Re: [Shura'gaard] Osamotniona góra

16
Jak dwie siostry trzymające się za ręce, Raszka oraz Callisto uciekły w popłochu przed obliczem rozgniewanego kręgu heretyków tchórzy. Lenie nawet nie dołączyły do pościgu, co najwyżej jedna z nich pokusiła się o rzucenie czaru, i to w plecy. Całe szczęście, że kaleka zutylizowała wrogą energię, która nadciągała wielkimi krokami. Strach pomyśleć o konsekwencjach, gdyby nie jej rychła reakcja. W końcu stanęły, ażeby odetchnąć. Żadna sprinterką nie była, także wzmożona aktywność fizyczna okradła je dostatecznie z sil. Oczywiście postój miał miejsce za sprawą Raszki. Zaczadzona autoprotekcją, Callisto biegłaby jeszcze daleko, mimo że to ponad jej siły. Cóż, w przypływie emocji można pokonać samego siebie. Zbyt otępiała, by cokolwiek teraz czuć, Callisto nie podziękowała za uratowanie skóry. Ogólnie nie można stwierdzić czy Raszka pomaga Callisto czy też jest odwrotnie. Być może tworzą zgrany duet, w którym wzajemnie otaczają się opieką. Stan dyskomfortu związany z głębokimi wdechami, potem i napływającą mazią do płuc sprawia, że kruczowłosa elfka ma gdzieś siostrzany stosunek do Raszki. Wręcz przeciwnie, ówczesne podejście zmienia się diametralnie, jak noc w dzień czy odwrotnie. Callisto staje się coraz mniej pobłażliwa, żąda wyjaśnień, tu i teraz.
- Czy ty sobie robisz ze mnie jakieś jaja? Mam po dziurki w nosie tych dziwaków. Banda popaprańców i nic ponad. Żaliła się, gdy ręka spoczywała na klatce piersiowej, aby regulować oddech po biegu. Dalej nieco stonowała, jakby dyskomfort powoli uciekał, a na jego miejsce wracała racjonalność.
- Ty, ja, wizja. Coś zrobiła? Kim jest ten... Bóg? Dlaczego wschodni gaj cierpi? Czy można to powstrzymać? Zadawała pytanie za pytaniem. Wizja dotknęła jej głęboko, toteż poczuła wewnętrzną potrzebę rozwiania zamętu. A może po prostu chęć do stawiania sobie wyzwań, nakazała zainteresować się problemem? Ważne, że ziarno zostało zasiane. Czarownica jest gotowa do działania.

Re: [Shura'gaard] Osamotniona góra

17
Stosunek Callisto do rudowłosej na skutek wiadomych zdarzeń spoważniał nagle do tego stopnia, że w swoim założeniu posiadał już nawet konieczność troszczenia się od siebie nawzajem. Choć Kerońska czarownica została zmuszona do dzielenia czasu z Raszką, to nie narzekała wcale na swój stan. A może nie narzekała, bo nie mogła? Zmęczenie spowodowane ucieczką odebrało jej na moment zdolność do swobodnego gadania. Dopiero parę oddechów oddało wiedźmie mowę. Stosunek Callisto do rudowłosej przeszedł znów niespodziewaną zmianę. Odrzucając na bok swą protektorską dolę oraz wdzięczność za uratowanie przed śmiercionośną chmurą - czarnowłosa nawrzeszczała na ostrouchą jak matrona na niegrzecznego bachora. Choć głosem nie zaimponowała - po biegu w jej zdania wkradało się ciche sapanie - to Raszka z pewnością dostała ostrą reprymendę. Ładunek żalu oraz zdenerwowania trzasnął w nią mocniej niż magiczna strzała, która zaledwie parę minut temu przeleciała tuż obok nich. Nieco załamana i przestraszona, ruda sterczała ze spuszczoną głową oraz wzrokiem wpatrzonym w ziemię. Nie wiedziała, co począć z rękoma - zaczęła więc pocierać spocone czoło. Poczuła się skarcona i nawet zareagowała tak, jak małe dziecko. Buchnęła płaczem w momencie, jak Callisto przestała się drzeć. Podczas szlochu zdołała jednak zacharczeć parokrotnie i dać z siebie coś na podobieństwo nieskładnego potoku słów.

