Re: Tawerna "Blady Wampir"

16
- Już Ci wczoraj mówiłem. Normalnie biorę trzy srebrne monety. Ale ty obiecałeś mi dziewięć. Przysięgałeś na krew. Swoją i moją - wytłumaczył spokojnie ork i uniósł skaleczony wczoraj kciuk. - Ty też to masz, zobacz - skinął kupcowi.
Był to zwyczajny blef. Zazwyczaj Bruudz'th nie oszukiwał klientów, lecz ten egzemplarz nie przypadł orkowi do gustu. Parę monet więcej zawsze się przyda. Jeśli dozbiera jeszcze trochę, to może kupi sobie konia? Albo nowy pancerz? Albo będzie mieć aż takie szczęście że trafi na jedną z tych zaczarowanych zabawek od magów? Tak czy inaczej nie zamierzał teraz litować się teraz nad świeżo poznanym krzykaczem.

Re: Tawerna "Blady Wampir"

17
Kupiec spojrzał na swój kciuk. Faktycznie, coś mu tutaj nie grało. A wczoraj jeszcze tego nie miał... Najgorsze jest to, że ostatnią rzeczą z zeszłego dnia jaką pamiętał było wypicie osiemnastej butelki ginu. Potem nie pamiętał już kompletnie nic, aż do tego poranka. No ale jeśli orkowi coś takiego przyrzekł... Cóż, na trzeźwo nigdy by tego nie zrobił, więc będzie miał jakąś nauczkę. Zajrzał do swojej sakwy i pierwsza myśl jaka tylko przyszła mu do bolącej od uciekającego z niej alkoholu głowy brzmiała O KURWA! Zorientował się właśnie, że na gorzałę przepuścił prawie wszystko, co zabrał ze sobą na podróż. Musiał liczyć na to, że jak wreszcie dojdzie do miasta, szybko sprzeda cały ten bajzel.
- No dobra, bierz - bez większego marudzenia podał orkowi umówioną kwotę.

Re: Tawerna "Blady Wampir"

18
Bruudz'th odebrał pieniądze z kamienną twarzą, choć faktycznie został zaskoczony. Żadnych krzyków, próśb lub błagań? Widać inna kultura.
-Idź po swoje rzeczy. Spakuj się, ogarnij, zjedz coś. Jak wykitujesz na pustyni to będzie mój problem. A droga do Karigardu daleka. Spotykamy się tu za kilka minut- polecił ork.
Odwrócił się i raźno pomaszerował po swój ekwipunek. Nie był przyzwyczajony rozpakowywać wszystkiego, w związku z czym nie miał wiele do szykowania. Tarcza na plecy. Ekwipunek obozowy do wora. Toporek za pas. Z nożem nigdy się nie rozstawał. Tradycyjne już przed wyjściem kilka pociągnięć osełki po ostrzu włóczni i można iść. Aha, jeszcze tylko włożyć pustynne nakrycie głowy.
Po drodze do umówionego punktu skierował się w stronę studni napełnić bukłaki na wodę.
Ork stanął przed stajnią i rozejrzał się za Rashudim.

Tawerna "Blady Wampir"

20
***Kontynuacja akcji STĄD***
POST BARDA
Tawerna "Blady Wampir" przywitała Teliona otwartymi na oścież dwuskrzydłowymi drzwiami, skąd już wyraźnie docierały do niego odgłosy ogólnego karczemnego rozweselenia - rozmowy, hałasy, nawet przytłumiona gwarem muzyka! Niczym oaza na pustyni tawerna okazała się wytchnieniem dla spragnionych towarzystwa w tym głuchym jak kaplica mieście. Wejście to prowadziło prostymi schodkami w dół, oświetlone dwoma zapalonymi z sześciu świec, które najwyraźniej zgasił przeciąg bądź czyjaś niekompetencja w ich dopilnowaniu.
Na wejściu powitało Teliona dwóch sążnych orków którzy akurat siłowali się na rękę na postawionej przy drzwiach beczce, co by wrota do krainy szczęśliwości nie zamknęły się niespodziewanie. Panowie zdawali się kipieć od zadowolenia ze wspólnej rywalizacji o najsilniejsze przedramię w okolicy, a trzeba było przyznać że obwód ich bicepsów i wybijające się grube żyły robiły niemałe wrażenie. Telion już miał ominąć ich zgrabnie nie chcąc przeszkadzać w ich zajęciu gdy nagle zejście w dół zagrodziła mu ogromna łyda jednego z zielonoskórych, która wprawiła futrynę drzwi we wstrząs.

- Czekaj! - zawołał właściciel kończyny nie odrywając wzroku od swojego oponenta. Drewniana beczułka już drżała pod naporem ich łokci, aż w końcu drugi ork ugiął się, czemu towarzyszył jego donośny okrzyk, który jakimś cudem mógł wyrazić jednocześnie ból, stęknięcie niezadowolenia i rozbawienie. Ten pierwszy z kolei zadowolił się jedynie zwycięskim rechotem i gdy tylko przestał, odwrócił się w stronę Teliona, nie zdejmując uśmiechu ani na chwilę.
- Hola człowieczku, co tak śpieszno? Pogadajmy. - ork ściągnął już nogę z futryny ale jego postawa raczej nie sugerowała, że jest gotowy wpuścić marynarza na dół. Przynajmniej na razie.

