POST POSTACI
Awaren
Gdzieś na skraju gwałtownie zatraconej świadomości, życie Awarena jakby przeszło mu pod zaciskanymi powiekami. Walka z zachowaniem przytomności była ewidentnie skazana na porażkę. I czy to przypadkiem nie oznaczało, że, nawet jeśli jego zaklęciu się poszczęści, nie będzie bynajmniej jednym z tych, którzy na tym skorzystają? Jakoś wątpił, żeby komukolwiek chciało się go wlec do wyjścia, choćby gnolle tymczasowo udało się oślepić. Co za ironia od losu.
Kuląc się maksymalnie w sobie, uczucie bólu, oślepiająca biel oraz dziwna ulga spowodowana opuszczającą jego ciało falą dzikiej energii były ostatnim, co zdołał zarejestrować.
Powolne powracanie do pełnej świadomości nie było tym, czego oczekiwał. Podobnie zresztą, jak i znacznie mniej dokuczliwa ilość dolegliwości oraz... Oh... Co za godne wychwalenia pod niebiosa uczucie chłodu oraz wilgoci na skórze! Chciał w pierwszym odruchu podnieść ręce i przycisnąć dłonie do miejsca będącego źródłem wytchnienia, jednak początkowa ociężałość w kończynach zdawała się nazbyt dominująca i w ogólnym rozrachunku niewarta świeczki. Tylko to męczące uczucie pragnienia-...
-
...hHh! - wydał z siebie ochryple w sprzeciwie na niedelikatną próbę zmuszenia go do otworzenia oczu. Było mu dobrze tak, jak było. Poważnie. Gdy bodźce ze świata dochodziły do niego tylko w połowie, a on sam wciąż tkwił w swoim niepoprawnym letargu pomiędzy snem a jawą... Wszystko było lepsze i nieco mniej przytłaczające. Niestety, podobnie, jak to miało zawsze miejsce każdego dnia pracy pod Ushbarem, jego wewnętrzny, wyuczony pracoholik kazał mu wstać nawet wtedy, kiedy ciało bardzo, bardzo, BARDZO tego nie chciało.
-
Będę rzygać... - jęknął, czując przeszywający ból głowy i musząc kilkakrotnie zmusić się do licznych prób mrugnięć, aby jego powieki wreszcie załapały, w czym tkwi ich obowiązek. Uhhh. Co za okropne uczucie. Nawet nadmiernie upojony winem podczas orkowych biesiad z tego czy innego powodu, nigdy chyba nie obudził się w równie parszywym stanie.
-
Nie... Nie będę... Ha... Haha. Nie mam czym... - zamamrotał słabo, powoli i ostrożnie usiłując zorientować się wreszcie w sytuacji, rozglądając dookoła.
O. Zola i... Zhog? Nazywał się Zhog, racja? Czemu siedzieli tak daleko i... Chwila. CHWILA MOMENT!
Nagle poruszony najnowszą rewelacją, wbrew obrzydliwemu, tępemu łupaniu w czaszce, obrócił głowę nieco szybciej, niż powinien, by wlepić szeroko otworzone oczy w nachylającego się nad nim twarz orka.
-
Ty...! Wy-...? - wydusił ledwie słyszalnie i zakaszlał, łapiąc się drżącą dłonią za gardło. Bolało. Bolało.
Bolało. Efekty uboczne zaklęcia wciąż były nadto odczuwalne. Nadto ewidentne. Nie można było go więc chyba winić za pazerność, jaką okazał, gdy tylko przytknięto mu do ust manierkę pełną cudotwórczej cieczy.
Awaren chciwie żłopał, aż nie opróżnił naczynia doszczętnie. Dopiero wtedy, łapiąc kilka próbnych oddechów oraz usiłując się rozeznać, czy nadal czuje ten sam, palący ból w drogach oddechowych, spojrzał na najbliższego ze swoich wybawców z większą dozą przytomności.
-
Co... Co robi tu cesarska staż...? - zapytał z początku z pewnym trudem. -
J-Jak znaleźliście to miejsce? Ah! - nagle czując napływ ogromnej fali ulgi, wyciągnął rękę i spróbował złapać pierwszą lepszą część przyodzienia orka przed sobą, zaciskając na niej palce. -
Szu... Szukaliście mnie...?
Nie ma mowy. Nie ma mowy... Racja? Chyba że chodziło o... O-o schwytanie go, jako zbiega?! Jako zdrajcy?! Tylko nie to! Nie zdradziłby! Nigdy nie odważyłby się zdradzić! Niezależnie od powodu, dla którego Karlgardzcy strażnicy się tutaj znaleźli, zadbali o to, aby nie zmarł z wycieńczenia. A to już co!
-
Oh... Burza? To... - zawahał się i puszczając orka, cofnął drżące ręce, układając je blisko siebie na klatce piersiowej. -
To bardzo... Niekorzystne... Huh. Co... Co z Zaćmieniem w takim razie?
Czy nadal trwało? Nie, gdyby tak było, prawdopodobnie dawno byłby martwi, racja? Jak długo był nieprzytomny? Nadal czuł się absolutnie nie do życia, więc nie potrafił do końca stwierdzić, czy jego stan jest efektem wciąż trwającego osłabienia, czy czegoś jeszcze innego. O rany. Gdyby nie zmęczenie oraz ogólne odwodnienie jako takie, zapłakiwałby się teraz mimo wszystko z radości.
-
Niewolnictwo jest nielegalne poza granicami Varulae... - rzucił w automatycznej odpowiedzi, za co niemal naszło go, aby odgryźć sobie język. Tylko dlatego, że jego usługi były ważne (a przynajmniej tak mu się wydawało??) dla jednego z wyżej postawionych dziatków cesarza, nie znaczy to od razu, że mógł pozwalać sobie na zbyt wiele. Oh, prawdopodobnie mógłby, gdyby nie był aż takim tchórzem i zdawał sobie z tego w ogóle sprawę. Tymczasem, zerkając nerwowo w stronę usadzonych pod ścianą Zoli oraz Zhoga, elf przełknął nerwowo ślinkę.
-
Miałem na myśli...! - spróbował raz jeszcze. -
T-Tamta dwójka! - spróbował w miarę możliwości wskazać palcem. -
Byli tu tak samo nielegalnie przetrzymywani, jak ja...! Prawdopodobnie porwani i wzięci w niewole wbrew prawu Urk-hun! Pomogli mi podjąć ucieczkę i dzielnie walczyli w bestiami! - kontynuował zaangażowany, zanim kolejny atak kaszlu spowodowany nadmiernym pośpiechem nie zaatakował.