Po prawdzie Keron tonął we własnym gównie. Gównie, z którego wbrew powszechnemu powiedzeniu, ukręcił na siebie bat. I tym oto batem chłostał się, dalej lamentując nad swym okropnym losem. Do znudzenia przypominało to leśne elfy, które przeklęły swego stworzyciela – Sulona – po tym, jak zesłał na nich niszczycielski deszcz gwiazd. Pamiętna Noc Spadających Gwiazd.
Arno nie do końca zaznajomiony z problemami Keronu, powielał standardowe schematy. Te, które nieśli na językach maluczcy, handlarze i bardziej zamożni, wszakże niewielu wiedziało, co naprawdę w Keronie piszczy. To dlatego wszyscy wielcy tego świata polegali na swych szpiegach, wedle przekonania, że wiedza to potęga. On nie miał szpiegów, nie miał więc wiedzy, czyli potęgi. Prosta kalkulacja.
Sariel zeszła ostrożnie ze schodów. Zrobiła pierwszy, potem drugi krok w kierunku swojego pana.
Zasłyszawszy uspokajającą wzmiankę, potaknęła żołniersko głową.
–
Chaos jest drabiną, po której się wspinamy – skonstatowała słowa decydenta i nie przełykając śliny kontynuowała. –
Chodźmy do środka, mój panie. – wyciągnęła dłoń, wskazując na spróchniałe wrota zamczyska wewnątrz fortu. Raptem pstryknęła, a zza rogu wyłonił się niewysoki, zamaskowany mąż w brązowej zbroi skórzanej. Podobny do tych, których widział przed bramą. Najemnik bez słowa przejął wodzę , odprowadzając wierzchowca do stajni.
–
W środku już na ciebie czekają, mój panie. – doskonale wiedział, o kim mówiła Sariel. Poza nią, najął jeszcze innych. I nie byli to wyłącznie brązowi zbóje. Nim tu przybyła, jednookiej wysłanniczce polecono zwerbować swego rodzaju czempionów. Zbirów nad zbirami. Śmietankę w tej branży.
Dotrzymywało półgoblinowi kroku. Powoli, nie kwapiąc się nadto, pokonywali schody. Wtedy Sariel rozpoczęła przedstawienie konfratrów.
–
Cetris jest leśną elfką – rozpoczęła. –
Po opuszczeniu Fenistei, w drodze przez Keron, zabiła siedmiu rycerzy. Ona po prostu nienawidzi ludzi. To dość zbuntowana i wybuchowa osobowość, mój panie...
Jako jedna z nielicznych dogłębnie wierzyła w wyższość więzi z przyrodą nad relacjami społecznymi, pokładała dużo wiary w stare wartości. W to, że wszystko ma swoje miejsce, swój uzgodniony cykl - jak pory roku, życie i śmierć. Gdy obserwowała jak jej pobratymcy oddalają się od Sulona z początku czuła smutek, strach, bezradność, ale gdy zapadł boski wyrok zrozumiała, że wszystko, co dotychczas robiła to użalanie się nad sobą. Po wygnaniu z ogromnym trudem nie porzuciła dawnych wartości. Żyjąc w biedzie poznała ludzką bezduszność, skłonność do wyzysku, manipulacji. Szybko dodała dwa do dwóch i pojęła, że tak zwany rozwój, który ludzie zaoferowali leśnym elfom był w istocie czymś w rodzaju ataku kulturowego. Technologia wyparła stary porządek, osłabiła wieź z Sulonem i pod złudnym postępem stworzyła przestrzeń dla handlarzy, malwersantów, szarlatanów. Podobne myślenie obudziło w niej niepohamowany gniew, więc od tamtej pory dopuściła się kilku zbrodni przeciw Koronie, uciekła z miasta i zaczęła żyć prawem wilka napadając na wędrownych kupców. Gdy zrobiło się o niej głośno uciekła na zachód. W gruncie rzeczy pragnie tylko zemsty, ale czuje, że poza nią nie ma innego celu, ani powodu do życia. Gdy otwierają się stare rany i wraca smutek zaczyna rozmyślać nad odbyciem ostatniej, samobójczej pielgrzymki w rodzinne strony.
–
W przeciwieństwie do Oliviera. Mistrz szermierki wie, jak dźgnąć ostrzem i słowem...
Mówią na niego "Trefny Gryf", bo bił kiedyś lewe monety, jednak od kiedy Korona ukróciła jego biznes zmuszony był zbiec do Ujścia, gdzie wplątał się w gangsterke. Zaczynał jako podrzędny złodziej i drobny manipulator, ale z czasem zaczął dusić konkurencje, pobierać haracz, a nawet atakować i okradać transport z Archipelagu. Podobno skoczył kiedyś z dachu tawerny do studni, żeby wygrać zakład, a innym razem okradł stowarzyszenie nekromantów-nekrofili dla sowitego okupu. Jest gadatliwy, pewny siebie, czarujący, uwielbia brzęk monet i ma słabość do kobiet. Pewnego razu został wprowadzony w błąd i zaatakował nie te łajbę co trzeba, toteż musiał podjąć szybką, a przy tym rozważną decyzję, czy chce się tłumaczyć szefostwu, czy też znajdzie inną metodę rozwiązania problemu. Wiedząc, że nie czeka go nic dobrego sfingował swoją śmierć, a następnie umknął z miejsca zdarzenia. Ponieważ nie mógł ruszyć na północ, wschód, ani zachód, bo wszędzie tam był poszukiwany zaszył się na okręcie Hamalasi, o czym nie wiedział, dopóty dopóki nie został znaleziony i przymusowo zaciągnięty do służby. W dzień szorował pokład, a w nocy spał w klatce z resztą niewolników. Jakiś czas później trafił do karlgaardzkich lochów, gdzie poznał pewnego orka. Panowie polubili się, zawiązali pakt i wykorzystując swoje mocne strony opracowali plan ucieczki, którego prowodyrem był rzeczony cwaniaczek. Pech chciał, że nie mieli innego wyjścia i musieli uciekać przez Wielkie Wydmy. Gdy po dłuższym czasie zauważyli na horyzoncie Czarcie Góry zgodnie stwierdzili, że nie znajdą w pobliżu lepszego miejsca na kryjówkę.
