Tawerna "Blady Wampir"

31
Zmiana otoczenia korzystnie wpłynęła na samopoczucie mężczyzny. Brak tłumu, względna cisza oraz w miarę komfortowa pozycja siedząca od razu przywróciła mu pełną trzeźwość myślenia, oraz napełniła nowymi siłami, co zresztą uwidoczniło się po jego twarzy w postaci lekkiego wykrzywienia warg ku górze i odzyskania błysku w oczach.

Mając kilka sekund nim, gospodarz zajął swoje miejsce, Telion w tym czasie pobieżnie zbadał nowy wystrój biura, zgoła odmienny od panującego w reszcie oberży nieładu. Uwagę szczególnie przykuły zalegające na solidnych pułkach tomiki pewnych ksiąg, po które zapewne by z ciekawości sięgnął, gdyby nie obecność właściciela, a także dziwne przeczucie, że zapisane w nich słowa nijak mógłby zrozumieć. Zamiast więc tego zadowolił się podziwianiem obrazów. Z pozoru prozaiczne scenki na pierwszy rzut oka nie wyglądały interesująco, lecz oglądanie przez wiele tygodni falujących fal i z rzadka szybujących przy okręcie ptaków morskich wyczuliło go na każdy rodzaj odstępstwa, sprawiając, że z pozoru błahe malunki wydawały się niezmiernie intrygujące.

Z transu, w jaki wpadł wyrwał go dopiero głos Delfera, wygodnie rozłożonego na swoim tronie. Dopiero teraz marynarz zorientował się, że przyjęta przez siebie pozycja niezbyt pasuje do sytuacji. Prawa noga, a właściwie stopa spoczywała na kolanie drugiej. Na niej z kolei znalazły oparcie skrzyżowane ręce. Tułów zaś pozostawał lekko zgarbiony. Ganiąc się w myślach za to, czym prędzej przyjął bardziej stosowną posturę, ze spoczywającymi na ziemi nogami, jedna przy drugiej i rękoma wspartymi o uda, stanowiącymi podporę dla kręgosłupa, by ten pozostawał jako tako wyprostowany.

- Dokładnie - odpowiedział krótko, na pierwszy człon pytania. - Płyniemy z Nuln, to jest miasta portowego położonego we wschodniej części znanego nam Kontynentu. Stamtąd kierowaliśmy się na południe, zahaczając co jakiś czas o ważniejsze porty, aż w końcu dotarliśmy w te rejony. - przeszedł niemal od razu do ostatniej części, celowo pomijając drugie z postawionych pytań, gdyż wrodzona podejrzliwość kazała mu najpierw rozważyć, na co komu informacje o załodze.

Po tym zamilkł na krótką chwilę, na potrzeby nabrania kilku głębszych wdechów, zarazem po raz kolejny przyglądając się rozmówcy, który kurczowo trzymał w ciemnej dłoni kawałek szmaty, jak gdyby od tego zależało jego życie, co w pewien sposób było nawet i komiczne.

- A czy na okręcie są znane osobistości? - zaśmiał się nerwowo, trąc jedną ręką o kark- Nie, skąd ten pomysł... jesteśmy jednymi z wielu. Może i stali klienci rozpoznają kapitana naszego "Czarnego Gamonia", ale nie sądzę, aby była to wyróżniająca się postać. Przejdźmy może raczej do sedna, bo czas goni - uciął temat, używając najprostszej wymówki. - Co więc jesteś mi w stanie z długim terminem przydatności, proszę mów, przyjmę prawie wszystko - sprytnie odwracając przysłowiowego kota ogonem, wymusił na rozmówcy zamierzoną reakcję.

Tawerna "Blady Wampir"

32
POST BARDA

Przy dłuższych oględzinach wiszących w biurze ozdób Telion mógł określić, co przedstawiają. Na jednym znajdowały się trzy skąpo ubrane żeńskie postaci tańczące dookoła niewysokiego drzewa o jasnych kwiatach w koronie. Drugi z kolei pokazywał scenę z syreną przebijającą włócznią serce nieroztropnego marynarza, który pokusił się o kąpiel w morskiej pianie. Oba te "dywany" wykonane były raczej bez zwracania uwagi na detale, nie to co kerońskie obrazy w książęcych rezydencjach, jednak idealnie wpisywały się w styl artystyczny lokalnej sztuki.

Rozważania na temat sztuki nie trwały jednak długo, bowiem Delfer zaczął zadawać swoje pytania. Było to zrozumiałe, biorąc pod uwagę, że zainteresował się robieniem biznesu z obcą osobą, w dodatku z obcokrajowcem, który znikąd przyszedł do jego przybytku i zaczął prosić o jedzenie. Z kolei przerażająca ścierka jako ulubione narzędzie perswazji karczmarza znajdowała się w takiej pozycji, jakby w każdej chwili była w gotowości smagnąć marynarza po twarzy w ramach reakcji na możliwą niekorzystną ofertę.
- Nüln? Czyli co, wasza załoga wyjadła stamtąd wszystkie śledzie, skoro przymierają głodem? - zaśmiał się Delfer - A szkoda, takie słynne śledziki by nas tutaj dobrze urobiły.
Nerwowe zachowanie Teliona z pewnością mogło wzbudzić pewne podejrzenia i zastanowienie. Brodacz był w stanie przysiąc, że Ścierka Tysiąca Lat Bólu minimalnie drgnęła w wielkiej łapie karczmarza.
- "Czarny Gamoń"? Przysięgam, te nazwy wymyślają coraz głupsze. Nie to, co "Blady Wampir", takie pomysłowe i z jajcem. -
powiedział z ogromną pewnością siebie i przekonaniem, że jest to chyba najlepsza nazwa lokalu na jaką można było wpaść.
- No ale dobra, nie wiem, nie znam, nie wnikam. Może poznam. Chcesz mi powiedzieć, że sam przyczłapałeś do miasta szukać żarcia dla załogi? To też dziwota, że po prostu nie zwiałeś. Ja bym zwiał. Jak ktoś nie potrafi ogarnąć zapotrzebowania dla ludzi to chyba słaby z niego kapitan, nie? To ja już bym był lepszym kapitanem, haha! - humor go nie opuszczał, pomimo tego jak rozpaczliwie Telion próbował uniknąć tematu rozmawiania wprost o załodze.

- Słuchaj, mam mięso suszone, kapuchę czy beczki piwska, ale ty mi wciąż nie dajesz konkretów. Co mi z jakiśtam portów większych jak nie wiem co przewozicie. A nuż jesteście piraci bądź kaprzy, aczkolwiek to w nosie mam, póki płacisz. A w kulturze everamczyków, nie wiem czy wiesz, wymiana towaru za towar jest lepiej postrzegana niż za byle złoto. Taki no wiesz, symbol przyjaźni i respektu. Przychodzisz do mnie do karczmy, zawracasz mi dupę, gadam z tobą zamiast zajmować się klientelą... Może macie na statku coś, co okaże mi też "należyty szacunek"? - podkreślił dwa ostatnie słowa. Dodatkowo wymownie rozejrzał się wzrokiem po swoim biurze, zatrzymując się co rusz to na książkach na półkach, drogo wyglądających rzeźbach czy wcześniej oglądanych tapiseriach.
"To achieve great things, two things are needed: a plan and not quite enough time." - Leonard Bernstein

Tawerna "Blady Wampir"

33
POST POSTACI
Docinki ze strony Delfera Telion puszczam mimo ucha, co jednak nie znaczyło, że zupełnie go to nie obchodziło. Gdy atak nie ustępował, lewa powieka zaczęła mu z irytacji dygotać. I już był bliski posłania gospodarzowi jakiejś ciętej riposty, lecz na posłyszany pomysł o ucieczce nagle spochmurniał, tracąc wszelką chęć do odegrania się.

- I tak nie mam gdzie się udać. Obecnie okręt to mój dom - wciął się w słowo, robiąc to na tyle cicho i niewyraźnie, że ktoś mógłby pomyśleć, iż po prostu w przedziwny sposób wypuszczał z płuc powietrze, przy okazji pozbywając się dyskretnie z gardła zalegającej flegmy.

Murzyn w końcu zaprzestał, słania uszczypliwych uwag, wreszcie przechodząc do konkretów i to w stylu, w którym zaskoczył interesanta swoim niecodziennym podejściem do sprawy.

- Preferujesz handel wymienny bardziej niż złoto? - zapytał, jakby lekko nie dowierzając. Dopiero po chwili rozważywszy ofertę, uznał, że w pewnym stopniu miało to sens. Cóż tamtemu po kolejnym mieszku monet, skoro w posiadaniu miał całą gospodę. Zapewne te kilkanaście sztuk różnicy mu nie zrobi. Co innego wejście w posiadanie pewnych egzotycznych towarów, nawet jeśli nie miałyby się one bezpośrednio przyczynić do powiększenia majątku, a jedynie przykuć czyjąś uwagę, wywołując przy tym nieco zazdrości.

- Jak tam chcesz. Niech no sobie przypomnę, co tam mamy w magazynie - dotknął palcem wskazującym prawej ręki warg i począł rozglądać się po pomieszczeniu, jakby rzeczywiście próbował przywołać pamięcią najciekawsze okazy.

