Dom Ibrerta Ulisa

1
Obrazek


Ibrert Ulis nie był zbyt dobrze znaną personą - drobny kupiec, który dorobił się na sprzedaży żywności, wkrótce również sam zainteresował się jedzeniem, gotując ku uciesze swoich przyjaciół. Niestety, wkrótce okazało się, że jego nowe zainteresowanie sztuką kulinarną było dla niego zgubą - od umiejscowionego na parterze pieca zajęły się belki, a następnie ogień rozprzestrzenił się na niemal cały dom. Szczęściem, większość zbudowana była z kamienia i choć wnętrze doszczętnie spłonęło, kamieniczka, po małym remoncie, wciąż mogłaby służyć przez długie lata.

Zwęglone wnętrza potrzebowały małej modernizacji. Uchowała się największa izdebka, gdzie kamienna posadzka nie pozwoliła na rozprzestrzenienie się płomieni, choć drewniany sufit spłonął doszczętnie i zasypał salon kawałkami drewna i popiołem. Wkrótce do domu powrócił właściciel - Ibrert Ulis, by zając się odnową. Nieco młodszy, szczuplejszy, zdecydowanie bardziej tajemniczy. Któż jednak miałby odwagę, by podważać prawdziwość właściciela, gdy ten miał wszystkie potrzebne dokumenty?

Dom znajduje się na północy Ujścia, blisko centrum, choć nie w jego bezpośrednim okręgu.
Spoiler:
Obrazek

Dom Ibrerta Ulisa

2
POST POSTACI
Mehren
Przejęcie domu było dziecinną igraszką, choć towarzyszyło mu przy tym szczęście, jakby jeden z tych demonicznych bytów, jak ludzie mawiają, sprzyjał mu. Oczywiście musiał jeszcze trochę dopomóc i tak zrealizował jeden z planów awaryjnych. Został teraz niejakim Ibrertem Ulisem. Nie był to znany człowiek, jednak to wystarczyło. W swoim zawodzie czasem potrzebował udawać kogoś innego, a teraz miał nowe możliwości. Drobny kupiec i kucharz to dwie profesje, które mogą mu zapewnić alibi. Oczywiście wszystko było kwestią odpowiedniego przygotowania i zorganizowania wszystko.
Wszystko zaczęło się trzy dni temu, kiedy w jednej z karcz, gdzie postanowił posłuchać plotek dotyczących miasta. Dlatego zainteresował się grą w karty, gdyż ludzie przy nich rozmawiali o wielu rzeczach. Osobiście nie lubił hazardu, jednak w tak podrzędnej knajpie nie było ciekawszych rozgrywek. Dołączył do nich, wyczuwając smród alkoholu i ziela do palenia. Oczywiście rozmowy dotyczyły rozmaitych tematów, choć nic z nich nie było ciekawego. Dorzucił kilka kłamstw, by podtrzymać toczące się spory i grać. Oczywiście nie był typowym oszustem, który znał sztuczki, pomagające wygrywaniu. Dlatego też przegrywał i wygrywał, choć starał się zawsze być tym przeciętnym, aż nie odpadną kolejni. Pomagał tu sobie przy pomocy własnych umiejętności do podkradania kart i dyskretnego podmieniania ich w momentach, gdzie potrzebował oskubać swoich towarzyszy gry. Każdy odpadał po kolei, aż przy stoliku pozostało dwie osoby. Ibrert Ulis oraz on, gdzie on miał oczywiście więcej monet po swojej stole.
- Czym zamierzasz grać? Nie masz już nic wartościowego, a twoja szkapa mnie nie interesuje. - Odrobinę go podpuścił, gdyż od dłuższego czasu upojenie alkoholowe odbierało mu zdolność logicznego myślenia. On sam dla niepoznaki napił się dwóch piw, ale ograniczał to mocno.
- Stawiam swój dom, ha! - Powiedział głośno, by każdy to słyszał. On sam uniósł brew i parsknął śmiechem na tak niedorzeczną propozycję.
- I myślisz, że ci uwierzę. - Powiedział rozbawiony.
- Poczekaj go skurwysynie. Zaraz ci udowodnię. - Zaczął grzebać w kieszeniach i wyciągnął papiery, kładąc je na stół. - I co teraz powiesz, dzieciaku? - Powiedział i zaraz czknął, pewny swojego i zadowolony.
- Mogę obejrzeć? -
- Śmiało. -

Wziął do ręki papiery, by upewnić się, że są autentyczne. Jednocześnie zastanawiał się, jakim debilem trzeba być, by nosić takie dokumenty przy sobie i stawiać je w grze hazardowej.
- Wyglądają na autentyczne. Nie kłamałeś. - Stwierdził, nie musząc udawać zdumienia w jego głosie, gdyż było autentyczne. - Przyjmuję stawkę. - Dodał i rozpoczęli ostatnią grę, gdzie oczywiście postawił zdecydowaną większość swoich wygranych monet. Nie była to nawet równowartość domu, jednak się tym nie przejmował. Ulis musiał być nieźle spłukany, skoro stawiał dom. Teraz każdy przyglądał im się uważnie i nie mógł aż tak oszukiwać. Musiał poczekać na okazję. Jego przeciwnik pierwszy zaczął wymieniać karty.
- Zaraz synku będziesz płakał. - Stwierdził zadowolony, a on uznał, że to dobra okazja trochę namieszać. Prowokacyjny ton od drugiego mężczyzny zachęcał do lekkiego sporu. Pijanych łatwiej się prowokowało.
- Ale się boję. Lepiej zacznij trząść gaciami, bo taki maminsynek zaraz będzie bez domu. - Odpowiedział zaczepnie i nie dowierzał w to, że to poskutkowało. Tamten wstał, przewracając krzesło.
- Coś powiedział, kretynie jeden?! - Prawie wszyscy podeszli do niego i zaczęli go uspokajać. Używali różnych argumentów, a on wykorzystał okazję i podmienił sobie podebrane wcześniej karty. Sytuacja niedługo się uspokoiła.
- Sprawdzam. - Rzucił gniewnie Ibrert i pokazał swoje karty. To był już koniec gry.
- Przegrałeś. - I pokazał swoje, które miały większy wynik, od niego.
- Niee, nie…Ty…tyyy…oszukiwałeś. Oddawaj mój dom. - I zaraz rzucił się na niego z pięściami, przewracając stół.
- Oszukiwał. Widziałem to. - Dodał kolejny.
- Gówno widziałeś. - Dodał trzeci, który był chyba najbardziej trzeźwy z całej gromadki. We dwie osoby rzucili się na niego. Tamten, który pomagał Ulisowi, chciał jedynie odzyskać stracone monety. Nie przewidzieli, że Mehren był od nich nieco lepszy. Chwycił pierwszego, który rzucił się na niego z pięściami za dłoń i ułożył tak ciało, by wykorzystać jego prędkość do rzucenia nim o kolejny stół.
- Co do kurwy…- Rozległ się krzyk jednej z osób, która siedziała przy tamtym stole. Meh nie miał czasu ich obserwować, gdyż kolejny atakował. Tutaj zastosował najpierw blok, a następnie skierował pięść w policzek przeciwnika. Uderzenie go przewróciło. Dopiero teraz obejrzał się i zobaczył, co się dzieje.
- Szmaciarzu, wylałeś nam piwo. - Stwierdził najodważniejszy z tamtego grona, zbliżając się. Schylił się po mieszek i rzucił mu.
- To powinno wam zrekompensować stratę. - Odparł, a tamten chwycił, przystanął i zobaczył, co jest w środku.
- Jasne. Jesteśmy kwita. - I udał się do karczmarza, a on sam pozbierał wszystko, co wygrał i rzucił dodatkowo kolejny mieszek właścicielowi za szkody. Po czym opuścił przybytek i przystanął niedaleko karczmy, obserwując wyjście. Przyszło mu do głowy, że skoro ma dokumenty, to wykorzysta je w odpowiedni sposób.

Minęło pół dzwonu, jak Ulis pijany. Śledził go, aż do domu i uznał, że całkiem przyjemna ma kamienicę. Nie w samym centrum, dobrze do przyjmowania gości. Zaczekał jeszcze jeden dzwon, by upewnić się, że sen zmorzy tego nieszczęśliwego człowieka i wszedł do środka, otwierając niezbyt skomplikowany zamek. Poruszać się jak duch, przeszukiwał pokoje, szukając dokumentów, które nie mogły spłonąć. Po skompletowaniu ich wszystkich zwyczajnie udusił Ibrerta w łóżku, a jego ciało przygotował do tego, by na zawsze zniknęło. W kuchni zaprószył ogień i opuścił kamienice. Pozwolił, by jego dom spłonął wraz z nim. Następnie pojawił się w nocy po pożarze i wyniósł jego zwęglone szczątki, które zostały pochowane gdzieś za miastem. I w ten sposób stał się właścicielem zniszczonej ogniem kamienicy, wykorzystując szczęśliwe zrządzenie losu, iż dla większości osób dawny właściciel był nieznany. Kilka nocy po tym, jak ogień zgasł, wyjaśnił sprawę gwardzistą oraz urzędnikom, podając się za Ulisa i okazując wszystkie, stosowne papiery.

Następnego dnia postanowił porozmawiać z Sylvią w sprawie ich wspólnego celu. Musieli jakoś do niego dążyć, jednak nie mogli sobie pozwolić nie mieć planu. Powoli układał sobie w głowie wszystkie możliwe sytuacje i także ich konsekwencje. Robił to podczas porannego treningu, który miał utrzymać jego wyćwiczone ciało w jak najlepszej formie. Ten rodzaj ćwiczeń nie zmieniał się od dawna, gdyż był najskuteczniejszy. Nie oznaczało to jednak, że po poprawi sobie wszystko do takiego stopnia, że zacznie czynić cuda. To był poziom, który przy dobrych wiatrach, kiedyś osiągnie. A ten trening, jak zwykle składał się z kilku etapów, a robił to, będąc zdecydowanie poza miastem:
Pierwszym elementem były przewroty w tył i przód. Wykonywał je, stojąc, leżąc, klękając, z przysiadu i z sadu do różnych pozycji wyjściowych. I to było jedynie na rozgrzewkę. Drugim elementem treningu były podskoki obunóż, jednonóż i naprzemianstronnie w miejscu, w marszu i w biegu. Jak już skończył ten element, trzeci etap to zwyczajne podrzuty i chwyty różnej wielkości kamieni z podskokami, przysiadami. Następnie stanie na rękach i przedramionach, wykonując przy tym rozmaite figury. Na końcu chodził po linie, czy wspinał się na różne, wysokie drzewa. Las to zawsze dobry plac treningowy.
Paradoksalnie, zmęczenie fizyczne pomogło przy przemyśleniu tego, co powinni najpierw zrobić. Samemu to wszystko zajęłoby o wiele więcej czasu, jak sobie uświadomił, jednak skoro mógł wykorzystać kobietę, zrobi to. Jeśli faktycznie jest po jego stronie, może ich czekać interesująca przyszłość. Nim, udał się bezpośrednio do jej kryjówki, odświeżył się, by nie wyglądać, jak spocony biedak.
W tym miejscu mogli sobie swobodnie porozmawiać i ten, nawet jeśli było to iluzoryczne uczucie spokoju, był z tego całkiem zadowolony.
- Układ, jaki proponuje, jest prosty. Pomagamy sobie wzajemnie, aż do momentu, kiedy realizujemy wspólny cel.- Popatrzył na nią wymownie, jakoby dla niego ich sprawy wciąż nie były do końca klarowne. W ich sytuacji lepiej pewne rzeczy wyjaśnić od razu.
- W przypadku, kiedy współpraca będzie się układała, możemy ją kontynuować. - Choć użył dość dyplomatycznych słów, niewiele to miało wspólnego z typowym partnerstwem. I wyglądało na to, że oboje to rozumieją.
- Jasne. - Odpowiedziała z lekkim uśmiechem, sięgając po butelkę rumu i napiła się łyka. - To jaki masz plan? - Spytała całkiem zainteresowana. - I co z tym kluczem? - Dodała po chwili zastanowienie, przypominając sobie o skarbach pewnego kupca.
- Obecnie każdy, kto zbliży się do czegokolwiek związanego z jego skarbem, nie ma zbyt dużych szans. Trzeba poczekać, aż sytuacja się uspokoi. - Stwierdził spokojnie, nie przejawiają zainteresowania tym tematem.
- Ale też stracimy nasz trop. - Zauważyła celnie, bo teraz mogli zdobyć jakieś poszlaki o tym, do jakich drzwi pasował.
- I tak go straciliśmy wraz ze śmiercią właściciela. Podejrzewam, że istnieje jeszcze jedna osoba, która może go szukać. W innym przypadku sprawdzi się inne tropy prowadzące do niego. - Wzruszył ramionami i spojrzał na nią tak, że kobieta zrozumiała, iż to na razie koniec tego tematu.
- Co do planów to na razie będziemy działać, zbierając zlecenia dla małych graczy. Odzyskanie wiadomości, dostarczenie, zdobycie przedmiotów lub informacji. Osobno bądź razem w zależności, jak sytuacja będzie tego wymagała. - Powiedział z pewną dozą pewności. Nie planował jej wdrażać we wszystkie plany. Zwłaszcza jeśli ich współpraca się zakończy, lepiej, by go nie sprzedała komuś innemu.
- Dlaczego tak?! - Krzyknęła zaskoczona, bo nie spodziewała się czegoś, co przypominało ówczesną grupę.
- Z kilku powodów. - Odparł natychmiast. - Potrzebujemy zbudować sobie kontakty, które potem będą z nami współpracować. Dzięki temu będziemy w miarę dobrze poinformowani co dzieje się na dole drabinki. To zawsze umyka tym, co są wyżej. Gra o małe stawki ma jeszcze jedną zaletę. Zmiany tam występują częściej i jeśli ktoś zacznie się wspinać, my zyskamy dzięki temu lepsze pole manewru. - Przerwał na moment, zbierając chaotyczne myśli. Spoglądał przy tym teraz to na nią, to na okno.
- Oni są znacznie mniej skłonni wystawiać kogoś, niż średni, czy wysocy gracze. Ci ostatni zwłaszcza chętnie się takich pozbywają, bo uznają takich jak my za konie pociągowe, które są tylko na jeden transport. To całkiem dobre porównanie. Oni mają swoich zaufanych ludzi, a reszta ich niewiele obchodzi. A raczej nie chcemy zbyt szybko skończyć parę metrów pod ziemią, nie? - Spytał rozbawiony, bo nie była to do końca prawda, ale wolał stworzyć sobie solidne fundamenty, niż mieć niepewnego sojusznika. Zwłaszcza kiedy w grę wchodziły zdrady.
- I nie mniej ważny powód. Nie będziemy stanowić dużego zagrożenia. Budowane metodyczne ma tę zaletę, że unikamy typowych wad. Jedną z nich jest to, że inaczej się patrzy na kogoś, kto szybko jest sławny, a kto jest jednym z wielu i stopniowo zyskuje sławę oraz ma solidną bazę. - Uśmiechnął się lekko i skorzystał z okazji, by wziąć leżący na stole kufel z miodem, który znacznie wcześniej mu przygotowała. Sylvia właśnie to trawiła, więc on skorzystał z chwili ciszy i próbował rozplanować już kolejne kroki, które powinni zrobić.
- Chyba rozumiem już, co masz na myśli. Zamiast się wystawiać i być na oczach nie mając odpowiednich informacji, wszystkich, wolisz gromadzić wiedzę i podejmować lepsze decyzje. - Cmoknęła z zadowoleniem, bo zrozumiała jego intencje dość klarownie. Podobało jej się to, bo widziała w tym zarys jakiegoś większego planu.
- A jak się dzielimy? Też mam swoje potrzeby. - Oblizała lekko usta i napiła się kolejnego łyku, spoglądając na niego z ciekawością.
- Pół na pół. Pierwsza część idzie na nasze własne, egoistyczne zachcianki, a druga na wspólny rachunek. Zwłaszcza, jak zaczniemy wręczać podarki. - Uśmiechnął się przebiegle, bo o wiele łatwiej było coś załatwić, kiedy na stole leżał konkretny argument w postaci pękatego mieszka, a regularne zarobki wielu osób do wysokich nie należały. Chciwość jest sprzymierzeńcem. Przejechał dłonią po włosach, jakby zaczesywał je do tyłu. Poprawił także własne ubranie.
- Oczywiście musimy także sami szlifować własne umiejętności i załatwiać rozmaite sprawy, dlatego rozsądnie gospodarujmy czasem, by znaleźć. W pewnym momencie sama przejmiesz dominująca rolę w kwestii zleceń, kiedy ja zacznie realizować drugi etap budowania naszej podstawy. - Wyjaśnił jej sytuację. Już tym samym pokazywał, że obarcza ją pewnym zaufaniem, bo przejmie praktycznie zdobywanie funduszy.
- Co planujesz? - Zapytała z zaciekawieniem. - Poszerzyć nasze źródła informacji, zbudować relacje z odpowiednimi osobami, a także przygotować grunt pod nasz cel. - Nie były to słowa dość konkretne, ale Sylvia zrozumiała, że wszystko było zależne od dostępnych możliwości. Skala planów Mehrena była imponująca, bo pewnie przewidywał według niej ich możliwe ścieżki rozwoju. Podobało jej się to, bo był inny, niż Zara.
- W takim razie za powodzenie naszych planów. - Uniosła butelkę do góry w geście toastu, a on odpowiedział jej tym samym. Choć to był początek ich przedsięwzięcia, to zdecydowanie obydwoje mieli, co robić. Obydwoje czekały ich dni pełne intensywnej pracy.
I tak jak zostało omówione, mieli działać. Oczywiście Jeszcze Mehren powiedział Silvii na, co ma zwracać uwagę podczas rozmów ze zleceniodawcami. Dodał jeszcze, że jedynie, kiedy sytuacja im się opłaca, powinna robić więcej, niż było to ustalane. Wszystko, by przynieść wymierną korzyść w budowaniu dobrych relacji z odpowiednimi osobami. I to było na tyle. Oczywiście, co jakiś czas będzie sprawdzał ją, jednak na ten moment musiał jej, choć częściowo zawierzyć, iż nie planuje wykorzystać jego własnych planów, przeciwko niemu. A to był jeden z jego problemów na głowie. Drugim był dom i koszty związane z odbudową.

Tutaj potrzebował rozejrzeć się po rzemieślniku, a gdy znalazł odpowiedniego, podszedł do niego i zaczął rozmawiać o tym, co chciał osiągnąć. O ile udało mu się ustalić z rzemieślnikiem cenę po negocjacjach, niższą niż pierwotnie proponowaną za zabezpieczenie dachu, by nie zalać kamienicy, to musiał obiecać, iż przyjdzie do niego i porozmawiają o odbudowanie. Oczywiście poznał szacowany koszt i westchnął ciężko. Oczywiście i tak musi na to uzbierać i nie było tu mowy o tym, by zrobić to po kosztach. Fragment jego rodzinnej duszy, ukryty głęboko w krwi, uśpiony przez tyle czasu, właśnie się przebudził i przejął dominująca rolę i sam ustalił pewne priorytety. Nie miał aż takiej siły, by to zwalczyć, poza tym także jego poprzednie doświadczenia, gdzie nocował w karczmach, także odcisnęło swoje piętno. Zaakceptował ten rozwój sytuacji i rozpoczął drugą turę negocjacji, bo nie zamierzał marnować czasu, skoro rzemieślnik był już przy nim. Oczywiście rozpoczęcie odbudowy po spaleniu nie odbędzie się natychmiastowo. Musiał zapłacić zaliczkę, która wynosiła więcej, niż jego oszczędności. Zatem ustalono wysokość, rozpoczęcie prac, a także jak będzie płacił. Dwa miesiące czekało go realnie zbierania odpowiedniej sumy, a kolejne dwa będzie czekał na efekt pracy. Był to całkiem rozsądny kompromis.
Kolejną kwestią był kończący się zapas substancji. Te, które przywiózł z domu, zdecydowanie nie mogły mu już wystarczyć. Niestety, nie każdy mógł mu pomóc w odbudowanie jego zasobów, które teraz musiały zostać rozszerzone o nowe specyfiki. Dodatkowo musiał być to ktoś, kto był z szarej strefy i odpowiednio zaufany. Będzie potrzebował do tego odpowiednich informacji i oszczędności. Porządny alchemik swoje kosztował, a to przecież będą substancje, od których zależy jego powodzenie. Nie mógł sobie pozwolić na tanie zamienniki, których efekty będą dalekie od zamierzonych.
Reszta miesiąca upłynęła dość spokojnie. Wykonując odpowiednie zlecenie, przybliżał się powoli do swojego celu. Widział pewne zależności, zobaczył rozłamy w tych małych grupach, które budowały swoją siłę na przemycie towarów wszelakich, wytwarzaniu substancji, czy na wszelakich siłowych rozwiązaniach. Większość jego zleceń opierała się na zdobyciu odpowiednich informacji, by reszta mogła skuteczniej zaplanować swoje działania. Tu oczywiście delikatnie manipulował faktami, by osoby, które mu sprzyjały, odniosły sukces. Ci, którzy widzieli w nim zagrożenie, nie otrzymywali nic ponad to, co sami chcieli. Mimo że nie byli pozytywnie do niego nastawieni, nie pozwalał sobie na błędy. Wiedza musiała być rzetelna oraz całkowita. Zgodnie z przyjętym zadaniem. To miało pozwolić mu, by inni widzieli w nim profesjonalistę. I tak powoli się działo.
Po kilkunastu zleceniach wraz z Sylvią porozmawiali o osiągniętych wynikach. Nie spotykali się codziennie ze względu na fakt, iż obecnie nie potrzebowali wsparcie drugiej strony oraz o innych porach. Mehren był zadowolony z obserwacji poczynionych przez dziewczynę i pochwalił ją. Oczywiście rozliczyli koszty. Przy okazji poprosił ją o pomoc, przy poprawieniu własnych zdolności otwierania zamków, na co chętnie przystała. Ustalili, że poświęca dwa dzwony w tygodniu na doskonalenie tej umiejętności.
Planował także naukę jazdy konnej, bo podróżowanie karawaną była dla niego męczące. Koń był wygodny środkiem do przemieszczenia się, zwłaszcza, iż może mu się przytrafić misja poza tym miastem. To bardziej już traktował jako dodatkowe zajęcie, które w międzyczasie zajmie jego czas. Każdy potrzebował czasem czegoś, co będzie zwyczajnym odpoczynkiem od snucia planów i analizą sytuacji. Taka prosta czynność, oprócz oczywiście codziennych treningów nad własną zręcznością, miała mu pomóc w zachowaniu zdrowych zmysłów. I tak właśnie minął pierwszy miesiąc wspólnej współpracy - ustalili plan działania, realizowali go. Dzięki niemu zdobywali fundusze na własne i wspólne potrzeby. Mehren dodatkowo codziennie pracował nad własnymi, głównymi umiejętnościami, a także przy pomocy dziewczyny poprawiał własną precyzję w używaniu wytrychów, by nie musieć jak ostatnio ryzykować, bo za długo zeszła mu zabawa z tym. Pracowity miesiąc powodował, że nie wypoczywał, jak należy i zmęczenie często dawało się we znaki, zwłaszcza po przebudzeniu, jednak to był już problem przejściowy, gdyż czas nie był ich przyjacielem.