- Ja chciałam tylko.... Ale przecież... No bo Sulon... Dał prezent... Nie miało się tak staaaaać...

Wtem niebo przesłoniła zmieszana gęstwa chmur, a każda z nich miała złowieszczo granatową barwę. Wichura zerwała się bez ostrzeżenia i zamiast przepędzić burzę w inną stronę - wzmogła jeno paskudną aurę wiszącą w powietrzu. Powietrze pachniało rozkładem. Nastała chłodna duszność. Z drzewa obok zleciała na trawę cała garść owoców. Trawa zaczęła stawać się szara i martwa. Gdzieś daleko odezwało się buczenie rannego zwierza. Wiedźma miała wrażenie, że znalazła się właśnie w centrum czegoś niedobrego, że ponurość z całego Urk-Hun pełznie w tę stronę, chcąc zrobić komuś coś paskudnego.

Re: [Shura'gaard] Osamotniona góra

18
O trwogo, znowu nic. Nici z zasięgnięcia języka w sprawie przeszłych wydarzeń. Raszka taka nieogarnięta dziewka, że bełkocze jak zrozpaczony bachor. O losie- pomyślała elfia wiedźma. Mimo że czuła wewnętrzną koniunkcję z rudowłosą kaleką, to ponad to czuła ogromną złość- Raszka genialnie wyprowadza Callisto z równowagi. Może nie tyle Raszka, co po prostu brak konkretów. A w połączeniu z niecierpliwym usposobieniem, otrzymujemy taki a nie inny wydźwięk.
Nic ponad strzępek informacji, nic! Sulon, prezent i wsio. Wielki stworzyciel rasy elfów, pan wiatrów, przyrody i rzekomo mądrości. No pewnie, taki mądry, że karze swój własny twór- prześmiewczo pomyślała, aż głupi uśmieszek zagościł na twarzy. Callisto w ogóle nie utożsamiała się z ów bóstwem. Może to podejście wysokich elfów, a może zwyczajna głupota kruczowłosej. Tak samo jak nie utożsamia się z leśnymi oraz wschodnimi elfami. Pierwsze to dzikusy, które oparły się wiedzy i cywilizacji. Drugie zaś splamiły się ludzkością, jakby zaabsorbowały ich cząstkę. Tym samym stając się nieczystą krzyżówką. Nagle zewsząd przyszedł smutek, jakby całe życie z okolicy umarło. Coś nadchodzi i z pewnością nie jest przyjaźnie nastawione. Wiatr się zrywa, szargając długie włosy koloru czerni. Drzewa spuszczają swoje owoce. Trawa usycha, gdy jęczą zwierzęta. Strach ma wielkie oczy, ale trzeba z nim tańczyć. Na tyle, na ile pozwala muzyka.
- Pobójmy się razem- wycedziła przez zaciśnięte zęby, dalej wbijając kostur w martwą glebę- Ascendio de Relasio!- głośno płynie z ust wiedźmy. Chwilę po wypowiedzianym zaklęciu, dookoła Callisto i znajdującej się tuż obok Raszki, rozlewa się czarna jak smoła plama. To mistyczna aura mroku, która nie jeden raz uratowała kobiecie życie. Pomimo obaw, staje do boju. Nie ma pojęcia kto lub co nadchodzi, ale przerośnięta duma zabrania chować głowę w piasek.

