Czarci Fort [Północny Pasaż Czarcich Gór]

46
Goblin odpowiedział krótko:

Wiem, że kręcisz... zbyt dobrze cię poznałem przez tych kilka ostatnich dni, żeby teraz tego nie dostrzec. — nie wyglądał na zadowolonego z przebiegu tej rozmowy, jednak nie dawał za wygraną — Jeśli nie powiesz mi, o co tu chodzi to będzie oznaczało koniec naszej współpracy.

Nie był do końca przekonany co do tego pomysłu, ale jakoś musiał wyegzekwować od niej prawdę, a jedyne czym mógł jej zagrozić to ten ciepły kąt, który sobie u niego zrobiła. Gdyby odmówiła... kto wie? Może zmusiłoby go to do użycia bardziej radykalnych metod? Chociaż szczerze miał nadzieję nie posuwać się tak daleko.

Sygn: Juno

Czarci Fort [Północny Pasaż Czarcich Gór]

47
A dlaczegóż to — Celesta poczerwieniała — miałabym kłamać? I jakąż dostanę zapłatę za trudy rozwikłania kolejnej zagadki. Tym razem — podniosła palec wskazując medalion dyndający na szyi — tegoż bibelotu.

Takiś mądry i samodzielny, to sam rozwiąż ten problem — prychnęła arogancko zakończywszy wywód nacechowany negatywnie.

Z nogą zarzuconą na nogę przekręciła cztery litery, zwracając twarz ku biurku, które z wielkim lustrem na blacie przypominało prowizoryczną toaletkę. Unikała patrzenia na swe odbicie, zupełnie jakby w zwierciadle odbijał się duszący gardło klon. Klejnot - ile był wart? Kto jego cenę zna?

A jak nie potrafisz się tym zająć, to może powinieneś oddać go komuś bystrzejszemu — wyciągnęła na wprost otwartą dłoń.

Czarci Fort [Północny Pasaż Czarcich Gór]

48
Zielony uśmiechnął się słuchając jak przechodzi do defensywy, a gdy zaraz wzburzyła się i odwróciła doń plecami aż wyszczerzył zęby w szelmowskim uśmiechu. Chwilę później z jego gardła zaczął wydobywać się zduszony chichot, który niedługo ustąpił szczeremu śmiechowi. Słuchał jej cierpliwie i do samego końca. Nie przerywał, nie wcinał się ze swoimi sprawami, ale w żadnym razie nie był w stanie powstrzymać rozbawienia.

Hahaha... kochana, proszę przestań już, bo rozboli mnie brzuch! — otarł łzę z kącika oka — Wcale nie zamierzam udawać bystrzejszego niż jestem, o nie. Uwierz mi jednak, że co by nie było potrafię poznać oszusta, gdy mam go przed sobą. To w końcu mój fach, nie przyszło ci to do głowy?

Miał nadzieję nieco rozluźnić atmosferę tym drobnym przytykiem, dać czas na oddech im obojgu. Oczywiście nie posiadał żadnych dowodów na poparcie tezy o jej zakłamaniu, wszak kierował się głównie przeczuciem, które w rzeczy samej mogło prowadzić go w pole. W takim wypadku prawdopodobnie uderzyłby się w pierś, kto wie, może nawet by przeprosił? Ha! A może jedynie spuściłby nos na kwintę, po czym obrócił na pięcie i poszukał gdzie indziej pomocy? Chociaż prawdopodobnie tak by się nie stało. Zbytnio sobie cenił własnych towarzyszy, żeby w taki sposób kończyć z nimi kłótnie.

Posłuchaj mnie uważnie, Celesto... — zaczął nieco luźniejszym tonem — Nie wiem co sprawiło, że postanowiłaś szukać miejsca dla siebie pośród takich jak my i nie jest moim zamiarem wypytywać cię o to. Wiedz, że dopóki nie masz złych zamiarów co do mnie, czy moich ludzi nie masz żadnego powodu do obaw. Nie oceniam nikogo po jego przeszłości, Czarci Fort to miejsce, gdzie każdy może zacząć od nowa. Ja tylko dbam o to, żeby to wszystko jakoś trzymało się kupy, a uwierz, że nie jest to takie proste. — mieszaniec podszedł bliżej, przykucnął i pochwycił jej dłonie spoglądając w fiołkowe oczy tak, jak niegdyś spoglądał na oroski skarbiec — Potrzebuje każdej pary rąk, szczególnie tak utalentowanych. — wtem złożył na nich krótki, acz czuły pocałunek. Przez moment nie odezwał się ani słowem i tylko przyglądał się jej z pewną nostalgią, jakby lada moment mieli rozstać się na zawsze. W końcu poderwał się z kucek, obszedł ją od tyłu i skierował się w stronę wyjścia. Zatrzymał się dopiero w progu.

