Port w Ujściu

241
POST BARDA
Sekundy zamieniały się w minuty, zaś minuty w godziny, gdy Mehren sterczał na dachu i obserwował pokład i okolice portu. Szmaragdowa Korona nie była bardziej intersująca, niż inne statki, które zawinęły do odbudowywanego portu Ujścia. Znajdujące się nieopodal biuro celnicze było dawno zamknięte, więc i straży mniej było w tej części, jednak pojawił się mały trzyosobowy oddział, niespiesznie przechadzając się wśród marynarzy. Wśród mężczyzn na wybrzeżu wybuchła pojedyncza burda, szybko zakończona małą bójką, która nie przyniosła ofiar.

Na statku panował spokój. Załoganci załatwiali swoje codzienne sprawy, kapitan zaś albo wmieszał się między nich, nie wyróżniając się zbytnio, albo w ogóle nie wychodził na górny pokład.

Mehren miał plan, musiał jednak przejść do jego wykonania. Lucien towarzyszył mu przez cały ten czas, ale nie odzywał się ni słowem. Rozłożył się na dachu, ciesząc słońcem, w pewnym momencie nawet zapalił fajkę, korzystając z pełnego relaksu.

Zbliżał się wieczór.
Obrazek

Port w Ujściu

242
POST POSTACI
Mehren
Natrafił na niespodziewane problemy, przez które zmienić musiał pierwotny plan. Nie był w stanie wykonać pierwotnego planu. Nie miał informacji o pewnej grupie ludzi, którzy wykonaliby takie zlecenie, a to utrudniało mu zaplanowanie całej akcji. I jeszcze kryjówka - tej także nie miał. Oznaczało to dwie rzeczy, które mu zdecydowanie nie odpowiadały. Niestety, takie trudności oznaczały, że musiał raptownie zmienić plan. Po pierwsze, musiał go porwać. I zrobić to w taki sposób, by nikt się nie domyślił, co zaszło. Musiał skorzystać z metod dość nieoczywistych. Wejście na statek i zabranie kapitano oczywiście miało jeden wielki problem. Nie był w stanie zrobić tego w sposób niezauważony. By wstrzyknąć mu miksturę nasenną, potrzebował czegoś. Ogłuszenie mogło już zostać potraktowane jako złamanie kontraktu. Do tego zadania potrzebował dość nieoczywistej broni - dmuchawki z lotkami oraz wynajęcie wozu. To drugie nie powinno mu sprawić problemu. Czy ktokolwiek sprzedawał takową broń w tym mieście? To było pytanie. Musiał wytężyć swoją pamięć mocno, by spróbować odnaleźć odpowiedź.
W międzyczasie, gdy tak myślał i zastanawiał się nad tym, po raz pierwszy od długiego czasu odezwał się do elfa.
- Jakie masz wytyczne w kwestiach obserwacji mnie, jak postanowię udać się na spoczynek i odpocząć? - Na pewno nie wprowadzi go do własnego domu. Na to nie było najmniejszych szans. raz, nie ufał mu, by spać pod jednym dachem. W kwestii praktycznej nie miał nawet gdzie spać. Nie miał zamiaru potykać się o jego ciało, bo robi drzemkę na podłodze. Były granice zaufanie, nawet pośród współpracowników. No i sam musiał coś zjeść. Dlatego nie czekając na odpowiedź, po prostu postanowił zejść z dachu i skierować się po prostu gdzieś, co można coś zjeść, a potem trzeba odpocząć i zaczynać działać.
Licznik pechowych ofiar:
8

Port w Ujściu

243
POST BARDA
Przed Mehrenem postawiono zadanie, które wydawało się na pierwszy rzut oka łatwe, lecz z kolejną mijającą sekundą okazywało się, że narasta więcej i więcej problemów. Zniknięcie mężczyzny byłoby pestką, gdyby nie musiał być on nietknięty. Bez oczywistych znajomości, które mogłyby załatwić sprawę za niego, Mehren musiał myśleć o innych rzeczach. Wóz był w zasięgu ręki, ale dmuchawka na strzałki, jak i same strzałki?! Tego musiał poszukać nieco głębiej, niż na pierwszym lepszym straganie w centrum.