- Nie kojarzę Cię za bardzo. Nowyś? Dziś do portu nic nie przybiło, a ty wyglądasz jakbyś był z daleka. I morda taka opalona, hoho... Nietutejsi muszą zapłacić za wstęp, bo na dole towar, sam rozumiesz, deficytowy. Jak obcy sobie chcą użyć no to muszą zapłacić. Jak wyskoczysz z, powiedzmy, 30 złotych monet to używaj sobie do woli. To jak robimy?
Mężczyźni nie wyglądali na bardzo agresywnych, może co najwyżej lekko podchmielonych, bowiem trochę od nich capiło. Jednak na pewno mieli przy sobie broń, rozmówca Teliona krótki miecz a ten drugi ork buławę, chociaż ciężko było stwierdzić czy zrobi z niej teraz jakiś użytek skoro masuje się po nadwyrężonym po porażce przedramieniu.
Z jakiegoś powodu skóra przy mieszku przywiązanym do ciała Teliona zaczęła się pocić. Jakby mieszek dawał o sobie znać.
"To achieve great things, two things are needed: a plan and not quite enough time." - Leonard Bernstein

Tawerna "Blady Wampir"

21
Od osiągnięcia pełni szczęścia dzieliły już tylko jedne drzwi. Nim jednak podróżny zdołał je przekroczyć, droga do nich została zatarasowana przez coś, co można było nazwać silnie popuchniętą łydą, na domiar złego nienaturalnie zieloną, jak gdyby właściciel cierpiał na pewną chorobę lub ktoś obłożył mu opuchliznę mchem. Kierując wzrok nieco ku górze Telion ujrzał wpierw mięsisty tułów, nadwyrężone ramiona i krótki, lecz barczysty kark zwieńczony łepetyną rozweselonego przedstawiciela odmiennej rasy. Ów osobnik zdawał się zupełnie nie przejmować obecnością nowego klienta, co nie oznaczało, że ten uszedł jego uwadze. W przeciwnym wypadku łydka siłacza nie miała prawa, nawet i przypadkiem, znaleźć się akurat w takim położeniu, by uniemożliwić wejście bądź wyjście do przybytku. Gospodarz rzucił krótkie hasło, po czym można by rzec, że znużony trwającym pojedynkiem, albo przymusem obsłużenia przywłoki, prędko wykończył oponenta, czego zwieńczenie było wyraźnie słyszeć, zarówno od jednej jak i od drugiej strony.

Odźwierny wreszcie przeniósł całą swoją uwagę na gościa, który to lustrował już go swym zmęczonym i bezemocjonalnym wyrazem twarzy, złudnie przypominającym oblicze umarłego.

- Niech będzie, zamieńmy kilka słów - - rzekł brodacz z wyczuwalnym zrezygnowaniem.

Spierać się nie było sensu. Zielony pod każdym względem miał przewagę. Po pierwsze i co najbardziej zauważalne, przewyższał tężyzną fizyczną. Próba siłowego wdarcia się do środka z pewnością skończyłaby się dla agresora tragicznie. Wybite zęby, przestawiony nos, a kto wie, może i połamane kończyny. Obrzucenie go obelgami pewnie też by nie poskutkowało. W najlepszym razie obraziłby się poważnie, na dobre zamykając jedno z niewielu obiecujących źródeł zdobycia racji dla wygłodniałych marynarzy.

- "Towar deficytowy...", "...poużywać sobie..."? - Telionowi dziwne wydały się sformułowania użyte przez orka. W jego rozumieniu nabierały one wydźwięku, jak gdyby chodziło o nie do końca sprawy związane z kwestią żywności, lecz o zupełnie inną sferę.

Otrząsnąwszy się z dziwnych myśli, zaraz znalazł dobry powód, aby stwierdzić, że jego domniemania stanowiły tylko fałszywe nadzieje wywołane zwodniczymi pragnieniami. Wszakże Abrar - pierwszy oficer - nie nadprzełożyłby dobra reszty załogi, dla chwili relaksu podrzędnej jednostki. A może tak... ale dlaczego tak...? Nie, pewnie, że nie!

- Ta, nie jestem tutejszy - Telion przyznał od razu. - Ja i paru innych jeszcze typków przybyliśmy w interesie - kontynuował nieśpiesznie - Nasza fregata utknęła o dzień żeglugi na wschód od miasta, jakbyś chciał wiedzieć, dlaczego nic tu nie przypłynęło ostatnio - wyjaśnił najszybciej, jak umiał.

Po tym zrobił krótką przerwę. Opierając się na doświadczeniu spotkania ze strażą, brunet założył bezpiecznie, iż i temu osobnikowi przyda się czas na przeanalizowanie posłyszanych wiadomości. Wolał nie zalewać go potokiem słów, gdyż ogólna tępota w połączeniu ze spożytym alkoholem mogły przynieść opłakane skutki im obu.

- Jest jeszcze coś - dodał, w tym samym czasie zmieniając pozycję ze stojącej na przykuc. Przedramiona oparł o kolana, a dłonie zaplótł między nimi - Gdy tu szliśmy w znoju i upale, przybył nam na powitanie komitet złożony z trzech zamaskowanych jeźdźców - trupie spojrzenie świdrowało mięśniaka, podczas gdy usta ledwie się otwierały, także ton głosu zmienił barwę na bardziej szepczący i tajemniczy. - Oni, a właściwie ONE, wzięły jednego z naszych jako kartę przetargową - wyjaśnił. - Myślę, że domyślasz się, o kogo może chodzić. O grupę, na nazwę, której tutejsi strażnicy srają po gaciach. Żmije. - nie omieszkał hamować się przed wypowiedzeniem zakazanego słowa.

