Obozowisko w grocie

1
Szara, zacieniona, wcale niemała jama w zboczu wzniesienia doskonale nadawała się na obozowisko. Zalane mrokiem wnętrze mieściło w sobie całą bandę wraz z wozem, choć dwa konie, zmęczone marszem przez kamieniste zbocza, musiano uwiązać na powietrzu, narażone na prażące słońce. Każdemu z awanturników rozum starał się uświadomić, że odstawienie wozu na zewnątrz i zabranie wierzchowców do środka to rozsądne posunięcie, ale nos stanowczo się temu przeciwstawiał. W końcu wóz, w odróżnieniu od wałachów, nie rozrzuca dookoła ekskrementów. Pewna swoich zarządzeń, uwalana kurzem, sterana paczka wędrowców relaksowała się przed dalszą przechadzką. Na ruszenie w drogę nie pozwalało im obecnie rzeczone, wiszące nisko na niebie słonko, toteż trwoniąc czas, oczekiwano zmierzchu oraz ochłodzenia. Karawanę stanowiło czterech mężów. Człowiek, mieszaniec człowieka z ostrouchem, a także para krasnoludów. Brodaczów pochłaniało właśnie granie w kości. Zabawa ta musiała im się bardzo, ale to bardzo podobać, bo mimo znużenia nie poniechali wrzeszczeć na siebie równo co turę. Pozostała część zrzeszenia w postaci czarnowłosego młodzieńca oraz faceta schowanego pod płaszczem, obdarzonego zarostem o barwie niedźwiedziego runa, stała obok wozu, patrząc przez otwór w skale na czerwone, suche, krańcowe ziemie Urk-Hun.

Ha! Kareta — zawarczał donośnie jeden z krasnoludów.

A niech mnie — zaburczał jego adwersarz z marną parą czwórek w ręce.

Powietrze nad krechą nieboskłonu zdawało się falować na wzór wzburzonego morza. Yoerlena z nudów wzięło na ziewanie. Nużąca przerwa w marszu trwała w nieskończoność. Vlad, którego również powodowała nuda, obserwował bezwiednie monotonną scenerię na zewnątrz schronienia. Patrzał na pomarańczowe zbocza, piaskowe nierówności terenu, nieoznaczoną ścieżkę. Patrzał się w przestrzeń, aż wnet daleko przed nim coś się zmieniło. Coś rozbieliło się blaskiem. A może to omam, zwid, miraż?

No dobra, panowie. Sprawa ma się tak: pewien osobnik z Keronu zleca Wam eskortowanie wozu z towarami na szlaku Czarcie Góry – Oros. Po dotarciu na start, a więc do podnóża Czarcich, zastała Was tam para krasnoludów. Po udowodnieniu, że są oni skontaktowani ze zleceniodawcą, udało Wam się wraz z nimi pokonać pierwsze dni wędrowania. Jednakowoż, zmęczenie kazało Wam zrobić sobie przerwę w grocie. Nie wiecie, co wieziecie na wozie, a obiecana nagroda jest tak duża, że żaden z Was nie zamierzał się tego dowiedzieć. No, aż do teraz. Macie teraz parę postów na wstępne zapoznanie się ze sobą (choć Wasza podróż trwa parę dni, więc na pewno coś o sobie nawzajem wiecie) oraz rozeznanie w kazusie. W razie niepewności, walcie do mnie na PW. Powodzenia.

Re: Obozowisko w grocie

2
pół elfiątko nie przepadało za takimi miejscami. Zastanawiał się jakim cudem dał się tutaj zaciągnąć. Postanowił sobie dorobić a tu nagle BENC. Wylądował w samym środku piekła na ziemi. Było tutaj tak gorąco i tak mało drzew, tak mało cienia. Tego ostatniego brakowało chłopakowi najbardziej. Lubił cień i wszystko co ze sobą niósł, a tutaj, w tym miejscu nawet nocą nie było specjalnie ciemno.
Tak więc rozglądał się teraz i ziewał z nudów w samym środku dnia. Miał ochotę wyjąć swój sztylet i się nim pobawić ale i na to było za gorąco.
Wyjął manierkę z wodą i popił dwa płytkie łyki aby przepłukać gardło
ja chce do lasów wymamrotał sam do siebie lekko błagalnym tonem. Na prawdę miał dość tego otoczenia. Chciał lasów i wilgoci w powietrzu! Domagałą się tego jego spiczastousza natura.
Załamanym wzrokiem poszukał jakiegoś źródła rozrywki. Jego spojrzenie padło na krasnali (ogrodowych). Poker, zabawna gra. Kiedyś ktoś tłumaczył mu jego zasady, ale nazwy tych układów były zbyt śmieszne aby je serio traktować.
na karetę jest za gorąco wyjąkał zdołowany z dziwnym uśmiechem. O co mu chodziło? Któż to wie.
cieeeepło dodał podchodząc do karety, ale nie tej karcianej podróbki. Mówiąc karetę miał na myśli wóz. Olał jednak jego zawartość
Udał się więc na zewnątrz. Było tam jeszcze gorzej niż w grocie!
długo jeszcze będziemy tutaj czekać? zapytał Vlada. Zdawał się ogarniać takie rzeczy
Mówiąc to zasłaniał sobie oczy ręką. Na to słońce go dołowało. Powinno ono dawać CIEŃ! od tego jest słońce! a to tutaj dawało tylko smażone jajka.
nudno tutaj. dodał nie dając dużo czasu na odpowiedź pijaczkowi. Schował się ponownie do groty, oparło ścianę i zaczął rysować sobie na piasku palcem.