Re: [Shura'gaard] Osamotniona góra

19
Ponoć każde rozumne stworzenie na Herbii bogowie obdarowują talentem. Kto wie? Może Raszka dostała w prezencie od Sulona zdolność do denerwowania Callisto. Ruda umiała naprawdę dobrze hulać ze swoim darem. Nastawienie czarnowłosej zmieniało się z większą częstością niż pogoda w Keronie. Wczesna troska przeszła obecnie w poważne wkurwienie. Czarownica poczuła się dobrze, mogąc rozładować swe ogromne wzburzenie. Dla kogoś takiego jak ona rzucanie czarów zawsze wiązało się z mentalną oraz cielesną rozkoszą. Do pewnego stopnia - bo potem często pojawiało się zniechęcenie zmieszane z bólem. Ale na razie nastał błogostan. Callisto dostrzegła w sobie łagodne zimno - spowodowane prawie na pewno uchodzącą na zewnątrz maną. Raszka nie przestawała jednak wrzeszczeć. Dreszcz i mrowienie w nadgarstkach dało Kerońskiej wiedźmie znać, że oto nadeszła pora na oswobodzenie nagromadzonego w sobie ducha. Dalsze koncentrowanie ferworu mogło spowodować coś niedobrego - konsekwencje przesadzenia z mocą zawsze są nieciekawe. Ale pannie Morganister udało się dobrać odpowiednią formę czaru.

Ruch kosturem. Stosowne słowa. Na rozkaz pod stopami Callisto zaczęła rozrastać się czarna plama. Aura mroku. Powietrze stało się nawet jeszcze bardziej duszne i śmierdzące. Raszka wreszcie przestała się drzeć. Wciąż pozostawała smutna - bezsprzecznie. Jednakowoż to, czego właśnie doświadczała, znacznie przerosło ochotę rozpaczania. Rudowłosa, będąc pod działaniem czaru, postradała wzrok i oddała się strachowi. Czarnowłosa nieźle namieszała jej w głowie. Celowo lub przez nieuwagę zastosowała swe zaklęcie stercząc tuż obok ostrouchej. Otoczona cienistą mocą Raszka padła na ziemię. Szczęściem - zaczęła się turlać i wnet przedostała się poza obszar czaru. Leżała na martwej trawie z rękoma we włosach. Znów zbierało jej się na szloch.

- Pomóż mi... - zasapała z trudem. - Co się ze mną... Co jest... Dlaczego...

Natura przestała wariować w momencie, w którym Raszka przestała płakać. Teraz pogoda na powrót stała się normalna.

Re: [Shura'gaard] Osamotniona góra

20
Kostur natychmiastowo odbiegł od powierzchni ziemi, a to jak za sprawą czarodziejskiego dotknięcia sprawiło, że w konsekwencji aura mroku przepadła. Początkowo czarny dym wiruje dookoła dolnego trzonu diabelskiego kostura, następnie wtłaczając się do wnętrza. Tuż po nim, czarniejsza niż noc, smoła zostaje wessana przez wyżej wspomniany trzon. W konsekwencji plama mroku, z każdą chwilą, zmniejszała swą powierzchnię, aż stała się niewidoczna, albowiem całkowicie wsiąknęła do kija podróżnego. Dziwne to były czary, przesiąknięte chciwością, nikczemnością i złowrogą energią. Wiedźma z bagiennej chatki włada mocami, które przez wielu są potępione. Włada, najoględniej mówiąc, czarą magia. A i za sprawą tejże czarnej magii, sprawiła, że Raszka wpada w nie lada koszmar. Trans, w jaki ją wprowadzono, budzi do życia najmroczniejsze wizje, ujawnia największe słabości. Zrządzeniem losu, nieprzemyślany akt, który miał na celu chronić ludzką formę kruczowłosej elfki, dostarcza ważnych informacji. Zważając na fakt, jakoby opuszczenie kręgu i dalsze przeturlanie, wpłynęło na zaprzestanie anomalii pogodowej. Elfka uniosła wysoko głowę, królewskim ruchem ogarniając okolicę. Wzrok prześwietlił najbliższe otoczenie, z którego wartko ucieka chaos. Chmury, wichry, wycie zwierząt, to wszystko znika, jak tylko rudowłosa porzuci szlochanie.

