Re: Port w Ujściu

16
Podczas oblężenia jedyną prosperującą branżą Ujścianej gospodarki była szeroko pojęta turystyka. Szeroko, ponieważ klienci licznych drobnych przewoźników funkcjonujących w miejscowych dokach nie przebierali w ofertach, tylko płynęli gdzie popadnie, jak najdalej od miejskich murów i obowiązkowej służby wojskowej na tych murach.
W nadmorskich karczmach kapitanowie łodzi i statków zasiadali za stolikami i pobierając z góry opłatę od zainteresowanych zapisywali chętnych, których to ustawiały się długie kolejki na rejs. Można było też gdzieniegdzie spotkać zaczepiającego przechodniów rybaka, czy też drobnego szmuglera oferującego rejsy zaledwie dwóm-trzem osobom na raz. Nie było ich wielu, bo od czasu do czasu, aby zapobiec szybkiemu odpływowi rąk do walki z najeźdźcą po porcie przechadzał się patrol straży, bezlitośnie aresztując każdego, kto trudnił się przewozami drogą morską. Oczywiście z braku ludzi patrole nie były wystarczająco silne by wchodzić do karczem pełnych uzbrojonych piratów i najemników, więc po prostu aresztowały od czasu do czasu płotki błąkające się po ulicy.

Re: Port w Ujściu

17
Do portu trafia Visenna

Łuczniczkę zaraz po wejściu do portu uderzył zapach, który od nadmiaru ludzi stał się jeszcze gorszy niż zazwyczaj. Musiała zasłonić twarz maską, aby nie był tak intensywny. Elfka udała się do źródła wszelkich informacji - karczmy. Najbliższej karczmy jaką udało jej się wypatrzeć

Lokal nosił nazwę "Po c wy Fri qo". Co miało być zapewne "Połowami Erniego". Jak to na portową jadłodajnie przystało serwowane były tam ryby. Tylko ryby. Pasta rybna, zupa rybna, wędzona ryba, można było nawet znaleźć w menu pasztet z ryby. Nie była to jedna z tych drogich restauracji gdzie serwowane były raki z wodorostami, czy ośmiornice w sosach o niewymawialnych nazwach. Była to prosta, mała właściwie to budka z czterema stolikami. Obdrapane ściany, ciasnota i smród portu nie odstraszały jednak marynarzy przed zjadaniem "najlepszych ryb na południowym Keronie". Pomimo, że zwykli mieszkańcy tu nie bywali to kapitanowie i ich załogi z chęcią spożywały tu posiłek gdy tylko dane im było odwiedzać Ujście. Nie wszyscy jednak na wodach słyszeli o "Pocwach Friqy", a innym przeszkadzał wygląd i rozmiar karczmy. Nie mogła się tu zmieścić załoga dużego statku i nie było opcji noclegu a wszystko wyglądało obskurnie. Z tych powodów Erni ledwo spłacał podatki i nie miał funduszy na uatrakcyjnienie posiłku odwiedzającym lokal. Mała lada i cztery stoliczki przyciągały głównie stałych klientów i tych których owi klienci przekonali. Oczywiście w takiej sytuacji jaka była obecnie w Ujściu nie była na rękę biznesowi. Kto ma czas na jedzenie w takim zamieszaniu? Pomimo wszystko Połowy Erniego były dziś otwarte.

Visenna weszła do środka. Szukała kapitana chętnego do zabrania ją na pokład. Domyślała się, że trzeba będzie go jakoś przekonać, żeby wpuścił ją za darmo, ale i to da się załatwić.
Spoiler:

