piasku.
Przysłuchała się wypowiedzi o innym wymiarze, w którym rzekomo się znajduje.
- W ruinach były różne wrota - mówiła jakby do siebie - Czy to znaczy, że prowadzą tutaj? A może to pstryczek w nos od bogów za zakazane praktyki... - ostatnia wypowiedź nie brzmiała jak pytanie, przypominała bardziej palącą refleksję nad sobą. Z kolei po uzyskanych odpowiedziach apetyt wzrósł, dlatego przeszła do kolejnego gradobicia.
- Kim że jesteś i co tutaj robisz? Wydostaniesz nas stąd?

Re: [Wielkie Wydmy] Ruiny

23
Wybawiciel prowadził ją w nieokreślonym kierunku, przechodząc wieloma krętymi ścieżkami, wybierając często spośród kilkunastu dróg, właśnie tę jedną z niebywałą pewnością. Nawet nie zatrzymywał się, aby zastanowić. Po prostu szedł miarowym krokiem nadając tempa również czarownicy. Ona w swoich bólach i osłabieniu nadal nadążała za nim, choć potrzebowała odpoczynku. On jednak nie wydawał się przejmować jej stanem. Tylko przedzierał kolejne warstwy mroku, w którym kobieta nie była w stanie dostrzec niczego. Nie potrafiła przywyknąć do tych ciemności lub były one gęstsze od herbiańskich. Nawet powietrze wydawało się tutaj cięższe i mniej przyjemne. Jakby właśnie stąd pochodziły wszelkie twory jej mrocznej magii.

- Nieważne kim ja jestem. Dobrze macham mieczem. – dodał krótko – Dostałem się tutaj po siostrę, ale już jej nie było. Niczego tutaj nie ma. Wyjście, które znam, otwiera się raz na rok. Zostało nam jeszcze kilkanaście miesięcy.

Nadal z różnych miejsc dobiegały szepty. Callisto miała uczucie, jakby niektóre nawoływały jej imię. Niektóre ostrzegały przed nieznajomymi w niebezpiecznym świecie mroku. Większość jednak wypowiadała chaotyczne z niczym nie związane słowa. Jakby samotne dusze prowadziły wieczny monolog ze samymi sobą. Kiedy mijali jeden z tuneli, usłyszała nieprzyjemny dźwięk łamania, chrobotania i wysysania. Dookoła zaś unosił się zapach podobny do gnijących owoców zmieszany z smrodem fekaliów. Istna bomba dla powonienia. Mężczyzna jedynie wskazał gestem ręki, aby zachowała ciszę. Tylko on był tutaj jedyną ludzką istotą, która wydawała się światłem latarni morskiej na oceanie chaosu. Przez większość jednak drogi panowała względna cisza, a szepty zaczęły przypominać kobiecie szum wiatru, który gra na naturalnych rzeźbach jaskiniowych. On również sporadycznie dawał jej komunikaty, kiedy musiała uważać na półkę skalną lub ostrzegał przed stromą osuwającą się drogą.

-Dostałaś się więc tutaj za pomocą Bramy, czy przez swoją magię? – wydawał się niecierpliwy, jakby chciał poznać dzięki Callisto sposób powrotu – Jaką magią się parasz? Potrafiłabyś to powtórzyć?

Dopiero teraz przystanął i przy jednej ze ścian. Delikatnie dotknął jej powierzchni, jakby pieścił ciało kochanki. Kilka muśnięć palcami w poszukiwaniu czegoś. Sprawdzanie czy jest to miejsce, do którego od dłuższego czasu prowadził Callisto. Wcześniej jedynie jego potężna i szorstka dłoń spoczywała na lewym przedramieniu, zamiast na rękojeści miecza. Po niedługim czasie zerknął niezadowolony na swoją nową towarzyszkę podróży.

- Dasz radę wdrapać się na górę?

Powątpiewał w szansę wejścia na górę po ścianie przez poturbowaną kobietę. Ściana posiadała wyżłobienia ułatwiające wspinaczkę. On jednak przyzwyczajony do samotnej podróży, zupełnie zapomniał o wszelkich utrudnieniach, które mogłyby wynikać z nowej towarzyszki. Zaprowadził ich w miejsce, które mogłoby być bezpieczne i pozwolić odpocząć. Co z tego, jeżeli nie będą wstanie tam razem się dostać?

