Lochy w podziemiach zamku

1
Od czasu przygody w gospodzie "Duma Gryfa" minęło Aartowi kilka dni. Kilka bardzo złych dni - głodnych, zimnych, smutnych i nudnych. I kilka jeszcze gorszych nocy - nocy pełnych koszmarnych snów, w których dusze jego matki i ojca spoglądały na niego z nienawiścią, a prastare drzewa, które pamiętał jako swoich przyjaciół dzieciństwa, oplatały go swoimi zniekształconymi korzeniami i łamały mu kości. Budził się obolały, z poczuciem beznadziejnej samotności i opuszczenia, słysząc jeszcze w głowie pogardliwy świst wiatru.

Jednak to wszystko jeszcze było niczym w porównaniu z tym, co dopiero miało nadejść.

Chciał wyjechać z Gryfiego Gniazda, ale zatrzymało go wczesne nadejście zimy i śnieg, który zasypał trakty. Znalazł kąt u ludzi, dobrych ludzi, jak sądził. Mieszkał z niezamożną, wielodzietną rodziną. Karmili go i odziewali w zamian za pomoc w domowych pracach. Dobrzy ludzie...

Dobrzy ludzie doszli do granicy swojej dobroci, kiedy usłyszeli o nagrodzie za schwytanie elfa-mordercy. Za srebrniki, które kapitan Gryfiego Gniazda obiecywał za jego ujęcie, mogli zrobić sobie zapasy na ciężką zimę.

Aart, który ledwo przybył do Gryfiego Gniazda, a już zabił czwórkę ludzi, w tym bezbronnego karczmarza, szybko stał się poszukiwany. Elfów tu nie lubiano nie tylko z powodu niedawnego konfliktu zbrojnego z Fenisteą, ale także z powodu masakry, jaka rozegrała się z początkiem jesieni na zamku kasztelana, a w którą zamieszani byli elfi zbóje. W gruncie rzeczy bardzo możliwe, że jedno z drugim było w jakiś sposób powiązane. Brak zaufania wobec leśnych elfów pogłębiły jeszcze bardziej wieści na temat tego, co przydarzyło się w Fenistei. Ludzie ze zgrozą myśleli, że skoro nawet Sulon, boski ojciec długouchej rasy, wyrzekł się elfów i wygnał je ze swojej Puszczy, to... to na pewno na to zasłużyły.

Kolejne tygodnie, a może i miesiące - bo stracił poczucie czasu - minęły mu w brudnej i zimnej celi, w podziemnych lochach zamku kasztelana Galdora. Ponure wizje wcale go nie opuszczały, znał te obrazy już na pamięć - deszcz spadających gwiazd, potem fioletowy ogień, ogarniający prastary las... elfie trupy, których ziemia nie chciała przyjąć... jego własna chatka, zajęta przez istoty zbudowane z dziwnego światła... nienawistne twarze jego rodziców, które wyglądały coraz bardziej obco... i tysiące uschniętych drzew. Po każdym z takich snów czuł, że powinien uciec, uciec jak najdalej, gdzieś, gdzie nie dosięgnie do wielki gniew Sulona. Ale nie mógł uciec, bo tkwił w lochu ledwo żywy.

Rosły, rudobrody mąż, którego zwano imieniem Erdac i który był najwyraźniej kimś ważnym w Gryfim Gnieździe, przychodził do niego co jakiś czas i zmęczonym głosem kazał przyznać się do zarzucanych mu zbrodni. Z tego co powiedzieli Aartowi więźniowie z sąsiednich cel, Erdac potrzebował publicznej egzekucji dla uspokojenia ludzi, wciąż wzburzonych po krwawej masakrze podczas uczty i porwaniu kasztelańskiej żony i córki. Elf - nawet jeśli nie było żadnych obciążających go dowodów, przynajmniej w tej akurat sprawie - był doskonałym kandydatem na kozła ofiarnego, który umrze w imię triumfującej sprawiedliwości i uspokoi skołatane serca.

- Elfie. Szubrawcze. - Spokojny, pozbawiony nienawiści głos Erdaca wyrwał Aarta z płytkiego snu. Pobrzmiewało w nim nawet coś w rodzaju znudzenia, bo powtarzał mniej więcej to samo od wielu tygodni. - Wyznaj, jak dostaliście się na zamek. Wyznaj imiona i miejsce pobytu twoich wspólników. Wyznaj, co zrobiliście z panią Iness i panną Dieran. - A potem dodał coś, czego jeszcze do tej pory nie mówił. - Nadchodzi dzień twojej egzekucji. Powiedz wszystko, a twoja kara będzie łagodniejsza.