Re: Port w Ujściu

18
W karczmie było dziś tłoczno i duszno. Przez środek lokalu ciągnęła się kolejka wszelkiej maści mieszkańców Ujścia chcących ujść z niego z życiem. Pozostałą przestrzeń sali wypełniali ci, których zwie się "wilkami morskimi" a wnosząc po ilości uzbrojenia jakie pozatykali sobie za skórzane pasy również "piratami". Każdy z nich ubrany był niewybrednie: jedni w kolorowe suknie kupieckie z dziurami na wysokości najważniejszych organów życiowych, inni w żołnierskie płaszcze i kurtki z dystynkcjami, po których Visenna nie potrafiła rozróżnić krajów ich pochodzenia. Mało które z przedramion żeglarzy nie było pokryte tatuażami tak jak i mało którego ucha nie zdobiły szczerozłote kolczyki a kiedy się śmiali widać było, że cenią sobie ten kruszec również jako zamiennik zębów.
Skrytobójczyni ustawiła się w kolejce razem z dygocącym ze strachu motłochem. Już po pięciu minutach przebywania w tym miejscu przeciętny mieszczanin nawet tak zepsutego miasta jak Ujście musiał toczyć ze sobą wewnętrzną walkę aby nie wybiec z karczmy i nie zasilić szeregów mięsa armatniego na murach miejskich. Piraci przechadzali się po lokalu jak po swoim statku kołysząc się na boki, prężąc grube jak młode dęby ramiona i od czasu do czasu rzucając do losowo wybranego celu nożami w ramach dziwnych zakładów, których elfka nie mogła pojąć. Raz ostrze trafiło w drewniany kubek, do którego karczmarz nalewał komuś piwa i wszyscy wybuchnęli śmiechem, po czym zrzucili się po srebrnej monecie dla rzucającego przekazując mu wyrazy uznania w nieznanym jej języku. Innym razem nóż wbił się o cal od nosa stojącego przy filarze przyszłego pasażera ich statku i najbliższy kompan prawym sierpowym pozbawił rzucającego przytomności, zabrał mu sakiewkę i wyrzucił go na śnieg przed karczmą (po czym otrzymał od załogi gratulacje brzmiące podobnie do tych z pierwszej sytuacji).
Visenna nie miała wiele dobytku a i tak czuła na sobie czujne spojrzenia żeglarzy zapewne wyceniających w myślach całe jej uzbrojenie, ubranie i ciało. Czekający na zapisy mający przy sobie torby albo kufry mogli w każdej chwili oczekiwać przeszukania swojego bagażu a nawet bezceremonialnego przywłaszczenia sobie wartościowych rzeczy przez członków załogi, którzy w obecnych czasach tam gdzie przebywali - sami sobie stanowili prawo.
- Następny!
Elfka stanęła twarzą w twarz z kapitanem tej nieokrzesanej bandy, który okazał się drobnym goblinem o wyłupiastych oczach i gigantycznym, nawet jak na swoją rasę nosie. Nosił tandetne ozdoby zapewne zrabowane z różnych części świata takie jak bransoletki z drewnianych koralików czy złote kolczyki elfiej roboty w kształcie serduszek. Siedział za stolikiem z arkuszem papieru i piórem maczanym regularnie w kałamarzu podczas wypełniania listy podróżnych... Albo czegokolwiek, Visennie nic nie mówiły postawione na papierze znaczki.
- I co, tak bez pieniędzy? - Zagadnął sam widząc, że zainteresowana nie ma sakiewki. - Może i ładnaś, ale kurew już nie potrzebujemy, nabraliśmy wystarczająco, musimy też przewozić takich co płacą gotówką. Co ty potrafisz? Umiesz strzelać z tego tam co masz na plecach?

Re: Port w Ujściu

19
Elfkę trochę uraziło pytanie czy umie strzelać z łuku, który w jej rękach spędził już siedemnaście lat.
- Mogłabym spuścić żagle strzelając z brzegu w liny statku - trochę przesadziła, ale powiedziała to tak, że goblin powinien domyślić się, że miało to znaczyć "tak, nawet bardzo" - Umiem strzelać. Fakt, nie mam pieniędzy. Mogę za to posłużyć grotami do czasu dotarcia do portu. Co pan na to panie kapitanie?
Oczywiście jeśli elfka usłyszałaby odpowiedź twierdzącą pierwszym pytaniem byłoby "gdzie płyniemy".