Tu na nowo przybrał pozycję stojącą. Zaplótłszy ręce na piersi, spoglądał z ciekawością na wyraz twarzy rozmówcy, by w końcu skończyć słowami:

- Więc wiesz, my chcemy tylko dostać trochę towaru, za który odpowiednio zapłacimy, następnie odbierzemy z niewoli naszego kamrata. A gdy już przebijemy do brzegu z naszą załogą, szepnę słówko kapitanowi, aby to właśnie tobie dał prawo pierwszeństwa wyboru dóbr przeznaczonych na handel
- obiecał. - Na koniec dopowiem, że wiem z pewnych źródeł, że w mury przenikł ktoś od nich. Osobiście wiesz, co może się stać, lecz ja niekoniecznie, no bo skąd- mówił enigmatycznie, bez zdradzania niepotrzebnych szczegółów. -To jak? Dobijamy interesu i przygotowujemy się na najgorsze? - z nagła cała statyczność mimiki gdzieś prysła, a w jej miejsce zagościł lekki uśmiech. Kruczłowłosy wyczekiwał reakcji orka, licząc na szybkie zakończenie sprawy

Tawerna "Blady Wampir"

22
POST BARDA
Bramkarz przy wejściu "Bladego Wampira" słuchał Teliona z uwagą. To znaczy, taką uwagą jakiej można było oczekiwać od wpół pijanego orka. W dodatku cały czas głupkowato się uśmiechał, jakby nie brał nic z tych słów na poważnie.
- Ostatnimi czasy mało co przypływa, także dzień, dwa... tydzień zastoju w porcie nie robi na nikim wrażenia. - wyjaśnił mężczyzna Telionowi. Gdy marynarz przykucnął głowa orka również się obniżyła, być może niezbyt świadomie.
Choć Telion wykazywał się ogromną powagą mówiąc o tym, co spotkało jego ekipę podczas podróży to jego rozmówca zdawał się nie zwracać uwagi na jego ton. Ot tak kwitował to wszystko bezmyślnym potakiwaniem i półgębkiem uśmiechu.


Przebłysk zainteresowania pojawił się jednak, gdy Telion zaczął mówić o zamaskowanych jeźdźcach. Ork nie słuchał co prawda z przejęciem czy przerażeniem, ale jego głowa przekręciła się, a usta ułożyły się w dzióbek, jakby chciał powiedzieć samogłoskę "U". Jego kamrat po drugiej stronie beczki także się przybliżył, aż w końcu padło to słowo: "Żmije".

Niezależnie od tego, jakiej reakcji spodziewał się Telion, orkowie zachowali się dość... dziwnie. Parka wybuchnęła śmiechem, jakby opowiedziano im najlepszy żart po tej stronie baronii. Ten najbliżej brodacza aż podniósł rękę ku górze i z całej siły przywalił sobie w kolano, o mały włos nie grzmocąc Teliona po głowie. Pan po drugiej stronie beczki, z wiadomych powodów, nie mógł zareagować kończyną podobnie, ale za to tupnął kilka razy w ziemię.
- Żmije! Ahaha, popatrz go Ungzer! Gada jakby ich sam Usal złapał w kostkach zza wydmy, a się bandy bab przestraszył, ahahaha!
Duet zdawał się zarażać od siebie wzajemnie śmiechem, przez co ich głośnym kwikom nie było prawie końca. Dopiero gdy jeden wszedł na wyższe tony a drugi zaczął się dławić od śmiechu Telion mógł oczekiwać na jakiekolwiek słowa wyjaśnienia.
- Nooo, to powiem Ci... Ehehehe, że twój kolega to ma niezłego farta! Ungzer, wyobraź sobie - twój własny, bandycki harem niedoruchanych pind ze wścieklizną macic. To by było niezłe, co?
Ork o imieniu Ungzer wybełkotał coś pod nosem próbując tworzyć z tego słowo, ale po chwili próbowania w końcu zaniechał ten zamiar, zamiast tego pokazując w uśmiechu paskudne zęby i podnosząc prawy kciuk do góry z niebolącej ręki.


- Słuchaj, wiemy, że Żmije wszystkich wkurwiły w miejście, może Ci starsi ciemni ludkowie srają po gaciach, ale dla mnie... To zaraz minie. Ot sobie kobietki pomyślały, że coś ugrają, że pokażą jakie to one silne, mądre, blablabla... ale jak im się zatęskni za dobrym drągalem to wrócą na kolanach pod Bramę i będą błagać, żeby je wpuścić z powrotem. Zapamiętaj moje... -tu mężczyzna beknął niechcący, ale nie przeprosił. - ...moje słowa.

- Rozbawiłeś mnie, knypku. A myślałem, że już nic śmieszniejszego niż brzydka morda Ungzera mnie nie spotka. Także masz, właź jeśli chcesz. - bramkarz wykonał teatralny acz niemrawy gest dłonią, pokazując na wejście do tawerny i nawet kłaniając się lekko głową.
- Idź załatwić co tam masz załatwić, ich się nagrzmocić jak już taki napalony po Żmijach jesteś, droga wolna! A , i jak trafisz na Beatrice, to powiedz jej, że Dargon się stęsknił za jej usteczkami.
- Chyba, że chciałbyś spróbować się z nami na rękę! Gorszy niż ten cienias Ungzer być nie możesz, a chyba mu coś naciągnąłem, więc łatwa sprawa.
"To achieve great things, two things are needed: a plan and not quite enough time." - Leonard Bernstein

Tawerna "Blady Wampir"

23
POST POSTACI
Reakcja orka wprawiła mężczyznę w niemałe osłupienie. Nie spodziewał się on bowiem tak lekceważącej reakcji w stosunku do realnego(?) zagrożenia, jakim były wspomniane bandytki, a które w rzeczywistości miały stanowiły tylko grupę rozsierdzonych z niewiadomej przyczyny bab.