Re: [Wielkie Wydmy] Ruiny

24
Rozważania na temat innego świata, który tkwiłby wewnątrz kobiety zdawały się uciekać z każdą nową dawką informacji. Po raz kolejny przekonuje się, iż nie jest w ogóle wyjątkowa, przynajmniej tak, jak sama by tego oczekiwała. Rzeczywistość jest gorzka i nawet jeśli przebywa w alternatywnym świecie - nic w tym dziwnego, zwykły przypadek.

Swoich sekretów nie nie potrafi przed nikim ukryć, lecz przed nią skrywa się wszystko. Gdzieś w tym mroku jest także światło, którego nie jest w stanie dostrzec. Może jest ono zbyt daleko, a może jest po prostu ślepa? Błądząc pośród otchłani poza logiką i czasem, słyszy różne żarzące kwestie o rzekomej drodze ucieczki, alternatywnie w niedalekiej przyszłości. "Za kilkanaście miesięcy" dojdzie do niezwykłego wydarzenia, jakie umożliwia opuszczenie czarnego zaułka. I chętnie przeczekałaby czarownica ten czas, gdyby mijał w przyjaznej atmosferze, z dala od smrodu degradujących szczątek oraz ekskrementów. Niefortunnie alternatywny świat poluje na nią, niczym na zbłąkanego zwierza pośród nieznanego mu areału. Fortunnie zaś, z pomocą przyszedł wybawiciel, który te zwierze prowadzi za rękę. Trzymając na cienkim uwięzie, delikatnie manipuluje torem ruchu, wciąż pozostawiając szerokie pole do popisu.

Przeszywający wicher muskał skórę Callisto, jakoby przebywała w podziemnych szybach lub diabolicznych katakumbach. Poczęła rozwodzić się nad istotą przybycia w te rejony, nad stworzycielem tejże klatki. W zestawieniach próbowała także wrzucić stosowane przez siebie sztuki, lecz te opornie wbijały się w kanon stworzycieli otchłani. Bo jeśli czerpie moc stąd, to dlaczegoż ta siła zwraca się przeciwko niej? Wszakże jest transferem, który umożliwiał mrokowi zstąpienie w szeregi prawdziwego świata...

W końcu żywy głos popuszcza języka, ażeby zaspokoić spragnione ciekawości usta. Ton wskazuje na zniecierpliwienie, mimo że słowa wypowiedziane zostały chwilę temu. Zdania nie dobiegały końca, a już żądano odpowiedzi.
- Znam różne odłamy wiedzy tajemnej - wycedziła przez zaciśnięte gardło, tak żeby nic nie było w stanie ich usłyszeć - sztuki proste jak i te bardziej zaawansowane.
Sztuki dozwolone i sztuki zakazane - głos zawahał się chwilę nim wspomniano o przeklętej praktyce - Chyba, tak sądzę, za jej sprawą się tutaj znajduję. Szkoła cienia ostatnimi czasy buntowała się, więc eksponowanie tego rodzaju czarów było uciążliwe, lecz wykonalne.
Magia jest wciąż niewiadomą, nigdy nie wiesz kiedy coś pójdzie nie tak.

Spojrzała na mężczyznę spode łba, podczas gdy ten pytał o powtórzenie inkantacji.
- Naturalnie, jestem w stanie powtórzyć wszystko - odparła.

Pojawia się nowe stadium, a wraz z korzyścią towarzyszące jej utrudnienia. Uszczerbek na zdrowiu w pełnym zakresie uniemożliwia kobiecie wspinaczkę. Ba, nawet jeśli byłaby sprawna, pewnie również nie podjęłaby się trudu lub zginęła w trakcie jego wykonywania. Niewiele myśląc, rzuca chłodnym, lecz błagalnym tonem "prośbę" o pomoc.
- Możesz mnie wciągnąć. Pozostałe kończyny są sprawne, nie ma problemy, żeby ulokować się na twych plecach. Chyba że jesteś zbyt słaby, żeby temu podołać, herosie...