Re: Port w Ujściu

20
Kapitan zatarł ręce zachwycony taką odpowiedzią. Goblińskim obyczajem w poważaniu mając ideę przypisania osobnych zadań poszczególnym meblom wlazł butami na stół i stanął na nim wyprostowany, tak, że teraz był nieco wyższy od elfki. Depcząc swoje dotychczasowe zapiski, przewracając kałamarz i rujnując tym samym całą swoją dzisiejszą pracę objął chudym ramieniem skrytobójczynię i poprowadził ją na bok, czyli dookoła stołu. Znalazłszy się w tej dziwnej sytuacji elfka poczuła odrażający, rybi odór bijący z paszczy pirata za każdym razem gdy przemawiał.
- Jest do wykonania pewna robota, istny drobiazg, ale bez niego jakoś nie opłaca nam się wypływać... Potrzebny jest jeden precyzyjny strzał do celu, celem będzie wartownik na statku kerońskiej floty. Chcemy zrabować kilka bogatych domostw z tej okolicy, a tak się składa, że w pobliżu zacumowała ta kurewska karawela. Jej załoga pomaga teraz w obronie miasta, ale zostawili na pokładzie jednego błazna z rogiem i gdyby zobaczył co robimy, na pewno podniesie alarm. Zdążymy wypłynąć, ale nasza krypa nie da rady im uciec i złapią nas na otwartym morzu... Więc zanim wyruszymy trzeba zdjąć trębacza, złupić co się da i witaj kochane morze! Podrzucimy cię do samego Taj'cah co ty na to?

Re: Port w Ujściu

21
Visenna ucieszyła się, bo oznaczało to, że jednak wypłynie z Ujścia. Zdjęcie jednego strażnika nie jest trudne.
- Jasne, mam go zdjąć abyście mogli okraść domy. Myślę, że ktoś wpadł na ten pomysł wcześniej od was. To jest Ujście. Niemniej jednak pomogę wam. Myślę, że starczy mi godzina a nawet mniej.
Elfka uwolniła się spod ręki kapitana i przeciskając się w stronę wyjścia wróciła do portu.

Keroński statek było widać już na pierwszy rzut oka. Był to większy statek z wytrzymałego drewna z dużą ilością dział na burtach. Duże żagle pod powiewającą banderą Królestwa Keronu potrafiły rozpędzić statek do dużych prędkości. Szybkość zapewniały też jego rozmiary. Nie był to wielki galeon, a średniej wielkości fregata. Może większa od innych statków w porcie, ale nie olbrzymia.

Po statku przechadzał się strażnik pilnujący kerońskich statków przed chytrymi i co najważniejsze zdesperowanymi Ujścianami. Musiał przegrać zakład i dlatego został tu sam. Jeszcze gorzej dla niego.
W pobliżu miejsca gdzie zacumowała fregata było rusztowanie, które miało za zadanie zapewne pomóc w remoncie budynku. Był co raz powszechniejszy zabieg, gdyż taki remont sprawiał, że ciepło wolniej uciekało z domu. W tak długiej zimie należy cenić ciepło. Niestety plany mieszkańca się szybko zmieniły i zapewne uciekł na pierwszym statku.


Visenna podeszła do rusztowania. Chciała je wykorzystać, by dostać się na dach gdy nikt nie patrzył. Na dachu miałaby idealne miejsce do strzału. Wysoko, słońce za plecami i śnieg rażący bielą. Łuczniczka upewniła się, że nikt nie patrzy i zaczęła się wspinać na prowizoryczną drabinę rusztowania. Miała nadzieję, że wytrzyma.

Re: Port w Ujściu

22
Piraci już wcześniej zapakowali wszystkich pasażerów na swoją starą galerę przy okazji zaprzęgając większość do wioseł (o czym nie było wspomniane przy zapisach). Visenna mogła liczyć na lepsze traktowanie i względny szacunek załogi... Pod warunkiem, że wykona swoje zadanie. W przeciwnym razie ucieczka przed rzucanym w jej kierunku żelazem była najbardziej optymistycznym scenariuszem zakończenia tej przygody.

Obecnie, gdy elfka z gracją cyrkowca wspinała się po rusztowaniu kapitan goblin o wdzięcznym imieniu "Zabierz To Ode Mnie" zapewne nadanym zaraz po porodzie czekali za rogiem dzierżąc w dłoniach miecze, sztylety, szable, kordelasy, tasaki, rapiery i kilka egzotycznych ostrzy, których nie sposób było nazwać. Większość załogi preferowała styl oburęczny a niektórzy wsadzali sobie zapasowy brzeszczot między zęby. Żaden nie nosił zbroi, tarcz ani hełmów. Znać było, że ferajna uczyła się szermierki podczas akcji abordażowych, a na stałym lądzie musiała czuć się nieco nieswojo.

