Tawerna "Blady Wampir"

46
POST BARDA
Nikt nie zareagował na wtargnięcie Teliona za ladę i jego bezprecedensowe nalanie sobie trunku za darmoszkę. Wszyscy obecni byli zajęci sprzątaniem. Z kolei Defler, gdyby tutaj był, z pewnością miałby teraz inne zmartwienia na głowie. Alkohol smakował dokładnie tak samo, jak gdy podawała mu go Nazrim, co wydawało się wydarzeniem już tak odległym jakby miało miejsce miesiące temu.
W gospodzie rzeczywiście nie walały się żadne trupy, choć śladów krwi na parkiecie nie brakowało. Szczególnie jego uwagę przykuło, jak mu się wydawało, to miejsce, w którym udało mu się powalić jedną z bandziorek. Zaschnięta plama niedaleko ogromnego fotela wydawała się wyglądać wręcz imponująco, jednak ofiary jego powalenia brak. Nie wiadomo też, co stało się z zatrudnioną elfką, która zwróciła się przeciwko swojemu "patronowi". Tyle pytań bez odpowiedzi. Na szczęście przy kamiennym słupie była przywiązana okazja na choć częściowe zaspokojenie dręczącej go ciekawości.

Marynarz podszedł do kobiety. Siedziała ona oparta o wcześniej wspomniany słup z podkulonymi nogami. Bordowy kaptur już dawno zsunął się z jej głowy w wyniku tarmoszenia. Nie miała jak go nałożyć ponownie z rękami związanymi za plecami, toteż spuszczoną w dół obitą twarz zasłaniały jej czarne włosy. Oddychała powoli, nie dając po sobie poznać czy to chęci ucieczki czy zainteresowania tym co się dzieje dookoła niej. Równie dobrze mogłaby być prześcieradłem narzuconym na zapomniane przez kucharza skrzynie w magazynie.
Przybliżywszy się do niej pojmana podniosła z wolna swój wzrok, sprawdzając kto to zakłóca jej spokój. Tak jak Telion zaobserwował wcześniej - była to kobieta w sile wieku, która z pewnością w życiu widziała już wiele, jednak było za wcześnie by nazwać ją "starą". W rozpoznaniu szczegółów twarzy nie pomagało spuchnięcie. Z tego powodu jedno z oczu było słabo dostrzegalne, jednak czuć było z tego spojrzenia pewien chłód i gniew, dużo bardziej niż zmęczenie.
Zareagowała na propozycję napicia się tylko krótkim zerknięciem na kufel, jednak jej reakcja nie wyrażała niechęci. Telion przysunął kufel z którego kobieta pociągnęła nieduży łyk i potrzymała przez chwilę w ustach. Zanim jednak Telion był w stanie usiąść i przejść do swoich pytań ta bezceremonialnie splunęła na niego zawartością kufla, rozbryzgiem obejmując zarówno jego twarz jak i ubrania. Jej wzrok dalej ciskał gromami.

Gdy Telion już otrząsnął się po tym zajściu postanowił wywiedzieć się tego i owego, zadając bezpośrednio pytania, na które chciał poznać odpowiedź.
- Skoro to nie twoja sprawa to się w to nie mieszaj, głupi khadijk. - użyła wobec niego słowa, którego nie zrozumiał.
- To jest Everam, miasto portowe. Tutaj każdy ma interes. - powiedziała beznamiętnie, już nawet nie próbując patrzeć na swojego rozmówcę. - Moje życie to też "nie twoja sprawa". Nie znasz historii tego miejsca. Za dużo by tłumaczyć a i tak nie zrozumiesz.
Telion opowiedział swoją historię ze spotkaniem Żmij i wzięciem Attyki za zakładnika. Udawanie rozemocjonowania z pewnością wychodziło brodaczowi dobrze, jednak w miarę swojego "występu" zaczynał wątpić, czy ze swoją manipulacją trafił na podatny grunt. Jedynie użycie imienia swojego oficera pozwoliło mu ponownie nawiązać kontakt wzrokowy z przesłuchiwaną, jednak jej zmęczona twarz wyrażała bardziej coś na granicy zmęczenia i zirytowania.
- Wszystkim mężczyznom w tym przeklętym mieście wydaje się, że mogą od nas żądać i żądać. I co, mam ci odpowiedzieć na to wszystko, młokosie? Tylko dlatego, że ode mnie tego wymagasz? Jesteście żałośni, ty i wszyscy tobie podobni, którzy mają "interes" z Delferem.
- Oczywiście, że znam Arbara. Każdy Everamczyk zna historię Arbara. A co - ty nie znasz? - zapytała pozwalając sobie na pierwszy objaw jakiejś silniejszej emocji - uśmiech. Przepełniony drwiną i szyderstwem uśmiech.
"To achieve great things, two things are needed: a plan and not quite enough time." - Leonard Bernstein

Tawerna "Blady Wampir"

47
POST POSTACI
Kobieta ewidentnie nie miała zamiaru współpracować. Znieważające splunięcie w twarz, pogarda, jaką dla niego miała z racji wieku i płci oraz potępienie za stanięcie po stronie Delfera, wydawało się zupełnie przekreślić szansę na usłyszenie jakichkolwiek wyjaśnień. Najwidoczniej nie tylko tutejsi mężczyźni cechowali się gruboskórnością. Zapewne taki rodzaj bycia dotyczył tu wszystkich, od co, swoista cecha narodu.

Porzucając wywody na temat nienamacalnego dziedzictwa kulturowego Everamczyków, Telion siedząc już teraz w rozkroku i będąc lekko pochylonym z ułożonymi na nogach i splecionymi razem dłońmi, westnchął ciężko. Głowę spuścił na dół, wpatrując się przez moment w wysłużony parkiet. Następnie unosząc twarz na rozmówczynię, spojrzał na nią z politowaniem.

- Widzę, że cywilizowane rozwiązania nie leżą w tutejszych gustach, co? Zamiast tego wolicie prawo pięści, ale masz rację. Co mi do tego. Wszakże jestem tu tylko przejazdem - przyznał jej rację, od razu kończąc temat, gdyż widział, że do niczego go to nie doprowadzi.

Skoro więc nie miał co liczyć na rzeczowe wyjaśnienia, postanowił kontynuować jedyny wątek, jakim ów przesłuchiwana jako tako się zainteresowała, a nawet krótko skomentowała. Może przynajmniej dzięki temu zdoła wydusić z niej choć trochę informacji.

- Pan ofi... znazy Abrar nigdy nie wspominał o swojej przeszłości. Ciekaw jestem, czym zasłynął, że całe Południe zna jego imię
- przyznał. - Kim on tu był? Księciem, znanym zbójem czy bohaterem narodowym lub waszym wodzem? Boicie się go, bo wie, gdzie gniazdujecie? - celowo wymieniał wszystkie zaszczyty, jakie przyszły mu na myśl, aby tamta mogła naprostować jego domysły, tudzież potrzymać temat do dalszej rozmowy.