-Wy tu chyba nie macie zbyt wiele zwierzyny łownej, hm...? A co za tym idzie, pozyskanych z niej trofeów - zaczął główkować, pomny na słowa kapitana odnośnie podstaw handlu: "Kupujesz towar w miejscu, gdzie jest najtańszy i sprzedajesz tam, gdzie jest najdroższy". - Z tego co pamiętam, mamy na stanie ileś futer puchatych bestii, wyprawionych i gotowych do zawieszenia na ścianie lub rzucenia jako dywan - oznajmił. - Jeśli chłopcy jeszcze nie wypili wszystkiego z nudów, jak mniemam, uchowała się też gdzieś beczułka mocnego, marynarskiego rumu. Może i twarz wykrzywia, ale jak grzeje! - ucieszył się na samą myśl skosztowania szklanki po powrocie na okręt.

Błądząc dalej oczami, zawiesił wzrok kolejno na obrazach i starych księgach.

- Widzę, że masz ładną kolekcję literatury- przyznał szczerze. - Sądzę, że gdybyś dobrze zagadał z kapitanem, ten chętnie odkupiłby lub wymienił kilka tomików na świeże. Jestem wręcz pewien, że przystałby na to, bo wiesz lub nie, ale najgorsza na statku jest nuda. A tu przynajmniej, chociaż na chwilę byłoby, na czym oko zawiesić - Telion zaczynał się rozkręcać. Co rusz to wymieniał bardziej lub mniej ciekawe przedmioty handlu, robiąc to na tyle entuzjastycznie, by przynajmniej z pozoru czymś zainteresować Delfera. Wreszcie, gdy pomysły mu się skończyły, postanowił skusić go jeszcze jedną, unikalną rzeczą.

- A tak między nami, tu mam coś specjalnego, tylko ode mnie - obniżywszy znacznie głos, wyciągnął z płaszcza książeczkę, z którą praktycznie nigdy się nie rozstawał. - Widzisz, to pamiątka po mojej pierwszej podróży, jeszcze przed tym, jak zaciągnąłem się na okręt - położył tomik na biurku, lekko go przysuwając w stronę władcy ścierek. - Jest to księga, którą pozyskałem od pewnego maga. Nieszczęsny głupek zalazł mi za skórę, więc musiałem go ukatrupić - przyznał bez ogródek, lekko tylko zmieniając wersję tamtejszych wydarzeń, aby stać się bardziej poważnym. -Domyślam się, że wiesz, o co chodzi, nie? Osobiście treść znam już niemal na pamięć, ale sądzę, że ktoś ciekawy świata lub inny wędrowny czarownik dałby za nią się pokroić - podbijał jej wartość, może i nadwyraz. - Liczę, że będziesz miał coś równie ciekawego na wymianę, bo przyznam szczerze, że gapienie się na skrzeczące mewy zbrzydło mi to reszty, a tak, miałbym co do roboty podczas długich wacht. - I tą oto ofertą zakończył składanie propozycji. Teraz nie pozostało mu nic innego, jak tylko czekać na zdanie Delfera. W najgorszym przypadku mógł liczyć na nakaz opuszczenia gospody z powodu zawracania dupy właścicielowi. W najlepszym dobiłby pierwszego w życiu udanego targu na tego typu skalę i chlubiąc się przed samym sobą jeszcze długo po tym.

Tawerna "Blady Wampir"

34
POST BARDA
Delfer uważnie przyglądał się pogrążonemu w zastanowieniu Telionowi, jak gdyby oczekiwał, że podróżnik z tak dalekich stron jest w stanie mu zaoferować najbardziej egzotyczne dewocjonalia czy obiekty o których nawet nie dane było mu słyszeć. Cóż jednak w takiej sytuacji mógł wykombinować szeregowy majtek bez obszernej znajomości na temat całego ładunku przewożonego przez jego statek?
- No oczywiście, że preferuję. Toś ty aż tak nowy w tych stronach? - zareagował pytaniem na pytanie karczmarz, choć miało ono chyba charakter retoryczny. Telion zdecydowanie już podczas ich krótkiego spotkania zdradził dostatecznie wyraźnie swoją niewiedzę na temat tutejszej kultury i historii, niemniej nie ma co mu się dziwić. Everam to miejsce odległe, nie tylko geograficznie ale też w mentalności przeciętnego mieszkańca Kontynentu. Nikt nie uczy w szkołach o zwyczajach czarnoskórych nomadów, a dwie kerońscy bardowie nie opowiadają trudnych, wielowątkowych, zawoalowanych historii i legend ludzi pustyni. Choć Telion nie miał szans starować z lepszej pozycji do negocjacji fakt ten z pewnością zanotował jakże chytry everamczyk.

Przysłuchiwał się po kolei opowieściom Teliona, z mniejszym bądź lekko większym zainteresowaniem, jednak ciężko było w nim wywołać znaczącą fascynację czy zaciekawienie.
- Futra ładnie wyglądają, to prawda. Na noce zimne też przydane, ale... No powiem Ci młody średnio to farpujące. - powiedział robiąc wyraźny błąd próbując wymówić "frapujące". - Zieloni upierdliwcy z północy często tu coś zwożą, na ich terenach więcej jest ciekawych paskud. U nas jak zobaczysz popierdalający po piasku krzaczor to jest już atrakcja, haha!
Na wiadomość o marynarskim rumie Delfer jednak wykazał jednak niechęć poprzez skrzywienie twarzy i przetarcie spoconego czoła swoja ukochaną brudną ścierką.
- Wybacz młody, ale ja tu byle czego nie sprzedaję. To jest establiszment pierwsza klasa, ma się rozumieć! Ma swoją famę! Nie to co ten pożal-się-bogi kurwidołek "Śpiąca Fala" brzy bazarze, bleh. podsumował z obrzydzeniem na myśl o konkurencyjnym lokalu. - Tu tylko najlepsze trucizny, a nie wasze kajutowe bimbry spod poduchy.
Z kolei na wspomnienie o literaturze czarnoskóry jakby na chwilę się rozpromienił. Cieszył się, że ktoś doceniał jego kolekcję nagromadzonych tomiszczy.
- A no widzisz bo, Teluś! Bo ja bardzo oczytany jestem! Ja czytaaaaaaam aż głowa boli. Ale najczęściej to mojego synalka, kiedy tomikiem poezji rąbnę go w ten zakuty łeb. Moja rada, nie rób sobie synów. Córki może złośliwe zołzy, ale przynajmniej pracują. - aluzja do sytuacji w której Telionowi dało się rozstać z barmanką była tu klarowna. Mężczyzna widocznie jednak podłapał trochę entuzjazmu, którego próbował sprzedać mu Telion.

Poruszenie tematu książek wydawało się strzałem w dziesiątkę, toteż marynarz pociągnął wątek dalej. Zaczął prezentować wyjątkowy obiekt zdobyty na jednej ze swoich wcześniejszych przygód. Tutaj Delfer wyraźnie obserwował ruchy dłoni Teliona trzymającej mocno za wolumin. Opowiadał o nim bardzo ciekawie, z pewnością niejedna pannica czy przechodzień byłby zafascynowany... Jednak od Delfra nie odbierał podobnego zaciekawienia. Wręcz przeciwnie.
- Kurwa jeszcze tego mi brakowało, magicznego szachrajstwa. Zabieraj mi to sprzed gęby ale już! - przerażająca ścierka Delera zrobiła łukowaty ruch ku górze, jednak na szczęście nie trafiając ani Teliona ani trzymanej przez niego księgi. - Co, pewnie to otworzę przeczytam i mi gały się roztopią jak masło na ogniu? Albo jaką klątwę mi rzucić by mnie doszczętnie okraść, co?! - Delfer stał a jego uzbrojona w szmatę ręka przybrała pozycję w gotowości do ataku.
- Nie masz nic ciekawego nad te swoje tandetne propozycje, marnujesz mi czas który mógłbym poświęcić na oskubanie innych a teraz próbujesz mnie opętać jakimś waszym hudułuduwudu? Weź wyjdź stąd knypie bo nie ręczę za siebie!

Telion już zaczął przewidywać, jak będzie odczuwał fakturę mokrej i obrzydliwie brudnej ścierki na swoim wcale nie czystszym policzku, jednak akt tej surowej frustracji właściciela przybytku przerwały otwierające się drzwi. Stojący w nich wcześniej spotkany przez Teliona kucharz zrobił to tak gwałtownie, że o mało nie uderzył w jedną z drewnianych komód w gabinecie.
- Tato! Burda jest, i to ostra! Rozróba, chodź szybko!

***

Obaj mężczyźni czym prędzej zerwali się na nogi ze zdziwienia i popędzili przez zagraconą kuchnię, by stanąć zaraz przy przejściu z kuchni na przybytek. Oczom Teliona dalej jawił się tłok i harmider, jednak tym razem towarzyszyło temu wszystkiemu jakiś niepokój, panika i bardzo nietypowe dla dobrej zabawy krzyki. Dużo ludzi starało się uciekać w popłochu w stronę wyjścia, dwóch staruszków siedzących na ziemi zostało staranowanych a przy barze panował największy raban. Telionowi było dane dostrzec w tym wszystkim kilka zakapturzonych na czerwono postaci, które płynnie poruszały się pomiędzy gawiedzią albo rozpętując terror wokół siebie albo strasząc co tych bardziej tchórzliwych. Gdzieś w kącie jakiś mężczyzna stał przyparty do muru z nożem wbitym głęboko w podbrzusze przez jedną z czerwonych postaci. Muzyka ładnych instrumentów została zastąpiona przez raban paniki i przerażenia.
Półnaga elfka, która nie tak dawno dobierała się do grubego oblecha teraz siedziała na nim, jednak z ostrzem przy jego gardle. Mężczyzna wił się i płakał w przerażeniu, podczas gdy kobieta coś do niego krzyczała a kolejna z zakapturzonych postaci przeszukiwała jego dobytek.

