Dom Ibrerta Ulisa

16
POST BARDA
Parka zdecydowanie niezbyt uczciwych obywateli po powrocie z krótkiego wywiadu zastała domostwo w... całkowicie normalnym stanie. Było w nim cicho, pusto, po ulicach wkoło też nie było dużego ruchu. Byli sami. Sami ze swoimi myślami, planami i aspiracjami. A przede wszystkim sami musieli się teraz oporządzić na nadchodzącą operacje. Sylvi bez zbędnych słów wyciągnęła skądś niewielkie zawiniątko i roztwiera je na stole. Patrząc jej nad ramieniem (co ze względu na jej posturę trudne nie było) Mahren mógł łatwo dostrzec, że przed niziołczycą leżał zestaw wytrychów. Część znał jak własną kieszeń, część znał widzenia ale było też kilka które wydawało mu się, że nie widział nigdy. Co było o tyle dziwne, że jego partnerka w zbrodni dość regularnie używała tego właśnie zawiniątka w czasie jego lekcji. Sylvi zdawała się być również dalej zanurzona w owym specyficznym transie. Podnosiła wytrychy, patrzyła na nie bez słowa a następnie zmieniała ich miejsce w skórzanym zawiniątku o jedną czy dwie pozycje w lewo lub prawo. W pewnym jednak momencie bez przerywania swoich czynności rzuciła nagle:

- Co zabierasz? Linę? Truciznę? Któreś z tych twoich alchemicznych... cacek? Drogie to w cholerę ale tutaj może to być warte użycia... chyba, że chcesz oszczędzić to na ratusz?

Tutaj nagle w głosie kobiety mógł informator dość wyraźnie usłyszeć niepokój.
Spoiler:

Dom Ibrerta Ulisa

17
POST POSTACI
Mehren
Potrzebował zastanowić się nad tym wszystkim. Trudności na pewno się pojawią. Tego był pewny, bo to miasto było dla niego, niczym jak plansza do gry tych demonicznych istot, które inni nazywają bogami. I co gorsza, miał często wrażenie, że ci pociągają za sznurki, by utrudniać mu wszystko. Oczywiście takie myśli były jedynie próbą żartu z sytuacji, które miały miejsce odkąd tu przyjechał. Niewiele rzeczy szło po jego myśli.
- Nie mogę wykluczyć sytuacji, że będziemy mieć konkurencje w wyścigu o skarby domostwa. Można spokojnie założyć, że ktoś jeszcze wie o tym. - Stwierdził dlatego, by mieli klarowny obraz sytuacji. Lepiej, by w tej kwestii się pomylił, niż był nieprzygotowany. Doskonale wiedział, że to może być jego być albo nie być. Istniało spore ryzyko, że zainwestowane środki zostaną utracone.
- Gramy o wysoką stawkę, więc należy się odpowiednio przygotować. Starczy nam środków na wszystko. - Stwierdził, bo w końcu, jeśli faktycznie zamierzali się przygotować to zdecydowanie tak, by zakończyć misje z sukcesem.
- Ubieram mój pancerz. Biorę trucizny, miksturki i odtrutki. Nasączam sztylety. Lina, hak, drobne narzędzia do włamu także się przydadzą. Niewielka lampa oliwa, krzesiwo. - Popatrzył na jej zestaw wytrychów i widział tu rzeczy, których wcześniej nie spotykał. Nie pytał o to, gdyż to były jej przedmioty. Nie wtrącał się jej w pracę.
- Wolałbym uniknąć walki i wejść oraz wyjść po cichu. Nie mamy tak dobrego rozpoznania, jakie bym oczekiwał, ale czas nas goni. Co jeszcze może się przydać. - Zastanowił się, bo o ile pewne rzeczy można było zrobić na bezczelnego, tutaj jednak wolał po prostu prace jako duch. Dom faktycznie nie był jakoś opancerzony, a skoro strażniczka miała klucze, może wymyśli sposób, jak z nich skorzystać?
- Jeśli jest coś, co uważasz, że się przyda to mów. - Traktował tę akcję poważnie i choć mieli czas na przygotowania, zdecydowanie nie wolał go marnować. Zwłaszcza że powinni wypocząć przed akcją, choćby robiąc sobie odpowiednią długą drzemkę.
Licznik pechowych ofiar:
8

Dom Ibrerta Ulisa

18
POST BARDA
Niziołczyca pokiwała w zamyśleniu głową na słowa szpiega. Przejechał następnie palcami po zawartości swojego zawiniątka... i zawinęła ja na powrót. Dobyła noża z pochwy i przyjrzała się ostrzu, szarpnęła się raźno za pasek i odwróciła się do informatora.