Lucien zaczął przysypiać, bo cały dzień na ciepłym dachu potrafił rozleniwić, tym bardziej, gdy nie miał za wiele do roboty poza obserwowaniem obserwującego. Przeciągnął się jak kot, zesztywniały po drzemce, i podniósł się na równe nogi.

- Niech cię to tak nie interesuje. - Odwarknął Mehrenowi. Gdyby nie wcześniejsze zachowanie Ducha, może byłby milszy.

Wkrótce okazało się, że Mehren zgubił elfa lub też on sam postanowił się zgubić. Mimo braku bezpośredniego towarzystwa, mógł spodziewać się, że wciąż jest obserwowany.

***

Kolejny dzień powitał go o świcie. Wpadające przez okno izdebki pierwsze promienie słońca dosięgały go z zatrważającą wręcz precyzją, świecąc dokładnie w jego oczy. Nad miastem stała niska, rzadka mgła, uliczki śmierdziały stęchlizną, ale przynajmniej wciąż były dość puste. Po szybkim śniadaniu w karczmie Mehren mógł zacząć działać. Miał cały dzień, by zaplanować i wykonać swoje kolejne kroki.
Obrazek

Port w Ujściu

244
POST POSTACI
Mehren
Prawie parsknął śmiechem, słysząc odpowiedź elfa. Doprawdy musiał być czyimś ulubieńcem, skoro zachowywał się tak arogancko. On sam nie zamierzał go lubić. Wysłanie gbura do pilnowania mu pleców ewidentnie powodowało, że nie szło nawet nawiązać jakikolwiek kontaktów. Zresztą jego gra było tak marna, że nie wiedział, jakie ma w istocie zalety. Zresztą, nie obchodziło go to. Może stwierdzi, że nie chce już pilnować mu pleców i pojawi się ktoś nieco sprytniejszy? To nie byłby zły scenariusz.

Następnego dnia, po wyspaniu się, zrobił śniadanie dla całej trójki. Uznał, że niewiele straci, robiąc dla nich posiłek. Potrzebował i tak zastanowić się nad czymś. Poszukiwanie tego konkretnego sprzętu nie będzie łatwe. A jeszcze trzeba je opanować i poznać ograniczenia. Ewentualnie naprawdę niewielka kusza? To byłaby ostateczność, a taka broń niekoniecznie długa nie wydaje żadnego dźwięku. To była jej największa zaleta. I opracowanie planu - będzie trzeba czekać, aż wyjdzie kapitan na kobiety i nigdy nie wróci. Potem trzymać go w piwnicy.
po zrobieniu śniadania spytał o stan Sylvii i o to, czym był biały proszek. Wyjaśnił jeszcze sytuacje i zapewniał, że nadal poszukuje żartownisia. Na razie musi po prostu przestrzegać zasad gry, ale jak tylko będzie okazja, zamiesza na planszy. Nadal nie wiedział, który gang stoi za tym, ale się dowie. Nie miał żadnej podpowiedzi, który to być może.

Po wyjściu z domu ruszył w kierunku rynku, by poszukać w mieście tej konkretnej broni, rozglądając się dyskretnie za osoba, która będzie go śledzić, bo nie spodziewał się, by było inaczej.
Licznik pechowych ofiar:
8

Port w Ujściu

245
POST BARDA
Lucien nie męczył Mehrena swoim towarzystwem ani chwili dłużej. Zniknął, pozwolił złodziejaszkowi odejść do swojej posiadłości, zostawiając jego kwestię komuś, kto miał mieć na niego oko w nocy. Gdy słońce zaszło, a Mehren udał się na spoczynek, nikt mu nie przeszkadzał. Po zmroku nie działo się nic szczególnego, pozwalając mu odpocząć, a kiedy słońce znów wzeszło, miał wolną rękę, by zrobić śniadanie pannom, które urzędowały pod jego dachem. Obie kobiety wdzięczne były za posiłek. Proszek, którym została obsypana Sylvia, został zidentyfikowany jako talk, którym siłacze obsypywali swoje ręce przed podnoszeniem ciężarów, by te nie wyślizgiwały się z ich dłoni. Prócz talku w proszku było coś jeszcze, nad czym Verna pracowała niemal bezustannie od poprzedniego dnia. Przynajmniej Sylvia czuła się dość dobrze i nie zgłaszała żadnych niepokojących objawów.