Półmrok rozświetlała tylko jedna świeczka, trzymana przez kapitana Gryfiego Gniazda i nadająca jego twarzy demoniczny poblask.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Zimny loch w podziemiach zamku

2
Gdyby nie zima już dawno nie byłoby go w Gryfim Gnieździe. O ile Grysy uczyły swoje młode lata poprzez próbę na śmierć i życie, każąc mierzyć się im z nieogarniętą dotąd przestrzenią, o tyle właśnie teraz jakoby nie chciały wypuścić leśnego elfa ze swojego łona.
Długouchy wiedział, że podróż na północ może okazać się ciężka, jednak nie w tak wczesnym jej etapie. Dopiero dotarł tutaj, a już zdążył zaliczyć potyczkę ze strażą miejską, zaprzyjaźnić się z dobra rodziną, która z braku pieniędzy postanowiła go sprzedać i zostać uwięzionym w lochu, gdzieś w śmierdzącej szczochami celi. Nie widział żadnej przyszłości poza śmiercią, do tego nękały go wizje tak realistyczne, że nieraz zabrały mu dech w piersiach. Jedyne o czym marzył to siodło i zmieniający się krajobraz. Teraz tylko marzł, bez żadnego miłosierdzia… Po prostu był męczony, jak skazaniec. Szkoda jedynie, że nie mają na niego żadnych dowodów. Nie podobały mu się słowa współwięźniów o niestabilnej sytuacji w okolicy. Zwłaszcza nie przypadła mu do gustu wzmianka o szukaniu kozła ofiarnego. Co gorsza, strasznie nie mógł znieść świadomości, że to jego wybrano na bycie właśnie owym kozłem.
O ironio… Udało mu się jakimś cudem uciec z paszczy smoka, aby znaleźć się w jeszcze gorszej sytuacji. Przyparty do ściany jak szczur, który nir może uciec z potrzasku- bez żadnych perspektyw na polepszenie sytuacji, do tego ten wszędobylski rudzielec nie dający mu spokoju. Brak tolerancji na tutejszych terenach to coś, co powinno się tępić ogniem, jaki w jego wizjach trawił puszczę Fenistei.
Poczucie niesprawiedliwości przepełniło miarę goryczy, gdy Erdrac postanowił ponownie go przesłuchiwać. Do tych czas nie pisnął nawet słowem.
- Myślę, że nie potrzebujesz, abym się przyznawał, gdy znasz już całą prawdę…- przeniósł wzrok z brudnej ziemi na obrzydliwego rudzielca. Pięknie wyglądałby ze strzałą w oku.
- Myślę, że jesteś na tyle mądry, aby wiedzieć, że to nie ja zabiłem tych wszystkich ludzi, o których przez tygodnie mi opowiadałeś.- dodał po chwili świdrując go spojrzeniem swoich złotych tęczówek.
- Myślę, że to nie nakłoni ciebie do zmiany daty mojej egzekucji…- uśmiechnął się.
-Pamiętaj, Fenistea płonie. Wkrótce będzie nas tu więcej, a wtedy na pewno dotrzemy tutaj. Pomszczą mnie, a co ważniejsze, zrobią to dusze, których wyrzekł się sam Sulon, twoja nie zazna nigdy spokoju…- zakończył z nutką zadowolenia w głosie. Miał świadomość, że wizje mogą się nie sprawdzić. To była jego ostatnia deska do poprowadzenia odpowiedniej konwersacji…

Re: Zimny loch w podziemiach zamku

3
- Wasza zapluta Fenistea jest daleko, śnieg na traktach leży, więc prędko się gości nie spodziewamy - odparł obojętnym, zachrypniętym głosem rudy brodacz. Ewidentnie nie należał do tych, którzy łatwo dają się zastraszyć. - O moją duszę się nie martw, elfie. Zacznij się lepiej zastanawiać nad własną i nad tym, któremu z bogów ją oddasz w opiekę, skoro, jak twierdzisz, Sulon się ciebie wyrzekł.

Wygłodniały, chudy jak nieszczęście szczur po cichu zakradł się do talerza z resztkami jedzenia Aarta i bezczelnie porwał brudnoszary glut rozgotowanej kaszy. Nie, żeby elf mógł sobie pozwalać na luksus wybrzydzania i zostawiania niejadalnych jego zdaniem elementów posiłku, o nie. Po prostu karmiono go tu raz dziennie, a ostatnio nawet rzadziej, bo bieda w kraju, więc zostawił sobie łyżkę ohydnej strawy na czarną godzinę. A szczur bezczelnie wykorzystał jego nieuwagę i pozbawił go deseru. Już trzeci raz w tym tygodniu.

