Re: [Zamek kasztelana] Uczta

61
Miavka miała sterczące, śmiesznie piegowate piersi, płaski brzuch i kościste biodra o zachwycającym kształcie, lecz kiedy jej kochanek wyplątał wreszcie ze zwojów ubrań te wszystkie cudowności, dziewczyna nie pozwoliła mu zabawić wśród nich zbyt długo. Pocałowała go kilka razy z młodzieńczą gwałtownością, po czym przesunęła niecierpliwie jego dłonie tam, gdzie jeszcze bardziej życzyła sobie jego dotyku.

Jedyne, co jeszcze dzieliło od siebie ich rozgorączkowane ciała, to cienka tkanina spodni. Jej spodni. Bo te jego wylądowały właśnie na podłodze - nawet nie zauważył jak i kiedy.

Dziewczyna, przyparta do ściany i z twarzą wtuloną w ramię Agamanda, uniosła lekko biodra, próbując opleść kochanka swoimi długimi nogami. Jednocześnie z zapałem całowała jego szyję, pieściła go i kierowała jego dłonie tam, gdzie najbardziej jej się podobało... I jeszcze mruczała mu coś do ucha. Dobrzy bogowie, ileż rzeczy potrafiła robić ta dziewczyna na raz!

Szerokie hajdawery Miavki, od kolan wpuszczone w jeździeckie buty, trzymały się w pasie na jeden głupi troczek. Jeden cholernie splątany kawałek sznurka. Jeden niemożliwy do rozsupłania węzeł...
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: [Zamek kasztelana] Uczta

62
Agamand pochylił się nad spodniami Miavki, a potem zaczął rozsupływać węzeł. Po kilku chwilach spodnie dziewczyny leżały na podłodze, a Agamand i Miavka wrócili do swoich pieszczot. Agamand dotarł do źródła jej kobiecości i zaczął je pieścić swoim gibkim językiem. Z ust Miavki wydarł się jęk, kiedy dzielny rycerz dotarł do jej łechtaczki...

Re: [Zamek kasztelana] Uczta

63
Gdy Agamand uporał się wreszcie z ostatnią przeszkodą, dziewczyna pociągnęła go za sobą na skraj łóżka. Ułożyła się wygodnie, uniosła wysoko biodra, a on znów mógł podziwiać doskonałe krzywizny jej ciała - tym razem na klęczkach. I chyba nie narzekał na zmianę perspektywy.

Dzielny rycerz musiał przypadkiem połaskotać kochankę swoją bujną brodą, bo Miavka zatrzęsła się od tłumionego śmiechu... który jednak bardzo prędko przerodził się w zmysłowe, pełne zadowolenia mruknięcie. A potem w jęk, którego już wcale nie myślała tłumić.

Kiedy dał jej wreszcie to, po co tu przyszła, z jej ust wyrwało się jego imię... Tak głośno, że słychać je było chyba w Meriandos... A na pewno w całej posiadłości kasztelana Galdora. Na przykład w w sąsiedniej komnacie, gdzie spała Cykoria. A gdyby ktoś za pierwszym razem nie dosłyszał, kto jest najlepszym kochankiem w okolicy, to niebawem zdążył zyskać w tej kwestii absolutną pewność, bo głos Miavki obwieścił to pogrążonym w żałobie mieszkańcom zamku dobrych kilka razy.

Wreszcie czarnowłose diablę odsunęło od siebie niezmordowane usta rycerza, najwyraźniej pragnąc natychmiast przejść do jeszcze bardziej zdecydowanych działań... a przynajmniej tak jej kochanek sądził przez parę chwil, nim rozczochrana panna zerwała się z łoża z iście diabelskim chichotem i wybiegła z jego komnaty. Goła. Nawet nie zamknęła drzwi - powiew zimnego powietrza z zamkowego korytarza wdarł się do środka, choć Agamand, na bogów, nie zwracał chyba na to teraz uwagi. Ot! Wybiegła! Zwinna jak kocię, nie zdążył jej pochwycić, ale kto by się tego spodziewał? Zostawiła go tak, zaskoczonego, niespełnionego, jeszcze ze smakiem jej ciała w ustach. A na dodatek figlarnie klepnęła go po drodze w zadek. Kto to widział, żeby tak postępować z poważnym i szanowanym rycerzem?!
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: [Zamek kasztelana] Uczta

64
Agamand nie wiedział co myśleć o Miavce... Była wspaniałą kochanką, ale była też nieco zakręcona oraz nawet zabawna. Nie wiedział jednak co dalej... Cóż mógł jednak zrobić w tej sytuacji? Rycerz wstał, ogarnął się mało wiele i poszedł spać, a towarzyszyły mu sny o Miavce...

Re: [Zamek kasztelana] Uczta

65
...sny niespokojne, gwałtowne, rwące się i absurdalne. Właściwie to rycerz do rana przewracał się tylko w łożu, tłukąc się na granicy jawy i snu, nie mogąc zaznać odpoczynku. Niezaspokojone i napięte ciało bolało, prosiło o wytchnienie, mieszało myśli...