- Kurwa! - zakrzyknął wstrząśnięty Delfer. -Kurwakurwakurwa! Dargon! Ungzer! Gdzie oni do kurwy nędzy są? Kogo tu wpuścili?! Synal, podaj ojcu szablę, trzeba się ponapieprzać! - marynarz nie widział nigdzie wspomnianych orkowych ochroniarzy, jednak był w stanie dostrzec kilku najmitów, którzy oczywiście dość często bywali w tego typu szemranych lokalach, co próbowali odeprzeć atak bandziorów w czerwonych płaszczach, toteż Delfer nie był skazany na samodzielną walkę. Dwóch takich właśnie stało prawie na samej scenie, próbując pochwycić jednego ze zbójów tłukąc przy tym wszystkie instrumenty. Jednak to co przykuło jego uwagę najbardziej to sam koniec baru. Tam dwie czerwone postaci próbowały wyciągnąć już mu znaną barmankę i córkę Delfera zza lady, trzymając je za obie ręce, podczas gdy dziewczyna silnie zapierała się nogami. Trzymający już w rękach dwie szable Delfer aż zamarł gdy to dostrzegł.
- Nazrin! ZOSTAWCIE MOJĄ NAZRIN WY BYDLAKI! - krzyknął niesamowicie głośno jak na lekko starszego mężczyznę jego wzrostu. Spojrzał także po chwili na Teliona i bez dłuższego zastanowienia wcisnął mu szablę w dłoń.
- Dam ci wszystko, cokolwiek potrzebujecie! Tylko pomóż mi to ogarnąć i ukatrup te zakapturzone kurwy! - wykrzyczał mu prosto w twarz po czym sam ruszył przez tłum.
Opcji ucieczki głównym wejściem przy takim oblężeniu raczej nie było, choć Telion nie wiedział dokąd prowadzą dalsze odnogi korytarza przy za kuchnią. Dodatkowo miał w ręku po raz pierwszy od dawna porządną, dostosowaną do jego możliwości broń a obietnica zapłaty po nieudanych pertraktacjach mogła wydać się kusząca. Na pewno decyzję musiał podjąć szybko bowiem Nazrin już prawie w połowie znajdowała się poza barem...
"To achieve great things, two things are needed: a plan and not quite enough time." - Leonard Bernstein

Tawerna "Blady Wampir"

35
POST POSTACI
Im Telion dłużej mielił ozorem, tym widoczniejszy na twarzy Delfera pojawiał się grymas niezadowolenia, a nawet i poirytowania. Niezależnie od tego, co mu proponował, ten zawsze miał w zanadrzu jakąś ripostę i rzewnie wygłaszał swoje krytyczne zdanie. Z każdą odrzuconą ofertą mężczyzna stawał się coraz mniej pewny siebie. Najwidoczniej plotki, jakie panowały pośród załogantów i innych napotkanych osób co do zapotrzebowania na dany towar w konkretnym miejscu na ziemi, były tyle samo warte co doniesienia o napotkanych na drodze morskiej potworach i innych dziwadłach.

Brodacz westchnął ciężko. Miał bowiem nadzieję, że przynajmniej jego tajna broń w postaci czarodziejskiej księgi na coś się zda. Nic bardziej mylnego. Czarnoskóry w pierwszej chwili wydawał się nawet i nieco zainteresowany, przynajmniej do czasu, aż nie usłyszał historii pozyskania księgi. W tym momencie Telion zamknął oczy, gdy jego rozmówca zamachnął się swoją brudną ścierą, z którą nie rozstawał się nawet na chwilę, sprawiając wrażenie, że ta może i była przyszyta do jego ciemnych dłoni.
Na całe szczęście nic mu nie się nie stało. Właściciel gospody jedynie strzelił nią w powietrze, jakoby próbując odgonić od siebie urok, jaki rzekomo przeklęta księga mogła na niego rzucić.

Jego dziwna reakcja sprawiła, że na twarzy marynarz wyrysował się obraz głębokiego zastanowienia. Do głowy mu nie przyszło, aby nakładać na kogoś klątwę, wszakże nawet nie posiadał żadnych zdolności magicznych, by tego dokonać. Jednakże obronna postawa Delfera wiele o nim zdradziła. Z jakiegoś powodu panicznie obawiał się czarów. Czyżby było to spowodowane najazdami lokalnej szajki bandytek lub jak to określił je wcześniej Ungzer, bandą niewyżytych bab? Być może, że w ich szeregach znajdowały się również wiedźmy, które zalazły karczmarzowi za skórę. Na ten czas pozostawało to jednak tylko w sferze domysłów.

Czas składania ofert się wyczerpał. Delfer jednoznacznie wyraził swoje zdanie o braku zainteresowania chęcią wymiany towarów, nakazując na równi opuścić biuro.

- No trudno, dzięki, że przynajmniej raczyłeś mnie wysłuchać - Telion jakoby będąc mocno zawiedzionym, powstał ze swego miejsca, mając właśnie zamiar skierować się w stronę wyjścia. Skoro pertraktacje zakończyły się fiaskiem, nie zostało mu nic innego, jak udanie się do konkurencji. Może przynajmniej tam zdoła coś utargować.

W tym jednak momencie drzwi od gabinetu otworzyły się z hukiem, a do środka wparowała nie kto inny, jak Haak. Zdenerwowanie pomieszane z przerażeniem wręcz było wymalowane na jego twarzy. Krzyczał coś o burdzie, poganiając ojca, aby podjął szybką reakcję. Ten wręcz wyskoczył z dotychczas zajmowanego miejsca i ruszył do głównej sali gospody, a wraz z nim, zaciekawiony rozwojem wypadku Telion.

***

Zastana na miejscu sytuacja nijak się miała do chwilę wcześniej opisanej. To nie burda, lecz dosłownie rzecz ujmując, bitwa z dwiema wzajemnie się ścierającymi frakcjami oraz realnie rannymi i zabitymi, chociaż o wzajemności można tu polemizować. Pośród rozszalałego z przerażenia tłumu przebijały się postacie zgoła odmienne w ubiorze, a ich znakiem rozpoznawczym był zarzucony na głowę szkarłatny kaptur. Czego chcieli lub kogo szukali, tego nie wiedział nikt. Po prostu wparowali do środka, zaczynając rzeź niewinnych gości.
Co ciekawe, wraz z zamachowcami, do ich grona dołączona długoucha, ta sama, którą wcześniej Telion określił mianem tutejszej kurtyzany. O ironio, elfka ta znów siedziała na wcześniej obsługiwanym tłuściochu, z tą drobną różnicą, że zamiast swojego języka, przy jego twarzy trzymała całkiem dorodny sztylet, w czasie, gdy tajemnicza postać w czerwieni, oskubywała go z drogocennych przedmiotów.

- Aż wracają wspomnienia - kruczowłosy dodał z lekkim uśmiechem na twarzy, przecząc przy tym zdrowemu rozsądkowi.

Z letargu wyrwał go dopiero ryk Delfera. Nawoływał swych odźwiernych, z trudem przebijając się przez wrzaski i kwiki dziesiątek gardeł. Ich brak obecności był dla Teliona niemalże jasny - są martwi lub na tyle zajęci walką w innej części gospody, że nie są w stanie nic usłyszeć.


- Że co...!? - bruneta zatkało, gdy w jego ręce została wciśnięta najprawdziwsza szabla. Jeszcze nigdy w życiu nie miał okazji, by takową potrzymać, a co dopiero użyć w walce. Ledwie potrafił chwycić ją prawidłowo za trzon, a gdzie tu wymachiwać jej ostrzem. W jego oczach dzierżony oręż nie sprawdziłby się najzupełniej.

Brak umiejętności w posługiwaniu się bronią nie zwalniał go z obowiązku stanięcia w obronie tutejszych, zwłaszcza że obiecana za to nagroda będzie spełnieniem jego oczekiwań.
W tym czasie biedna Nazrin ledwie dawała radę przeciwstawić się oprawcom, którzy z każdą sekundą coraz to bardziej wyciągali ją poza obręb szynkwasu. W swej błyskotliwości Telion postanowił zrobić pół susła zza bezpiecznej strefy, gdzie spodziewał się dostać w swoje ręce jeden z barowych taborecików, gdyż w innym przypadku musiałby liczyć na łut szczęścia w wojowaniu szabelką. Wtedy puszczając się pędem w stronę barmanki, zamachnąłby się porządnie i przyłożył dwóm napastnikom jednocześnie. Następnie chwytając dziewczynę za pas, wyrwałby ją z morderczych uścisków, by czym prędzej pociągnąć ze sobą w stronę drzwi prowadzących do kuchni. Tam byliby chwilowo bezpieczni. Jeśli dobrze pamiętał, w kuchni znajdowały się przejścia do dalszych kondygnacji, dostępnych tylko dla obsługi. Był niemalże pewien, że Nazrin znała je doskonale i w razie czego, poprowadziłaby do tylnego wyjścia lub pokoju, w którym mogliby się zabarykadować.