- Jeśli nie robi ci różnicy, czy kat łamać cię będzie kołem od dołu, czy od góry, to nie przyznawaj się do niczego. Ja jednak dość egzekucji obydwu rodzajów widziałem, żeby móc ci poradzić ze szczerego serca... zastanów się, elfie, jak długo chcesz jutro cierpieć.

Zadowolone z siebie szczurzysko przecisnęło się jakąś dziurą do sąsiednich cel i dyskretnie pozbawiło resztek posiłku także dwóch gwałcicieli, młodego złodziejaszka i przeklętą wiedźmę-trucicielkę. Wszyscy byli tak zrezygnowani i wycieńczeni, że nawet nie mieli siły zaprotestować. Kapitan Gryfiego Gniazda natomiast kontynuował swoją przemowę.

- Myślę, że wiesz, że to wszystko nieistotne. Nawet, jeśli rzeczywiście, w co szczerze wątpię, nie miałeś jakimś cudem nic wspólnego z organizacją zamachu, to wciąż pozostaje kwestia zabójstwa właściciela gospody oraz trzech strażników, na co są świadkowie. Inni świadkowie, na twoje nieszczęście, rozpoznali cię jako podpalacza spod Meriandos... Tego się nie wyprzesz. - Głos Erdaca wciąż był dość spokojny, przesycony wielotygodniowym zmęczeniem. Teraz przybrał wręcz troskliwy ton. - Po coś ty przyjechał do tego miasta, elfie? Zguby szukać?
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Zimny loch w podziemiach zamku

4
A więc wszystko, co widział w wizjach okazało się być prawdą. Jasnowidzenie zdawało się nie zawodzić elfa, co znaczyło, że z jego zmysłami jest wszystko w porządku. Nie zwariował, nie mógł, przecież nic mu się strasznego nie stało… No może poza czekającą na niego egzekucją i szczurem złodziejem, który ogołocił go z zatrzymanej na „czarną godzinę” resztki jadła. Ale to na razie nie jest ważne, Jadło przyniosą mu jutro, a życie jeszcze z niego nie uszło, więc w obecnej chwili miał się w porządku.
Spoglądał ze znudzeniem na rudzielca, który zdawał nie robić sobie niczego z tego, co powiedział Aart. W sumie Gryfie Gniazdo powinno cieszyć się, że posiada taką osobę na stanowisku obrony, ale to stan pozorny. Mężczyzna chciał za wszelką cenę utrzymać się na swojej pozycji tak mocno, że postanowił wrobić w winę samotnego elfa podróżnika. Może i był winien śmierci czwórki mieszkańców, jednak nikt mu tego nie udowodnił. Szkoda, że nie przestrzega się tu zasady humanitaryzmu i domniemania niewinności do czasu wykazania, że oskarżony jest winny. Dobra, nie ma co gdybać, bo od takiego toku myślenia nikt się jeszcze z lochu nie wydostał.
- Jejciu, jejciu. Nie udowodnisz mi niczego, bo niczego nie zrobiłem. Twoi świadkowie zapewne nie odróżniają elfa od krasnoluda… Zapewne wiesz, jak wiele różnych rasowców przepływa przez Gryfie Gniazdo. Trzeba tędy przejechać, aby dostać się do Srebrnego Fortu, ale także to jedna z niewielu dróg na północ, jeśli jedzie się z Wushoh i innych południowych miast…- powiedział podpierając głowę o swoją dłoń.
- Powiem ci zupełnie szczerze, że jeszcze nigdy nie byłem w Meriandos. Co więcej, nawet nie miałem zamiaru tam jechać. Kieruję się na północ, jak na razie moim celem jest… Albo był Biały Fort.- urwał. Bardzo dobrze wiedział, że jego wyznania w niczym mu nie pomogą, bo decyzja zapadła zanim Aart został wydany przez rodzinkę, której pomagał. Musieli znaleźć ofiarę, leśny elf o podejrzanym wyglądzie, naznaczony tatuażami to idealny obraz zbrodniarza. Ludzie to kupią, rudy będzie miał spokój przez chwilę. Co jak co, ale problemy zapewne wrócą bardzo szybko. Jeśli nie wyeliminuje prawidłowych sprawców ataku na zamku, dalej będą siali spustoszenie w mieście. To tak logiczne, jak działanie pułapki na myszy… albo i szczury. Najwidoczniej kapitan strażników obrony miasta nie był osobą, która działała według zasad logiki- szczury panoszyły się po lochach tak samo, jak robiły to na ulicach Gryfiego Gniazda…