Nie jestem tutaj bezpieczna- pomyślała Callisto, kiedy za jej plecami niebo poczęło płonąć łuną pożarów, wszak zachmurzenie przepadło nienaturalnie. Kolejna dawka słońca i elfka z szlachetnej wysokiej damy stanie się opalonym bękartem, jak te z Archipelagu. Raszka stanowiła, stanowi i będzie stanowić zagrożenie, splamiła się nieznaną Callisto klątwą, a teraz oczekuje pomocy. I pewnie pomoc dostanie , o ile w końcu przedstawi KONKRETY! Rozrzedzona krew napłynęła do mózgu, a szybkie wdechy nosem oznaczają kres cierpliwości.

I zadrżała Herbia, gdy odezwał się stwórca w te słowa:
Na własne podobieństwo wykułem swych pierworodnych,
Otrzymaliście władzę nad wszystkim, co istnieje.
Z waszej woli się wszystko dzieje.
Mimo to nic nie robicie,
Królestwo, które wam dałem
Bezkształtne jest i ciągle się zmienia.

- Tren 5 " Hyurin"


Ten tekst głęboko zapadł w pamięci wiedźmy. Kilkakrotnie czytała księgę z trenami podczas pobytu w głuszy. Jakże prawdziwy się teraz zdaje, jakże realny. - Moje życie nie będzie bezkształtne, nie - rzecze gorzko pod nosem, jakoby sama do siebie. Jeśli Raszka z własnej woli nie chce lub nie może udzielić mi informacji, to jestem zmuszona je z niej wyciągnąć- dumała, powoli zwracając trzon kostura w kierunku ognistowłosej apostatki. Diabelskie wykończenie różdżki znajduje się w odległości dwóch- czterech stóp od jej głowy Mina czernieje od żalu, zaś w oczach szkli się tafla cieczy. - Tarantallegra Tortura!- wypowiedziała zaklęcie. W pierwszej chwili nic się nie dzieje, dopiero po jakimś czasie kostur poczyna drżeć w dłoniach, ostatecznie emanując popielatymi oparami. Te zaś lgną do głowy raszki, jak stado wilków do powalonej ofiary. Dym zatacza pętle wokół szyi, następnie penetrując uszy, nozdrza i usta. Czar opętania, cóż za bystrość ze strony elfki. Chcę przejąć władzę nad wolą Raszki, aby nieświadomie wyjawiła jej wszelkie sekrety. Jeśli wszystko przebiegło pomyślnie, rozpoczyna od gradobicia pytań. Z wystawionym kosturem naprzeciwko raszki, za pomocą którego jakoby trzymała ją na smyczy, przedstawia żądanie
- Kto Cię oszukał? - zapytała chłodno, nie dając szansy odpowiedzieć- Gdzie mam się udać i co należy zrobić, by go powstrzymać? - złowrogi ton tylko dodawał dramatyzmu do i tak już tragicznej sytuacji. - Opowiedz wszystko, Raszko! Mów!


Tarantallegra Tortura

Obrazek

Re: [Shura'gaard] Osamotniona góra

21
Parająca się mroczną dziedziną czaroznawstwa wiedźma oderwała kostur od trawiastego gruntu. Zdała sobie sprawę ze swego niedopatrzenia i chciała darować rudowłosej dalszego mentalnego koszmaru. Dla postronnego obserwatora takie działanie mogło uchodzić za gest pełen dobroci oraz zatroszczenia. Chociaż odruch ten można uznać za przejaw ogromnego serca abo zmartwienia zdrowiem ostrouchej - to w Callisto nie siedziała obecnie nawet mała cząsteczka szczerego dobra. Niech żaden obserwator nie da się więc zwieść pozorom! Kerońską czarownicę animowała bowiem samolubna chęć zebrania wiadomości o Raszce, dodatkowo wzmocniona zdenerwowaniem. Nie przemawiała przez nią dobroczynność. A ponieważ ponurą passę trudno jest przerwać aktem ponuractwa - Callisto w całości oddała się torturowaniu rudowłosego stworzenia.

