[Złote Morze] Wody na południe od Everam

16
POST POSTACI
Vera Umberto
Nie zdarzało się jej jeszcze walczyć o życie nożem do sera. Zważyła go w dłoni, zastanawiając się jak miała skutecznie użyć tej broni. Tego nikt jej nigdy nie uczył, to było mniejsze od sztyletu, czy to w ogóle miało szansę przebić się wystarczająco głęboko, by sięgnąć najważniejszych organów i pozbawić kogoś życia? Niemniej nie narzekała. Zawsze to jakieś ostrze. Jeśli wbije je komuś w oko, nie będzie miało znaczenia, czy wcześniej kroiło ser.

Widok, jaki ukazał się jej po wyjściu na główny pokład, sprawił, że znów potrzebowała krótkiej chwili, by w ogóle dotarło do niej to, co widzi. Nigdy też nie sądziła, że rubaszny głos Osmara będzie muzyką dla jej uszu. Przesunęła spojrzeniem po walczących, a potem uniosła je w niebo. To nie była naturalna burza! To nie był sztorm, w który Pegaz świadomie wpłynął i na który mógł się przygotować, bo z żadnej strony na horyzoncie nie było widać ciężkich, burzowych chmur - tylko bezpośrednio nad nimi. Jakby niebo postanowiło samo z siebie pokarać Levanta za bycie podłym hipokrytą. Wtedy jednak dotarło do niej: Ignhys! Wrócili na Harlen po Ignhysa! Po niego, po pozostałą część załogi i, najwyraźniej, również po Mżawkę, którą teraz poświęcili, by uratować swoich ludzi!
Vera nigdy nie sądziła, że będzie czuła taką wdzięczność, a w szczególności nie ostatnimi czasy, gdy jej ludziom zdarzyło się zbyt wiele potknięć w zbyt krótkim czasie. Teraz rekompensowali jej to wszystko z nawiązką. A szalony mag? Czy polubił ją, bo była dla niego towarzystwem, którego nikt inny nie chciał mu zapewnić, czy po prostu chciał wziąć udział w akcji, bo nie chciał tkwić w zbitej ze starych desek chacie w nieskończoność? A może Osmar zapłacił mu wystarczająco wiele? Czy ktoś potrafił wycenić magiczny sztorm, obudzenie niszczycielskiej siły żywiołu na żądanie? Na pewno nie Umberto, na pewno nie w obecnych okolicznościach. A Mżawka? Pogad, która dostała własny statek i część załogi pod swoje dowodzenie, teraz była skłonna tak po prostu poświęcić ją, by uratować ich czwórkę? Nie mogła odpędzić myśli, czy byłoby tak samo, gdyby nie udało się jej zapewnić Corinowi uzdrowiciela i gdyby nie było go już z nimi. Leobarius zasiał w jej głowie ziarno niepewności dotyczące wierności załogi, ale jak mogła wątpić w nią teraz? W takiej chwili? Było jej wszystko jedno, czy robili to dla niej, czy dla Yetta, czy dla nich obojga, grunt, że przypłynęli po nich i pokazali, jak wielką siłę ma Siódma Siostra, nawet bez dowódców na pokładzie.
- Mówiłam wam! - zawołała do współtowarzyszy niedoli i zaśmiała się szaleńczo. - Mówiłam, że to oni!
Odwrót? Rozejrzała się, szukając Siódmej Siostry. Dokąd mieli iść? Zeskakiwać na zakleszczoną o burtę Pegaza Mżawkę? Strażników wciąż było zbyt wielu, by mogli bez problemu zejść z okrętu. Łańcuch zmuszał ich do współpracy, jakiej nie mieli wyćwiczonej, ale raczej droga ucieczki powinna być jasna i wszystkich poprowadzić w jedną stronę.
- Młody, unik! - krzyknęła do chłopaka. Jak on chciał zablokować cios nożem, oszalał? Przy dobrych wiatrach przeciwnik utnie mu rękę! Vera złapała swoją finezyjną broń za rozwidloną końcówkę, tylko po to, by zamachnąć się i rzucić nią w kierunku atakującego. Nawet jeśli nie zrobi mu żadnej poważnej krzywdy, może go przynajmniej rozproszy.
Zaraz po tym, kierując się w tę samą stronę, w którą schodzili inni piraci, rozglądała się za sensowniejszą bronią. Walki trwały już trochę czasu, na pokładzie leżały ciała, w większości - jak nie wszystkie - uzbrojone. Zamierzała wyrwać miecz, lub cokolwiek większego od noża do sera z jakiejś zesztywniałej ręki i przebijać się do Siostry, gdziekolwiek ona w tym momencie była. Zemsta na Levancie musiała poczekać na inny czas. Umberto nie była tak niewdzięczna, by ryzykować życiem swoich ludzi jeszcze bardziej, niż to konieczne, dla wygrania swojej małej, prywatnej wojenki. Nie tym razem.
Obrazek

[Złote Morze] Wody na południe od Everam

17
POST BARDA
Choć spotkali swoich załogantów, Vera, Corin, Ashton i Ohar nie byli jeszcze bezpieczni. Do przekroczenia została niemal połowa szerokości pokładu, a następnie droga w dół, na statek, który miał ich stąd zabrać. Sztorm wydawał się nie znosić dobrze komplementów, choćby wypowiadanych w rozbieganych myślach Very - kapitan dostrzegała, że chmury zaczęły rozpływać się jak dym, rozpraszać, a wraz z nimi cichł wiatr. Przynajmniej istniała nadzieja, że pokład pod stopami przestanie kołysać się tak szaleńczo.