- A to ciekawe - tyle zdołał z siebie wydusić, wciąż nie mogąc zaprzestać wpatrywania się w zadumie, w Dargon'a.

Skoro więc niebezpieczeństwo w rzeczywistości nie istniało, a jedynym co mogło się przydarzyć Attyce, to nadwyrężenie członka, Telion odetchnął z wielką ulgą. Jedno zmartwienie odeszło. Pozostało zatem tylko sedno sprawy. Skompletować wystarczającą ilość prowiantu.

Sądząc zatem, że po zejściu na dół nie zastanie nic, co mogłoby go w rzeczywistości interesować, lub co bardziej prawdopodobne, zbyt wiele zbędnych rzeczy przykułoby jego uwagę, wpierw postanowił jeszcze trochę pomarudzić właścicielowi karczmy, bo jak nie u niego mógł przecież zasięgnąć najwięcej informacji i najszybciej dobić targu.

-Dzięki za propozycję, ale stanięcie, z którymś z was w szranki mogłoby się dla mnie zakończyć zwichnięciem nadgarstka... lub gorzej - rzekł trafnie z lekkim uśmiechem na ustach i wskazując palcem na różnicę między swoimi, wychudłymi ramionami, a ich potężnymi łapskami.

- Zamiast tego, przejdźmy raczej do interesów. Macie tu na sprzedaż jakieś suszone mięso, ryby czy cokolwiek, co na to wygląda i da się przeżuć?- przeszedł do konkretów. - Lub czy na dole znajdę kogoś, kto może mi to od ręki załatwić? - dodał.

Tawerna "Blady Wampir"

24
POST BARDA
Głowa Dargona pochyliła się nieco w zdziwieniu na pytanie Teliona, ale jego rozpijaczona gęba nie potrafiła przy tym przestać uśmiechać się z lekka.
- Czy ja Ci wyglądam jak sklepikarz? Leć na dół do Delfera przy barze on tutaj szefuje. Zapytaj, czy Ci co da, chociaż wątpię, bo żarcie ostatnio to towar równie rzadki co niewydymana panienka.


Nie mając więcej do załatwienia przy uroczych orkowych jegomościach Telion pokierował swoje kroki szerokimi, niestromymi schodkami w dół. Jednak bogowie tylko wiedzą co by się stało, gdyby próbował nimi zejść ktoś nie za bardzo trzeźwy.

Otwarte na oścież drewniane drzwi poprowadziły Teliona prosto do tłocznego przybytku. Hałas rozmów i krzyków oraz duszna od fajek wodnych i temperatury atmosfera od razu uderzyły w marynarza ze względu na tak silny kontrast z tym, co jeszcze niedawno widział na Głównym Bazarze. Praktycznie każdy nawet najmniejszy stolik, każda ściana była zajęta przez dobrze bawiących się ludzi. Pomimo szemranej reputacji speluny nie wszyscy jej goście wyglądali jak wyjęci spod prawa szubrawcy, bezduszni najmici czy mroczni konspiratorzy. Telion mógł zauważyć gdzieś grupkę grających w kości młodych mężczyzn, ubranych w całkiem porządne ubrania. W jakimś rogu przybytku młoda, ubrana tylko w pomarańczową przepaskę biodrową elfka obściskiwała się z jakimś brodatym, lekko przytłustym mężczyzną siedząc mu okrakiem na biodrach. Gdzieś na dywanie na ziemi z kolei siedziało dwóch starszych Everamczyków mających czerwone jak wiśnie lica od wypitej ilości wina, które to sobie polewali ochoczo chichocząc przy tym.
Całości tych scen wszelakich towarzyszyła muzyka, dobywająca się gdzieś w oddali ze sceny, która Telion przy takim tłumie mógł ledwo dostrzec. Były to dźwięki jakiegoś lokalnego instrumentu strunowego i metaliczne brzdęki. Na przeciwległym końcu tawerny znajdowały się schody prowadzące na słynne dwa sypialne piętra "Bladego Wampira". Zaraz obok też znajdowało się zasłonięte koralikową kurtyną wyjście na dziedziniec, gdzie odbywały się równie popularne tutaj walki bokserskie.

Telion jednak wierny swoim zamiarom i zobowiązaniom wobec załogi postanowił udać się w stronę baru. Przeciskanie się przez taki ścisk trochę mu zajęło, jednak lepiej było zrobić to powoli i pilnując przy sobie powierzonych pieniędzy. Ostatecznie doczłapał się do deski barowej, jednak nie znajdując wolnego miejsca do siedzenia pozostało mu stać.
Za barem uwijały się dwie osoby: Pierwszy rzucił się Telionowi w oczy mężczyzna o ciemnej karnacji, bez włosów na głowie jednak z bardzo zadbanym, siwym zarostem na kwadratowej szczęce. Jego duże łapy czyściły teraz jakiś kufel od piwa, podczas gdy on sam raczył się rozmową jakimś jegomościem zamawiającym alkohol. Jego postawa i tusza od razu sprawiały, że Telion mógł tę postać utożsamić z Delfera, o którym wcześniej słyszał. Stał od niego dobre dziesięć metrów, jednak zanim Telion zdążył chociaż zabiec o jego uwagę podeszła do niego druga osoba zajmująca się barem - drobna, całkiem ładna dziewczyna o krótkich ciemnych włosach i podobnie ciemnej, typowo everamskiej karnacji, ubrana w karczemny fartuszek i bufiastą koszulinę z krótkim rękawem.
- Salâmb! Co Ci podać? - przywitała się, nalewając w tym samym momencie piwa do kufla z baryłki dla innego gościa tawerny. Głos miała melodyjny, acz donośny, by mógł przebijać się przez tą całą wrzawę, co pewnie wynikało z doświadczenia długiej pracy w tym miejscu.
"To achieve great things, two things are needed: a plan and not quite enough time." - Leonard Bernstein