Re: [Wielkie Wydmy] Ruiny

25
Uważnie wsłuchiwał się w wypowiedzieć z niezwykłym zniecierpliwieniem, które rosło z każdym jej słowem. Nie potrzebował wywodów na temat jej umiejętności. Nie to go interesowało. Nie liczyła się dla niego jej potęga, kiedy wydawała się taką bezbronną w tym dzikim i nieznanym świecie. Tutaj nie była potężnym magiem, który potrafił przewidzieć ruch swojego przeciwnika, niczym w rozgrywce w szachy. Ona była tutaj gościem, choć sama się tutaj nie wprosiła. Reguły tej gry o życie ustalał mrok. Ten sam, którego wykorzystywała w swoich czarach. Teraz te niezwykłe ciężkie powietrze oblepiało ją, jakby chciało zatrzymać w swoich objęciach. Czy nie pragnęła zupełnego połączenia z mocą? To jednak nie było tego czego szukała. Dopiero w takim położeniu zrozumiała czym naprawdę jest jej potęga i ile kosztuje. Z drugiej strony właśnie wiedza na temat prawdziwej natury zakazanych praktyk, mogła pozwolić na wykorzystanie jej potencjałów. Czarownica jednak nie miała zbytniej motywacji, aby zastanawiać się nad sztuką czarnej magii.

- Jesteś w stanie to powtórzyć i nas wydostać? – powiedział jakby pragnął usłyszeć od miesięcy pokrzepiających słów nadziei.

Spojrzał na nią z pewnym wyrzutem. Nie oswoiła się do mroku, ponieważ do niego nie można było się przyzwyczaić. Był dziwny. Jakby okalający wszystko całunem śmierci. Nawet wyciągając dłoń przed siebie, miała uczucie dotykania delikatnego aksamitnego materiału, który okrywał ten świat. Znała to miejsce ze swojej magii. Było z jednej strony przerażające, ale kuszące zarazem. Uwodziło swoją tajemnicą i potęgą, która okazała się niezwykle kosztowana. Ledwo widziała jego twarz. Mimo to dostrzegła w jego oczach pewne rozdrażnienie. Przerwał rozmowę na temat wyjścia z krainy mroku. Odłożył ją jednak tylko na później, kiedy będą już w bezpiecznym miejscu. Jego duma została urażona lub chciał samemu sobie udowodnić, że nadal w jego mięśniach drzemie siła.

- Wejdź na moje barki. – rzekł sucho i wspiął się po skale do niewielkiej płytkiej groty.

Za sobą zaciągnął grubą kotarę z juty umocowanej między głazami, a następnie zaprowadził ją na sam koniec jaskini, gdzie za kilkoma masywnymi skałami rozpalił niewielkie ognisko z wcześniej przygotowanych śmieci. Ciężko było określić co on tam zapalił. Jakieś szmaty i drewniane przyrządy. Musiał z tym wszystkim tutaj przybyć, ale płomienie okazało się bardziej przydatne niż pamiątki z świata, który pozostawił za sobą. Nie było to wielkie ognisko. Kilka niesfornych płomieni, które harcowały na kupce resztek. Światło jednak rozświetliło niewielkie pomieszczenie, ale nie było raczej widoczne z zewnątrz. W środku był jedynie materiał, na którym spał. Nie było to miękkie, ale z pewnością trochę izolowało od zimnej skały. Plecak, który wydawał się zupełnie ogołocony z zawartości i kość w większości obżarta z mięsa. Było upieczone nad prowizorycznym ogniem, ale w połowie nadal surowe. Gdzieś stała jeszcze misa z wodą. Wydawała się przepełniona mrokiem jak wszystko co tutaj znaleziono. Bez słowa chwycił kawałek mięsiwa i zaczął dalej je obżerać.