- ODWRÓT! - Darł się Rivera, podłapało go też kilku innych piratów i... marynarzy z Pegaza? Szczękanie broni, gdy uderzała w broń wroga, zaczęło ustępować nawoływaniom mężczyzn. - Odwrót! Odwrót?

- WALCZCIE, IDIOCI! - To głos Levanta przebił się przez szum gdzies od strony rufy. Vera miała ją odciętą przez maszt Mżawki i jej mokre, podarte żagle, ale wciąż istniała nadzieja, że uda jej się dotrzeć do arcywroga, nawet z dziewiątką piratów na łańcuchu. Był tak blisko, a jednocześńie tak daleko!

Nóż był w dłoniach Very iście zabójczą bronią, bo choć nie stworzony do kończenia żyć, to wciąż przydatny. Rzucony oręż trafił mężczyznę w twarz i choć tylko rozciął skórę, wybił go z równowagi. Młody zaparł się o kolegów i wybił przed siebie obie nogi, zwalając marynarza na pokład. Nim zdołał się podnieść, załatwiły go kopniaki pozostałych.

- Machaj tymi raciczkami! - Zadrwił któryś z Jelonka, który dołączył się do rzeźi. Nóż w jego dłoniach nie był groźniejszy, aniżeli ten, który wcześniej przypadł Verze. Rogaty nic nie zrobił sobie z kpin, nie było na to czasu.

- Do sterburty! - Polecił Osmar, wycofując się razem ze spętanymi. Jego niski głos wyraźnie rozbrzmiewał na pokładzie. Machnął ręką, by dać znać tym, którzy go nie słyszeli. Vera mogła dostrzec, że kubrak krasnoluda zbrukany jest krwią i nie będzie to pierwsza blizna, którą zyskał w imię Siódmej Siostry. Do grupy powoli dołączali kolejni: już nie tylko Rivera i paru mniej istotnych załogantów Siostry, ale też Marda, na widok której twarz Ashtona rozjaśniła się jak małe słoneczko, potężna Pogad z harpunem, którym zabijała na odległość, a także niski Garts z Białego Kruka i w końcu - Leobarius! Nie tylko Siostra przybyła na ratunek!

- Dobrze was widzieć. - Powiedział Gregor, zbyt cicho, by jego głos przebił się poza grupę. Był zdecydowanie zmęczony, w tym wieku nie powinien rzucać się do takiej bitki. Cudem było to, że jeszcze żył. - Kruk już czeka.

Nie znaczyło to, że marynarze odpuścili. Po pierwszym fałszywym rozkazie odwrotu otoczyli piratów półkolem, gdy ci przedzierali się do burty. W dłoniach Very znalazł się zakrzywiony, wyszczerbiony sejmitar, z pewnością należący do jakiegoś poległego pirata, ale mur pleców jej pobratymców miał uniemożliwić jej walkę. Jak raz musiała im zaufać.

- Nie pozwólcie im uciec! - Zawołał jakiś oficer, wchodząc na podwyższenie znaczące świetlik. Wystawił się - strzała utknęła w jego gardzieli.

Ktoś mógłby zauważyć, że Siostra kontrolowała sytuację po tej stronie zwalonego żagla. Ale czy to nie na drugą stronę chciała dostać się Vera?
Obrazek