Postanowił, że dopiero po zakończeniu tego wątku, raz jeszcze spróbuje wyciągnąć ważniejsze zeznania. Skoro o poznaniu historii miasta może tylko zapomnieć, liczył przynajmniej, że w potoku słanych ku niemu słów zdoła pozyskać wskazówkę o położeniu obozowiska Żmij. Wszakże nie mogły przebywać z dala od miasta skoro, to były zdolne do wypatrzenia łodzi przybijającej do brzegu oraz przemknięcie tak liczną grupą przez spory kawałek pustyni, bez alarmowania strażników czatujących na wieżach obserwacyjnych. Z tego mogło wynikać, że swą bazę wypadową musiały mieć gdzieś w pobliżu lub znać jakieś tajne przejścia do niej prowadzące. Skoro więc tak, problemem pozostawało już tylko wyłudzenie namiaru.

Tylko i aż, gdyż Telionowi nie przychodził żaden pomysł jak to uczynić. Kobieta zdawał się twardym przypadkiem. Musiał nieźle się nagłówkować jakby tu ją podejść. Wiedział, że przemocą nic nie osiągnie, ani też grzeczną prośbą.
Wtem nagły błysk w oku połączony z lekkim i krótkotrwałym uśmieszkiem jednoznacznie wskazał, że wpadł na pewien prosty, lecz dość ryzykowny plan.

- Muszę się napić - palnął ni stąd, ni zowąd.

Przeszedłszy się więc na nowo w stronę szynkwasu, przeszukiwał jego zawartość w poszukiwaniu bukłaku czerwonego wina lub innego trunku, byleby o mocno zabarwionej na ciemny kolor barwie, by następnie zbliżywszy się do paleniska, udawał, że grzeje się w żarze, ukradkiem zbierając niedopalone kawałki opału, na tyle małe, aby mogły zmieścić mu się do kieszeni. Po tym wrócił na pierwotnie zajmowane miejsce, upił nieco wcześniej zagarniętego piwa i kontynuował przesłuchanie.

- Powiem ci coś - szeptał niemal do ucha zabójczyni. - Myśl sobie o mnie co chcesz, ale poniekąd jesteśmy podobni, a przynajmniej w kwestii utraty bliskich - zaczął od osobistych wyznań. - Ja też straciłem moją partnerkę oraz moje nienarodzone na tamten czas dziecko i to poniekąd z rąk bliskim nam osób, bo nasz związek im nie odpowiadał. Więc wiem, co czujesz - wykazywał nadwyraz empatię. - I szczerze, to w dupie mam Delfera i tę jego smarkule. Chodzi mi tylko o pozyskanie skromnych zapasów dla moich załogantów lub lepiej, dania nogi z tego nudnego okrętu, nic więcej. Jest tylko jeden problem, nie mogę tego zrobić, póki Abrar jest w pobliżu, a nawet jeśli, to sam na pustyni niechybnie zginę - jego narracja niespodziewanie została zmieniona. Zdawać by się mogło, że wypił o jeden łyk za dużo, co nieszczęśliwie rozwiązało mu język, sprawiając, iż wylewał z siebie całą zebraną dotychczas gorycz. - Może więc pójdziesz na układ, co? - zaproponował. - Ja cię stąd wyprowadzę, a w zamian zorganizujecie mi małą wyprawkę, hm? Będziesz wtedy mogła zemścić się na Delferze, poprzez jego córę, a ja odzyskam wolność. Decyduj, byle by prędko, bo tamci lada chwila wrócą, a wtedy nici z wszystkiego - poganiał ją.

Tawerna "Blady Wampir"

48
POST BARDA
Pojmana kobieta zdawała się czerpać satysfakcję z widocznej frustracji Teliona. Najwidoczniej znalazła dla siebie jakiś pozytyw w całej tej okropnej sytuacji. Chociaż ciężko było nie stwierdzić, że uśmiechanie się przy tak pobijanej twarzy nie należy do najprzyjemniejszych rzeczy, zwłaszcza dla oka. Można było dostrzec, że jedną z warg miała na bank rozciętą.
Pociągnęła rozmowę na temat oficera Czarnego Gamonia.
- Ach, czyli nic nie wiesz. Niezwykłe. Nic nie wiesz o człowieku, któremu okazujesz bezgraniczne oddanie... Jak mały, posłuszny szczeniak.
Intonowała słowa z taką ironią, żeby oczywiście jak najbardziej zadziałać rozmówcy na nerwy.
- Arbar był kiedyś szanowanym członkiem naszej everamskiej społeczności... To wnuk jednego z naszych gerontów, członka Rady Starszych. Chodzą różne plotki na temat tego, czemu opuścił miasto. Jedni mówili o jakimś szemranym interesie, drudzy że został wydalony, że w grę wchodził jakiś mezalians... Nie wiadomo w sumie.
Minęło już tyle lat, wątpię by coś wiedział o tym co działo się w tym czasie w Everam, nie mniej dziwnie jest go widzieć. Jeszcze dziwniej w takich okolicznościach... -
zamyśliła się, po czym sama postanowiła zadać pytanie, jednak nie spodziewając się do niego odpowiedzi. - Czy to przypadek, że wrócił akurat, gdy Żmije rozpoczęły swą kampanię?

O ile ciężko było się wywiedzieć konkretnych faktów na temat samych Krwiopijnych Żmij kilka informacji na temat Arbara pozwoliło rzucić światło na jego życiorys. Czy Kapitan uznał, że jego konotacje z Everam pozwolą oficerowi szybciej zażegnać kryzys na statku i dlatego wysłał go i resztę w szalupie? Co dokładnie zmusiło Arbara do morskiego życia? Być może im więcej informacji uzyska na temat jego jak i samego Everam, tym mniej Telion będzie zwykłym szarym załogantem? Człowiek - istota społeczna, a budowanie relacji wydawało się ważne dla osiągnięcia sukcesu na pokładzie Czarnego Gamonia.

Telion, odczuwając drobne niepowodzenia w swojej serii przesłuchań postanowił znów skorzystać z "samoobsługi" tawerny i braku barmana. Tym razem udało mu się pochwycić ledwo napoczętą szklaną karafkę czerwonego wina. Próba degustacyjna wykazała, że był to niezwykle dobrej jakości półwytrawny trunek, który aż iskrzył się na języku od mnogości wyczuwanych nut smakowych, a to wszystko obtoczone słodkim posmakiem everamskich winogron dojrzewających w tym jakże potężnym południowym żarze. W tej drobnej chwili dopiero po chwili dotarło do niego, że ktoś doń nawołuje. Odwrócił się w stronę kuchni by dostrzec w okienku młodego kucharza, syna Delfera, wygrażającego marynarzowi pięścią.
- Do roboty się zabieraj, a nie - to nie jest na koszt firmy, chlejusie! Wszystko powiem ojcu.

