POST BARDA
Spacer wkoło domostwa dość szybko uświadomił szpiegowi kilka raczy. Pierwszą był fakt, że wspinanie się w nocy na dach przyniesie mu niewiele. Na piętrze nie było bowiem żadnych otwartych okien. Nie było nawet okien. Zasadniczo "piętro" domostwa o ile faktycznie istniało było upchanych pod dachówkami strychem. Dom więc w teorii był piętrowy... tak samo jak plac na którym stał był w teorii symbolem odnowy Ujścia. Na papierze. Był nawet niższy od otaczających plac kamienic. Ale jedno trzeba było mu przyznać. Był zadbany. Kamienie nie odpadały od ścian, dachówki leżały równo. Trudno było dopatrzeć się jakichkolwiek oczywistych wad. Nawet tylne drzwi które znalazł po przeciwnej stronie domostwa okazały się być rzut kamieniem od szafotu i czujnych spojrzeń straży. I nie wyglądały nijak na mniej solidne od frontalnych. Jeśli więc chciał znaleźć jakiś wyłom w strukturze budynku by się do niego dostać... najpewniej musiał się przyczynić do jego powstania.
O wadach mówiąc. Stopy informatora przy już drugim okrążeniu wyczuły pewien rytm co do tego kiedy bruk pod stopami poczynał próbować połamać mu kostki. Ilekroć zbliżał się do południowo-wschodniej strony domostwa czuł jak cegły toną mu pod stopami... tylko po to by po dotarciu na północno-zachodniej krańce placu mieć wrażenie jakby stąpał po wielkim, niewzruszonym żółwiu. Ciekawym zbiegiem okoliczności to właśnie w południowo-zachodniej części placu stała felerna fontanna... i dom rajcy jakoś świeżej z tamtej strony wyglądał. To tam napotkał również Mehren jedynego patrolującego plac strażnika. Nieszczęśnik paradował wkoło fontanny i nieco dalej na zachód i północ... ale nigdy nie opuszczał rozmokłej strefy na długo. Wyraz jego twarzy mówił wszystko. Raz nawet prawie wpadł na informatora. Chłop był rosły, barczysty... musiało mu być naprawdę ciężko. Ale widać też było, że traktuje swą pracę poważnie. Każdy pierwszy lepszy cieć wsparłby się o ścianę i tylko zerkał na lewo i prawo. Tymczasem ten tutaj z narażeniem własnego zdrowia przemierzał regularnie ponad jedną czwartą placu.
Reszta strażników była tymczasowo przykuta do miejsca więc nijak nie dało się stwierdzić gdzie i w ogóle czy mają za zadanie patrolować. Ci przy szubienicy nie wyglądali na czynnych oficerów a na jakąś straż paradną. Halabardy, pstre stroje, te sprawy. Było ich chyba ze trzech. Strażniczka przy frontalnych drzwiach miała z kolei ekwipunek zbliżony do osobnika łażącego wkoło fontanny... i czerwoną od gniewu twarz. Z każdym okrążeniem jej dysputa z petentami rajcy nabierała ognia. Urywkowe jej fragmenty wymalowały szpiegowi dość jasny obraz sytuacji. Petenci nie wierzyli, że rajca od tak zniknął i oskarżali straż a także strażniczkę która jak Mehren mógł zrozumieć była krewniakiem kogoś wysoko w niej postawionego o porwanie Heviego, zabójstwo czy inną cholerę. W końcu kobieta posłała ich do wszystkich diabłów... to jest do koszar straży żeby tam wylali żale... i na tym się skończyło. Petenci zniknęli... ale zostały emocje. Zmęczona strażniczka otworzyła na oczach szpiega frontalne drzwi... tym samym na chwilę dając mu szanse rzucić okiem do wnętrza. A raczej do przedsionka wiodącego do... korytarza? Poczekalni? Salonu? Cokolwiek to było Mehren ujrzał tylko kamienne ściany, skrawek dywanu i jakiejś podłużnej ławy nim kobieta zatrzasnęło drzwi. Przy jego ostatnim już okrążeniu stała na powrót na zewnątrz. Wyraźnie zmęczona i wsparta o odrzwia.
