Re: [Zamek kasztelana] Uczta

16
- A więc jesteś diabelstwem? Tak też myślałem. Wiedziałem, że coś jest nie w porządku. Takie szumowiny jak wy nigdy nie dacie spokoju prostym, zwykłym ludziom. Gardzę wami. - splunął jej w twarz. - Dałem ci szansę na poddanie się, ale jak widzę dyplomacja jest ci obca.

Zrzucił swój wierny oręż z pleców. Zawsze uważał, że bezpieczeństwo to podstawa więc zawsze nosił przy sobie swój młot bojowy.

- Z przyjemnością odeślę cię do piekła! Szykuj się do spotkania z waszymi przodkami. Za Gryfie Gniazdo!. - krzyknął i zaatakował.

Zaszarżował na nią i uderzył z gniewnym błyskiem w oczach.
Ostatnio zmieniony 24 lis 2013, 15:31 przez Illysandra, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: [Zamek kasztelana] Uczta

17
Spoiler:
Agamand był sprawnym wojownikiem, ale kobieta okazała się szybsza. Uniknęła potężnego ciosu młota, odskakując do tyłu, na stół, i zwiększając dystans. Roześmiała się z pogardą i politowaniem. Wokoło rozbrzmiewały odgłosy rzezi, metodycznie przeprowadzanej przez dwóch jej wspólników.

- Zwykli, prości ludzie... - wykrzyknęła, przedrzeźniając Prawdomównego. - Którzy chcą tylko spokoju, hę? Najpierw powiedz mi, gdzie teraz jest pan tego zamku i jego synowie... No gdzie, hę?! A potem jeszcze raz się zastanów, kto tu jest podłą szumowiną.

- Ja... pani, litości... jestem przeciwnikiem wojny z elfami... nie zabijajcie... - zakwiczał jakiś niski szlachcic ze strasznie odstającymi uszami, zanim oplątał go płonący łańcuch, rzucony przez jednego z mężczyzn w czerwieni. Później szlachcic już tylko bezładnie krzyczał, bardzo długo i bardzo głośno.

- Biesiadując na zamku kasztelana wszyscy okazujecie poparcie jego działaniom - oznajmiła chłodno diablica, zamaszystym ruchem wydobywając zza paska nóż i celując w Agamanda. - A my akurat tych działań nie popieramy. Wręcz przeciwnie.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: [Zamek kasztelana] Uczta

18
- Jesteś niezwykle utalentowaną wojowniczką, a ja to szanuję. - wojownik westchnął i wyraźnie się opanował - Szkoda tylko, że kroczysz taką ścieżką. Zaklinam cię, oszczędź sobie cierpień i niepotrzebnego upokorzenia. Zostaw tych ludzi, a spróbuję w jakiś sposób ocalić was od potępienia.

Agamand wierzył w przebaczenie i odkupienie. Martwił się jednak, że te wartości nie będą miały dla niej żadnego znaczenia.

Nie miał zbytniej nadziei na to, że napastnicy uwierzą w jego słowa lub będą chcieli pokojowego rozwiązania sprawy. Grał na zwłokę modląc się w duchu, żeby komuś udało się wspomóc go w walce. Przewyższali go bowiem liczebnie, a w ich zdolności bojowe nie śmiał nawet wątpić. Zachował w sobie resztkę wiary w to, że chociaż części osób udało się zbiec.

Re: [Zamek kasztelana] Uczta

19
Agamand dał się wciągnąć w przemowy i rozproszyć, przez co nie był dość skupiony, by zauważyć jak jeden z czerwono odzianych mężczyzn pod wodzą diablicy obchodzi go szerokim kołem, a potem znienacka atakuje.

Świsnął płonący łańcuch, wyrzucony wręcz perfekcyjnie - gdyby Agamand nie stał tyłem, no i gdyby nie był właśnie zaangażowany w walkę, musiałby docenić piękno jego trajektorii, wdzięczny blask wyrzuconych w powietrze iskier, taniec migotliwego płomienia... Chyba tylko jakaś nadzwyczajna boska opieka sprawiła, że łańcuch nie oplótł nóg Agamanda, a minął go o włos. Przypadek jeden na milion.

Kobieta zaś, korzystając z rozproszenia stawiającego się przeciwnika, cisnęła nóż w jego stronę. W jej przypadku nie był to czysty, elegancki rzut. Ale nie musiał. Dość, że ostrze dość solidnie rozcięło lewy policzek mężczyzny. Poza bólem i ciepłem krwi poczuł w tym miejscu coś jeszcze - jakieś lekkie szczypanie, mrowienie, drętwienie...