Re: Zimny loch w podziemiach zamku

5
- Co ja, głupi jestem, myślisz? - parsknął kapitan na tłumaczenia Aarta, pomału tracąc cierpliwość. - Dobrze wiesz, że z traktu specjalnie trzeba zboczyć i od Mostu Królowej Lydii dwa dni drogi nadłożyć, żeby tu dotrzeć. Do Gryfiego Gniazda nikt nie przyjeżdża przypadkiem. Do Gryfiego Gniazda przyjeżdża się celowo. Jeśli ma się zaś cel zbrodniczy i podły, to gryfy wyrzucają takiego szkodliwego intruza ze swego gniazda. Na skały i z bardzo wysoka, jeśli chwytasz metaforę. Wy, elfy, lubicie metafory, co? Pozwól więc, że cię z nią zostawię i pozwolę się nią nacieszyć do woli, skoro nie chcesz współpracować. Żegnam.

Za rudobrodym w jednej chwili zamknęły się drzwi. Pozostał po nim tylko podmuch lodowatego powietrza (nie do wiary, że też w tym lochu mogło się zrobić jeszcze zimniej) i wisząca w powietrzu obietnica bolesnej, publicznej egzekucji.

- Po co cię droga na północ wiedzie, długouchy? - Aart usłyszał nagle koło siebie szept. Kobiecy szept, który w swoim tonie miał coś wulgarnego, coś obscenicznego.

Gdy zniknęło światło trzymanej przez Erdaca świecy, elf potrzebował kilku chwil, by jego oczy na powrót przyzwyczaiły się do ciemności... Wreszcie zlokalizował źródło głosu - zauważył tę kobietę oskarżoną o czary i trucicielstwo, która nagle się ożywiła i przylgnęła całym ciałem do rozdzielającej ich kraty. Jej oczy, olbrzymie w wychudzonej twarzy, podobne do sowich, wpatrywały się w niego intensywnie. Nie pamiętał, by kiedykolwiek wcześniej się do niego odzywała, a siedziała tu niewiele krócej od niego.

- Czego chcesz szukać na północy, malowany chłopcze?
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Zimny loch w podziemiach zamku

6
Los zaczął ponownie robić z niego głupka. Rudowłosy nie uwierzy w żadne słowo elfa, choćby niewiadomo jakimi dowodami było podparte. Jakimś cudem, którego nie umie wytłumaczyć, trafił do gniazda Gryfów, aby tylko w spokoju przenocować i ruszyć w dalszą drogę. Najpierw chciał to zrobić poprzez podróż terenem, jednak po dłuższych przemyśleniach, postanowił, że skorzysta z Fortu nieopodal i statkiem odpłynie w pożądanym kierunku. Ale co go obchodzi zdanie tego jegomościa, i tak postąpi wedle swojego uznania.
Gdy wyszedł, w celi ponownie zawitała ciemność. Jego oczy od razu nie dostrzegły niczego poza bezkresem beznadziejności sytuacji w jakiej się obecnie znajdował. Wtem rozmyślanie nad sensem żywota przerwał mu głos spółwięźniarki, o której wiedział jedynie tyle, że trzymana tu była z zarzutów czarnoksięstwa? Chyba, nie był tego pewien, nie oceniał ludzi po tym co o nich usłyszał, w wypadku, kiedy miał okazję dowiedzieć się prawdy z najlepszego źródła, jakim jest zainteresowana delikwentka.
Oparł się o zimną ścianę, nogi przyciągnął do siebie, aby aż tak bardzo nie tracić ciepła.
- Ciągnie mnie tam siła nieokreślona. Sam nie wiem dlaczego, ale tam czuję, że tam znajduje się moje przeznaczenie…- powiedział nieco niejasno. Ale cóż, taka była prawidłowa odpowiedź. Sam nie miał pojęcia co tam czeka, ale widział w swoich wizjach, że to na północy była jego przyszłość…
Spoglądał wprost w jej oczy, które zdawały się być większe, zważając na fakt, że wiele ciała pod skórą jej twarzy nie pozostało.
- Chociaż wydaje mi się….- urwał, aby zatopić się w chwili bezkresnych myśli. Nie wiedział dlaczego postanowił się jej zwierzyć.
- Wydaje mi się, że to przeznaczenie nie nadejdzie. Tym razem mój instynkt zawiódł…- zamilkł. Fenistea płonęła, nigdy nie ujrzy północy, przyszłość niedługo się skończy. Beznadziejność zaczynała brać górę nad racjonalnym myśleniem.