Początek drugiego miesiąca był dość przyjemny, jeśli chodzi o ich sytuację finansową. Wspólna praca z Sylvią przyniosły pewne efekty w postaci całkiem sporego zarobki. Nie pozwalał sobie na podbieranie zasobów z tejże puli i pilnował, by ona także tego nie robiła. Tworzyli pierwsze zaufane kontakty. Czasem wystarczyła drobna manipulacje, innym razem pomoc w dojściu do władzy i utrzymaniu jej w mniejszym gangu. To także dostarczyło pierwszych informacji o działaniach. Nauka otwierania zamków szła, choć była czasami irytująca, zwłaszcza przy bardziej skomplikowanych mechanizmach. Na nauki jazdy konno pozwalał sobie jedynie raz na siedem dni.
Pewnego dnia, spacerując po mieście, zauważył bardzo ciekawą sytuację. Dziecko, niezauważone przez nikogo, wykradło z kieszeni jakiegoś pechowca pękaty mieszek i sprawnie wmieszał się w tłum. Uśmiechnął się do siebie i rozejrzał. Widział kolejne dziecko, które tym razem obserwowało. I nikt na nie nie zwracał uwagi, jakby to była codzienność.
- No oczywiście! Dlaczego o tym nie pomyślałem? - Zapytał sam siebie i postanowił ruszyć za jednym z sierot, które zaczęło znikać. Po ich zachowaniu wnioskował, że działają w grupie. To spory plus, choć oczywiście jednocześnie pewna niepewność co do ich zamiarów. Dzieci jednak chciały czegoś, a potem, kiedy dorosną, mogą stać się kimś o wiele cenniejszym. Śledzenie tych małych, irytujących stworzeń okazało się w Ujściu dość problematyczne. Wszystko ze względu przez ich drobne i niewielkie ciała, które mogły się przedostać przez mniejsze przejściach, czy dziury w płotach. Nie miał także pewności, czy nie został przez nie zauważony. To wszystko spowodowało, że odkrycie ich kryjówki zajęło mu znacznie więcej czasu, niż powinno. Nora, którą wybrali na swój dom, znajdowała się na przedmieściach, będący nieużywanym budynkiem, który miał zamurowane drzwi i jedyna droga prowadziła do niego przez wykopany specjalnie tunel, ukryty w krzakach i przykryty dodatkowo prostą zasłoną, wykonaną z patyków i runa leśnego. Całkiem sprytne, musiał przyznać. Nie miał problemu z przejściem poprzez tunel, zważywszy, że był wykonany dla dorosłych, co oznaczało, iż kiedyś był kryjówką przestępców, którzy z nieznanego powodu opuścili ten przybytek. Wyjście z niego prowadziło do piwnicy, której nikt nie pilnował. Nie było to niezwykłe, więc ruszył powolnym krokiem w kierunku schodów, skąd słyszał hałas, mówiący o tym, że coś tam się dzieje.
- Całkiem ładnie się urządziliście. - Powiedział głośno, kiedy po wejściu nawet nie został zauważony, aczkolwiek nic dziwnego w tym nie było. Poruszał się cicho i dyskretnie. Jak duch, którym zawsze się lubił tytułować. Dzieciaki, prawie jak jeden organizm, spojrzały na niego. Najpierw wszyscy zamilkli, a potem kilka z nich krzyknęło, część próbowała się schować, uciec na wyższe piętro. Traktowano go jak intruza, ale nie było miejsca na ucieczkę z budynku. Zaśmiał się, obserwując te wszystkie sieroty w różnym wieku i oparł. Nie musiał czekać długo, kiedy na oko trzynastolatek, dość dobrze odżywiony na tle innych podszedł do niego, a blisko siebie miał inne, starsze dzieciaki.
- Odejdź stąd. To nasze miejsce. - Pisnął głosem, trzymając w dłoni pałkę, a reszta także miała improwizowaną broń złożoną z różnych zniszczonych elementów.
- Nie zamierzam. - Odparł, spoglądając wyzywająco na tego, który był chyba nieformalnym przywódcą całej bandy. Miał ochotę powiedzieć i co mi zrobisz, ale się powstrzymał. Widział w ich oczach strach i niepewność. Czytał z mimiki ich ciała, jakby byli dla niego otwarta księga.
- To nasze miejsce! Nie odbierzesz nam go!. - Rzucił, ale widać było po nim, że nie czuje się pewnie. Mehren podszedł do niego powolnym krokiem, a z jego ciała każdy mógł wyczytać, że chce zabić kogoś. Wzbudzał strach swoimi gestami, by pokazać, że nie ma z nim żartów. Jak się zbliżył, bez problemu wyrwał pałkę z jego ręki i wyrzucił ją w kąt. Nie był tak silny, jak się mogło wydawać, ale uchwyt chłopaka pozostawiał wiele do życzenia, a uczucie strachu, bliskie paniki także mu nie pomagało.
- Nie jestem tu po to, by was wypędzić, a zatrudnić. Przynieście jakieś krzesła i stolik, to sobie porozmawiamy. - Patrzył prosto w jego oczy, a dzieciak odpowiedział mu tym samym. Niestety, nie miał za dużo doświadczenia i szybko już spoglądał w inne miejsce.
- Dobra. Przynieście coś. - Zwrócił się bezpośrednio do swoich towarzyszy, którzy popatrzyli niepewnie na niego, a po chwili się rozeszli. Przynieśli to, o co prosił Mehren i rozstawili blisko niego. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że nie przekonają go, by się przemieścił w inne miejsce, umożliwiając im ucieczkę.
- Od razu lepiej. - Usiadł na podniszczonym krześle, przywódca tego miejsca również. Towarzysze stali obok, a reszta dzieci patrzyła na nich i czekała.
- Muszę przyznać, że całkiem dobrze sobie radzicie. -
- Staramy się. - Burknął, nie bardzo wiedząc, co ma odpowiedzieć.
- Jak wspomniałem wyżej, chcę was zatrudnić. - Wyciągnął pękaty mieszek i wysypał go na stolik blisko siebie. - Możecie tyle zarobić bez narażania się na złapanie, dyby, biczowanie i inne kary. A nawet więcej. Każdy z was przestanie chodzić głodny, zaczniecie kupować sobie normalne ubrania, nie będzie wam zimno. Wszystko pod moją opieką. - Widział ten błysk chciwości w oczach chłopaka, który zasiadał w nim na stole. Każdy z nich przeżył swoje tragedie i musieli wiązać koniec z końcem. Ten już sięgał po monety, ale zdecydowanym ruchem ręki postawił symboliczną przeszkodę.
- Będziecie mnie słuchać, a każde kłamstwo będzie surowo i brutalne karane. - I zaczął chować monety do sakwy, by po chwili przypiąć ją do pasa. Prowokował tym samym do zabrania jej.
- Co mielibyśmy robić? - Zapytał z ciekawości.
- Obserwować i słuchać wszystko to, co dzieje się na mieście. Za dnia i w nocy. Czasem śledzić konkretne osoby. - Powiedział i wstał. Nie zamierzał ich tu przekonywać, bo wiedział, że potrzebowali się zastanowić, a choć wielu było już przekonanych, zatrudnienie ich od razu byłoby błędem.
- My…- Zaczął mówić, ale Mehren od razu im przerwał. - Macie trzy dni na zastanowienie się nad tym. - Powiedział stanowczo, gasząc pewną iskrę. Łatwo było podejmować decyzję pochopną, trudniej przemyślaną. - Zgoda ma być dobrowolna i z udziałem większości, gdzie nikt nie zostanie przymuszony siłą, strachem, czy karą. Zrozumiałeś? - Popatrzył na niego ostro, bo doskonale zdawał sobie sprawę, jak sprawuje się tu rządy.
- Jasne. - Odburknął chłopak. - Jak mamy się odszukać i nazywać? - Zapytał, a w odpowiedzi on sam się zaśmiał. - To będzie wasz sprawdzian. Musicie mnie odnaleźć. I nazywam się Duch. - Stwierdził, że potrzebuje pseudonimu, innego niż fałszywe imię, czy nawet tożsamość.
Minęły trzy dni, gdzie pracował nad zleceniami. Był ciekawy, czy inwestycja się opłaci. Oczywiście doskonale zdawał sobie sprawę z kosztów, jakie będzie musiał ponieść, ale w dłuższej perspektywie, wyjdzie na tym na plus. Przywódca grupy go odnalazł. Był z dwoma towarzyszami.
- Duchu, zgadzamy się na twoją propozycję. - I w ten właśnie sposób, miał już swoją pierwszą grupę, która zbierała dla niego informacje. Oczywiście przekazał im szczegółowe informacje, jak ma wyglądać ich współpraca. Dzieciak, który nazywał się Andri, będzie musiał nadzorować młodszych i uczyć je kilku rzeczy. On, jako ich dawny lider dobrze poznał możliwości swoich podopiecznych. Dla Mehrena to był drugi krok, który pozwoli mu zbudować swoje własne, małe imperium, a w przyszłości, może nawet i gildię szpiegowską, którą sam wytrenuje. Dzieciaki mogły w tym mu się przydać, jeśli wybierze kilka młodszych z odpowiednimi predyspozycjami.
Trzecim krokiem było zatrudnienie dziwek, kurtyzan i pań do towarzystwa. Oczywiście nie wszystkie miejsca były odpowiednie i nie z każdą mógł się porozumiewać. Wybadał najpierw kilka konkretnych miejsc, ale nie miał nawet sensu tam się pojawiać. Były to terytoria większych gangów, które pilnowały, by miejsce przynosiło odpowiednie profity. Stąd wiedział, że jego próba przekonania burdelmamy mogła skończyć się źle dla niego. Szukał dalej i odkrył miejsce, gdzie dziewczyny zadłużano, by była pewność, że nie ucieknie. Długi były tak ogromne, że nawet niewolnicy mogli więcej. W końcu nikt nie chciał spłacać czyich długów, które można było odebrać na wiele, różnych i rozmaitych sposobów. Tutaj musiał kupić te informacje, ale opłaciło się, bo wytypował dwie dziewczyny, które są odpowiednie ładne, doświadczenie i nie miały możliwości same się wykupić. Nigdy nie spodziewał się, że pójdzie na dziwki, ale co poradzić. Interesował go inny typ kobiet, ale w końcu to interesy. W pierwszym burdelu poczekał na odpowiednią okazję, jak ta konkretna kobieta będzie dostępna i zamówił sobie spotkanie z nią. W tym ekskluzywnym miejscu to będzie spory wydatek, ale tym się nie przejmował.

- Witaj.- Przywitała go śliczna kobieta o długich, kruczoczarnych włosach, ubrana w elegancką suknię w kolorze żółtego tulipana.
- Nazywam Się Erenii i chętnie dziś skradnę twój czas. - Uśmiechnęła się zalotnie i przejechała dłońmi po jego ciele, by na końcu chwycić go pod rękę i zaprowadzić do pokoju odpowiedniego. Pomieszczenie, które mu zaprezentowano, przywodziło na myśl sypialnię bogatych kupców. Stonowane, przyjemne kolory, sporo świeczek, dwuosobowe, kute łóżko, odrobina mebli, szafa na ubrania.
- Rozgość się. - Uśmiechnęła się do niego, a on zdjął swój płaszcz, sprawiając wrażenie, że był kolejnym bogatym synalkiem jakiegoś bogatej pary. Po chwili dołączyła do niego, obejmując go i prowokując drażniącym dotykiem.
- Na co masz ochotę, kochany? - Spytała, całując go tuż za uchem. Objął ją jedną ręką, a druga przysunął jej głowę, by móc spojrzeć w jej niesamowite piękne, duże niebieskiego oczy i położył palec na jej ustach.
- Porozmawiajmy. Wiem o twoim długu i myślę, że mogę ci pomóc. - Powiedział i nastrój dziewczyny zaraz się zmienił, odsunęła się od niego na kilka kroków i wlepiła ostre spojrzenie w niego.
- Czego chcesz? - Wysyczała, prawie jak żmija. Doskonale zdawał sobie sprawę, że nie zrobił najlepszego, pierwszego wrażenie, jednak to było konieczne.
- Zaoferować Ci układ, który pomoże ci się stąd wyrwać. - Dziewczyna patrzyła na niego nieufnie. - Wiem o twoim długu z Eklisce. I nie będzie łatwo ci go spłacić, a ona dodatkowo stosuje brudne sztuczki, by ci to utrudnić. - Tak, tego też się dowiedział z rzeczy, które zdobył.
- Co...co ty mówisz? - Spytała niedowierzająco. Starała się, jak mogła, robiła wszystko, by w końcu wyrwać się z tego miejsca.
- Pamiętasz, jak jeden klient się zezłościł i cię wyrzucił z jednego przyjęcia, a wszystkie szkody przypisano tobie? - Kiwnęła głową, bo przypomniała sobie tę sytuację sprzed ponad roku. - To było ukartowane. Zrobiła to specjalnie, by cię nie stracić. - Wyjaśniał jej sytuację.
- Nie wierzę ci! - Prawie krzyknęła, ale opanowała się, by nie robić zbyt wielkiego zamieszania. Podeszła do łóżka i usiadła,
- Spodziewałem się, że mi nie uwierzysz, dlatego przyniosłem to. - Podał jej liścik, który zdobył na taką okazję. Nie był podrobiony. Miał szczęście, że informator miał go. Ona zaczęła go czytać.
- A to stara krowa.- Powiedziała i chyba nawet mu uwierzyła. Zgniotła go w ręce i zaraz wrzuciła do kominka.
- Wygrałeś. Czego chcesz? - Powiedziała, a choć głos starała się mieć opanowany, on widział w niej bezsilność i rozczarowanie. Ich współpraca nie będzie długa raczej, ale może okazać się owocna. Tak podejrzewał.
- Wiem, że jesteś jedną z jej najlepszych dam. Wielu zabiera cię na przyjęcia, towarzyszysz im, by mogli potem robić interesy. Często młodzi mówią o różnych, dość prywatnych sprawach w twojej obecności, nie zważając na to, kim jesteś. Chcę, byś zbierała informacje te informacje i mi je przekazywała. - Czasami było to orgie, innym razem spotkania tylko dla jednej osoby. Młodzi mężczyźni, zwłaszcza jak popili, nie trzymali tak bardzo języka w gębie, jak powinni.
- Ja będę za nie Ci płacił. W ciągu kilku lat podejrzewam, że uzbierasz kwotę, którą spłacisz swój dług i będziesz mogła się uwolnić od tego miejsca. - Musiała przyznać, że propozycja Mehrena była kusząca dla niej.
- A co potem, jak przestanę być dla ciebie przydatna? - Spytała z błyskiem w oku. Dziewczyna jest inteligentna. Doskonale znała realia, które rządziły tym miastem.
- To już zależy od twoich decyzji. Jeśli mnie zdradzisz w jakikolwiek sposób, to zginiesz. Jeśli wyjedziesz z miasta i zapomnisz o mnie, zostawię cię w spokoju. Możemy także omówić inny rodzaj współpracy. To jednak odległa przyszłość. - Wzruszył ramionami i popatrzył na nią. Wyczekiwał odpowiedzi.
- Zgoda. Twoja oferta jest kusząca i nie będę ukrywała, że chce stąd się wyrwać. To miejsce ma jedną czasem zaletę. - Stwierdziła, a uwodzicielski błysk w jej oku pojawił się znowu. Zarzuciła na niego ręce.
- Jesteś inteligenty, przewidujący, zdecydowany i wygląda na to, że całkiem sprytny. Lubie takich ogarniętych mężczyzn, a dodatkowo, nie mogę cię wypuścić stąd tak szybko. - I pocałowała go, zamierzając w pełni wykorzystać czas, który będzie się różnił nieznacznie od tego, co poznała.

Udało mu się zdobyć jedną z dwóch kobiet. Jedno już było za nim, ale to właśnie z drugą był o wiele większy problem. Początkowo rozmowa nie przebiegała zgodnie z jego założeniami. Nie była zainteresowana współpraca, pomimo tego, co jej obiecywał. Nie potrafił zrozumieć motywów tej kobiety, dlatego potrzebował rozpocząć małe śledztwo. Trochę ono zajmie, ale rozpracuje kobietę i wtedy porozmawia z nią jeszcze raz. Zajął się tym razem inną sprawą, czyli bezdomnymi. Ich także mógł spotkać wszędzie i doskonale wiedział, jak nie można im ufać. Żebracy zazwyczaj wydawali pieniądze na duże ilości alkoholu i wiarygodności nie mieli za grosz. Podczas zleceń poszukiwał takich, którzy nie piją, a po prostu mieli pecha i noga im się podwinęła. Ich było niewielu, ale z każdemu zaoferował pieniądze, jeśli usłyszą coś przydatnego lub zauważą. Nie były to wielkie kwoty, bo jednak nie brali istotnego udziału w jego siatce informacyjnej, a też nie planował, by szybko wyrwali się z tego stanu. Wystarczyło, że byli chętni na to, by zarobić pieniądze, nawet jeśli nie było to do końca legalne. Mało kto wyganiał bezdomnych i żebraków, bo to była swoista codzienność. Zwłaszcza kiedy celował w zdobywanie informacji z dzielnic biedniejszych. Może nie był jedyny, który to robił, ale on wolał przekupywać te grupy społeczne, które zazwyczaj są poniżane, niezauważone czy ignorowane. Byli po prostu tańsi, niż łapówki dla innych osób, a często bardziej skuteczni. Oczywiście pierwszy sposób także będzie używany, jednak potrzebował solidnych podstaw, bo każda informacja miała swoją wartość, a dodatkowo prowadzi do rozwiązania łamigłówki. Jak już to miał załatwione, szukał kolejnych możliwości na zbudowanie siatki szpiegowskiej. Poszukiwał burdeli mało znanych, które ledwo wiązały koniec z końcem lub były w niełasce pewnych gangów, choć na ich terenach. Ostrożność to kwestia, która w doborze odpowiednich miejsc była bardzo istotna. Inaczej będzie na celowniku gangów, którym wchodzi w interesy. Dlatego też po kilkunastu dniach śledztwa udał się na rozmowę, gdzie długo, po kilka dzwonów potrzebował czasu, by przekonać kobiety do pomocy. Rozmowy były z nimi dość trudne ze względu na ich obawy. Nie dziwił im się kompletnie właśnie przez wzgląd na ich położenie. To była podwójna gra, ale jeśli miały polepszyć swoją sytuację, zdecydowanie potrzebowały impulsu do tego. Każda z tych rozmów pomimo faktu, że była wyczerpująca, nie do końca była dla niego pewna. W końcu sam ryzykował tym, że zostanie im wydany. Dlatego przedstawił się tutaj jako Duch. Skoro już zaczął używać tego pseudonimu na poważnie, postanowi go rozprzestrzenić na taką skalę, by był właśnie przez niego rozpoznawalny.
Spotkał się z Sylvią następnego dnia. Przekazał jej informację, jakie sam zebrał, ona mu przekazała swoje i ustalili plan działania na następne tygodnie. Oczywiście wciąż kontynuowali nauki otwierania zamków, on swój trening zręczności, a także jazdę konną. Ich wspólny budżet nieco został uszczuplony, ale w końcu zaczynali inwestować. A wiadomo, że na początku to przynosi straty, a dopiero potem pojawiają się zyski. W tej sytuacji tak samo było.
Przedostatnią próbą zbudowania swojego podwórka była rozmowa z dwoma właścicielami karcz. jedna knajpa znajdowało się w okolicach portu, druga tawerna już poza miastem przy najbardziej popularnym szlaku handlowym. Tutaj po raz kolejny potrzebował obudzić zdolności, wynikające z własnego urodzenia, by przekonać karczmarzy do tego, by weszli z nim w układ. Byli bardzo oporni i niechętni. To zaskoczyło nawet i jego, jednak tak właśnie wyglądały negocjacje wśród kupców. Przypomniały mu się dawne czasy i choć nabrał nieco innego doświadczenia, a dziwo było to całkiem podobne. Różniło się to typem ludzi z jakim przeprowadza się konwersacje. Potrzebował aż tygodnia czasu, aby ich przekonać do współdziałania, a z każdej rozmowy wychodził zmęczony psychicznie. Oczywiście nie dawał po sobie tego poznać, ale to była jedna z przyczyn, dlaczego nie przepadał za ludźmi interesu w roli informatorów. Targowali się bardzo twardo, jakby przeprowadzali zwyczajna transakcje. I niby nikt nie był na uprzywilejowanym pozycji, to jednak udało mu się wygrać oba starcia i warunki były lepsze, niż początkowo zakładał. Pod koniec tego miesiąca większośc jego informatorów czyli głównie dzieci i bezdomni dostali zadanie poszukanie odpowiedniej osoby ze straży. Mieli opisane konkretne cechy charakteru i tego, jak wyglądają relacje między gwardzistami. Potrzebował konkretnej osoby do swojego celu i wiedział, że nie od razu dostanie listę osób, które będą pasować do tego, co chce osiągnąć. Jak już znajdą konkretnego człowieka, pozbierają także informacje na jego temat, by ułatwić manipulacje tą osobą. W końcu wątpił, by strażnik współpracował z nim tak skutecznie za pomocą łapówek, jakby chciał. Za duże ryzyko wydalenia. I tak właśnie wyglądał drugi miesiąc intensywnej pracy nad sobą oraz podwalinami własnej organizacji.