Dobrze zastanów się, na czym tak naprawdę ci zależy. Jeśli oczekujesz zapłaty pomóż mi dźwigać ciężar odpowiedzialności wtedy zyski pojawią się szybciej niż myślisz, a jeśli mi nie ufasz to czemu miałabyś z nami zostać? Nie lepiej by ci było poszukać dla siebie lepszego miejsca? — chwilę jeszcze stał do niej odwrócony plecami oczekując w duszy, że go zatrzyma, a jeśli tak by się nie stało udałby się z medalionem i menażką pełną mułu do prywatnej komnaty. Być może z jego umiejętnościami zeszłoby mu się nieco dłużej z analizą podłoża, ale ostatecznie miał nadzieje w jakiś sposób samemu rozwiązać obie zagadki w końcu był taki "mądry i samodzielny", prawda?

Sygn: Juno

Czarci Fort [Północny Pasaż Czarcich Gór]

49
Chciała odpowiedzieć, ale nim zdołała pokonać opór skurczonego i wyschniętego gardła, znowu ją uprzedził, wysondowawszy myśli. Zielonoskóry zapędził czarodziejkę w kozi róg i jak na rasowego gracza przystało, postawił wszystko na jedną kartę - ultimatum. Celesta pojęła, że albo teraz, albo nigdy. Gdy dłoń naznaczona deseniem blizn, strupów i ubytków sięgała klamki, wtem zerwała się ochoczo. Biurko podskoczyło trącone przez udo.

Skończmy te ceregiele! — tembr głosu wzniósł się o ton w górę. — Nie mamy czasu na szczeniackie przepychanki. Zapomnijmy o twoim amulecie na tę chwile. Chodź — wskazała dłonią na biurko, od którego chwilę temu odstąpiła. — Prosiłeś bym znalazła sposób na zjawy w kopalni. Oto on.

Na ciemnym dębowym do znudzenia idealnie wyszlifowanym blacie stołu pod ścianą, leżało oparte lustro. Eliptyczna niezmącona tafla rodem z arystokrackich dworów, obita jasnozielonym metalem w kształcie pętelek i ślimaków. Arno nie był ekspertem w dziedzinie magii, ale czuł, że od obiektu aż zionie nie dającą się opisać siłą.
Spoiler:
To zwierciadło Ain Skelle. Odpowiednio zaklęte pozwala na kontakt z duchami po drugiej stronie. Podejrzewam, że zniknięcia w szybie to sprawka duszy zza światów — uśmiechnęła się wrednie, znowu nawiązując do usposobienia pół-goblina. Jeśli irytował ludzi tak jak ją, wielce prawdopodobne, że komuś za życia wyrządził krzywdę, a ów czas dusza domaga się zapłaty.

Siadaj — położyła dłonie na krześle przed lustrem.

Rozejm? Zawieszenie broni? Pomoc? A może pułapka?

Czarci Fort [Północny Pasaż Czarcich Gór]

50
Gdy Celesta zaciągnęła go z powrotem do środka postanowił nie protestować. Usiadł dokładnie tam, gdzie sobie życzyła i cierpliwie czekał na to co miało nastąpić dalej. Oczywiście wiedział, że niechybnie zdaje się na jej łaskę, ale jednak czuł, że winien okazać czarodziejce choć trochę zaufania. Przynajmniej tyle był winien Umbrze po tym jak już nie raz okazała się... pomocna? Naturalnie wciąż nie miał powodu, by ufać jej intencjom, ale może każdy problem powinien być załatwiany osobno. Tym razem akurat przyszła pora na zjawy, które, co gorsza, uwzięły się na nie tyle na nim, ile na robotnikach, których prace wielce sobie cenił.

Dobrze. — odpowiedział po tym jak przestała się krzątać i plątać — Skupmy się na kopalni... więc... co mogę zrobić? — rozłożył ręce niepewien swej roli w tym cokolwiek intrygującym rytuale.

Osobliwe lustro wzbudzało jego ciekawość. Przyglądał mu się ukradkiem, od czasu do czasu tylko zerkając na to co szykowała dziewczyna w międzyczasie. Nie liczył, że nauczy się tu czegokolwiek, ani tym bardziej że zrozumie to co się wyprawia, aczkolwiek i tak nie mógł oderwać wzroku od jej pracy. Po cichu miał nadzieję prześcignąć ją kiedyś w tej mistycznej sztuce, bądź chociaż dorównać kunsztowi, z jakim posługiwała się wiedzą tajemną. Do tego czasu zaś jedynie obserwował, chociaż tyle mógł uczynić.