Re: Zimny loch w podziemiach zamku

7
- Przeznaczenie! A więc wierzymy w przeznaczenie, malowany chłopcze! O nie, instynkt nie zawodzi, przeznaczenie nie zawodzi! - wychrypiała niewiasta. - Jaki znak wisiał nad tobą w dniu narodzin? Wiesz czy nie wiesz? Poznałeś swoją Ścieżkę? Kroczysz nią? Odpowiedz!

Koścista ręka czarownicy bez trudu przecisnęła się przez kratę i nieomal zamknęła w swym uścisku ramię Aarta. Nieomal. Bo choć jego cela była mała, to udało mu się usiąść na tyle daleko, by znaleźć się poza zasięgiem niekoniecznie chcianego dotyku... Mimowolnie zawiesił na chwilę oko na purpurowych liszajach, "zdobiących" skórę kobiety. Na jej długich, potwornie brudnych paznokciach. Na przetłuszczonych i skołtunionych włosach, podobnych do burej ścierki...

Mógł krzywić się z odrazą, ale sam z pewnością nie wyglądał wiele lepiej. Tylko jego elfia krew sprawiała, że nie śmierdział aż tak bardzo, jak reszta więźniów.

Aart czuł za swoimi plecami mur tak zimny, jakby wzniesiono go nie z kamieni, lecz z bloków lodu. Posadzka nie była wiele lepsza, tyle tylko, że pokryta warstwą nieczystości i resztkami zgniłej słomy, która do niedawna robiła tu za coś w rodzaju siennika... dopóki dręczony przez conocne koszmary elf nie rozwlókł jej po całej podłodze, rzucając się jak zwierzę w potrzasku.

Sowiooka więźniarka mogła należeć do Wędrowców Ścieżki - tak mocno dopytywała się o znak, przyświecający drodze Aarta i tak mocno zdawała się ufać wyrokom przeznaczenia. Gdyby ktoś dobrze nadstawił ucha, usłyszałby może cichutki chichot losu: bo sekta Wędrowców narodziła się wszak wśród elfów czczących Sulona. Tam najczęściej dopatrywano się jej początków. Co na to "malowany chłopiec"?
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Zimny loch w podziemiach zamku

8
Oczywistym był fakt, że wewnątrz lochów nie spotka normalnych ludzi, co więcej takich zamkniętych za bycie niewinnymi. Kobieta wydawała się być spełnieniem najciemniejszych koszmarów młodego elfa. Spoglądając na nią przez ciało przechodziły dreszcze, ale Aart nie wiedział z jakiego powodu to się działo. Może i nie widział nigdy tak zapuszczonej osoby, ale miał kontakt z jej podobnymi. Nawet widok trupa tak nie obrzydzał go, jak możliwość kontaktu fizycznego ze staruchą.
Wydawała się być nawiedzona… No, ale kto to mówi. Elf, który w nocy mota się jakby miał atak, przez wizje, które nie zawsze się sprawdzają. Chociaż… Jakby nie patrzeć, ostatnimi czasy sprawdza się każda z nich.
Gadka o znakach nie za wiele mu mówiła. Wiedział w pod jakimi gwiazdami przyszło mu nawiedzić ten świat, był świadom swojego znaku, ale nigdy nie zwracał uwagi, co z nim jest związane, a więc co kryje się za tym krótkim słowem. Kilka razy przez jego uszy przeszła nazwa „Wędrowców Ścieżki”, ale wypadła ona drugim uchem tak szybko, jak wpadła do pierwszego. Nie chciał zgłębiać się nad ich istnieniem, wystarczyła mu wiedza o tym, że wierzą oni, iż znak dla nas przypisany, jest proroctwem, według którego podąży nasze życie. Nie za bardzo chciał dać wiarę, że to prawda.
- Z tego co słyszałem, jestem Wieżą…- odpowiedział, sam nie wierzył, że to zrobił...

Re: Zimny loch w podziemiach zamku

9
- Wieża... - powtórzyła współwięźniarka Aarta przerażonym szeptem. - Wie... cicho! Nie wiesz, że tego słowa nie wolno wymawiać w głos, odkąd na Herbii zja...

Skrzypnęły drzwi, potem dało się słyszeć odgłos kroków, a jeszcze chwilę później kolejny lodowaty podmuch zmroził ciała i dusze więźniów.

- Cisza tam, nie mamrotać - rzucił obojętnym tonem strażnik. - Macie jeszcze jednego do kompletu.