Na początku trzeciego miesiąca udało mu się zebrać fundusze na rozpoczęcia odbudowy domu. Według szacunków rzemieślników cała operacja zajmie około dwóch miesięcy, patrząc po tym, co on sam chciał. Oczywiście nie inwestował w najdroższe rzeczy, bo byłoby dziwne. Zdecydowanie wybrał tu zwyczajne drewno. Sam potem sobie urządzi odpowiednio te włości. I na pewno w piwnicy nie będzie składziku na wino, tylko wygłuszona odpowiednio sala, by zaden dźwiek stamtąd się nie wydostał. Dlatego właśnie tyle sakw poszło na to. Pewne rzeczy musiały się pojawić, by spełniały nowe funkcje. A to nie była jedyna dobra wiadomość w tym miesiącu. Udało im się zbudować, może nie wystarczającą, ale w miarę porządną sieć kontaktów z pomniejszymi gangami, którzy na pewno sprawia, że jego przydomek: Duch, będzie już jakoś znany. Może nie od razu, ale to była podstawa do tego, by móc żądać nieco wyższych wynagrodzeń za swoje usługi. Także jego śledztwo w sprawie drugiej kurtyzany przyniosło zaskakujące efekty. Okazało sie, że zadłużyła się z własnej woli, by opłacić leczenie swojej matki w stolicy Keronu, a także opłacać ochronę przed jedną osobą z Ujścia, która była sprawcą tego wszystkiego. Nie był to byle kmiotek, które można się tak łatwo pozbyć, jednocześnie nie należał do ważnych osób. Jej wysokość długu była niższa, niż u poprzedniej damy do towarzystwa, jednakowoż tak szybko się nie odkupi. I podejrzewał, że dług tak, czy siak urośnie. W jego głowie kształtował się kolejny, demoniczny plan. Poświęcenie nic nie wartej istoty, która nie miała mu nic do zaoferowała w zamian za współpracę.
Rozpoczął przygotowania do tego. Na początku rozpoznanie i rozpracowanie planu dnia tego mężczyzny. Oznaczało to śledzenie i robił to sam, a czasem pomagała mu trójka innych dzieci. Nie mógł pozwolić sobie teraz na to, by ta sprawa przysłoniła główny cel.Na to także potrzebował kilka dni i mniej więcej wiedział już, gdzie sypia, jacy ludzie go otaczają. Potrzebował opracować plan i zorganizować pewne spotkanie. Rozpoczął przygotowania i pewnego wieczoru dostał informacji od Sylvi, która chciała z nim porozmawiać. Spotkali się w bezpiecznym miejscu.
- Niektóre z gangów stają się nerwowe, a powód jest dość dziwny. - Powiedziała mu i napiła się alkoholu z butelki. On sam nigdy w takich sytuacjach nie próbował umilać sobie czasu w tenże sposób.
- Jaki to powód? - Zapytał zaintrygowany, bo rzadko się zdarzało, by coś takiego wpływało dobrze na ich interesy.
- Podobno niejaki Kovek jest na celowniku skrytobójcy jakiegoś. - Słysząc te rewelacje, uniósł brew ze zdziwienia.
- Niektórzy z naszych sojuszników są nerwowi i obawiają się, że wpłynie to na obecny status quo na niższych szczeblach, a część widzi okazję, by wspiąć się wyżej. Nikt jednak nie wie, dlaczego ten człowiek jest taki ważny dla kingu pomniejszych gangu przemytników. - Wyznała, bo sama zastanawiała się nad tym faktem, jednak nie mogła połączyć faktów.
- Ach…- Parsknął śmiechem, bo spodziewał się, że zrobi zamieszanie, ale nie aż takiego. Dla innych ten człowiek posiadał pewną wartość. I własnie będzie wtykał kij w mrowisko, by zrealizować własny plan. Idealnie! Chaos, który powstanie, można wykorzystać.
- Ty coś wiesz na ten temat, prawda? - Zapytała Zaciekawiona Sylvia, spoglądając ku swojemu szefowi.
- Tak. To właśnie ja chce go dorwać. - Przyznał się i rozłożył ręce w geście pewnej bezradności, choć zdziwił go fakt, że już to wyszło. Wydawało się, że robił to dyskretnie, a na którymś etapie poszła plotka. To oznaczało, że ktoś, tak jak on, wywęszył okazję i postanowił sprzedać dalej fakt, że poszukiwał informacji o danym człowieku.
- No proszę. Myślałem, że nie będziemy się wychylać, zgodnie z twoimi zasadami, a teraz sam je łamiesz. - Zauważyła z lekkim, uwodzicielskim uśmiechem, ale nie podchodziła do niego. O ile była już pewna, że wytworzyła się między nimi jakaś więź zaufania, oparta na współpracy, to Mehren zawsze był ostrożny. Była ciekawy, kiedy przestaje taki być.
- Wymóg sytuacji. - Przyznał otwarcie. - Jedna z osób, które planuje zrekrutować, uparcie odmawia współpracy. -
- To twój urok nie zadziałał? - Zapytała ze śmiechem.
- No niestety. Jest na niego odporna. - Luźniejsza rozmowa na pewno była im teraz na chwile potrzebne. Mehren oparł się o krzesła na chwile, by następnie sięgnąć po szklankę jakiegoś naparu. Zdecydowanie wolał takie mieszanki ziołe, które jako odganiały zmęczenie.
- Co chcesz z nim zrobić? - Ciekawe spojrzenie skierowane było prosto na mężczyznę
- Zostanie poświęcony, by osoba mi zaufała. - Przez chwile Sylvia nie zrozumiała, co miała na myśli, acz po chwili przypomniała sobie, co to znaczyła dla niego i uśmiechnęła się wymownie.
- To teraz zdradź mi kochany, jak mamy wykorzystać sytuacje. - Powaga w jej głosie lekko go zaskoczyła, gdyż nie spodziewał się, że tak szybko zrozumie jego metody działa. Może po prostu nie chciał uznać faktu, że został rozgryziony szybciej, niż przypuszczał? I o dziwo, nie miał żadnego planu. Nie był przygotowany na taki rozwój wypadków. Co mógłby zrobić?
- Pomyślmy. - Usiadł na krześle i zamyślił się mocno. Dziewczyna mu nie przeszkadzała w tym, bo jak raz to zrobiła, poziom irytacji oraz frustracji u niego był bardzo wysoki. W tym momencie lepiej milczeć i korzystać z butelki, jaką miała przy sobie.
- Rozpuścimy wici, że ten Kovek ma długi i nie dostarcza towarów odpowiednio na czas, przez co podpadł paru gangom. To spowoduje, że niektórzy zaczną sami szykować na niego swoje sidła, by wykorzystać okazję i przejąć jego biznes. Ty musisz dopilnować, by byli to ludzie od nas. Kovek prawdopodobnie będzie szukać informacji o tym, kto rozpuszcza te kłamliwe plotki, jednocześnie się zaszyje, bo jednak poczuje, że parę osób zechce go zabić. Dla mnie wtedy będzie łatwiej go złapać, jak nie będę musiał za nim uganiać się po całym mieście. - I tu popatrzył na Sylvie. - Wybierz gang, który ma najlepsze predyspozycje do zajęcia jego miejsca, a ja podam ci dokładny czas, kiedy pójdę do niego. - Rzekł, patrząc na nią.
- Uderzymy w dwa miejsce jednocześnie. Sami stworzymy fakty i zrobimy, by były prawdziwe! - Dziewczyna się mocno podekscytowała, bo to oznaczało tworzenie historii.
- To do dzieła. - Powiedział do niej, pijąc ostatni łyk swojego naparu i wyszedł. Musiał zorganizować całą akcję.

Minęły trzy kolejne dni, oparte na obserwacji tego mężczyzny. I miał rację. Po usłyszanych plotkach, które obiegły Ujście całkiem sprawnie, Kovek zaszył się w kryjówce. Śledził go od tej pory i obserwował budynek. Opracował cały plan działania, wynikający ze słabości mężczyzny do chłopaków. Sprowadzał sobie co noc jednego z nich. Nie zauważył, by wychodzili, więc zwyczajnie ich mordował. Pewnie w jakiś sposób pozbywał się ciał, ale to nie miało znaczenia. Wiedział, który strażnik zajmuje się zdobywaniem nowego towaru dokąd się udaje. Zaatakował go, zabił, przejął jego ubranie i udając jego, przejął chłopaka. I z nim wkroczył do budynku, gdzie nikt nawet nie próbował go zatrzymywać. Dobrze, że była noc i ochrona skupiała się głównie na wypatrywaniu zagrożeń, a ich specyficzne mundury, zakrywające sporo ciała, ułatwiały zadanie. Jak tylko dostał się do środka, widział już kolejne błędy tego człowieka. W środku ogłuszył go i zostawił w jakimś schowku na miotły, a następnie ruszył do jego pokoju.
- Co tak...- Mężczyzna nie zdążył do końca się wypowiedzieć, bo już wbiła się w jego kierunku strzałka z kuszy. Podszedł i złapał go. Jako, że byli na piętrze, nie mógł wynieść ciała w ten sposób. Nie miał wozu. W jego rzeczach odnalazł klucz i rozejrzał się po pokoju. Tu ciał nie widział, więc udał się z nim do piwnicy, gdzie klucz pasował. W środku już czuł zapach ciał i wody. Zobaczył dziurę, prowadząca do kanału i niewielką łódź. Czyli w ten sposób pozbywał się ciał, choć nie robili tego codzienne. W sumie, było to logiczne, będąc niedaleko portu. Wziął łódź i wypłynął nim, a już stamtąd przeniósł ciało do kryjówki. W tym samym dniu Sylvia wraz ze przyjaznym gangiem miała przejąć interesy tego człowieka i przejąć jego pozycje w mieście. I tak nie był kimś ważnym. Po prostu jeden z wielu dla wszystkich z ważniaków.
Wystosował zaproszenie dla jednej osoby i poczekał na jej przybycie. Teraz miał nadzieję, że uda się zdobyć to, czego chce. Poczekał na zewnątrz i z powozu wyszła kurtyzana, której wysunął rękaw. Uśmiechnęła się do niego, choć widział już, że był to uśmiech wymuszony.
- Moje zdanie się nie zmieniło od ostatniego razu. - Powiedziała szeptem, dając się jednak prowadzić do budynku.
- Zdaje sobie z tego sprawę, dlatego mam nadzieje, że ten prezent zmieni twoje spojrzenie na sytuacje. - Odpowiedział tajemniczo, widząc jej zaintrygowanie, a także upór w oczach.
- Nie wiem, co ty dla mnie masz, jednak skoro mnie wynająłeś, musi być to coś ważnego. - Zacmokała i weszli do środku, gdzie kurtyzana porzuciła już swoja pozę, bo doskonale wiedziała, że to nie był ten rodzaj klientów.
- No, co niby chcesz mi pokazać? - Zapytała niezadowolona, że dziś nie zarobi. Mehren wziął świecznik zaprowadził ją do piwnicy, gdzie trzymał związanego mężczyznę.
- Czyś ty zwariował?! - Krzyknęła na niego, jednak ostre spojrzenie Mehrena zaraz ją uspokoiła. Emocje innych były dla niego bardzo czytelne, ale nie tolerował takich zachowań.
- Dobrze wiem, że to on sprawił wszystkiego twoje kłopoty. Oferuje ci zemstę za krzywdy. A dodatkowo on ma udziały w burdelu, gdzie pracujesz. Niby czułaś się bezpieczna, a tak naprawde, to dzięki niemu dostawałaś najgorszych klientów. - Popatrzył na nią, a kobieta wydawała się nieprzekonana do tego, co robił.
- Dotarłem do raportów. To on zgwałcił twoja matkę, a ojca zamordował. Widziałaś to, jako...- Krzyk kobiety przerwał jego słowa.
- Przestań! Skończ! - W jej oczach pojawiły się łzy, a ona podeszła do mężczyzny i zdjęła mu maskę z oczu, by spojrzeć w jego oczy. Wziął był zakneblowany.
- Naprawdę to on. - Szepnęła cicho do siebie, nie mogąc uwierzyć w to, a po chwili popatrzyła na Ducha.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo o tym marzyłam. Jeśli to zrobię, będę wolna. - Wiedział, że to nie była do końca prawda.
- Pozwolę Ci go zabić w zamian za przyjęcie mojej oferty. - Kovak miał przerażenie w oczach, ale teraz nie liczył się obecnie. Kobieta podeszła do niego.
- Jesteś okrutny. Zmieniasz jedno moje łańcuchy w drugie. - Popatrzyła na sprawcę jej wszystkich nieszczęść.
- Jednak jeśli dzięki tobie, będę mogła przestać sprzedawać swe ciało i zabić go, to przyjmuję twoja ofertę. - Wtedy też Mehren podał jej jej sztylet i obserwował, jak kobieta odbiera go i podchodzi do mężczyzny. Siada na nim i patrzy w jego oczy, a po chwili z góry wbija sztylet w jego serce. W tym momencie wyszedł z pomieszczenia i usiadł przy stole. Po dłuższej chwili wyszła kobieta w poplamionej sukni od krwi i ze łzami w oczach. Jej makijaż się rozmazał.
- Podpisałam pakt z demonem, Duchu. - Powiedziała do niego, a on domyślił się, co kryło się za jej słowami. Porozmawiali jeszcze przez jakiś czas, ustalając warunki współpracy. Oczywiście musiał jej zapłacić, inaczej byłoby to podejrzane. Na szczęście ślady krwi nie były na tyle duże, by stanowiły większy problem, a makijaż rzadko się utrzymywał. Po wybiciu odpowiedniego dzwonu, odprowadził ją do powozu, którym tu przyjechała. W końcu,. była damą do towarzystwa i miała pewne przywileje. Udało mu się zdobyć drugą osobę i nim zakończy ten dzień, musi pozbyć się ciała, co też zrobił.

W kolejnych dniach otrzymywał informacje odnośnie strażników miejskich. Wśród tych raportów powtarzał się jedno imię. Młodszy strażnik Heliglanes. Wynikało z ich, że jest idealną osobą do jego zlecenia. Osoba, która w Gwardii służy z konieczności i przymusu, niż chęci. Było to zwyczajne beztalencie, które nie sprawdziłoby się nigdzie indziej. Jego nieudolność powodowało, że nie był zbyt popularny. Taka osobę dość łatwo mógł skorumpować i zmanipulować. Czytanie jej emocji także będzie proste. Otrzymał także informacje, gdzie ten mężczyzna lubi przebywać po służbie. Dzieciaki oraz reszta zdecydowanie pomogli mu, bo były to wiarygodne informacje. Tym zajmie się później, bo musi poczekać na jego koniec służby i kilkudniową przerwę. Dał także znać Sylvii, że na razie powinny wypocząć, bo nadwyrężali swoje ciała przed ostatnie dwa i prawie pół miesiąca i należy się odpoczynek.
Te parę dni na pewno się przydało im, choć on nie zrezygnował z treningów. Te musiały być, poniewaz sprawność była cechą kluczową, wręcz istotną dla przetrwania. Tak mu wpojono w miejscu, które było dla niego domem. A w międzyczasie opracowywał plan, który pozwoli mu uzyskać ostatni, kluczowy element jego układanki.
Wieczór, karczma, alkohol. Co jest potrzebne jeszcze do szczęścia? Jeden naiwniak. Przekroczył próg budynku i rozejrzał się po nim. Grajkowie od siedmiu boleści, którzy fałszowali, zapach spoconych ciał. Brud, syf i wilgoć. Więcej dowodów nie potrzebował, że znajdował się w podrzędnej tawernie, która kiedyś pewnie przyjmowała marynarzy, jak jeszcze port funkcjonował. Szybko rozejrzał się za konkretną osobą i ją odnalazł wzrokiem. Pił, więc musiał poczekać chwile. Ruszył do karczmarza i zamówił piwo. Następnie wybrał miejsca koło swojego celu i czekał. Parę osób się do niego dosiadło, zaczęli rozmawiać o trudach życia. Jakie to ono jest kiepskie, noży niekochające, a dzieciaki niewdzięcznie. Sam też dołączył się do tej grupy nieszczęsnych marudników, by zabić odrobinę czasu. Zaskoczył go fakt, że do nich dosiadł się mężczyzna, którego miał na oku.
- Wiecie…ja po prostu nienawidzę swojej pracy. Nic mi nie wychodzi, wszyscy jedynie wieszają na mnie elfy. - Sam zaczął bardzo marudzić, a reszta poklepała go po ramieniu. Wpadł wtedy na pomysł, by zachęcić ich do zwierzeń. Zamówił kolejne piwa dla nich i czekał. Austyn Heliglanes wyglądał na przeciętnego mężczyznę po trzydziestce. Krótkie włosy, krzywy lekko nos, nijaka budowała ciała, kiepskie ubrania. Widać, że mu nie nie powodziło, a jedynie jego życie umilał mu smak tego podłego piwa. Rozmawiali tak jeszcze przez jakiś czas, kiedy towarzystwo zaczęło się zwijać. Został on i Austym.
- Dlaczego pracujesz tam, skoro tak ci źle? - Zapytał, bo teraz, będąc sami mógł w końcu z nim pogadać, a dodając jego stan upojenia, rozmowa będzie dziecinnie łatwa.
- Wiesz, rodzice uznali, że to miejsce dla mnie. A tak naprawdę do niczego innego się nadawałem. Zawsze dwie lewe ręce to uznali, że tam mi się poprawi. - Westchnął ciężko i zaraz uderzył pięścią w stół.
- I KURWA, mylili się! - Powiedział to tak głośno, że przyciągnął na moment uwagę. - Chętnie bym odszedł, ale nie widzi mi się klepanie biedy, a nic innego nie umiem. - Zwierzał się Mehrenowi, jakby był jego kompanem od wielu lat i był pewny, że jego historia jest dla przyjaciela interesująca. To właśnie robił ten trunek: mącił im w głowie.
- Wiesz, że są ludzie, którzy mogliby ci pomóc? -
- Ciekawe, kurwa w czym. A nawet jeśli, to jestem na nich za biedny. - Westchnął i dopił piwo, zamawiając kolejne.
- Nie wiem, jaki to rodzaj problemu, ale słyszałem, że jakaś nowa osoba rozwiązuje problemy innych. Nazywają go Duch, można go spotkać nocą przy tym opuszczonym burdelu. Niektórzy skorzystali z jego usług i ich życie im się poprawiła, a cenę nie miał wygórowanej. Może i tobie pomoże? Lepiej chyba spróbować, niż użerać się z tymi niewdzięcznikami? - Podsunął szeptem, nieco troskliwym głosem, jakby mu współczuł i rzeczywiście chciał doradzić.
- Nie wiem, nie wiem, tacy to zazwyczaj oszuści. - Mruknął.
- Zastanów się nad tym. Porozmawiać nie zaszkodzi, a zawsze możesz odmówić. -
- Niby racja. -

- Ja będe musiał iść. Trzymaj się przyjacielu. I pamiętaj, jeśli chcesz coś zmienić w swoim życiu, musisz zrobić to samemu, inaczej zawsze tak już będzie. - Powiedział i zapłacił za jego trunek, po czym opuścił karczmę. Nie miał pewności, czy chwyci przynętę, ale jeśli coś mu zostanie po tej rozmowie. Zamierzał poczekać tydzień i spróbować ponownie. Zdawał sobie sprawę, że jego próba skorumpowana strażnika była kiepska, ale do pijaka inaczej się nie można była zwracać. Zaskoczyło go, na jaki podatny grunt trafił, kiedy równo po siedmiu księżycach wysoko na nieboskłonie w umówionym miejscu pojawił się Austyn. Czyżby coś się stało, że zdecydował się zaufać nieznajomemu? Mehren ubrany był jak do akcji. Widać było jedynie odkryty fragment twarzy, gdzie znajdowały się oczy. Stał oparty o ścianę i obserwował otoczenie uważnie. On podszedł do niego.
- To Ciebie nazywają Duchem? - Popatrzył na swoją ostatnią inwestycję i widział zwyczajny ubiór, a nie strój gwardzisty. Nie miał także wybrzuszeń na ubraniu, które mogły wskazywać na ukrytą broń.
- Tak, to ja. - Odpowiedział, przyglądając się uważnie mu.
- Powiadają, że pomagasz innym rozwiązywać ich problemy. -
- Robię to, prawdziwe masz wieści. -
Chyba nie kojarzył jego głosu. Mimo iż odrobinę go zmienił, jednak nie wydawał się kojarzyć. To dobrze dla niego.
- Jaka jest twoja cena? -
- Pieniądze, bądź przysługa. - To były dwie, najbardziej handlowe rzeczy w Ujściu. Te drugie teoretycznie trudniej wyegzekwować. Praktyka mówi zawsze, co innego.
- Ech, a co mi tam. - Powiedział to do siebie. - Widzisz, potrzebuje pomocy, by odnaleźć pewnego człowieka. Ile byś za to chciał? -
- Zależy, co to za człowiek. -
- Nazywają go Śliski Paluch, drobny złodziejaszek. Skradł mi przedmiot, należący do mojej żony. Straż nie może go odzyskać. Chce byś mi go dostarczył żywego. - Wiedział, że kłamie. Podejrzewał, że potrzebował go do jednego ze śledztw, jednak nie mógł odkryć tych kart za wcześniej.
- Zobaczę, co da się zrobić. - Odbił od ściany i ruszył w kierunku miasta.
- Eeeej, chyba powinieneś zapytać, jak mam cię odnaleźć, czy coś! - Obrócił się, spojrzał prosto w jego oczy, choć o tej godzinie to na pewno nie widzieli przy tej odległości zbyt wyraźnie siebie.
- Nie pytam o bzdury. - I opuścił to miejsce. Skoro ten człowiek postanowił tak rozegrać to rozdanie, przyjmie partię. Na końcu i tak to on będzie górą, bo zaczynał rozumieć, w co on gra. Nie wiedział jednak, że wpadł w jego sidła i im dłużej będzie korzystał z jego usług, tym pętla na jego szyi się zaciśnie i wtedy nie będzie mieć wyboru. Przewidywał jednocześnie możliwe scenariusze i szukał powoli na nie odpowiedzi.