Sygn: Juno

Czarci Fort [Północny Pasaż Czarcich Gór]

51
Celesta odgarnęła okalające uwydatnione policzki włosy na ramiona. Stała obok Arno, niczym anioł stróż. Z dwiema dłońmi opartymi o barki mężczyzny, który ów czas zasiadł przed magicznym lustrem.

Zastosuję zaklęcie Deprimo, które służy otwieraniu magicznie nieaktywnych obiektów — tłumaczyła powoli i wyraźnie jak najprawdziwszy erudyta. — Gdy zwierciadło Ain Skelle otworzy się, musisz spojrzeć w nie głęboko. Nie tym — rozłożonymi w kształcie litery v palcami wskazywała swe otulone zielonym cieniem ślepia — lecz tym — tedy dłoń Umbry powędrowała w międzypiersie. — Skup się na przeszłości. Na osobach, które odeszły od ciebie lub przez ciebie. Być może uda się wezwać dusze, której przekleństwo ciąży nad tobą.

Pod żadnym pozorem nie dotykaj tafli, gdy ta będzie aktywna — dodała po chwili.

Od tej pory stała za nim z wyciągniętymi przed siebie rękoma. Paliczki z lekka drgały, chociaż w komnatach temperatura była dostatecznie wysoka. Nim jeszcze przebrzmiała inkantacja, czarodziejka już obracała dłońmi w ruch wskazówek zegara. Oczy zapłonęły nienaturalną jasnością, a powietrzę pękało i z drugiej strony, z pęknięcia, powiewając smugą jak skrzydłami, wypadały szmaragdowe wstążki światła.

Per aspera ad astra. Repetitio est mater studiorum. — głos wychodzący z wnętrza gardzieli był niski i szorstki, zupełnie jakby nie pochodził od czarodziejki, a od czegoś głęboko skrytego w jej wnętrzu. — Repetitio est mater studiorum, Repetitio est mater studiorum.

Deprimo! Deprimo, Deprimo! — inkantacja wzniosła się o ton w górę. Przez izbę przemknął dziwny wicher, zgasły wszystkie świece, a dotąd tryskające z pękającego powietrza blaski zniknęły. Coś zawrzało. Pachniało morskim wiatrem, wrzeszczały rybitwy, mewy. Szmaragdowy blask wezbrał gdzieś w szklanej tafli. Wezbrany ciemną aurą począł rozlewać się po szybie, aż zajął ją całkowicie. Dotąd matowe obicia pojaśniały, jakoby emitując własną energią. Udało się. Celesta odegrała swoją rolę. Przyszedł czas na drugiego aktora.
Obrazek

Czarci Fort [Północny Pasaż Czarcich Gór]

52
Chociaż Arno zawsze interesował się magią i tym, co miała mu do zaoferowania to sprawiał wrażenie raczej turysty, aniżeli studenta mistycznych arkan. Naturalnie od dawna chciał poznać możliwie wiele czarów, wziąć udział w licznych rytuałach, jednak większość inkantacji pojmował w niewielkim stopniu, zaś te, którymi operował przyswajał wcale nie krótko, z oporami. Podziwiał tę tajemniczą siłę, lecz dobrze wiedział, że nie każdy ma w sobie naturalny talent, czy też środki, by w zupełności oddać się nauce. Również dla niego był to pewien rodzaj fanaberii, rozrywki pomiędzy występami, jak kości, krzyżówki, czy żonglerka. Zresztą nie bez powodu Celesta zwała go "czaromiotem". Obiektywnie oceniając przeważnie czarował pod wpływem chwili, nierzadko w silnym przypływie emocji, a i to nie dawało gwarancji sukcesu.

Nic więc dziwnego, że gdy posadzono go przed lustrem poczuł się jak dzieciak wzięty przez ojca na barana. Każdy element ceremoniału stanowił dla niego coś zupełnie niespotykanego - nie znał słów, którymi się posługiwała, nie wiedział, że zwierciadło może być elementem rytuału, a już kompletnie nie spodziewał się ujrzeć szmaragdowej toni zionącej nań z kawałka szkła. Chciał wyciągnąć przed siebie dłoń, zanurzyć się w odmętach, doświadczyć ich, lecz jak tylko jego palce drgnęły instynktownie uszczypnął się w udo i skarcił w myślach. Nie mógł zanadto odpłynąć, przecież to zniweczyłoby wysiłek czarodziejki. Był jej winien współpracę, szczególnie po tym wszystkim, co dla niego zrobiła.


