Re: [Zamek kasztelana] Uczta

46
- Hmm... Chyba będę go musiał odwiedzić...- odparł Agamand - Nie wiesz wielebny gdzie go znajdę?

Przez myśli Agamanda przemknęło podejrzenie, że Erdac mógł być ową tajemniczą osobą, która wpuściła zbójców do zamku. Przez praktycznie całą tą część uczty, w której uczestniczył zachowywał się bardzo dziwnie... I jeszcze ta dziwna wymówka... Będę musiał z nim o tym porozmawiać pomyślał Agamand.

Re: [Zamek kasztelana] Uczta

47
- Najpewniej na dziedzińcu. Podobno już od rana się tam krząta i dogląda zamkowych spraw, wszystkich po kątach rozstawia... i czeladź, i rycerzy... Jedną mam tylko prośbę, nim pójdziecie. Pomódlcie się tu z nami przez chwilę, panie. Tylko chwilę. Poproście o pomyślność waszej wyprawy.

Kapłan zaszeleścił miękko zwojami swojej szarej szaty i dostojnym gestem sięgnął po kadzielnicę na gryfich nóżkach. Uniósł ją, a ciężkie kłęby pachnącego dymu opadły na twarz Agamanda. W mieszaninie odurzających woni Prawdomówny wyczuł nutę lawendy, zwanej w tych stronach "kwiatem umarłych", kłujący dym z jałowca i głębokie, żywiczne nuty, które przywiodły mu na myśl Północ i jej iglaste lasy, które już niedługo przyjdzie mu przemierzać. Lamenty szaro odzianych płaczek wzmogły się, przez krótką chwilkę brzmiąc jak zawodzenie wichury wśród lodowych pustkowi. Jakaś mała dziewczynka,która dotąd stała tylko, śmiertelnie blada, ściskając rękę swej opiekunki, popatrzyła na turonionowego rycerza wzrokiem zranionej sarny, po czym rozpłakała się głośno i gwałtownie.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: [Zamek kasztelana] Uczta

48
- Dobrze, wielebny, pomodlę się - powiedział Agamand i podszedł do ołtarza. Zaczął się żarliwie modlić do Turoniona. W tym samym czasie rozmyślał o wszystkich swoich błędach i postanowił nigdy już ich więcej nie popełniać.

- Wielki Turonionie, Boże sprawiedliwości, twórco krasnoludów... Ty który nosisz białe szaty, z wagą w ręce. - Dało się słychać głos dochodzący spod ołtarza. - Błagam Cię, Panie o sprawiedliwy osąd oraz łaskę dla zmarłych podczas ataku na ten zamek. Proszę Cię też o wsparcie i pomoc dla wszystkich wdów i sierot... Tylko tyś jest prawdziwie sprawiedliwy i tylko twoje wybory są trafne. Proszę Cię zatem o wsparcie szlachetnych i słusznych spraw... Kilku najdzielniejszych wojowników Gryfiego Bractwa wyrusza by ocalić panią tego zamku i jej córkę. A ja z nieliczną drużyną zamierzam wyruszyć na równie niebezpieczną misję w celu uzdrowienia malarki Maddy, która została prawie nieuleczalnie oślepiona przez zbójców... Chciałbym też prosić o wybaczenie mi za wszystkie moje błędy i klęski...
Ostatnio zmieniony 06 maja 2014, 19:19 przez Illysandra, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: [Zamek kasztelana] Uczta

49
Wymalowany na ścianie kaplicy wizerunek Sprawiedliwego Turoniona w szacie białej jak szczyty gór spoglądał na rycerza na pozór martwo i nieruchomo... Na pozór. W głębi duszy Agamand podczas swej modlitwy poczuł nagły przypływ sił, jakby poczęła pchać go do przodu śnieżna zawieja, której nic nie zagrozi i nic nie zatrzyma. Która jest groźna, ale nie dla tych, którzy mają ją po swej stronie. Co więcej - Prawdomówny poczuł wręcz, jakby sam był tą zawieją. Spłynęło na niego przekonanie, iż to, co czyni, jest sprawiedliwe i dobre, tedy Pan Lodu będzie mu sprzyjać.