Czwarty miesiąc wydawał się najspokojniejszy, a przynajmniej z początku. Lekcje jazdy konnej oraz te u Sylvii przebiegały całkiem dobrze. Nie musieli już martwić się o zlecenie, gdyż mieli już ugruntowaną pozycji, a także przydomek Duch pojawiał się pośród gangów, jako jeden z tych, który sprzedaje informacje. To nie był jedyny zakres ich działalności, ale na tym opierali swoje interesy. Można powiedzieć, że to był początek Gildii Szpiegów. Problemy z finansami także znikały, gdyż za zlecenie pobierali o wiele bardziej sowite wynagrodzenia, niż na początku. Wymagało to także swoistego zaangażowania, jednak okazywało się, że w rozliczeniu tygodniowym, mają więcej czasu. Mehren także mógł sobie pozwolić na pomoc Sylvii, kiedy nie musiał wykonywać innych, dodatkowych czynności.
Współpraca ze strażnikiem Austynem Heliglanesem także układała się według planu numer jeden. On myślał, że nie wie, kim jest naprawdę jego zleceniodawca, a Mehren opłacał informatorów i dawał drobne łapówki, by poznawać jego postępy. Jego sytuacja w gwardii się polepszała i jeśli jego ocena tego człowieka była dobra, niedługo urwie z nim się kontakt, gdyż zostanie zachłyśnięty sukcesem i pomyśli, że już nie potrzebuje pomocy. A będzie to moment, kiedy przyjdzie mu zapłacić za jego usługi. Dodatkowo bardzo szybko okaże się, że tak nie jest samowystarczalny, jak sądzi i będzie zmuszony wrócić ze skulonym ogonem, by tylko nie wrócić do swojego nędznego życia. W ten sposób złamie jego psychikę i o wiele łatwiej będzie mu go kontrolować.
Wśród tych wydarzeń jedno z nowych zleceń, jakie otrzymali, już od samego początku wydawało się dziwne. Mehren nie widział w nim nic podejrzanego, a jednak w głębi duszy sporo miał wątpliwości. Dlaczego takie właściwe miał odczucia względem tego zadania? Dotyczyło ono odnalezienie pewnego obrazu: Pogromu Leśnych elfów, autorstwa nieznanego mu malarza Kronikona. Fakt, że nie odrzucił tego od razu, była spora zapłata oraz coś, co czuł w głębi siebie. To można nazwać przeczuciem lub intuicją. To wszystko za samą wiedzę o jednej rzeczy? I dodatkowo poznał także listę miejsc, gdzie ten obraz może potencjalnie się znajdował, tylko potrzebny jest dowód.
- Dziwne. - Powiedział Do Sylvii, która była z nim u zleceniodawcy.
- Co takiego? - Popatrzyła na niego zaciekawiona podczas spaceru po mieście.
- Nie dostrzegam sensu w zleceniu. Rozumiem: odnajdź i ukraść obraz. Tu mamy tylko pierwszą część. To nie jest zajęcie dla nas. - Powiedział dziwnie zamyślony, przez co ujawnił się akcept pochodzący z archipelagu.
- To dlaczego je przyjąłeś? - Sylvia zadała celne pytanie, na które nie potrafił jej odpowiedzieć w sensowny sposób. Stwierdzenie, że dla zarobku byłoby oszustwem samego siebie. Potrzebował dłuższej chwili, by odnaleźć wyjaśnienie dla swoich czynów.
- Mam wrażenie, że kryje się za tym coś więcej. Chcę odkryć, co to jest i następnie wykorzystać jakoś. - Sylvia nie mogła usłyszeć w jego głosie przekonania co do własnych słów. Wiedziała, co to oznacza, Mehren nie był do końca zgodny z tym. Pozostawało pytanie, dlaczego tak się działo? No i ten dziwny akcent, który ujawnił. Nigdy u niego go nie słyszała i nie należał do tych występującym w tej części świata. Miała swoją zagadkę do rozwiązania.
- Spodziewasz się kłopotów? - To było dość naturalne pytanie w tej sytuacji.
- Tak. Dlatego idziemy tam razem. Trzeba przygotować się najlepiej, bo nie wiem, czego możemy oczekiwać w tamtym miejscu. -
- Mhm. - Potwierdziła, bo skoro sam Duch miał takie obawy, nie mogła tego lekceważyć. Do tej pory działał mądrze, osiągał swoje cele, choć nie rozumiała do końca jego motywem. Był dla niej jak to całe miasto - zabójczym wężem, który swoim sprytem próbuje wyjść z beczki. Czy to mu się? Była trochę tego ciekawa. I akcent, który wcześniej się pojawił, zniknął całkowicie.
- Jaki pierwszy cel obierzemy? -
- Zakładając, że to jest ważny dla kogoś obraz, wykluczam na razie domy w najbogatszej dzielnicy. Inaczej za łatwo byłoby je ukraść. Myślę, że magazyn kupiecki, który podano nam w liście, także odpada. To drugi z popularniejszych celów. Dlatego wybierzemy sklep Wszystko za pięć zębów. Niby jest oznaczone, jako mało prawdopodobne, jednak to najlepsze miejsce na ukrycie czegoś o tak dużej wartości.- Powiedział po dłuższej chwili zastanowienia. On sam by tak zrobił. Tylko, czy przypadkiem ni miał zbyt wysokiego mniemania o drugiej stronie? W takich momentach zastanawiał się, czy miał rację.
- O której się spotykamy w okolicy? Jeden dzwon, po tym, jak księżyc osiągnie swój szczyt. - Powiedział i się rozdzielili, by przygotować się do tego skoku. Każdy na swój sposób.
Było już po północy, kiedy rozległ się pierwszy dzwon. Mehren już czekał w dogodnym punkcie. Sylvia, jako przedstawicielka niziołków miała dar skradania się i jak zawsze potrafiła go zaskoczyć.
- Cześć. - Uśmiechnęła się do niego, a on odwrócił się do niej i spojrzał. Jej strój przypominał obecnie to, co on sam miał. Uznał to za dobry znak.
- Jak chcesz wejść? - Zapytała.
- Ten lekko skośnego dachu ma właz. Jeśli będzie on zamknięty, wybije szybę. -
- Jak chcesz się tam dostać? -
- Po prostu się wespnę.-
- Co? -

Nie odpowiedział już jej, tylko ruszył w kierunku budynku. Obserwował teren od początku i nie zauważył, by ktoś się tutaj kręcił. Cofnął się o parę kroków i wykorzystał rozbieg, by wskoczyć jak najwyżej i chwycić się wystających elementów, a następnie, niczym pająk lub jakiś akrobata-cyrkowiec, wstał się coraz wyżej i to z gracją kota. Właśnie dla takich sytuacji trenował zręczność. Sylvia patrzyła z lekkim podziwem, jak mu udaje się tak szybko wspinać na górę. Jak już się znalazł, opuścił linę na dół, by kobieta mogła przy jej pomocy dostać się na górę. Zajęło jej to więcej czasu, niż Duchowi dostanie się tam na górę.
- No nieźle. - Pochwaliła go, ale nie mógł widzieć, jak się mimowolnie do niego ciepło uśmiecha. Na dachy faktycznie istniało wejście do domu. Podszedł i ostrożnie podważył właz. Ruszył się, bo klapa nie była zamknięta. Uniósł ją jeszcze bardziej, by wskoczyć do na dół i miękko wylądować. Rozejrzał się, ale nie dostrzegał żadnego strażnika.
- Droga wolna. - Powiedział i jak tylko Sylvia weszło do środka przy pomocy drabiny. Ruszyli dalej w kierunku schodów i zaglądali w każde, zamknięte drzwi. Znaleźli magazyn, ale tam nie szukali jeszcze. Uznali, że najpierw odnajdą biuro i sprawdzą prywatne zapiski właściciela, jeśli takowe tutaj były. Pomieszczenie, gdzie rezydował zazwyczaj kupiec, znajdowało się na pierwszym piętrze. To było typowe biuro niczym się niewyróżniające. Zamknięte na klucz, ale dla mistrzyni wytrychów Sylvii nie była to przeszkoda. Mehren wyciągnął niewielką lampę oliwą i rozpalili ją, by mogli wygodniej czytać dokumenty. Te w oficjalnych zapiskach nie zawierały nic ciekawego. Przeszukiwali biurko, ale nie znaleźli niczego ciekawego. Zaczęli także samo pomieszczenie. To dzięki Sylvii i jej doświadczeniu udało się odnaleźć zabezpieczoną skrytkę. Jej konstrukcja oraz zastosowane pułapki stanowiły wyzwanie, a nawet niebezpieczeństwo dla niego. W przypadku towarzyszącej mu istoty bardziej jedynie drobną niedogodność. Zaawansowany mechanizm nie był jednak tak prosty do obejścia i nawet jej zajęło to trochę czasu.
Pomimo tych trudności w końcu mogli powiedzieć, że udało się to zrobić. W sprytnej skrytce była kolejna para dokumentów. Te jednak były bardzo ciekawe.


“Drogi przyjacielu

Nasz plan przebiega pomyślnie. Udało się ostatnio złapać paru chętnych na fałszywy obraz i przekazaliśmy ich straży. Udało się już wyeliminować część konkurencji, więc podejrzewam, że w ciągu kilku najbliższych miesięcy będziemy jednymi z nielicznych osób, które będa w tym interesie. Większość złodziei zakradała się do kupieckich domów, gdzie jak się pewnie spodziewali, zastaną przedmiot, ukryty. Magazyn nie był tak popularny, ale fałszywi strażnicy stwarzali pozory, że coś tu cennego musi być. Naszego sklepu nikt nigdy nie odwiedził, więc postanowiłem zrezygnować z pułapki. Koszty ludzi, oczekujących na bandę naiwniaków były zbyt wysokie i lepiej było przenieść ich do wyżej wymienionych miejsc.
Dodatkowo jestem pewny, że część z tych osób pracowała dla Bogobojnej. Jej akcje zdecydowanie przeszkadzają nam w prowadzeniu naszej drobnej gildii, gdyż potrzebujemy spokoju, by gromadzić zyski. Zdecydowanie należy zrobić wszystko, by przeszkodzić jej w rewolucji, inaczej obawiam się, że będziemy musieli ewakuować się z miasta wraz z naszym bogactwem. Jestem przekonany, że wolne miasto przestępcze nie będzie tak podatnym gruntem na nasze manipulacje.
Dotarły do mnie słuchy, że niejaki Duch częściowo odbiera nam klientów. Należy się go pozbyć. Zaoferuj mu zlecenie na zdobycie informacji na obraz i daj wyższą kwotę. Inaczej jest spora szansa, że nie przyjmie zlecenia ze względu, że to nie jest jego działalność. Podejrzewam, że skusi się i zobaczymy go niedługo w naszych łapach, a następnie zgarniemy całkiem niezłe pieniądze za jego głowę, jeśli przekażemy go straży.

Do rychłego zobaczenia.
G.D”

Mehren popatrzył na Sylvie i podał jej list, bo także była ciekawa, co w nim się znajdowało. Przeczucie go nie myliło. Nie spodziewał się jednak takiego rozwoju wypadków. Poczekał, aż kobieta to przeczyta, by zobaczyć jej reakcję.
- Co za szuje. - Wysyczała ze złości. To był przypadek, że się tutaj znaleźli, a teraz mieli niezbity dowód, że Ujście to gniazdo żmij.
- Miałeś rację. - Przyznała kobieta, przypominając sobie jego słowa.
- Niestety. - Westchnął ciężko.
- Niestety? - Spojrzała na niego zdziwiona.
- Nie zamierzałem angażować się w tę sprawę osobiście, a teraz tym bardziej nie chce. Inaczej zboczymy z celu. - Kobieta znała jednak stojącego tu obok mężczyzna, by wiedziała, że tak tego nie zostawi.
- Jakoś wątpię, byś się nie zemścił za próbę wystawienia cię. - Na te słowa zareagował cichym śmiechem. Znała go już całkiem nieźle, jak widać.
- Coś wymyśle, a na razie opuścimy to miejsce. - I opuścili sklep przez tylne wyjście. Nic ciekawego w nim się nie znajdowało więcej. Tandetne przedmioty, które wszędzie można dostać, nie wzbudziły zainteresowania żadnego z nich. Gwardzistów nie było w okolicy, więc bezpiecznie opuścili przybytek.
Przez dwa kolejne dni myślał, jak wykorzystać list, które otrzymał i zbytnio nie angażować się w tę sprawę. Udało mu się wpaść w całkiem sensowny sposób i zwyczajnie zrobił kopie tego skrawka pergaminu i rozesłał do kilku gangów. Współpraca ze strażnikami nie była powodem do domu w tym mieście, a jak ktoś jeszcze podaje się łowcę głów i prowadzi interesy w półświatku, to nie wróżył mu, po ujawnieniu tych faktów szczęśliwego życia. Łamanie niepisanych zasad, których należało przestrzegać, zawsze było surowo karane. Cóż, on także balansował na tej granicy, jednak czy tym się przejmował? Nie można wygrać gry, grając zgodnie z jej zasadami. Dlatego, dopóki informacja nie wypłynie, był bezpieczny, a potem się pomyśli.
Następnie dni także były spokojne. Patrząc po tym, co faktycznie do tej pory zostało zrobione, można by zaznaczyć to jako sukces. I tak rzeczywiście było. Możliwe, że nie wszystko było tak, jak być powinno, ale przecież miasto to żyjący organizm. Nie można mieć wpływu na wszystko, gdyż oznaczałoby to jakieś demoniczne moce. To, co powinno być teraz zrobione to rozmowa o przyszłości i dlatego też Sylvia oraz Mehren spotkali się ponownie. Nie po to, by wykonywać zlecenia, a porozmawiać o tym, co ich czeka.
- Można powiedzieć, że to mała powtórka z rozrywki. - Uśmiechnął się lekko, pijąc wytrawne wino z kieliszka. Był to sygnał, że nie zamierza już więcej pracować i mógł sobie pozwolić na relaks. Jego małą słabością był właśnie ten trunek.
- Tylko tym razem, nie masz nikogo, kto próbuje cię zatrudnić, a następnie możesz go zdominować. - Zripostowała Sylvia, sama uśmiechając się i pijąc piwo.
- Powiedzmy, że to był eksperyment, który się nie udał. - Stwierdził i nieco spoważniał w tej chwili, przypominając sobie pewne momentu sprzed kilku miesięcy.
- Jeśli coś zyskaliśmy na tamtym spotkaniu to możliwość poznania się i zawiązania współpracy. - Uniósł kieliszek w geście toastu za ich interesy. Kobieta zrobiła to samo i napili się razem.
- To chyba ten moment, kiedy dzielisz się przyszłymi zamiarami. - Rzuciła zaczepnie, spoglądając na Mehrena uważnie. Była ciekawa, co dalej, bo jakby nie patrzeć, nie dała mu powodów do nieufności względem siebie, choć rozumiała jego ostrożność.
- Udało się zrealizować większość celów, jakie postawiłem. Połowę sukcesu zawdzięczam Ci, gdyż wykonywałaś zlecenia bardzo dobrze, co skutecznie ułatwiło mi działanie. - Sylvia przyjęła komplement z uśmiechem. Pierwszy raz dostała od niego takie słowa. Bywał w nich bardzo oszczędny.
- Jak się domyślasz, zbudowałem siatkę szpiegowską, a przynajmniej jej podstawy. Nie jest idealna, ale na pewno już nie potrzebujemy działać sami. - Nie będzie obrażał jej inteligencji, mówiąc pewne rzeczy wymijająco. Doskonale wiedziała, kim jest i co chce osiągnąć.
- Zainwestowałem także jedną osobę, jednak na efekty tego musimy poczekać. Nie wiem, kiedy przyniesie ona spodziewane rezultaty, ponieważ nie wtrącam się w rozwój wypadków. Warto zaznaczyć, że dzięki tej osobie, uzyskamy informacje, które będą ważne dla Bogobojnej. - Choć ją lubił to zdradzanie własnych informatorów, nie było mądre. Zwłaszcza że dopóki złamie jej osoby, lepiej nie udzielać zbyt wielu szczegółów o niej.
- Dobrze, że się przyzwyczaiłem do tego, że nie mówisz mi wszystkiego. - Odpowiedziała z nutką złośliwości, jednak bez cienia gniewu w głosie.
- Wiesz, jakbym był dla ciebie otwartą księgą, gdzie tu wyzwanie? - Zaśmiał się, ale nie zamierzał się usprawiedliwiać. Obydwoje rozumieli, że w ich świecie zaufanie, co najwyżej może być ograniczone.
- Jak sobie wyobrażasz dołączenie do jej ruchu? Wątpię, by ktoś taki nieznany, jak ty zostałby dopuszczony do niej. - To była kwestia, która ją trapiła od dłuższego czasu.
- W Ujściu znajdują się osoby, które bezpośrednio pod nią podlegają. Pewnie dzięki nimi wykorzystuje osoby, które chcą dla niej pracować, a nie bezpośrednio pod jednym z gangów, które popierają jej ideę. Większość z nich to oportuniści, którzy widzą sporo korzyści w tym, co robi, jednak podejrzewam, że nie znają jej prawdziwych zamiarów. - Zdradził własne myśli, bo tak widział większość grup przestępczych. Sam nie był lepszy, od nich.
- A ty je znasz? - Zapytała ze śmiechem.
- Oczywiście, że nie. - Odpowiedział ze śmiechem. - Nie jestem aż taki arogancki, by wiedzieć, co kryje się w tej rewolucji. - Co nie znaczy, że niczego nie podejrzewał.
- Wracając do tematu, bo trochę zboczyliśmy z niego. Zamierzam skontaktować się z nimi i zamiast typowego: “Słuchajcie, chce się do was dołączyć, jak mogę pomóc?” Wolę przyjść i pokazać, że już działam na jej rzecz. -
- Sprytne. Pewnie ta inwestycja ostatnia ma z tym wiele wspólnego? -
- Tak. Dlatego, jak uzyskamy już to, co jest potrzebne i jednocześnie pasującego do nas, pokażemy doskonale, że nie jesteśmy byle podrzędnym złodziejaszkiem, który unika stryczka. -
Wyznał jej swoje zamiary tak szczerze, jak tylko mógł sobie pozwolić i napił się wina. Sam wiedział, jak jego pole działania jest ograniczone i musiał wyrywać się z tych murów, które widział.
- Załóżmy, że wszystko pójdzie zgodnie z twoim planem. Przyjmą ten podarek i co potem? - Zapytała ciekawa, bo w sumie ona nie wiedziała, co mogliby więcej zrobić.
- Szczerze? - Zapytał ze śmiechem.- Będziemy improwizować i dostosowywać się do zmiennych warunków. Nie jestem w stanie przewidzieć możliwych scenariuszy i rozwoju wypadku. Mam w razie czego plany awaryjne, gdybyśmy sami musieli wyjść z inicjatywą, ale trochę liczę na fakt, że podzielą się z nami wieściami, które rozjaśnią mi drogę. - Przyznał całkiem szczerze i niezbyt się przejmował tym, co teraz mogła pomyśleć.
- Wychodzisz na radośnie naiwnego. Na pewno jesteś Mehrenem, które poznałam? - Odpowiedziała ze śmiechem, ale rozumiała, że nawet on miał niedostateczną ilość wiedzy, by móc przewidzieć, co się wydarzy. Pocieszały ją jego plany awaryjne.
- Nabrałaś wątpliwości? - Uniósł jedną brew wyżej, a po chwili parsknął śmiechem. Zdecydowanie wino powodowało, że nie był już taki skupiony i pozwalał sobie na mniejsze żarty. Nadal pamiętał, by się pilnować, by nie powiedzieć paru słów za dużo.
- Dobrze. - Powiedziała Sylvia, by skupić jego uwagę na sobie. - Obserwowałam cię uważnie i stwierdzam, że nie jesteś tylko pozorantem, choć miałem takie podejrzenia. Dlatego chcę z tobą współpracować po tym, jak zrealizujemy nasz cel. Z tobą na pewno nie będę się nudzić. - A widziała przecież, jak ciężko pracował na początku. Dodatkowo lekcje, które pobierał u niej. Nie musieli wzajemnie ciągle chodzić, jak papużki nierozłączki. Wszystko zależało od zadania, a posiadanie wolnej ręki w rozwiązywaniu różnych zadań, gdzie miała plecy, było przyjemna odmianą.
- W takim razie mogę śmiało powiedzieć. - Uniósł kieliszek do góry. - Za owocną współpracę, wspólniczko. - I po chwili wypił już cały kieliszek wina. Sylvia zrobiła to samo. Zaczęli rozmawiać tym razem o sprawach mniej związanych z ich przyszłością, a bardziej wymieniali się poglądami. Ciekawa, intelektualna dyskusja, gdzie widać było dojrzałe spojrzenia na świat, jak na Ducha, który przecież był całkiem młody. Nie dawała mu więcej, niż dwadzieścia wiosen, a miała wrażenie, że doświadczał życia intensywnie, bo rozumiał sytuację często znacznie lepiej, niż sama to potrafiła. Była ciekawa, co takiego przeżył, bo on sam niewiele mówił o sobie. Jakby tylko umiała rozgryźć jego tajemnice, bo nadal ten zaskakujący akcent nie dawał jej spokoju. Być może kiedyś pozna, skąd pochodzi i dowie się o tym człowieku czegoś więcej.
Mehren także cieszył się rozmowa, choć nie pytał o jej przeszłość, wyznając zasadę, że ona była dawno za nimi. Tu liczyło się to, co teraz, a jeśli to ją dogoni, wtedy będzie nad tym problem myślał. Nie można sobie dokładać zbyt dużo rzeczy na własne barki. Spokojny czwarty miesiąc pozwolił na regenerację sił, gdyż niedługo znów będzie więcej pracy. W końcu, trzeba pomóc Kali i uzyskać u niej jakieś wpływy.
W piątym miesiącu, dokąd Mehren zaczął działać, większość jego planów została zrealizowana. Oczywiście jego zwyczajowa aktywność, polegająca na nauce jazdy konnej, treningu, by szybciej i sprawniej otwierać zamki oraz codziennych ćwiczeniach nie zmieniła się od początku. Jedynie ilość zleceń się zmniejszyła, ale to także było zaplanowane.