Obrazek

Tym samym przymknął powieki, a gdy ciemność przesłoniła mu wizje począł sięgać pamięcią do przeszłości i kreować przed sobą obrazy ilustrujące niegdysiejsze przygody. Wspomniał Oriego... ich dawne osiągnięcia kryminalne, jeszcze sprzed napadu na bank oroski, a potem... potem ujrzał Kurtyzanę i Ezio na poddaszu “Pijanego Króla” i odtworzył w myślach ich dynamiczną relację oraz cięte uwagi. Chwilę później dotarło do niego, że mimo szczerych chęci nie zapomniał smrodu Osrit, ba! Traumę, którą mu zafundowała podczas rekrutacji z pewnością będzie leczył jeszcze dłuższy czas.

Powierzchownie wspomniał o przesłuchiwanym bankierze, a także strażniku, którego powalił w czasie wzniecania pożaru, a skoro o tym... Doskonale zdawał sobie sprawę, że tym zamieszaniem mógł przyczynić się do uszczerbku wielu mieszkańców, lecz nie poświęcił im zbyt wiele uwagi, jako że żadnej z tych osób nie miał okazji spotkać personalnie. Co więcej, nie specjalnie przejmował się tymi ludźmi, po prostu stali mu na drodze - ni mniej, ni więcej. Na koniec pozostawił sobie gorzkie wspomnienie matki, którą po ostatnich wydarzeniach wspominał właściwie jak zmarłą. Zraniła go, wykorzystała, a na koniec zniknęła bez słowa.

"Podła suka." — pomyślał i już miał przerywać, gdy w zakamarkach pamięci odnalazł... Cetris.

Ze smutkiem odtwarzał jej ostatnie, gorzkie słowa oraz brutalną śmierć. Z czasem zrozumiał, że wyręczanie się Olivierem było żałosne i uwydatniło tylko jego słabość. Zielony czuł wstyd z tego powodu, ale jednocześnie wiedział, że zrobili co należało. Zadziorność elfki, jej natura oraz trudny charakter stanowiły bezpośrednie zagrożenie dla jego planów, a co za tym idzie dla przyszłości Czarciego Fortu.

Nikt więcej nie zachował się w jego pamięci, wkrótce później otworzył oczy.

Sygn: Juno

Czarci Fort [Północny Pasaż Czarcich Gór]

53
Nagle i bez ostrzeżenia błysnęła gwieździście tafla zwierciadła, wypełniając izbę iście nienaturalnym światłem. Tafla była głęboko, soczyście i niezmącenie niebieska, iście niczym wyszlifowany szafir. Była gładziutka jak królewskie zwierciadło, do tego stopnia, że Arno zaczął sam się przeglądać. Oczy, uszy, nos. Wszystko na swoim miejscu, nawet blizny odwzorowano do znudzenia idealnie.

Goblin otrząsnął się ze zdziwienia, ale miast kontynuować podziw swej szpetnej mordy, poczuł, jak mgła rzuca mu się na oczy. Jak szarówka zamazuje obraz, a coś niepojętego ciągnie powieki ku dołowi.

Arno — z trudem otworzył ciężkie jak ołów oczęta. Obraz znikł, tylko ciemność. Chłonąca wszystko ciemność. Doskonale czarna, jak melasa mroku chłonęła światło dnia, świecy. Wysysała ciepło, ale również siły witalne.

Arno! — zawołał denny głos prosto z czarnej tafli, w której powoli formowała się pewna wątła sylwetka.

Arno! — rozpoznał ją. Nie po głosie, bo jego tembr tłumiło zwierciadło, ale po twarzy. Ciemne oczy nakropione dookoła dziesiątkami zmarszczek. Wąskie usta i krzaczaste brwi. Widział błysk oczu w szparze opadających włosów, ozdobionych odrobiną łoju. Włosy jak skrzydła kruka, niby nocna burza okalały kosmkami ogorzałą niewątpliwie twarz. To była Osrit.

Musisz spłacić swój dług — prawiła niedorzeczności na wzór niewiasty rodzącej. — Obiecałeś! Obiecałeś! Obiecałeś! — powtarzał głucho zniekształcony obraz w zwierciadle. — Kości mego syna niezagrzebane. Pamięć zaniechana. Obiecałeś! — raptem sinoczarna ręka wypełzła z tafli, niby ryba ze stawu, mocno chwytając goblina za szyję. Grube pazury wżynały się rozrywając skórę, gdy palce jakoby diabelskie sidła zacieśniały uchwyt. Było za późno na walkę. Magiczne zwierciadło wyssało z niego resztki wigoru, zaś rozgniewany duch Osrit nie raczył traktować.