Re: Obozowisko w grocie

3
Vlad, traktował to zlecenie jak każde inne, zrobi co należy i dostanie zapłatę. Upał nie doskwierał mu zbytnio, właściwie gdyby nie było tu tak sucho to czułby się jak w domu. Lubił podróżować a jeśli przy okazji mógł zarobić trochę grosza to taka okazja była dla niego strzałem w dziesiątkę.
Jedyne co go denerwowało to nieokrzesany szpiczastouchy młodzik, który cały czas coś przebąkiwał błagalnym głosem,ze za ciepło, za dużo słońca i tak dalej. skoro nie był gotowy do wytrzymania kilku dni w pełnym słońcu to po co właściwie wychodził z tego swojego lasu. Mimo że podróżowali ze sobą już kilka dni, nie wiele ze sobą rozmawiali, ot dwójka obcych ludzi najęta do eskorty, Vlad nie przepadał za innymi rasami, ale je tolerował. Uważał że dopóki nie mówią mu jak ma żyć to jest wszystko w porządku.
Teraz, gdy Yoerlen wszedł z powrotem do groty, Vlad również pociągnął łyk wody z manierki. Skierował swe kroki do grających w pokera krasnoludów, wolał zostawić wspólnika kontemplującego coś pod ścianą. Vlad potrafił grać w kości, nieraz zdarzało się, że ogrywał swoich "współpracowników" z oddziału, ale teraz zżerała go ciekawość co tak właściwie jest na wozie. Obietnica sowitego zarobku, który miał go przekonać do tego zlecenia, tylko jeszcze bardziej potęgowała ciekawość. Usiadł obok krasnoludów i przez chwilę przyglądał się grze.

Jak tam panowie? Komu dziś sprzyja los? — zapytał patrząc na wyrzucone wyniki.

Re: Obozowisko w grocie

4
Gorąc doskwierał Yoerlenowi oraz reszcie niesamowicie, choć to właśnie ostrouch narzekał nań bezustannie, co denerwowało zarówno cichego człowieka oraz parę krasnoludów. Burczenie to nie poprawiało ziomkom humoru, a sprawiało, że znoszenie skwaru stawało się dla nich trudne. Słońce samowolnie uderzało z nieba na ziemię bez zmiłowania, a zachęcane słowami Yoe wzmacniało nawet swą złowieszczą aurę. Słońce, ta niosąca zarówno śmierć i narodzenie forma uzewnętrznionego światła, czczona dawno, dawno temu moc, utożsamiana przez pradziadów z żoną samego oćca całego stworzenia. Słońce, ta chędożona, odwieczna, kosmiczna latarnia.

Czas przesuwał się swoim torem, a ostrouch wciąż rozżalał się nad zaduchem i szukał remedium na nudę. Chciał do cienia, do lasu, ale zapomniał widać, że tam również nie czeka nań nic dobrego. Koszmar roku 83. — choć zadział się parę lat temu – nie przestawał nawet na moment dokuczać elfom. Natura zaczęła stawać przeciw nim, nieokiełznane zwierzęta, zawczasu koleżeńskie, teraz na widok ich przedstawiciela szczerzą paszcze i warczą. Dużo się pozmieniało, ale Yoe z utęsknieniem zerka w przeszłość, w stronę puszcz. Choć obecnie, dla komerażu, zerka w kierunku krasnoludów. I całe szczęście, że komentarz na temat zieleńców bohater zachował dla siebie, bo brodacze bardzo nie lubią takich docinków. A natura ich, co wiadomo wszem wobec, narwana. Tak też, skoro Vlad nie okazał mu zainteresowania, a okazał niechęć, nasz ostrouch samotnie marnował czas, rzeczone remedium na znużenie widząc w zabawie piachem.