Teraz dopiero na niego spojrzała z innej perspektywy. On chciał stąd się wydostać bardziej niż Callisto. Nie była do końca świadoma jak długo tutaj przebywa i jak wiele przecierpiał. Zakładając, że pojawił się tutaj przez tą jedną noc w roku… musiał być tutaj przynajmniej 11 miesięcy. Nie był zadbany. Twarz miał zarośniętą i nierówno przyciętą, jakby robił to w zupełnej ciemności za pomocą tępego noża. Włosy również w nieładzie. Nie był wychudły. Był raczej postawnym człowiekiem, ale z pewnością trochę stracił na wadze. Musiał się tutaj żywić tymi stworzeniami. Czy mrok zamieszkały w ich truchle nie zmętnił jego rozumu? Nie miała pewności, czy nie jest on już pod władaniem tej złej mocy, którą ona próbowała zniewolić swoimi czarami. Ciało jego było przesiąknięte wonią tego ohydnego miejsca i smród rozkładających się zwłok i fekaliów zupełnie zabijał zapach jego potu. Jego ruchy ukazały jak bardzo nauczył się tutaj żyć. Był ostrożny i uważny. Nasłuchujący. Bardziej polegał na zmyśle powonienia, słuchu i dotyku, niż wzroku. Miał takie zwierzęce ruchy. Nagłe lecz delikatne. Nie robił hałasu. Idąc przez korytarze zawsze trzymał się jednej ze ścian co jakiś czas dotykając jaskini, a co chwilę sprawdzał coś na ręce. Teraz mogła zobaczyć czym to było. Blizny, które tworzyły jakąś plątaninę. Jakby labirynt. Wydziergał na przedramieniu mapę, dzięki której potrafił zawsze trafić do swojego gniazdka. Był sprytniejszy niż można byłoby się spodziewać po wojowniku.

- Odpocznij. Chcesz jeść, albo się napić? – nie patrzał na nią lecz pożywiał się nadal odrywając zębami kawałki czerwonego mięsa. – Jak się tutaj dostałaś? Opowiedz to konkretnie. I byłabyś w stanie zabrać mnie ze sobą? Zrób to samo co wcześniej. Ale nie tutaj. Moglibyśmy się przenieść w zupełnie inne miejsce. Musimy wrócić tam, gdzie byłaś. Rozumiesz?

Nie był w stanie pojąć, że elfka nie była w pełni świadoma tego, jak się tutaj dostała. Dla niego wydawało się oczywiste, że stworzyła jakiś portal łączący oba światy. Pojawienie się kogoś kto za pomocą magii przeniósł się tutaj, było iskierką nadziei. On pragnął uciec z tego miejsca i nawet Callisto zaczęła czuć jego ekscytację na ciele. Ale nawet jeżeli będzie potrafiła wrócić do swojego świata, czy powinna go zabrać ze sobą? Czy on nie był już częścią tego mrocznego zakątku?

Re: [Wielkie Wydmy] Ruiny

26
"Czy jesteś w stanie... bla, bla" - poczuła się jak za czasów uniwersyteckich, gdy przełożeni srogim tonem próbowali wymuszać na studentach rzucenie konkretnego czaru, udzielenie poprawnej odpowiedzi lub wykonanie zadania, którego nikt nie chciał, więc spadało na twoje barki. Były to dawne czasy i czarownica nie wracała do nich przychylnie. Sądziła nawet, że pobyt w akademii w Nowym Hollar to największy błąd jej życia. Czego nie może powiedzieć o ucieczce oraz pożyciu z czarnoksiężnikiem, za sprawą którego poniekąd znajduje się wówczas w otchłani mroku. Mimo wszystko pobyt w akademii poszerzył magiczny horyzont niewiasty, chociaż wciąż operowała zbyt małą wiedzą, przynajmniej na temat alternatywnych światów, takich jak ten. Wracając do zadanego przez wybawcę pytania odpowiedź była oczywista.
- Tak, potrafię to powtórzyć, ale nie wiem czy zwykłe zaklęcie wystarczy, żeby nas wydostać.