Dziewczęta nie potrafiły mu doradzić, gdzie dostanie odpowiednie narzędzia, jeśli odważył się ich o to zapytać. Wszyscy troje wiedzieli jednak, że jeśli gdzieś mógł znaleźć egzotyczną broń, to był to rynek.

-> Do Placu Odnowienia
Obrazek

Port w Ujściu

246
-> Z Placu Odnowienia

Było już całkowicie ciemno, gdy Mehren dotarł do portu. Słońce zaszło, ustępując miejsca jasnym gwiazdom i księżycowi, którego sierp błyszczał na niebie. Dzielnica portowa była dość ruchliwa o każdej porze dnia i nocy. Gdy przy świetle słońca załogi statków uwijały się, by jak najszybciej rozładować lub też załadować towary, po zmroku nadchodziła chwila wytchnienia dla załóg. Na nabrzeżu robiło się tłoczno, a odbudowane tawerny i karczmy witały w swoich podwojach spragnionych wrażeń marynarzy.

Mehren nie mógł przejechać przez ilość osób, która podążała w tę i wewtę po drodze wytyczonej tuż na brzegu. Korona, statek, który miał być zarządzany przez jego cel, znajdował się jeszcze dobre trzysta metrów dalej. Resztę drogi będzie musiał przebyć pieszo.

- Hej, kochany! - Wołały do niego panienki z okien pobliskiego domu uciech, nowootwartego, jak zdołał zauważyć. Jeszcze miesiąc temu była tam pusta rudera, służąca za noclegownię dla bezdomnych. - Przyjechałeś tu specjlanie dla nas? Chodź, pobawimy się z twoim konikiem!
Obrazek

Port w Ujściu

247
POST POSTACI
Mehren
Widząc tłok, nie zamierzał się przeciskać. Mógł przecież nadrobić trochę drogi, omijając tłumy portu. Nie potrzebował być tak pilnie, no i wozu nie pozostawi. Wynajął go, a nie kupił, więc strata byłaby oczywiście bolesna. Dlatego po prostu skręci w najbliższą możliwą uliczkę albo zawróci w jakiś sposób, jeśli to oczywiście nie było możliwe. Po prostu nie zamierzał pchać się w ten tłum, bo byłoby to równie głupie, jak zostawienia wozu z koniem bez opieki. A tak? Dojedzie później, ale to nie ma znaczenia. Wtedy też odezwały się panie z okna i wpadł na pewien pomysł.

- Nie ja. - Odpowiedział, ale wątpił w sukces tego planu. Będzie to pewien, mało wyszukany żart, ale kto wie? Może faktycznie mu się uda. Przynajmniej pozbędzie się ogona, wtedy nie liczył na to. Naprawdę musiałby mieć farta.
- Mój kumpel byłby chętny, ale jest wstydliwy. Trzeba odrobinę go zachęcić. Powiedzcie, że ja u was jestem, a sam przyjdzie. - I bardzo szybko opisał, po czym poznają go w tej sytuacji i wrócił do swoich zamiarów. Inaczej się nie dostanie tam, gdzie chciał, a tłum zdecydowanie przeszkadzał. No i jeśli teraz wszyscy wyjdą, statek powinien być pusty, a przynajmniej na to liczył.
Licznik pechowych ofiar:
8

Port w Ujściu

248
POST BARDA
Kobiety wybuchnęły śmiechem na jego słowa, początkowo rozumiejąc je zupełnie na opak. Dopiero po chwili zrozumiały, że kumpel, o którym mówił, jest faktycznie osobą, aniżeli kolejnym określeniem na to, co nosił w spodniach. Kurtyzany obiecały, że zajmą się kolegą tak szybko, jak ten pojawi się w ich przybytku.

Wycofanie wozu nie było łatwe i zajęło zbyt wiele czasu. Koń w końcu również zaczął się denerwować manewrami między dużą ilością ludzi, przestępywał z nogi na nogę, zarzucał łbem, w końcu zaczął stawać dęba z przestrachu. Zwierzę nie znało woźnicy i nie ufało mu tak, jak powinno.