A Władek znalazł sobie nieco ciekawsze zajęcie. Obcowanie z krasnoludami nie sprawiało mu trudu, niewiele bowiem różniło się ich nastawienie. Zarówno on, także oni wiedzieli, czemu tu są i co zostało im nakazane. Robota, którą narzucono karawanie w Oros, musiała zostać dokończona. Wiedział to on, wiedziała para hazardzistów. Ale Yoerlena zadanie to zdawało się wcale nie obchodzić. A to dziwne, bo honorarium za nie, co zostało zaznaczone, przerastało ich śmiałe oczekiwania.

Szczęście do mnie się uśmiecha — powiedział człowiekowi gracz z rudą brodą. Pamięć podpowiadała mu, że ma na imię Farno. — Dostałem właśnie karetę. Cała stawka idzie w kieszeń, haha!

Jeszcze to odszczekasz — zawarczał krasnolud z brązową brodą. Ferno, bo tak nazwała go mama, będąca zresztą mamą ich obu. Jak się okazało, karawaną dowodzi para braci. — Na wozie jest takie cudo, że za kasę, którą nam dadzą, będziem do końca swoich dni grać w pokera. A to dużo czasu, braciszku, więc zdążę cię nie raz jeszcze orżnąć do cna.





Yoe, Powinieneś poznać trochę teorii stąd: http://herbia-pbf.pl/viewtopic.phppf=57&t=1720

WYDARZENIA ROKU 83. — To też powinieneś to poznać, skoro grasz elfem.
Spoiler:

Re: Obozowisko w grocie

5
Słowa Ferna jeszcze bardziej rozpaliły ciekawość Vlada, choć na początku planował spędzić chwile na grze w kości z krasnoludami, teraz powodowany jakimś dziwnym przeczuciem, lub strachem wstał i zaczął w iść w kierunku wozu i jego ładunku.

Czy wiecie chociaż kto zlecił nam to zadanie? — rzekł do krasnoludów, zbliżając się pewnym krokiem do wozu.

Następnie zaczął przyglądać się szczelnie zakrytemu ładunkowi, widział tylko skóry i płótno jakimi był ów przedmiot lub przedmioty owinięte. Cały czas zastanawiając się co może być tak cenne, że za honorarium dwójka krasnoludów mogłaby grać w kości do końca życia. Dręczyła go śmiesznie mała eskorta jak na tak cenny przedmiot.

Może ktoś nas wystawia — powiedział do siebie pod nosem.

Co o tym sadzisz Yoerlenie? — zapytał towarzysza donośnym głosem, a potem wrócił do lustrowania wozu

Re: Obozowisko w grocie

6
Co chłopak rysował paluszkiem? Drzewa! to też. Trafiły się też tam jakieś słówka, Szybko jednak został zamazane.
- cholerny piasek marudził pod nosem zastanawiając się co by tutaj zrobić. Bazgranie w piasku zaczynało go szybko nudzić. No i te rysunki drzew, no litości. Jak można samego siebie gnębić? ten chłopak to umiał. Po chwili przestał się rysować, chciał zacząć gwizdać ale jakoś ne mógł sobie przypomnieć żadnej melodyjki. No ale w sumie po co komu melodyjka? Gwizdanie nie potrzebuje schematów!. Oparł się więc o ścianę i bez skłądu i ładu zaczął pogwizdywać.

CHciało by się powiedzieć że nie podsłuchiwał rozmowy krasnali (nie)ogrodowych). Chciało by się i można było to zrobić. Oni po prostu gadali tak głośno że nie dało się tego nie słyszeć.
Chłopak mimochodem zwrócił uwagę na wóz. Wcześniej jakoś mało go obchodziła jego zawartość. A teraz? tylko trochę bardziej, ale nadal nie czuł potrzeby badania tej sprawy. Dostali zlecenie dostarczenia tego czegoś i tyle. Nie musiał wiedzieć co to było. Jednak władziu był z innej gliny. Bardzo interesowało go to co się tam kryło. Zaczął nawet spekulować. Po co mu to było? CO ma być to będzie. Widać jednakoż było że nasz osobnik bardzo się wkręcił w temat. CHcąc nie chcąc i Yoerlen wysilił szare komórki, a domyślacie się państwo jakie to było męczące.

-nie wydaje mi się aby coś miało być nie tak. Dają kasę za transport tego czegoś. Jeśli będą chcieli nas oszukać to zawiniemy część ładunku jako zapłatę. Byle tylko opuścić tą pustynie oczywiście musiał pojęczeć na koniec.

-bez obrazy panowie dodał do krasnali. Wypalił poprzednie słowa dośc beztrosko. Po fakcie zdał sobie sprawę że mogły one ich urazić.

a wy wiecie co to może być? dodał jeszcze nadal bazgrząc paluchem w piachu.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Czarcie Góry”