Tawerniane palenisko wyglądało na już od dawna wygaszone. Wiadomym, że noce na pustyni bywały chłodne, jednak natłok ludzi jaki tutaj się dzisiaj zebrał z pewnością już dostatecznie dawał się we znaki duchotą. W związku z tym Telion nie miał problemu, by wygrzebać z doń parę osmolonych niedopałków. Nawet nie musiał się jakoś specjalnie z tym chować - reszta najemników dalej była zajęta sprzątaniem po burdzie. Trzeba było przyznać, że idzie im to bardzo sprawnie. Na ziemi pozostały może z dwa leżące taborety, jakiś mięśniak latał nawet z miotłą i zbierał roztrzaskane resztki tego co się dało a ktoś inny próbował wstawić ponownie wyważone drzwi, które prowadziły na dziedziniec.

Jego pojmana wciąż siedziała w tym samym miejscu, nawet nie wyglądając jakby próbowała uciec. Starała się po prostu oddychać spokojnie i nie za bardzo interesować się tym, co dzieje się wokół niej. Gdy Telion podszedł ta znów podniosła głowę, a jej wzrok mógł wyrażać tylko jedno zdanie - "Czego znowu chcesz?".
- Czego znowu chcesz? - zwróciła się bandytka. Zaczęła słuchać mężczyzny, jednak kolejny raz jego słowa nie zdawały się w niej pobudzać zainteresowania - może to kwestia zwyczajnego, fizycznego i psychicznego przemęczenia? Jeszcze za mało czasu minęło, by Telion był w stanie poczuć większą siłę oddziaływania alkoholu. Placebo najwyraźniej robiło swoje, bo gadatliwość Teliona zdecydowanie wzrosła.
- Nie masz bladego pojęcia, co czuję, khadijk. I nie próbuj udawać, że jest inaczej. Nie masz pojęcia, z czym musi zmagać się kobieta w Everam, szczególnie stara wdowa. Ile to trzeba przecierpieć, ile znosić upokorzeń, niesprawiedliwych praw i wyroków jakiś starych impotentów na stołkach, brudnych podobnych Delferowi mord. Cały czas udawać niewzruszoną wobec codziennych ludzkich spojrzeń, szeptów, ostracyzmów, szykan! - wreszcie zadziałały w kobiecie jakieś emocje, jednak potrzebowała paru sekund oddechu by spróbować się powstrzymać od histeryzowania. - Na litość mnie nie weźmiesz. Żmije rozumieją, z czym się zmagamy. Żmije nas cenią.

Rozochocony Telion z pewnością powiedział dużo szokujących rzeczy, na tyle że jego rozmówczyni podniosła z niedowierzaniem brew ku górze.
- Skoro nie chcesz tu być, to po co to wszystko? Po co się wtrącasz, przesłuchujesz... Po prostu wyjdź i nie wracaj, a nie udawaj, że Ci zależy... - wykazała swoje niezrozumienie kobieta. Jednak co wywarło na niej największe wrażenie to propozycja Teliona odnośnie spólnej ucieczki. Na początku zaniemówiła, wpatrując się z szeroko otwartymi oczami w brodacza, a potem w jakiś bliżej nieokreślony punkt przed sobą na twarzy. Teliona przepełniła nadzieja, że jego plan powiedzie się, a jego na wpół pijany umysł przechytrzył zarówno ją jak i jego samego.
Chwila zachwytu pękła jednak niczym mydlana bańka, gdy kobieta wybuchnęła śmiechem, tak gromko że nawet kilku najemników odwróciło się w ich kierunku. Bandytka w tym napływie rozbawienia zdążyła zapomnieć, że jest cała poobijana, dlatego zaraz za śmiechem pojawił kompulsywny kaszel i parę krztuśnięć.
- Układ? Że co? O boginie... - westchnęła z rozbawieniem, próbując ustabilizować kaszel. - Jak u Arbara więcej takich lojalnych ludzi jak ty to tylko pozazdrościć ekipy! Czy wszyscy Kerończycy nie mają w sobie za grosz honoru czy to prostu jesteś szczególnym przypadkiem? - nastrój do ironii znów jej powrócił. - Poza tym byłbyś dla nas bezuzyteczny. Nic nie wiesz o naszej sprawie, nic nie wiesz o Everam, tą szablą to zaczynam wątpić, że umiesz się posługiwać... Byłbyś balastem. A mnie nic nie będzie. Poboli trochę, nasłucham się na swój temat, zamkną mnie, nic więcej. - skwitowała.
- Nazrin jest z nami. Moja zemsta na Delferze i tak się spełni. A gdy Żmije odzyskają Everam z rąk naszych oprawców... będę bardziej wolną kobietą niż byłam kiedykolwiek.
"To achieve great things, two things are needed: a plan and not quite enough time." - Leonard Bernstein

Tawerna "Blady Wampir"

49
POST POSTACI
Reakcje kobiety zaczynały działać mężczyźnie na nerwy, co zresztą uwidoczniło mu się poprzez mimowolne dygotanie powieki. Wszystkie zastosowane sztuczki wzbudzenia zaufania spełzły na niczym. Mogłoby się wydawać, że postradała zmysły lub była w takim stanie, iż nie zależało już jej na niczym, co tylko pogarszało sprawę i sprawiało, że jego błyskotliwy plan spalił na panewce.

W jednym tylko przyznał jej rację. Nie miał zupełnego pojęcia o historii osoby, pod butem, którego się znajdował. Co nie oznaczało jednak, że był mu po wszech czas posłuszny. I rzeczywiście nie miał też pojęcia co może przechodzić pogrążona w żałobie po mężu dziewczyna ani stosunek tutejszej społeczności do takich jak ona.

Na resztę jej kąśliwych słów byłby pewnie i zareagował na wzór Delfera. Ręka go niemożebnie swędziała, aby wymierzyć kolejny cios w i tak obitą twarz, lecz pomny na nieskuteczność tejże metody, zaniechał, chociażby próby, pozostawiając obrazę bez jakiejkolwiek reakcji. Zamiast tego skupił się raczej na trzech rzeczach, jakie usłyszał z popuchniętych warg.

Pierwszą z nich stanowił rzecz jasna motyw nagłych działań Żmij. Wyglądało to tak, jakby to sama żeńska częćEveramczyków spowodowała uaktywnienie się tejże szajki. Nie wiedząc już, jak mogąc sobie pomóc, postanowiły podnieść bunt, który miałby rozpocząć zbrojna napaść Żmij.

Tu rozpoczyna się druga kwestia. Kobieta jasno dała do zrozumienia, że niebawem coś się w mieście niedobrego wydarzy. Telion przeczuwał, że dojdzie do krwawej rebelii. A gdy to się stanie, w założeniach ma nastać nowy porządek. I w gruncie rzeczy było mu to obojętne, lecz przebywając nadal w murach miasta, przypadkiem mógłby stać się niewinną ofiarą tak, jak nie dawno goście gospody.