To rzekłszy, wepchnął do - "prywatnej" jak dotąd - celi Aarta jakiegoś wysokiego młodzieńca o szlachetnych rysach oraz spojrzeniu uosabiającym niedowierzanie i niesprawiedliwie skrzywdzoną niewinność. Młodzieńca, który również był leśnym elfem.
*
Cailean miał cholernego pecha. Opuścił farmę niziołka Alberta w Meriandos, jednak w zamian za okazaną dobroć obiecał mu wyświadczyć jeszcze jedną przysługę. Ot, zawieźć pewną drobną sumkę kuzynce, mieszkającej w Gryfim Gnieździe. Drobna sumka w solidnej kerońskiej walucie, w nowiuśkich srebrniuteńkich gryfach, zajmowała dwa spore worki. Elf dostał gniadego konia, suchy prowiant na drogę i ciepłe, choć nieco krótkie futro. I wyruszył.

Gdyby niziołek Adalbert wiedział, jak bardzo nie lubi się ostatnio elfów w mieście nad Gryfią Rzeką, poprosiłby o tę przysługę kogokolwiek innego. Ale pechowo wiedzy takiej nie posiadał, tedy padło na Caileana - syna Lasu, który pomimo śniegu leżącego na traktach rwał się do drogi, choć sam nie miał pojęcia, dokąd i po co miałby zmierzać, tym chętniej więc przyjął wskazany przez swojego dobroczyńcę cel.

Droga zajęła mu niemalże trzy tygodnie. Jechał wzdłuż ściętych lodem wód Jeziora Keliad, potem u podnóża przykrytych śnieżną czapą Gór Aron przekroczył most na Gryfiej Rzece, by wreszcie, po kilku dniach spędzonych wśród malowniczych pagórków, dotrzeć do upragnionej fortecy. Ciepłe światła kusiły obietnicą wygodnego łóżka i solidnego posiłku...

A tam przywitano go bardzo niemiło. "Elfi złodziej!" - usłyszał. "Zarekwirowano" mu "na rzecz miasta i ograbionych obywateli" worki z pieniędzmi i zanim zdążył wykrztusić choćby słowo wytłumaczenia, już siedział w lochu. Kuzynka Alberta musiała być niepocieszona.

Tak, Cailean miał cholernego pecha. Ale w Gryfim Gnieździe elfom w ogóle jakoś szczęście nie dopisywało. Wsadzono go bowiem do celi, w której siedział już... jeden elf. Na oko nieco młodszy od niego samego. Co ciekawe - też wytatuowany na twarzy, całkiem podobnie jak i on sam, jakby jedna i ta sama ręka dziergała te wzory. Cóż, Cailean miał całkiem sporą dziurę w pamięci i do tej dziury powpadały niestety - jeśli można tak to metaforycznie ująć - okoliczności powstania jego własnych tatuaży oraz osoba ich autora. Ciężko było tedy nawet zagaić rozmowę na ten temat. Ale podobieństwo ornamentów było uderzające, zauważyli to obydwaj.

Czarownica o burych włosach przestała chwilowo narzucać się Aartowi, skupiona na bezsensownym mamrotaniu czegoś pod nosem. Czegoś tam o demonach, przekleństwach, jak również rzeczach wielkich, lecz niepojętych i straszliwych.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Zimny loch w podziemiach zamku

10
Gryfie Gniazdo okazuje się być coraz to większą stolicą rasizmu w całej Herbii. Znając życie i zachowania ludzi, zapewne wkrótce, rozpoczną tu się tworzyć bractwa i sekty, które za cel obiorą sobie czyszczenia świata z plugawych śmieci, jakimi były wszystkie inne rasy poza ludzką. Ironia losu czy normalna, naturalna ludzka tendencja do robienia czegoś, co w żadnym wypadku nie sprawdza się w rzeczywistości i normami kulturowymi? Cóż… Czas wyjaśni wszystkie nieporozumienia i zagwostki.
Wieża… Nie można mówić o tym znaku. Zabawne, urodził się pod nieszczęśliwą gwiazdą, której większość znachorów się boi. Przeznaczenie skierowało go właśnie w te lochy, aby dowiedział się o nieprzychylności losu. O dziwo nie był już sam w wykonywaniu owego zadania. Raczej drugi, podobnie wytatuowany elf nie miał szczęścia w życiu. Aart nie znał go, ale tatuaże, które posiadają nie są raczej błogosławieństwem bogów. Sam zainteresowany młody leśny elf nie miał pojęcia skąd owe ornamenty znalazły się na jego skórze. Ciekawił go fakt, czy jego nowy towarzysz posiadał jakąkolwiek wiedzę odnośnie swoich naznaczeń.
Na razie nie chciał go niepokoić. Widać, że musi przemyśleć sytuację, w której się znalazł. Ba! Oby doszedł do siebie, bo dobrowolnie nie wrzucił się do lochu. Jego historia zapewne była ciekawa, jednak jej wysłuchanie może poczekać, o ile będzie chciał się nią podzielić.
- Powiedz mi więcej.- szepnął do czarownicy, gdy strażnik wyszedł z lochów. Interesowało go to co „wiedźma” miała do powiedzenia. Mimo, że większość uważało ją za osobę niespełna rozumu, on uważał, że to ona mogła być wskazówką, która pomoże mu zrozumieć istotę jego egzystencji. Może to dzięki niej uświadomi sobie, w jaki sposób wydostać się z tego ohydnego miejsca.