Arno poczuł, jak w głowie zaczyna mu szumieć. Był to szum całkiem podobny do tego, jaki wydaje przytknięta do ucha morska koncha. Zza pleców dobiegł go gwizd, przeciągły krzyk. A po chwili ziemia drgnęła pod siedzeniem, które zajmował. Sunął w dół zupełnie bezwiednie. W uszach szum, na twarzy wiatr. Chłodny wiatr. Kropelki deszczu. W nozdrzach zapach sosny z domieszką palonego pieprzu. I ciemność.
***Panie! Panie! — otworzył oczy, a jasność zakuła mocniej niż ostrze skrytobójcy. — Gdzie jest czarodziejka? — pytała rozgorączkowana Sariel, przytrzymując ramiona goblina, który leżał plackiem na ziemi w izbie Celesty.

Lustro było pęknięte w połowie, gruba szrama przepołowiła dotąd niezmąconą taflę. Wszystko wyglądało identycznie jak przed rytuałem. Tylko Celesty brakowało. Celesty i amuletu na szyi...

Czarci Fort [Północny Pasaż Czarcich Gór]

54
Krzyk Sariel docierał do niego stłumiony, jakby wzywała go zza grubej ściany. Wkrótce jej głos począł narastać, a wraz z nim potworna migrena, która uświadczyła go tylko w przekonaniu, że wcale jednak nie umarł. Otworzył oczy i to był błąd - ostre światło ugodziło jego źrenice aż zmuszony był przesłonić wizję zieloną dłonią. Ostrożnie, niezręcznie próbował podźwignąć się do pozycji siedzącej jednocześnie cały czas chroniąc spojrzenie w przyjemnym mroku jego własnej dłoni.

Czarodziejka... — wymamrotał powtarzając za dziewczyną i wtem wspomnienia zalały jego świadomość. Zobaczył Celeste, fragmenty ich rozmowy, a wreszcie ducha Osrit wołającą jego imienia zza grobu, ściskającą kurczowo jego szyje zimną, kościstą ręką. — Celesta! — wychrypiał gniewnie i niemal w tej samej chwili zerwał się jak oparzony na równe nogi. Nie patrzył na swą wybawicielkę, lecz wciąż nieco otumaniony błądził wzorkiem po laboratorium jednocześnie gorączkowo obmacując kieszenie oraz to miejsce, w którym do niedawna wisiał cenny kamień.

"Nie ma go!" — krzyknął w myślach, po czym jego wzrok powędrował w stronę klęczącej Sariel.

Pieprzona suka okradła mnie. Okradła nas! — mimowolnie spojrzał w stronę wyjścia i rzekł raczej do siebie — Ktoś musiał widzieć dokąd poszła.

Nie czekał na reakcje jego prawej ręki, nie miał na to czasu. Musiał czym prędzej złapać trop licząc, że czarodziejka nie oddaliła się na tyle by pościg za nią okazał się daremny. Czym prędzej wybiegł na korytarz i dalej w stronę głównych wrót.

Celeste! Kto widział dokąd poszła czarodziejka?! — wydzierał się na całe gardło przekraczając próg fortu. Na zewnątrz szukał poszlak, czegokolwiek co wskazałoby mu właściwy kierunek. Chciał wskoczyć na koń i osobiście przywlec ją do fortu, ale złość wstrząsała nim tak jakby miał wczesne objawy ataku wścieklizny — Znajdźcie mi ją i sprowadźcie! Natychmiast!

Powiedzieć, że był wzburzony to jak nie powiedzieć nic. Krzątał się i telepał, powarkiwał, przeklinał, a potem milkł.

Bogowie... — bełkotał pod nosem — ...dajcie mi jakiś punkt zaczepienia. — a już nieco bardziej zniecierpliwiony — Cokolwiek!

Sygn: Juno

Czarci Fort [Północny Pasaż Czarcich Gór]

55
Jak z bicza strzelił, rozeźlony herszt wyskoczył na kaganek przed zamkiem. Wrota rozwarte szeroko podniosły tumany kurzu, a tych i tak było mniej w porównaniu do zgrai, jaka niosła się za swym przewodzicielem. Sariel dotrzymywała mu kroku. Gdzieś obok kroczył Klaus, umorusany krwią o roztrzepanych białych kudłach równie ubabranych juchą co bródka. Wyglądał jakby przerwano mu coś ważnego, ale nic bardziej znaczącego od wezwania swego pana go zająć nie mogło. Był i barczysty ork, a za nim tuzin strażników, których na wołanie zrobiło się więcej niż rozgniewanych os w ulu. Na domiar wyszli służący. Kucharki, stajenni i wszelkiej maści fachowcy. Jak jeden omietli goblina wzrokiem, bo przedstawienie zapowiadało się pełne goryczy.

