[Złote Morze] Wody na południe od Everam

1
*** Morze, niezależnie od części świata, bywało kapryśne. Ciepłe wody Złotego Morza na południe od Everam nie były wyjątkiem od tej reguły. Dość często uczęszczane ze względu na bliskość Everam, stawało się też dobrym miejscem na łowy piratów. Nierzadko można było również spotkać tam statki marynarki wojennej tak Urk'hun, jak i Keronu, jeśli akurat przyszło im w udziale chronić swoje statki kupieckie.
*** -> Z Karlgardu
Pegaz był perłą we Flocie Jego Królewskiej Mości. Galeon zaprojektowany został przez największych mistrzów w swoim fachu i wybudowany w Qerelskiej stoczni, by cieszyć oko swoim dostojeństwem, gdy kołysał się na falach. Wieść rzekła, że nie tylko wyglądał dobrze, ale też nie miał sobie równych na morzu - wysoki, ale długi, choć wąski, rozwijał prędkości, przez które zwykłe statki mogły go nie doścignąć. Nie znaczyło to jednak, że Pegaz uciekał od walki, bo ciągnące się wzdłuż kadłuba rzędy otwieranych klap nie służyły jedynie za bulaje, ale miały znaczenie przy ostrzale z kusz czy łuków. Nowoczesne, szczelne grodzie pozwalały odcinać zalane fragmenty pokładów. Doskonała konserwacja zapewniała, że Pegaz zawsze był w swoim najlepszym możliwym stanie. Dzielnie służył Admirałowi Hectorowi Levantowi.

Kolejnym z plusów Pegaza była pojemna ładownia. Choć wypakowana dobrami, które obciążały statek, a więc jednocześnie go zwalniały, znalazło się tam miejsce dla dwudziestki więźniów podczas rejsu z Karlgardu do Qerel. Usadzeni zostali na niewygodnych deskach w rzędach po dziesięć, na przeciwko siebie, z rękoma wyciągniętymi do przodu i spętanymi kostkami. Przymocowany do pokładu pręt służył tylko ku temu, by można było przypiąć do niego zakutych w łańcuchy piratów. Znajdowali się na trzecim pokładzie, nad nimi, jak Vera zdążyła dostrzec, były kwatery załogi, a nad nim pokład użytkowy. Dopiero po jego pokonaniu, wydostaliby się na górny.

- Wytrzymaj, Ohar. Już niedaleko. - Ashton starał się pocieszyć kolegę, który ledwie utrzymywał przytomność. Biała jak pergamin twarz mężczyzny zlana była potem, choć w kącikach ust pozostała zaschnięta krew. Ohar opierał się o Ashtona, raz po raz zapadając w drzemki w pozbawionym odpoczynku śnie.

- Przynajmniej oddadzą go morzu. - Zauważył ork, który siedział po lewicy Very, naprzeciw dwóch załogantów Siostry. Choć zważając na sytuację Vera nie miała prawa na to narzekać, nie mogła nie zauważyć, że ork cuchnął, jakby nie mył się od więcej niż kilku dni. Musiał spędzić w celi o wiele więcej czasu, niż oni. - Będzie miał szansę dołączyć do załogi na dnie.

- Nam nie będzie to dane. - Dodał smutno inny mężczyzna. Spomiędzy ciemnych włosów wyrastało mu poroże, zupełnie takie, jakim mogły pochwalić się młode jelonki. Jedno zostało ułamane przy końcu, tworząc brzydką asymetrię. Boki jego twarzy porostało gładkie, krótkie włosie, przypominało bardziej sierść, aniżeli bokobrody.

- Znając życie, ciebie spalą na stosie, bracie. - Rzucił łysy człowiek z końca usadzonej kolejki. - Od razu oddadzą cię do Sakirowców.

- Dzięki. Nie chciałem tego słyszeć. - Odgryzł się rogaty.

Piraci nie byli w tak złym stanie, jak Corin, Ashton czy Ohar. Niektórzy nosili ślady pobicia, jednak każdy trzymał się w miarę dobrze. Dalecy byli od pełni sił, jednak w razie potrzeby, mogliby walczyć. Yett siedział tuż obok Very, ale nie odzywał się, jakby nieobecny. Minę miał posępną, wydawało się, że zbierał myśli. Rozmowy na pokładzie omijały go

- Hej, ty jesteś Vera Umberto? - Podpytał dzieciak usadowiony obok Ashtona. Musiał być młodszy nawet od Tripa, dopiero wchodził w dorosłość. - Widziałem twoje syreny na Harlen.
Obrazek