Re: Zimny loch w podziemiach zamku

11
W oczach czarownicy nagle pojawił się błysk. Kobieta zbliżyła się znowu to dzielącej ich kraty i Aart ze zdziwieniem odkrył, że jest znacznie młodsza, niż mu się wydawało. To znaczy - młódką nie była, ale staruchą na pewno też nie. To tylko bieda, głód, brud i ziąb sprawiały, że na pierwszy rzut oka wydawała się tak leciwa, że mogłaby robić za prababkę samego Hyurina... A może właśnie odmieniła się teraz jakimś czarem? Kto wie, takie staruchy-szeptuchy potrafiły niekiedy, zażywszy odpowiednie ziele, przywrócić swoim ciałom młodość urodę. Tak przynajmniej powiadano.

- Ha! Zabierz mnie na Północ! Zabierz mnie stąd! Zabierz mnie, a wszystko ci powiem! Wiem... czuję, że stąd niedługo wyjdziesz! Nie wiem jak, ale to się stanie... weź mnie wtedy ze sobą, malowany chłopcze. Przyrzekasz?

Wtem do celi ponownie wpadł lodowaty podmuch, oznajmiający czyjeś przybycie. Znów. Ruch dzisiaj w tym lochu jak na targowisku. Ale ten gość, dla odmiany, przyszedł bez pochodni i raczej po cichu. Jego sylwetka zlewała się ze ścianami w panującym tu mroku, więc trudno było osądzić, kto to jest. Charakterystycznego chrzęstu żelaza nie było słychać, więc nie był to raczej nikt zakuty w zbroję.

- Który to z was idzie jutro na ścięcie, co? - rozległo się pytanie wypowiedziane młodym, zuchwałym głosem.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Zimny loch w podziemiach zamku

12
Cailean nie miał pojęcia dlaczego ludzie tak zareagowali. Przecież on po prostu chciał wyświadczyć przysługę swojemu opiekunowi... Świat, w którym przyszło mu się narodzić był okrutny i coraz bardziej mu się nie podobał. Być może to lepiej, że stracił pamięć? Może jego oczy widziały już niejeden akt nienawiści? Tak, przyznał w duchu, lepiej nie pamiętać.
Osobnicy, którzy go schwytali, nie omieszkali ukazać mu swojej życzliwości, toteż elf był cały obolały. Niezdarnie podszedł do jednej ze ścian celi i opierając się o nią plecami przysiadł na ziemi. Dopiero wtedy dostrzegł, że w więzieniu jest jeszcze jeden elf. Początkowo nie zainteresował się nim ani odrobinę, ale nagle coś go oświeciło. Chłopak bowiem miał tatuaże, i to nie byle jakie. Były identyczne jak te Caileana! Jak to możliwe? Młodzieniec zaciekawił się, czy aby jego współwięzień wiedziałby coś na temat owych tajemniczych znaków. Bał się jednak, iż może jakoś urazić tamtego swoimi pytaniami, toteż smętnie spuścił głowę i nie odezwał się ani słowem. Nagle poczuł lodowaty podmuch i domyślił się, że ktoś musiał wtargnąć do celi. Usłyszał młody, zuchwały głos, a jego żołądek wykonał kilka zgrabnych salt. Nowy jegomość pytał bowiem o to, kto następnego dnia zostanie ścięty. Choć elf nie znał terminu wyznaczonej mu egzekucji, to przestraszył się, iż chodzi o niego. Nie miał jednak zamiaru chętnie zgłaszać się na pytanie strażnika, więc siedział dalej w tym samym miejscu i wstrzymał oddech, czekając na to, co nadejdzie.