W międzyczasie egzekucja przy szubienicy również się rozegrała. Próbując jednak skupić się na szukaniu potencjalnych wejść do domostwa mężczyzna nie był pewien co dokładnie miało tam miejsce. Słyszał tylko skrawki. Coś o zbrodni przeciw bogom, publicznym zgorszeniu i kradzieży. Może były to zbrodnie kilku osób, może usłyszał tylko zbrodnie jednej. Oficjalny bełkot herolda nie pomagał mu w ułożeniu całości do kupy. Przegapił również moment wieszania nasłuchując finału kłótni strażniczki. Kiedy wrócił na drugą stronę placu tłum się już rozchodził a na szafocie wisiała jakiś siny krasnal, obity pół-ork, gnom... albo gnomica chorela wiedziała i jakieś okropnie wychudzone elfie truchło. Przy szafocie został jeden strażnik i tylko kilku ciekawskich. Cóż, stracił te wątpliwej jakości "widowisko"... ale zauważył w zamian za to parę rzeczy.
Jak wcześniej odnotował domostwo nie miało oczywistych wad w konstrukcji. Ale nie było też przesadnie opancerzone. Kraty znajdowały się w dwóch jeno oknach. Jednym na południu domostwa, z widokiem na fontannę. I drugim na północy. Były solidne i choć nie miały tylko kilka prętów postawionych pionowo bez żadnych poziomych odpowiedników to nie było szans by dorosły człowiek się przez nie przecisnął. Nawet Mehren musiałby chyba stracić z kilka lub kilkanaście kilo. Gdzie jednak okno na południu jak prawie każde inne w domu było zamknięte i zasłonięte kotarą, to okratowana okiennica miała jedno i drugie uchylone. Co więcej upchane była zaraz obok jednego z dwóch kominów domostwa co ukrywało ją od oczu strażnika przy szafocie. Widać też było że prowadzi do najpewniej niewielkiego pomieszczenia bo drewniana ściana znajdowała się jakieś trzy metry za szybą. Więcej jednak nie mógł szpieg zaobserwować bez dosłownego wsadzenia głowy między kraty.
Odnotował jednak również drugie nie zakryte kotarą okno znajdujące się jednak już za kominem... a więc od strony szafotu. Nie było tam kraty ale okiennica była zamknięta. Widać było przez nią korytarz niknący w półmroku jaki obejmował wnętrze domostwa. Musiał się ciągnąć albo na drugą stronę domostwa albo prawie na drugą stronę domostwa. Drewniane podłoga, drewniane ściany. Najpewniej tylko frontowa "oficjalna" część miała kamienne wykończenia wnętrza.
Więcej nie zauważył. Tłum przy szafocie gasł z każdą chwilą, część kupców zwinęła interes po odejściu klienteli. Plac pustoszał i jasnym było, że każda próba dobadania czegoś do jego spostrzeżeń będzie już wiązać się z ryzykiem odnotowania jego osoby. Kilka chwil później siedział w pobliskim ale nie bezpośrednio przyległym do placu zaułku z Sylvii, która po krótkiej wymianie spostrzeżeń wyciągnęła niewielki notes doskrobała to i owo, wyrwała kartkę i wepchnęła mu ją w dłoń ze słowami:
- To powinno się mniej więcej zgadzać co nie? Może jedną z tych rzeczy jeszcze zdążymy lepiej wybadać zanim tych kilku dewiantów przestanie się gapić na zwłoki... ale musielibyśmy już być dyskretni. Albo spróbować odwrócić uwagę straży. A wiem że jesteś ostrożny więc no... czekamy do zmierzchu? Czy ryzykujemy?