[Złote Morze] Wody na południe od Everam

2
POST POSTACI
Vera Umberto
Trudno było poczuć choćby iskrę nadziei, gdy było się w sytuacji takiej, jak ta. Mimo to, na widok tego jednego, krótkiego gestu krasnoluda, Vera zrozumiała, że może jednak to jeszcze nie jest koniec. Może nie są straceni, może nie dotrą do Qerel i nie zawisną na oczach wszystkich, z którymi służyli, zanim ich ścieżka życiowa skręciła w innym kierunku. Wyprostowała się odrobinę, odnajdując w sobie nowe pokłady siły, choć wcale nie było ich tak wiele. Istniała szansa, że załoga Siódmej Siostry zaplanowała coś, co umożliwi odbicie swoich braci, wcześniej czy później - raczej później. Czy Corin to widział? Czy Ashton zauważył kogoś znajomego w tłumie? Czy będzie miała okazję im o tym powiedzieć, nie uprzedzając przy okazji pilnujących ich strażników?
Siódma Siostra musiała zapewne poczekać, by dowiedzieć się, na którym statku wypłyną z portu. Pegaz... był dużym i porządnym okrętem. To nie był mały stateczek kupiecki, który mógł zostać z łatwością staranowany przez jej galeon. Tym razem to oni byli tym mniejszym, atakowanie statku Levanta z ograniczoną w liczebności załogą było ryzykowne, bardzo ryzykowne. Czy zdążyli popłynąć na Harlen i zgarnąć resztę ludzi? Mieli na to cały dzień, daliby radę obrócić w tę i z powrotem, ale Umberto zakładała, że od rana czekali, aż coś w okolicy siedziby Kompanii coś zacznie się dziać. Gdy była wprowadzana na statek, a potem przykuwana do belki pod pokładem, skupiała się tylko na zapamiętywaniu drogi powrotnej na górę i wszystkiego, co mogliby wykorzystać ku swojej przewadze, gdyby przyszło im jakimś cudem wracać na główny pokład inaczej, niż prowadzeni przez straż.
Nawet później, gdy statek już odbił od brzegu i fale zaczęły chybotać nim w znajomy Verze sposób, co chwilę unosiła wzrok w górę i wytężała słuch, wyczekując dochodzących znad niej okrzyków i szczęku stali. Może nawet kadłuba ocierającego się o kadłub przy abordażu, było jej już wszystko jedno, czy po raz kolejny rozwalą jej statek. Czekała.
Sporym plusem był siedzący obok niej ork. Jeśli ktoś był w stanie rozerwać wiążące ich łańcuchy, to był on. Umberto niejednokrotnie widziała, do czego zdolna była Pogad, a ten musiał być od niej silniejszy. Gdyby się pospieszyli, może będą w stanie wystarczająco szybko dostarczyć Ohara do Oleny, do Weswalda. Martwiła się o niego, ale co mogła zrobić wcześniej? Nawet gdy mówiła strażnikom o tym, że trzeba mu pomóc, dostawała tylko pałką kolejny raz. Nikt już nie zamierzał wysyłać do nich uzdrowiciela.
- Nie dołączy do nikogo na dnie - zaprotestowała. Skoro nie było przy nich nikogo z załogi Pegaza, mogła mówić otwarcie, choć i tak starała się zniżać głos. - Płyną po nas, słyszysz, Ohar? Wrócisz jeszcze na Siostrę. Olena z Weswaldem cię poskładają.
Odwróciła się do ponurego Corina i szturchnęła go ramieniem, by na nią spojrzał, na moment zapominając, że być może nie jest w stanie, który stanowiłby dla niego miły widok.
- Widziałeś ich? Osmar. Gerda. Rivera. Wszyscy byli w tłumie. Nie zostawią nas - celowo nie wspomniała o Tripie, by oficer dodatkowo się nie martwił. Przeniosła wzrok na chłopaka, który ją rozpoznał. Imponujące, biorąc pod uwagę, jak wyglądała. - Tak. I moi ludzie po nas płyną.
Szarpnęła zakutymi rękami, a potem skupiła spojrzenie na kajdanach i zaczęła lawirować dłońmi, by spróbować wyciągnąć je z oków. Te były przeznaczone dla piratów, dla mężczyzn, więc może kobiece ręce miały jakąś szansę wyrwania się z nich? Nawet gdyby miała zedrzeć sobie skórę z kostek, zamierzała próbować. Kciuka raczej łamać nie chciała.
- Mam okrojony skład na pokładzie. Trzeba będzie im pomóc. Nie będziemy mogli tu siedzieć i czekać. Może uda nam się oderwać ten pręt od pokładu i zaatakować od dołu, jak na górze zrobi się zamieszanie, jeśli szarpniemy wszyscy jednocześnie.
Obrazek

[Złote Morze] Wody na południe od Everam

3
POST BARDA
Żaden z piratów nie podzielał pozytywnego nastawienia Very. Przykuci do podłogi mogli tylko czekać, aż dopłyną do końca podróży, a następnie zostaną najpewniej straceni.

- Chciałbym, żeby to była prawda, kapitanie. - Mruknął Ashton. Oparł brodę o głowę Ohara, która z kolei spoczywała na jego ramieniu. Pegazem zabujało mocniej, jakby nagle powiał silniejszy wiatr, który zabujał łajbą. Istniało prawdopobieństwo, że Ohar osunąłby się i padł. - Płyniemy już całą noc i dzień. - Ocenił, zerkając w stronę bulaja. Choć okienka były pozamykane, między deskami przedzierały się promienie.

- Żaden statek nie dogoni tej bestii. - Dodał łysy, znów uczynnie wytykając najgorsze. - Nie wiem, jakie statki musiałaby mieć twoja załoga, żeby próbować odbić nas na morzu.

- On ma rację. - Powiedział Corin, nie patrząc nawet na Verę. Jego zaciśnięte w pięści dłonie były bardziej interesujące, aniżeli postać kapitan. - Przeze mnie wszyscy zostaniemy straceni.

Kajdany były solidne, zacisnęły się wokół nadgarstków Very, nawet tak drobnych w porównaniu z tymi pozostałych załogantów. Mając na uwadze, że ich więźniowie byli różnych ras i rozmiarów, musieli przygotować się na każdą ewentualność. Ludzie, orkowie, elfowie, gnomy, gobliny - każdy mógł zostać zakuty w kajdany specjalnie pod swój rozmiar!

- Nie radzę próbować. - Powiedział do Very rogaty, patrząc na jej starania w wyswobodzeniu się. - Trochę znam się na magii. I jeśli mnie odczucia nie mylą, to te kajdany są magiczne jak jasna cholera.

- Jeśli teraz zaatakujemy, to po prostu umremy szybciej. - Wtrącił się łysy. - Zabiją nas, a my dalej będziemy pospinani tym pieprzonym łańcuchem.

Towarzysze Very nie wydawali się dość chętni na rozbój i próby walki o wolność. Większość z nich spędziła dość czasu w celach, by stracić nadzieję. Ashton na swój sposób opiekował się Oharem, za to Corin brał na siebie wszystko to, co miało spotkać Verę i resztę załogi. Kapitan musiała się bardziej postarać, żeby obudzić w nich ducha walki.