Spośród bzdur, które mu się przyśniły, rankiem rycerz pamiętał (na szczęście) już tylko jedno: jadącą na koniu Miavkę, której ekstatyczna mina sugerowała, że to wcale nie koński grzbiet ma pod sobą - i rzeczywiście, gniada szkapa po bliższym przyjrzeniu się okazywała się mieć twarz Erdaca... a sam Erdac, wiozący dziewczynę na plecach, machał w górę i w dół głową obwiązaną chustą i pojękiwał, że strasznie bolą go zęby. Sen był natrętny i męczący.

Wreszcie nadszedł blady, szary, cichy poranek, a Agamand, choć zmęczony i niewyspany, musiał wstać. Nie, nikt go nie popędzał, nikt nie gonił do drogi - po prostu za oknem zrobiło się zbyt jasno, by mógł dalej oszukiwać samego i wmawiać sobie, że śpi. A leżeć bezczynnie też jakoś nie miał siły. Musiało być bardzo wcześnie, bo wszędzie panowała cisza, nawet żaden parobek nie pałętał się po podwórzu.

Na podłodze nadal leżały rozrzucone ubrania wczorajszej kochanki rycerza. Dokładnie tak, jak je zostawili. I był w tym jakiś niemy wyrzut w rodzaju: "dlaczego nie pobiegłeś za mną?" - ale kto wie, jak to by się skończyło! Agamand był poważnym mężczyzną w sile wieku, a nie narwanym młodzikiem, widać jemu - inaczej niż Miavce - nie w głowie były takie sztubackie wybryki, jak ganianie nago po zamkowych korytarzach...

Przez noc napadało trochę śniegu, choć jeszcze nie tyle, by stanowiło to poważne utrudnienie w podróży. Jeszcze. Dziś mieli wyruszyć w drogę - najpierw do Meriandos, odnaleźć Agratha i Nirris, a potem ku północnym ziemiom, szukać tajemniczego źródła, gonić za legendą, prosić bóstwo o łaskę. Dziś miało się wszystko zacząć.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: [Zamek kasztelana] Uczta

66
Agamand powoli wstał, przeciągnął się, ubrał i wyszedł z pokoju. W jego głowie tłukł się mały potwór nazywany zwątpieniem. Co, jeśli się nie uda? Co, jeśli Madda nie zostanie uzdrowiona? Albo co gorsza zginie? Rycerz starał się go nie słuchać i zaczął kończyć przygotowania do podróży. Kiedy już się przygotował poszedł do komnaty Maddy, aby zawiadomić ją, że mogą ruszać kiedy tylko będzie chciała. Jednak nadal wątpliwości gościły w jego umyśle.

Re: [Zamek kasztelana] Uczta

67
Dziewczyna siedziała spokojnie na skraju swojego łóżka, dawno już ubrana i gotowa do drogi. W szarości świtu, która przesączała się przez szczelinę między niedokładnie zasuniętymi zasłonami, wyglądała na bardzo smutną i przygaszoną.

Obok niej przysiadło jakieś drugie dziewczę - w podobnym wieku i nawet podobnej urody, choć nieco bardziej chłopskiej w wyrazie - duże czerwone dłonie, szczere i naiwne spojrzenie, cień pierwszych zmarszczek, towarzyszek życia pełnego trudów. Odróżniał ją od Maddy także znacznie skromniejszy ubiór, choć sama artystka nie nosiła się przecież z jakimś specjalnym przepychem.

- To on, prawda? - zapytała cicho Cykoria, kiedy Agamand otworzył drzwi. Może mu się tylko wydało, a może naprawdę w jej głosie zabrzmiała jakaś nuta chłodu i zażenowania.
- Tak, pani Maddo.
- Nie ma powodu zwlekać, ruszajmy w drogę - oznajmiła malarka i wstała nad wyraz żwawo. Ale i z jakąś sztywnością w ruchach. - Jesteś gotowy, panie?
- Pani Maddo, ja pójdę za panią! - zaofiarowała się płowowłosa chłopka, zrywając się w ślad za nią. - Pani sama sobie nie poradzi w drodze. Ja pójdę też, ja ze wszystkim pomogę.
- To wykluczone, Jana. Nie wiesz nawet, co opowiadasz. Zresztą, nie obawiaj się o mnie, ja dam sobie radę. Ty masz tu ciepły kąt i zapewniony grosz. O swoją matkę się martw, nie o mnie.
- Panie! - dziewka zwróciła płomienne spojrzenie na Agamanda i schwyciła go za rękaw. - Rycerzu szlachetny, racz przemówić pani do rozsądku! Gdzież ona sama w drodze, z samym tylko, za przeproszeniem, mężczyzną?
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: [Zamek kasztelana] Uczta

68
- Cóż... Nie będzie sama. Towarzyszyć nam też będą dwie inne osoby... Jeśli pani naprawdę tak bardzo chce towarzyszyć Cykorii to nie mam nic przeciwko. Z góry jednak ostrzegam, że przeprawa na północ może być ciężka. Zważ jednak pani, że ostatnio słychać dziwne pogłoski o północy.. - rzekł Agamand zasępiwszy się - Mam jednak nadzieję, że uda nam się bezpiecznie dotrzeć na północ i z powrotem... - rycerz lekko uśmiechnął się. - To jak, możemy ruszać?