Chociaż odpowiedź nie była satysfakcjonująca, mąż połknął haczyk, tym samym oferuje możliwość przeniesienia elfki na swych plecach. Na łapu capu wdrapała się, obejmując dzikusa nogami w pasie i zdrową ręką za szyję. Wspinaczka nie trwała zbyt długo, jednakże stres jej towarzyszący był ogromny. W końcu trafili na względnie bezpieczny poziom, gdzie gęsty mrok rozprasza się pod naciskiem rzadkiego płomienia zebranych klamotów. Wtedy na jaw wychodzą również inne tajemnice. Zajadający się mężczyzna nie dostrzega uważnej analizy wizualnej elfki. Ta z kolei odkrywa jego blizny oraz dodatkowe detale, wyrabiając subiektywną opinię.
- Nie, nie jestem głodna - odparła rześko, widząc prezentowaną ucztę.
- Będąc w pustynnych ruinach, trafiłam na pewne wrota. Zagadkowe przejścia prastarych fanatyków. Na jednych widniał napis - „Tylko w prawdziwej ciemności, odnajdziesz sekretne źródło życia”. Najwyraźniej na opak zrozumiałam ten przekaz, gdyż mimo wezwania cieni wrota nie otworzyły się. Wszystko ogarnęła ciemność razem ze mną... Teraz jestem, tutaj. Na wstępie słyszałam różne głosy. Jeden oskarżycielski, drugi należał do szalonej kobiety. Były też inne; starszy mędrzec -dziwnie znajomy, zagubione dziecko, zlękniona kobieta i wyśmiewający wszystko męski ton. Potem pojawiło się monstrum oraz ty.

Niezdrowa ekscytacja mężczyzny nieco obawiała Callisto, jednak póki jej pomaga ona będzie odwdzięczać się tym samym. Świat jest pełen dziwolągów, więc wprowadzenie kolejnego na kontynent niczego nie zmieni. Poza tym jest jedną z niewielu osób, które od przeszło roku nie wojują z czarownicą, ale łączy ich wspólny interes.
- Musimy wrócić tam, gdzie mnie znalazłeś. Ruszamy, czy jest coś jeszcze o czym powinnam wiedzieć?

Re: [Wielkie Wydmy] Ruiny

27
Mężczyzna przysłuchiwał się jej słowom z uwagą, łapczywie spożywając resztki mięsa na kości, które należało z pewnością do stworzenia, które zamieszkiwało owe mroki. Nie przerywał jej, ani nie dopytywał. Wytarł brudne palce o swoje równie nieczyste ubranie i napoił się wody. Płyn wydawał się przesiąknięty tajemnicą mocą, która drzemała tutaj. Nie była to jednak moc ułaskawiona i dobra, lecz taka dzika, która nie zaznała okowów człowieka. Przebywając tutaj Callisto coraz bardziej pojmowała naturę swojej magii. Ona nie rozkazywała mrokowi, lecz wypuszczała go i nakierowywała na konkretny cel. Przerażające, lecz fascynujące, a do tego dające nowe możliwości. Nawet zauważyła pewne podobieństwo do wszystkich zaklęć mroku, które wykorzystywała. Wcześniej nie potrafiła tego do końca pojąć, a teraz rozszyfrowała zagadkę. Ona wzywała cienie z tego świata i słowami otwierała im wrota. Gdyby postarała się wykorzystać tą wiedzę, aby wpuścić kolejny raz mrok do krainy, w której się urodziła, mogłaby stworzyć coś na rodzaj portalu. Bramy łączącej dwa zupełnie różne astralne przestrzenie. Wtedy wydostanie ich stąd, a może nawet będzie mogła wykorzystać zdobyte doświadczenie w przyszłości.