Pegaz zakołysał się ponownie. Czyżby nadchodził sztorm?
Obrazek

[Złote Morze] Wody na południe od Everam

4
POST POSTACI
Vera Umberto
Brak choćby minimalnego wsparcia od któregokolwiek z nich irytował ją bardziej, niż powinien. Szarpnęła kajdanami jeszcze raz, w wyrazie swojej frustracji i zaprzestała prób wyswobodzenia się z nich. Skoro były magiczne, na nic to się nie zdało, zacisną się jeszcze mocniej, gdy poczują, że dłoń się z nich wysuwa, albo co gorsza zaalarmują kogoś na górze. Opuściła wzrok na związane nogi. Kompania dopilnowała, by nie stanowili zagrożenia, a Vera bardzo to zagrożenie stanowić chciała. W przeciwieństwie do trzech swoich załogantów, nawet pobita i upokorzona nie zamierzała się poddać, nie kiedy istniała jeszcze choćby mała szansa na ratunek.
- Nie przez ciebie - żachnęła się, słysząc depresyjne przemyślenia Corina. - Wróć do poprzedniej wersji. Tej, w której to była moja wina. Tamta bardziej ci służyła. To ja zabrałam ze sobą Ashtona i Ohara i to ja wpakowałam nas w to bagno. Chujowa kapitan, co? Może zamienimy się obowiązkami, jak wrócimy na statek? Taki ze mnie dowódca jak z psiej dupy trąba. Od zawsze byłeś bardziej lubiany przez załogę i pewnie nie bez powodu.
Próbowała obudzić go z otępienia, nawet jeśli nie miała na myśli tego, co mówiła. Ci, którzy zostali na Siódmej Siostrze, wiedzieli, że będzie to ryzykowne i zdawali sobie sprawę z tego, na co się piszą. Vera upewniła się kilkukrotnie, że nikt nie rzucał się na tę akcję w natłoku emocji i każdy dokładnie przemyślał swój udział. Kto chciał, mógł odpłynąć z Leobariusem ku lepszemu życiu. Nic nie stało na przeszkodzie, droga była wolna. Teraz też mogli odpłynąć i zostawić ich tu w cholerę, a jednak widziała ich w tłumie i nie były to halucynacje. Corin uznawał to za swoją winę, Umberto nazwałaby to raczej zasługą.
- Nie mówię, żeby atakować teraz - odwróciła się do łysego. - Tylko żeby poczekać na odpowiedni moment. A ten moment przyjdzie. Pegaz jest załadowany po górny pokład. Ciężki. Mój statek też był wojskowym okrętem i może nie jest tak nowy, ale może go dogonić. Zwłaszcza, że wpływamy w sztorm, czujecie? Pegaz zwolni. Nie da się tak pędzić przy takiej pogodzie.
Uniosła wzrok na siedzącego obok orka.
- Nawet jeśli nas tu zabiją, to wolicie umierać na szafocie ku uciesze czerwonych gęb spasionych urzędasów, czy na własnych warunkach? - wciąż nie podnosiła głosu, ale jej słowa nabrały determinacji. Przecież sama stąd nie ucieknie! - Możecie sobie siedzieć na dupach i się nad sobą użalać, jeśli na górze nic się nie wydarzy, ale jeśli Pegaz zostanie zaatakowany, będziemy musieli coś zrobić. Cokolwiek! Nie mamy szans bez pomocy Siódmej Siostry. Oni nie będą mieć szans bez nas. Będziemy musieli przynajmniej spróbować uderzyć z drugiej strony! Kajdany są magiczne, ale ten jebany pręt nie jest, prawda? - spytała rogatego.
Lepiej, żeby jej ludzie atakowali szybciej, jeśli w ogóle mieli to robić. Ohar z chwili na chwilę wyglądał coraz gorzej.
Obrazek

[Złote Morze] Wody na południe od Everam

5
POST BARDA
- Przestań! - Warknął Corin, na chwilę zwracając twarz ku Verze, gdy stracił kontrolę nad posępnymi myślami i emocjami, które kłębiły się w jego obitej głowie. Vera mogła zauważyć, że był zły, przejęty sprawą, na pewno nie bardziej, niż to konieczne, w końcu wylądowali w naprawdę, naprawdę złym położeniu! - Po prostu... przestań mówić. - Poprosił, znów starając się trzymać nerwy na wodzy. Do niczego dobrego nie dojdzie, jeśli będzie warczał na własną kapitan i, co gorsza, ukochaną.

Yett, choć częściowo uleczony, nie był jeszcze w pełni sił. Rana na jego głowie była zamknięta, ale wciąż widoczna, musiała dawać się we znaki. Co do innych obrażeń, nikt nie mógł mieć pewności, nawet sam oficer, który mógł tylko wskazać, gdzie boli, a gdzie nie. Uzdrowiciel Kompanii zrobił tylko tyle, by Corin utrzymał się przy życiu.

Łysy zaśmiał się. Okazało się, że nie tylko włosów na głowie mu brakowało, ale też większości zębów.

- Nie będzie odpowiedniego momentu, śliczna! - Zakołysał się na boki, trącając swojego jedynego sąsiada. - Jeden zły ruch i wypatroszą cię jak makrelę, hej!

- Lepiej, żeby ci z Siostry nie ryzykowali. - Dodał Ashton, któremu udzielał się ponury nastrój współzałogantów. - My czterej to niewielka strata, chociaż... nie, to strata. Pani Irina nie potrafi dowodzić. - Westchnął. - Może Pogad wróci na Siostrę. Oby Mardzie nic się nie stało...

Rogaty, zachęcony pytaniami Very, podsunął się do pręta, ciągnąć za sobą tych, którzy byli obok niego. Dotkął metalu tak ostrożnie, jakby spodziewał się, że ten go oparzy.

- Jak na moje, to jest w porządku. - Stwierdził, szarpiąc za niego kilka razy. Pręt ani drgnął.

W jednej chwili Jelonek zamarł, wciąż z rękoma na belce. Parę momentów później powoli podniósł głowę, wpatrując się w drewnianą podłogę pokładu powyżej. Oczy miał wielkie jak sarna zasokczona na drodze. Wkrótce pozostali, niewyposażeni w nadnaturalny słuch, też to usłyszeli: dziesiątki butów w pośpiechu tupiących po statku. Stłumione okrzyki, szczęk broni.

- Wszyscy na pokład! - Darł się męski głos.

- Kapitanie...? - Zaczął Ashton.

- To oni! Przypłynęli po ciebie, kapitan Umberto! - Wszedł mu w słowo młody. - Zabierzecie nas ze sobą, prawda?!

Piratom zostało najgorsze - oczekiwanie i niemoc, gdy nad nimi szykowała się burza.
Obrazek

[Złote Morze] Wody na południe od Everam

6
POST POSTACI
Vera Umberto
Nie zdarzało im się zbyt często kłócić. Właściwie Vera mogła na palcach jednej ręki policzyć okazje, w których Corin na nią krzyknął. Ale chciała go sprowokować, czyż nie? Udało się jej, zakładała więc, że przynajmiej na krótką chwilę przestał skupiać się na tym, jak strasznym jest problemem i ciężarem dla swojej załogi. Jeśli miało zostać to zastąpione złością ukierunkowaną w stronę Very, w porządku! Ona nie zamierzała przestać mówić.
Komentarz łysego zignorowała i nie odpowiedziała, albowiem ewidentnie był on zwyczajnym debilem, zamiast tego przenosząc wzrok na Ashtona. Ich rezygnacja sprawiała, że wstępowało w nią jeszcze więcej determinacji. Jeśli ona nie podniesie ich na duchu, jeśli ona ich nie zmobilizuje, to kto to zrobi?
- Może i lepiej, żeby tego nie zrobili, ale i tak to zrobią. Zobaczycie. Nie masz na to wpływu. Masz wpływ na to, co zrobisz ze sobą w tym momencie - syknęła do niego. - Nie chcesz się uwolnić? Nie chcesz pomóc Oharowi dotrzeć do Oleny? No błagam was!
Zacisnęła zęby, opuszczając wzrok na swoje kajdany i posiniaczone, obolałe ręce.
- Wciąż jeszcze jestem waszą kapitan. Jeśli nie przemawia do was to, co mówię, potraktujcie to jako rozkaz.
Czyli pręt był niemagiczny! Mogli go wyrwać, a przynajmniej mogli spróbować. Tylko nie zrobi tego sama, ani nie zrobi tego z dwójką niechętnych załogantów, potrzebowała, żeby spróbowali wszyscy!
I wtedy coś zaczęło się dziać. Jej przewidywania nie okazały się tylko płonnymi nadziejami, na górze zrobiło się jakieś zamieszanie! Przez chwilę siedziała w bezruchu, ze wzrokiem wbitym w sufit, zanim pytanie młodzika nie wybudziło jej z otępienia.
- Nie, jeśli zamierzacie tu siedzieć i gnić - odparła. - Jeśli to przeżyję, to nie będę potrzebować bezużytecznego balastu. Spróbujmy to wreszcie, do kurwy, wyrwać - warknęła i ponownie szarpnęła łańcuchami.
Obrazek