Czy oprócz niego ktoś walczył? Na sali było przynajmniej kilku członków Gryfiego Bractwa - ci chyba nie daliby zarżnąć się tak po prostu, jak zagonione w pułapkę zwierzęta. Agamand istotnie słyszał gdzieś za sobą szczęk oręża. Jednak większość obecnych próbowała się kryć pod stołami, ławami, albo uciekać, ale drzwi zagradzały płomienie. Pożar trawił wszystko, co na sali biesiadnej dało się zapalić...
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: [Zamek kasztelana] Uczta

20
- To nie było czyste zagranie... - powiedział - Miałaś pierwszą szansę, zmarnowałaś ją; zaoferowałem ci drugą, lecz tą też odrzuciłaś. Trzeciej nie będzie!

Spróbował zaatakować ją ponownie, wyskoczył w powietrze i spróbował uderzyć diablicę.

Re: [Zamek kasztelana] Uczta

21
Jako że wszystko działo się na uczcie, a Agamand przywdział tego dnia lekkie, paradne szaty, pomysł z wyskokiem mógł mieć pewne szanse powodzenia - lecz mimo wszystko nie powiódł się tak, jak Prawdomówny to sobie zaplanował. Zamiast zgrabnie uderzyć diablicę, z hukiem wpadł na stół, połamał go i pozrzucał to, co jeszcze na nim stało. Strach pomyśleć, co by było, gdyby mężczyzna miał na sobie zbroję...

Uderzywszy w brzeg stołu brzuchem, Agamand Prawdomówny poczuł tępy ból i przez chwilę myślał, że zwymiotuje, ale na szczęście zaraz mu przeszło. Niemniej krew nadal zalewała mu policzek i szyję, a to nie pomagało.

Plus był taki, że rozproszona przeciwniczka nie zdążyła odskoczyć i spadła z roztrzaskanego blatu. Wylądowała u jego stóp. Potężny młot Agamanda minął ją wprawdzie, ale przynajmniej nie zdołała złapać za nóż i przygotować się do następnego ataku. Teraz z wściekłością zbierała się z podłogi, spomiędzy odłamków potłuczonej zastawy. Nie śmiała się już, a warczała niby atakujące zwierzę.

Drugi przeciwnik, którego Prawdomówny w tej chwili zignorował, przeprowadził ponowny atak, ale znów chybił. Płonący łańcuch zwijał się pod nogami szlachetnego wojownika i przeszkadzał, lecz i tym razem nie oplótł go, jak planował czerwono odziany zbój. Zirytowany atakujący zbliżył się o kolejnych parę kroków...
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: [Zamek kasztelana] Uczta

22
Spoiler:
- Nie pozostawiasz mi wyboru, ani ty, ani twoi ziomkowie... - powiedział dzielny wojownik - czas, abyście dowiedzieli się jaka jest moja prawdziwa moc...

W momencie, w którym powiedział te słowa, ciało Agamanda pokryła dziwna aura, która błękitnie świeciła. Dookoła czuło się bardzo dotkliwy chłód, a roztańczone płomienie wokół niego zaczęły zanikać. Na jego broni i ciele zaś pojawiły się tajemnicze symbole. Oczy wojownika zalśniły i z okrzykiem na ustach rzucił się po raz wtóry na przeciwniczkę.

Re: [Zamek kasztelana] Uczta

23
Czar poskutkował doskonale. Wręcz wybornie. Prawdomówny poczuł, jak jego serce, duszę i mięśnie wypełnia moc pochodząca od samego Turoniona. Siła lodowych olbrzymów z górskich grani. Mroźny wicher, dławiący wszelkie ogniska diabelskiego, przeklętego ognia.

Płonący łańcuch po raz trzeci wystrzelił w stronę Agamanda - i po raz trzeci chybił. Co więcej, wijące się na nim tanecznie płomienie uległy lodowatemu powiewowi, jaki wywołał czar. Atakujący wściekł się koszmarnie, doskoczył do dzielnego wojownika i spróbował ciąć go nożem, lecz ręce zesztywniały mu z zimna... i jego broń z metalicznym szczękiem upadła na podłogę. Wciąż jednak dzierżył łańcuch, choć już znacznie mniej pewnie...