Jeden czar ledwo co zdołał schować się na powrót do rzeźbionego kostura, a wtem uszło z niego następne przekleństwo. Raszka dopiero co przestała wrzeszczeć - nękana mroczną aurą - a teraz znów zamiarowała szlochać i charczeć. Panna Morganister dobrze rozeznała się w kazusie. Doskonale widziała zależność zachowania ostrouchej do zmian w pogodzie. Wiedziała jak natura zareagowała na samopoczucie rudzielca przed momentem, a mimo to nie zawahała się zadrzeć z nią raz jeszcze. Buta czarnowłosej urosła aż do tego rozmiaru, że nie miała granic. Odwrotnie przedstawiała się sprawa z samokontrolą - wiedźma postradała gdzieś swą zimną krew.

Tren V z Wezwania do Pierwszego Boga zdeterminował Callisto do rzucenia tego mrocznego czaru. Co za absurd - słowa kreatora i demiurga wszechstworzenia namawiają czarownicę do torturowania jednego z jego potomków. Bo przecież - jako rzecze tren - Hyurin pierworodnego obdarował prawie boską postacią. Podobieństwo to zamazało się już dawno, ale resztka boskości wciąż w jego dzieciach pozostała - przekazana rasom przez Patronów.

Dziecię Sulona nie zdołało podnieść się z zawalonej martwą zielonością ziemi. Raszka - wsparta na ramionach - spozierała na swego kata wzrokiem bez czucia. Chmura czarowanego smogu weszła w rozedrgane płaczem nozdrza przeklętego dziecka. Niewiele mogła przeciw temu zdziałać, choć przez parę sekund stawiała się atakom opętania. Jednakowoż, zmęczenie spowodowane kontaktem z aurą mroku nie pozwalało rudzielcowi na skoncentrowanie się oraz na uodpornienie ducha. Chcąc lub nie chcąc - Raszka zaczęła mówić.

- To on... Sulon... na bagnach... tam go spotkałam... zakochana... czułam się cudownie...

Ostroucha zakaszlała krwią. Krew ciekła również z jej nosa.

- Dla mnie... chciał dać mi prezent... on mnie też... kochał... na pewno...

Ostroucha zaczęła się cała trząść.

- A potem... cała masa... trupów... one na mnie... z pazurami... ale uciekłam...

Ostrouchą wstrząsnęła torsja. Po jej brodzie ściekła strużka przetrawionego jedzenia zmieszanego z juchą.

- Muszę wracać... na Serathi... do Sulona... proszę... on na pewno... będzie na mnie... czekać.

Ostroucha postradała świadomość i poleciała na zbrązowiałą trawę.