Re: Zimny loch w podziemiach zamku

13
- Czego milczycie, nędzne tchórze? - zniecierpliwił się głos, któremu odpowiedziała wyłącznie trwożliwa cisza i spuszczone, wpatrzone w najciemniejsze kąty lub w posadzkę oczy. - Uwaga, powtarzam. Którego z was jutro ścinają? Ostatnia szansa, nie zapytam po raz trzeci.

Źródło głosu zbliżyło się do kraty i przywarło do niej ciałem. I nawet mimo ciemności dało się poznać, że nie było to ciało więziennego strażnika... No, chyba że kasztelan Gryfiego Gniazda postanowił zatrudniać w charakterze straży młode, zuchwałe, ubrane po chłopięcemu panienki. Spod ciemnej grzywki i równie ciemnego kaptura błysnęły iście diabelsko wielkie oczy dziewki, która pieszczotliwym ruchem przesunęła dłonią po oddzielających ją od więźniów prętach.

- Któryś wymalowany na twarzy, słyszałam. Aha! Ty? Czy ten drugi?

Żaden z elfów nie miał pewności, czy ostatnie pytanie było skierowane właśnie do niego, czy do jego towarzysza niedoli. Ktoś jednak musiał odpowiedzieć, inaczej czarnowłose diablę gotowe było... zrobić coś nieprzewidzianego. To było po niej znać. Nie lubiła za długo na nic czekać i gotowa była zaraz dać wyraz swojemu niezadowoleniu w wybuchowy sposób, to było więcej niż pewne. A tego chyba nie potrzebowali...
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Zimny loch w podziemiach zamku

14
Cailean tylko wcisnął się głębiej w kąt. Starał się być jak najmniej dostrzegalny. Tak strasznie się bał, że może chodzić o niego, a przecież tak naprawdę nie zrobił nic złego. Gdy zobaczył do kogo należy głos nie zdziwił się. Słyszał w nim nutkę kobiecości, dla większości osób niedostrzegalną. Nie sprawiło to jednak, ze mniej obawiał się o swoje życie. Gdy zrozumiał, że brak odpowiedzi może go wiele kosztować w końcu wykrztusił, łamiącym się głosem:

- Przykro mi pani, lecz nie wiem kto ma zostać stracony. Nikt mi o tym nie powiedział, gdy mnie tu wrzucano...

Nie zamierzał wykrzykiwać nic w stylu : "Jestem niewinny!". W końcu każdy byle zbrodniarz używał takich samych słów nawet wtedy, gdy ich wina była bezdyskusyjna. Poza tym wiedział, że każde zbędne słowo w odpowiedzi na pytanie niewiasty może doprowadzić go do zguby. Chociaż, czy miał coś więcej do stracenia? Przecież zapewne przyszła tu, żeby go zatargać na miejsce kaźni i tam publicznie stracić. Cailean żałował tylko jednego, że nawet nie miał czego żałować. Nie pamiętał swojego życia...

Re: Zimny loch w podziemiach zamku

15
- Czyli nie o ciebie chodzi - odparł sucho kobiecy głos, po czym jego właścicielka straciła zainteresowanie Caileanem, a zwróciła się do Aarta. - W takim razie ty! Chodź tu. No już. Nie chcę słyszeć słowa protestu!

W drzwiach ich celi szczęknął przekręcany klucz. Drugi elf posłusznie wstał i powlókł się w kierunku wyjścia, nerwowo zerkając przez ramię na towarzysza niedoli. Wzdychał ciężko i powłóczył nogami, jakby starał się odwlec moment wyjścia. Nie wiedział przecież, czy zagadkowa postać przynosi mu przyspieszoną egzekucję czy może - kto wie? - cudowne wybawienie... Jeżeli jego więzienny współlokator chciał poznać choćby jego imię, przekazać prośbę albo powiedzieć słowo otuchy, to była ostatnia chwila.

- A ty nawet nie drgnij, bo cię spopielę - rzuciła dziewka do Caileana, podnosząc ostrzegawczo dłoń, by zdusić w zarodku ewentualne ożywienie i ukrócić wszelkie głupie pomysły.

- A co ze mną?! - zawyła nagle burowłosa wiedźma z sąsiedniej celi. - Nie zostawiaj mnie tu, nie mogę tu zgnić! Ruszysz na Północ, wiem o tym, nie możesz mnie tu zostawić! Obiecałeś, OBIECAŁEŚ!

- Jeszcze jedno słowo... - wysyczała jadowicie tamta spod kaptura.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Zamek”