Tawerna "Blady Wampir"

25
POST POSTACI
Im niżej po krzywych schodkach, tym bardziej dało się wyczuć zmianę atmosfery. Towarzysząca nocy bryza zamarła, a jej miejsce zajął zaduch spowodowany natłokiem biesiadników. W nozdrza ukłuł odór dziesiątek pijackich oddechów, potu oraz nutka palonego fajkowego ziela. Telion stanął u progu właściwego wejścia oberży, rozeznając się z nowym miejscem i ledwo wybadawszy ogólne położenie najważniejszych punktów orientacyjnych, zrobił pierwszy niepewny krok, później następny i jeszcze jeden. Przeciskał się między ludźmi i orkami, próbując jednocześnie nie stracić z oczu barowej lady, a przynajmniej jej tropu.

Wreszcie, po długim i mozolnym błądzeniu wśród bezustannie zmieniającego się labiryntu, którego ściany stanowili pozostali goście, dotarł do nieznacznie mniej zatłoczonej części gospody. Oto przy długiej, lecz stosunkowo wąskiej desce ustawionej niejako w poprzek sali siedział cały rządek, raczących się chłodnymi trunkami piwoszy. Pomiędzy ich barkami mężczyzna widział przemykająca postać barmana. Ciemny odcień skóry kontrastował z siwiejącym zarostem. Najwyraźniej ów osobnik musiał być już posunięty w latach.

- Zapewne Delfer - wymamrotał sam do siebie.

Skoro więc obiekt został namierzony, teraz wystarczyło pójść i zagadać. Tylko i aż! Chociaż Telion nie należał do najniższych, to mimo wszystko nijak mógł się dobić do samej lady. Zrobiwszy kilka rundek w te i wewte, szukał sposobności, by przy pierwszej okazji móc zająć czyjeś miejsce, jak tylko te się zwolni.

Na jego nieszczęście noc była młoda, co znaczyło, że nim ktokolwiek zechce odejść, minie sporo czasu i sporo kufli zostanie obalonych, a na to nie mógł sobie przecież pozwolić. Tak godząc się z losem, pokręcił się bez większego celu, aż tu z nagła, nadarzyła się okazja. Korzystając z danej mu szansy, w susłach doskoczył do małego, wolnego skrawka. Oparłszy ręce o szynkwas, odetchnął z ulgą, by zaraz po tym zacząć nawoływać na ciemnoskórego, który zdawał się go nie słyszeć. Zamiast niego podeszła natomiast zdecydowanie mniejsza osóbka, o typowej dla tutejszych mieszkańców fizjologii. Nie za wysoka, mocno opalona kobietka.

- Jedno małe, byle chłodne - poprosił w odpowiedzi na postawione pytanie, nie zwracając prawie uwagi na rozmówczynie, ino wciąż śledząc bacznie łysego. - Potrzeba mi też pilnie zamienić słówko z tamtym - wskazał Delfera. - Chodzi o interesy, da się załatwić? Będę wdzięczny - powiedział swoim bezpośrednim stylem.

W oczekiwaniu na rozwój wypadku po raz wtóry, tym razem dokładniej, powiódł wzrokiem, szukając w tłumie, nie wiadomo czego. Gdzieś tam poddawano się hazardowi, w innym miejscu rozchodziła się biała mgiełka, mająca swe źródło w kolorowym wazoniku, z którego wychodziło kilka wężyków, a gdzie nie spojrzeć, wszędzie ścisk i ludzi i nie-ludzi gromady.

- Obrzydlistwo - skomentował krótko, gdy oczy jego natrafiły na praktycznie nagą elfkę, tak ochoczo zajmującą się z wyglądu obleśnym klientem.

Odwróciwszy prędko wzrok od tego bezeceństwa, zatopił spojrzenie we własnych dłoniach, w najgłębszej podświadomości chcąc jak najszybciej opuścić tą zatłoczoną spelunę. Dwa lata samotnej wędrówki przez pustkowia, a następnie dwa kolejne pośród bezkresu oceanu, odbiły się na jego psychice. Świat bez widocznych granic wytyczanych przez, chociażby mury, zdecydowanie bardziej przypadł mu do gustu, aniżeli przebywanie w miejscach takich jak te. Nawet tkwienie na okręcie, niby z pozoru małym skrawku złożonym z poskręcanych desek, żelastwa i pozszywanych płócien, było w jego ocenie znacznie przyjemniejsze. Wtedy to siedząc na swoim ulubionym bocianim gnieździe, mógł wpatrywać się w kołyszące okrętem fale, a w porze wieczornej, przy świetle latarni, zaczytywać się w księdze czarownika, pamiątce po pierwszej w jego życiu wyprawie.

- Byle szybko i się stąd zawijać - pomyślał na głos, z niecierpliwości podrygując lekko stopą.

Tawerna "Blady Wampir"

26
POST BARDA
Dziewczyna kiwnęła Telionowi głową gdy ten złożył zamówienie. Odniosła szybko to piwo, które nalewała wcześniej do innego klienta, po czym wróciła do marynarza, szybko wygrzebała skądś wolny kufel i zaczęła polewać z jakieś schłodzonej pod ladą beczułki.
Podczas nalewania Telion zdradził cel swojej wizyty w tym lokalu, jednak przez swoje skupienie na Delferze nie mógł z pewnością zauważyć, że dziewczyna wydaje się mało zadowolona z faktu, że nie patrzy na nią mówiąc do niej.