Dreszcz przebiegł mu po plecach na tę myśl. Jeśli jego domysły okażą się poprawne, osobiście wolał spędzić już czas na pustyni, aniżeli móc oglądać wszystko z bliska, a nawet stać się bohaterem tego przedstawienia, co niezbyt mu się oczywiście widziało. Musiał więc przeciwdziałać. Czas bowiem uciekał, a dzień sądu mógł nadejść już niebawem. Logika podpowiadał mu, aby ostrzec przed tym każdego, kogo się da. Z drugiej strony usłyszane słowa stanowiły lichy dowód, zwłaszcza że społeczność była podzielona na tych, co panicznie bali się Żmij, jak i tych, co podchodzili do nich lekceważąco. Na przekonanie niedowiarków, mogło więc nie starczyć czasu. Tu należało podjąć inne działania, a jedynym co przychodziło mu na ten czas do głowy, to atak wyprzedzający lub infiltracja gniazda gadów od środka i dokonanie sabotażu.

- Jak to Nazrin jest z wami?
- zapytał, nie dowierzając temu. - Przecież widziałem, jak siłą ją uprowadzacie- sprzeczne fakty powodowały mu mętlik w głowie lub źle zrozumiał przekaz. - Zresztą...pora by to zakończyć - przeszedł z nagła do innego tematu.

Powstawszy z miejsca, włożył naczynie z winem do szerokiej kieszeni płaszcza, jedną dłoń schował do drugiej, tej gdzie uprzednio napchał niedopałki, w drugą zaś wziął szabelkę i zamachnął się w stronę pojmanej. Może i miała rację. Może i nigdy nie używał prawdziwej broni białej, ale byle kretyn potrafił najzwyczajniej w świecie sieknąć z góry na dół. Tak też zrobił. Ostrze przecięło powietrze, w końcu natrafiając na pętające ją liny.

- Idziemy - rzekł pewnym siebie głosem i biorąc ją pod pachę, przytrzymał mocno, próbując podnieść ociężałe ciało z ziemi, a następnie targając je w stronę wyjścia tak szybko, jak to tylko było możliwe zanim ktokolwiek zdoła się zorientować. - Nie martw się, nie zamierzam się z wami tułać. Jak tylko opuścimy miasto, wyjaśnimy kilka kwestii i zdobędę mały prowiant, ja zniknę -zapewniał, jeszcze silniej szarpiąc ją za ramię.

Tawerna "Blady Wampir"

50
POST BARDA
Butelka wina z łatwością weszła do kieszeni płaszcza, jednak stanowiła pewne zaburzenie balansu, co jeszcze-nie-pijany-ale-być-może-zaraz Telion zdawał się odczuwać bardziej niż w stanie całkowitej trzeźwości umysłu.
Zdanie "Pora to zakończyć" oraz wyjęcie białej broni wywołało wpierw w kobiecie zdziwienie i przerażenie. Jednak zanim jej otępiałe zmysły zdążyły zareagować choćby krzykiem szabla poszybowała w dół, odbijając się dźwięcznie od kamiennej kolumny i, faktycznie, przecinając linę. Przerażenie minęło, jednak konsternacja tylko pogłębiła się, objawiając się na wpół otwartymi ustami, ruszającymi się jakby chciały coś powiedzieć, ale nie za bardzo umiały.

Kobieta nie stawiała oporu w byciu podnoszoną - zarówno ze względu na wiek, zmaltretowanie fizyczne, przewagę tężyzny fizycznej brodacza jaki i ciągły stan osłupienia. Ku ich szczęściu nikt z zebranych tutaj najemników nie zwrócił uwagi na to zajście. Wszyscy byli wciąż pochłonięci doprowadzaniem przybytku do stanu poprzedniego. Powoli, lecz efektywnie, para przeszła w kierunku wyjścia i zaczęła wąskim korytarzem wchodzić po stromych schodach w kierunku wyjścia.
Chwilę im to zajęło, bowiem przejście nie należało do najwygodniejszych dla przemieszczania się równolegle dwójki osób, szczególnie w ich stanie. Aż strach pomyśleć, przez co musieli przechodzić pijani goście Bladego Wampira. W końcu jednak nozdrza Teliona uwolniły się od karczemnego zaduchu, gdy wyszedł na powierzchnię. Jego oczom ukazał się znajomy szyld oraz drewniana beczka, przy której rezydowało wcześniej dwóch orków. Z jakiegoś powodu ochroniarze nie byli obecni na swoim stanowisku, jednak niepokoił wbity w poziomą deskę beczułki sztylet oraz niewielkich rozmiarów krwawa plama na ścianie za nią, trochę jakby na wysokości głowy siedzącego...
- I co teraz? - wybiła go z rekonesansu środowiska uprowadzona, której imienia nawet nie zdołał poznać. Telion miał teraz z pewnością chwilę na namysł nad swoimi dalszymi poczynaniami zanim ktoś na górze zorientuje się, że brakuje im cennego źródła informacji i być może potencjalnej karty przetargowej. Zanim jednak zdołał wymyślić cokolwiek dopiero teraz odczuł, jak znane odczucie głaszcze mu spalone słońcem policzki oraz mierzwi włosy na głowie. Był to wiat - bardzo przyjemny, pustynny powiew, wzmagający wręcz dreszcze. Co ten fakt mógł oznaczać dla załogantów Czarnego Gamonia?
"To achieve great things, two things are needed: a plan and not quite enough time." - Leonard Bernstein

Tawerna "Blady Wampir"

51
POST POSTACI
Telion wręcz nie dowierzał w to, co właśnie robi. Dotąd oporna na wszelkie próby znalezienia wspólnego języka kobieta, dała się porwać niczym dziecko. Mężczyzna z łatwością mógł ją podnieść, lecz dla pewności oparł się brudną od sadzy ręką o kolumnę, tworzą na niej wyraźny odcisk swojej dłoni.

Następnie przez nikogo niezauważeni, pomknęli ku wyjściowemu korytarzowi. Przejście co prawda nie należało do najszerszych, jednak i tak bez większych problemów para niezbyt tęgich uciekinierów zdołał się przez nie gładko przebić. Tylko raz lub dwa marynarz musiał chwycić się chropowatej powierzchni ścian, by móc poprawić uchwyt dźwiganego ciężaru, przy okazji smarując czarne ślady na jasnej powierzchni.
Im bliżej wyjścia tym coraz żwawiej im to szło i po pokonaniu ostatniego schodka, wreszcie mogli zaczerpnąć nieco świeżego tchu.

Rozejrzawszy się prędko wokoło, nie umknęło mu uwadze, że dotąd strzegący wejścia do przybytku dwaj orkowie gdzieś wyparowali. Jedynym widocznym po nich śladem została beczułka, na której próbowali swoich sił oraz tajemniczy sztylet, który nie wiadomo skąd i nie wiadomo przez kogo, został w nią wbity. Resztę starał się pominąć, przechodząc obok tego obojętnie.

- Co teraz?
- zawtórował za skołowaną kobietą. - Pora nam wiać. Musiałyście się jakoś dostać niezauważenie w mury miasta. Uciekniemy tą samą drogą - zasugerował. - Zdejm tylko ten płaszcz, zbyt przykuwa uwagę i jeszcze straże nami się zainteresują - zauważył słusznie.

Gdy mówił, jego uścisk wcale nie słabł. Wręcz przeciwnie, jeszcze mocniej przysunął nieznajomą do siebie, by mieć zupełną pewność, iż podczas szaleńczej ucieczki nie potknie się i nie upadnie, co mogłoby ich pozbawić kilku cennych sekund, choć kto wie, czy nie kryło się za tym coś jeszcze.