Ostatecznie Mehren wyprowadził wóz, ale tylko on sam wiedział, ile czasu stracił. Lucien powinien zdążyć dojść na brzeg, a kapitan Korony, o ile to nie leżał w kałuży własnych wymiocin w piwniczce, mógł przemieścić się tak po statku, jak i po nabrzeżu. Mehren jednak wciąż miał wóz i mógł zostawić go nieco bliżej łajby, na którą polował. Teraz statek był tuz przed nim, musiał ledwie przejść przez ruchliwy chodnik. Ze swojej pozycji widział, że przy opuszczonym trapie waruje czterech strażników. Okręt był jednak zbudowany w specyficzny sposób, gdzie ozdobne deseczki nad bulajami mogły stanowić świetną podporę dla nóg i jeszcze lepsze miejsce do złapania dłońmi przy wspinaczce. Ale czy chciał tak ryzykować? Może istniał inny sposób, by dostać się na pokład, jeśli to był jego cel?
Spoiler:
Obrazek

Port w Ujściu

249
POST POSTACI
Mehren
Duża ilość ludzi utrudniała wejście na pokład w sposób, który nie zwraca na siebie uwagi. Dodatkowo nie należał do załogi, więc jakiekolwiek przebranie nie wchodziło w grę. Najlepiej byłoby oczywiście podpłynąć cicho małą łódką i się wdrapać, ale takowej nie widział, więc co mu zostało? Jak zawsze w tym zawodzie, oczekiwania na okazję. Podejrzewał, że trap był wyjęty specjalnie dla tych, co wychodzą ze statku. Potem oczywiście jest wciągany na pokład, jak załoga powinna spać. Nikt nie pilnuje wejścia całą noc. Istniał punkt, kiedy wygodniej jest po prostu zostawić za sobą wszystko i tyle. Nie ma co ryzykować bezsensownie, zważywszy na to, że ile minęło od zachodu słońca? Niewiele. Nawet księżyc nie był wysoko. Nie chciał zwracać na siebie uwagi, więc ewentualnie mógłby przejechać odrobinę dalej, by jego obecność jeszcze mniej rzucała się w oczy i obserwować wszystko z bezpiecznego miejsca. Nie musiał się teoretycznie spieszyć. Wyjście z nadbudówki mówiło o jednym, ale kto nie ma pewności w stu procentach, ten może się rozczarować. Dlatego wróci do obserwacji statku i może nawet dojrzy zleceniodawczynie? Wszystko w swoim czasie. Pośpiech jest najgorszym doradcą. I pozostawało nadal jedno pytanie - czy to naprawdę nie miało drugiego dna? Tyle pytań, a wciąż zero odpowiedzi.
Licznik pechowych ofiar:
8

Port w Ujściu

250
POST BARDA
Tłum płynął z prawej i z lewej. Nieskończone fale drobnego mieszczaństwa i przyjezdnych kupców cieszyły się nocą, jakby Ujście nigdy nie zostało zniszczone, a knajpki stały tam od dziesiątek lat. Rozbrzmiewała muzyka, rozmowy i śmiechy. Szampańska zabawa, którą Mehren postanowił... przeczekać.

Duża ilość ludzi sprawiała, że nie istniało coś takiego jak bezpieczne miejsce. Samotnik gapiący się na statek wkrótce zwrócił uwagę przechodzących strażników, czaiło się ich w tłumie więcej, niż było to spoddziewane.

- Hej, ty tam! Idź dalej. - Popędził go jeden z miastowych stróżów prawa. - To nie miejsce na powozy! Tu nie wolno stawać!

Po zmroku wybrzeże było miejscem rozrywki. Mehren musiał obmyślić inny plan niż sterczenie na wozie. A noc wciąż dopiero się rozpoczynała...
Obrazek

Port w Ujściu

251
POST BARDA
Tak jak dotarł do portu, tak samo skończył na obserwowaniu pobliskich stróżów prawa, a przede wszystkim przybitego do doków statku. Z pozoru Mehren nie chciał uczestniczyć w tutejszej swawoli okolicznej ludności, ciągle utrzymując bezpieczną pozycję z dość sporej odległości w pełnym skupieniu. Tkwiąc pośród okolicznej roślinności oraz budynków, spoglądał na pobliską łajbę z perspektywy wozu. Okoliczny harmider mógł mu w tym pomagać, toteż jako wyrobiony wojownik a wręcz skrytobójca nie miał wielkich problemów ze spostrzegawczością. Na razie szukał dziury tzn.: odpowiedniego momentu do ruszenia w tamtym kierunku.