Otoczenie, dla osoby tak odzwyczajonej do nagromadzeń ludzi różnych i wszelakich, z pewnością mogło się wydawać przytłaczające i niezbyt zachęcające. Nie śpiesząc się już nigdzie i błądząc wzrokiem z dala od ludzi Telion mógł z kolei dostrzec więcej detali tego pomieszczenia. Ściany były pokryte bordową, wzorzystą tapetą obłożoną boazerią z ciemnego drewna. Gdzieniegdzie obdrapane ściany odsłaniały szary, kamienny spód. W regularnych odstępach wisiały kinkiety starające się w desperacji rozświetlić panujący tu półmrok. Speluna pomimo swej reputacji widocznie starała się imitować jakiś rodzaj dobrobytu i prestiżu, choć przychodziło to z miernym skutkiem.
Zespół skończył właśnie utwór i będąc kompletnie zignorowanym przez zebraną gawiedź rozpoczął następny, zmieniając nutę na trochę bardziej energiczną i skoczną. Przylepiona do oblecha elfa właśnie wstała i zakrywając jedną ręką piersi pomachała mu na pożegnanie, czmychając czym prędzej na zgrabnych bosych nóżkach do schodów, udając się na górę.

- A jakie interesy chcesz z nim załatwiać? - odezwała się barmanka do Teliona, wyrywając go z przemyśleń. Jej głos dalej był melodyjny, jednak ton zrobił się trochę bardziej dobitny. - Ruch mamy, nie można szefowi zawracać głowy byle czym. Jak chcesz coś załatwić wal do mnie. - na zakończenie swojej wypowiedzi postawiła przed mężczyzną kufel pełen spienionego, chmielowego trunku, jednak wciąż go trzymała. Drugą rękę wyciągnęła do niego w geście otwartej dłoni, ewidentnie sugerując, by zapłacił. Jej brązowe oczy przybiły się do twarzy Teliona, a lekko pochylona głowa emanowała spokojnym, grzecznościowym, może jedynie trochę wymuszonym uśmiechem.
"To achieve great things, two things are needed: a plan and not quite enough time." - Leonard Bernstein

Tawerna "Blady Wampir"

27
POST POSTACI
Jeśli z pozoru coś mogło pójść gładko, w rzeczywistości nigdy tak nie było. I tym razem mężczyzna musiał liczyć się z drobną niedogodnością. Barmanka w trybie ekspresowym spełniła żądanie podania napitku, lecz z wypowiedzianych przez nią słów szło się domyślić, że nie prędko zechce zawracać głowę przełożonemu. Zresztą, podany przez nią powód wydawał się słuszny. Gospoda wręcz kipiała od natłoku gości, nic zatem dziwnego, że jej właściciel miał ręce pełne roboty, a wszelka próba wytrącenia go z rytmu mogła mu bardzo zaszkodzić. Nieco inaczej sprawa wyglądała w przypadku ciemnoskórej kobiety, ta, chociaż na równi zajęta, jakby zwolniła tempa, widocznie zainteresowana nowym przybyszem, czego sam Telion zdawał się nie zauważyć, a przynajmniej do czasu sięgnięcie po postawiony kufel. Ręka sama mu powędrowała, by sięgnąć po złocisty napój, lecz wyczuwając silny opór, mimochodem musiał spojrzeć, co go powstrzymywało.

- Yy.. a tak, oczywiście - Speszył się wpierw napotkaniem ciemnych oczek, następnie wystawioną w znaczącym geście dłonią.

Wyciągnąwszy z kieszeni spodni należność, podał ją grzecznie karczmarce.
Dopiero w następnej chwili niejako dotarły do niego słowa odnoszące się do meritum sprawy.

Brodacz nie odpowiedział od razu. Unosząc ku górze jedną brew i gapiąc się tępo w twarz kobiety, próbował wyczuć podstęp. Od co, taki był z natury. Nie w smak mu było załatwianie interesów za pośrednictwem osób trzecich, jednak w tym przypadku zdał sobie sprawę, że zachowując milczenie, nic nie wskóra, a tylko wydłuży niepotrzebnie proces dobijania targu.

- Ech... - westchnął niepocieszony. - Potrzebuję zorganizować na już prowiant dla załogi fregaty kupieckiej, na której służę. Ściślej ujmując, cokolwiek co można nazwać mięsem i przetrwa kilkudniową podróż - wyjaśnił pokrótce. - Oczywiście za wszystko zapłacimy od razu- dodał naprędce.

Tyle wyjaśnień wystarczyło. Być może, że powiedział w swoim mniemaniu nazbyt wiele. Pozostało zatem wyczekiwać na odpowiedź, a w razie usłyszenia odmowy, spróbować zbałamucić czarnulkę lub co bardziej prawdopodobne w jego wykonaniu, czym prędzej wyjść z przybytku i szukać szczęścia gdzie indziej. W najgorszym przypadku trzeba było liczyć na to, że załoga przetrzyma trudny okres, opierając swoją dietę na samej wodzie i sucharach oraz resztce cytrusów, jakie zostały w najdalszych czeluściach okrętowego magazynu.