Tawerna "Blady Wampir"

36
POST BARDA
Podczas gdy Telion przetwarzał w głowie fakt dzierżenia najprawdziwszej i to nawet porządnie wyglądającej, zakrzywionej szabli, uzbrojony w broń i furię tysiąca pustynnych słońc Delfer przebijał się ze swoją krępą sylwetką przez tłum jak rozjuszony niedźwiedź przez łamliwe brzozy. Pewnym było, że rusza na koniec długiego baru w stronę swojej córki a marynarz postanowił nie być gorszym.
Pochwycenie za taboret było żadną trudnością - w końcu to nie tak, że ktoś z nich teraz korzystał. Jednak z puszczeniem się naprzód ku pomocy było gorzej. Tłum zebranych w spelunie ludzi zdawał się zmniejszać jedynie o liczbę żywych gości, bowiem już dało się dostrzec pojedyncze osoby słaniające się po podłodze czy ścianach z których uchodziło pomału życie.
Telion pomimo wszystko jednak próbował niczym taran-Delfer brnąć do przodu starając się utrzymać na linii wzroku wierzgającą gdzieś w oddali Nazrin. Dzierżenie jednorącz taboretu w tym nie pomagało. Będąc jednak bliżej celu Telionowi udało się kątem oka uchwycić wyjście na nadworny dziedziniec, na którym wcześniej odbywały się walki. Dwoje z zakapturzonych intruzów skutecznie, acz z wysiłkiem, zabarykadowało wyjście, z którego dobijali się do środka jeszcze nie tak dawno walczący dla rozrywki mężczyźni - zamknięci umyślnie niczym stado wściekłych wilków w klatce.
W tym zagapieniu i jednoczesnym pędzie ku przodowi Telion nieumyślnie potrącił taboretem czyjąś głowę wśród wrzawy tłumu. Zaskoczony odskoczył, by zobaczyć co się stało. Uderzył akurat jednego z czerwonych kapturów, który teraz trzymał się za głowę próbując się otrząsnąć. Okazało się, że stał przedjednym ze starszych, bezbronnych mężczyzn, który w przerażeniu trzymał ręce w górze. Gdy zobaczył, co się stało, szybciutko czmychnął od uzbrojonego napastnika. Telion miał teraz przewagę nad oszołomionym przeciwnikiem co mógł wykorzystać albo zignorować szansę i pędzić do Nazrin jak planował wcześniej, mając nadzieję że jegomość nie będzie trzymał urazy za uderzenie taboretem w głowę. Cokolwiek by nie postanowił, musiał działać szybko.
"To achieve great things, two things are needed: a plan and not quite enough time." - Leonard Bernstein

Tawerna "Blady Wampir"

37
POST POSTACI
Sytuacja z każdą chwilą robiła się bardziej i bardziej napięta. W powietrzu można było dobrze już wyczuć charakterystyczny - metaliczny zapach krwi, zmieszanej z ludzkim potem. Odór istnie odurzający, ale do zniesienia. Gdzieniegdzie powstawały małe wyłomy w ludzkim murze, spowodowane sukcesywnym wytrzebianiem gości przez napastników. Szala zwycięstwa przechylała się na niekorzyść obrońców, jeśli prędko czegoś nie wymyślą, karczma przemieni się w krwawą łaźnię, której częścią Telion z całych sił nie chciał się stać.

Dosięgnąwszy upragnionego narzędzie mordu, marynarz pędem udał się w stronę swojej karty przetargowej - córki Delfera. W porównaniu do jej ojca ciężko mu było prześlizgnąć się między bezustannie gnającymi bez ładu i składu bywalcami. Jego budowa ciała nie pozwalał mu użyć własnej masy, a ciągnący się wraz z nim płaszcz oraz dzierżony w jednej ręce taboret, w drugiej oręż, co rusz zahaczyły o przypadkowe osoby.

I właśnie podczas tej desperackiej próby przedarcia się, w pewnym momencie wyczuł silne drżenie w ręku. Rzuciwszy z ukosa spojrzenie, zobaczył, że jedna z nóżek stołka uderzył w czyjąś głowę. Jak się prędko okazało, to przypadkowe spotkanie wytrąciło z równowagi jednego z czerwonych kapturów, który właśnie przymierzał się do zadania ostatecznego ciosu kulącemu się u jego nóg starcowi. Wbrew pozorom, ten niezamierzony akt przemocy, przyczynił się do uratowania jednego życia. Telion mógł być z siebie dumny, lecz nie był to odpowiedni czas, na wpadanie w tego typu zachwyt. Lada moment niedoszły zabójca się otrząśnie, a wtedy z pewnością zapragnie znaleźć tego śmiałka, który pozbawił go ofiary. Kruczowłosy nie mógł do tego dopuścić. W starciu z doświadczonym oprychem jego szanse na przeżycie byłyby znikome, a ponadto wciąż pozostawała kwestia ocalenia Nazrin i co za tym idzie, wybawienia załogi "Czarnego Gamonia" od śmierci głodowej oraz kapitana przed utratą głowy.

Ogólny harmider i ścisk sprawiły, że pomysł na poprawienie nabitego guza szablą lub porządniejsze przyłożenie mebelkiem nie wchodził w grę. Poza tym, kto wie, ile razy musiałby wtórować ciosy, by tamten wreszcie raczył paść. Z tego powodu mężczyzna wpadł na prosty, ale za to skuteczny i niezwykle brutalny pomysł. Przystanąwszy niemal na wprost kapturzastej postaci, uniósł nogą na dobrych kilkadziesiąt centymetrów i twardą podeszwą buta wycelował w kolano oponenta, nacierając przy tym resztą ciała. Tym samym nadany nodze pęd powinien bez trudu nie tyle go podciąć, by ten upadł, a dosłownie wywinąć mu kolano w drugą stronę. Ten szybki zabieg wystarczyłby, żeby na dobre przygwoździć mordercę do ziemi. Jego los natomiast zostałby prędko przypieczętowany poprzez zadeptanie mnogimi parami butów. Wtedy to mając niebezpieczeństwo za sobą, bez większych przeszkód Telion mógłby popędzić na ratunek priorytetowej postaci.

Tawerna "Blady Wampir"

38
POST BARDA
Telion wykorzystał cała swoją masę ciała, choć dużo jej nie było, by jego kopnięcie wywołało jak największą szkodę na kolanie oponenta. I choć jego cios zdecydowanie wycelował w rzepkę zakapturzonej postaci to kończyna nie wygięła się w drugą stronę, ale na pewno pozbawiła równowagi. Noga przeciwnika poślizgnęła się o parkiet i podwinęła się w taki sposób, że runął on twarzą na ziemię z rękami rozłożonymi plackiem na boki. Towarzyszył temu wysoko brzmiący pisk. Po czterech sekundach oględzin Telion mógł zdecydowanie stwierdzić, że osoba ta się nie rusza, więc próba spacyfikowania zakończyła się sukcesem, nawet jeśli nie był to oczekiwany efekt. Staruszek, który był przed chwilą w opresji, zniknął już w tłumie spanikowanych ludzi, być może narażając się na kolejne niebezpieczeństwo, ale na to Telion już nie miał wpływu.
Z pewnością efektowny wyczyn Teliona został niestety dostrzeżony przez jednego z bandziorów, których zauważył wcześniej rabujących bogatego grubasa. Siedząca na nim z nożem w ręku skąpo ubrana elfka krzyknęła tylko coś niezrozumiałego wskazując w kierunku marynarza a zaraz po tym jej kompan zostawił obfite kupieckie sakwy i wyjął zza pasa dwa sztylety. Telion mógł przysiąc, że zza burgundowego kaptura dostrzega kobiecą twarz. Pełną wściekłości, pędzącą w szarży prosto w jego stronę, młodą, kobiecą twarz...
"To achieve great things, two things are needed: a plan and not quite enough time." - Leonard Bernstein

Tawerna "Blady Wampir"

39
POST POSTACI
Atak, chociaż nie tak skuteczny, jak pierwotnie zakładał, to jednak poskutkował sprowadzeniem przeciwnika do pozycji leżącej. Brak widocznych oznak życia z pewnością napawał optymizmem, co nie znaczyło wcale, że niebezpieczeństwo zostało skutecznie zażegnane. Nim niedoszły zabójca otrząśnie się z bólu minie dobra chwila, a wtedy z całą pewnością ruszy na poszukiwania śmiałka, który ważył się mu przeciwstawić, o ile w ogóle będzie mógł się poruszać z powodu uszkodzonego stawu kończyny.

Nim jednak miało do tego dojść, wydany przez powalonego zbója pisk, podział na resztę jego psubratów niczym okrzyk do rozpoczęcia ataku i nie trzeba było wcale długo czekać, aż wezwanie zostanie wysłuchane. Dotąd pochłonięci rabowaniem dóbr napastnicy prędko zlokalizowali potencjalny problem w postaci pewnego szczupłego mężczyzny o zdecydowanie za długich jak na tutejszą kulturę, przystało włosach.