Z każdym pokonanym metrem oczom skrytobójczyni ukazywały się wyraźniej domy, które miały paść celem rabusiów. Były to trzy zdobione marmurem kamienice stojące po sąsiedzku z tą, na którą się wspinała. Przy wejściach stało po jednym strażniku z włócznią a przez okna widać było, że pomimo ogólnej paniki ich właściciele byli na tyle zamożni lub wpływowi by nie uciekać podczas oblężenia.

Gdy dotarła do szczytu rusztowania i zajęła dogodną pozycję do strzału zorientowała się, że coś musiało jej się wcześniej przywidzieć, bo wartownik nie przechadzał się po pokładzie tylko stał na bocianim gnieździe. Miał stamtąd dużo lepszy widok na okolicę, ale raczej nie powinien dostrzec skrytobójczyni, bo ubrana była w czarne szaty a budynek na którego tle wchodziła na górę był ciemno-bury. Teraz od wydostania się z tego przeklętego miasta dzielił ją jeden celny strzał.

Jeden, bo zapewne na świst strzały przelatującej obok marynarz zadmie w róg, tak samo w wypadku gdyby strzał go nie zabił. Odległość jaka ich dzieliła wynosiła na oko 35 metrów. Od morza wiał lekki wiatr o stałej sile. Cel był nieco wyżej niż Visenna i niestety bujał się na boki razem z całym masztem. Stał pochylony opierając się łokciami o barierkę gniazda.

Re: Port w Ujściu

23
Elfka wyciągnęła strzałę z kołczana, usadziła ją na łuku i napięła cięciwę. Musiała wymierzyć strzał biorąc pod uwagę opadanie strzały, kołysanie statku, wiatr i czas pomiędzy wystrzeleniem, a trafieniem celu. Opadanie strzały było proste, robiła to setki razy. Fregata kołysała się w określonym tempie. Jeśli wiatr by się nagle nie zerwał - co zdarza się rzadko - i nie zmienił kierunku (zmieniając ruch statku) powinna trafić. Na szczęście port w Ujściu był na rzece w pewnej odległości od otwartego morza przez co wiatr nie był tak narowisty i nieprzewidywalny. Wystrzeliła przy najlepszym kącie celując nad głową wartownika i trochę w prawo, by wiatr zniósł strzałę dokładnie w cel. Celem była szyja. Zależnie od ruchów strażnika strzała miała trafić w tętnice, lub tchawicę (oczywiście Visenna nie znała tych nazw, ale wiedziała, że strzała w tym miejscu zabija natychmiast).

Re: Port w Ujściu

24
Może i ostatnimi czasy Visenna napotkała na swojej drodze kilka niepowodzeń i życie nie słało jej drogi różami, ale nic nie mogło jej odebrać niemal nadnaturalnych zdolności łuczniczych. 35 metrów nawet pod wiatr i w ruchomy cel nie było dla niej wyzwaniem, co udowodniła wypuszczając strzałę z oblodzonego rusztowania w porcie Ujścia. Na szczęk cięciwy trębacz obrócił głowę w stronę, z której dochodził dźwięk tylko po to, by poczuć, że coś wyrywa mu dziurę na wylot przez szyję. Chciał krzyknąć, ale powietrze uciekało mu z aparatu mowy naruszoną tchawicą mieszając się z fontanną krwi z tętnicy w makabryczny sprej, który następnie szybował z chłodnym wiatrem w stronę miasta. Po trzech sekundach było po wszystkim. Bezwładny wartownik opadł na barierkę bocianiego gniazda i zastygł w bezruchu.