Tawerna "Blady Wampir"

28
POST BARDA
Gdy tylko waluta dotknęła wnętrza dłoni barmanki ta dopiero wtedy zwolniła swój chwyt z kufla piwa. Podziękowała kiwnięciem głowy i czym prędzej schowała należność do tylko sobie znanego miejsca za ladą. Próbując trunku Telion mógł stwierdzić, że jak na tak podrzędną knajpę jaką był "Blady Wampir" piwo było przyjemnie znośne. Z pewnością orzeźwiało swym lekko ostrym aromatem jednak posmak pozostawał niespodziewanie gorzkawy. Cholera wie, czy było to rozcieńczane wodą, choć pewnie tak; na pewno miło je się popijało, a szybko uciekające piwo z pewnością było dobrym sposobem na wywabienie z klienteli większych ilości pieniędzy zanim byli w stanie się zorientować, że alkohol uderzy im do głowy.

Marynarz opowiedział ze swojej historii co chciał barmance, na co przymrużyła jedną brew w zastanowieniu. Wsłuchała się w to na tyle dobrze, że wyglądała jakby przez chwilę przestała kontrolować, co dzieje się na barze. A chętnych na jej usługi z pewnością przy tym tłumie nie brakowało.
- Fregata kupiecka mówisz? Dawno taka do nas tu nie przybiła. Zupełnie jakby od ostatniego Zaćmienia przestraszyło wszystkich żeglarzy... Cholera wie ile nam zostanie po dzisiaj zapasów sądząc po tym, co dziś się dzieje, ale... Może coś się znajdzie. Dużo wam w sumie drogi zostało, że musiałeś sam przypłynąć aż do portu
Dziewczyna zdawała się zaintrygowana, zupełnie jakby kilka słów Teliona wystarczyło, aby wzbudzić jej ciekawość. Pewnie to i... no nie była to prośba z którą spotykała się na co dzień pracując tutaj.


Telion mógł dostrzec kątem oka, że po prawej stronie jakiś mężczyzna w oddali machał ręką chcąc pewnie coś zamówić, niemniej barmanka nie zareagowała. Jednak na pewno nie mógł dostrzec szybującej w stronę dziewczyny szarej ścierki, która niegroźnie acz efektywnie smyrnęła ją po twarzy. Materiał był trzymany przez silną dłoń, do której była przyczepiona reszta mężczyzny. Tego samego, którego Telion widział wcześniej, ale nie miał szans się doń zbliżyć.
- Nazrin! Co do kurwy? Do klientów lecieć im polewać a nie zaloty sobie z chłoptasiami uprawiać! - wykrzyknął mężczyzna do barmanki, która teraz niezadowolona wycierała mokrą od brudnej szmaty twarz.
- Ała, tato! - zbuntowała się młoda dziewczyna. - Typ chciał tylko interes załatwić! Mięso kupić, cholera jasna.
- Mięso? A czy my wyglądamy jak pierdolona rzeźnia? Jak będzie chciał kupić beczkę obornika to mu będziesz wybierać gówno z wychodka dla klientów?

- Powiedział, że zapłaci, no weź się uspokój!

Na dźwięk słowa "zapłaci" barman odwrócił się do Teliona lustrując go dogłębnie swoim dość przerażającym, pomarszczonym obliczem. Dziewczyna opowiedziała mu to wszystko, co powiedział jej Telion. Przetwarzanie tego zajęło mu tak kilka sekund, gdy po chwili machnął tą samą ścierką do góry zwracając się w lewo do Teliona, w stronę okienka na kuchnię.
- Haak! Weź wyjdź na bar, bo jest zapieprz! Ja tu muszę ogarnąć jednego typa!
Następnie odwrócił się w stronę Nazrin, z równie nieprzyjemnym wyrazem twarzy.
- A ty smarkulo lepiej rób co do Ciebie należy, bo dzisiaj nie skończy się dla Ciebie najlepiej.
Oburzona barmanka spojrzała wymownie na ojca, po czym udała się na drugi koniec lady, by obsługiwać potrzebujących gości.


Pomimo dużego ścisku panującego w lokalu Telion nagle odniósł wrażenie, jakby był tutaj tylko on i barman po drugiej stronie. Jegomość z pewnością o intrygującej aparycji, niemniej teraz wyglądał na mniej gniewnego a bardziej zadziornego, uśmiechającego się półgębkiem.
- No dobra, panie ładny, wyglądasz na trzeźwego, więc przejdźmy do rzeczy. To, co Ci dam, zależy od tego, co możesz dać mi. Może też przewozicie co na tym statku co by przydało się staremu Delferowi?
"To achieve great things, two things are needed: a plan and not quite enough time." - Leonard Bernstein

Tawerna "Blady Wampir"

29
POST POSTACI
Wypowiedź ciemnoskórej kobiety pierw wywołała w nim uczucie zrezygnowania, by w następnej chwili wzbudzić na nowo nadzieję. Czy to przejęta losem biednych żeglarzy czy najzwyczajniej w świecie chęcią lukratywnego zysku, zapewniała go, że istnieje cień szansy na spełnienie prośby.

- Byłbym wdzięczny nawet za najmniejszą ilość -wtrącił się między zdanie, by chwilę później dodać - I co mam rozumieć przez "(...)ile nam zostanie po dzisiaj zapasów sądząc po tym, co dziś się dzieje(...)" - wychwycił między słowami coś niepokojącego.

Odpowiedzi jednak nie doczekał, bo oto znikąd kawał ściery przyległ do polika barmanki. Telion odruchowo zrobił krok w tył, ściskając przy tym mocno kufel i zakrywając jego ranty dłonią, aby nic paskudnego nie wleciało mu do środka. To, co miało miejsce później, skomentował głupim wyrazem twarzy, sugerującym zdziwienie, połączone z potrzebą przeanalizowania niespodziewanego obrotu spraw.