Ich spojrzenia na moment się spotkały. Telionowi to wystarczyło, aby dopuścić do świadomości, że teraz on stał się celem numer jeden. Z tego powodu odcień jego twarzy jeszcze bardziej wyblakł, a ciche przekleństwo, jakie mu się wyrwało, stanowiło prostą, aczkolwiek jednoznaczną reakcję na zaistniałą sytuację. Jego obecne położenie stało się wręcz krytycznie zagrożone. Z jednej strony miał przecież wyrwać z rąk szubrawców córę Delfera, z drugiej powinien przygotować linię obrony przed nacierającą śmiercią. Jeśli prędko czegoś nie wymyśli, nie dość, że straci szansę na wypełnienie misji od pierwszego oficera Abrar'a, to jeszcze nić życia za moment zostanie mu przecięta. Możliwości zatem do wybrnięcia z opresji pozostało niewiele i z każdą sekundą zdawały się jakby pomniejszać.

Analizując wszystkie sposobności, pierwszym co rzuciło mu się na myśl, było rzecz jasna wzięcie nóg za pas i jak najszybciej opuszczenie pogrążonej w chaosie gospody. Z drugiej strony zbyt wiele istnień w tym momencie od niego zależało. Biorąc to pod uwagę oraz wspinając się na szczyty odwagi, postanowił stawić czoła przeciwnością i nie bacząc na ryzyko, ze zdwojoną determinacją począł przeciskać się wąskim korytarzem, którego ściany stanowiły ludzkie ciała, zmieniając tylko trochę wcześniej przyjętą taktykę. Zamiast rozbić taboret na głowach pary porywaczy, zamierzał sieknąć ich ręce ostrzem klingi. Choćby tyle, aby ich uścisk zdołał się rozluźnić, na tyle, by biedne dziewczę samo się wyrwało, no może z lekką pomocą. Drewniany stołek wolał zachować na trzeciego zbira. Telion prędko zauważył, że jeżeli tamten zechce go dopaść, będzie musiał przeskoczyć przez ladę szynkwasu. Wtedy to mimowolnie odsłoni się na atak. I ten właśnie moment chciał wykorzystać marynarz. Wystarczyło lekko się zamachnąć, by nietypowy oręż poszybował w odpowiednią stronę, przy odrobinie szczęścia rozbijając się na agresorze, a jeśli to nie byłoby możliwe, użyć go jako swego rodzaju tarczy. Dalsza część plany pozostawała bez zmian. Trzymać priorytet jak najbliżej siebie i dać nogę tylnymi drzwiami, nim ktokolwiek się zorientuje.

Tawerna "Blady Wampir"

40
POST BARDA
Taktyka ucieczki przez rozwścieczoną bandytką wydawała się jedynym słusznym rozwiązaniem, jednak nie miała w sobie nic z tchórzostwa. W końcu Telion pragnął zrealizować pierwotny plan by dotrzeć do Nazrin zanim zostanie pojmana lub stanie się jej krzywda. W tej sytuacji był to uzasadniony, taktyczny odwrót.
Smukła sylwetka z lekka niedożywionego marynarza okazała się atutem w przeciskaniu się przez masę spanikowanych ludzkich ciał. Musiał uważać jedynie na szablę, co by nikogo postronnego nią nie dziabnąć. W takim tłumie ciężko było odróżnić wroga od sojusznika. Spojrzenie za siebie było słabo wykonalne, ale Telion mógłby przysiąc, że jego zakapturzony agresor odbił się od ludzkiej ściany, napotykając któregoś z niezbyt przyjaźnie nastawionych najemników. Na zastanowienie się jednak nie było czasu, bowiem teraz wymagane było skupienie na celu - końcu tutejszego szynkwasu.
W chwili, która wydawała się trwać zdecydowanie za długo, zmęczony, zdyszany i zapocony od przeciskania się Telion dotarł do końca lady, jednak przez zgromadzony tłum udało mu się dostrzec tylko najgorszy scenariusz. Krępy, rzucający się Delfer był przytrzymany twarzą do kamiennej podłogi przez jednego z zakapturzonych oprawców. Natomiast barmanka, Nazrin, znajdowała się już za ladą, przytrzymując się o jej krawędź jedynie butem lewej nogi, podczas gdy prawa zwisała dość swobodnie. Pod wpływem adrenaliny i swoich wcześniejszych założeń Telion w pierwszej kolejności ciachnął po dłoni osobę najbliższą jemu, czyli tego który ciemiężył Delfera. Zbój syknął z bólu podczas gdy Delfer wykorzystał sytuację by się wyrwać i odwrócić role, samemu teraz przygniatając go do gleby.
Następnie Telion ruszył ku Nazrin. Ledwo przeciskając się przez ludzi zrobił wypad, dzięki czemu udało mu się pochwycić wolną nogę dziewczyny by ją wyrwać z rąk oprawców. Ta jednak była mocno spanikowana, toteż nie wiedziała co się dzieje i kto ją łapie, więc zaczęła wierzgać, nie ułatwiając Telionowi roboty. Walka na przeciąganie takiej żywej liny była jednak nierówna, bowiem miał przeciwko sobie dwóch oponentów, a i lina nie pomagała. Ciemnoskóra łydka wciąż latała Telionowi przed twarzą w tej jakże niewygodnej pozycji, próbował trzymać ją mocno, niestety w pewnym momencie ręka zaczęła mu się ślizgać. Ostatecznie stopa Nazrin wylądowała na twarzy Teliona, a kopnięty w ten sposób marynarz ostatecznie stracił równowagę i sam wylądował na ziemi. Dziewczyna wyskoczyła jak korek do wina w stronę zakapturzonych bandziorów. Wtedy jeden z nich wydał z siebie donośny pisk i wykrzyknął jakieś hasło w nieznanym Telionowi języku. Nagle skotłowany tłum zareagował i zaczął poruszać się jakiś inny, nowy sposób, a czerwone kaptury w nim zaczęły się reorganizować, niczym rzeka która nagle zmieniła nurt. Co konkretnie się zadziało nie należało w gestii Teliona do ocenienia, bowiem wszystko obserwował jak przez gęstą mgłę zanim leżąc na tej ziemi na dobre stracił przytomność...

Ciężko było mu powiedzieć, na jak długo urwał mu się film. Gdy Telion pomału się ocknął był w stanie stwierdzić, że siedzi oparty plecami o drewniany kontuar, a przy nim siedzi jakiś uzbrojony mężczyzna. Potrzebował chwili by wyostrzył mu się wzrok i mógł stwierdzić, że obok niego przykuca nie kto inny jak jego oficer, Arbar, ocierając Telionowi czoło mokrą ścierką. Chyba tą samą, którą widział wcześniej w groźnej dłoni Delfera.
- Nic Ci nie jest? Myślałem, że znajdziesz suszone mięso, a nie rozpętasz zamieszki. - powiedział półżartem. A może mówił serio? Po nim zawsze było ciężko stwierdzić.
Zanim cokolwiek był w stanie odpowiedzieć Telion rozejrzał się po okolicy, odzyskując sprawność zmysłów. Lokal w porównaniu do tego, co zastał na samym początku, wyglądał jak pusty. Nie grała tu żadna muzyka, nie było hałasu, atmosfera jednak wciąż wydała się ciężka. Z jednej strony z powodu duchoty a z drugiej... Wszyscy obecni tu, głównie marynarze i najmici, mieli raczej nietęgie miny. Część z nich próbowała posprzątać zdewastowany lokal, inni zgromadzili się przy jednej z kolumn nośnych. Stamtąd dobiegały Teliona odgłosy uderzeń i bolesne stęknięcia. Będąc w tej pozycji z pomiędzy nóg zgromadzonych Telion był wstanie dostrzec Delfera, umorusanego na twarzy krwią, który okładał gołymi pięściami jednego z czerwonych kapturów przytrzymanego przy kolumnie przez dwóch wojowników. Był to ten sam bandyta, którego Telion ciachnął po ręce, co rozpoznał po ranie. Co jakiś czas pomiędzy uderzeniami Delfer ze wściekłością wykrzykiwał jakieś zdania, które zrobiły się z czasem coraz wyraźniejsze.
- Gdzie ona jest?! Po chuj wam moja córka, zdziry niewydymane?! Gadaj natychmiast! - W rzeczy samej, manto od karczmarza właśnie dostawała kobieta, na twarzy już tak spuchnięta że szło się domyślić, że Delfer się z nią tak "zabawia" od pewnego czasu.
- Jesteś w stanie wstać? - zapytał Teliona z troską, acz rzeczowo, Arbar. - Nie wstawaj jak nie musisz. Opowiedz mi tylko co tu się działo. Wolę to usłyszeć od Ciebie, bo Delfer teraz jest... niezbyt skory do rozmów.
"To achieve great things, two things are needed: a plan and not quite enough time." - Leonard Bernstein

Tawerna "Blady Wampir"

41
POST POSTACI
Na atak od tej strony nie był przygotowany. Osoba, którą starał się ocalić z rąk szubrawców, poniekąd sama wpadła im w ręce. Bezpośrednie i niespodziewane kopnięcie w głowę wystarczyło, aby cały misterny plan poszedł w las. Ostatnim co pamiętał, był ból, jaki mu sprawiono, później świat zaczął się rozmywać, dźwięki zlewać w jedno, a kończyny wiotczeć, by na samym końcu wszystko ogarnęła ciemność.

W pierwszych sekundach po odzyskaniu przytomnoci, mógł stwierdzić niewiele. Żył - to pewne, tak samo, jak świadomość, że zawiódł kolejny raz. Córa Delfera została uprowadzona lub co gorsza, leżała gdzieś martwa pośród reszty walających się po całej gospodzie zwłok.