Mężczyzna zasugerował, aby jeszcze chwilę odpoczęli. Powodów było kilka. Był zmęczony, ponieważ od kilkunastu godzin nie spał. Trafił na nią zupełnie przypadkiem. Pojawiła się znikąd i wszystkie pobliskie istoty to zarejestrowały. W tym również on. Zaskoczony musiał sprawdzić co się stało. Uprzedził go ten dziwny stwór, ale na szczęście zdążył go powstrzymać. I teraz naprawdę z tego powodu się cieszy, bo ona była jedynym kluczem, który potrafił go wypuścić z tego miejsca. Wydawał się traktować ja nazbyt przedmiotowo, ale również stawiał ją jako priorytet, który musi chronić. To było istotne. Zdecydował się chronić ją za cenę swojego zdrowia. Stwierdził przy okazji, że jeżeli nie uda im się wydostać to raczej zwariuje i kobieta będzie musiała go zatłuc. Opowiedział jej też o tym, że te głosy, słyszy o wiele bardziej wyraźniej niż ona. Nawet teraz szeptały mu coś do ucha. Podpowiadały złe rzeczy, ostrzegały przed nią. Słyszał nawet płacz swojej siostry, ale wiedział, że nie może być prawdziwy. Ostrzegł ją, że niekiedy te stworzenia, mogą udawać jego głos i zwodzić ją. Z czasem jednak człowiek traci rozum i nie ufa nawet własnym myślą. Drugim powodem, dla którego mieli pozostać przez pewien czas w tym miejscu jest pobudzenie stworzeń. Poznawał to po pewnych hałasach, które dobiegały z bocznych jaskiń, które mijali. Ona nie zwróciła na nic uwagi, ale on był przekonany, że właśnie teraz jest „pora karmienia”. Tak nazywał okres łowów drapieżników. Według niego ta kraina dzieliła się tylko na dwa rodzaje stworzeń. Padlinożerców i drapieżników. Te pierwsze czyściły krainę ze wszelkich resztek, a nawet pożerały kości, mieląc je w swoich potężnych gębach. Drugie zaś wyglądały w różny sposób i miały różne gabaryty. Podkreślił, że ich wielkość nie zawse była związana z niebezpieczeństwem. Ostatnim powodem był fakt, że niedawno użyła magii w tamtym miejscu, a każdy czar jest pewnego rodzaju nawoływaniem ich. One żywiły się również energią, która przepływała w ich organizmach. Teraz więc mogło być ich tam więcej i szukały ich. Muszą trochę odczekać. I się położył.

Callisto miała uczucie, jakby trwało to krótko. Ledwo co się położył, a już wstał z posłania po drzemce. Wydawał się jednak o wiele bardziej wyspany, niż by się mogło wydawać. Przygasił nogą ognisko. Przygotował się do podróży i spojrzał się na nią.

- Mam nadzieję, że nie będę musiał tutaj wrócić. Jesteś gotowa? – nie czekając na odpowiedź ruszył w stronę wyjścia z groty lekko pochylony – Teraz powinno być bezpieczniej? Czemu tak patrzysz? Ach… też na początku tego nie potrafiłem zrozumieć. Czasu płynie tutaj w innych niemiarowy sposób. Też jest dzikim zwodniczym zwierzę. Tutaj nie zachodzą słońca i nie oświetlają ziemi księżyce. Tutaj czas płynie nierównomiernie, jak skrzydła mew. Raz trzepoczą się nieubłagalnie, aby po chwili ustać i płynąć spokojnie.

W ten sam sposób, w który udało im się dostać na górę, musieli zejść. Czekał, aż wejdzie na jego plecy i sprowadził ją w dół. Był bardziej rześki i miał pewniejsze ruchy. Na dole stali przez chwilę. Nasłuchiwał. Następnie tymi samymi korytarzami, które wydawały się takie same zaczął prowadzić ją ku miejscu, gdzie się pojawiła. Czarownica jednak nie potrafiła stwierdzić, czy idą w dobrym kierunku. Potrafił jednak stwierdzić, że nawet na nią źle wpływało to miejsce. Nie słyszała tych szeptów, a tylko dziwny szum wiatru, który kojarzył się ze słowami. Jednak wiedziała, że to miejsce powolutku próbuje wyssać z niej moc. Było to niedostrzegalne dla przeciętnego człowieka i dopiero po kilkunastu dniach tutaj mógłby poczuć różnice. Ona jednak znała się na magii i czuła, że to coś dobiera się do niej niczym niezaspokojony kochanek. Tylko była zabezpieczona w pas cnoty, przed łapczywymi rękoma mroku. I jakby cienie próbowały różnych sztuczek, aby dostał się do jej delikatnej mocy.

- Musimy się śpieszyć – powiedział cicho, ale nie wiedziała czy to on, czy jeden z tych głosów, czy jakaś myśl w jej głowie.