[Złote Morze] Wody na południe od Everam

7
POST BARDA
Corin zacisnął usta, jakby wstyd było mu za swój wcześniejszy wybuch. Odwrócił wzrok. Nie zamierzał dalej prowokować dyskusji. Ashton wyglądał na zdeterminowanego, choć przestraszonego swoim obecnym położeniem, nawet Ohar uniósł głowę i kaszlnął, gdy krew znów podeszła mu do gardła.

- Wychodzimy stąd. - Stwierdził ten ostatni i choć jego głos był słaby, to słowa niosły moc, jaką dała mu pani kapitan. - Dalej, chłopcy!

Mężczyźni patrzyli po sobie. Łysy coś tam jeszcze gadał, ale jego głos zniknął w hałasie, jaki rozległ się nad ich głowami. Jeszcze większa ilość podbitych butów zastukała, gdy marynarze szykowali się do walki.

- Łucznicy! Strzały w gotowości! Podpalać!

Pegazem zabujało, jakby nie tylko jego żagle rwał nadchodzący sztorm, ale jeszcze coś uderzyło go od strony rufy. Czy to morskie potwory nie przyszły z odsieczą Verze Umberto?

Rogaty rozglądał się, jakby w mroku chciał dostrzeć coś, co pozwoli im uwolnić się z kajdan i łańcuchów. Niczego takiego jednak nie znalazł, bo prócz nich, w ładowni były tylko skrzynie i paki, wszystkie zabezpieczone siatkami lin, tak, by nie przemieszczały się podczas rejsu. Mogły stanowić jedynie labirynt, w którym łatwo się ukryć. Jelonek na powrót położył dłonie na sprawdzanym wcześniej pręcie.

- Panowie, na mój znak! - Przejął dowodzenie, gdy spostrzegł, że zwykłe ciągnięcie łańcuchów, które zaprezentowała Umberto, nic nie da. - Łapcie za belkę! I raz! Iiii... raz!

Przemowa Very dodała piratom animuszu, jednak potrzebowali jasnego sygnału. Jelonek poczekał, aż wszyscy, którzy byli w stanie, złapią za pręt, a następnie na sygnał wspólnie mieli ciągnąć. Działało! Śruby i mocowania powoli puszczały, a belką można było już bujać w obie strony!

- Raz, dwa, raz i dwa! - Krzyczał, a wraz z nim pozostali, pracując razem ku wspólnej pozornej wolności. Byli już tak blisko! Kołysali belkę, wyrywając ją z pokładu!

Nikt z nich nie mógł przewidzieć, że nie byli bezpiecznie. Burta, w pobliżu której siedzieli, przy kakofonii okropnego huku została nagle przeharatana bokiem innego statku. Vera, zwrócona plecami do burty, nie widziała, jak deski łamią się i rozpadają, a ostre fragmenty drewna wystrzeliwują w uwięzionych piratów, niczym przy eksplozji. Odłamki odbiły się od pleców Very, mniej szczęścia mieli ci, którzy siedzieli twarzą do zniszczeń. Drzazgi powbijały się w odkryte części ciała. Choć nie mogli ucierpieć zbyt mocno, w chaosie, jaki powstał, pojawiła się krew, która wywołała parę przerażonych krzyków. Wysoka fala obmyła burtę i dostała się do środka, mocząc więźniów.

Belka puściła, ale wciąż byli spięci łańcuchami, po dziesięciu na jeden łancuch. Na statek dostawała się woda. Drugi okręt, ten, który uderzył, prześliznął się po boku Pegaza, zostawiając jedynie ziejący otwór i bezmiar wóz pod nim.

- Kapitanie! - Zawołał przerażony Ashton, gdy Pegaz przechylił się, a spętani piraci zaczęli zsuwać się po mokrym pokładzie ku dziurze, która mogła oznaczać tylko ich kres. Na tym samym łańcuchu był Ohar, ale też młody pirat, Jelonek i łysy.
Obrazek