Niemniej całość zdawała się przemieniać stopniowo w zwykłe ślęczenie niedające zbyt owocnych efektów. W końcu nudę przerwał jeden ze strażników portu, pouczający niemiło zauważonego mężczyznę o potrzebie opuszczenia tego miejsca. Poniekąd nasz bohater zagradzał drogę przechodniom, a na to lokalne władze prawdopodobnie by się nie zgadzały. Zatem musiał udać się w głąb uliczek pobliskich lokali, gdzie o tej porze środowisko tętniło życiem. Mamy na myśli głównie gospody lub zamtuzy, przy czym z pracownicami ostatniego miał niedawno rozmowę. Zmuszony w zasadzie do oddalenia się próbował doglądać sytuacji zacumowanych okrętów, wdychając bryzę z… paroma innymi aromatami alkoholowymi. I coś przestało grać. Wydawało się, że w pewnej chwili obraz przed oczami zaczął mu się zamykać. Wystąpiły mroczki, osłabienie aż w końcu… stracił nagle przytomność. Co to spowodowało? Nie był pewien. Ostatnim wspomnieniem z tamtej nocy jest uderzenie bokiem głowy o posadzkę chodnika.

Przybyły objęcia Morfeusza, a potem… przebudzenie. Gdzie się znajdował? W łóżku drewnianego pokoiku. Ubranie? Miał na sobie. Reszta ekwipunku? Ustawiona pod oknem, przez które wpadało światło wschodzącego słońca, toteż tak mu się wydawało na pierwsze spojrzenie. Ból łepetyny dawał o sobie znać, a wymacawszy czaszkę, Ulis znalazłby narastający siniak w okolicy prawej skroni. Tak czy inaczej, jakimś cudem znalazł się w niezgorszym łożu. Ktoś mu pomógł? Cała akcja z ochroniarzami portu była zwyczajnym snem? Leżało to w sferze niezwykle dziwnych sytuacji, biorąc pod uwagę jego samopoczucie sprzed kilku dni. Wcześniej nie doświadczył czegoś podobnego.

Chwilę kontemplacji w cierpieniu wywołanym zasłabnięciem na ulicy przerwało… miarowe pukanie do drzwi. Bez słów czy odpowiedzi obecnie. Coś jednakże zostało wsunięte pod progiem wejściowym. Jakaś notatka na skrawku papieru. Tylko wpierw Duch miał za zadanie stanąć na równe nogi po tym niepokojącym wypadku.
Obrazek

Port w Ujściu

252
POST POSTACI
Mehren
Pierwsze, co poczuł po przebudzeniu to ogromny ból boku głowy. Dotknął i wyczuł niewielki, mocno bolący guz. Nie potrzebował być uczonym, by zrozumieć, co się stało. Ktoś go skutecznie walnął. Cholera, kolejny raz dał się zaskoczyć. Coś w nim właściwie pękło, bo to nie pierwszy raz, kiedy znalazł się w takiej sytuacji. Był uważny, sprawdzał otoczenie, a znowu oberwał. To bardzo źle działało na jego dumę i wiarę w swój profesjonalizm. Był w porcie, śledził cel i to całe dziwne zadanie, pozbawione sensu. Czyżby był to sens? Niby nie powinien być, bo pamiętał wszystko w porządku. W tym tego strażnika, który kazał mu odjechać...ale na tych przeklęte, demoniczne byty, nazywające się bogami, to nie mógł być sen, prawda? Wątpliwości się pojawiały i nie umiał ugasić ich. Co się z nim działo? Nie potrafił sobie przypomnieć momentu, gdzie znowu popełnił błąd. To bardzo go irytowało.