- Bywało gorzej... - przyznał, rozmasowując jednocześnie miejsce na czole, z którym spotkała się noga dziewczyny. - Te żarciki, schowaj sobie do kieszeni - odburknął, nie wiedząc jeszcze, do kogo się zwraca.

Musiała minąć dobra minuta lub dwie, zanim odzyskał pełnię kontroli oraz zdolność do odczuwania wszystkich bodźców. Dopiero teraz zorientował się, że czuwa przy nim nie kto inny, jak sam pierwszy oficer. Jego widok momentalnie podniósł Telionowi ciśnienie, uwalniając przy tym dawkę energii, na tyle dużą, żeby ten w ułamku sekundy postawił się na baczność, co w jego stanie nie było dobrym pomysłem. Obraz świata na moment mu zawirował i gdyby nie oparcie w postaci niskiej ścianki, momentalnie rypnąłby ponownie na twardą podłogę.

W miarę upływu czasu coraz więcej szczegółów otoczenia zaczynało do niego docierać. Zakapturzeni mordercy przepadli, prócz tego jednego, który przyparty kolumny, odbierał kolejne ciosy z rąk rozwścieczonego Delfera. Część ochotników zaczęła już sprzątać pobojowisko, układając na miejsce ocalałe mebelki, a nawet zdążono gdzieś upchnąć poległych. Jedynie ogólny zaduch i żeliwny odór zasychającej krwi jeszcze drażnił w nozdrzach. Bez tego drobnego szczegóły, nie byłoby większego śladu po tragicznej w skutkach rozróbie.

- Pojawili się nagle - Wskazał palcem na obleczoną w czerwień postać. - Bez ostrzeżenia zaczęli atakować wszystko, co się ruszało, zupełnie jak stado wygłodniałych lisów, które wparowało do kurnika. Nikt nie wiedział, o co im chodziło. I trwało to tak długo, aż nie zdołali pojmać podopiecznej karczmarza - Nazrin - zrobił krótką przerwę na zebranie myśli. Krzyk czarnoskórej odbijał mu się echem w głowie. Dlaczego akurat ją zechciano pojmać? Czy to dla okupu lub w akcie zemsty, lub jeszcze czegoś gorszego, mógł tylko domniemywać. - Pamiętam, że szarpałem się z nimi o nią, ale w którymś momencie ktoś musiał mnie dosięgnąć - dodał bez zbędnych szczegół w celu oszczędzenia sobie wstydu.

Nie mając już nic więcej do powiedzenia, przeniósł uwagę na próbującego wyciągnąć z pochwyconego draba informacje Delfera. Sądząc po ilości zdobiącej jego twarz krwi, przyjęta strategia niezbyt dobrze skutkowała efektywności przesłuchania. Tamten, a raczej tamta wyglądała, jakby miała dość i była blisko skonania, ale mimo to, twardo trzymała język za zębami, no, chyba że opuchlizna skutecznie blokowała jej jakiekolwiek ruchy wargami.

- Sądzisz, że powinniśmy go powstrzymać? - rzucił mimochodem w stronę Abrara. - Jak na razie, to nasza jedyna poszlaka. Jeśli padnie, stracimy szansę na rozwikłanie sprawy, o ile to leży w naszym interesie. Co prawda Delfer przysiągł, że da nam, czego potrzebujemy, jak ocalimy mu dzieciaka, ale w tych okolicznościach... obawiam się, że czas nas goni i kto wie, gdzie teraz się znajduje - rozważał niełatwą decyzję. Z jednej strony, pod pewnymi względami niebywale ciężko mu było patrzeć na tragedię rodzica, który stracił potomka, lecz z drugiej wiedział, że tam na morzu z niecierpliwością wyczekują go jego ziomkowie, o ile bogowie wiatrów nie postanowili spuścić kurtyny miłosierdzia i zadąć, by w końcu żagle się znów napięły i wprawiły okręt w ruch.

Tawerna "Blady Wampir"

42
POST BARDA
Nagły salut Teliona z pewnością zaskoczył oficera, gdyż ten dygnął delikatnie do tyłu. I chyba jakaś osoba z tłumu nawet zwróciła na to uwagę, jednak ciężko było to stwierdzić i się tym przejąć gdy Telionowi momentalnie zakręciło się w głowie. Arbar nawet wykonał ruch rękami jakby był gotowy złapać swojego załoganta, na szczęście nie okazało się to potrzebne.
- Ostrożnie. Nie czas na protokoły. Oddychaj. - powiedział uspokajająco.

Tawerna zdecydowanie była mocno poszkodowana po tym zajściu. Choć miejscami pocięta tapeta mogła dawać wrażenie, że nic się w sumie nie zmieniło (w końcu już wcześniej była w nienajlepszy stanie) to niektóre roztrzaskane meble, plamy krwi i gdzieniegdzie łatający swoje rany ludzie z pewnością były dowodem na to, że rozróba miała miejsce i była niemała. Arbar z pewnością to dostrzegał, jednak zależało mu na usłyszeniu wersji wydarzeń od Teliona.
- Nazrin... - powtórzył oficer, jakby z troską w głosie. - Nie dziwię się, że ktoś mógłby wpaść na ten pomysł. Delfer z pewnością narobił sobie wrogów, ale... porywać jego córkę w samym środku jego własnego przybytku? W godzinach takiego szczytu? Szaleństwo.

W miarę jak opowiadał jego zmysły dochodziły do siebie. Oficer dodatkowo podał mu kufel z wodą. W tej chwili uspokojenia oboje przyglądali się gromadce najemników, która otaczała Delfera i jego "ofiarę".
- Mieć Delfera za sojusznika w porcie Everam z pewnością byłoby nam na korzyść. Jednak żeby podjąć się uratowania Nazrim musielibyśmy mieć wszystkich załogantów "Gamonia", a tego nie osiągniemy bez pomocy Delfera... Ach, błędne koło. - westchnął, choć nie dawał oznak konsternacji na twarzy. - Zaingerujmy. Skoro podjąłeś się próby ocalenia Nazrin to może Delfer będzie na ciebie przyjaźniej patrzył. Miejmy nadzieję, że Ber'zegi i Dylis mieli więcej szczęścia. - podsumował. Kiedy Telion czuł się już na tyle pewnie, by stawiać kroki obaj mężczyźni podeszli do zgromadzenia wokół słupa.

Widząc idących Teliona i Arbara najemnicy z jakiegoś powodu odsuwali się samoistnie, jakby pozwalając im zbliżyć się do środka. Czuli jakiś respekt? Czy to może coś innego...
W końcu ukazał im się Delfer w pełnej swej okazałości i wściekłości. Mężczyzna dyszał ciężko, jednak nie ujmowało to determinacji, z jaką "przesłuchiwał" swojego więźnia za pomocą zakrwawionych, zaciśniętych pięści. W tym szale nie zwrócił uwagi, że ktoś nawet do niego podszedł.
- Jęzor ci zabrało suko?! Spokojne, jeszcze ci go wyrwę. Ale dopiero jak mi powiesz po co, do kurwy nędzy, waszym szmatom moja Nazrin!
Burgundowy kaptur przesłuchiwanej już dawno leżał na jej barkach, odsłaniając jej twarz. Była to kobieta o typowo everamskiej karnacji, na oko po czterdziestce, jednak dokładne szczegóły twarzy ciężko było określić bowiem od tego okładania była już zdecydowanie opuchnięta. Oddychała płytko, nie podnosząc nawet głowy by spojrzeć w oczy swojemu oprawcy.
- Chyba ją znam... - powiedział cicho Arbar, tak by Telion był w stanie tylko go usłyszeć.

- Myślisz, że jak mężulek ci szedł to jesteś nietykalna, co? Gówno mnie to obchodzi! Wdowa czy inna krowa nie ma prawa tykać mojej rodziny!
Te słowa, które wypowiedział Delfer musiał w końcu dotrzeć do otępionej kobiety, bowiem dopiero teraz, ku zdziwieniu reszty, przemogła się na podniesienie głowy. Jej oczy odwzajemniały dokładnie taką samą nienawiść, jaką pałał do niej teraz karczmarz.
- Co ty wiesz.. o rodzinie? - zaczęła syczeć przez zęby ciężko łapiąc oddech. - To przez ciebie i twoje... interesy... mój Ilyas łyka piach. Żmije to wiedzą, znają mój ból... Teraz przynajmniej się dowiesz, jak to jest! - po tych słowach kobieta zebrała się w sobie i splunęła pod nogi Delfera. Karczmarz na ten widok cały się zatrząsł w gniewie i już przygotował otwartą prawą dłoń, by z zamachu uderzyć kobietę, jednak coś go powstrzymało. Telion ujrzał, jak szybko zareagowała dłoń jego oficera.