[Złote Morze] Wody na południe od Everam

8
POST POSTACI
Vera Umberto
Vera nie przywykła do tego, by przekonywać innych do tego, żeby robili to, czego od nich chciała. Od lat już dawała rozkaz, a on był wykonywany, nikt go nie kwestionował. Może czasem Corin, ale nie robił tego przy ludziach, tylko później, w kwaterach oficerskich, dzielił się z nią swoim zdaniem. Przed oczami stanęła jej przestraszona twarz Tripa, który niechcący był świadkiem, jak oficer chciał zrezygnować ze stanowiska. Nieczęsto załoga widziała, jak Umberto i Yett się ze sobą nie zgadzają. Ostatnie dni stanowiły duży kontrast względem tego przyzwyczajenia, bo tu każdy miał jej życzenia głęboko tam, gdzie słońce nie dochodzi, a jej poturbowani załoganci nie mieli już siły, by walczyć, gdy nie wierzyli w szanse na zwycięstwo.
Kiedy Ohar się odezwał i mężczyźni podnieśli się, by zabrać się za wyrywanie belki, Vera wstała razem z nimi. Jej pomoc być może nie wnosiła wiele, ale przynajmniej nie czuła się bezsilna. I tak dawała z siebie wszystko - pobite plecy i ramiona paliły ją żywym ogniem, a z wysiłku i przemęczenia zaczynała już mieć mroczki przed oczami, ale jeszcze chwila... godzina może, po której będzie albo z powrotem w swojej kajucie, albo martwa na dnie morza. I w jednym, i w drugim przypadku w końcu odpocznie.
- Jak mi spalą statek, to przysięgam, zapierdolę... - mamrotała pod nosem, bo wypluwane wiązki przekleństw i obietnice niesienia zemsty sprawiały, że czuła się trochę lepiej. Przestała w momencie, w którym trzask pękającego drewna zmroził jej krew w żyłach. Nie dostała drzazgami w twarz, ale dziura w kadłubie, jaką zobaczyła zerkając przez ramię, sprawiła, że na moment zamarła w przerażeniu. Co oni, do jasnej kurwy, robią? Czy Siódma Siostra stanowiła jakąkolwiek szansę przeciwko Pegazowi? Jeśli rozorany został bok tego statku, co stało się z drugim? Jeśli nie będą mieli na czym uciec ze sztormu, jaki był sens całego ratunku?
Wdzierająca się do środka fala, mocząca szarą szmatę, w jaką Vera była ubrana, wybudziła ją z otępienia. Udało im się wyrwać belkę, więc to był pewien sukces, ale co dalej? Byli spięci łańcuchami i bezbronni. Musieli znaleźć coś, czym będą w stanie rozłupać wiążące ich więzy, albo przynajmniej jakąś broń, cokolwiek by to nie było - nie liczyła na szable i miecze, ale choćby metalowe pałki, kawałki rozłupanej belki... o, może wystarczająco podłużny i ostry fragment kadłuba! Zaczęła się rozglądać w poszukiwaniu odpowiedniego, ale wtedy druga grupa więźniów zaczęła zsuwać się do morza.
Z jej ust wyrwał się rozpaczliwy krzyk. Nie mogli spaść! Jeśli wylądują w wodzie, stalowe łańcuchy pociągną ich na dno! Związani, nie będą w stanie nawet płynąć! Może i mieli możliwość wykonywania podstawowych ruchów, jak choćby chodzenie, ale teraz, gdy byli połączeni całą dziesiątką, nie będą w stanie zsynchronizować się tak, by nie zatonąć. Poza tym wylądowanie w lodowatych falach Złotego Morza dla Ohara będzie wyrokiem.
- Łapcie ich! Corin! - krzyknęła, rzucając się w kierunku Ashtona. Nie czuła już swoich rąk, ale nie mogła pozwolić im zniknąć w dziurze. - Chwyćcie się czegoś!
Ostatnie polecenie wydała drugiej stronie swojego łańcucha; musieli przytrzymać się czegoś na pokładzie, choćby i sznurów, przywiązujących skrzynie do podłogi. Ona z kolei, o ile udało się jej dopaść do kogokolwiek z drugiej grupy, zamierzała zahaczyć swoje kajdany o czyjeś i splątanymi łańcuchami przytrzymać ich w miejscu, bo swoim dłoniom już nie ufała. Potem... potem statek powinien przechylić się z powrotem w drugą stronę. Powinien.
Obrazek

[Złote Morze] Wody na południe od Everam

9
POST BARDA
Vera, choć być może powinna cieszyć się, że jej załoga przyszła z ratunkiem, zamiast tego zastanawiała się nad stanem statku?! Pegaz był wielki, potężny, z pewnością wzmacniany na tyle, że nawet rozorana burta nie mogła zrobić mu krzywdy. W drodze pod pokład Vera widziała wielkie, ciężkie drzwi, które stanowiły jedyne przejście przez solidne grodzie - jeśli jakaś część łajby zostanie zalana, pozostałe były na tyle wyporne, by utrzymać statek na powierzchni. Pegaz potrzebował o wiele więcej, by wysłać go na dno.

Kolejna wysoka fala wdarła się do środka, porywając ze sobą spętanych piratów. Woda, którą Vera dostała w twarz, chwilowo przysłoniła jej widoczność. Ryk nagle wzburzonych fal mieszał się z krzykiem. W chaosie ciężko było określić, czy to wrzaski piratów, czy może załogantów Pegaza.

Choć zsunęli się, nie spadli! Tak sąsiadujący Verze ork, jak i Corin, złapałi ramiona Ashtona. Szczególnie na twarzy tego pierwszego dostrzec można było nadludzki wysiłek, gdy niemal sam miał utrzymać ciężar całej dziesiątki! Z pomocą zaraz przyszli im pozostali mężczyźni, którzy byli spięci tym samym łańcuchem. Ostatnie ogniwa złapały siatek, którymi spętane były towary.

- Uwaga! - Wrzasnął łysy, który wypadł z pokładu i dyndał na końcu łańcucha poza burtą. Jego ostrzeżenia jednak na nic się zdały, gdy Pegaz ostrzelany został salwą płonących pocisków. Pojedyncze, które uderzyły w ich pokład, szybko zgasły na mokrych deskach. Kilka strzał dosięgło też łysego, wbijając się głęboko w jego ciało. Mężczyzna zawył z bólu, nim zaczął kląć na czym świat stoi. Z kolejną falą, która nedszła z dołu, jego usta wypełniły się wodą i kazały mu się zamknąć.

Kiedy statek zaczął przechylać się na drugą stronę, łysego wciągnięto z powrotem. Zmieniający się kąt sprawił, że piraci znów zaczęli się zsuwać, tym razem w drugą stronę, prosto w grupę Very! Nikt nie był gotowy na to, by spotkać towarzyszy niedoli w wymuszonej bliskości!

- Musimy stąd uciekać! - Wrzasnął Jelonek, którego róg niemal wbił się Verze w oko. - Łapcie się siatek! Razem, idziemy do wyjścia!
Obrazek

[Złote Morze] Wody na południe od Everam

10
POST POSTACI
Vera Umberto
Łatwo było zapomnieć, jak niszczycielską siłę ma żywioł wody, gdy siedziało się w wygodnej kajucie, z dala od miotających statkiem fal. Teraz Verze stawały przed oczami wydarzenia z poprzedniego sztormu, który niemal pozbawił ją życia. Ją, Corina, Ashtona tak samo. Gdy pierwsza Siódma Siostra szła na dno. Rzadko bywała przerażona, ale teraz to uczucie było bliskie obezwładnienia jej. Czuła, jak jej zaciśnięte na ramieniu Ashtona ręce sztywnieją, choć nie była pewna, czy z bólu, czy ze strachu. Dobrze, że nikt na nią nie patrzył, bo przecież miała zapewnić im wszystkim motywację do działania, zamiast panikować, gdy morze chciwie zagarniało drugi koniec łańcucha. Płonące strzały w tym nie pomagały.
Potrafiła utrzymać się w pionie nawet przy najbardziej wzburzonym morzu, ale nie w sytuacji takiej, jak ta, gdy fale podmywały jej stopy, a w jej stronę sunęło kilkunastu mężczyzn, by zupełnie dosłownie ściąć ją z nóg. Krzyknęła coś i odsunęła głowę, cudem unikając wudłubania oka i podciągnęła się na siatce.
- Tak... Tak, musimy... Na wyższy pokład - zgodziła się, usiłując wstać choćby na tyle, by opierając się na kolanach i dłoniach i korzystając z pomocy osiatkowanego ładunku ruszyć w stronę schodów.
Absolutnie nie zamierzała wejść wyżej i zamykać śluzy, niech Pegaz tonie w cholerę, ale bardzo nie chciała utknąć na poziomie zalecanym przez fale. Nie było czasu na szukanie broni, na zastanawianie się, jak poradzą sobie ze strażnikami wyżej, ale modliła się do Ula, by faktycznie wszyscy byli na głównym pokładzie, próbując poradzić sobie z żywiołem i niespodziewanym atakiem. Z jakiegoś powodu miała wrażenie, że więźniowie byli teraz ich najmniejszym zmartwieniem.
Obrazek

[Złote Morze] Wody na południe od Everam

11
POST BARDA
Nikt nie czekał na polecenia Very - w sytuacji takiej, jak ta, liczyła się prędkość i działanie, nie autorytet wypracowany latami służby na statku. Wydawało się, że w tej sytuacji dowodzenie przejął Rogaty.