Po bruku na dole poniosły się kroki biegnących bez słowa piratów. Schodząc z rusztowania Visenna mogła obejrzeć sobie spontaniczną akcję jednoczesnego szturmu trzech frontowych wejść do kamienic. W stronę strażników najpierw leciały ostrza miotane, a później padali pod gradem pchnięć i cięć w nieosłonięte pancerzem części ciała. Trzy grupki rabusiów sforsowały wejścia zadziwiająco szybko i zniknęły w środku kamienic. Pozostawało tylko udać się na zacumowaną niedaleko galerę i poczekać na swoich "przewoźników".

Re: Port w Ujściu

25
Visenna odnalazła piracką galerę. Z początku nie różniła się od innych galer, poza tym, że galer było tu mało. Przynajmniej elfka ich nie widziała. Z portu zniknęły szybko łodzie rybackie. Rzadko kiedy było tu widać kanonierki. Najczęściej można było zobaczyć wielkie galeony i wojskowe fregaty.

Łuczniczka przeszła po kładce na pokład gdzie jak to na większości statków wartę nad bezpieczeństwem dobytku pilnował jeden nieszczęśliwiec. Jak można było się tego spodziewać był to goblin. Na statku zbierali się już pasażerowie.
- Witam - przywitała się - przygotujcie się, bo zaraz pewnie będziemy odpływać.

Re: Port w Ujściu

26
Przykuci do wioseł pasażerowie popatrzyli na elfkę spode łba ale żaden nie odezwał się ani słowem. Goblin zaprowadził ją do wspólnej kajuty załogi pod pokładem i wskazał własny hamak. Poczęstował też grogiem i pieczonym gołębiem. Chyba nie mówił we wspólnym języku, bo jakoś nie zagadywał podczas tych czynności.

Po niedługiej chwili reszta załogi wbiegła na pokład "Dilaili" bo tak nazywała się krypa targając w workach i skrzyniach zrabowane kosztowności. Statek zatrzeszczał groźnie i zanurzył się o wiele bardziej, niż zalecaliby to jej konstruktorzy.
- Wiosłować szczury lądowe - krzyknął ile sił w płucach bosman i strzelił z bicza nad głowami "pasażerów". Reszta piratów rozlazła się po statku zajmując swoje tradycyjne pozycje. Jeden miał ranę kłutą brzucha, ale chyba nie bardzo się tym przejmował. Usadowił się na dziobie i odkorkował butelkę rumu. Kapitan schował się do swojej kabiny pozostawiając władzę sternikowi i bosmanowi. Galera ruszyła dosyć mozolnie w stronę archipelagu.

Napisy końcowe.

Re: Port w Ujściu

27
W porcie Ujścia atmosfera nie zmieniała się od paru dni. Tłumy ludzi pchających się do różnych kapitanów, by mogli z nimi uciec z tego miejsca. Możliwość ucieczki była bezcenna. Ludzie mogli płacić krocie by odpłynąć na północ, lub gdziekolwiek z dala od wojny. Niektórzy mieli oryginalne pomysły na wydostanie się z tego miasta, ale nikt nie używał tych oryginalnych pomysłów w przeciwną stronę.

Wielkie zdziwienie na twarzach Ujścian wywołało dwoje ludzi, którzy znikąd wyskoczyli z dużą siłą z wody obijając się trochę przy lądowaniu. Poważnych obrażeń nikt nie doznał.

Ves leżała na chodniku. Była cała, może trochę poobijana, ale cała. Lina musiała być ciągnięta przez konia, lub parę koni. Licząc od poziomu morza(rzeki) wyskoczyli na pięć metrów w górę. Licząc od chodnika były to jakieś dwa, trzy metry. Elfka słyszała rozmowy zaciekawionych gapiów, ale ich nie widziała. Przed oczami miała mgłę. Słyszała, że ktoś podszedł bliżej.

- Gotowe. Przyznam, że miałeś niezłe wejście Rieve - odezwał się głos kobiety prawdopodobnie była w wieku jej rozmówcy - A to kto? Twoja kochanka?
- Nie - zawahał się odpowiadając - Zajmij się jej oczami. Później ci wyjaśnię.