W oczekiwaniu na dalszą reakcję parokrotnie zmuszony był do odgarnięcia nachodzących mu na twarz długich włosów, jaki niesforny wiatr bezustannie mu zwiewał.

-Wiatr! - wykrzykną półszeptem.

Wreszcie coś zaczęło iść po jego myśli. Co prawda lekki podmuch nie zwiastował jeszcze niczego, ale wraz z gnanymi masami powietrza, przychodził optymizm. W głębi siebie pragnął, by ten przybrał na sile, nawet jeśli zwiastowało to nadciąganie piaskowej burzy. Tu na lądzie, zapewne mało kto się z tego powodu cieszył, lecz wyczekującym ze zniecierpliwieniem na okręcie, z pewnością nieco wciskającego się w oczy piachu nie przeszkadzało, jeśli za tą cenę okrętowe żagle na powrót miałyby się nadąć. Wtedy wszystko stałoby się prostsze. Pozbawiony presji uciekającego czasu, mógłby bez pośpiechu, a co za tym idzie mało przemyślanych decyzji, dalej realizować potajemnie ułożony plan.

Przed nim jednak długa droga. Do tego momentu, spełnił jego niewielką część. Reszta niestety, nie zależała zupełnie od niego. Choć nie bardzo mu się to widziało, musiał polegać na przymusowo wziętej towarzyszce. To od niej bowiem zależało dalsze powodzenie lub sromotna klęska. Ona z kolei o tym nie wiedziała. I bardzo dobrze. Myśląc zapewne, że młodszy od niej osobnik postanowił zdezerterować lub w najlepszym przypadku powzięła go do niej litość, nie mogła wydedukować, iż jest częścią ambitniejszego przedsięwzięcia.

- Telion jestem, tak poza tym - przedstawił się z nagła i niespodziewanie, na ułamek chwili przybierając pogodne oblicze, by po tym znów śmiertelnie spoważnieć.

Tawerna "Blady Wampir"

52
POST BARDA
Nie wiadomo, czy poczucie absurdalności obecnej sytuacji udzielała się bardziej Telionowi czy trzymanej przez niego kobiecie. Niemniej było chyba już za późno, żeby zawrócić. No bo co by zrobił? Wrócił niepostrzeżenie do karczmy i przywiązał ją z powrotem? Powiedział, że wyszedł z nią na spacer?
Kobieta posłusznie zdjęła płaszcz i upchnęła go częściowo pod koszulą, a częściowo zawiązując wokół pasa. Dyszała jeszcze przy tym ciężko, co było dla Teliona ważnym sygnałem, że musi zważać na kondycję swojej towarzyszki, która przecież niedawno dostała solidne manto. Była z pewnością wycieńczona fizycznie i psychicznie, a ucieczka z nieznajomym marynarzem stanowiła dla niej wisienkę na torcie.
- Już, chwila, muszę pomyśleć. - powiedziała, gdy śpieszno, ale bez biegu, oddalali się od karczmy. - Jest jedno takie miejsce... Chodź za mną, pokażę Ci.
Ruszyli w ustalonym kierunku, a kobieta bardziej niż za rękę prowadziła Teliona przechylając ciężar swojego ciała w kierunku odpowiednich uliczek.
- Uqira. Jestem... Uqira. - przedstawiła się, nie zmieniając przy tym swojej aparycji na przyjaźniejszą.

**Akcja przenosi się TU***
"To achieve great things, two things are needed: a plan and not quite enough time." - Leonard Bernstein

Tawerna "Blady Wampir"

53
***Kontynuacja akcji STĄD***

Ćwierkanie południowych ptaków skutecznie przebudzało Teliona z drzemki. Dawało to jednak znak, że zmysły powoli dochodziły do siebie. Następny zadziałał o dziwo węch. Telion poczuł lawendową woń świeżości i czystości. Do tego doszedł dotyk, gdyż marynarz poczuł miękkie objęcia przyjemnej, puchowej pościeli i strukturę nie swoich, ale zdecydowanie czystszych i lepszej jakości ubrań.
Dopiero pod sam koniec udało mu się otworzyć oczy. Telion leżał teraz w jakimś nieznanym łóżku o solidnej, drewniane ramie. Znajdował się jakimś pokoju o czerwonych ścianach, zwieńczonych lekko zszarzałymi sztukateriami. Poza tym nie znajdowało się tu dużo mebli. Centralną część pokoju stanowiło jednak to łóżko. Przy jednej ze ścian stała ładna, wypełniona artykułami kosmetycznymi toaletka z dużym, srebrnym lustrem a na środku pomieszczenia leżał ozdoby, typowo everamski dywan.
Prócz tego przy łóżku Teliona stał taboret. Leżały na nim jego ładnie złożone rzeczy, a na podłodze obok dostrzegł swój niedawno zdobyty miecz. Przez jedyne w izdebce okno wpadało czerwonawe światło przebijające się przez zasłonę w tym kolorze. Ptaki wciąż ćwierkały żywo, witając najwidoczniej nowy dzień.
"To achieve great things, two things are needed: a plan and not quite enough time." - Leonard Bernstein

Tawerna "Blady Wampir"

54
POST POSTACI
Telion powoli wracał do świata żywych. Jego ciało znów zaczęło odbierać bodźce zewnętrzne.
Słuch, węch, a na samym końcu zaś wzrok. Leżąc w wielkiej wygodzie, przetarł oczy wierzchem
swych zmarnowanych dłoni po czym zamrugał kilkukrotnie, nim pole widzenia stało się na tyle wyraźne,
by mógł określić miejsce, w którym się znalazł.

W porównaniu do tego, gdzie przez ostatnie lata przyszło mu żyć, pokoik wydawał mu się istnie królewską komnatą.
Miękkie i czyste łoże stanowiło miłą odskocznię od wysłużonego hamaku okrętowego. Ściany pokryte
tapetą lub farbą pomimo widocznych uszczerbków, prezentowały się wcale nieźle, a z pewnością lepiej
się prezentowały, niż surowe belki kadłuba. Do tego kojące trele ptactwa stanowił wręcz symfonię
na ucha, które zdążyło już nabrzmieć od skrzeku dziesiątków żarłocznych mew. A nade wszystko świeże ubrania.
Czyste i pachnące, a przynajmniej nie dające zdrowo ludzkim potem i żywicą to coś, o czym mógł tylko
pomarzyć.

- Gdzie ja jestem? - zadał sam sobie pytanie.

Ułożywszy stopy na podłodze, lecz nie wstając jeszcze z łóżka, tylko siedząc na jego krawędzi,
próbował przypomnieć sobie nie tak dawno minione wydarzenia. Głowił się mocno, w którym momencie
skończyła się rzeczywistość, a zaczął sen. W pierwszej myśli było oczywistym, że cios wierzgającą
nogą pozbawił go przytomności na dłużej, aniżeli początkowo mogło się zdawać. Co nastąpiło później,
stanowiło tylko przykry sen, ale czy na pewno? Jeśli tak, był to wyjątkowo realistyczny i bogaty w doznania
sen.