Parę chwil później opuścił kaplicę, pożegnany jeszcze krótkim błogosławieństwem szarego kapłana. Od dziedzińca, gdzie miał spotkać Erdaca, dzieliło go parę zawiłych korytarzy i dość strome schody. Przebył je dość prędko, po drodze mijając tylko nielicznych mieszkańców czy gości zamku, wszystkich w dość ponurych nastrojach i z grobowymi minami. W nozdrzach wciąż jeszcze czuł resztki lawendowego dymu ze świątyni, owego zapachu tak jednoznacznie kojarzącego się ze smutkiem i śmiercią... Kiedy jednak przekroczył próg zamku, powiew zimnego i mokrego powietrza w jednej chwili wywiał pozostałości kadzidlanej woni, przejmując przy tym Agamanda nieprzyjemnym dreszczem.

Niebo było brzydkie, szarobiałe, siąpiące drobnym deszczykiem. Nie zważając na chłód i niepogodę, Erdac Inmose, w grubym kaftanie z emblematem gryfa na piersi, w wełnianym, ubłoconym po kolana płaszczu, w wysokich jeździeckich butach, chodził po dziedzińcu i wydawał rozkazy kręcącym się wokoło ludziom. Jego rudą brodę szarpał zimny wiatr. Ten sam wiatr nie oszczędzał i Agamanda. Dwóch pachołków, zgromionych chyba właśnie przez Erdaca, niechętnie prowadziło jakiegoś narowistego, gniadego rumaka ku zamkowym stajniom.

Ponad zamkowym murem Prawdomówny ujrzał wielkie stado ptactwa, ulatującego zapewne ku ciepłym wyspom Archipelagu. A skoro ptaki już uciekały przed zimą, można było przewidywać, iż nadejdzie ona wcześniej niż zwykle i mocno dokuczy mieszkańcom Keronu... Niejeden człek marzył pewnie, by jak te skrzydlate istoty opuścić kerońskie ziemie, by czas zamieci i zmarzliny, jak one, przeczekać w cieple i słońcu. Mało kto porwałby się na równie szalony pomysł, co Agamand z Cykorią - gdy nadchodzi zima, pchać się jeszcze ku samemu jej sercu, ku lodowatej Północy.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: [Zamek kasztelana] Uczta

50
- Witaj, Erdacu - powiedział Agamand i podszedł do Immose'a. - Dowiedziałem się, że zarządzasz Gryfim Gniazdem pod nieobecność kasztelana... Z tego też powodu tutaj przyszedłem. Chciałbym cię prosić o zapasy i konie. Muszę wyruszyć na północ w celu odnalezienia mistycznego leczniczego źródła. Wiesz w jakim stanie jest Madda? Ci wstrętni bandyci oślepili ją. Zobowiązałem się do wyruszenia z małą grupką towarzyszy. Mam nadzieję, że zrozumiesz mnie i wspomożesz moje wysiłki... Będę ci bardzo wdzięczny.

Re: [Zamek kasztelana] Uczta

51
Erdac skinął Agamandowi na powitanie krótko i szorstko, po żołniersku. Nie wyglądał na zachwyconego tym, że ktoś mu zawraca głowę i zabiera jego cenny czas, ale wysłuchał rycerza uprzejmie.

- Madda. Źródło. Północ. Konie. - Rudobrody zarządca powoli powtórzył pojedyncze słowa, wyłowione z wypowiedzi Agamanda. Każde z nich cedził z wyraźnym niedowierzaniem, jednocześnie lustrując Prawdomównego od stóp do głów, a potem nie wytrzymał i zarechotał tak, że jego śmiech potoczył się echem po całym dziedzińcu. - Co? Chcecie gdzieś wyruszać? Na północ?! Do jakiegoś niby mistycznego źródła? - Erdac był ubawiony jak prosię w kałuży. - Co za bzdura, powariowaliście? Teraz, kiedy zima lada dzień uderzy? Kiedy śnieg wam trakty zasypie? I kiedy wróg może czaić się w Gryfim Gnieździe? Miałem was zawsze za rozsądnego człeka, panie Prawdomówny. To fatalny pomysł, w ogóle fatalny, ale poczekajcie z tym chociaż do wiosny, jak już. Co was tak gna, wolno wiedzieć? Przecież jak mróz przyjdzie, to wam to wasze źródło pewnikiem zamarznie - dodał jeszcze kpiąco dowódca - a wtedy co, lód będziecie z niego kuli, żeby się dobrać do zaklętej wody?
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: [Zamek kasztelana] Uczta