- Do wyjścia! Trzymajcie się lin! - Darł się, ciągnąć swój łańcuch w stronę, z której przyszli po raz pierwszy. Tamtędy prowadzdiła droga na wyższy poziom! Wszyscy załoganci powinni być zajęci walką z piratami, więc można było przewidywać, że droga będzie czysta. Piraci jeszcze nie odzyskają wolności, ale przynajmniej uratują skórę przed śmiercią w falach!

Pegazem znów zatrzęsło gwałtownie, a pokład się przechylił, jakby inny statek ponownie wbił się w jego kadłub. Jeśli była to Siódma Siostra, to Vera mogła być prawie pewna, że tym razem jej nie odratują. Czy utrata okrętu była warta obietnicy wolności? Dla jej załogi - najwyraźniej tak.

Spięte łańcuchem nogi więźniów nie ułatwiały poruszania się po śliskim pokładzie. Przynajmniej dziura w kadłubie oferowała im światło zachodzącego słońca, ktore pozwalało poruszać się między skrzyniami, szczęśliwie porządnie przymocowanymi do podłoża. Ślizgające się skrzynie byłyby dla nich zgubą! W pewnym momencie to Corin pośliznął się, a ograniczona mobilność nie pozwoliła mu utrzymać równowagi - upadł, przez łańcuch ciągnąć Verę i pozostałych za sobą, którzy padli jak kostki domina.

- Wstawać, do kurwy nędzy! - Warknął któryś z współwięźniów spętanych tym samym kawałkiem metalu. - Zabijecie nas!

Grupa Ashtona zdołała już wspiąć się ku drzwiom, podtrzymując się sieci. Pierwsi piraci już przedostali się na drugą stronę śluzy, na schody, ciągnąć za sobą ostatnie ogniwo - łysego, który broczył obficie krwią i wydawało się, że zdążył stracić przytomność, stając się tylko balastem. Statek znów zaczął się przechylać, a Vera poczuła, że zsuwa się ku dziurze. Cal za calem, z początku powoli, ale z coraz to większą prędkością, gdy zmieniał się kąt statku wobec tafli morza! Opór stawiali tylko ci, którzy trzymali się elementów statku!

- Łapcie! - Rozbrzmiał ten sam głos diabelstwa, a przy nich zadyndała lina! Piraci chętnie złapali ją i przy wspólnym wysiłku, podciągnęli się do drugiej grupy, która rozwinęła dla nich znaleziony sznur. - Na górę!

Ledwie łapiąc równowagę, więźniowie wspięli się na wyższy poziom. Dysząc ciężko, popadli na deski, choć przez chwilę chcąc złapać oddech po nieludzkim wysiłku. Na tym poziomie podłoga była sucha, a do tego byli sami, gdy walki toczyły się na górnym pokładzie. Choć statek wciąż kołysał się pod ich stopami, bez wody, chaosu i ryku fal, łatwiej było skupić się na utrzymaniu równowagi. Puste hamaki kołysały się wraz ze statkiem.

- Nie rozerwiemy łańcuchów! - Jelonek zwrócił uwagę mężczyźnie z grupy Very, który bardzo starał się rozszarpać żelastwo. - Są zaczarowane, stracisz tylko energię. Musimy dostać się na górę. - Okrągłymi oczyma spojrzał znów nad siebie. Jego nadnaturalne uszy z pewnością słyszały więcej. Odgłosy walki na taką skalę musiały go przerażać.

- To twoi ludzie, kapitan Umberto? - Zapytał Młody, gdy skończył już kaszleć. Nałykał się wody z którejś z fal. - Przypłynęli po ciebie?

- Mam taką, kurwa, nadzieję. - Warknął ork obok Very. Można było domyślać się, że cierpi, gdy jego ramiona ucierpiały, musiał przecież niemal sam utrzymać dziesiątkę ludzi zsuwających się ku swojej śmierci. - Nie traćmy czasu.

- Ty, asekuruj kolegę. - Rogaty wydał polecenie Ashtonowi, który przytrzymywał Ohara. - Kapitan Umberto, zwróć uwagę na tego rannego przy sobie. - Mówił, choć nie dodał nawet aluzji tego, że to jego śliskie stopy prawie pociągnęły ich ku śmierci.

- Dam sobie radę. - Burknął Corin w odpowiedzi.

- Ten ostatni... nie żyje, prawda? Nie mamy jak go odciąć. - Zdenerwował się Rogaty, nie podejmując dyskusji z Yettem. - Musimy taszczyć go za sobą. Dalej, piraci, na górę!

U szczytu kolejnych schodów, ustawionych w pionie z poprzednimi w typowy dla statków sposób, znajdował się pokład użytkowy. Wyszli tuż przed obszar, który normalnie zajmowałby kuk - cienka ścianka prowadziła do kuchni i jadalni dla załogi, która też służyła za kantynę. Od górnego pokładu dzeliło ich kolejne dziesięć, może piętnaście schodków! Odgłosy bitwy dochodziły do nich z pełną mocą.
Obrazek

[Złote Morze] Wody na południe od Everam

12
POST POSTACI
Vera Umberto
Cokolwiek obijało się o kadłub Pegaza, Vera miała wielką nadzieję, że nie była to Siódma Siostra. Nie będą stąd przecież wracać wpław! Nie po to zresztą dbała o ten statek jak o własne dziecko, żeby teraz zatopili go przy zatapianiu innego, to się mijało z celem. Każdy kolejny łoskot sprawiał, że włosy na karku Very stawały dęba, a jej ciało zamierało na kilka sekund. Nie chciała wyobrażać sobie, jaki obraz nędzy i rozpaczy ukaże się jej, gdy jakimś cudem uda się jej wyjść na główny pokład.
Ale teraz nie miała czasu się nad tym zastanawiać. Była już blisko schodów, gdy okręt ponownie przechylił się w tę niewłaściwą stronę i ich grupa zaczęła zsuwać się z w kierunku czekającej na nich topieli. Rozpaczliwie sięgała rękami, szukając czegoś, czego mogłaby się chwycić, zanim panika sparaliżuje ją całkowicie i... jest! Lina! Z jej pomocą i dzięki wsparciu drugiej dziesiątki udało im się wejść pokład wyżej, a koszmar utonięcia chwilowo został za ich plecami.