Dźwignąwszy się wreszcie, poczłapał w stronę okienka, by przez szparę między zasłonkami, ujrzeć
skrawek światła zewnętrznego. Nie był bowiem gotów na pełne rozsunięcie zasłon, tak jak jego
oczy nie był gotowe na nagłą falę światła z obawy o pojawienie się potężnej migreny, która zapewne
posłałaby go znów na krótszy bądź dłuższy odpoczynek. Zamiast tego postanowił, że pierw zmieni odzież na
swoją.

Ściągnąwszy zatem wszystko do bielizny, poskładał starannie dotychczasową koszulę i odłożywszy ją
na materacu, począł przywdziewać dobrze znane mu części garderoby, by na powrót móc się stać tym samym,
wynędzniałym marynarzem. Dopiąwszy skrzętnie szablę do pasa, przymierzał się właśnie do
zarzucenia płaszcza, kiedy to coś przykuło jego uwagę. Na grubym materiale rysowały się świeże ślady,
chyba od ziemi lub czegoś podobnego. Zdziwił się tym mocno, gdyż co prawda podłoga w gospodzie
wyglądała na taką, co niezbyt często widziała mokrą szmatę, to jednak znów nie zalegało na niej aż tyle
materiału, by wybrudzić dokładnie cały deszczowiec, chyba że...

To co pierwotnie uważał za sen, stało się w rzeczywistości. Znaczący grymas
niezadowolenia wymalował się na jego twarzy. Nerwowo przygryzając wargę rozmyślał
nad wszystkim, do czego miało dojść po tym, jak opuści zacisze pokoju. Oczami wyobraźni
widział jak to obity ze wszystkich stron, spaceruje w stronę szafotu za zdradę i samowolkę.
Ech, gdyby tylko jego plan nie powziął w łeb. Jednak któż mógł przewidzieć, że zostałby
pojmany, a nawet jeśli, to zamiast tajnej drogi pod murami miasta, wiedźmy użyją portalu do
przenoszenia się między odległymi miejscami. Stanowczo jeszcze mało widział i jeszcze
mniej pojmował istotę czarodziejskich sztuczek, by w ogóle przez myśl mu przeszło to wszystko, czego
był świadkiem. W każdym razie plan wziął w łeb i tylko garstka informacji jaką udało mu się pozyskać
dawała mu cień szansy na uratowanie skóry, o ile jego los już nie został odgórnie przypieczętowany.

Nie mając zatem wiele do stracenia, wykonał ostatnie poprawki wizerunkowe i pewnym ruchem pociągnął klamkę od drzwi, gotowy na wszystko, co przyniesie mu niedaleka przyszłość.

Tawerna "Blady Wampir"

55
POST BARDA
W tym tajemniczym pokoju panował lekki zaduch i ciepło, jednak od kamiennej podłogi ciągnął przyjemny chłód. Bose stopy odczuły to od razu. Wyglądając nieśmiało zza zasłony okna Telion mógł dostrzec jasne zarysy zwartej, everamskiej zabudowy. Co prawda mógł dostrzec tylko chyba znajomy mu dziedziniec między budynkami, jednak wszystko wyglądało mu zupełnie nowo, gdy nie spowijał tego mrok nocy.
    Spokojna, wręcz sielankowa atmosfera i uczucie wypoczynku nie zachęcały do pośpiechu. Telion w spokoju ubrał swe znoszone, jednak świeżo pachnące ubrania. Dopinając pasa i szabli marynarz gotowy był do wyjścia. Chcąc opuścić zalane czerwonawą aurą pomieszczenie udał się ku drewnianym drzwiom. Jednak nim jego ręka dosięgła gałki drzwi ta bez jego udziału zaczęła się powoli obracać. Wykonując dwa kroki do tyłu przed Telionem drzwi powoli otworzyły się same. Po chwili zza nich wyjrzała młoda, kobieca twarz w kolorze jasnego palisandru i przyozdobiona krótką, przyczesaną fryzurą. Napotykając lico Teliona przed sobą dziewczyna zdziwiła się lekko, jednak zaraz po chwili miast tego pojawił się uroczy uśmiech.
    - Och. Już wstałeś. - rzekła delikatnym, jednak pełnym ciepła głosem. Kobieta trochę śmielej przestąpiła próg pokoju, ujawniając przed marynarzem całą swą sylwetkę - zgrabną, krągłą, przyodzianą w lekką, cielistą sukienkę związaną w pasie brązowym materiałem. Odsłaniała ona w całości jej ręce i duży fragment dekoltu zwieńczony wyraźnie zarysowanymi obojczykami. Trzymała ona w swoich dłoniach gliniane naczynie, które pewnie ważyło swoje przez zawartą w nim wodę.
    - Byłam właśnie u tego drugiego, ale wciąż jeszcze śpi. - oznajmiła bez krępacji wchodząc do pomieszczenia i przymykając delikatnie za sobą drzwi.
    - Chciałam sprawdzić, jak się czujesz, ale... szkoda, że już się ubrałeś. Dużo przyjemniej było patrzeć na Ciebie bez ubrań.
    "To achieve great things, two things are needed: a plan and not quite enough time." - Leonard Bernstein

    Tawerna "Blady Wampir"

    56
    POST POSTACI
    Nieoczekiwane spotkanie na moment wytrąciło mężczyznę z rytmu. Cała dotychczasowa determinacja gdzieś przepadła, na rzecz zmieszania, jakie w nim nastąpiło po słowach służki, a może jednej z ladacznic Delfera, o których wspominała nie tak dawno znajoma Ulqiry, jeszcze przed tym, zanim postanowiła wpakować go do klatki. Jakiekolwiek stanowisko by nie pełniła, nie miało to e tym momencie znaczenia. Chcąc nie chcąc obecnie przypadła jej rola opiekunki nad ciężko chorym. Chociaż, wnioskując po jej słowach, wcale nie twierdziła, że nie czerpała z tego korzyści.

    - Trochę mi się przysnęło, ale muszę już iść - odparł na tyle spokojnie i stanowczo, na ile potrafił.

    Nie wiedział tylko, jak ma dalej zareagować. Śpieszno mu było do zdania raportu Abrarowi oraz późniejszego przygotowania się pod własną egzekucję, lecz z drugiej strony okazałby niewdzięczność felczerce za troskę o niego, od tak bez słowa ją opuszczając.
    Pozostając w milczeniu, spuścił wzrok niżej, napotykając w okolicach pasa dziewczęcia naczynie. Podziękowawszy zatem, przejął je od niej i odłożył na stoliczek, wyprostował się z nagła, a otwarłszy szerzej oczy, poczuł, jak fala gorąca przepływa przez jego ciało.

    - Jak to, bez ubrań? - speszył się mocno.