–
Volgara przywlekł Olivier. Ale uznałam – zawahała się –
że i ten nabytek przypadnie tobie do gustu. Ten ork jest istną maszyną do zabijania, panie...
Niewiele o nim wiadomo poza tym, że trafił do niewoli kalgaardzkich czarnoksiężników i wydostał się z niej dzięki pomocy "Trefnego Gryfa". Nie wiadomo gdzie wcześniej żył, jak trafił do klatki, ani na jak długo, ale wyraźnie odbiło to na nim swoje piętno. Rzadko się odzywa, częściej pomrukuje, warczy i po prawdzie wcale nie musi silić się na słowa, bo towarzysz drogi mówi za nich dwoje. Od czasu ucieczki całkiem nieźle im się współpracuje - on nosi sprzęt, zajmuje się końmi, napina muskuły przy kliencie, a za część merytoryczną i szwindle odpowiada już kolega po fachu. Lubi zwierzęta, dobre piwo, nie lubi magii i jak ktoś mu gra na nerwach.
–
Wspominałeś o świętej wojnie, panie mój. Sądzę, że zadowoli cię wieść, iż w twoich szeregach znajdziesz byłego zakonnika. Ale uważaj – ostrzegła –
to zmącony umysł. Klaus...
Kiedyś oddany sługa Zakonu Sakira, wzór cnót rycerskich, teraz pozbawiony honoru psychopata i morderca. Jego początki były zbliżone do opowiadań o sławetnych wojownikach, którzy ruszają na pomoc księżniczkom i walczą z podłymi innowiercami. Oczywiście pochodził z bogatej rodziny z rodowodem, wychował się zgodnie z tradycjami i jak nikt w swoim wieku opanował walkę mieczem. Nie stronił od przemocy, ale też nigdy nie pozwalał, aby emocje wzięły nad nim góre - gniew przekuwał w broń wyłącznie na polu walki. Na co dzień zaś był raczej łagodny w naturze, lubił słuchać historii z dawnych lat oraz spędzać czas na pisaniu listów do ukochanej. W czasie jednego z licznych polowań na wiedźmy nieoczekiwanie jego oddział wpadł w zasadzkę. Jak to w takich sytuacjach bywa zginęli wszyscy poza naszym blond ulubieńcem. Chłopak długo stawiał opór kobiecie, ale ostatecznie kawałek metalu nie mógł stanowić żadnego zagrożenia dla potężnej magii. Czarownica już miała dobić młodzieńca, gdy rozbawił ją jego nieskomplikowany charakter, kwiecisty język oraz ślepa pewność co do własnych racji. Zrobiła sobie z niego coś w rodzaju zabawki. Chciała wiedzieć, czy da się go złamać i naturalnie jak każdą inną istotę owszem, da. Wiedźma miała świetny ubaw testując na nim trutki, wrzucając mu robaki i głodne gryzonie za pazuchę. Gdy był głodny karmiła go resztkami poległych towarzyszy, gdy spał pokazywała mu wizje, które burzyły jego pewność siebie, a gdy budził się zlany potem kobieta już czekała na niego z szerokim uśmiechem. Po kilku tygodniach wspólnych zabaw oddział ratunkowy znalazł chatę wiedźmy, spalił ją żywcem i na powrót przyjął w swe progi wspomnianego młodzieńca. Już podczas pierwszej nocy w murach zakonu chłopak obudził się przerażony, przejęty niezmierzonym głodem. Jak tylko spróbował posilić się czymś normalnym jego organizm odmawiał przyjęcia pokarmu powodując odruch wymiotny. Zrozpaczony, owładnięty szaleństwem zaatakował we śnie własnych braci, żeby posilić się ich mięsem. Tylko dzięki rodzinnym koneksjom miast trafić na szafot powrócił do domu, jednak i tam nie zagrzał długo. Po prawdzie udało mu się częściowo powrócić do zdrowych zmysłów, ale równomiernie wzrosła jego fascynacja kanibalizmem. Po serii poważnych incydentów, a także zniknięciu kilku osób ze służby stał się miejscowym potworem, legendą za zamkniętymi drzwiami ogromnego dworu. Jego ostatnim "wybrykiem" było zabicie we śnie i pożarcie niedawnej ukochanej. Właśnie to spowodowało, że głowa rodziny zdecydowała o porzuceniu blondynka w iście diabelski sposób. Chłopak został wrzucony do drewnianej skrzynki i wysłany transportem morskim do Everam, gdzie miał dokończyć życia w zamkniętej placówce. Na jego szczęście potężny sztorm niechybnie przerwał jego podróż i rozbił statek o skały, zaś on sam stracił przytomność i wpadł do wody. Jakiś czas później wyłowił go kuter rybacki i chyba nie muszę mówić, że na brzeg wrócił już sam?
Szybko i bezszelestnie pokonali grube kamienne schody, mijając pordzewiałe uchwyty na pochodnie i rozczłonowane fragmenty zbroi na uchwytach. Sariel otworzyła przed nim drzwi na piętrze. Pokonał próg, a w pustym, obskurnym i wilgotnym, holu stała cała czwórka. Wszyscy, jak jeden oderwali się od ściany, którą podpierali. Od biurka, gdzie trzymali zadki. Sariel zamknęła drzwi. To był moment Arno.