Vesaeline usłyszała, że kobieta idzie w jej stronę. Po chwili mgła zaczęła znikać, a oczom elfki ukazała się ludzka kobieta w pięknej jedwabnej fioletowej sukni o elfim kroju - wąska, bez nadmiernych dodatków. Właścicielka sukni była równie piękna. Ładne duże i zielone oczy, a nad nimi spięte w warkocz rude włosy. Jednak dla płci przeciwnej najważniejsze były piersi, a one były nieproporcjonalnie wielkie w stosunku do jej chudego ciała. Ta właśnie kobieta musiała uleczyć jej oczy za pomocą magii.

- Chyba brat zapomniał tobie powiedzieć, że ta woda źle wpływa na gałki oczne - odezwała się - Na szczęście macie mnie. Zapraszam do środka.

Ruchem ręki wskazała stojący nieopodal dom. Może nie tak bardzo bogaty jak inne stojące w porcie, ale wyglądał na zadbany. Zbudowany z cegły, nie drewna. Łącząc oba piętra miałby on powierzchnie około sześćdziesięciu metrów kwadratowy. Ves nie mogła o tym wiedzieć, bo nie znała tak dobrze matematyki.

- Zagrzałam wodę w balii. Myślałam, że brat sam przyjdzie. W liście nic nie wspomniał, że przyprowadzi dziewczynę. Będziecie musieli chyba tam razem wejść. Cóż, zmieszczą się tam i cztery osoby jak się wcisną. Dwójka luzem wejdzie.

Rieve zapewne powiedziałby, że on i Vesealine nie są razem, ale wizja przedstawiona przez - najwyraźniej - siostrę była zbyt interesująca aby ją mógł odrzucić.

Re: Port w Ujściu

28
Ves splotła ramiona na piersi, omal nie trzęsąc się w przemoczonym odzieniu. Przeprawa była brutalnie szybka. W jednej chwili mężczyzna ciągnął ją bezwładnie przez ciemną, lodowatą wodę i ramię zabolało od nagłego szarpnięcia, a w drugiej rąbnęła biodrem o zimny kamień, wzrok na chwilę jej zamroczyło. Smród miejskiego portu rozpoznawała bez omyłki. Kobiecego głosu — nie. Dopiero, kiedy stanęła na nogi i Rieve wdał się z nieznajomą w krótką dyskusję, usłyszała, jak nazwała go bratem. Nie wiedziała, że Erolczyk w ogóle posiadał rodzinę, zwłaszcza w Ujściu. Nie interesowała się ludźmi Kali, przynajmniej nie dopóki nie okazywali się handlarce zbędni lub niewygodni. Kobieta miała jednak te same, zielone oczy i rysy twarzy, Ves poznawała bez trudu. Tych ostatnich, jak niczego innego, nie mogła Rievowi odmówić. Nawet gdy zarastał w długiej żegludze niczym wilk i ciemne włosy plątały mu się na plecach.

Dziękuję — odparła krótko, gdy zbliżyli się do domu nieznajomej.

Elfka pragnęła jak najprędzej dowiedzieć się, gdzie przebywała Bogobojna, udać się do niej w tej samej chwili. Drżała jednak z zimna i wiedziała, że mogło mieć to paskudne skutki. Ludzie zimą umierali w gorączce, a gdy przemarzło całe ciało i złapały płuca, bywało znacznie, znacznie gorzej. Ich zanurzenie w rzece nie należało wtedy do najdelikatniejszych. Musiała odpocząć, rozgrzać się. Marzyła o gotowanym winie i kąpieli parującej od pachnących olejków.

Milczała. Przynajmniej do chwili, gdy stanęli we wnętrzu skromnego domostwa, ociekając na deski, a siostra przemytnika jak na życzenie napomknęła o gorącej balii. I dzieleniu się tym gorącem. Ves zesztywniała. Nadzieję i rozbawienie w oczach mężczyzny zgasiła bezwzględnym spojrzeniem. — Nawet nie śmiej, Rieve.

Kpił sobie, jeśli wierzył, że uda mu się tak po prostu, tak zwyczajnie. Zazwyczaj wierzył. Istniało wielu mężczyzn, którzy głuchli na „nie” i strzygli uszami na „tak”, ale Rieve wydawał się być ślepy na wszystko, z wyjątkiem tyłka i dekoltu. Odkąd Kali wyciągnęła jego i jego skretyniałą załogę z jakiejś zalanej grogiem dziury, Ves nie pamiętała spotkania, na którego koniec nie wyczekiwałaby z wytęsknieniem.