Austyn Heliglanes, zgodnie z przewidywaniami po początkowych sukcesach, chciał go oszukać i unikał spotkania, gdzie on miał odebrać należną zapłatę. To było zgodne z jego charakterem. Pierwsze sukcesy spowodowały, że jego pewność wzrosła. Zaraz za tym pojawiło się samozadowolenie, buta, arogancja i przeświadczenie, że jest się w końcu panem własnego losu. Doskonale wiedział, że to miało także swoje inne strony. Teraz ten strażnik, skoro zaczął osiągać sukcesy, będzie chwalony, jednak patrząc na jego umiejętności, znów stoczy się do poprzedniej sytuacji. I tym razem będzie jeszcze gorzej, niż poprzednio. Ludzie to szuje, więc wcześniejsze gnębienie i wytykanie, będzie o wiele gorsze, jak zobacza znowu jego profesjonalizm. Bardzo szybko jego entuzjazm oraz pewność siebie zostaną zniszczone. Nie, to bardzo zły opis. Zostanie psychicznie zgwałcony i załamie się mocno. Wtedy, zaszyty w swojej budzie, którą zwie domem będzie miał dwie możliwości. Zabije się poprzez samobójstwo lub przyjdzie do niego. Wbrew pozorom te pierwsze wymagało desperacji i odwagi jednocześnie. Na taki krok on nie miał zbyt dużej siły, więc wróci do niego z podkulonym ogonem, da mu zapłatę i jakieś gratis, by wynagrodzić swoje wcześniejsze zachowanie. Będzie błagać o to, by mu pomagać, bo nie chce znowu być na dnie. Jego zniszczona, krucha psychika będzie podatna na jego wpływ. Wyryje wtedy w jego głowie obraz tak mocny, że nie odważy się wywinąć mu numeru. Oczywiście dodatkowo go ukaże w bolesny sposób, by pamiętał, że on nie wybacza i następna próba kończy się tym razem już pod ziemią. Tutaj użyje strachu oraz manipulacji, by kontrolować go. Najlepszy sposób na takich ludzi. Nie uważał go za głupka, bo nie był w nim w istocie. Po prostu jego talenty były inne, niż te, które w Gwardii były potrzebne. Skąd to wiedział? Zastosował różne metody w tym włamanie się do jego domu, gdzie zobaczył nagrody. Oczywiście mógł on pokazać się z lepszej strony w tamtym miejscu, jednak musiał mocno piąć się po szczeblach kariery, by w końcu znaleźć posadę, gdzie rozwinie skrzydła. Być może szczęśliwy traf pozwoli na coś takiego, a wtedy wykorzysta to w odpowiedni sposób. Właśnie dlatego nie lubił zabijania wszystkich, bo nigdy nie wiadomo, kto będzie użyteczny dla ciebie. I w tym różnił się pewnie od wielu innych przywódców gangu, szpiegów lub reszty mniejszych, bądź większych rzezimieszków. A przynajmniej tak właśnie sądził.
Drugą, ciekawą rzeczą, którą w tym miesiącu mógł uznać za udaną był zakończony remont jego “starego” domu. Efekt przeszedł jego oczekiwania, gdyż rzemieślnik, którego wybrał zdecydowanie się postarał. Mógł teraz mieszkać tutaj pod przykrywką, rozwijać swoje umiejętności kulinarne, by następnie je wykorzystywać, jeśli będzie potrzebował udawać jednego z kucharzy. Najważniejszą jednak rzeczą był fakt, iż miał własny azyl w tym mieście. Nie ukrywał przed samym sobą, że był zmęczony ciągłymi zmianami pokojów. udział w tym miało także jego pochodzenie.
Zaraz po przejściu przez drzwi, ukazywało mu się odnowiony salon. Niewielkie to było pomieszczenie, ale na środku znajdował się stolik, przy ścianach niewielka kanapa, kilka krzeseł ze skórzanymi obiciami. Biblioteczka na książki oraz trzy szafki nocne. Oczywiście kominek, który ogrzewał to pomieszczenie i stanowił główne źródło światła. Na podłodze leżała skóra z niedźwiedzia. W pomieszczeniu obok znajdowała się kuchnia. Sporo mebli, piec, różnych garnków, patelni, sztućców i innych przyborów, które były konieczne w tym miejscu. Z tyłu znajdowały się schody oraz kilka schowków, gdzie trzymał zapasy jedzenia, składników oraz drewna
Piwnica została dodatkowo wygłuszona by krzyki, jakie stąd się wydostawały, były jak najmniej słyszalne. Dzieliła się na trzy pomieszczenia: Schowek na rozmaite mięso, które musi być przechowywane w beczkach lub zimniejszych miejscach. Zakratowana wnęka ze stojakami na wino i miód pitny. Dalej miał celę, także zakratowaną, gdzie zamierzał przetrzymywać czasami osoby i największe pomieszczenie to sala treningowa, gdzie mógłby trenować bez zwracania na siebie uwagi. Przy ścianach stały rozmaite sprzęty, które pomogą mu w tym,
Pierwsze piętro było miejscem, gdzie znajdowały się sypialnie oraz niewielka łazienka. Jego oraz ewentualnie maksymalnie dwóch gości. Standardowe wyposażenie, same najpotrzebniejsze rzeczy bez dziwnych urozmaiceń. Nie chciał tutaj robić niczego, co by było zbyt kosztowne, a nikt by tego nie widział. Tu człowiek miał skupić się na wygodzie łóżka, powieszeniu rzeczy i odpoczynku w cieple.
Drugie piętro zawsze było zamykane na specjalnie zamówiony zamek, kilkustopniowy, by jak najbardziej utrudnić wejście. Zamówione po konsultacji z Sylvią. Zaznaczyła mu, że nie tak łatwo będzie to otworzyć, ale nie było to niemożliwe. Tutaj znajdował się coś w stylu jego pracowni, gdzie tworzył plany, trzymał swoje mikstury, broń, pancerz i wiele przedmiotów, które były potrzebne mu w pracy. Biurko, szafy, kolejna biblioteczka, skrzynie z zamkiem. Okno tutaj było zrobione tak, że uchylało się do zewnątrz i jest zakratowane od środka. To tylko jedna izb. Druga to kolejna sale ćwiczebna, wykonana w taki sposób, by mógł wygodnie rozwijać swoje zdolności akrobatyczne i zręcznościowe. Tyle miejsca było konieczne, dlatego to pomieszczenie, oprócz skrzyń oraz małych i dużych haków na ścianach, nie posiadało innego wyposażenia. Strych nie posiadał okien, więc spełniał rolę magazynu na pozostałe rzeczy, których nie znalazły miejsca nigdzie indziej. Było to przemyślane, zwłaszcza jeśli będzie potrzebował coś chować na długo. I w ten właśnie sposób, będzie miał mieszkaniu. Oczywiście plany, które dał wcześniej rzemieślnikowi, zostały zniszczone, by nie wpadły w niepowołane ręce. Zastanawiał się także nad zabiciem go, ale ktoś tak rzetelny był rzadkością i niekoniecznie znał przeznaczenie wszystkich pokoi i pokoików w tym domu. Ze względu na to, iż to był jego azyl, nie zamierzał nikogo tu zapraszać. Od tego będzie kryjówka, która musi stworzyć. Teoretycznie tu było bezpiecznie, ale po co informować innych, gdzie się mieszka? Przykrywka wtedy jest spalona. Dlatego, jako Ulis zamierzał tu udawać, że wiedzie proste i nudne życie. Zdecydowanie z czasem lepiej je wyposaży, by cieszyło oko, ale to co miał było w pełni wystarczające na jego obecne potrzeby. Pozostało mieć baczenie na to, by nie stracić tej kryjówki szybko, bo prawie czuł się tu jak w domu.

To, czego obecnie mu brakowało to zapasy mikstur alchemicznych. One były dla niego podstawą działania. Nie znał się na magii, nie zawsze mógł liczyć na swoje umiejętności, więc pozostało wspomagać się nauką. Sam nie potrafił tego robić, więc pozostało poszukać kogoś, kto byłby w stanie zrealizować. To zadanie nie okazało się łatwe. Alchemik, który nie był byle gnidą i posiadał odpowiednią wiedzę oraz umiejętności, był na wagę złota. Znalazł co prawda kilka przeciętnych jednostek, acz ich wyroby nie spełniały jego oczekiwań. Ograniczona oferta, a także wątpliwa jakość produktu skutecznie go zniechęcała do zakupów u nich. Dopiero pod koniec tygodnia udało mu się znaleźć kogoś, kto znał się na swoim kunszcie. Owszem, pracował dla jakiegoś gangu i ceny miał spore, jednak opinie na jego temat wśród łotrów wszelkiej maści są zachęcające. Oferuje także sprawdzenie produktu przy odbiorze, co zdecydowanie jest plusem.
Mehren wszedł do jego laboratorium, po tym, jak jego ludzie go przeszukali i uznali że nie zabije. Jakby miał to zrobić. Uśmiechnął się do siebie.
- Czego? Nie widać, że jestem zajęty? Mówiłem chyba na tysiąc elfickich uszów, że będzie to gotowe za kilka dni! - Przywitał go wzburzony głos, a dopiero potem odnalazł jego właściciela. Ten siedział przy biurku z takimi dziwnymi okularami i trzymał fiolki.
- Słyszałem, że masz charakterek swojej teściowej, muszę przyznać z rozczarowaniem, iż mocno wyolbrzymiają. - Rzekł w taki sposób, by zwrócić jego uwagę. Udało mu się to, gdyż ten wirtuoz substancji naukowych, odłożył wszystko i obrócił się w jego kierunku.
- Ha, masz tupet nieznajomy, tak się do zwracając… - W tym momencie wszedł mu słowo, by zakończyć jego nudne groźby. - Zgaduje że zakończyłbyś zdanie, iż parę takich osób już zniknęło przez to. - Westchnął, bo to chyba typowa gadka dla takich osób. - Widzę, żeś obeznany i masz jaja. Podobasz mi się. A teraz mów, czego chcesz. - Po tych słowach spoglądał na niego tak, jakby oczekiwał konkretów. To oznaczało koniec dla lekkiej dysputy.
- Potrzebuje po kilka buteleczek trucizn. Szybko działających oraz wolno. Na ostrza oraz we fiolkach. - Alchemik wyglądał, jakby był przyzwyczajony do takich próśb. - Do tego również taka substancja, ale nie typu zabójczego. Najlepiej, aby otępiała zmysły i reakcje organizmu - Tu jego wytwórca nawet pokiwał głową. Nadal nie było to wyzwanie dla niego, jednak zaczynało się robić całkiem ciekawe. Zważywszy, że podliczał w głowie już zyski z tego.
- Do tego potrzebuje antidotum na nie. -
- Jakbyś przypadkiem zatruł nie tą osobę, co trzeba? -
- Dokładnie. -
- Da się zrobić. Coś jeszcze? -

- Potrzebuje silnych mikstur nasennych oraz takie, które w działaniu przypominają choroby. Mają spowodować wymioty lub biegunkę. - To było konieczne, by po prostu kogoś oddalić z miejsca bez zabijania lub sprawić, by znalazła się w określonym miejscu.
- Mhm. Coś jeszcze? -
- Tak. Potrzebuje taka, która przyspiesza proces gojenia ran. - Tu alchemik uniósł brew. rzadko ktoś prosił go o coś takiego.
- Odrobiłeś lekcję, bo jakbyś chciał coś, co natychmiast leczy rany, wyrzuciłbym cię stąd. - Tu jedynie Mehren pokiwał głową, bo takie cuda pewnie byłyby ponad jego budżet, jeśli w ogóle byłyby możliwe.
- To wszystko? -
- Jesteś w stanie zrobić bomby dymne i oślepiające? -
- Nie. -
Konkretna odpowiedź, oznaczała, że takie rzeczy były naprawde trudne i tutaj małe szanse, że ktoś mu je zrobi. Musiał się z tym pogodzić. Westchnął lekko i popatrzył na alchemika. Zastanawiał się przez moment, czy to wszystko, jednak nic nie przychodziło mu do głowy.
- Tak. Ile będzie mnie to kosztowało i kiedy mogę po to przyjść? - Popatrzył na niego, bo liczył na fakt, że nie zajmie mu to za długo czasu. Wiele z jego planów po prostu byłoby wtedy znacznie opóźnionych, a tego przecież chciał uniknąć.
- Pięć pękatych sakw i siedem pełnych okrążeń słońca od teraz. - Był przygotowany na taką odpowiedź, więc wyciągnął dwie sakwy i położył mu je na biurku.
- To zaliczka, jakbyś wątpił w to, czy jestem wypłacalny. - Tak, Mehren doskona widział wątpliwość na jego twarzy, kiedy tylko ten zdradził cenę tych towarów. To nie były tanie rzeczy, a ryzyko wpadki oznaczało, że nici z interesu. Przemytnicy również musieli zarobić. Cały ten łańcuch dostaw jest skomplikowany i wolał o tym nie myśleć.
- Mówiłem, że mi się podobasz. Przygotowany, jakbyś mnie znał. - Zaśmiał się alchemik dobrodusznie, bo naprawde rzadko się zdarzało, by ktoś robił pewne rzeczy, nim warknął na niego.
- Myśle, że będziesz jednym z moim ulubionych klientów, jeśli nie dasz się zabić zbyt szybko w tym mieście. - Powiedział szczerze, gdy otworzył jedną z sakw, zajrzał do środka, a po chwili schował obie do szuflady na biurku.
- Miejmy nadzieje, że i ciebie nikt nie dorwie. - Z tymi słowami opuścił przybytek, choć na odchodne słyszał takie słowa.
- Charakterek to ma ten szczeniak. -
Zgodnie ze słowami, które rzemieślnik rzekł do niego, wrócił po siedmiu dniach, by odebrać zamówione rzeczy dla niego.
- No w końcu! Od dwóch dni są gotowe! - Takie rzucił mu przywitanie, na co Duch po prostu pokręcił głową.
- Myślałem, że siedem dni, to siedem dni, ale kto by pomyślał, że nie umiesz liczyć. - Rzucił mu w odpowiedzi, bo gdyby wiedział, że faktycznie tak się pośpieszy, zdecydowanie przyszedłby wcześniej.
- Uważaj, bo jeszcze pomyślę, że ich nie chcesz. - Odpowiedział mu, rzucając wyzwanie w oczach.
- Wtedy też dodatkowa sakwa nigdy nie zmieni właściciela. -
- Jaka dodatkowa? - Spytał zdziwiony, bo nie takiej odpowiedzi się spodziewał.
- Wiesz, premia za jakość, jeśli faktycznie są tak dobre, jak twierdzisz.- Podszedł do najbliższego stolika i wyłożył trzy sakwy, a czwartą miał na ręce.
- To, jak będzie? -
- Wiesz, jak mnie zachęcić. Choć, pokaże ci co przygotowałem. - I zaprowadził go na zaplecze, gdzie trzymał żywy inwentarz do testów. Tam zaprezentował mu działanie większości substancji, które mu pokazał. Efekty były zadowalające, więc przekazał mu ekstra dodatek za pracę.
- To gdzie one są? - Zapytał, gdy wrócili do laboratorium, a specjalista od alchemii podszedł do szafek i wyciągnął dwie skrzynki, ukazując także zawartość.
- Trzy buteleczki pod każdy z rodzajów trucizn, łącznie masz ich osiemnaście plus antidotum na nie. Do tego cztery mikstury na wymioty oraz biegunkę, łącznie daje to osiem. Dodatkowe cztery na sen i sześć na regeneracje. Myśle, że ci to wystarczy, a jak będziesz chciał więcej, znajdziesz to miejsce na pewno. - Pokiwał głową, gdyż taki zapas to wystarczy mu na długo. Podpytał jeszcze o o efekty, zależne od dawkowania, by wiedzieć, czego może się spodziewać i zabrał po chwili je ze sobą.
- Interesy z tobą to przyjemność. -
- I wzajemnie. -
teraz już nie musiał się martwić o to, że zabraknie mu czegoś podczas misji. Oczywiście brak bomb był lekkim problemem, bo one dobrze wykorzystane, mogły zmienić wynik walki lub pozwolić na sprawną ucieczkę. Lubił mieć możliwości, zwłaszcza wtedy, kiedy sytuacja stawała się skomplikowana. Nic więcej w tym miesiącu ciekawego już się nie działo.


Szósty miesiąc tym tym, którym zwieńczenie planów właśnie miało nastąpić. Człowiek, któremu pomógł Duch, obecnie był na skraju załamania. Nie wiedział, jak to mogło się stać. Przecież udało się mieć jakieś sukcesy, a teraz było jeszcze gorzej. Miał dość tego życia. Znikną z życia na parę dni i ukrył się we własnym mieszkaniu, nie mogąc znieść tych wszystkich obelg, które musiał wysłuchać, jak znowu nie potrafił złapać przestępny. Upijał się do nieprzytomności i trzymał nóż na stoliku, chcąc nie raz odebrać sobie życie. Trzymał go blisko szyi, aczkolwiek ręce zaczynały mu tak drżeć, że nie mógł nimi ruszyć dalej. ten stan trwał wiele długich sekund, a po tym, jak mógł cokolwiek zrobić, wyrzucał go z ręki.
- Dlaczego? - Powtarzał sobie zapijaczonym głosem, nie mogąc zrozumieć, jak do tego doszło. Potrzebował wielu dni, by w końcu znaleźć odpowiedź, lecz ta nie była dla niego satysfakcjonująca. Potrzebował pomocy, a tylko jedna osoba była w stanie to zrobić, jednak…nie zapłacił jej. Oszukał ją i sądził, że jest sprytny, bo go nie dopadnie. I co teraz mógł zrobić? Nie widział wyjścia z sytuacji, bo jak miał go przebłagać? Na pewno będzie wściekły! Trzeba mu to jakoś wynagrodzić? Zaczął gromadzić fundusze, a kiedy uznał, że jakoś to będzie, zostawił wiadomość w miejscu, gdzie robił to wcześniej. Pozostało jedynie czekać i mieć nadzieje. .
Mehren miał baczenie na tego strażnika od momentu, jak tylko przestał z nim się kontaktować. Nie wychodził z domu, a jedynie ktoś mu podrzucał żarcie. Wszystko działo się odrobinę szybciej, niż zakładał. Tu miał swoje podejrzenia, że w Gwardii panowała sytuacja nie lepsza, niż w gangach. W końcu różne osoby tam były i zachowywały się zgodnie z tym, jak zostali wychowani, Gnębienie, jak podejrzewał miało dwa zadanie. Oddzielić ziarno od plewu oraz wzmocnić charakter. W tym wypadku coś zdecydowanie poszło nie tak. Uśmiechnął się do tych myśli, bo dzięki temu rozwoju sytuacji i przewidywaniu zachowania, jego plany się wypełniały.
Podczas jednego dnia, dostał informację od jednego ze swoich dziecięcych współpracowników, iż rzeczony mężczyzna opuścił dom, a następnie zostawił dla niego wiadomość. Otrzymał pobrudzoną kartkę i dał “posłańcowi” trochę monet, by kupił coś do jedzenia dla siebie i innych. Mając zapewniony spokój, przeczytał informacje i parsknął śmiechem.
- No naprawdę, nie mogę. - Dawno tak się nie uśmiał, choć może dlatego, że coś takiego, jak sumienie i współczucie u niego nie występowało. Ta tutaj wiadomośc była wręcz błagien i przeprosinami kochanka, który zdradził ukochaną i żałuje. Brakuje tylko wyznania miłości do kompletu.
- Zatem zaczynamy. -
- Co takiego? -
Zapytała Sylvia, która przed chwilą weszła do tej kryjówki.
- Zdobycie ostatniego elementu naszej układanki.- Odparł zadowolony, bo teraz naprawde było z górki.
- W takim powodzenia. - Kobieta uśmiechnęła się do Mehrena. Odpowiedział jej skinieniem głowy i opuścił to pomieszczenie, gdyż poszedł i zostawił mu informacje, gdzie tym razem się spotkają.
Miejsce, które wyznaczył było za południową Bramą, daleko od zabudowań wszelakich. Po pierwsze, nie chciał, by ktokolwiek przysłuchiwał się tej rozmowie. Dodatkowo była to pora dnia, gdyż tym razem chciał coś udowodnić. Mógłby poczuć się jak pająk, oczekujący na swoją ofiarę, ale prawda była taka, że już od dawna był wplątany w sieć jego intryg.
Obserwował drogę z ukrycia, będąc na drzewie. Miał całkiem niezły widok, a jednocześnie ciężko było go zobaczyć. Do tego byłby potrzebny jakiś nieludzki instynkt lub zmysł. Heliglanes przeszedł dosłownie pod nim i nawet go nie zobaczył. Następnie skręcił w prawo, by wejść w głąb lasu. Chwile później on zszedł z drzewa i udał się za nim, stawiając kroki ostrożnie, by pozostać bezszelestny. Udało mu się to, gdyż jego rozmówca się go nie spodziewał i mógł bez problemu go zajść i przyłożyć sztylet do szyi, trzymając go mocno drugą ręką tak, by mu nie uciekł. Właśnie teraz miała zacząć się prawdziwa rozmowa.
- Czekaj, czekaj. Nie zabijaj mnie! - Mężczyzna powiedział to w desperacji. Zdawał sobie sprawę z tego, że może zginąć. To nie byłby taki zły los, jednak chciał żyć i odnieść jakiś sukces w swoim nędznym życiu. - Czemu miałbym tego nie robić. Jesteś mi winny swoje życie, gdyż nie dotrzymałeś umowy. - Odpowiedział mu chłodno, wewnątrz siebie bawiąc się całkiem dobrze.
- Jaaa… przyniosłem rekompensatę za to. Wiem, że to niewiele, ale proszę… - Powiedział błagalnie, wyrzucając z kieszeni swojego zniszczonego płaszcza sakwy na ziemię. Nie miał innego pomysłu, jak mógłby sprawić, by Duch mu znowu zaufał.
- Wykupiłeś szanse na rozmowę. - Zdjął sztylet mu z szyi i pchnął go. Ten potknął się o własne nogi, prawie się przewróciła. Wykonując niezdarne ruchu, udało mu się utrzymać równowagę.
- Wiem, że dla takich jak ty, przeprosiny nic nie znaczą. Dlatego nie zamierzam tego robić. Chce znowu z tobą współpracować i jestem gotów na to, że koszty wzrosną. - Powiedział, nie mając pojęcia, co miałby mówić w tej sytuacji, jak go przekonać. Postanowił być w miarę szczery, nie widząc możliwości rozwiązania sytuacji pokojowo.
- Ach, Austynie Heliglanes, Gwardzisto miejski, naprawdę sądzisz, że masz cokolwiek mi do zaoferowania? - Zapytał, a choć Mehren był ubrany tak, by ukryć swoją pasek, uśmiechnął się perfidnie.
- Wiedziałeś?
- Naprawdę sądzisz, że nie wiem, kto przychodzi do mnie? Z kim robię interesy? Musisz być głupi lub naiwny. -