[Złote Morze] Wody na południe od Everam

18
POST POSTACI
Vera Umberto
Pochwaliła dzień przed zachodem słońca. Burza się kończyła, więc i ich przewaga za chwilę stanie się tylko wspomnieniem. Choć może nie? Jeśli zdążą uciec wystarczająco szybko, Levant będzie musiał swoje ceremonie wieszania piratów zorganizować bez nich. Zauważając w zamieszaniu co chwilę to nowe znajome twarze, nabierała sił, których wchodząc po ostatnich stopniach nie miała już zbyt wiele. Udało się jej pomóc młodemu, udało się jej też znaleźć sejmitar. Nikt nie podejdzie do niej już na krok, bez narażania się na jej atak, nawet jeśli będzie on ograniczony przez krępujące ją kajdany - o ile w ogóle przebije się przez osłaniający ich mur piratów.
Obecność Leobariusa i Białego Kruka zaskoczyła ją najbardziej. Nie miał żadnego interesu w tym, żeby ich ratować. Nie byli jego załogantami, niczego nie był jej winien, a ryzykował dla uratowania ich tak samo, jak Siódma Siostra - dlaczego? Nie rozumiała. Mimo wszystko to była miła niespodzianka, dająca jej załodze większe szanse powodzenia. Corin miał rację twierdząc, że atak nie miał sensu i był zbyt ryzykowny dla ich ludzi, ale nie brał pod uwagę tego, że nie będą sami. Że nie przypłyną po nich w tym ograniczonym, niespełna trzydziestoosobowym składzie, jaki został w Karlgardzie, tylko w grupie ponad trzykrotnie większej.
- Nawzajem - odpowiedziała Gregorowi szczerze, nie mając siły na pełen wdzięczności uśmiech. - W całym życiu niczyj widok nie sprawił mi tyle radości.
Spychana i ciągnięta jednocześnie pod sterburtę, uniosła wzrok na Hectora Levanta, stojącego po drugiej stronie zawalonego masztu Mżawki. Gdyby tylko mogła, przebiegłaby cały pokład i rzuciła mu się z pazurami do gardła, już nawet nie kłopocząc się żadną bronią. Marzyła o tym, by zabrać go na Siódmą Siostrę i wymierzyć sprawiedliwość, na jaką sobie zapracował. Zapewne gdzieś tam, w kajucie kapitańskiej, przerażona Girella kuliła się w koi i modliła o ratunek. Vera bardzo chciałaby sprawić, by jej ukochany nie wrócił do niej już nigdy więcej, ale bynajmniej nie dlatego, że życzyła jej źle. Niech sobie wraca do Qerel i wychowuje dwójkę swoich gówniarzy w szczęściu i radości, podczas gdy Levant będzie wisiał, martwy, na wlocie do zatoki Harlen, jak wszyscy, którzy na to zasługiwali.
Ale nie mogła nic zrobić. Nie dlatego, że nie udałoby się jej przekonać do ataku dziewiątki piratów, którzy skuci byli wraz z nią, bo pewnie dałaby sobie z tym radę. Nie, po prostu w międzyczasie przestawiły się jej nieco priorytety. W momencie, w którym zobaczyła swoich załogantów, w którym spostrzegła Leobariusa, strzałę posłaną przez Irinę, czy uśmiech na twarzy Ashtona na widok Mardy, nie mogła kazać im czekać. Może zrobiła się zbyt miękka? Ohar i Corin zresztą musieli dotrzeć jak najszybciej do uzdrowiciela - o sobie nie myślała, choć wszechogarniający ją ból całego ciała był nie do zniesienia. Ona da sobie radę, to były tylko stłuczenia, chyba nawet jej niczego nie złamali. Zresztą dowodzenie przejął Osmar, albo może Gregor...? Ciężko stwierdzić, ale tak czy inaczej nie była to jej odpowiedzialność. Jej zadaniem było nie dać się zabić, stanowić wsparcie dla Corina, jeśli będzie go potrzebował i wrócić na statek, na którym ją rozkują i pozwolą wreszcie odpocząć. Hector Levant... będzie musiał poczekać. Kolejne siedem lat, jeśli będzie trzeba.
- Pierdol się, Levant! - zawołała na pożegnanie, przekrzykując zamieszanie i szczęk stali, a potem zerknęła przez ramię, szukając w miarę bezpiecznego zejścia na sąsiedni statek, takiego, z którego korzystania nie uniemożliwi łączący ich łańcuch.
Obrazek

[Złote Morze] Wody na południe od Everam

19
POST BARDA
Levant, nawet jeśli usłyszał krzyki Very, nie odpowiedział na nie, raczej zagrzewał do walki swoich ludzi, który tracili rezon z każdą chwilą. Uzbrojony mur piratów cofał się w stronę burty, gotowy zaszlachtować każdego, kto się zbliży. A czy wojsku nie było to na rękę? Mogli zacząć ratować własny okręt, który mimo braku wiatru, przechylał się w jedną stronę, tam, gdzie wbita była Mżawka. Nabierali wody.

Może dlatego ucieczka była taka łatwa. Choć do odwrotu przygotowano liny, ciężko było zsunąć się po nich z przymocowanymi do siebie piratami - ostatecznie cała dziewiętnastka skąpała się, ale obyło się bez ofiar. Siódma Siostra, Leobarius i, jak się okazało, również paru z Dłoni Sulona i Królowej Balbiny, odeskrotowali ich pod pokład.

- Mamy bezpieczne miejsce niedaleko. - Powiedział jej Leobarius. Na Białym Kruku mogła odechnąć. - Z Mistrzem Ighnysem będziemy tam w mgnieniu oka. Mamy u niego wielki dług wdzięczności, Vero.

Przez bulaj kapitan mogła obserwować Pegaza, który niknął w oddali zbyt szybko poruszającego się, bo magicznie wzmocnionego Kruka. Okręt był w opłakanym stanie, choć utrzymał się na wodzie. Duma Keronu, z mniejszym statkiem wbitym w burtę, z poszarpanymi żaglami, przechylona na jeden bok... wyglądała smutnie. Choć Vera nie zemściła się na Levancie, zdecydowanie zadała mu bolesny cios w dumę.

-> do nabrzeża nieopodal Everamu
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Zachodnia baronia”