Wszyscy zebrani spojrzeli na niego, a Delfer obrócił się w niedowierzaniu, że ktoś śmiał przerwać wymierzanie przez niego sprawiedliwości. Jednak osoba, którą zobaczył, nawet jego samego wyrwała na chwilę z furii.
- Arbar? Co ty tu... Skąd ty tu... - próbował zadać pytanie z niedowierzaniem. Jego wzrok pokierował się na Teliona, który stał przy swoim oficerze, na co ten wskazał na niego palcem. - To ten młokos jest od ciebie?
- Ode mnie. Kopę lat, Delfer. Szkoda tylko, że w takich okolicznościach musimy odbywać nasze spotkanie. - odpowiedział Arbar.
- Cokolwiek robisz, proszę, zostaw tę kobietę przy życiu. W ten sposób niczego się nie dowiemy.
Zdziwienie Delfera szybko znikło po tych słowach i zaraz wróciła wcześniejsza złość.
- Spierdalaj bęcwale! Wbija do miasta po tylu latach jak do siebie i mi mówi jak mam się zachowywać! Córkę mi zabrali idioto! Przeklęte Żmije. Moją córkę! Moją... kochaną... Nazrin... - Chyba nawet Delfer nie był w stanie wytrzymać takiego natłoku różnych emocji. Telion, jako że stał najbliżej, był wstanie przysiąc, że mężczyzna zaczyna się rozklejać.
Arbar złapał Teliona za bark i z absolutną powagą zwrócił się do niego, patrząc mu w oczy.
- Proszę Telionie, przemów mu do rozsądku. Wydaje mi się, że w obecnej sytuacji... to ty masz tu większy autorytet niż ja.
"To achieve great things, two things are needed: a plan and not quite enough time." - Leonard Bernstein

Tawerna "Blady Wampir"

43
POST POSTACI
Telion nieśmiale kroczył tuż za swoim oficerem. Widząc, jak grupa gapiów na ich widok się rozstępuje, ogarnęło go niemałe zdziwienie. Jak sądził, to nie z jego powodu z nagła zaczęto patrzeć ku niemu z wielką powagą i szacunkiem. Do tego musiał przyczynić się nie kto inny jak sam przodownik. Już wcześniej podejrzewał, że Abrar nie był byle wypierdkiem, lecz dopiero teraz powoli uświadamiał sobie, z kim tak naprawdę przyszło mu przystać. Osobista znajomość członków lokalnej grupy rzezimieszków, kontakty z Everamską strażą, a teraz to. Marynarzowi coś w głębi podpowiadało, że rola oficera tak naprawdę stanowiła tylko przykrywkę dla tożsamości Abrar'a, a w rzeczywistości był kimś ważniejszym, dużo ważniejszym. Gdyby tylko miał okazję, wypytałby go o całą prawdę, lecz w tym momencie, mógł jedynie przyglądać się jego poczynaniom i dobrze udawać, że niczego specjalnego w nim nie dostrzega.

Przysłuchując się zatem dalszej części wybijania zeznań, kruczowłosy zdołał wychwycić kolejne, dość interesujące fakty o wszystkich tutaj zebranych, co w konsekwencji przyczyniło się do tego, iż elementy układanki zaczęły stanowić jednolitą całość. Czerwone kaptury zaatakowały gospodę z racji chęci zemsty, jaką pałała do właściciela jedna z nich. Czy zatem osiągnęli cel? Oczywiście! Strata ukochanej córy z pewnością była dotkliwą karą, ale czy musiało przy tym zginąć, aż tyle osób? To należałoby poddać osobnemu osądowi.
Niestety, dalsze słowa kobiety wzbudzały trwogę. W myśl za nią Telion odniósł wrażenie, że na samym porwaniu się nie skończy. Gdyby nie to, że główna powódka została złapana, z pewnością teraz torturowałaby biedne dziewczę, a gdy nadeszłaby odpowiednia chwila, ukróciłaby jej nieszczęsny żywot. Los na razie okazał się nieco łaskawszy. W obecnej sytuacji wyrok Nazrin za grzechy ojca został odroczony, pytanie tylko na jak długo.

Dalej robiło się już tylko ciekawiej. Delfera niemal zatkało, gdy obróciwszy się przez ramię, spostrzegł za nim znajomą twarz. Dotąd rozjuszony niczym ranny byk, w mgnieniu oka spuścił z tonu, by chociaż na moment odzyskać zdrowy rozsądek. Kolejna wymiana zdań nie przyniosła większych efektów. Czarnoskóry zelżał obelżywie starego druha i już szykował się do kontynuacji kaźni, lecz z jakiegoś powodu pięść nie chciała słuchać jego poleceń. Widać po nim było, że walczy ze sobą, targany mnogimi emocjami. Złość, gniew, smutek, gorycz, wszystko to przeplatało się na jego twarzy i targało członkami ciała w niezdecydowaniu dalszych posunięć.

- Mówisz poważnie? - Telion wybałuszył oczy na oficera, gdy ten zlecił mu przemówienie rozgoryczonemu mężczyźnie do rozumu. W głowie mu się nie mieściło, że akurat on - najmniej wtajemniczony we wszystko, co tu się wyrabiało - miał podjąć próbę racjonalnego wyjścia z opresji. - Ja, autorytet? - niemal prychnął rozmówcy w twarz. Niby jak osobnik jego pokroju, czyli nikt, mógł cokolwiek zdziałać. Prędzej pustynia na nowo by rozkwitła roślinnościom, niż on kogoś z tutejszych przekonał do swojej racji stanu. - Niech będzie, ale niczego nie obiecuję, sir - rzekł w końcu zrezygnowany. Nawet jeśli zadanie skończy się sromotną porażką, przynajmniej nikt mu nie zarzuci postawienia się wbrew woli przełożonego. Byle mieć to z głowy.

Nim jednak postanowił wydobyć z ust, chociażby jedno słowo, pierw podumał nad wszelkimi możliwościami, biorą pod uwagę wszystkie zebrane informacje.

- Delferze, rozumiem, co czujesz, ale dalszym mordobiciem nic nie zdziałasz - zaczął chłodno. - Sam przecież widzisz, że jedynym co ją napędza, jest chęć wymierzenia sprawiedliwości za stratę. A przecież wiesz, że najgorszy i najtwardszy przeciwnik to ten, który już nic nie ma do stracenia. Mógłbyś ją tłuc całą noc i kroić kawałek po kawałku, ale i tak jedynie co usłyszysz, to przekleństwa i opętańczy śmiech - dał mu chwilę na przetrawienie tego, co właśnie powiedział. - Ciężko mi tu cokolwiek i kogokolwiek ocenić, bo z tego, co widzę, każdy ma brudy za uszami - powiódł wzrokiem po wszystkich zebranych, nie pomijając nikogo. - Chcę zatem poznać prawdę, o tym co zaszło, bo aby zrozumieć teraźniejszość, należy pierw poznać przeszłość - prawił moralistyczne powiedzonka, wnet przypominając sobie, w której części świata się znajduje i jak tu się rozwiązuje konflikty. - Zwiążcie ją dobrze i przypilnujcie, będę z nią chciał porozmawiać, na osobności, jeśli łaska - polecił. - Ale najpierw, pierwszy oficerze, zabierzmy szanownego gospodarza na stronę. Niech opowie wszystko od początku, a jeśli się na czymś zatnie, pomożesz mu, bo zdaje mi się, że i ty wiesz co nieco, mam rację, sir? - zlustrował Abrara dociekliwym spojrzeniem. - Następnie postanowimy co począć - Tyle mógł zrobić na początek. Wywiedzieć się wszystkiego. Od tego należało rozpocząć dochodzenie. Dopiero zebrawszy wszystkie potrzebne poszlaki, będzie w stanie zadecydować o najwłaściwszym sposobie działania.

Tawerna "Blady Wampir"

44
POST BARDA
Czy był to kaprys oficera, jego silna wiara w swojego podwładnego czy wystawienie go na próbę - nie wiadomo. Tak czy inaczej Telion, nawet w swym zdziwieniu, nie śmiał się zignorować prośby Arbara; podjął się wyzwania i spróbował przemówić do rozemocjonowanego karczmarza. Początkowo niestety jego słowa nie zdawały się działać jakoś wybitnie przekonująco.
- Chuja rozumiesz jak się czuję, wypierdku. - syknął przez zęby Delfer. - Ta gruba foka znalazła sobie wroga i zamiast przyznać, że jej mąż kipnął bo był skończonym idiotą to zwala to na mnie. Ale tym razem wjebała się w coś, czego już jej nie daruję!
Karczmarz obrócił się do kobiety i wpatrywał się w nią z żądzą mordu, jakby tylko to mogło mu pozwolić się skoncentrować i myśleć. Pojmana w tym pojedynku na spojrzenia, pomimo mocnego poobijania, nie pozostawała bierna.
Dalsze przemówienia Teliona kierowały się w stronę pleców szanownego odbiorcy, jednak młody mężczyzna miał poczucie, że nie trafiają jednak w próżnię. Dowód tego ukazał się całkiem rychło, gdy Delfer rzucił od niechcenia:
- Na miłości boskie, przestań prawić farmazony! - powiedział, a w jego głosie było słychać zniecierpliwienie, ale także... zmęczenie?
- Tak młody pierdolisz, że głowa mnie boli... Yhj, już nie mam nawet siły patrzeć na tego paszczura. - wskazał na bandytkę. - Zwiążcie ją i ogarnijcie ten bajzel. Ja... muszę się ogarnąć. I pomyśleć. - Delfer machnął ręką, jakby trzymał w niej swoją ulubioną ścierkę, po czym zaczął się kierować w stronę zaplecza, z pewnością do swojego biura. Zanim jednak zniknął za drzwiami, które przytrzymywał mu syn, karczmarz odwrócił się ostatni raz by rozejrzeć się po swoim przybytku i zebranych w nim ludziach. - Co ja powiedziałem? Sprzątać!
Obecni najemnicy nadzwyczajnie posłusznie zaczęli się rozchodzić, szukając jakiejś robótki dla siebie. Jeden z nich przyniósł gruby sznur marynarski a pozostała dwójka najmitów przywiązała porządnie pojmaną do kamiennego słupa.