- Jaaa… - I w tym momencie strażnik nie wiedział, co powiedzieć. Myślał, że jakoś uda mu się uchronić swoją tożsamość. Nie wiedział jak długo, ale jak widać wszystko to było na nic. Ten człowiek wiedział, kim jest i co gorsza, on sam mu dał argumenty, by do końca zniszczyć jego życie. Był skończonym palantem.
- Proszę, błagam cię…zrobię dla ciebie wszystko... - Powiedział, patrząc błagalnym wzrokiem na niego. Zdawał sobie sprawę, że Duch mógłby łatwo teraz poinformować straż o ich współpracy, przez co wyleciałby na zbity pysk i żył w nędzy.
- Wszystko? - Podchwycił jego słowa, zbliżając się do niego.
- Tak. - Czuł, że zdradza gwardię, ale przecież po tym, jak go traktowali, nawet nie miał w sobie żalu. W końcu najgorsze, co może robić ktoś taki jak on to układać się z przestępcami. I tak to zrobił, odniósł jakiś sukces, a potem znowu to stracił. Był żałosny i wiedział to doskonale.
- Myślę, że jakoś się dogadamy, jednak widzisz, wciąż mamy nierozwiązane sprawy. Złamałeś umowę, a tego nie mogę puścić płazem. - Doskoczył do niego i uderzył go tak mocno z zaskoczenie, że mężczyzna upadł. On sam po chwili namysłu, nadepnął na jego szyje. Przyduszał go i zastanawiał się, jaki rodzaj kary będzie tu idealny. Na początku myślał o obcięciu mu ucha, palca, by ślad był trwały. Uznał, że to mogłoby zrodzić niewygodne pytania. Dlatego musiał niechętnie zrezygnować z tego pomysłu. Inny ślad na ciele? Blizna? Świeża rana po spotkaniu byłaby na pewno czymś. Trwała skaza na ciele odpadała w jakiekolwiek formie. Pozostało to, co teraz robi. Widząc, jak Austyn coraz słabiej walczy, osłabił nacisk, by nie umarł mu przypadkiem. Dusił go w taki sposób, by ten czuł, że jest słaby i jego życie już nie należy do niego. Obserwował jego twarz uważnie, nie zwracając na błagalne ruchy rąk i mimikę twarzy. Widział strach, ból, desperacje.
Uznawszy, że wystarczy, odsunął się od niego, pozwalając mu normalnie oddychać, co skończyło się tym, że brał głębokie, szybkie oddechy. Nim dojdzie do siebie, trochę to zajmie, więc przyklęknął przy nim, chwycił jego włosy mocno i odciągnął jego twarz do tyłu, by patrzył na niego. Jako że tamten znajdował się na klęczkach, gdyż po tym, jak jego stopa przestaje uciskać mu szyje, obrócił się i podniósł się do tego poziomu.
- Au, au au. - Między oddechami, trochę piszczał z bólu.
- Zapamiętaj to sobie, wyryj głęboko w twojej pamięci. Mogę cię zabić i to bardzo łatwo. Nie myśl sobie, że nie dopadnę cię, jeśli znowu złamiesz umowę. Wtedy twoja śmierć nie będzie szybka. Będziesz mnie błagał o nią, a ja wspaniałomyślnie nie pozwolę ci jej doświadczyć. - Puścił go i wstał. Oparł się o pobliskie drzewo i skrzyżował ręce. Widział już po jego sylwetce, że nie odważy się ten nieudacznik go oszukać. Poczuł właśnie różnice między nimi, a strach zapuścił korzenie w jego sercu. Będzie się bał sprzeciwić mu, do poczuł na swojej skórze, jak łatwo mógł go pozbawić życia.
- Dobrze, dobrze. - Powiedział po jakieś chwili, kiedy podniósł się i spojrzał na niego. Był to wzrok złamanego człowieka, który będzie służył ze strachu. Nie zdradzi go w obawie przed karą, która będzie o wiele okrutniejsza od tego, co właśnie czuł. Tamta tortura miała dać jedynie przedsmak tego, co to znaczy zbliżyć się do sług Usala.
- Teraz możemy porozmawiać o naszej nowej umowie. - Powiedział z nutką sarkazmu, bo tak naprawdę teraz ten człowiek był jego sługą. Właśnie stworzył sobie idealnego informatora, choć musi popracować nad kilkoma jego umiejętnościami.
- Będę ci nadal pomagał, byś mógł podnosić swoją pozycję w Straży. - Heliglanes popatrzył na Ducha trochę ze strachem w oczach i jednocześnie z wyrazem ulgi. Jego wsparcie spowoduje, że nie będzie totalnym zerem i może znowu odnieść jakiś sukces.
- Nim to się stanie, dostarczysz mi listę osób, które u was prowadzą śledztwa w sprawie Bogobojnej oraz czego one dotyczą. Nie pytaj o szczegóły. Wystarcza mi ogólne wiadomości, które u was nie są żadną tajemnicą. Nie pytaj o to wprost, tylko niby przy okazji. Tyle to potrafisz. - Powiedział chłodno, bo jeśli miał zamiar przyjść do jej ludzi, taki prezent będzie idealny.
- Masz nie rzucać się w oczy z tym. Oczekuje, że dostaje te informacje na początku przyszłego miesiąca. - Popatrzył na niego uważnie. To było dość proste zadanie, zważywszy na jego sytuację. Rozmowy o prowadzonych śledztwach bez ujawniania szczegółów nie były czymś tajnym podczas rozmów. Dał mu tak dużo czasu, by mógł zebrać te informacje.
- Zapamiętuj te informacje i zapisuj jedynie w domu. Inaczej zostanie to uznane za dość podejrzane. - Zwrócił mu uwagę na ten element, gdyż jakby to zrobił w budynku, gdzie pracuje, byłoby to podejrzane.
- Dobrze, zrobię to. - Powiedział, usłużnie spoglądając w ziemie. Nie miał innego wyboru. Czuł się okropnie, ale jeśli dzięki temu nie będzie wiódł tak nędznego żywota, może to nie być takie złe.
- Pracujesz dla niej? - Zapytał tylko, bo bał się odpowiedzi.
- Nie. - Odpowiedział krótko i szczerze. Na ten moment tego nie robił.
- To na co ci te informacje? - Popatrzył na niego, zastanawiając się, co kryje się za jego słowami. Zdecydowanie zdawał sobie sprawę, uznał Mehren, że jeśli powiedzie się jej rewolucja, on kiepsko skończy.
- To już moja sprawa, a jeśli nie zawalisz dla mnie pracy, zrobię wszystko, byś przeżył. Masz moje słowo. - Powiedział i widział dziwną mieszaninę emocji na twarzy tego mężczyzny. Zimny odczyt, jaki stosował, był bardzo przydatny w tego typu sytuacjach. Czasami dzięki temu potrafił odgadnąć, co kto myśli.
- Zostaw mi dwie sakwy, resztę weź. Wrócisz do roboty za trzy dni. Odpocznij sobie przez ten czas. - Wydał mu takie polecenie, aby jego emocje opadły. W miarę chłodny umysł był mu tam potrzebny. Austyn zrobił to, co mu powiedział i pozbierał to, co musiał, po czym odszedł. Zostawił Mehrena samego. Po dłuższej chwili, jak kroki umilkły, odbił się od drzewa i zgarnął zapłatę. Przypiął ją sobie do paska i spojrzał w niebo, zdejmując bandanę.
- Wszystko zgodnie z planem. Pozostało jedynie zaczekać na rezultaty. - Stwierdził rozbawiony i także udał się do miasta, by w domu oczekiwać na noc. Reszta miesiąca upłynęła bez większych szaleństw. Musiał teraz zakończyć treningi z Sylvią, by nie zajmowały czasu.

Podejrzewał, że później będzie go wykorzystywał w inny sposób, niż do tej pory. Były to owocne ćwiczenia, które mu pomogą w przyszłości. Nie zawsze będzie miał kobietę pod ręką, a marnowanie czasu, kiedy nie może spóźnić się o ziarenko klepsydry, było cholernie ważne. Zrezygnował także z nauki jazdy konnej. To, czego się nauczył do tej pory, powinno mu pomóc. Nie będzie przecież startował w wyścigach konnych, a podróże przy pomocy własnego wierzchowca były mu potrzebne. Dodatkowo udał się do kupca i zakupił młodą klacz. Dziwnie byłoby, gdyby nie posiadał teraz własnego konia. Podróże czasem przez całe miasto bywały męczące, a istniała spora szansa, że może częściej wyruszać poza nie, niż obecnie. Dodatkowo to skuteczny środek pomagający w ucieczce. Oczywiście kosztowny w utrzymaniu, ale coś za coś. Wykupił także miejsce w pobliskiej stajni, by trzymać jego nowy nabytek w odpowiednich warunkach. Koło jego domu przecież nie było miejsca na takie luksusy. Jedyne, z czego nie zrezygnował to własnych treningów, które były dla niego wręcz rutyną. W końcu potrzebował utrzymać ciało w doskonałej sprawności. Dopóki był właśnie młody, dobrze było tak o nie dbać.
Zdawał sobie sprawę, że te pół roku było naprawdę intensywnym czasem dla niego. Zwłaszcza początek, gdzie musiał zbudować sieć kontaktów w pomniejszych gangach, które pozwolą mu na zarabianie całkiem dobrych pieniędzy. Dzięki temu zbudował reputacje. Nie tak dużą, jakby sobie życzył, jednak nie był już taki nieznany, jak na początku. Kolejna była jego sieć szpiegów. Podstawowa, nie za bardzo rozbudowana, ale istniała. Sieroty, porzucone na ulicy dzieci, kilku dorosłych bezdomnych, dwie kurtyzany dla wyższych sfer oraz dwa burdele, kierowane przez burdelmamy. Do tego dwóch karczmarzy. Nadal wiele będzie umykało mu, jednak to był dobry początek. Miał także Sylvie, którą polubił i zaufał jej odrobinkę. Zrobił sobie zapas mikstur, trucizn i antidotum, a do tego stworzył kreta w straży miejskiej, który miał mu zorganizować listę osób, które prowadza śledztwa przeciwko bogobojnej z informacją mniej więcej, czego dotyczą. W końcu, jeśli zmierzał do swojego celu, zbudowania gildii szpiegów, będąca pod jego nadzorem to nie mógł wiecznie ich podejrzewać o zdradę. Kobieta Niziołek była pierwszą członkinią tego zgrupowania. Resztę będzie musiał znaleźć i ewentualnie wyszkolić. Jeśli uda mu się zbudować na tle silną i stabilna organizacje to, kto wie, gdzie zajdzie? Na pewno będzie mógł wpływać na pewne wydarzenia, a także tworzyć fakty. To zdecydowanie pozwoli mu kontrolować sytuacje z cienia. Nie chciał sprawować bezpośredniej władzy, bo będzie na widoku. To oznaczało bardzo wiele zagrożeń i podatności na ataki. Dlatego, im mniej otoczenie będzie wiedziało o nim, tym trudniej będzie go znaleźć i zabić. To wszystko jednak było przed nim.
Licznik pechowych ofiar:
8

Dom Ibrerta Ulisa

3
POST BARDA
Pracowite pół roku minęło zbyt szybko. Nim Mehren do końca zadomowił się w zdobytym domku i zdołał go odnowić, minęło sześć miesięcy. Półelf nie spędził ich jednak na leniuchowaniu, a starał się zrobić wszystko, by zaistnieć w Ujściu.

Kilka lepszych i gorszych zleceń przyniosło mu małą famę wśród przestępczego światka, jednak wciąż nie można było nazwać go sławnym, gdy czas wypełniały mu inne rzeczy i prace w zawodzie często spychane były na dalszy plan. Nie zapoznał nikogo, kto mógłby wprowadzić go dokładniej w podziemny świat Ujścia, o ile taki istniał.

Początki jazdy konnej były trudne, jednak Mehren opanował podstawy i wkrótce nieco pewniej trzymał się w siodle, jednak wciąż daleko mu było do nauczenia się akrobacji na końskim grzbiecie, gdy wiele uwagi potrzebowało po prostu nie spadnięcie przy galopie. Z pomocą Sylvii udało mu się również rozwinąć umiejętności otwierania zamków - jego nowa towarzyszka cierpliwie tłumaczyła mu zasady budowy większości kłódek i zamknięć, co pomogło mu zrozumieć, jak używać wytrychów, by osiągnąć cel.

Sieroty, które Mehren próbował zwerbować, okazały się, tym kim były od początku - tylko dziećmi. Miały oczy i uszy, widziały i słyszały wiele, jednak nie można było nimi zastąpić dobrze wyszkolonych ludzi. Młodsi nie nadawali się do cięższych prac, gdy byli zbyt naiwni i nierozgarnięci, za to starsi często zabierali zapłatę i znikali. Tych, którzy do czegoś się nadawali, została garstka - Andri i kilku starszych chłopców pozostawało na usługach Mehrena - o ile ten płacił, przy czym dzieci podbiły stawki, gdy okazało się, że dwóch z nich zostało z zimną krwią zamordowanych. Nic nie wskazywało na chęć ostrzeżenia ich przed Mehrenem, mimo to, Mehren musiał sprawić, by starania chłopców opłacały się. Również kurtyzana Erenii pozostała mu wierna - druga, którą chciał zwerbować do swojej siatki, uciekła z miasta, gdy tylko spuścił ją z oczu. Karczmarze i burdelmama, będący świetnym źródłem informacji, dostali lepszą ofertę z innego źródła i przestali współpracować z Mehrenem. Kto zaoferował im lepszą ofertę, Mehren nie wiedział.

Kontakt ze strażnikiem został nawiązany. Mehren zwerbował nierozgarniętego gwardzistę, nie mógł jednak przewidzieć tego, że jego nieudolność szybko zacznie być solą w oku jego przełożonych. Heliglanes został wydalony ze straży Ujścia, a następnie opuścił miasto, zaciągając się do karawany kupieckiej.

Wrócił właśnie od alchemika, który sprzedał mu mikstury. Nie było łatwo znaleźć takiego, który babrałby się w tak brudnej, niepewnej robocie, a i liczył sobie dość, by Mehren dostał po kieszeni. Patrząc po swoim domu, również musiał przyznać, że wykonawca policzył sobie jak za zboże - umowa była jednak podpisana, a praca wykonana, nie było możliwości, by cofnąć wydane pieniądze. Mehren dostrzegał, ze jego wydatki przewyższają przychody i wkrótce zostanie bez grosza przy duszy, jeśli będzie chciał utrzymywać sieroty i opłacać dziwkę.

- Ileż można na ciebie czekać. - Zdenerwowała się Sylvia, która siedziała przy kuchennym stole, najwyraźniej oczekując powrotu wspólnika. Jej nogi dyndały nad podłogą, gdy wdrapała się na wysokie krzesło. W posiadłości należącej do półelfa zaczynała czuć się jak u siebie w domu. - Wiesz, co znalazłam? Patrz. - Położyła przed sobą kółko, do którego zaczepione były dwa klucze, te same, które Mehren zabrał Barbuchowi. - Zamierzasz coś z nimi zrobić, czy kompletnie zapomniałeś?
Dzięki treningowi, Mehren zyskuje +1 do jazdy konnej i +1 do otwierania zamków.
Gratulacje!
Obrazek

Dom Ibrerta Ulisa

4
POST POSTACI
Mehren
To nie był dobry dla niego czas. Tak naprawdę był głębiej w dupie elfa, niż się spodziewał. Jego inwestycje zostały bardzo mocno zniwelowane. Ktoś przekupił idealne te osoby, które sam zwerbował. To nie oznaczało nic dobrego, bo nie był to dla niego przypadek. Jeśli ktoś szukał pośród małych płotek konkretne osoby, oznaczało jedno. Konkurencja była ostrzejsza, niż się spodziewał. Nie miał pewności, ilu ich było, aczkolwiek swe działania musiał zaplanować teraz bardzo uważnie. Rewolucja Bogobojnej przyciągnęła nowy narybek, a więc i oni musieli poszukiwać tych, którzy będą ich informować. Ewidentnie przebili jego stawki i nie było nawet mowy o negocjacjach. To była pierwsza zła wiadomość, ale ją jeszcze mógłby zignorować. Takie rzeczy się po prostu zdarzają i nie ma sensu się przejmować. Bezdomni nie okazali się przydatni, jak się spodziewał, także ich pozostawił. Większy problem miał z dzieciakami. Spodziewał się trudności, ba przesiew nawet był pożądany. Był nawet pełny podziwu, że byli w stanie z nim negocjować stawki. Nie każdy byłby do tego zdolny, a jednocześnie wiedział, że nie miał wyboru. Czyżby miały swoistą żyłkę do interesów? Jeśli tak, oznaczało, że w przyszłości jeszcze mogą się jemu przydać. Na pewno będzie musiał nad nimi poprawić i wyszkolić. Upewnić się, że pozostaną mu wierni. To mogła być doskonała podstawa dla jego planu.
Jedna z jego kurtyzan uciekła, zatem pomylił się w wyborze. Nic wartego uwagi, aczkolwiek jedna sprawa była czymś o wiele gorszym i nie potrafił tego przeboleć wewnętrznie. Szczur, kret, donosiciel. Osoba, którą wybrał i pracował nad nią, by była przydatna i zrobiła dla niego jedną, jedyną cholerną rzecz, którą potrzebował dostać...została zwolniona. Uciekł z miasta i ma szczęście, inaczej dopadłby go i jego śmierć nie byłaby szybka. Oj nie. Gniew, który w nim się zebrał, znalazłby ujście w wyżywaniu się na tym człowieku. Nie miał możliwości uwolnienia go na tym człowieku, więc pozostało zdusić go w sobie.


Problem niestety pozostał. Nie miał teraz argumentu, który pozwoli mu przyjść do ludzi Bogobojnej i pokazać, że jest przydatny dla ich rewolucji. Potrzebował wymyślić coś nowego, jednak przygotowania zawsze zajmują, a minęło już pół roku. Pójście tam bez czegokolwiek było zwyczajnie nie w jego stylu. Duma nie pozwalała mu tego zrobić. To, jak pójście na rozmowę w kwestii zatrudnienia i nie pokazanie, co ma się do zaoferowania. Totalnie nieakceptowane w jego przypadku.

Duch, pseudonim, którego używał przez ten czas, powrócił do swego domu i kogo w nim zobaczył? Nie był pewny, czy to była odpowiednia niespodzianka, jednak nic nie powiedział. Spacer na pewno mu się przydał, aczkolwiek musi teraz szukać okazji. Ewentualnie ją stworzyć, tylko jak? Ma nad czymś myśleć, to na pewno. Dodatkowo zasoby się kończyły. Problemy nie były czymś, co zdecydowanie potrzebował w tej chwili, jednak musiał je także rozwiązać. Zdecydowanie musiał zdobyć środki, bo nie zamierzał zrezygnować z tego, co udało mu się do tej pory zbudować, mimo sporej ilości niepowodzeń.
- Kto, jak kto, ale powinnaś wiedzieć, jak to jest, kiedy sytuacja zdecydowanie nie sprzyja. - Odparł na jej wyrzut, ledwo nad sobą panując. Zdecydowanie to nie było przywitanie, które w ich sytuacji jest odpowiednie. Przynajmniej zapasy się powiększyły i mógł tutaj korzystać z nich bez analizy sytuacji, czy to odpowiedni moment, czy też nie na skorzystanie z tego.
- Owszem. Jak wspominałem, że cztery pełnie temu, czekam, aż sytuacja się uspokoi. Interesując się na ten moment skarbem martwego kupca, zostaniemy powiązani z jego śmiercią. Ryzyko nadal jest zbyt duże. Trzeba poczekać na moment, kiedy straż i cała reszta zainteresowanych będą zajęci czymś innym, niż możliwymi klejnotami o nieznanej wartości do zdobycia. - Dla niego to było dość oczywiste. Nie mógł pozwolić, aby dopisali do ich uczynków pewne rzeczy. To, że zostały one uczynione przez niego, nie miało znaczenia. To informacje, jakie były przekazywane miały większa moc, niż same czyny.
Licznik pechowych ofiar:
8

Dom Ibrerta Ulisa

5
POST BARDA
Sylvii wydęła policzki na słowa Mehrena i podnosząc misterniejszy z kluczy pod sam swój nos zapatrzyła na niego przez dłuższą chwilę. Była dość wyraźnie rozdarta. W jej oczach skrzyły na przemian ogniki ciekawości i żalu. Po dłuższej chwili obserwowania metalowego obiektu westchnęła niemal teatralnie i odkładając metalowe kółko zsunęła się zgrabnie z krzesła. Jej buty stuknęły głośno o posadzkę na następnie żwawo przydreptały tuż przed osobę szpiega. Dorobna postać kobiety skrzyżowała ramiona, zadarła głowę... i jęła przemawiać do szpiega wyraźnie rozczarowanym głosem. Głównie narzekając na tę część planu która zakładała czekanie. Trochę jak nadąsane dziecko. Ale zdecydowanie bardziej jak zirytowany partner. No ale czego można było się spodziewać po złodzieju, którego przez miesiące powstrzymywano przed włamaniem? Tajemniczy klucz działał jak zakazany owoc ze świętych ogrodów Krinn. Kusił. Jednak jej słowa zdawały się nie być całkowicie niesione emocjami. Część z nich brzmiała jakby ciemnoskóry niziołek dokładnie przemyślał co powie. Cóż, czasu mu na to zdecydowanie nie brakowało.