Re: [Wielkie Wydmy] Ruiny

28
Czas płynął tutaj inaczej - taką informację dostała elfka od śpiącego niemalże ułamek sekundy mężczyznę. Wartościowa treść o ile byłaby w stanie umiejętnie ją wykorzystać. Panując nad tym światem mogłaby po całym dniu pracy udać się w mrok, odpocząć w oka mgnieniu i wracać wypoczęta do Herbiańskiej rzeczywistości. Gdyby istniała możliwość kompromisu z tymi stworzeniami lub panującą nad nimi jednostką - o ile taka istnieje - Callisto, chętnie podjęłaby się pertraktacji. Ten alternatywny świat ma szeroki wachlarz możliwości, byleby móc z nich korzystać.

Mimo chorej fascynacji, czarownica czuje również, jakby pewnego rodzaju pijawka wysysała powoli z niej manę. Każdy oddech robi się ciężki, a energia magiczna wylatuje przez usta i nozdrza. Czasem czuła, że ulatnia się także przez skórę. Wszystko można załatwić polubownie, to dlatego niezrozumiałe dla Callisto jest, że wszechobecna otchłań próbuje ją zmiażdżyć zamiast wykorzystać potencjał na swą korzyść. Z takowym medium na usługi, mroczne istoty mogłyby dowolnie wnikać do Herbii. Callisto pozwalałaby im wnikać do rzeczywistości w zamian za swobodne posługiwanie się mrokiem. Aż żal ściskał jej zwęglone serce, kiedy nad tym dumała wisząc na plecach mężczyzny.

Podczas gdy znaleźli się na względnie stabilnej powierzchni, wartko przemykali przez groty jaskiń. Po ciemku szło to bardzo powoli, ale musieli się pospieszyć, ponieważ coś nadchodziło. Wtedy Callisto ruszyła z kopyta. Podbiegła do wybawiciela i czując go wyciągniętą ręką, nadawała szybszego tempa. W kontakcie z przewodnikiem nie należało obawiać się upadku, toteż cała uwaga została przekuta w tempo marszu. Gnali wartko, byle szybciej do miejsca rozpoczęcia katastrofalnej przygody.

Re: [Wielkie Wydmy] Ruiny

29
Czarownica przyśpieszyła, a razem z nią mężczyzna, który wcześniej stawiał przed sobą ostrożne kroki. Jego dłonie nadal błądziły po jednej ze ścian, a umysł liczył kolejne mijane skrzyżowania. Nie mógł się pomylić, ponieważ jedna pomyłka, może na zawsze ich zgubić. W ciemnościach labiryntu, którym byłe Rubieże Świata, nie odnaleźliby już tej samej drogi. Dziki bohater znał charakter tego miejsca o wiele lepiej niż jego towarzyszka. Nie była nauczona rozsądzać, każdy swój ruch. On wiedział, że tutaj nie wolno biec bez zastanowienia. Poruszał się prędko po korytarzach wtedy, kiedy niebezpieczeństwo było bliskie. Gdy w pobliżu znajdowały się dziwne stwory, pragnące zaspokoić swoje żołądki gorącym osoczem, surowym mięsem i życiodajną energią magiczną. Tej ostatniej w Callisto było za nadto. I przez cały czas Mrok próbował, rozebrać ją z warstw chroniących ją przed zbyt szybką utratą magii. Murem dzielącym ją od wyssania mocy, były lekcje spędzone na Uniwersytecie w Nowym Hollar. Potężni czarodzieje zamiast uczyć wtedy jeszcze młodą dziewczynę potężnych zaklęć, które łaknęła, kazali kontrolować przepływ energii wewnątrz siebie. Wzburzali jej moc i kazali ją uspokoić. Gadali podczas nudnych wykładów o harmonii i wewnętrznej homeostazie. Powiadali, że nie można rozwinąć prawidłowo czaroznastwa, jeżeli nie posiada się spokoju ducha, czystego sumienia oraz doskonałej władczy nad własnym ciałem. Nie wspominali jednak, że inaczej miało się z praktyką zakazanych sztuk, choć nawet jej mistrz mówił o zachowaniu równowagi między wszystkimi elementami.