W tej wielkiej alteracji dostał bólów czaszki, mdłości, serca palpitacji. I nie godził tych objawów widok oddanych sprawie poszukiwania złodziejki kompanów. Dotąd zbita zgraja już rozpłynęła się po kątach. W zamku aż dygotały mury od dziesiątek wartko stawianych kroków poszukiwaczy. Ale czarodziejka, jak to czarodzieje w zwyczaju mieli, zniknęła. Prysła, wyparowała bądź odleciała. Pojawiła się znikąd i donikąd odeszła. Arno próbował przypomnieć sobie szczegóły, które mogłyby okazać się teraz przydatne, ale myśli gnały szybciej niż zakonna krucjata. A fakty ulatywały w eter nie wolniej niżeli krzyki palonych na stosach czarownic. Bo skąd ona się tu wzięła? Jak próg fortu przekroczyła? W najczarniejszej godzinie, ni stąd ni zowąd, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, przybyła zaoferować swe skromne magiczne usługi. Przekorny los płata ludziom figla, lecz w przypadek, że w chwili nawiedzenia kopalni fortu zjawia się specjalistka tejże domeny, trudno było uwierzyć. Wyglądało to jak dobrze ukartowana farsa. Zaplanowana, zorganizowana i powiązana.

Czarci Fort [Północny Pasaż Czarcich Gór]

56
Zielony czuł jak stale narastające zniecierpliwienie zaczyna ściskać go za żołądek, a emocje coraz śmielej biorą górę nad opanowaniem. Im dłużej przyglądał się jak członkowie jego bandy śpieszą to tu to tam niby drób skrócony o głowę, tym większą odczuwał frustracje. Ich bezowocne wysiłki, harmider oraz zaprzepaszczony czas nie przyczyniały się w żadnej mierze do namierzenia czarodziejki, ni jej schwytania.

"To bezcelowe." — koncypował w roztargnieniu oparty o ścianę budynku — "W ten sposób nigdy suki nie dorwę!" — wkrótce złość zaczęła wychodzić z niego na dobre i lada chwila miast zastanawiać się w spokoju zaczął uderzać głową w ścianę jakby w ten sposób miał zadać ból samej Celeście, tudzież wspomóc proces myślowy.

Gdzie!Łup!Żeś!Łup!Się!Łup!Ukryła!?

Każde jego słowo dzielił odgłos czoła zderzającego się z nagrzaną skałą, zaraz potem okolicę wypełnił bolesny skrzekot jego głosu rzucający na prawo i lewo wiązanki godzącymi w godność Umbry. Wreszcie w finalnym akcie desperacji Verg miał w zamiarze znokautować się finalnym uderzeniem w twardą powierzchnię i wtem... na centymetry przed spotkaniem ze skałą... mądrość zstąpiła na niego niczym łaska bogów. Twarz rozjaśnił szelmowski uśmiech, a napięcie zaczęło uchodzić z jego ciała. Spokojniejszy nieco rozsmarował obolałe czoło, a spostrzegłszy kropelki krwi na opuszkach palców wytarł je o spodnie, uniósł dłoń, pstryknął żywo dwa razy dając do zrozumienia, że potrzebuje dwóch osiłków, po czym wydał krótki, prosty rozkaz:

Sprowadźcie mi tu Oliwiera, migiem.

Spoiler:
Gdy "Trefny Gryf" stanął przed jego obliczem Arno miał minę jakby pies nasrał mu do butów i dopiero przed chwilą się o tym przekonał.

Przytrzymajcie go. — rzekł bez chwili zawahania — Na kolana. — dodał, po czym zbliżył się doń i nie zważając na komentarze chłopaka prał go tak długo aż nie ujrzał szkarłatnej posoki ściekającej na piasku. Wtedy to złapał młokosa za szczękę, uniósł mizerną twarz, spojrzał żółtymi ślepiami prosto w jego bystre oczęta i rzekł na tyle głośno by każdy świadek usłyszał go jak trzeba:

To za sprowadzanie do mojego domu dwulicowej, złodziejskiej kurwy, rozumiesz? — po tych słowach raz jeszcze uniósł pięść i szepnął cicho — Płoń. — licząc, że jego dłoń obleką płomienie. Gdyby w istocie tak się stało młody Verg zbliżyłby płonącą pięść do opuchniętej twarzy Oliwiera, a dostrzegłszy języki ognia odbijające się w jego gałkach wycedziłby przez zaciśnięte zęby:

Zapytam tylko raz, a jeśli twoja odpowiedź nie spodoba mi się to skończysz o wiele gorzej od starego wójta. — upewnił się, że Oliwier zrozumiał powagę sytuacji, po czym chwycił go za kołnierz i wydarł się — Mów! Skądżeś wziął tę sukę?!

Sygn: Juno

Czarci Fort [Północny Pasaż Czarcich Gór]

57
Nikt z zebranych nie odważył się przerwać masakry, jaką sprowadził na Trefnego Gryfa zielony watażka. Był to akt ostatecznej desperacji, wyjałowionej z człowieczeństwa uciechy na widok cudzego cierpienia. Akt moralnej degradacji, a także degeneracji. Bestialstwo, okrucieństwo. Istny horror.