Kłótnia dwojga ludzi była krótka, lecz intensywna. Kruczowłosy przetarł twarz ze zdumienia. Jeszcze bowiem nigdy nie słyszał, aby rodzic odnosił się w tak wulgarny sposób do własnego dziecka i to ze wzajemnością. Nie przeszkadzało im nawet skupienie kilkunastu, a może i kilkudziesięciu par oczu. Dopiero napomknięcie o zapłacie zakończyło waśń. Najwyraźniej Delfer był na tyle chytry na pieniące, że w mgnieniu oka z bojowego nastawienia, przemienił się w skorego do rozmów kupczyka.

- Grubiaństwo chyba jest cechą wspólną dla tutejszych mieszkańców - pomyślał, na powrót opierając ręce o blat i oddając opróżnione do cna naczynie.

Panująca atmosfera wkrótce wróciła do normy. Goście jakby zapomnieli o sprawie, wracając do swoich spraw, jakimi w większości było tutaj zwyczajne pijaństwo i rozpusta. Telion przeniósł w pełni uwagę na gospodarza i mierzył się z nim niejako wzrokiem. Jego ledwo otwarte ze zmęczenia i przyzwyczajenia do rozbłyskujących na falach promieni słońca oczy bezemocjonalnie wpatrywały się w rosłego i budzącego poczucie grozy gospodarza. Usta natomiast rozwarły się nieco później, wydając z siebie dźwięki składające się w pojedyncze wyrazy, by następnie wyewoluować w pełne zdania.

- Jestem w stanie dać ci tyle, ile mam - Klepnął lewe udo, które znajomo zabrzęczało. - Przewozimy różne towary, twoja pomoc za skutkuje pierwszeństwem co do ich wyboru. Już ja się o to postaram - kusił cennymi dobrami, gdyby pieniące okazałyby się zbyt małą zachętą - Wolałbym jednak rozmawiać w bardziej dyskretnym miejscu. Zbyt wiele par uszu nas słucha, a jestem przekonany, że wśród tłumu jest ktoś, kto mógłby spełnić moje żądania - zasugerował zmianę otoczenia z racji dobra interesów lub bardziej w jego przypadku, prawdopodobne chęcią opuszczenia zatłoczonej izby.

Tawerna "Blady Wampir"

30
POST BARDA
Im dłużej Telion przebywał w tym tłoku tym bardziej zaduch dawał mu się we znaki. Z pewnością zgromadzeni tu goście byli na to znieczuleni przez ilość przyswajanych trunków, choć dziwota, że nie padali ze zmęczenia. Całe szczęście, że w lokalu znajdowało się wyjście na dziedziniec, które przy każdym otworzeniu drzwi wprowadzało do lokalu chwilowy powiew wytchnienia.
Delfer z pewnością był przyzwyczajony do tych warunków, jednak widział na twarzy Teliona pewien rodzaj dyskomfortu i znużenia, dlatego skwitował prośbę marynarza uśmiechem półgębkiem i zlustrowaniem go od góry do dołu, na tyle na ile pozwalał mu blat baru oraz jego niezbyt wysoka sylwetka.
- Dobra młody, wydajesz się ogarnięty. Przynajmniej nie pierdolisz jak potłuczony, w odróżnieniu od reszty bęcwałów z "interesem" do mnie. Chodź. - barman ponownie machnął w powietrze mokrą ścierką, zupełnie się nie przejmując czy coś z niej skapnie. Wskazał tym samym Telionowi kierunek, który prowadził do drzwi przy końcu baru, które z pewnością prowadziły do kuchni, z której Delfer nawoływał swojego kucharza, Haaka.
Przeciśnięcie się przez ludzi znów trochę zajęło, a Telion przez przypadek potrącił jakiegoś ubranego w żółty turban mężczyznę, który zaczął coś do niego wykrzykiwać w everamskim dialekcie, z pewnością niezbyt miłego. Delfer nie napotykał takich problemów po swojej wąskiej, jednak nietłocznej stronie baru, toteż szybciej doczłapał się do swoich drzwi.


Ostatecznie obaj mężczyźni znaleźli się w karczemnej kuchni, w której blaty były zawalone tonami brudnych naczyń a na gdzieniegdzie wilgotnej i brudnej od rozlanego alkoholu ziemi stało kilka beczek. Na szczęście Telion nie miał jakże wątpliwej przyjemności obejrzeć dokładnie tego miejsca, bowiem karczmarz pokierował go parę metrów dalej, do otwartego korytarza, gdzie znajdowała się para drzwi. Weszli w jedne z nich i Telion znalazł się w pomieszczeniu, które z pewnością służyło za swego rodzaju biuro dla Delfera. Ku zaskoczeniu było to do tej pory najładniej wyglądające pomieszczenie w całym przybytku, jakie Telion miał okazję zwiedzić. Ze ścian zwisały dwie imponujące kolorytem tapiserie przedstawiające jakieś scenki rodzajowe. Wszelkie półki czy szafki były wykonane z dobrej jakości drewna i stały zapchane różnego rodzaju książkami, figurkami i innymi tego typu szpargałami. Przy jednej ze ścian stało osadzone na grubym dywanie duże biurko, również zawalone jakąś dokumentacją. Delfer jednak nie za dużo sobie z tego robił. Przysunął dla Teliona jakiś taboret a sam z kolei usiadł gwałtownie przy biurku na dużym, bordowo obitym krześle, opierając się jednym ramieniem o blat. Wciąż dzierżył tę brudną ścierkę.

- To co, mówisz, że załoga utknęła bez wiatru? Co to w ogóle za statek, kapitanuje tam ktoś znany? I skąd płyniecie, hmm?
"To achieve great things, two things are needed: a plan and not quite enough time." - Leonard Bernstein
ODPOWIEDZ

Wróć do „Everam”