POST POSTACI
Vera Umberto
- Tak - potwierdziła podsumowanie Corina. - Obie szalupy muszą podpłynąć od tyłu do Mżawki, nieważne ile osób wejdzie początkowo na statek. Jedną z nich musicie nam potem zostawić, żebyśmy nie musieli przebijać się na budowę od strony portu, tylko mogli do was przypłynąć. Vera Umberto
Sama też myślała o Tamarze, choć nie powiedziała tego na głos. Brakowało jej, tak samo jak wielu innych. Ale przecież nie mogli wiecznie opłakiwać tych, którzy zginęli. Niektórzy z nowych załogantów byli z nimi już od pół roku, inni nieco krócej. Nie byli może tak doświadczeni, jak większość utraconych, ale wciąż działali dość skutecznie - inaczej Vera dawno wywaliłaby ich ze statku i zastąpiła kimś sensownym; choć jeszcze dziś rano zastanawiała się, czy nie powinna wywalić ich wszystkich.
- Może być Marda - zgodziła się bez przekonania. - Wiem o tym. Ale każdy kiedyś był niedoświadczony. Nic z nich nie będzie, jak nie będziemy ich uwzględniać w planach tylko dlatego, że są nowi. Pod waszym dowodzeniem powinni działać równie dobrze, jak każdy inny, jak się skoncentrują. Pod dowodzeniem Osmara powinni w razie potrzeby obronić Siostrę. Im też powinno zależeć na powodzeniu tego planu - zamilkła na moment, nieobecnym spojrzeniem wpatrując się w mapę. Mardzie w szczególności.
Nie miała pewności, czy podjęła słuszne decyzje. Większość planu oparła na pomysłach Corina, oficerowie zgadzali się z nią, poza niezadowoloną miną Pogad nikt nie protestował. Stanowisko, jakie zajmowała, nie pozwalało jej jednak na wątpliwości. Skoro zdecydowała, że zrobią tak, a nie inaczej, to tak to miało wyglądać, nawet jeśli teoretycznie istniała jakaś lepsza koncepcja.
W międzyczasie udało się jej złapać przynajmniej tę godzinę niespokojnego snu, ale gdy się z niego wybudziła, wybudziła się od razu całkowicie, do pełnej świadomości. Wszystko było ustalone i zaplanowane, załoga rozdzielona. To było bardziej skomplikowane, niż rabunek na morzu i wiązało się z większym ryzykiem, ale czy miała jakieś inne wyjście? Nie, jeśli chciała skończyć z tym procederem, zanim Kompania osiągnie zbyt duże wpływy i będzie już za późno.
Ubrała się na ciemno, tym razem rezygnując z biżuterii i świecidełek, na wierzch oczywiście zakładając swój skórzany pancerz, a włosy zaplotła w długi warkocz, który zwinęła ciasno z tyłu głowy. Wokół szyi zawiązała chustę, która w razie potrzeby pozwoli jej ukryć twarz. Po chwili namysłu kazała przynieść sobie niebieski płaszcz, w który ubrany był ich pechowy, martwy już jeniec. Zaprała krwawe plamy w wodzie i zarzuciła go na siebie, nie przejmując się tym, że był częściowo mokry. Przeglądając się w lustrze, nie potrafiła zrozumieć jak Speke mógł zgodzić się na coś takiego. Jak mógł ich wszystkich zdradzić i to nie w konflikcie z konkretnymi załogami, tylko stopniowo sprzedając ich władzom. Granat płaszcza do niej nie pasował; może inaczej będzie, gdy August zdechnie. Vera zostawi sobie wtedy to eleganckie niebieskie odzienie na specjalne okazje. Skrzywiła się ze swoim standardowym już niezadowoleniem i odwróciła się od tego nieszczęsnego kawałka wypolerowanej stali. Z broni zabrała sejmitar i dwa sztylety, jeden z nich przypinając do boku, a drugi wsuwając w cholewę buta. Czy to wystarczy? Miała taką nadzieję.
Czując dłoń, opartą o swoje ramię, wybudziła się z zamyślenia i odwróciła się do jej właściciela. Jakąkolwiek czułość, jaką w tym geście zauważyła, przypisywała jedynie swojej własnej wyobraźni i myśleniu życzeniowemu, ale jej zacięta mina mimo wszystko złagodniała nieco.
- Jak twoja głowa? - spytała. - Czujesz się na siłach?
Ufała w ich skuteczność, ale wolała wiedzieć, że Corina nie zegnie w pół i nie wykręci na lewą stronę w samym środku akcji.
- Też mam taką nadzieję, ale wiesz co o niej mówią - westchnęła. - Jest matką głupców. Ryzykujemy wiele. Gdyby się okazało, że cokolwiek poszło nie tak... wycofujcie się, zanim będzie za późno. Jakkolwiek by to nie wyglądało z zewnątrz, nie jesteśmy żadnymi pierdolonymi bohaterami.