52
- Zapominasz Erdacu, że masz do czynienia z osobą posługującą się magią lodu. Jak będzie trzeba to jej użyję w celu rozkucia lodu. Wiem, że to wielka prośba, ale musisz mi zaufać... Dam sobie radę, poza tym im szybciej wyruszę tym szybciej wrócę. Nie mam ochoty stać w jednym miejscu. Poza tym słyszałem, że niedaleko sadzawki znajduje się to czego najbardziej szukam. Broń, która potrafi zniszczyć każdego nieumarłego... Oczywiście to tylko pogłoski, ale i tak należy to sprawdzić. Im szybciej wyjadę tym będzie lepiej dla wszystkich.

Re: [Zamek kasztelana] Uczta

53
- Będę wdzięczny - wycedził Erdac - gdy dacie mi pracować, Agamandzie, i pójdziecie opowiadać swoje bajki komu innemu. Nie zawracajcie mi więcej głowy, bo naprawdę stracę cierpliwość...

W tym momencie Prawdomówny dostrzegł nad ramieniem dowódcy Gryfiego Bractwa twarz jakiejś młodziutkiej panienki w męskim, nieszczególnie wystawnym stroju. Stojąca za plecami Erdaca czarnulka uśmiechała się, wyginała i mrugała do Agamanda znacząco. Tak bardzo znacząco, że nawet głupi pojąłby, iż jej grymasy i gesty znaczyły coś w stylu "spokojnie, nie martw się, już ja go przekonam, tylko cicho!" Ciekawe tylko, czego będzie chciała w zamian. Bo te jej figlarne i chytre oczka wyraźnie oznajmiały, że ich właścicielka nie przywykła do robienia innym uprzejmości za darmo...

Tak czy inaczej, nim rudobrody w ogóle zauważył, że ktoś za nim stanął i robi głupie miny, dziewka już uniosła po cichu swój ubłocony płaszcz i umknęła, udając bardzo zapracowaną gdzieś w okolicach stajni czy spichlerza.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: [Zamek kasztelana] Uczta

54
Agamand bardzo potrzebował pomocy w swojej misji. Miał więc nadzieję, że dziewce uda się przekonać Erdaca co do wyprawy. Wiedział, że Erdac jest bardzo zapracowanym człowiekiem, ale to nie był powód aby odrzucić prośbę Agamanda. Prawdomówny postanowił poczekać kilka dni na rozwój wypadków, z całą pewnością będzie musiał zapłacić za pomoc dziewczyny... Tylko jak? Agamand zastanawiał się nad tym, jak bardzo zachłanne i chytre jest owe dziewczę. W końcu uznał, że jej przebiegłość może przydać się podczas wyprawy. Agamand ruszył do swojej kwatery odrobinę odpocząć...

Re: [Zamek kasztelana] Uczta

55
Minęły dwa dni. Dwa dni, podczas których siąpiący do tej pory deszcz niepokojąco prędko przerodził się w śnieg. Wicher, który hulał dziko po podwórzu, zaczął pachnieć zimą, a z dachów powyrastały pierwsze lodowe sople.

Jutro w południe miały zostać odprawione obrzędy pogrzebowe dla tych wszystkich nieszczęśników, którzy nie przeżyli masakry na uczcie. Tymczasem kasztelański zamek, zasypywany pomału białym puchem, pogrążał się z ciszy, marazmie i bezruchu.

Był już późny wieczór i Agamand szykował się do snu w swojej komnacie wśród złotych gryfów i zielonych liści dębu, pod aksamitnym baldachimem, na puchowym łożu, w czystej pościeli... Jeśli jego podróż miała dojść do skutku, warto było nacieszyć się tymi luksusami póki jeszcze czas. A chociaż okno wydawało się w miarę szczelne, doskonale słychać było upiorne wycie wiatru na dworze, zaś śnieg sypał i sypał, oblepiając szybkę coraz grubszą warstwą...