Porzucił te myśli, bo światło słoneczne skutecznie zmusiło go, by spojrzał na sytuacje z bardziej praktycznego punktu widzenia. Pierwsze pytanie, jakie miał, to gdzie był? Rozpoznawał przybytek? Miał oczywiście inne, takie jak to, dlaczego tu się znalazł i dlaczego ktoś zadał sobie trud, by go rozbroić. Potem rozległo się pukanie do drzwi i spiął się zaraz, co było błędem, bo nagły ruch wywołał większy ból głowy i skrzywił się mocno. Jego odruchy teraz były przeciwko niemu. Wziął kilka głębszych oddechów, ignorując na razie wiadomość i próbował wstać z łóżka. Czy stało się coś więcej i potrafił chodzić, a może czeka go nieprzyjemna niespodzianka? To pierwsze, co planował zweryfikować. Drugą kwestią, czy nic nie zginęło z rzeczy, jakie przy sobie miał. Musiał upewnić się, czym obecnie dysponuje i co ewentualnie stracił. Dopiero wtedy pójdzie po wiadomość i przeczyta ją. Miał kolejny raz wrażenie, że ktoś nim pogrywa i zaczynał nienawidzić tego uczucia. Tak bardzo, że obiecał sobie, że to będzie ostatni raz, kiedy to mu się przytrafia. I gdzie byli jego towarzysze?
Licznik pechowych ofiar:
8

Port w Ujściu

253
POST BARDA
Wprawdzie nadal w tej chwili nie był pewien odnośnie do ostatniego wieczoru pod przybytkami, to miał słuszne podejrzenia. Istniała możliwość, że poczuł się źle, a siniak wynikał z samego upadku. Bezwładna głowa uderzająca z impetem o kamienną posadzkę mogła stworzyć nie tylko niemały ból, ale również poważny uraz na dłuższy czas. Druga z tych rzeczy jeszcze nie była wiadomą, lecz cierpienie fizyczne pozostało. Druga z opcji to atak z zaskoczenia, co w przypadku Mehrena świadczyłoby o kimś nad wyraz sprytniejszym. Mało prawdopodobne, lecz niewykluczające takiego scenariusza. Niemniej po przebudzenia odczuwał zarazem sporą irytację przekształconą w złość. Problem w tym, iż sporo spraw na razie się nie kleiła. Niby dostał lub upadł, aczkolwiek co dokładnie działo się kilkanaście godzin temu? Gdzie Sylvia, Andri? Czy to nie sen? Układanka czekała na rozwiązanie.

Przebudzony promieniami wpadającymi przez okiennice zerwał się niemalże na równe nogi w przypływie adrenaliny, robiąc sobie więcej krzywdy w tym odruchu. Chodziło o skrzywdzoną łepetynę, toteż na nogach mógł normalnie ustać. Skoro pukanie do drzwi dodatkowo wzbudziło jego zmysły, a kartka go nie zainteresowała na ten moment, to mógł przebadać pobliskie otoczenie. Jak się to przedstawia? Otóż poza obitym łbem nie miał żadnego uszczerbku na zdrowiu, nie licząc otarć po wywróceniu się na chodniku. A co do ekwipunku… No cóż…

Ulis prędko zauważył brak wszystkich… sztyletów. Czy to przy pancerzu, czy wewnątrz plecaka. No i nie miał żadnej waluty. Brzmiało jak kradzież, czyż nie? Poza tym niczego nie brakowało z przedmiotów podręcznych, które nosił zawsze przy sobie. Mógł mieć jeszcze cichą nadzieję, że ktoś go poratuje w dobie kryzysu finansowego. Sztylety dało się prędko załatwić, choć z pieniędzmi mogło być znacznie gorzej.

Spoiler:
Obrazek

Port w Ujściu

254
POST POSTACI
Mehren
Brak informacji był chyba najgorszy z tego wszystkiego. Jeśli znajdzie kogoś, kto jest w stanie odpowiedzieć mu na jego pytania, wykorzysta ją w pełni. Nie mógł przecież zostawić tego w takim stanie. Potrzebował odpowiedzi, ale najpierw skupi się na tym, co istotniejsze. Pożałował wstania tak szybko, bo ewidentnie ból na tyle irytujący, że sprawniejsze wykonywanie akcji może kiepsko się dla niego skończyć. Musiał to uwzględnić przy planowaniu ruchów, inaczej kiepsko się dla niego to skończy.