    Jeszcze raz przeanalizowawszy wygląd nieznajomej, na jego bladej twarzy zagościły wypieki. Jak mógł mu nie przyjść ten fakt na myśl. Męska część ekipy ratunkowej z pewnością przyniosła go w to miejsce, lecz szczerze wątpił, aby którykolwiek zechciał ściągnąć z niego ubrania i obmyć bezwładne ciało. Jakby nie patrząc, to że ktoś go w ogóle tu przytargał, stanowiło cud. Zapewne miał w tym swój udział Abrar, który najpewniej wydał polecenie. W innym przypadku nie leżałby teraz w przyzwoitych warunkach, a najwyżej w rynsztoku lub stercie gnoju, o ile ktoś nie wpadłby na pomysł wrzucenia go do przypadkowej mogiły.

    - Wybacz, że musiałaś mnie doglądać w takim stanie
    - wbrew posłyszanym słowom, przeprosił za przymus sprawowania opieki, gdyż z pewnością nie należało to do najprzyjemniejszych czynności. - Oczywiście chciałbym pozostać nieco dłużej, lecz sprawa nagli. Wszyscyśmy bowiem w wielkim niebezpieczeństwie. - stawszy się śmiertelnie poważnym, podszedł do kobiety i wyciągnąwszy ku jej ręce, chwycił ją za ramiona i lekko pociągnął bliżej środka izby, tym samym odblokowując sobie drogę wyjścia.

    - Uważaj, proszę na tego obok. Jak tylko się zbudzi, nie omieszka się na ciebie rzucić. Lepiej go związać
    - mówił, wpatrując się w oczy opalonej kobiety i wciąż nie wypuszczając ją z objęcia. Dopiero po czasie potrzebnym na złapanie kilku wdechów jego ręce opadły i rzucając jej ostatnie, miłe spojrzenie, puścił się z pośpiechem do drzwi.

    Tawerna "Blady Wampir"

    57
    POST BARDA
    Kobieta bez oporów poddawała się uchwyceniu jej przez Teliona. Nawet zalotnie uśmiechnęła się do niego, gdy przesunął ją do pokoju a sam oznajmił, że mu jednak śpieszno. Zanim ten stracił swoją opiekunkę z oczu ta pożegnała go krótkim, acz jakże treściwym zdaniem.
    - Jakby co nigdzie się stąd nie ruszam.

    Członki marynarza nie przywykły do komfortu przespania nocy w przyjemnym łożu, toteż na początku wydawały mu się dziwne, jakby nieważkie. Jednak chwilka przechadzki niedługim korytarzem oraz parę pierwszych kroków w dół po schodach przywróciły mu odpowiednie krążenie. Choć naprawdę, jego mięśnie już dawno nie były tak rozluźnione.

    Na dole zastał znajomy widok, choć z nowej perspektywy - Telion znalazł się w głównej sali przybytku Deflera. Widział te schody, teraz dowiedział się, dokąd prowadząc. Sama tawerna wyglądała chyba lepiej niż ją zastał. Chociaż biorąc pod uwagę jej wcześniejszy stan... nie było to wyczynem. Wszystko było ponaprawiane, wyczyszczone - jakby wcale nie rozegrała się tu wczoraj krwawa jatka. Dużą odmianą był też brak ludzi. Telion dostrzegł może z dwóch mężczyzn siedzących przy stole daleko od niego, na pewno widział syna Delfera układającego coś na półkach za barem. No i na jednym ze stołów stał jakiś rudy mężczyzna próbujący przymocować kandelabr do ściany. Majster odwrócił się i marynarz był w stanie dostrzec w nim jednego ze swoich kamratów.
    - Telion! - wykrzyknął Dylis. W tej samej chwili trzymany przez niego kandelabr runął na stół pod nim, na co ten wzdrygnął się w przestraszeniu. Pozostawił jednak robótkę i czym prędzej zszedł na ziemię by podbiec do Teliona.
    - Na wszystkie święte mechaniczności, Telion... Żyjesz! - powiedział, nie kryjąc entuzjazmu. - Arbar się martwił. Kazał mi tu zostać do momentu aż się obudzisz, żeby Ci powiedzieć... Coś ty taki zmartwiony? - zapytał, dostrzegając posępną aparycję marynarza.
    "To achieve great things, two things are needed: a plan and not quite enough time." - Leonard Bernstein

    Tawerna "Blady Wampir"

    58
    POST POSTACI
    Wychodząc z pokoju Telion jeszcze raz rzucił przelotne spojrzenie na swą opiekunkę, gdy ta w delikatny sposób zasugerowała mu, iż będzie na niego wyczekiwać, gdyby jednak postanowił zmienić zdanie. Uśmiechnąwszy się lekko, pokiwał tylko głową na znak zrozumienia przekazu, po czym z jeszcze większym pędem udał się w stronę schodów prowadzących do głównej salki. Uśmieszek na jego twarzy nie malał. Oczywiście nie miałby nic przeciwko bliższemu zapoznaniu się z Mulatką, zwłaszcza że ostatnimi czasy mógł tylko pomarzyć o nawiązaniu nowych relacji, to jednak poczucie dopełnienia obowiązku silniej do niego przemawiało, aniżeli stracenie choćby i chwili na wszelkie psoty, i zbytki

    Pokonawszy ostatnie schodki, stanął niemal na baczność na parkiecie izby, z lewą dłonią spoczywającą na głowicy przypiętej do pasa szabli. Powłóczywszy wzrokiem, przez otaczającą go przestrzeń dostrzegł, że wszystko zdołało wrócić już do normy. Mebelki wymieniono na nowe lub je ponaprawiano. Wszystkie krzesełka wraz z ławeczkami zostały wzorowo poustawiane wzdłuż stolików. Gdzieś tam przy barze ktoś porządkował naczynia, ustawiając je na wąskich regałach, skrzętnie przymocowanych do ściany. Dwóch jegomościów siedziało w milczeniu przy jednym stoliku, a trzeci chwiejąc się, stał na jednym z nich, najwyraźniej próbując zamocować świecznik z powrotem do ściany. Nigdzie natomiast nie mógł dostrzec samego gospodarza jak i swego zwierzchnika. Wtem robiąc dwa kroki w przód, zwrócił na siebie uwagę majstra, który na jego widok stracił równowagę i nieomal fikając orła, zwalił na podłogę kandelabr, z którym tak bardzo się męczył.

    Na całe szczęście obeszło się bez ofiar. Rudzielec, porzuciwszy swe dotychczasowe zajęcie, z nadwyraz wielkim entuzjazmem przywitał z dawna niewidzianego kamrata. Radość, jaką emanował wydała się Telionowi co najmniej podejrzana. Co prawda ich wspólne relacje jako załogantów nie były znowuż tak złe, to jednak dziwił się strasznie, dlaczego tak bardzo tamtemu morda się cieszyła, zwłaszcza że nie było ku temu powodów.

    - I ciebie dobrze widzieć Dylisie - odparł kruczowłosy dość smętnie. - Martwił się? - marynarz jakby nie dowierzał. - W mojej ocenie miał prawo mnie ściąć, gdy tylko zostałem uwolniony z celi - melancholijny humor go nie opuszczał.