Pędziła by dalej przed siebie, ale silna ściskająca ją dłoń mężczyzny, spowodowała zatrzymanie. Nie ostrzegł jej. Po prostu stanął. Ten człowiek w swojej nieujawnionej naturze, której nabył w tym miejscu, mógłby być fascynującym partnerem podróży. Potężny, silny i gwałtowny. Pewny siebie i podejmujący z rozwagą decyzje. O pięknie zbudowanym ciele, zwierzęcych oczach i dziwnym mroku, który wyczuwała wewnątrz niego. Niebyło to zło w czystej postaci, które można wyczuć w każdym z ludzi. To była część tego miejsca, która nie zatruwała go, lecz pragnęła połączyć się z nim. On jednak walczył z nią i odpychał ją niczym mnich, chroniący się przed rzucanymi na niego uroki. Poza tym światem mogłaby spróbować oczyścić go z tej mgły ciemności, która zaległa się w nim. Teraz jednak musieli wydostać się za pomocą jakiegoś czaru. Nie mogła wykorzystać w ten sam sposób swoich zaklęć. Musiała zdać się na intuicję i spróbować otworzyć portal wykorzystując wszystko co podobne w asortymencie swoich mrocznych sztuk. Zarazem dodać coś jeszcze, coś co otworzy drzwi między światami. I ona jest teraz jedynym kluczem posiadającym wystarczającą moc, aby ich stąd zabrać.

- To tutaj. Jestem pewien. – powiedział, choć dla niej wszystkie miejsca mogły być „tutaj”- Musimy się pośpieszyć. One czują Cię. Nie będą chciały wypuścić. To Mrok.

Re: [Wielkie Wydmy] Ruiny

30
Czas naglił, a mroczne pomioty zdawały się zbliżać z każdą chwilą. Coś powoli zaciskało pętlę wokół szyi, ograniczając swobodę wdechów jak i dopływ krwi do mózgu. To coś, jakby zarzuciło sieć, by powoli, nie płosząc ofiary, szarpnąć i pochwycić ją. Miało przewagę w każdej mierze, dlatego jakakolwiek próba boju z góry skazana była na porażkę. Ich jedyną defensywą był czas, te ulotne chwile, których odpowiednie wykorzystanie może pozwolić uchronić więcej niż jedno istnienie.

Czarownica ścisnęła trzon kostura na tyle mocno, że żadna siła nie mogła wytrącić go z dłoni. Zdrowa ręka ochoczo wznosi przedmiot, kolejno kreśląc faliste obłoki, jakoby ktoś obijał zmoczony pędzel o napięte płótno. Stopy stoją w jednym miejscu powoli rozkręcając się w rytm balansującego tułowia. Pierw lewa posuwa się w przód, potem prawa i ponownie ta sama kolejność, lecz w przeciwnym kierunku. Kobieta przypomina wpadających w trans szamanów, o których tak wiele głoszą lakoniczne kroniki. Nie kontroluje bowiem ruchów. Oddana całkowicie chwili, wypełnia się wewnętrzną energią jaka przemierza miejsca i czasy. Coś się zmienia, atmosfera gęstnieje, zaś najbliższy areał spowija smuga ulotnego uniesienia.

Stojący obok mąż nie dostrzega prezentowanego pląsu, jednakże słyszy słowa, które płyną z ust Callisto. Nieznane, jakby z obcego języka frazy rzucane są między wersami. Sama nie zna ich sensu, lecz pytluje ozorem, bowiem tak podpowiada wewnętrzny głos. Głos lub pamięć, gdyż frazy są zlepkiem treści z księgi przywołań, którą dzierży u swego boku. Niepojęta literatura spisana w przeklętej mowie, niegdyś służąca do przywoływania demonów i kreowania intermediatów między wymiarami. Każde słowo woła po mrok, ale nie zwykły, lecz ten zmieniony. Mrok z nutą brudnej zieleni śmiertelności.

Fallite fallentes
Dura necessitas
Hic vivi taceant
littera nocet
O, sancta simplicitas
Per aspera ad astra


Słowa płoną. Dobiegając końca wzywają niebotyczne siły. Siły, które ochronną dłonią wyciągną swą panią z sideł ciemności lub podadzą ją w geście pojednania, o ile układ zaspokoi apetyt na sztukmistrzostwo.

Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Wschodnia baronia”