Leżała na plecach, oddychając ciężko. Mokre włosy przyklejały się jej do twarzy, ale nie miała nawet siły ich odgarnąć. Mimo to, znów poczuła odrobinę ulgi. Jeszcze nie zginęli.
- Nie wiem - wydyszała ciężko w odpowiedzi na pytanie młodzika. - Widzę tyle, co wy. Ale myślę, że tak. To muszą być oni, bo kto inny i po cholerę miałby atakować ten statek? Wiedziałam, że coś się wydarzy i miałam rację. To muszą być oni.
Obróciła głowę do Corina. Wciąż wydawał się zły, na nią, na siebie, na nie wiadomo co.
- Hej - zaczepiła go cicho. - Przeżyjemy to i wrócimy do domu. Jeszcze tylko chwila.

Kolejny pokład w górę, kolejny niewielki sukces. Za chwilę wejdą na główny, a wtedy dopiero rozpęta się chaos. Wtedy będą musieli się mocno postarać, by nie dać się zabić załodze Levanta. Gdzieś z tyłu głowy wciąż miała myśl, że on też tu był. Że zamiast zostawiać go na pastwę morza, mogłaby go też zabrać na Siostrę i tam, na oczach zainteresowanych, wymierzyć swoją zemstę. Ale to nie było takie proste, gdy nie miała pewności, że zabierze na Siostrę samą siebie. Będąc skutą z dziewiątką innych więźniów miała niewielkie możliwości kształtowania losu Hectora Levanta. Może atakowały ich jakieś potwory i jej nadzieje runą w gruzach, gdy tylko wyjdą na górę? Wolała się nad tym nie zastanawiać, tylko działać, minuta po minucie.
- Kuchnia - zauważyła. - W kuchni są noże. Tasaki. Chuj wie co jeszcze. Nie mamy co liczyć na luzem leżącą broń, ale to zawsze coś. Jesteśmy związani, ale to nie znaczy, że mam ochotę się wyjść na górę jako bezbronna ofiara.
Obrazek

[Złote Morze] Wody na południe od Everam

13
POST BARDA
Mężczyźni rozłożyli się na pokładzie, łapiąc oddech. Choć każdy z nich był zaprawionym w boju wilkiem morskim (nawet ten młody chłopaczek!), nieczęsto patrzyli śmierci w twarz tak, jak przed chwilą, gdy parę metrów dzieliło ich między krawędzią dziury w kadłubie a dnem morza. Szczęśliwie udało im się uratować w prawie całym składzie. Łysy broczył krwią zbyt mocno, by był dla niego ratunek.

- Miejmy nadzieję, że to pomoc. - Jęknął Ashton. - Ohar, trzymasz się?

- Taaa... - Mężczyzna nie brzmiał na przekonanego, ale każda odpowiedź z jego ust musiała zostać uznana za dobrą, bo świadczyła, że był przytomny i żył.

Corin kapitan nie odpowiedział. Nawet nie patrzył na Verę, nie podzielał ekscytacji współwięźniów. Wydawał się wręcz odrobinę nieobecny, jakby myślami był gdzie indziej. Zaciskał usta i marszczył brwi, tocząc w sobie bitwę, o której Vera nie mogła mieć pojęcia.

- Nie ma czasu, królewny! - Rogacz znów wczuł się w rolę lidera. Podciągnął się do siadu, gdy długość łańcucha nie pozwoliłaby jemu jedynemu wstać. - Pani kapitan słusznie zauważyła, idziemy do kuchni po tasaki! Świetna myśl, pani Umberto! - Uśmiechnął się do niej, ciągnąć do pionu kolegów. Wkrótce wszyscy zebrali się z pokładu i stanęli w rządku, bo inaczej nie mogli. Tylko łysy był niepasującym ogniwem, ale to wkrótce miało się zmienić. Choć brutalne i nieodpowiednie, odcięcie balastu było jedynym wyjściem.

- Szybko, szybko! Póki Pegaz jeszcze dryfuje! - Popędził ich któryś z mężczyz. Humory zaczynały im wracać. - Szybko pójdzie na dno!

Mesa była nad wyraz elegancka i wystawna. Stoły ustawione zostały w półkole, pozostawiając między ramionami puste miejsce. Vera mogła wyobrazić sobie, jak Levant staje na środku i przemawia do załogi, wtłacza im do głowy ładne słówka i wielkie mądrości, moralności, którą następne z zimną krwią pogwałci, nie uznając piratów za ludzi. Wizja, która stanęła Umberto przed oczyma, została szybko zastąpiona rzeczywistością, gdy nieprzymocowane krzesła przesuwały się po podłodze wraz z kołysaniem statku. Ciężkie stoły, na szczęście zebranych, zostały dobrze przymocowane do podłoża i nigdzie się nie wybierały nawet przy największych przechyleniach.

- Tam, kuchnia!

Przestrzeń była zbyt ograniczona, by poszli chmarą. Przewodził im ork, sąsiad Very. Przedzierając się między wywróconymi krzesłami, dotarli do podwójnych drzwi, które łatwo było otworzyć kopnięciem, co też wkrótce uczyniono.

- Stać! Stać! POMOCY! PIRACI! - Na miejscu pracy zastali kuka. Mężczyzna miał w zaciśniętych dłoniach ciężki tasak w sam raz do miażdżenia kości, a na pucatej, wciąż młodej twarzy wymalowane skrajne przerażenie. Gdy zaciągał się na statek tej klasy, nie sądził, że przyjdzie mu walczyć z użyciem kuchennych utensyliów!