Re: [Shura'gaard] Osamotniona góra

22
Szarość wbiega w czerń, a Raszka wciąż nie mówi nic. Fundamenty zburzone, szyby popękane. Pomimo wielu doświadczeń, Callisto spada w dół. Widzi wyraźnie, pełne żalu twarze, zaś w oczach ból i gniew zdarzeń. Nie było i nie ma niczego, zawiodła. Nie potrafiąc wydobyć nawet najprostszych informacji, potwierdziła, iż goryczą świata nie zdobędzie.
Znowu ten sam bełkot: Sulon, bagna, miłość. Obecnie wzbogacony o element żywych trupów.
Coś się święci na wschodzie. Wielka niepewność spowiła tajemnicą bagna Serathi. Żyjący tam mrok czai się w ukryciu, jakoby był za słaby by uderzyć. Jakoby bał się ujawnić przed światem. A jeśli za niewiedzą kryje się coś wartego uwagi. Może by tak zagrać w narzuconym spektaklu, tylko po to by finalnie ugrać, co się należy? Rozmaite pomysły przeszły przez głowę Callisto. Pewnie dumałaby o wiele dłużej, gdyby nie odrażające zachowanie kaleki. Pal licho żałosne miotanie się po ziemi, olać nonsensowny bełkot, ale wydalanie resztek to po prostu przesada.
Ogromna pogarda zagościła na twarzy wiedźmy z głuszy, tak wielka, że nigdy wcześniej nie potraktowała nikogo w tenże sposób. To o czym myślała, w jakich kolorach widziała Raszkę jest nie do opisania. Dlatego ochoczo oddala ją od siebie, a to za sprawą podeszwy buta, którym odpycha bezwładne cielsko. Stopa spoczęła na ramieniu Raszki, dalej odkopując ją, jak najgorszego śmiecia.
Teraz rudowłosa leżała na plecach, tak żeby móc patrzeć w oczy elfki. Chociaż jej stan uniemożliwiał nawet normalne postrzeganie, przynajmniej według Callisto. To też pochylona lekko, patrzy i patrzy na Raszkę, ostatecznie plując jadem.
- Najchętniej poderżnęłabym ci gardło, ale zwyczajnie nie chce mi się do ciebie nachylać, pokrako. Wnet dolny trzon kostura trzaska w skroń kobiety. Uderzenie jest stosunkowo mocne, lecz nie na tyle, aby rozczłonować czaszkę lub doprowadzić do otwartej rany. - Żal mi Cię, po prostu żal- wycharana, jak przez rasową prostaczkę, mela spada na twarz raszki. Żółtawy glucior spływa od oczodołu aż do ucha. Zadowolona z siebie, wręcz upojona upokorzeniem, zabiera podręczne manele i udaje się w nieznane. Kroczy na wschód, do prowincji elfów, gdzie niegdyś tętniło życie. Ów czas cel jest inny, infiltracja bagien i rozwiązanie nierozwiązanego.
Do Bagien Serathi!
Obrazek

Re: [Shura'gaard] Osamotniona góra

23
Czarnowłosa wiedźma próbowała przemocą zmusić Raszkę do mówienia. Rudowłosa zaczęła się spowiadać, ale Callisto nie spodobało się to, że spowiadała się nieskładnie, nieszczegółowo, niekonkretnie, wcale nie tak, jak chciała tego panna Morganister. Kerońska czarownica nie miała - widać - doświadczenia w torturach. Żadna katowana osoba nie składa przecież zdań jak ze studenckiego elementarza. Żadna katowana osoba nie bierze pod uwagę poprawności swoich zeznań. Często boleść - spowodowana metodą torturowania - przeważa nad możnością kontrolowania oddechu. Powiadam, że trudno jest mówić cokolwiek podczas bezdechu. Raszka została dodatkowo ukarana za to, że się nie przełamała, że nie odróżniała się od pewnego odsetku torturowanego na przestrzeni er motłochu. Dostała kosturem po czaszce. Dostała mocno i pechowo - w skroń.

Callisto nie uderzała z zamiarem zamordowania rudego stworzenia. Ale zamordowała. Nieszczęście. Może zdenerwowała się za bardzo i nie kierowała sobą w momencie zadania ciosu, a może celowo dała w ten cios dużo zdeterminowania - ale nie chciała zawierzać, że z tak niskich pobudek jak złość oraz nerwowość posłała do Usala osobę, którą parę godzin temu uratowała przed śmiercią. Wiedźma zachowała się dziwnie. Absurd. Teraz musi stawić czoła konsekwencjom. A one nadchodzą bezzwłocznie. Lecą po niebie - zawieszone pod chmurą. A chmur znów jest na nim mnóstwo. Ciemne. Burzowe. Niebezpieczne. Zwołane nad Shura'gaard przez martwą już postać pomarańczowowłosego ostroucha. Oprócz chmur jest tam coś jeszcze. To następstwa działań Callisto. Kraczące i czarne stado kruków.