Szepty niesione na językach łupieżców z Czarciego Fortu umilkły i zdawałoby się tylko rześki wicher grał na toczonych przez dziedziniec liściach. Arno wyprowadził kolejne siarczyste uderzenie. Tym razem celne, bo wyzbyte z nieokiełznanej agresji bitej na ślepo. Podeszwa atamana zbirów siekła w kąt żuchwy z takim impetem, że gruchot łamanej kości wzniósł uśpione ptactwo z dachu. Oliwier runął w dół. Pomyślałby kto, że zakończył mękę dzięki ucieczce do krainy nieświadomości, lecz wtem rozpieklona dłoń przechwyciła letargiczne cielsko. W drugiej dłoni rozbłysła misternie upleciona kula ognia. Języki płomieni skwierczały głośno, zupełnie jakby mówiły własnym językiem. Oliwier zawrócił. Źrenice rozszerzyły się jak po wyjściu z ciemnicy. Serce łomotało w piersi. Uprzytomniał sobie.

Nie zabijaj mnie, panie! — zawył skowytem głośniejszym od lamentu wdowy. Był roztrzęsiony i zarazem przerażony. Dawna pewność siebie umknęła bezpowrotnie niczym celowo upuszczane w eter wstążki płomieni.

To moja siostra. Celesta jest mą siostrą. — płakał, a z nosa ciekły pożółkłe gluty, które od niechcenia przeistaczały się w pękające pod nozdrzami bąble.

Ona to ukartowała! Ona chciała ten kamyk. Ja bym szefa nigdy nie okradł, błagam — odchrząknął smużkę krwi. — Nic nie wiedziałem. Mówiła, że pomoże, ale ukradła świecidełko. Szefie — złożył dłonie jak do modlitwy — pomogę ci ją znaleźć. Okaż litość. Błagam!

Czarci Fort [Północny Pasaż Czarcich Gór]

58
Rozkaz Arno był prosty:

Zwiążcie go, zaprowadzi nas gdzie trzeba albo osobiście odpowie za czyny swojej siostry. — Zielony splunął obok Oliviera, odszedł i pozostawił go na łasce trepów. Czuł się znieważony tym jak podwładny zataił przed nim tę informację. Ba! Trefny Gryf zdradził go dla własnej rodziny, niewybaczalne! Jakaś jego część chciała przeciągnąć przesłuchanie, ale w gruncie rzeczy wiedział, że ma teraz pilniejsze sprawy. Musiał dorwać złodziejkę i przykładnie ją ukarać. Nikt nie będzie go okradał!


Niedługo później watażka wyruszył do fortu, by tam przygotować niewielką drużynę na poszukiwania czarodziejki. Verg planował trzymać braciszka na uwięzi, pilnować, żeby nie uciekł, a jednocześnie posługiwać się nim jak psem do tropienia zwierzyny. Wyruszyć mieli od razu.

Sygn: Juno

Czarci Fort [Północny Pasaż Czarcich Gór]

59
Mistrz Gry

Arno natychmiast po odkryciu prawdziwej historii przybycia Celesty do fortu wyruszył zbierać drużynę do wytropienia jej. Olivier, błagający wcześniej o litość, zobowiązał się jednocześnie do pomocy w odnalezieniu jej – ale po prawdzie nawet gdyby stwierdził, że będzie milczeć, goblin prawdopodobnie i tak by to z niego wyciągnął. Tak też watażka skrzyknął trzech najemników, którzy natychmiast osiodłali konie i zbrojąc się, przygotowali na wyjazd. Co nie zdążyło umknąć uwadze szefa, to brak konia czarodziejki. Tak czy siak, z racji zerowych umiejętności jeździeckich Arno, zmuszony on był do jazdy z jednym z jego ludzi. Ktoś inny usadowił spętanego i pobitego Gryfa przed sobą; w ten sposób wszyscy byli gotowi do wyjazdu.

Olivier złamanym głosem przebąknął, że Celesta prawdopodobnie ruszyła w stronę Siarczystych Bagien, gdzie podobno ukryła parę swoich rzeczy przed wścibskim wzrokiem Arno. Stamtąd miała ruszyć dalej, ale gdzie – tego już zdrajca nie wiedział. Już w trakcie podróży potwierdził to jeden z ludzi Verga, dawny łowca, który zauważył końskie ślady prowadzące prosto w tamtą stronę.