- Pamiętam co mówiłeś ale... każdy klucz ma datę użyteczności. Zamki się wymienia, skrzynie się gubi i tym podobne. Więc no... liczyłam że zmienisz zdanie. Zwłaszcza, że twój plan to czekanie dalej aż... aż co? Kupczyna leży w piachu od pół roku, został z niego pewno szkielet, kto z rodziny i w mieście mógł się o jego śmierci dowiedzieć to się dowiedział, opłakał... i zapomniał. Ile można być w żałobie? Co najmniej kilkunastu takich jak on albo i ważniejszych zdążyło zemrzeć od tego czasu. Pół roku to też dość by klucz zdążył pięciokrotnie ręce zmienić u pasera. Nie mówiąc już o tym, że straż ma większe zmartwienia niż szukanie mordercy sprzed paru miesięcy. Bogobojną chociaż. Albo te wszystkie zniknięcia. Cenię twoją ostrożność, to dlatego z tobą trzymam... ale może byliśmy już dość ostrożni? Czy szczerze myślisz, że kogoś jeszcze Barbuch obchodzi? No i sam mówisz, że jest źle. To może być dość dosłownie klucz do rozwiązania naszych problemów. Proszę cię daj mi się chociaż wywiedzieć co to cacuszko otwiera bo w tym tempie to zamek do którego jest rozpadnie się szybciej niż my go...

Nim jednak kobieta-niziołek zdołała zakończyć swój błagalny apel ktoś zakołatał do tylnych drzwi domostwa. Sylvii spięła się w panice i sięgnęła do pasa widocznie spodziewając się, że zaraz przez odrzwia wmaszeruje straż miejska lub wrogi gang. Łomotanie szybko jednak przybrało dość rytmiczną i znajomą formę. Był to prosty kod, którym dzieciaki dawały znać, że przychodziły do "Ibrerta" z czymś więcej niż żądaniami podwyżek. Jednak mimo swej prostoty łomot był tym razem jakiś nierówny i właśnie to musiało zbudzić pierwotnie panikę niziołka. Chwile później do łomotu doszedł cichy głos.

- Jest tam kto?

Brzmiało to jak Andri... ale i tu coś nie było do końca w porządku. Słowom dzieciaka towarzyszył jakiś dziwny pogwizd. Głos też zauważalnie dygotał mimo, że na zewnątrz nie było zbyt zimno. A nawet gdyby było to Andri ze wszystkich opłacanych przez Mehrena sierot miał dość oleju w głowie by skombinować sobie cieplejsze odzienie. W taki czy inny sposób.
Spoiler:

Dom Ibrerta Ulisa

6
POST POSTACI
Mehren
Sylvia zdradzała wręcz krasnoludzką chciwość, która nigdy nie była dla niego dobra. Za pierwszy razem jej obsesja na temat zdobycznego klucza była kłopotliwa, a jednak jakoś udało mu się to opanować. Zdawał sobie sprawę, że na skarby zawsze będą chętni, a jednak mieli więcej problemów, niż sam skarb. Nadal nie było wiadomo, gdzie były kupiec mógł to trzymać. W jego domu nie znalazł wskazówek, zatem przeszukiwanie całego miasta, by odszukać jedno miejsce, zawsze przyciągnie uwagę. To jedna z tych spraw, gdzie roztropnie należało podejść do sytuacji. Zważywszy, że klucz był roboty gnomów lub krasnoludów to pasujący zamek również. Dlatego niezbyt martwił się tym, że ktoś się do tego tak szybko dostanie. Spodziewał się bardziej tego, że był pilnowany przez wiele par oczu.
Sylvia nie mówiła głupio, jednak nadal przemawiała przez nią chciwość. Nie dziwił się jej, bo nieznane skarby często prowadziły do wyobrażeń, że kryje się tam coś niesamowitego. Barbuch nie był tak bogaty, więc co mógłby trzymać w takiej skrytce? To było zastanawiające. Potrzebował obmyślić plan, jak odnaleźć i dostać się do tego miejsca bez zwracana uwagi. Nie mogli nawet swobodnie porozmawiać, gdyż specyficzne pukanie do drzwi przerwało im dyskusję. Weszło wręcz z butami w wypowiedz kobiety.

Natychmiastowo się spiął, kiedy kod, choć nierówny dotarł do jego uszu. Całe jego mięśnie napięły się, a on w tym momencie mógł przypominać tygrysa, który szykuje się do ataku, gdyż jego terytorium zostało naruszone. Słowa i gwizd nie były dość normalne, bo w jego wyobraźni oznaczały dwie rzeczy. Ranny lub nie jest sam, zabrany jako zakładnik. Stąd strach i bieg. Popatrzył na Sylvie i dał jej znak, by ukryła się okolicy salonu, skąd w razie czego mogłaby zaatakować, gdyby mieli towarzystwo. Jeśli ktoś rzeczywiście był na tyle głupi, by próbować się włamać do jego domostwa przy użyciu zakładnika, posmakuje jego gniewu. Poczekał, aż kobieta wykona jego polecenie i podszedł do drzwi.
- Już otwieram. - Powiedział ostrożnie i popatrzył na Sylvie. Ustawił się bokiem do nich, trzymając prawą rękę przy pasie na uchwycie sztyletu, by w razie kłopotów błyskawicznie go dobyć i ostrożnie otworzył drzwi, by uchylić je na tyle, aby zobaczyć, kto jest za nimi, a jednocześnie, gdyby ktoś próbował zaskoczyć go nagłym ruchem otworzenia ich, uskoczyć do tyłu i przyjąć postawę obroną. Jeśli to jednak Andrii, wpuści go do domu. Wtedy też zdejmie dłoń z rękojeści ostrza.
Licznik pechowych ofiar:
8

Dom Ibrerta Ulisa

7
POST BARDA
Drobnej kobiecie nie trzeba było dwa razy powtarzać tego samego sygnału. Skinęła jeno głową i niemal niesłyszalni przemknęła się w stronę sąsiedniego pomieszczenia. Dłoń zaciśniętą miała na rękojeści a w oczach miast paniki można było dostrzec coś zgoła bardziej niepokojącego. Zwłaszcza dla potencjalnych intruzów. Mehren z kolei podchodząc do drzwi mógł usłyszeć gwizd wyraźniej. Był przeciągły, lekko charkotliwy i...trudno było mu pomyśleć o większej ilości słów opisujących jego brzmienie kiedy inny jego zmysł został nagle zaatakowany. Do nosa jego dotarła bowiem delikatnawoń rozkładanego mięsa, fermentacji, szczyn... i zdecydowanie fekaliów. Uchyliwszy zaś drzwi przywitała go w zauważalnie większych ilościach. Razem z umorusaną "czymś" postacią Andriego wyszczerzył się na widok swego pracodawcy.

- Szefie! Szef nie uwierzy! Miałem dla szefa coś pikantnego ale leząc kanałami trafiłem na... na... na... KPFFU

Tu chłopaczyna kichnął i zdawać się mogło, że prawie płuca sobie przy tym wypluł. Mehren być może pomylił się co do natury obrażeń jakie podejrzewał u chłopaka... ale nie co do ich skali. Przynajmniej niewiele. Głos Andriego brzmiał chropowato, drżał na delikatnym ale jednak nadmorskim wietrze portowych ulic i wyglądał jak miał zaraz wyrżnąć twarzą o odrzwia domu. Niemniej oczy skrzyły mu się jakby przed chwilą zobaczył jednorożca czy inną cholerę. Sierota po chwili kaszlu wychrypiała zauważalnie ciszej ale dalej radośnie.

- ..na ...na coś jeszcze lepszego.

Tu dzieciak wpół wszedł wpół wtoczył się do domostwa Mehrena. Co prawda nie zachowała się w tym domostwie tak bardzo "jak u siebie" co Sylvii... ale zważywszy na jego obecny stan mogło być to i z zyskiem dla mebli, dywanów... i ogółem dobytku informatora. Dzieciak oparł się bowiem tylko o ścianę nieopodal paleniska i jął łapać głębokie oddechy. Mniej więcej w tym samym czasie ciemnoskóra twarz złodziejki wychyliła się zza jednego z krzeseł z wyraźnym wyrazem ulgi na twarzy. Andri spłoszył się nieco na nagłe pojawienie się kolejnej osoby ale szybko się uspokoił. Znajoma twarz musiała byłą zapewne miłym zaskoczeniem. A to było zjawiskiem wyjątkowo rzadkim w tym mieście. Opanowawszy wreszcie swoje płuca chrząknął i podjął.

- Jak mówiłem.. khem. Od tygodnia węszyłem wkoło ludzi paru rajców. Dużo się ruszali. Za dużo. I czułem szefie, że coś się dzieje... ale nie wiedziałem co. No i żem się wywiedział wreszcie dziś rano. Idealna szansa na utarcie nosa górze, minimum ryzyka, no grzech nie skorzystać. Ale pilne to... to... to postanowiłem na skróty przyjść przez kanał... i BAM! Khe. Widzę dwie figury w jednej z odnóg szepczące coś. To w odpadach się zamaskowałem i wszyyyyściutko usłyszałem. Wpadłem praktycznie prosto na kolejną eeee... jak to szef nazywa? "Tajną przez podmuchną rozmowę"? Khy. No cenne to mówię. Szefowi się spodoba. O Bogobojnej to. Tylko khy. Chce dwadzieścia srebrników z góry. Na leczniczą papkę.

Opowieść chłopka choć niejasna sugerowała, że miał dość... bogaty poranek. A przynajmniej tak to przedstawiał.
Spoiler:

Dom Ibrerta Ulisa

8
POST POSTACI
Mehren
Zapach był czymś, czego na pewno się spodziewał. Na początku pojawiła się dość irracjonalna myśl, że ma do czynienia z bezdomnym, który chce powiedzieć, by go poratował kilkoma zębami. Otwarcie drzwi spowodowało, że się cofnął. Pierwszy raz w życiu sytuacja pojawiła się taka, że nie wiedział, co ma zrobił. Przez chwile pomylił swego pracownika z jakimś potworem z kanałów. Już samo to, że musiał znosić obecność dzieciaka w takim stanie, była zabójstwem dla jego nosa. Nie, to nawet nie było dobre słowo. Brutalny gwałt jego zmysłu zapachu bez użycia owczego jelita jest zdecydowanie lepszym określeniem.
- Co do... - Nie potrafił powiedzieć, czy ma ochotę zaraz dzieciaka wrzucić do wody w Porcie, czy pozwolić mu tu zostać. Im bardziej jednak tutaj przebywał, tym jego doznania były gorsze. Odsunął się od niego, ale to nie pomagało. Dodatkowo ta uradowana mina w jego stanie upodabniała go do jakiegoś karykaturalnego stwora z opowieści jakiegoś bajarza. Wspominał o czymś pikantnym, a potem o czymś lepszym. Nadal nie potrafił się skupić, a i tak głos płynący z więzów krwi narzekał coraz bardziej. Ściany, podłoga, meble w salonie. Brakowało, by jeszcze futro z niedźwiedzia mu zawalił.
- Dość tego. - Wkurzył się nie na żarty, bo to, co robił ten dzieciak, spowoduje, że nie wytrzyma we własnym domu. Zasmrodzi mu cały parter, a pozbycie się tego fetoru zajmie sporo ładnego czasu.
- Pogadamy za chwile. Na razie idziesz na górę. Jest tam łazienka. Wyszoruj się, a ubrania wrzucasz do drewnianej misy i wystawiasz. Wywalę te twoje szmaty gdzieś daleko. Dam ci coś ze swoich ubrań. - Miał granice własnej wytrzymałości i jednak istniały pewne priorytety, a rozmowa z kimś, kto obecnie go obrzydza i zbliża mu się na wymioty, (to naprawdę jest spore osiągnięcie) jest zdecydowanie poniżej wszelkich norm.
- Doceniam fakt poświęcenia, ale zwracasz na siebie uwagę lepiej niż tarcza strzelecka. - Powstrzymywał się przed użyciem mocniejszych słów, ale wygoni tego chłopaka na górę, choćby miałby go zatargać i umyć przy pomocy szczotki o tak twardym włosiu, że zacznie mu zdzierać skórę. I jeśli faktycznie go posłucha, wykona swoje zamiary, tzn. wyrzuci jego rzeczy, które były teoretycznie odzieniem wierzchnim. Może i jego nie będą na niego pasować, ale nie miał niczego na sylwetkę chłopaka, ale i tak mu je dostarczy.
- Posprzątaj po sobie, jak skończysz. - Ewidentnie miał wielki problem z tolerancją doznań, jakie raczył go Andrii. Podejrzewał, że Sylvia ucieszy się, jak chłopak przestanie być żywym pokarmem dla much i innego robactwa i otworzy okna, by tu przewietrzyć. Rewelacje mogą teraz poczekać. To naprawdę była jedna z tych sytuacji, gdzie istniały rzeczy ważniejsze od informacji.
Licznik pechowych ofiar:
8

Dom Ibrerta Ulisa

9
POST BARDA
Proces pozbycia się smrodu odbył się zasadniczo bez problemów. Sierocie nie trzeba było dwa razy proponować kąpieli i nowego przyodziania. Zwłaszcza, że na standardy w jakich chłopak najpewniej żył nawet najstarsza koszula Mehrena był niczym nieużywane nakrycie wierzchnie. Śmierdzące szmaty jak i skorupa pokrywająca dzieciaka zniknęły więc na dobre. W międzyczasie Sylvii wróciła do swojego uprzedniego siedziska... oraz gapienia się na klucze. Jakoś czas zbić trzeba było. Jednak już kwadrans później świeżo wyszorowana sierota na powrót poczęła się grzać przy palenisku w salonie, tym razem w przydużej koszuli i portkach szpiega... i wyraźnie bardziej zadowolona z życia. Nie zająkała się nawet na nowo o zapłacie z góry. Chłopak jednak dalej od czasu do czasu się krztusił... ale przynajmniej to dało się wytrzymać. Zebrali się więc wszyscy wkoło małego informatora któremu dłuższą chwilę zajęło chyba przypomnienie sobie dlaczego w ogóle się tu znalazł.

- O czym to ja... khy... na czym stanąłem? A tak, tak. Kanały! Spotkałem... eee... jak jej tam... Jednorogą! A może był to któryś z jej podwykonawców? Nosili kaptury i byli w takiej części Cuchnącej Ścieżki, że baaaardzo musiało im zależeć na byciu nieusłyszanym. Tak czy inaczej. Powiedziała, że Bogobojna dała jej misje. Ma zrobić burdę. I to nie byle jaką karczemną. Mowa była o kilkunastu ulicach, potem zabarykadowaniu się w kilku budynkach... no bitwa jakieś dwa skrzyżowania od ratusza! I mają dokładne rozkazy ujawnić się wcześnie i bardzo wyraźnie próbować udać się w jego kierunku... ale słuchaj szefie to najlepsze. Mają "próbować". Nie "dotrzeć". Bo eeee... jak to ujęli. To dywa... demen... dywersja! Mają straż odciągnąć z ratusza i placu. Po co dokładnie to nie mówili ale na odchodnym jeden powiedział eeee..."Gwidon zapłaci tej pełni"! Tak to powiedział! I co? Warte to dużo szefie? He?

Szpieg mógł stwierdzić, że przynajmniej imiona były wiarygodnie. Jednoroga była jednym z mniej sławnych a bardziej osławionych oficerów Bogobojnej. Ona i jej ludzie byli zazwyczaj używani do takich właśnie celów. Nie włamań, nie kradzieży, nawet nie morderstw. Po prostu do spuszczania bęcków. I to w ten nie zabawny sposób. Wybicia wrogiego gangu, obrony ładunku czy małe "czystki" w szeregach Bogobojnej były zazwyczaj jej robotą. Miałą pod sobą grupę zaprawionych rzeźników a i sama była ponoć kobietą z piekła rodem. Dosłownie bo była diabelstwem. I to nie takim kruchym ze zdeformowaną ręką, martwym naroślem czy inną cholerą. Jeśli wierzyć plotką wyglądała jak demon w ludzkiej formie. Czerwona skóra, pojedynczy róg wrastający z czaszki, ostre kły... właśni ludzie się jej bali.

Gdy zaś chodziło o Gwidona to był on jednym z rajców miejskich. A raczej "rajcą miejskim". Praktycznie cały obecny rząd Ujścia był bowiem mniej lub bardziej prowizoryczną zbrojną dyktaturą. W najlepszym wypadku siły zbrojne poosadzała na stołkach starych urzędników sprzed oblężenia miasta przez zielonych... a w gorszym tych którzy po prostu opłacali nowy reżim... a w naprawdę beznadziejnych oficerów, którzy prowadzili politykę "po wojskowemu". Gwidon zaliczał się niestety do drugiej grupy. Był kupcem z Południowej Prowincji Keronu i niechybnie musiał zwietrzyć zyski jakie oferowało wsparcie odzyskania utraconego miasta na łono Korony. Zabulił ponoć ciężko do kiesy władz i mogło się zdawać, że robi to z patriotyzmu... do momentu w którym nie został głową Komitetu do Spraw Zaopatrzenia. Pod jego czujnym nosem wiele produktów osiągnęło absurdalne ceny i dość powszechnie znanym sekretem było, że trzyma ich nadwyżki w prywatnych magazynach by podbijać ceny jeszcze bardziej. A że podwyżki były z korzyścią dla wiecznie głodnej kiesy władz... cóż można się było domyślać.

Jeśli zaś chodziło o czas i miejsce sprawa była bardziej tajemnicza. Dywersja i odciągnięcie od ratusza... ale po co? Czemu nie zaatakować ratusza znienacka? I jak to miało zaszkodzić Gwidonowi? Na wiele rzeczy nie było jasnej odpowiedzi. Choć może było to błędne podejście do sytuacji. Andrii dał im więcej szczegółów niż zazwyczaj dało się pozyskać na temat następnego ruchu ludzi Bogobojnej. Był to swoisty cud. Zwłaszcza, że jeśli do wszystkiego miało dojść następnej pełni któregokolwiek z księżycy... to wiedzieli o wszystkim na cztery dni przed. Nie dało się czasami dowiedzieć wszystkiego naraz. Szpieg mógł więc tylko spekulować. Zostawało również jedno kluczowe pytanie. W jaki sposób wieść ta była przydatna dla "Szefa"? Jedna opcja była dość oczywista ale...

- Warte to coś może i jest... ale co my do cholery z tym mamy zrobić Mehren? Straży sprzedać?

Szept Sylvii rozbrzmiał w uchu siedzącego szpiega. Złodziejka musiała podejść bezszelestnie za jego krzesło gdy zasłuchał się w słowa chłopaka. Teraz zaś po jej tonie głosu było widać dość jasno, że nie jest zachwycona tym co dzieciak im przyniósł... a raczej tym kto najchętniej by to od nich kupił. Z kolei informacja która nie przyniesie im żadnego zysku nie wyciągnie ich z finansowego dołka.
Spoiler:

Dom Ibrerta Ulisa

10
POST POSTACI
Mehren
Już mu nie śmierdziało gównem, a dzieciak nie był już kanałowym potworem, można było normalnie porozmawiać. Oczywiście Sylvia wpatrywała się w klucze, a on porządkował i sprzątał własne mieszkanie po śladach, jakie zostawił chłopak. Mogło to kobiecie wydawać się dziwne, że tak dbał o porządek i czystość we własnym mieszkaniu, jednak to kolejny raz, kiedy jego przeszłość i więzy krwi dawały o sobie znać. Pewne rzeczy, nawet jeśli nigdy nie przyznawał się do nich oficjalnie i tak wpłynęły na niego. Oczywiście wiedział, że oprócz tego wszystkiego, należało w pewien sposób dbać o swoich podwładnych. Rządzenie strachem miało swoje pewne granice. Dlatego wolał wybrać strukturę bardziej przypominająca kompromis. Z jednej strony twarda ręka, a z drugiej gościnność i poczucie, że faktycznie są częścią czegoś większego. Dlatego Sylvie poczęstował kieliszkiem winą, a butelkę, którą było wypełnione szkło, znalazło się obok. Dzieciak dostał napar z ziół, które przede wszystkim miały go ogrzać. Dla niego to był pragmatyzm, bo potrzebował lojalnych osób.