Czerwona diablica nie zdążyła pozbierać się z podłogi; wrzasnęła rozdzierająco, kiedy celny i silny cios młota zmiażdżył jej lewe przedramię. Nie pozostała jednak dłużna swojemu przeciwnikowi - wciąż jęcząc z bólu uniosła się z posadzki i prawą, zdrową jeszcze ręką złamała mu nos. Chwilę później z powrotem upadła i chyba straciła przytomność.

Płomienie dookoła nich powoli dogasały, choć w dalszych częściach sali nadal szalał pożar. Trzeci z czerwono odzianych "sztukmistrzów" rozbrajał właśnie jakiegoś starszego rycerza. Przez chwilę Agamandowi zdawało się, że słyszy dwa znajome głosy - małżonki kasztelana oraz ich córki. Krzyczały przeraźliwie. Ale gdzie? Nie widział ich nigdzie dookoła...
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: [Zamek kasztelana] Uczta

24
Agamand postanowił pomóc starszemu rycerzowi w walce i rzucił się na trzeciego "sztukmistrza".
Spróbował go trafić w kość potyliczną swoim ciężkim młotem. Chciał bowiem jak najszybciej pozbyć się atakujących i ocalić jak najwięcej uczestników uczty.

Re: [Zamek kasztelana] Uczta

25
Uderzenie wyprowadzone przez Agamanda było potężne, lecz niestety - czerwony "sztukmistrz" diabelsko zwinnym ruchem odskoczył poza jego zasięg. Jednak nic nie poszło na marne - przeciwnik został zdekoncentrowany przynajmniej na tyle, by zostawić w spokoju owego starszego rycerza... A ten zaraz odzyskał rezon i prędko dobył broni, by ramię w ramię z Prawdomównym rzucić się na łotra o spiczastych uszach.

Siwe włosy i poorane zmarszczkami oblicze kazałyby podejrzewać, że to rycerz już tylko z tytułu, że miecz u pasa nosi jedynie z przyzwyczajenia, jako ozdobę i wspomnienie dawnych lat... Tym bardziej zaskakująca okazała się jego zręczność, z jaką wytrącił napastnikowi nóż. Razem z dłonią.

Fałszywy sztukmistrz jęknął, krew chlusnęła mu z kikuta, zalewając posadzkę, koronkowy obrus i jego własne odzienie, czyniąc je - o ile to możliwe - jeszcze bardziej czerwonym. Nie poddał się jednak jeszcze - wyrzucił przed siebie ciężki, płonący łańcuch...

Agamand Prawdomówny przypomniał sobie o rozciętym policzku, kiedy poczuł w nim nagle potworne mrowienie. Zdrętwiało mu już pół twarzy i gdyby chciał coś teraz powiedzieć - nie mógłby.

Na całej sali, usłanej trupami i drżącymi ze strachu rannymi, walczyli już tylko oni - Agamand, leciwy rycerz i czerwony zbój bez dłoni. Pozostała dwójka napastników przepadła jak kamień w wodę - kiedy? Jak? Którędy? Dokąd? Próżno pytać...

Dziwne odrętwienie twarzy rozchodziło się prędko - teraz Agamand przestał już widzieć na lewe oko, w głowie mu się zakręciło, poczerwieniało, poczerniało... Dalszego przebiegu walki już nie pamiętał.
* Zielone liście dębu i złote sylwetki gryfów otaczały go ze wszystkich stron. Tonął wręcz w tej zieleni i w tym złocie, tonął jak w stawie, zalanym promieniami popołudniowego słońca. Nie narzekał na to uczucie. Było mu ciepło, miękko, nic nie bolało. Słyszał cichy, jednostajny, kołyszący szum. Szum deszczu.

A potem przez ów szum przebił się głos młodej kobiety. Uzdrowicielki, jak prędko zrozumiał.

- Panie Agamandzie, no wreszcie! Obudził się pan, to znak, że trucizna opuściła wreszcie ciało. Może pan wstać, śmiało, śmiało!

Znajdował się w jednej z zamkowych komnat. Tej, która cała obita była drogocennym jedwabiem, wyszywanym w dębowe liście i gryfie sylwety. Znał to miejsce. Sypiał nawet w tym samym łożu, goszcząc na kasztelańskim zamku... Ale wtedy nocny stoliczek - ten śliczny, na nóżkach rzeźbionych na kształt zwierzęcych - nie był zastawiony medycznymi narzędziami i dziesiątkami buteleczek o pachnącej ostro zawartości. Nie było tu wówczas także tej niewiasty - szarookiej, skromnie ubranej, w wykrochmalonym białym fartuchu i z budzącą zaufanie twarzą. Znał ją z widzenia, choć nie pamiętał, jak się zwała.