Gdy wszyscy dookoła w jakiś sposób zaabsorbowali się pracą oficer Arbar spojrzał dookoła siebie, obserwując przez chwilę w ciszy. Ostatecznie jego wzrok spoczął na Telionie. Twarz Arbara w swojej zazwyczaj stoickiej formie dawała po sobie jednak poznać odrobinę zdziwienia. Jednak lekki uśmiech półgębkiem był nad wyraz oczywistym objawem emocji.
- No cóż, może nie tak sobie to wyobrażałem, ale... najważniejsze że Ci się udało. Dobra robota, Telionie. - powiedział absolutnie szczerze, potwierdzając swą intencję poklepaniem Teliona dwa razy w ramię. Po chwili namysłu i obserwacji otoczenia podzielił się swoimi spostrzeżeniami, wracając do swojej poważnej aparycji.
- Wygląda na to, że nie ma zabitych. Ogołoceni klienci, poturbowani najemnicy, straumatyzowane kurtyzany... Żmije naprawdę chciały tylko zrobić zamieszanie i uprowadzić Nazrin? Szokująco... pacyfistyczne podejście jak na większość rozrób w Bladym Wampirze.
Telion czuł, jak do karczmy powoli wpływa chłodne, nocne powietrze. Drzwi prowadzące na dziedziniec jak i te, na których kończyły się schody do przybytku były otwarte na oścież. Tworzący się przeciąg z pewności łagodził efekty gęstej atmosfery.
- Pójdę zobaczyć co u Delfera. Może faktycznie uda nam się nawiązać jakąś współpracę. - odezwał się Arbar. - Możesz pójść ze mną, jak chcesz. Albo dowiedzieć się czegoś ciekawego od naszej zakapturzonej bandziorzycy. Albo pomóż im tu ogarnąć, twój wybór. Tak czy inaczej musimy potem wrócić do Dylisa na placu, więc załatwmy co mamy załatwić.
Oficer Czarnego Gamonia zrobił już pierwszy krok w stronę kuchni, jednak zatrzymał się na chwilę by ostatni raz spojrzeć na Teliona, tym razem z zaciekawieniem.
- Widzę, że załatwiłeś broń. Lepiej miej ją przy sobie. To miasto nie jest już takie jak kiedyś. - skwitował po czym odszedł w swoim kierunku.


Spoiler:
"To achieve great things, two things are needed: a plan and not quite enough time." - Leonard Bernstein

Tawerna "Blady Wampir"

45
POST POSTACI
Jak słusznie zauważył Abrar, również i Telion nie do końca w ten sposób zaplanował sobie załagodzenie napiętej do grani możliwości atmosfery. Co by jednak nie wyszło, w gruncie rzeczy dopiął swego. Delfer spuścił z tonu, oszczędzając przynajmniej na chwilę marny żywot kobiety. Najwidoczniej wysłuchiwanie potoku słów, jakie młodszy mężczyzna do niego skierował, musiało przegrzać jego zwoje mózgowe, powodując, iż tamtemu odechciało się czegokolwiek. Dzięki temu niezamierzonemu zabiegowi przynajmniej zapanował względny ład.

Opuszczając pole bitwy, gospodarz zadbał, aby jego sługusy miały co robić. I dobrze! Telion mógł wreszcie poczuć ulgę rozrzedzającym się towarzystwem, co od razu przywróciło mu trzeźwość myślenia. Mógł zatem w spokoju przejść do realizacji planu.

- Spróbuje się czegoś wywiedzieć od tej tutaj - kiwnął na spętaną, tym samym dając sygnał, że droczenie się z poszkodowanym zostawia lepszemu niż on sam negocjatorowi.

Jak postanowił, tak zrobił. Nim rozpoczął przesłuchanie w zgoła inny, niż Everamski sposób nakazywał, pierw w dwóch susłach doskoczył do opustoszałej półki barowej, zagarnął najbliżej stojący kufel i nalał spod lady nieco schłodzonego trunku. Następnie wracają ze zdobyczą, tym razem wolniej i ostrożniej, jeszcze raz rozejrzał się po sali biesiadnej, by móc jako tako ocenić powstałe szkody, przekonując się jednocześnie, że Abrar nie kłamał i w rzeczywistości nikt nie zginął, w co osobiście nie chciało mu się wierzyć, gdyż stojąc w samym centrum cyklonu, dobrze widział porozrzucane zewsząd ciała, których obecnie na próżno szukał.

- Przewidziało mi się, nie, chyba nie? - pomyślał, podczas gdy jego wzrok usilnie starał się dostrzec na wysłużonej podłodze zaschnięte plamy krwi.

Nie znalazłszy jednak ani śladu po dokonanym mordzie na niewinnych, wzruszył ino olewczo ramionami. Zbliżywszy się zaś do pojmanej na odległość trzech kroków, jedną nogą przysunął do siebie ocalałe krzesełko i oparłszy o nie nową zabawkę, o którą nikt na ten czas się nie upomniał, bez większych obaw podszedł na tyle blisko przesłuchiwanej, iż mogli poczuć wzajemnie swoje oddechy.

- Masz, napij się - przystawił do jej nabrzmiałych warg krawędź kufla by i o ile chciała, mogła przepłukać usta z zalegającej w nich resztki posoki.

Gdy upewniwszy się, że ta nie nie potrzebuje pilnie czegoś jeszcze, zasiadł na wcześniej przygotowanym miejscu. Założywszy z przyzwyczajenia jedną nogę na drugą, tak że ta na wierzchu niemal leżała płasko, ułożył na niej szabelkę, śiskając ją oburącz, co by nikt nie ważył mu jej się zabrać.

- Więc jak to było? - zadał pierwsze pytanie. - Od samego początku, jeśli można - poprosił. - Nie chce tu nikogo bronić, ani też nikogo potępiać. Wasz konflikt to nie moja sprawa, ale w jego rozwikłaniu mam interes - rzekł to, co miał na myśli oraz bez zbędnego owijania w bawełnę - Jak zginął twój mąż i co ma z tym wspólnego Delfer, he? I jak już chcieliście się zemścić, to po co ta cała zadyma i bezsensowny mord, nie wystarczyło po cichu zakraść się i uprowadzić dziewczynę lub najzwyczajniej w świecie zabić sprawcę twojej goryczy? - zaczął wypominać niezbyt, w jego mniemaniu, rozważną decyzję o ataku na gospodę.

Zakończył pierwszą część zadawania nurtujących go pytań. Usłyszenie na nie odpowiedzi stanowić będzie dobrą bazę pod dalsze decyzje, jakie zamierza wobec całego zajścia podjąć, chociaż trudno tu było o w pełni racjonalny wybór. Z tego, co usłyszał do tej pory, prawdziwym winowajcą okazał się Delfer. To w sumie przez jego szemrane interesy zginął partner tej kobiety. Z drugiej jednak strony tak ekstremistycznego podejścia do zemsty, nie można pochwalać. Spór mogli zakończyć między sobą, po co wciągać w to innych? Nie miało to najzupełniej sensu, chyba że plemię, z którym ów porywaczka się związała, chciało w ten sposób podkreślić swoją dominację. Ot co, taki lokalny zwyczaj pokazywania, kto jest tu silniejszy i z kim lepiej nie zadzierać.

Dając sobie przerwę na zebranie myśli, marynarz dokładniej przyjrzał się przedstawicielce lokalnej grupy przestępczej.
Wtem zawtórowały mu w uszach słowa przełożonego. Już drugi raz zdradził się, że doskonale jest zaznajomiony z każdą, z tutejszych frakcji. Schodząc więc nieco na boczne tory z tematem, dał upust swojej ciekawości, wplątując w główny tok rozmowy dotąd pomijaną personę.

- Zresztą, wy chyba lubicie uprowadzać ludzi, co? Powiedz, to jest wasza domena czy jak?
- tym razem zdecydował się na uszczypliwsze posunięcie - Zanim zawitaliśmy do tego miasta, na powitanie wasze przedstawicielki postanowiły przechować jednego z naszych w ramach gwarancji utrzymania spokoju - wytykał kolejne spostrzeżenia. - Powiedz mi moja droga, czy zarówno tamten, jak i ta młódka stanowią coś w rodzaju karty przetargowej, przedmiot rozejmu? I zamierzacie ich przetrzymywać tak długo, jak będzie to tylko możliwe w waszym obozie na pustyni? W imię zapewnienia pokoju ze strony tutejszych mieszkańców, jak i nas - przybyłych pod wodzą Abrara? - chociaż z każdą chwilą mogłoby się zdawać, że Telion traci panowanie nad sobą, w rzeczywistości stanowiło to tylko grę pozorów. Pod wpływem emocji ludzie zaczynają pleść najróżniejsze rzeczy. Miał zatem nadzieję, że po wstępnym ostudzeniu, czerwony kaptur na nowo zdoła się rozgrzać i rozemocjonowana zdradzi wreszcie to, o co mu tak naprawdę chodziło. - Tak, Abrara - powtórzył imię. - Coś mi się wydaje, że znacie go dobrze, jak i on was. Boicie się go czy łączą was innego typu relację? - na ten moment skończył werbalny atak. Teraz pozostało mu wyczekiwać na reakcję. Pochyliwszy więc tułowie do przodu, z wielkim zaciekawieniem oczekiwał na rzekę wyjaśnień.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Everam”