Re: [Zamek kasztelana] Uczta

69
- Szlachetny rycerzu, żadna ze mnie "pani", jestem tylko prostą służką pani Maddy... - wyjąkała służąca, dygając niezgrabnie, a rumieniec wystąpił na jej twarz. - Tym bardziej, jeśli trudna przeprawa, to biedna pani potrzebuje pomocy! Ja ze wsi jestem, panie, mnie nie są straszne trudy drogi ani niepogody... Jeśli wolno mi powiedzieć... Owi kompani podróży, jak twierdzi moja pani, mają dołączyć dopiero za dwa tygodnie, a do tego czasu...

- Przestań już, dziewczyno - prychnęła Cykoria. - Nie podoba mi się ten pomysł, ale dobrze. Dobrze, skoro mus i skoro nasz rycerz powiada, że nie ma nic przeciwko, skoro bierze odpowiedzialność za twoją głowę, to...

Służka nie czekała, aż jej pani dokończy zdanie. Prędko pomogła jej wdziać srebrzyste futro i wielką czapę z czaplim piórem przy skroni, sama zaś założyła ciepły kubrak, owinęła głowę wełnianym szalem i wzięła spakowane już dawno bagaże. W milczeniu opuścili komnatę, w milczeniu pokonali długi hol i schody.

- Cóż to znaczy, jakoby słychać było "dziwne'" pogłoski o północnych krainach? - zapytała wreszcie Madda, kiedy znaleźli się na szarym, smutno wyglądającym dziedzińcu. Jej głos z jakiegoś powodu wydawał się równie zimny, co wiejący im po twarzach wicher.

Maleńkie drobinki śniegu kłuły Agamanda w policzki, a powietrze pachniało zimą. Cały zamek pogrążony był w sennej zadumie i w żałobie. Czy naprawdę warto było opuszczać ciepłe, przytulne i bezpieczne wnętrza kasztelańskiego zamku? Czy warto było porzucać leniwe, krótkie dni, które można było spędzić przy kominku albo grzanym winie, na rzecz trudów wyprawy?

Ciszę Gryfiego Gniazda - podobnego teraz o świcie do owego zamczyska, dotkniętego klątwą snu, o którym to mówiła pewna znana baśń - zmąciło końskie rżenie, dobiegające ze stajni po drugiej stronie dziedzińca. "Konie będą gotowe, kiedy pan Agamand rozkaże!" - tak mówił parobek wczoraj wieczorem...
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: [Zamek kasztelana] Uczta

70
- Nieważne, to tylko pogłoski. - mruknął rycerz - mam jednak nadzieję, że się nie sprawdzą. Możemy ruszać?

Agamand ruszył do stajni i wyprowadził konie. Siadając na niego zastanawiał się czemu tak właściwie nie powiedział Cykorii, że ta podróż będzie o wiele bardziej niebezpieczna niż myślała. Pogłoski głosiły bowiem, że na północnych pustkowiach pojawiło się więcej demonów, co może poważnie zagrozić wyprawie, jeżeli nie będą ostrożni. Nie, musiał jej uświadomić co im grozi! W końcu gdy dosiedli koni, Agamand powiedział:

- Słuchaj Cykorio, musimy być bardzo ostrożni, nie chciałem ci niczego mówić, ale twoje bezpieczeństwo jest najważniejsze. Słyszałem bowiem, iż na północy nagle pojawiło się więcej niebezpieczeństw, podobno pojawiło się tam więcej demonów... Dlatego też, mam nadzieję, że te pogłoski są nieprawdziwe. Może po prostu jakiś mieszkaniec północy upił się i wziął drzewo za biesa? - Agamand uśmiechnął się. Musiał mieć nadzieję, za ich wszystkich. Musiał chronić Cykorię za wszelką cenę, nawet cenę życia.

Re: [Zamek kasztelana] Uczta

71
Cykoria odpowiedziała mu tylko tym swoim chłodnym, wymuszonym uśmiechem, który towarzyszył jej dziś od rana - uśmiechem jakże innym od tamtego promiennego i radosnego, który Agamand zapamiętał z feralnej uczty. Patrząc na Maddę rycerz poczuł się przez chwilę nieco głupio, przeszło mu bowiem przez myśl, że jego "podopieczna" nie jest wcale dzieckiem i swoje na temat zagrożeń czyhających na Północy wie. Może wie nawet więcej, niż on sam?

- Ruszajmy.

W milczeniu przekroczyli bramy Gryfiego Gniazda - Agamand na swoim sennym siwku zwanym Pogromcą, zaś Madda, razem ze swą służką, na równie ospałym, bezimiennym bułanku. Gęsta warstwa chmur wisiała nisko nad ziemią, ciężka, przytłaczająca i przygnębiająca. Cel wyprawy był tak daleko, że zdawał się niemal nierealny. Objuczone konie stukały kopytami o zamarznięty, oblodzony bruk, a śnieg sypał, sypał, sypał...
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Zamek”