Szykowanie się do wyprawy w takich okolicznościach chyba faktycznie nie było najrozsądniejszym pomysłem - tym dziwniejsza okazała się niezapowiedziana wizyta jakiegoś młodzika, który z polecenia pana Erdaca przytargał torby z prowiantem i ciepłe futra na drogę, a także oświadczył, niezwykle przejęty, że "konie będą gotowe, kiedy tylko pan Agamand rozkaże!". Wszystko poszło tak gładko, tak podejrzanie bezproblemowo...

Za młodym pachołkiem po cichu zamknęły się drzwi, a wtedy okazało się, że ktoś chował się za ich skrzydłem. I to nie kto inny, a owa znajoma Prawdomównemu z widzenia, lecz nieznajoma z imienia czarnulka.
Choć ubrana jak chłopak - w szerokie, bure hajdawery, jeździeckie buty i szamerowany kaftan - to jednak z chłopakiem nikt by jej nie pomylił... Cienki pasek, którym przewiązana była w talii, uwydatniał w pewnym stopniu jej kobiecą figurę. Do tego te diabelskie oczka, ta czarna jak piekło czupryna, te zaróżowione od mrozu lica...
Za nic nie była podobna do dam dworu, zwiewnych i szlachetnych, z tymi ich aksamitami, dekoltami i wachlarzami, lecz cała jej postać emanowała młodzieńczą, bezczelną na swój sposób energią. Znać było, że krew w niej wrze. Że jest jak ogień, jak iskra.

- No i co? Załatwione. A nie było łatwo... - wymruczała dziewczyna, jedną ręką zwinnie przekręcając klucz w drzwiach i chowając go gdzieś pod ubraniem, a drugą pieszczotliwie wodząc po wyhaftowanych na ściennym obiciu sylwetkach gryfów. - Teraz podziękuj mi ładnie, rycerzu...
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: [Zamek kasztelana] Uczta

56
Agamand uśmiechnął się nieznacznie, co tylko uwydatniło blizny na jego twarzy.

- Hmmm, a jakiej formy podziękowania ode mnie oczekujesz, pani? - Prawdomówny postanowił udawać, że nie wie co się kroi - Poza tym nie znam nawet twojego imienia... Wiem, że z pewnością było ciężko nakłonić Erdaca do pomocy i jestem ci za to bardzo wdzięczny.

Wiedział, że krążą o nim plotki jakoby nigdy nie patrzył pożądliwym wzrokiem na kobietę... Oczywiście nie były one do końca prawdziwe. Był on w końcu dojrzałym, krewkim mężczyzną... Mimo wszystko jednak starał się podtrzymywać plotki. Składał śluby czystości, ale już je wypełnił. Mimo wszystko jednak pozostało w nim jakiś dystans do kobiet.

Re: [Zamek kasztelana] Uczta

57
- Imię? Wołają na mnie Miavka, jeśli cię to obchodzi - rzuciła dziewczyna, w przeciwieństwie do Agamanda nie bawiąc się w żadne "panie", "panów" i inne eleganckie zwroty, a zwracając się do niego tak, jakby byli sobie równi. A prawdopodobnie nie byli, bo kimże mogła być ta dziewka? Pewnie pilnowała stajni albo zajmowała się czymś podobnym. A on - rycerz Turoniona - to nie byle kto... Jej spoufalanie się zakrawało więc na absolutną bezczelność, ale w tej sytuacji... chyba mógł jej to przebaczyć.

Do wybaczenia skłaniał go w szczególności ten opięty na jej ciele kaftan... I dłoń, którą niby przypadkowym ruchem przesunęła po swojej piersi. I sposób, w jaki oblizała spierzchnięte od zimna usta. Nie, jak mógłby jej mieć cokolwiek za złe?