    Wrzawa, jaką wywołał swoją obecnością na pewno przykuła uwagę pozostałych. Nie mając jednak na tyle odwagi, aby móc się w tym upewnić, celowo skoncentrował się na stojącym przed nim towarzyszu.

    - Gdzie pozostali, czy nie lepiej było udać się z zapasami w drogę powrotną, zamiast wyczekiwać na moją pobudkę?
    - kierowany wyrzutami ani myślał nad sobą. Według niego samego liczyło się dobro tych na okręcie. Strata jednego, by ocalić resztę, nie miała żadnego znaczenia. Cóż zatem za przedziwną decyzję podjął Abrar? Biedny wilk morski nie był w stanie tego pojąć. Czyżby to, co znaleźli w chacie Żmij, okazał się na tyle cenne, aby odpuścić łajanie nieposłusznego kmiotka lub jakimś cudem doszła do nich wieść o uwolnieniu okrętu z sideł bezwietrznej pogody? Teliona parła niesamowita chęć dowiedzenia się tego, jednak na ten moment nie wiedział nawet gdzie się udać.

    - Trzeba przestrzec straże - Oparłszy dłoń w przyjacielskim geście na ramieniu Dylisa, wypowiedział to z taką powagą, jak nigdy dotąd. - Lada dzień nastąpi atak. Jak mniemam w wielu punktach, są utworzone magiczne przejścia, którymi napastniczki będą się tu dostawać. Szpiedzy są wszędzie. Nastąpi to samo, co tutaj, tylko zamieszki ogarnął całe miasto - dłonie mimowolnie zaczęły mu się zaciskać. Choć pierwotny plan spalił na panewce, pozyskane w niewoli informacje jasno świadczyły o nadciągającej bitwie, na którą nikt nie był gotów.

    Tawerna "Blady Wampir"

    59
    POST BARDA
    Dylis z uwagą wsłuchiwał się w słowa swojego kamrata. Przekrzywił lekko głowę gdy ten wspomniał o ewentualności ścięcia jego głowy.
    - No nie ukrywam, Delfer nie był zbyt... sympatycznie nastawiony do twojej osoby. - zawahał się Dylis najwyraźniej przy doborze odpowiednich słów. Z tego co mógł kojarzyć Telion ich załogowy majster nie należał do osób zachowujących się na typowo marynarską modłę. Przekleństwo z jego ust może słyszał dwa razy, z kolei ani razu nie widział go wychylającego kufel. Każdy kontakt z nim wydawał się z jego strony wymuszony, aczkolwiek zawsze starał się być sympatyczny. Tym bardziej mogła dziwić jego postawa i entuzjastyczne podbiegnięcie.
    - W ogóle co się wydarzyło? Ktoś Cię uprowadził?

    Na pytanie o resztę Dylis odpowiedział zupełnie swobodnie.
    - Och, tylko mnie kazano poczekać. Mieliśmy ruszać, ale oficer zajął się szukaniem Ciebie, a poza tym... - dopiero tutaj zawahał się lekko. -...Czarny Gamoń przypłynął. Wczoraj zerwał się wiatr, tak zupełnie nagle. Gdy tylko Arbar wrócił z tobą i tym drugim nasza załoga dobiła do portu.
    Podał tę ważną informację jakby nie było to najważniejsza informacja, która zmieniała całkowicie założenia ich misji tutaj. A nawet wprost pozbawiała ją sensu.

    - Jaki atak? Jakie przejścia? Magiczne? - podniósł brwi Dylis. W jego głosie nie dało się słyszeć jednak strachu, a wręcz jakieś zafascynowanie. - Jak działają, co je zasila? - zdawał się interesować tym, co w ogóle nie było w tej chwili istotne.
    - Jeśli chcesz o tym ostrzec innych, leć czym prędzej do Pałacu Gerozji na tym ich głównym Bazarze. Kapitan, oficer i Dylis są właśnie na spotkaniu z Radą Starszych. A skoro się już obudziłeś, to... pójdę z tobą! Poczekaj, tylko wezmę narzędzia.
    "To achieve great things, two things are needed: a plan and not quite enough time." - Leonard Bernstein

    Tawerna "Blady Wampir"

    60
    POST POSTACI
    Wysłuchawszy starego piernika, na twarzy Teliona pojawił się mały uśmieszek. Delfer już od pierwszego wejrzenia niezbyt darzył go sympatią, a co dopiero teraz. Nie dość, że uwolnił jedyne źródło informacji, to jeszcze trzeba było go ratować i w dodatku leczyć. Dla gospodarza pewnie mógł się już nigdy nie pokazywać mu na oczy. Niestety, choć sam niezbyt tego chciał, musiał ponownie stanąć z nim do konfrontacji.

    - Stary lis chciał złapać dwie sroki za ogon, ale to one pochwyciły jego - wyjaśnił, używając jakże trafnej metafory, gdy jego druh prawdziwie zainteresował się tematem. - Obiecuję ci, że po wszystkim opowiem o tym, co mnie spotkało, bo to temat do długiej gawędzi, lecz teraz... sam rozumiesz - Poczciwiec miał to do siebie, że lubił dużo mówić, dlatego trzeba było go na ten moment ustosunkować. I pewnie długowłosy przerwałby mu niemiło, gdyby nie po małej przerwie na zaczerpnięcie tchu przez tamtego, wreszcie usłyszał to, co go najbardziej interesowało.

    Bogowie wiatrów wreszcie ulitowali się nad nieszczęśnikami. Okręt ruszył, a nawet stał już w porcie. Telion poczuł ulgę, jakby ktoś właśnie ściągną z niego kilka worków zboża. Przez myśl mu przeszło nawet, że niepotrzebnie wywołał całe zamieszanie z tym całym odkryciem gniazda Żmij. Trzeba było zostawić Ulqirę na pastwę losu. Może atak rozpocząłby się po odbiciu statku z portu, może... Nutka zwątpienia wkradła się w tą cudowną myśl. Przeładunek jak mniemał potrwa jeszcze z dwa dni lub dłużej. Do tego momentu mogło się wiele wydarzyć, a przecież pozostawała kwestia odzyskania Attyki. Jak niby miałby się dokonać jego zwrot? Nawet jeśli Abrar i na to znał sposób, nikt nie miał pewności czy nie wynikną z tego spotkania jeszcze większe problemy.

    - Nie pytaj się mnie o rzeczy związane z czarami. Wiem tylko tyle, że istnieją - uspokoił rozentuzjazmowanego kamrata. - Jeśli chcesz iść ze mną, to biegniemy co sił w nogach - To powiedziawszy ominął pokładowego mechanika i zbierając jego narzędzia ze stolika, powrzucał je bezładnie do małej skrzyneczki, która z każdym następnym wichajstrem robiła się nieco cięższa. - Poniosę ją, a ty poprowadź mnie do reszty - zarządził. Presja jaką na siebie nakładał pobudzała go do działania, chociaż w głębi serca pragnął, by okazała się nie potrzebna. Znając jednak swój parszywy los, jeśli coś złego miało się wydarzyć, to to się wcześniej czy później spełniało.
    ODPOWIEDZ

    Wróć do „Everam”