- Ucisz go! - Polecił Jelonek, choć zagrożenie tym, że marynarze nagle rzucą się z pomocą kukowi, było znikome. Ork, Vera, Corin - tylko oni mieli dostatecznie dużo miejsca, by zrobić coś z krzykaczem, a następnie złapać za ostrza!
Obrazek

[Złote Morze] Wody na południe od Everam

14
POST POSTACI
Vera Umberto
Brak reakcji ze strony Corina martwił ją, ale nie miała czasu poświęcić temu zmartwieniu pełni swojej uwagi. Z jakiegoś powodu jednak miała wrażenie, że jeśli dotrą z powrotem na statek i oboje dojdą do siebie, czeka ich poważna rozmowa, która dla Very wcale nie będzie przyjemna. Nie miała pojęcia, co działo się właśnie w głowie Yetta i nie miała się tego dowiedzieć przynajmniej w ciągu najbliższych kilkudziesięciu minut, albo i nigdy, jeśli coś pójdzie nie tak, więc równie dobrze mogła ten niepokój - niechętnie, bo niechętnie - chwilowo zignorować.
Uniosła wzrok na rogatego mężczyznę, dopiero teraz skupiając na nim swoją uwagę na dłużej. Jego determinacja i energia była czymś, czego potrzebowali wszyscy. Choć nie miała pojęcia, jakim cudem powstał taki wybryk natury, jak on, to podobało się jej to, że nie czekał, tylko brał sprawy w swoje ręce. Przynajmniej jeden z nich wszystkich, dzięki czemu miała jakieś wsparcie. To zmotywowało ją do ponownego zawzięcia się w sobie i ruszenia w kierunku jedynej broni, jaka była w ich zasięgu, czyli kuchennych ostrzy. Do czego to doszło...!
Mesa przypomniała jej też dawne czasy, ale ciężko było patrzeć na nie z rozrzewnieniem w obecnych okolicznościach. Czasem tęskniła za pewną kulturą, jakiej od piratów nie miała prawa wymagać. Coś za coś - w zamian miała swobodę, jakiej nie oddałaby za nic. Kopnęła jakieś krzesło, które sunęło w jej stronę. Musiała wrócić na Siostrę. Musiała.
Obecność kuka sprawiła, że Vera zmieliła przekleństwo w zębach, ale szybko przeliczyła jego szanse i doszła do wniosku, że były mierne - nawet przeciwko zakutym piratom. Był zbyt spanikowany, by być kimś, kto potrafi się bronić. Nie powinien więc zrobić jej krzywdy swoim tasakiem, jeśli podejdzie do niego odpowiednio, prawda? Musiała zaryzykować, nie było już czasu na podchody.
- Pomóż mi! - jęknęła, wymijając orka i wyciągając ręce w kajdanach w stronę młodzieńca. - Zobacz co mi zrobili, to wszystko pomyłka, ci piraci jeszcze mnie ze sobą ciągną...
Słabej i pokrzywdzonej kobiety nie zaatakuje, prawda? Przynajmniej dopóki ta nie złapie się rozpaczliwie jego koszuli i nie pociągnie go gwałtownie za materiał w dół, by rękami dopchnąć jego głowę we własne, uniesione kolano. Miał stracić przytomność, lub przynajmniej złamać nos i przestać się drzeć o ratunek, by mogli w spokoju przeszukać kuchnię. W razie czego, jeśli będzie trzeba, to kolega ork poprawi, prawda?
Obrazek

[Złote Morze] Wody na południe od Everam

15
POST BARDA
Plan Very zaskoczył nie tylko cel, to znaczy kuka, ale też pozostałych piratów.

- Co do... - Jęknął ork, gdy jej słowa zupełnie wyprowadziły go z równowagi i musiało minąć kilka długich sekund, by zrozumiał, o co jej chodziło. W trakcie tego czasu Vera nie tylko zdołała złapać mężczyznę za koszulę i przyciągnąć do siebie, przez co mężczyzna wypuścił broń, ale też ładnie znokautować go własnym kolanem. Co prawda łańcuchy nieco ograniczały jej ruchy i nie uderzyła go z pełną mocą, ale kiedy kwiląc upadł na podłogę, ork dopełnił dzieła zniszczenia. Kilka celnych kopnięć wielką, silną orkową stopą było wystarczające, by powstrzymać kucharzynę przed wierzganiem. - Nieźle. - Skomentował zielony, gdy już poradził sobie z mężczyzną. Łapiąc za długi, prosty nóż, który leżał na kuchennym blacie, a który miał być drugim ostrzem kuka, podał go zaraz do tyłu, by dozbroić pozostałych.

W kuchennych szufladach znaleźli dość, by wyposażyć wszystkich, choć niektórym w udziale przypadły jedynie krótkie koziki, nadające się do obierania jabłek, ale z pewnością nie do walki. Orkowi przypadł tłuczek do mięsa, niczym miniaturowa wersja orkowego młota bojowego! Wydawało się jednak, że to lepsze niż nic. Vera została z długim na dwadzieścia centrymetrów nożykiem z rozdwajającym się na końcu ostrzem - ni chybi nóż do sera!

Wypróbowali noże na łysym - potrafiły ciąć ciało tak dobrze, jak i jedzenie. Tak uzbrojeni, mogli wyjść przez mesę, po schodach, na górny pokład.

To, co zastali, mogło przejść najśmielsze oczekiwania. Nad statkiem kłębiły się chmury, tworząc zupełnie nienaturanie wyglądający wir, jakby cała moc natury kłębiła się nad Pegazem i zbierała tuż nad jego pokładem. Wiatr szarpał żaglami, wiele z nich wcześniej już drąc, a w poprzek pokładu, tuż przy miejscu, skąd udało im się wyjść, leżał masz - bynajmniej nie Pegaza. W burtę statku wbity był inny okręt, tak skutecznie, że aż zakleszczył się, przez co najwyraźniej nie mógł podjąć kolejnego trudu staranowania większej jednostki - i była to Mżawka! Żadna z płonących strzał nie zdołała wzniecić pożaru na Pegazie.

Pokład nie był pusty - żołnierze walczyli z piratami, a trup słał się gęsto. Nie mieli dość czasu, by ocenić, która strona wygrywa.

- Do stu pierunów, Vera!

Czyż nie wspaniale było usłyszeć głos Osmara? Krasnolud wyciągnął szablę z ciała żołnierza przed sobą i zaraz skontrował kolejny atak.

- Całować na powitanie będziem się poźniej! - Dodał Rivera, nadbiegając od tyłu. - Szybko! Zabieramy was i uciekamy! ODWRÓT! ODWRÓÓÓT!

- Dobrze was widzieć! - Zawyły głosy więźniów. - Prowadź!

Czas był na wagę złota, bo choć piratów było wielu, to nie mogli w nieskończoność bić się z doskonale wyszkoloną załogą Pegaza, która też przewyższała ich liczebnie. Z każdą chwilą powiększały się straty, jak też prawdopodbieństwo, że statek pójdzie na dno.

- Uciekają! - Wrzasnął któryś ze strażników. - Więźniowie uciekają! - Biegł w stronę spętanych, zamachując się szablą tak, by uderzyć w najsłabsze ogniwo - młodego chłopaka, który bardzo starał się parować uderzenie nie tylko nożykiem w dłoniach, ale też metalem kajdan.

Na statku pozostawał też Levant. Vera mogła stracić możliwość zemsty, na którą czekała tyle lat. Ale czy jej zemsta warta była życia jej kamratów?
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Zachodnia baronia”