Cała masa posłańców Morowego Boga zleciała z pędem na ziemię. Rozwrzeszczana chmara zaczęła pożerać Raszkę. Burza pierza szalała nad ciałem. Skóra w skrawkach. Ruda we krwi. Niebo w chmurach. Panna Morganister w niebezpieczeństwie. Banda ostrodziobego ptactwa skonsumowała ostrouchą w parę sekund. Nienażarte bestie! Szamocząca się horda ścierwożerców przesłaniała wiedźmie obraz rozerwanego ciała. Callisto nie widziała zmasakrowanego wora kości oraz resztek po trzewiach - a takim worem właśnie Raszka stała się obecnie. I czarnowłosa też miała zostać w ten sposób potraktowana. Czereda kruków postradała wnet zainteresowanie pozostałością po rudzielcu. Wzrok dziesiątek par ptasich oczu badał teraz Kerońską czarownicę. Pierwsze pierzaste stworzenie oderwało się truchła i z krakaniem zaszarżowało na Callisto. Za nim poszła pozostała hurma. Panna Morganister musiała się jakoś od dziobów oraz pazurów oswobodzić.

*

krew ściekała
jak żywica
przywołując
brudne muchy
krucze pióra
jak dziewica
czerwieniły się
od juchy

ptaki żarły
bez pamięci
krusząc kości
szarpiąc trzewia
zapach śmierci je tak znęcił
nic im więcej nie potrzeba

*

Re: [Shura'gaard] Osamotniona góra

24
Myślała, że wschód stoi przed nią otworem, że trakty będą przyjemne i łagodne. Odchodząca "wieczna zmarzlina" nie będzie więcej utrudniać translokacji. Oczywiście myliła się.
Jak kula u nogi, Raszka nawet po śmierci sprowadza na wysoką elfkę nieszczęścia. Za życia było to wyklęcie przez stosunkowo tolerancyjnych heretyków, tak ich przynajmniej określa Zakon Sakira.
Po życiu mowa o kolejnym nadnaturalnym incydencie, tym razem w postaci cmentarnego ptactwa.

Stawiała kroki na wschód, powoli schodząc ze wzgórza. Jednakowoż kątem oka szło dostrzec, jak czarny pęk piór spływa z przestworzy. Niecodzienne to zjawisko, toteż naturalna wola zaspokojenia ciekawości nakazała odwrócić się i przypatrzeć, wtedy jeszcze nie wiedziała czemu dokładnie. W niewiedzy nie trwała długo, bowiem czarne szpony ochoczo popuściły języka. Swymi gestami, wartkimi ruchami, wyjawiają dosłownie wszystko. Lśniące, niczym wypolerowane puklerze zbrojnych, krucze dzioby, to raz to dwa znikają pod powierzchnią trącącego trupem ciała. Część skrywa się w rudych kołtunach, wyrywając przy tym nie tylko mięso, lecz także pęki włosów. Strach, którego szczególnie nie znała, przeszył trzewia. Czarownica poczuła, jak natura szydzi z jej lęków.
Percepcja nad wyraz dokładnie zapisuje w pamięci obraz infiltrowanego trupa. Infiltrację szponem i dziobem prowadzoną. I nagle, ni stąd ni zowąd, jak jeden tandem, wszystkie czarne główki przekręcają się w kierunku ostatniej żywej istoty w okolicy. To nienaturalne wbijanie kruczych ślepi jeszcze mocniej potęguje strach, na tyle, że kończyny sztywnieją, a ucieczka przestaje wchodzić w grę.
Pojedynczy element ptasiej sfory zatrzepotał skrzydłami, kolejno wirując w przestworzach. Po błyskawicznym uniesieniu, niczym spuszczona z cięciwy strzała, przecina powietrze, lecąc wprost na próżną elfkę. Jeśli bogowie pociągają za sznurki, to muszą mieć niezły ubaw, pomyślała kolejno szykując kontratak. Nigdy wcześniej nie była zmuszona do stosowania magi raz po raz. Kiedyś o tym marzyła, lecz teraz wolałaby wrócić właśnie do czasów marzeń. Chcemy tego, czego nie mamy, a gdy dostaniemy, to już nie chcemy- proste.
Tak czy owak, dłoń wysunęła się na wysokość piersi, kostur zaś wbity w ziemię, pomagał utrzymać równowagę. Ptak był coraz bliżej, niemalże wbił się w czarownicę. I nadeszła chwila, w której odległość była mikroskopowych rozmiarów, wnet z ust wycedzono jedno słówko, a było to donośne
- Repulso!
Na skutek tego, nadciągający agresor spotyka się z falą mistycznej energii, która odrzuca wrogów. Jeśli więc wszystko poszło zgodnie planem, oszołomiony ptak odbija się od telekinetycznego wybuchu, jednocześnie zmieniając trajektorię lotu na przeciwną i lądując, gdzieś daleko. Jako kupa bezużytecznych piór.
Żeby tego było mało, za pojedynczym przedstawicielem rusza kolejny oddział, gorzej, bo cała chmura. Złożone w solidny stożek, suną i suną z niewyobrażalną prędkością. Kobieta nie ma wyjścia, pozostaje co najwyżej słowo, jakie staje się ucieleśnieniem przejścia jednowymiarowej frazy do trójwymiarowego świata cząstek.
- Repulso!- mocniejsze i głośniejsze, niemalże wykrzyczane. Sprawia ono, że powstały podmuch jest o wiele okazalszy od poprzednika. Byleby dostatecznie okazały, ażeby udaremnić atak.