Szaleńczy galop, podczas którego goblin o mały włos nie spadł dwa razy, gdyby nie interwencja jego jeźdźca, zakończył się tuż przed bagnami. Smród dochodzący stamtąd, wywołujący łzy i drażniący nos i gardło, był praktycznie nie do wytrzymania. Konie odmówiły posłuszeństwa... nie tylko jego drużynie. Znajoma kobyła, którą przyjechała tutaj kilka dni temu Celesta pojawiła się im oczom, stojąca w miejscu i wierzgająca, rzucająca głową. Widząc nadjeżdżającą drużynę, koń zarżał, stanął dęba i niczym strzała wyskoczył z miejsca, jakby ktoś go tam wcześniej przytrzymywał. Byle najdalej od trujących bagien.

Co robimy szefie? — wspomniał jedyny wolny jeździec. — Bagna są duże, nie wiadomo, gdzie wiedźma może być.

Czarci Fort [Północny Pasaż Czarcich Gór]

60
Tuż po przyjechaniu na miejsce mieszaniec zeskoczył z konia i począł przechadzać się po piskach na skraju siarczystych bagien. Był rozdrażniony, skonfliktowany - połowa jego tożsamości, ta ludzka powtarzała, że robi wszystko jak należy, zgodnie z planem. Z drugiej strony jego goblinia natura niecierpliwiła się i żądała natychmiastowych efektów. Gorąca krew wrzała w nim, toteż Arno postanowił na moment odłączyć się od reszty, żeby uspokoić nerwy co by nie zacząć działać impulsywnie.

W tym samym czasie reszta drużyny zdołała zejść z wierzchowców i potwierdzić obecność śladów czarodziejki. Wszystkie tropy wskazywały na to, że skryła się gdzieś pośród bagien, jednakowoż teren ten do małych nie należał. Trepy oczekiwały jego rozkazu, lecz Verg czuł, że dzieląc drużynę skaże część swoich ludzi na misję bez powrotu, a przeczesując teren w kupie nie będą wystarczająco efektywni. Zielony zdrowo koncypował, chciał znaleźć lepsze rozwiązanie jak skonfrontować się z Celsetą.

"Problem jest dwojakiej natury." — rozmyślał drapiąc się po policzku — "Moją jedyną kartą przetargową jest kochany braciszek, Oliwier. Nie wiem jednak pewności, czy ma on jakąś wartość w oczach swojej siostry." — zerknął w stronę Trefnego Gryfa, który pobity i zakneblowany czekał na swój dalszy los. Ten zbity kundel mógł mu się jeszcze przydać - miał swoje wady, ale posiadał także rzadkie talenty. Tak czy siak, winien był mu zawczasu ponownie udowodnić swoją lojalność.

"Krążenie po bagnie i szukanie igły w stogu siana też jakoś mi się nie uśmiecha" — znowu zamyślił się tym razem przesuwając wzrok w stronę ciemnych, niegościnnych moczar — "Nie... zrobimy to po mojemu."
.

Niedługo później zielony nakazał podwładnym by wbili solidną gałąź u szczytu wysokiej wydmy, a następnie przywiązali doń Oliwiera. To miejsce miało mieć dobry widok na teren bagien, niejako posłużyć do ekspozycji. W międzyczasie najemnicy mieli ukryć się z końmi w razie nagłej potrzeby pościgu za czarodziejką, czy odcięcia jej drogi ucieczki. Gdy Arno sprawdzał, czy jego zakładnik jest dobrze związany szepnął mu:

Masz dzisiaj szansę, żeby odpłacić za zniewagę wobec mnie, wobec Czarciego Fortu. Zdechnij tu albo udowodnij swoją lojalność. — następnie zwrócił się w stronę przestrzeni, pośród której rzekomo kryła się Umbra. Przemawiał głośno, wyraźnie i ze złymi intencjami:

Wiem, że tam jesteś i wiem, że mnie słyszysz! — oczywiście blefował — Jestem tu sam z twoim bratem! Chcę się wymienić za niego... ale chcę też porozmawiać... chcę wiedzieć dlaczego! — gdyby jednak musiał czekać na odpowiedź za długo dodałby — W przeciwnym razie najpierw podpalę siarkowe bagna, a następnie twoją rodzinę. Wiesz, że jestem do tego zdolny! Mam nadzieję, że w ten czy inny sposób przemówię do twojego rozsądku! — to powiedziawszy spróbował przyzwać w dłoni płomień z pomocą czaru "Salamandra". Chciał w ten sposób pobudzić wyobraźnię swojej widowni, a gdyby i to nie przynosiło skutku miał w zamiarze od kneblować usta Oliwiera i pozwolić mu błagać o litość. Naturalnie miał swoje metody, żeby dać mu ku temu powód.

Sygn: Juno
ODPOWIEDZ

Wróć do „Czarcie Góry”