- Podziękuj, jak umiesz najładniej. No chyba że to prawda, co gadają, żeś czystość ślubował i na dziewki nie patrzysz - wymruczała z odcieniem drwiny w głosie. Zaraz potem zakołysała się w biodrach, wygięła ciało w łuk i odkleiła się od ściany, nie wiedzieć kiedy znajdując się tak blisko Prawdomównego, że na szyi poczuł jej gorący, płytki oddech, a w uszach zadudniło mu bicie jej serca. - Ale to kłamstwo, co gadają, prawda? - wyszeptała mu do ucha, pomału rozsznurowując jego koszulę. Ręce jej się trzęsły, choć starała się to ukryć. - To, że masz oczy jak lód, to jeszcze nic nie znaczy. Chcę być dzisiaj twoja. Pocałuj mnie.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: [Zamek kasztelana] Uczta

58
- Hmm, Miavko, przysięgałem śluby, ale już je wypełniłem więc... - powiedział po czym zbliżył swoją twarz ku twarzy Miavki.

Ich usta dzieliło już tylko kilka milimetrów. Agamand czuł cudowny zapach jej włosów i ciała. Zapach ów przypominał mu sosnowe lasy i świerkowe zagajniki. Już się nie wahał. Chciał być tylko z nią, teraz i na zawsze. Jego usta znalazły się na jej ustach. Na początku całowali się delikatnie. Lekko tylko muskając się ustami. Jego ręce znalazły się na jej talii i przyciągnął dziewczynę do siebie, a jego palce wplotły się w jej słodko pachnące włosy.

Z czasem ich wargi zaczęły ze sobą w spół pracować, całowali się coraz namiętniej. Agamand chciał aby ta chwila trwała wiecznie. Rycerz wsunął swój język w rozchylone wargi Mavii. Po kilku chwilach, które zdawały się wiecznością w końcu oderwali się od siebie.

- I jak było? - spytał - podobał ci się ten pocałunek?

Re: [Zamek kasztelana] Uczta

59
Zamiast cokolwiek odpowiedzieć, dziewczyna na powrót przyciągnęła go do siebie i wskazała mu jeszcze parę miejsc na swoim ciele, gdzie życzyła sobie być całowana - bo Miavka widocznie nie była z tych, co lubią zbyt długo gadać po próżnicy, za to ceniła sobie zdecydowane działania. Jednocześnie spróbowała przez głowę ściągnąć Agamandowi koszulę i oboje zaplątali się w nią na chwilę. Mężczyzna nie zdołał się roześmiać, bo dziewka natychmiast znalazła właściwsze zastosowanie dla jego ust.

Rycerz stał już z obnażonym torsem, natomiast jego kochanka w swym słodkim okrucieństwie nie pozwoliła jeszcze rozpiąć sobie nawet jednego guziczka, każąc się pieścić przez tę szorstką, grubą wełnę i zwoje ciężkiego płótna. A może tylko go zwodziła, prowokowała, czekała na jego ruch... W Agamandzie zrodziło się podejrzenie, że chciała doprowadzić go do obłędu, ocierając się udem, piersią czy biodrem o jego nagą skórę, sama wciąż w pełnym umundurowaniu. Dzięki męskiemu strojowi w przewrotny i zadziorny sposób wydawała się jeszcze bardziej pociągająca.

Miavka była silną dziewczyną, ale przecież on się jej nawet nie próbował opierać. Wcisnęła się w kąt, wsparła plecami o pokrywającą ściany plątaninę gryfów i dębowych gałązek, a jego objęła w biodrach i przyciągnęła tak blisko siebie, jak tylko jej pozwolił.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: [Zamek kasztelana] Uczta

60
Agamand zdawał sobie sprawę, że Miavka zrobi z nim wszystko, co tylko podsunie jej nienasycona wyobraźnia. Wolno przesuwał ręką po jej piersiach oraz brzuchu aż w końcu dotarł do końca szeregu guzików, które broniły mu dostępu do jej jędrnych, młodych piersi i nie zwlekając począł odpinać jej guziki. Następnie zaś przeszedł do całowania jej pięknych piersi. Jedną pierś drażnił ustami i językiem, a drugą masował oraz podszczypywał jej nabrzmiały sutek...
ODPOWIEDZ

Wróć do „Zamek”