Usłyszawszy wieści, które na początek wydawały się strasznym bełkotem i niczym niezwiązanym z jego celem, dopóki nie mówił dalej. Dopiero pod koniec jego oczy rozszerzyły się, a on przyjął postawę, która oznaczało jedno. Chłopak się spisał. Coś takiego było niczym, jak żyła złota. Przez chwile nic nie mówił, porządkując zgromadzone informacje w swojej głowie. Potrzebował je już, natychmiast przeanalizować, przewidzieć konsekwencje. A to wszystko, by ustalić własne poczynania na przyszłość. Kobieta nie wydawała się zadowolona tym, co usłyszała. Widziała, jak zawsze tylko jedną stronę medalu, acz nie ona tutaj była tak naprawdę od myślenia.
- Nie, nie. - Powiedział, a jego głos stał jakby odległy. Pracując z nim te pół roku, mogła wiedzieć, że właśnie trybiki mechanizmu w jego głowie pracowały na najwyższych obrotach. Coś dostrzegł w tym.
- Tego typu informacji się nie sprzedaje. Je się wykorzystuje. - Powiedział do niej, wciąż będąc jedynie częściowo obecny we własnym domu. Im dłużej o tym myślał, tym dostrzegał różne, możliwe niuanse. Nie jeden, nie kilka, a całe mnóstwo. Może nie był taktykiem militarnym, ale częściej, niż czasami potrafił odgadnąć zamiary z niepozornych informacji.
- Spisałeś się Andri, zasłużyłeś na nagrodę. - Powiedział do niego, pokazując tym samym, że instynkt chłopaka się nie mylił. Potrzeba wynagrodzenie chłopaka za spryt na pewno jest konieczna, by ten poczuł, że faktycznie mu się udało, a jednocześnie pokaże pewien kierunek, co jest warte uwagi.
- A teraz muszę pomyśleć. - Powiedział do nich, a w głosie pojawiła się ostrzegawcza nuta, że lepiej mu teraz nie przeszkadzać i nie męczyć o bzdury. To był właśnie ten stan, kiedy stawał się najbardziej nerwowy, jak ktoś wybija go z jego własnego rytmu. Myśli i możliwości przelatywały przez jego głowę, a ten właściwej szukał w nich ścieżki.


Zaczął od podsumowania zebranych informacji. Jednoroga, specjalizująca się w sile i akcjach dotyczących przemocy dostała zadanie wywołania zamieszania i stworzenia poczucia zagrożenia blisko ratusza. Jak już powiedziano, ma być to dywersja, dlatego nie mieli się do samego budynku dostać, a jedynie sprawiać wrażenie, że chcą. Rozumiał to założenie, a siły tej kobiety to ewidentny pokaz, że będzie to dość poważne. Wymagany będzie angaż wielu jednostek straży, by odeprzeć atak. Duch oparł się rękami o szafkę i pochylił głowę na dół. Było tu tak wygodniej ogarnąć to wszystko. Poza tym pojawiły się coś jeszcze. Uśmiechnął się do siebie na wyobrażenie Jednorogiej i jego obok siebie. Można powiedzieć, że diabelstwa miały w sobie specyficzny urok, który przyciągał go i nęcił. Oczywiście nie straci z tego powodu głowy, aczkolwiek chwilowe rozproszenie się pojawiło. To chyba jego mała słabość.
Jak już powrócił do myśli, drugą osobą, którą wymieniona był rajca Gwidon. Ten, który był specjalistą od Handlu i trzymał wiele zasobów, które należały do rady i oszczędnie nimi gospodarował, by pieniądze płynęły do tych ludzi. Brak tej osoby spowoduje pewien zamęt i chaos. Jego brak spowoduje, że przez pewien czas rada nie będzie miało dostępu do zaopatrzenia. Taki cios na pewno ułatwi bogobojnej działania. Czyżby o to chodziło? Przejęcie zasobów z magazynu? Nie mógł wykluczyć tej złożoności, bo to oznaczałoby kilka celów naraz.


Mając już jakieś założenie, mógł pomyśleć nad zrozumieniem sytuacji. Po pierwsze, zamieszanie ma za zadanie odciągnąć uwagę strażników od ratusza. To było oczywiste. Ich celem był rajca, choć niekoniecznie w sposób bezpośredni, bo korzystając z zamieszania, inne siły mogły zaatakować resztę punktów. W tym magazyny, które mogły być celem. Ewentualnie jeszcze głowa rajcy. W końcu nie po to robi się zamieszanie, by z niego nie skorzystać. Teoretycznie można upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, ale to wymaga podzielenia sił. Ratusz, zajęty działaniami tak blisko niego, mniej będzie skupiony na tym, co dzieje się w środku. To ryzykowne, ale w środku mógł zyskać coś jeszcze.

- Te informacje zmieniają wiele. - Powiedział w końcu, spoglądając na oboje. Zdecydowanie musieli działać, a to oznaczało, że decyzja została przez niego podjęta. Ryzyko mogło się opłacić, a dodatkowo dzięki temu, mogli wyjść z finansowych tarapatów oraz przyjść do Bogobojnej z czymś.
- Ludzie Bogobojnej mają dwa cele. Pierwszy z nich to odciągniecie uwagi i uniemożliwienie przysłania wsparcia w inną część miasta, gdyż wszystkie ich siły będą zajęte odpędzeniem Jednorogiej. To oznacza, że i my musimy wykorzystać to zamieszanie. - Popatrzył na nich uważnie. Skoro Duch pojął decyzje, oznaczało to działanie. Wybrał cele, więc należało odpowiednio zadziałać. Optymalnie byłby jeden, jednak sposobność go kusiła, niczym oddech Krinn i dlatego zdecydował zaryzykować. Nadal jednak uważał bogów za wyższe formy demonów.
- Podejrzewam, że jednym z celi ludzi Bogobojnej są magazyny z zaopatrzeniem rady. A przynajmniej ich część. Dlatego i my skorzystamy na tym. Sylvia oraz ty Andri i reszta dzieciaków zorganizujecie skok na nie. Weźmiecie tyle, ile się da, ale nie rywalizujecie z ludźmi Kali. Musicie wziąć wszystko, co będzie możliwe do zabrania i najbardziej dochodowe. Przyda się wóz do tego. Organizacje tej akcji pozostawiam tobie, Sylvia. Masz wolną rękę. Im więcej ukradniecie z magazynów, tym lepiej, ale bez szaleństw. Nie chce, byście ryzykowali życiem, jeśli sytuacja będzie się komplikować. Jak coś potrzebujecie z moich zapasów, to są do waszej dyspozycji. - Powiedział do nich, a błysk w jego oczach zdradzał, że to nie koniec. To ten rodzaj determinacji, który powodował, że on szedł dalej do przodu. To będzie chyba najpoważniejsza operacja, jaką dotychczas zrobią. On w tym czasie miał inny plan.
- Ja wykorzystam zamieszanie panujące w ratuszu i wślizgnę się do niego. Moim celem będzie skarbiec. To jeden z moich celi. Drugim będzie głowa rajcy. To jednak cel drugorzędny. - Zastanawiał się nad czymś. Jeśli uda mu się zrealizować oba cele, sytuacja jeszcze bardziej się skomplikowane. Jeśli uda się jednak go pozbyć, może coś przydatnego znajdą się w jego domu? Kto wie, jednak nie może myśleć aż tak bardzo w przód. To były w miarę rozsądne cele.
Licznik pechowych ofiar:
8

Dom Ibrerta Ulisa

11
POST BARDA
Trzon organizacji Mehrena słuchał jego przemówienia we względnej ciszy. Tylko Andri co chwila wytrzeszczał oczy i lekko kaszlał. Sylvi z kolei upijała z dość stoickim spokojem wino... aż szpieg nie powiedział jakie to skoki planuje. Na krótką chwilę oczy zaskrzyły jej się z radości... po chwili zaś na twarzy wymalował się smutek, zakłopotanie i... zmartwienie? Przez krótką chwilę zdawała się chcieć coś powiedzieć do Mehrena lecz jej spojrzenia powędrowało w kierunku sieroty... potem na niego... i w następnym momencie wróciła do picia wina. Andri tymczasem wyraźnie podekscytował się jeszcze bardziej bo podskakując oznajmił.

- Zrozumiano szefie! Znajdę dzieciaki które nadadzą się do tej roboty jeszcze dzisiaj! Cztery dni to dość czasu by....

Tu chłopak zamilkł i zmarszczył brwi. Coś go nagle zaczęło ewidentnie dręczyć. Podrapał się po głowie poruszył ustami... i po chwili na jego twarzy wymalował się wyraz szczerego zdumienia.

- O ja głupi. Byłbym zapomniał. Mówiłem, że wlazłem do kanałów bo coś innego podłapałem. I to to pilniejsze jest. Nie tak wielkie ale... cholera... było pierwsze mówić. Dwóch strażników podsłuchałem szefie. Rajca Hevi w środku nocy wyjechał z miasta i chyba nikt albo przynajmniej nikt w straży nie wie gdzie i czemu. Ale to nawet nie najlepsze. Nie wiedzieli nawet "że" wyjeżdża. I że zabrał ze sobą swoją dotychczasową straż. Więc ten... - chłopak wyszczerzył się jak głodny zwierz - ... jest mały burdel w rozpisce patroli. Jest wkoło jego domu i biura tyle patrolów jakby dalej byli tam jego pomagierzy. Czyli mało. I gadali, że pewnie najwcześniej przy porannej korekcie patroli to naprawią bo jakaś burda i morderstwo miały miejsce w dokach i kapitan straży jest zajęty. A potem dużo klęli na biurokracje szefie. Nawet kilku nowych słów się nauczyłem!

Informacja ta zdecydowanie nie dorównywała skalą tej o Bogobojnej... ale tłumaczyła czemu chłopak pędził tu na złamanie karku. Była bowiem bardzo krótkotrwała. Na jej spożytkowanie nie było całych dni a tylko godziny. Imię także niosło pewną wagę. Co prawda rajca Hevi nie był głową jakiejś tam komisji... ale był jednym z kluczowych oficjeli miasta gdy chodziło o kontakty ze światem zewnętrznym. Powierzono mu zabezpieczenie ziem księstwa na północ od miasta gdzie zadomowili się dezerterzy z Kerońskiej armii, bandycie... a czasami jedni i drudzy naraz. Było to zadanie niewdzięczne, wystawiające na duże ryzyko i zasadniczo z pożytkiem zarówno dla Bogobojnej jak i władz Ujścia... ale głównie władz. Bowiem jak długo traktaty na północ nie były bezpieczne trudno było mówić o jakimkolwiek handlu drogą lądową z Keronem.

Oprócz niewdzięczności jego roli należało zauważyć, że Hevi nigdy oficjalnie nie pełnił żadnej funkcji urzędniczej przed wojną. Nawet nie było wiadomo czy się wkupił na swoją pozycje. Po prostu pewnego dnia pojawił się w mieście... i niemal natychmiast został powierzona mu jego rola. Był człowiekiem znikąd bez autorytetu, imienia i funduszy. Nie przydzielono mu nawet przyzwoitych sił. Miał wszystko zrobić z bodajże setką ludzi pod sobą. Szczerze nikt niczego się po nim z początku nie spodziewał... i tu wszystkich zaskoczył. Od rozpoczęcia swojej pracy sytuacja na północy znacząco się poprawiła. Raporty o rozbitych siłach zbójniczych, zabezpieczonych wioskach i porządku na zaściankach szybko zalały miasto. Kimkolwiek był Hevi jedno było pewne. Miał kontakty. Potrafił załatwić posiłki po przyzwoitych cenach, zarządzać zasobami, wyceniać która wieś była warta ryzyka i przede wszystkim niezwykle rzadko tracił ludzi. Dla władz nie było więc ważne co robił przed Ujściem... był tutaj jak ryba w wodzie. I ludzie to zauważali.

Popularność rajcy poskutkowała tym, że jego obecna rezydencją był jeden z nielicznych domów wybudowanych w mieście po "incydencie" w porcie. Nie był wielki. Nie był mały. Raczej średni i wzniesiony na środku niewielkiego placu który powstał po pewnym pożarze. Inwestycja rewitalizacyjna z czasów gdy władza wierzyła, że mają miasto już w garści a Bogobojna jest przejściowym problemem. Postawienie prywatnego domu na środku placu oczywiście rodziłoby oburzenie innych rajców... więc domostwo było oficjalnie biurem dla petentów. Faktycznie zaś tylko jego połowa pełniła tę funkcję. Całość zaś była obstawiona zawsze strażą. W końcu rajca miał za zadanie zwalczać rabusi i dezerterów. Musiał mieć wielu wrogów.

Jeśli więc to co usłyszał chłopak było prawdą to domostwo rajcy stało względnym otworem dzisiejszego dnia i nocy. Trudno było liczyć na lepszą okazję by się do niego dostać. Nawet w razie upadku władz istniało realne prawdopodobieństwo, że Hevi i jego domostwo uniknęliby rabunku. W przeciwieństwie do Gwidona ludność go lubiła.

Andri po zakończeniu raportu stał wyszczerzony z wyciągniętą dłonią i wyrazem dumy na twarzy. Dostarczyć naraz wiadomość o Bogobojnej, Jednorogiej, Gwidonie i Hevim był nie lada osiągnięciem. Mógł nie podsłuchać czegoś równie dobrego przez następny rok. Sylvi tymczasem patrzyła na niego... a może w płomień upijając z kieliszka... zasadniczo nic. Ten musiał być od dłuższej chwili pełny ale złodziejka mimo to co kilka chwil go przechylała zapatrzona gdzieś w dal. Być może się upiła... albo co bardziej prawdopodobne odurzyła ją nawałnica możliwości jakie przyniósł im chłopak.
Spoiler:

Dom Ibrerta Ulisa

12
POST POSTACI
Mehren
Kolejna wiadomość może i miała mniejszy rozmach, jednak także była istotna. Przez chwile nie dowierzał w to, co słyszał. Ten rajca zniknął? To wywołało kolejną rzekę myśli. Dlaczego ktoś taki opuścił miasto bez słowa? Istniały dwa logiczne powody: Uznał, że era władz miasta się skończyła i należy zabrać wszystko, co się da. Cały swój majątek i poszukać możliwości, gdzie indziej. Istniała także druga możliwość. Nie uciekał, a zamierzał udać się po wsparcie, które może stłumić bunt Kali. Ta druga opcja była o wiele gorsza. Nawet nie zauważył, jak Sylvia zachowuje się dziwnie. W pewnym momencie uderzył bokiem zaciśniętej pięści w ścianę.
- Cholera, cholera, cholera. - Powiedział nagle w przypływie gniewu, czym mógł zaskoczyć obie osoby tutaj siedzące. Jeśli druga opcja była prawdziwa, ich sytuacja drastycznie się zmieni. Pozostaje pytanie, kiedy wyjechał. Jeśli nie tak dawno temu, mieli cień szansy na uratowanie tego wszystkiego. Irytowało go to, bo nie zamierzał uciekać z miasta i zamierzał doprowadzić do rozwoju sytuacji, zgodnie z własnymi pragnieniami.
- Wiecie, co to oznacza? - Popatrzył na nich, ale nie oczekiwał odpowiedzi. Chłopak zdecydowanie niekoniecznie musiał rozumieć niuanse takiego zachowania. Sylvia miała szanse na zrozumienie tych działań.
- Jeśli znika ktoś, kto jest znany z kontaktów poza miastem, to mamy dwie możliwości. Pierwsza: Uciekł z miasta z własnym dobytkiem i to jest ta lepsza strona monety dla nas. Druga: wyjechał, by zdobyć dodatkowe siły, mające powstrzymać rewolucje Bogobojnej. Jeśli te ostatnie przewidywanie jest prawdziwe, oznacza to, że mamy przerąbane. Chce sprowadzić tutaj żołdaków i najemników od samych zwierzchników prowincji lub ich baronów. - Wysyczał w złości te słowa, bo wtedy każdy z nich będzie musiał uciekać z miasta. Nie oszukujmy się, taki scenariusz był bardzo negatywny dla takich grup, jak oni. Reżim wojskowy mocno ograniczy pole działania, a każda akcja stanie się bardzo ryzykowna.
- Musimy zmodyfikować plany. Andri, nadal szukaj chłopaków, którzy będą w stanie nosić towary. Dodatkowo musisz odkryć wszystkie możliwe wejścia do nich, ile osób pilnuje tego dobytku a także spróbować zaobserwować, gdzie, jakie mogą być. Sylvia, dzisiejszej nocy nie będziesz myślała o tym, jak tam wejść. Włamiemy się do domu rajcy Heviego. - Powiedział, patrząc wymownie na każdego z nich. Znów był w swoim żywiole. Duże się działo, a decyzje należało podjąć szybko. Właśnie takie sytuacje uwielbiał. Handlarz informacjami uwielbiał zamieszanie i okazje. I widział także sposób, by to wszystko wykorzystać na swoją korzyść. Popatrzył na dzieciaka, który do niego podszedł.
- Zaczekaj chwile. - I udał się na piętro, bo takie wiadomości były warte swojej ceny i należało odpowiednio wynagrodzić. Choć mieli jeszcze gorszą sytuację finansową, liczył się z tym, że kolejne wieści od niego tak dobre nie będą. Należało więc wynagrodzić jego trud. Po chwili wrócił i położył na jego rekach trzy sakwy. Łącznie otrzymał od niego trzykrotność pierwotnej sumy.
- To za informacje. Spisałeś się na medal.-
Licznik pechowych ofiar:
8

Dom Ibrerta Ulisa

13
POST BARDA
Reakcja zebranych nie uległa większej zmianie. Andrii dalej był szczerze zdumiony przenikliwością "szefa" albo bardzo dobrze to udawał. Sylvii tańczyły ogniki w oczach na perspektywę ograbienia nie jednego a dwóch rajców. Morale były więc wysoko. Pytanie czy było to dość. Chociaż i to szybko przestało mieć znaczenie gdy prócz samych farmazonów w dłoniach sieroty wylądowały sakiewki. Nie trzeba było mu dwa razy gratulować. Już w następnej chwili był przy drzwiach kłaniając się na odchodnym w pas i biegnąc... no gdzieś. Może do reszty dzieciaków. Może do chorej matki. Może do najbliższej karczy albo i jakiegoś ciemnego zaułku z szemranym alchemikiem. Może lepiej było nie pytać. Ważne było, że usługa została opłacona i szpieg mógł czuć ulgę od obaw, że chłopak go porzuci... oraz od ciężaru mamony bo tej ubyło mu właśnie całkiem sporo. Złodziejka tymczasem zacmokała głośno gdy tylko sierota zatrzasnęła drzwi i wyraźnie zadowolona z obrotu spraw rzekła.

- Hevi i Gwidon... nie dyskryminujemy co?

Humor dopisywał niziołczycy. Wychodząc zza krzesła szturchnęła szpiega w udo i uśmiechnęła się wpół-dziko. Dwa włamy w krótkim czasie zdawał się jej nie stresować. Przeciwnie. Zdawała się jakaś spokojniejsza. Może dlatego, że wreszcie działo się coś co zdjęło z jej umysłu myśli o tych dwóch kluczach. Jej ciemna twarz zdawała się nawet rumienić.

- To jak... idziemy na wpół ślepo w nocy czy ryzykujemy spacerek w środku dnia po okolicy by upewnić się, że chłopak nam nie ściemniał lub zasłyszał jakieś czcze gadanie? Godziny szczytu będą zaraz. A skoro rzekomo straż nie wiedziała, że jeden z ich pupilków zniknął, to jego petenci pewno też nie. Będzie mały tłumik. Niezbyt zadowolony i pewno narzekający. Raaaaczej na nas nikt uwagi nie zwróci. Raczej.

Oba rozwiązania miały swoje plusy i minusy. W pierwszym ryzykowali bycie zaskoczonym przez niezbadany teren zanim nawet dotrą do wnętrza domostwa. W drugim istniało ryzyko, że jeśli nazbyt wypalą się w pamięci straży w trakcie rekonesansu ta może uznać ich za głównych podejrzanych. Pytanie brzmiało... które ryzyko chcieli podjąć?
Spoiler:

Dom Ibrerta Ulisa

14
POST POSTACI
Mehren
Jak chłopak wyszedł, mógł nieco spokojniej pomyśleć o sytuacji, która stawała się groźna. Dodatkowo pojawiła się pewność, że chłopak nie ucieknie, jak reszta. Zarabiał na nim, a choć to ich zabolało na swój sposób, obliczył w głowie, że to inwestycja, która się powinna zwrócić. Wracając, do głównej sprawy. Istniała jeszcze możliwość pułapki, aczkolwiek jedno musiał przyznać. Okazja była spora. Ilość dokumentów, które mogli zdobyć, mogła okazać się kluczowa. Oczywiście on myślał jak zawsze o tym, co będzie inwestycją długofalową. Sylvia przedstawiała chęć do bardziej przyziemnych rzeczy. Na swój sposób się uzupełniali. Jeśli miał rację, rozwój sytuacji, choć okropny, może przynieść im korzyść. Niestety, obecnie miał za mało wiadomości, by móc rozwiązać te zagadki. Domysły to jedno, ale potrzebował czegoś więcej. Kobieta wyrwała go z myśli i parsknął cicho ze śmiechu, słysząc jej żart.
- Ja bym powiedział, że dyskryminujemy, ale resztę, bo niestety muszą zaczekać. - Zaśmiał się, jednak jego twarz po chwili przybrała poważną minę, kiedy zapytała, co robiło. Widział na pewno konsekwencje obu decyzji. Pójście na ślepo, nie wiedząc, co będzie potrzebnie było nierozsądne. Zawsze przed akcją należało rozeznać się, bo chodziło o kluczowe sekundy podczas podejmowania decyzji. Pójście za dnia wiązało się z tym, że byliby widziani, ale jako jedni z wielu.
- Przejdziemy się, lepiej sprawdzić i zweryfikować informacje, a także zastanowić się nad możliwą drogą wejścia i wyjścia. Opracować plany ucieczki, a także ocenić możliwe zagrożenia. Wmieszamy się w tłum ludzi. - Stwierdził po chwili zastanowienia, wybierając tę opcję. Za dnia wszystko jest lepiej widoczne. Dodatkowo ilość ludzi, nawet jeśli jakimś cudem, ilość ludzi będzie tam niewielka, mogli być petentami, którzy mają sprawę i wracają rozczarowani.
Licznik pechowych ofiar:
8
ODPOWIEDZ

Wróć do „Ujście”