Trochę nie rozumiał sytuacji, przy przeglądaniu własnych rzeczy. Brak broni ewidentnie oznaczało, że ktoś go specjalnie rozbroił. Nie były one co prawda wielkiej wartości, ale znaczenie miało być jedno. Ktoś nie chciał zostać zaatakowany z jego strony. Brak waluty bywał już bardziej problematyczny. Nie opłaci niczego i może zostać wpędzony w kłopoty. To ewidentnie kradzież. Podejrzenie miał już, że ktoś komuś go tu przynieść, a dodatkową nagrodę zabrał sobie coś od niego. Pozostawienie mu pancerza było głupotą, choć on oczywiście dużej wartości nie miał. Odnalazł za to kastet, co zwyczajnie był chyba niepotrzebny nikomu. Reszta zbędnych przedmiotów, które w tej sytuacji znajdowały się w plecaku, nie miały praktycznego zastosowania. Bywa i tak. Przebrał się tak, by ubrać na siebie pancerz i na to oczywiście płaszcz. Czuł się pewniej, mając go oczywiście na sobie. Jedyna jego broń znalazła się w kieszeni, by w razie czego mógł ją sprawnie ubrać. Narzucił plecak i dopiero teraz podszedł po list, by go przeczytać. Może on da mu pewne odpowiedzi.
Licznik pechowych ofiar:
8

Port w Ujściu

255
POST BARDA
Prawda jest taka, że ktoś z jakiegoś powodu nie pozbawił go życia oraz nie zabrał mu całości ekwipunku. Mogła to być zwykła kradzież, ale również coś powiązanego z tym… przekazaniem wiadomości. Oczywiście to jedynie domysły, o których miał niebawem się Mehren przekonać. Na razie po męczącym podniesieniu się z leża zbadał pozostałe bibeloty, gdzie nic wartego uwagi nie zostało zabrane. Właściwie to poza bronią oraz monetami miał… wszystko. Tylko no… co dalej? Sytuacja nadal czekała na wyjaśnienie, a więc bez większego zastanowienia załadował na siebie pancerz razem z plecakiem, aby wreszcie zahaczyć krokiem o wsunięty skrawek papieru na drewnianych panelach pokoju. Słońce nieubłaganie wbijało swe promienie do wnętrza pomieszczenia przez niedużą okiennicę, co wciąż dawało poczucie bezpieczeństwa. To już nie była zdradziecka noc, a świeży poranek. Poza tym łuna światła z zewnątrz rzucała przyjemny blask na przedmioty, z którymi Duch wchodził w interakcję. A zatem łatwiej było przeczytać to, co notka zawierała.

Wpierw jego oczy miały prawo skupić się na tym, iż zapisany materiał nie nosił znamion zapieczętowania, dekoracji ani porządnie przygotowanej korespondencji. Na początku inspekcji mężczyzna już dostrzegł powykręcane rogi karki łącznie z pozrywanymi kawałkami świstka. Wyglądało to mniej więcej tak, jakby adresat wyrwał niedbale stronę z książki lub notesu, budując informację zawartą na niej w wielkim pośpiechu. Dodatkowo karteluszka odznaczała się wybitnie wonią morskiej bryzy. Coś, z czym Seloth był zaznajomiony jako podróżnik mający styczność z dużymi zbiornikami wodnymi. Litery układały się w jedną całość, lecz pisownia autora pozostawiała wiele do życzenia. A treść… była absurdalna? Zlepek nic nieznaczących liter? Zaiste dziwny zbieg okoliczności.

Trwałby w tym zamyśle pewnie jeszcze kilka chwil więcej, gdyby z monotonii lektury z pracą umysłu nie przerwał mu ruch na korytarzu tego przybytku. Jakaś istota przechadzała się na lewo od jego aktualnego położenia, a dźwięk kroków prawdopodobnie skórzanego obuwia powoli zanikał przy skrzypiącej podłodze. Tym samym niekiedy posłyszał krótkie niewyraźne rozmowy biegnące z dołu. I kilka śmiechów tu i ówdzie z donośniejszymi krzykami entuzjazmu.

Spoiler:
Obrazek

Wróć do „Ujście”