Sama udała się w stronę parującej balii, ściągając ociekającą kurtkę i wieszając na wolnym miejscu. Dwójka wejdzie, sarknęła w duchu. Balia iście była duża i pękata. Niewielu mieszczan mogło sobie pozwolić na tej klasy luksusy i na zwiewne suknie krojone na elfią modłę, zwłaszcza zimą, gdy mróz i ziąb, i każdy grosz trzeba było cenić. Odwrócona plecami, elfka bez pośpiechu zaczęła się rozbierać, rozwieszając mokre części garderoby, gdzie tylko mogła.

Gdzie jest Kali? — zapytała. Rozpięła pas i odłożyła na skraj balii. Zbyła — miała nadzieję — niechcianą kompanię do kąpieli, ale świadkowie nie robili jej różnicy. Nawet Rieve. Ludzkie zwyczaje wstydu i dyskrecji były jej w dużej mierze obce, prywatność zaś stanowiła przywilej, na którzy rzadko mogła sobie pozwolić. — Czekałam na wieści. Gdzie Księżniczka? Co, na Krinn, robiłeś na drodze?
Spoiler:

Re: Port w Ujściu

29
Dom był zbudowany podobnie jak karczmy Na dolę było duże pomieszczenie, a zaraz obok wejścia przy ścianie stały drewniane schody prowadzące zapewne do sypialni na górze. Były tam też drugie drzwi prawdopodobnie od pokoju gościnnego. Dolne pomieszczenie było przedzielone progiem na dwie części. W jednej - tej do której wchodziło się od razu po wejściu do domu - było sporo szafek. Zaraz przy wejściu - szafki na buty. Przy ścianach - duże szafy w których tylko ich właścicielka wie co się znajduję. Podłoga w tym miejscu była kamienna. Stworzona z jednolitego falistego kamienia. Coś podobnego powstaje po wybuchu wulkanu gdy lawa stygnie, ale podobno nie da się tego przenieść w jednym kawałku. Mijając tą cześć parteru trafia się do salonu z już drewnianą podłogą, meblami, dużym kominkiem. Ogólnie było tam wszystko co powinno być w zadbanym i nietryskającym biedą domu. Za oknem zrobiło się spokojniej. Najwyraźniej ludzie dali sobie spokój na dziś z szukaniem transportu i poszli do domu z powodu późnej pory.

- Proszę rozgośćcie się. Pokój gościnny jest na górze naprzeciwko mojej sypialni.

Bala znajdowała przy ścianie naprzeciw kominka. Rieve chciał skorzystać z okazji kąpieli, lecz w porę się potrzymał słysząc pytania. Wziął stołek i usiadł przy przygasającym ogniu w kominku. Siostra wyciągnęła dłoń w kierunku paleniska, po czym wystrzeliła z niej kula ognia wybuchając i rozpalając na nowo ogień. Szmugler w ucieczce przed ogniem spadł z podstawionego wcześniej stołka. Gdyby nie był mokry to wybuch mógł spalić mu część włosów.

- Uważaj - powiedział lekko podwyższonym głosem
- Wybacz. Dlaczego nie kąpiecie się razem. Mówiłam, że dwóch...
- Mówiłem, że nie jesteśmy razem - przerwał

Magiczka wyglądała na zakłopotaną. Po chwili zaczęła się z tego śmiać - No to mój błąd. Mam nadzieję, że nikogo nie uraziłam. Zaraz wrócę - i zniknęła szukając czegoś w jednej z szaf. Rieve poprawił stolik i ponownie na nim usiadł grzejąc się od nowo rozpalonego ognia.

- No więc co mówiłaś? Kali odłożę na koniec. Co do Księżnej to idąc trochę na północ traktem kupieckim możesz spotkać małą przydrożną gospodę. Właściciel posiada również stajnie obok. Zapłaciłem mu by się zajął twoją klaczą.
- Na trakcie robiłem to co i ty.
- Kali musimy dopiero znaleźć. Jak mniemam słyszałaś o grupie przestępczej, której nasza Bogobojna przeszkadza? Musimy ją znaleźć przed nimi. Nie jest to byle grupka debili myślących, że im wszystko wolno. Są to wyszkoleni mordercy, którzy tylko czekali na oblężenie, by dopaść cel.