Za oknem padał deszcz. Był dzień, ale tak szary i smutny, że równie dobrze mógłby być jesienną nocą.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: [Zamek kasztelana] Uczta

26
Agamand wstał lekko chwiejąc się i podszedł do okna. Krople deszczu bębniły o nie rytmicznie, jakby grając żałobny hymn.

Agamand wyrzucał teraz sobie to, że dał się tak łatwo podejść diablicy i jej kompanom. Poza tym zastanawiał się też ile osób jest rannych oraz czy małzonka kasztelana i ich córka nie odniosły żadnych obrażeń. Martwił się także o Maddę

Okazało się, że uzdrowicielka znała się na rzeczy. Udało jej się zneutralizować działanie silnej trucizny. Agamand był już zdrowy i postanowił przejść się po zamku i pomóc wszystkim, którzy będą jego pomocy potrzebować.

Re: [Zamek kasztelana] Uczta

27
Wśród wzorów tworzonych przez ściekające smętnie strugi deszczu Agamand dojrzał w szybie swoje własne odbicie. Praktycznie połowę jego twarzy - z pominięciem oka - zakrywał cienki, zgniłozielony opatrunek. Mężczyzna nie czuł go jednak w ogóle, dlatego zdziwił się nawet odrobinę, kiedy go dojrzał.

Uzdrowicielka poleciła mu na razie w ogóle nie dotykać twarzy - podobno to zielone to specjalny rodzaj gazy, utkanej z bardzo cienkich łodyg rośliny, która doskonale wyciąga z ciała wszelkie trucizny i łagodzi ból. Delikatna i niełatwa do dostania rzecz - pouczyła go niewiasta - a trochę jeszcze to powinien ponosić, więc żeby tylko nie zepsuł!

- Ach, jeszcze jedno, panie Agamandzie, zanim pan pójdzie... - szepnęła z wahaniem kobieta, stając obok niego i smutno patrząc na moknący za oknem sad i szare niebo. - Chodzi o Cykorię. To znaczy Maddę, tę malarkę. Leży w sąsiedniej komnacie. Pytała o pana... gdyby pan zechciał pójść do niej i porozmawiać choć chwilę, na pewno sprawiłby pan tej dziewczynie radość w tak ciężkiej dla niej chwili...
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: [Zamek kasztelana] Uczta

29
W komnacie Maddy ciężkie kotary z aksamitu zasłaniały okna i panował ciepły półmrok. Sama malarka leżała - drobna niczym laleczka - wśród błękitnej pościeli, pod srebrzystym baldachimem. Miała na sobie wyłącznie nocną koszulę z białego płótna - ta jednak była bardzo porządna i zasłaniała praktycznie całe ciało, od szyi aż po nadgarstki i stopy.

Agamand prawie nie poznał w niej tej roześmianej dziewczyny, która dopiero co tańczyła z nim na uczcie, cała w barwnych kwiatach i koralikach, z rumianym licem... Teraz próżno było szukać u niej rumieńców... jej płowe włosy leżały rozrzucone na poduszce i tylko jeden, zapomniany, ciemnofioletowy aster, dawno już zwiędły, ostał się jeszcze zaplątany pomiędzy jasne kosmyki.

Ale nie to było najgorsze. Najgorsze było to, że Cykoria leżała skulona i płakała. A płakać umiała tak przejmująco, że nawet najtwardszemu rycerzowi, ba, nawet lodowemu Turonionowi mogłaby rozkruszyć tym serce.

- Halo? Kto to? - zawołała naraz, nie patrząc na gościa, który wszedł do jej alkowy, lecz wyraźnie okazując zainteresowanie jego obecnością. Głos wciąż trząsł się jej od płaczu. - Ktoś przyszedł? Kto tu jest?
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: [Zamek kasztelana] Uczta

30
- To tylko ja, Agamand przyszedłem sprawdzić jak się czujesz. - powiedział rycerz i podszedł do łoża Maddy. - Przepraszam cię. To wszystko moja wina. Gdybym zareagował wcześniej to może atak nie byłby tak druzgocący, a ty byś nie musiała tutaj leżeć... Ale nie należy płakać nad rozlanym mlekiem, co nie? - rycerz uśmiechnął się smutno - Jak będziesz czegoś potrzebować daj znać. Postaram się spełnić każdą twoją prośbę.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Zamek”