Tobie, moje drogie dziecko, daje dar ten:
W twym sercu płonąć będzie,
Nieugaszony płomień,
Wszystko pochłaniający, nienasycony.


~ Czarnoksiężnik do Callisto podczas torturowania zwierząt na jednej z lekcji

Re: [Shura'gaard] Osamotniona góra

25
Kroczek za kroczkiem — Callisto maszerowała na wschód. Przekraczała piaskowe ziemie bez narzekania oraz bez żadnego konkretnego powodu. Coś kazało wiedźmie przedzierać się przez spalone słońcem połacie terenu i zmierzać w stronę moczar za Wschodnią Ścianą. Czarnowłosa dawno temu zostawiła za sobą stertę czarnego pierza — pozostałość po bestiach z kruczego rodu. Poruszane wiatrem powietrze nie zdołało rozwiać wspomnień strasznego krakania oraz pobrzmiewania dziesiątek ptasich trucheł. Strumienie potu nie zdołały zetrzeć z oczu obrazu krwawo-czarnego wzniesienia, nie mówiąc już o malaturze rozerwanego, rudowłosego ostroucha. Śmierć otaczała Callisto zewsząd. Siedziała wewnątrz i na zewnątrz. Kostucha szła tuż za nią i zabierała dusze każdego stworzenia, które miało śmiałość poczuć z Kerońską wiedźmą amikoszonerię. A panna Morganister, choć nie dostrzegała wiszącego nad sobą omenu, to z pewnością zauważała jak świat dokoła odchodzi w ręce Usala. Wiszące na niebie Urk-Hun słońce żerowało na zmęczeniu całego tworu będącego w zasięgu jego morderczego gorąca. Callisto, nie zważając na duchotę oraz parność, bez ustanku szła na przed siebie.

W ten sposób wiedźma zawędrowała aż na ziemie czerwoną ziemią okraszone. Z dnia na dzień znalazła się na terenach Wschodniej Baronii — z dala od miast, z dala od traktów, w centrum piaskowego koszmaru. Walcząc z udarem oraz odwodnieniem, stawiając czoła skolopendromorfom, skorpionom oraz potworom różnego dziedzictwa, czarnowłosa odnalazła oazę.

Opuszczoną osadę w sercu pustynnego obszaru.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Zachodnia baronia”