Wróciła siostra Rieva z dużym kawałkiem miękkiego materiału w ręce. - Proszę. Jak będziesz wychodzić to się tym wytrzyj - zawiesiła na krawędzi bali tkaninę, wzięła porozrzucane ubrania i wrzuciła je do kosza w pobliżu wyciągając przedtem to co nie było ubraniem na półkę - Wypiorę to później. Może wypadało by się jeszcze przywitać. Nazywam się Karienne, możesz mówić Kari.

- Jutro rozpoczniemy poszukiwania - dokończył szmugler, by nie zostawić niedokończonej rozmowy.

Re: Port w Ujściu

30
Elfka skrzywiła się na uporczywe wypominanie jej jakichkolwiek niezawodowych powiązań ze szmuglerem, ale nie skomentowała. — Ves — odrzekła krótko magiczce. Spojrzała na nią przez ramię. Wśród świty handlarki pojawiali się czarownicy, nieczęsto. Byli wcale cennym zasobem i zabójczyni przeszło przez myśl, czy siostra Rieva mogła ujść w miejskiej ciżbie uwadze Kali. Wątpiła w to. Mało co uchodziło.

Ściągnęła przez głowę przemoczoną koszulę, zsunęła buty, a za nimi rozwiązane w trokach nogawice. Skóra ścierpła jej z zimna. Wślizgnęła się do balii czym prędzej i zanurzyła cała w parującej wodzie, po czym plecami oparła się o brzeg, na chwilę przymykając oczy. Odgarnęła mokre włosy. Ciepło rozeszło się po izbie od ognia na polanach i zamigotało na ścianach.

Chciała odrzec przemytnikowi, że mógł zwlekać, jeśli chciał — ona zamierzała wyschnąć i ruszać bezzwłocznie — ale powstrzymała język. Tym razem miał rację. Była zima, szła noc. I wojna. Napięcie w zaułkach Ujściach można było kroić nożem, ludziom zajrzał w oczy prawdziwy, zwierzęcy strach, a to miasto po zmierzchu bywało śmiertelnie niebezpieczne także w swoje najspokojniejsze dni. Nawet ona musiała pilnować się na ulicach, prawa dłoń handlarki, przed którą drżano i spluwano pod nogi. Musiała odnaleźć informatorów Bogobojnej, jej małe ptaszki przycupnięte po zakamarkach grodu, ale musiała zrobić to, gdy wstanie świt. Była zmęczona i głodna — nim wylądowała w pętach, cały dzień spędziła w kulbace.

Pół miasta próbuje zabić Kali — odparła szmuglerowi. — Drugie pół chce ją wziąć żywcem. Gdyby stanowili prawdziwe zagrożenie, nie doczekaliby żywi następnego wschodu słońca, nie wspominając oblężenia. Nie zdołają zbliżyć się na dwa strzelania z łuku. Skąd wiesz, że szukają Bogobojnej? — Zapytała, opłukując ramiona i piersi.

Odkąd służyła Kali, Ves przestała liczyć udaremnione zamachy na życie handlarki. Większość ich konspiratorów odnajdywano rankiem w miejskich rynsztokach, nim zdołali wykonać choćby pierwszy krok w realizacji swego śmiałego planu. Jednego odnaleziono kiedyś w czterech różnych rynsztokach. Być o dwa kroki przed swoimi konkurentami, to było prawo i konieczność trzymania podziemia w garści. A elfka nie słyszała, by ktoś wcześniej trzymał je równie długo, co handlarka.

Wyskoczyła z wody na drewnianą podłogę i wytarła się oraz owinęła tkaniną. — Karienne? Masz coś suchego, co mogłabym włożyć?

Przypomniała sobie zdawkową odpowiedź Rieva, co do traktu i zmarszczyła brwi. — Co rozumiesz przez „to co i ty”? Powinniście spławiać towary. Wasze krypy przestały pływać?

Wróć do „Ujście”