- Tak... to powinno starczyć. Ja swój pancerz zostawiam skoro mamy unikać walki. Bez niego łatwiej będzie się mi gdzieś przecisnąć... no i tak szczerze to za nim nie przepadam. Krępuje mi ruchy i ściska moje... eee... khem... nieważne. Ah i ten... pożyczyłbyś mi fiolkę antidotum? Nie chcę ryzykować, że w najgorszym możliwym scenariuszu oberwę którąś z twoich trutek a potem coś nas rozdzieli.

Było to niewątpliwie ponurą wizją... lecz Mehen nie mógł się wyzbyć przeczucia, że nie to było prawdziwym zmartwieniem Sylvii. Nie zdawała się też być w żaden sposób zestresowana tym co mówiła i nie zradzała oznak kłamania lub unikania tematu. Być może zadawał niewłaściwe pytania... albo go to nie dotyczyło. Albo coś ważnego mu umykało. Jakkolwiek nie było złodziejka zdawała się nie być skrępowana tym w kontekście ich obecnej dyskusji. Przeciwnie. Rozmowa o dzisiejszym włamie zdawała się odganiać ową chmurę obaw z jej twarzy. Szybko przerwała ciszę. Wyciągając swoją kopię mapy okolicy domostwa i drapiąc się po głowie podjęła ponownie przerwaną dyskusję.

- Dobra... idziemy po cichu. To nawet lepiej, cholera wie czy miejscowi by nas nie rozszarpali jakby usłyszeli walkę.... od której strony podchodzimy? Możemy się też rozdzielić... albo jak chcesz mogę spróbować zrobić dla ciebie dywersję i potem jakoś sama do ciebie dotrzeć.
Spoiler:

Dom Ibrerta Ulisa

19
POST POSTACI
Mehren

Słysząc jej słowa w jego głowie, pojawiła się burza myśli. Jego twarz pozostawała taka sama, nie pokazując tej kaskady, która trwała w jego umyśle. Bała się? Próbowała go zdradzić? Przygotowywała się na atak z jego strony i chciała zneutralizować jego bron, jeśli ten uzna, że przestała być przydatna? Wiele z tych myśli zaczynało być absurdalne. Powiedział sobie mentalnie dość i postanowił na spokojnie przeanalizować sytuacje. Po pierwsze, nie była ona częścią grupy Zary, choć musiał brać pod uwagę, że kłamała. Oczywistym jest, że sobie do końca nie ufają. Rozsądny człowiek przyzna, że w jej słowach kryło się logiczne rozumowanie. Tylko, co on może z tym zrobić? Sprawdzić ją i dać antidotum nie na tę truciznę, którą używa i zobaczyć efekty? Odmówić? Zgodzić się na jej propozycje? Potrzebował pomyśleć, jakie ma z każdej możliwości zyski i straty. Nie może być paranoikiem, ale także musi postępować zgodnie z rachunkiem i zimną kalkulacją.
- Nie widzę problemu. - Uznał, że na razie będzie grał, jakby kobieta nadal była jego sojusznikiem i nie podejrzewał ja o zdradę. To optymalne rozwiązanie na ten moment. Owszem, wątpliwości pozostawały, aczkolwiek nie mógł sobie pozwolić, by ona zaczęła wątpić w pewne rzeczy. Podszedł do mapy i popatrzył na to wszystko jeszcze raz, odpychając poprzednie rozważania na bok.
- To całkiem zrozumiałe, że zostawiasz. Jeśli dojdzie do walki, trzymaj się z tyłu. - Jego pancerz też nie był jakiś spektakularny. Nie zatrzyma większości broni, a jedynie zdoła osłabić impet uderzenia i uchronić punkty witalne. Strzału z kuszy, czy długiego łuku nie zatrzyma. Był za to całkiem znośny przeciwko sztyletom. W końcu nie mógł krępować mu ruchów, dlatego ten lekki pancerz był, jaki był.
- Trzeba najpierw zorientować się w sytuacji. Istnieje szansa, że strażnicy będą tak zmęczeni, że uda się ich zdjąć po cichu lub nawet nie będą mieli chęci patrolować okolicy. Jeśli strażniczka będzie spała, spróbujemy zdobyć od niej klucze. Jeśli to będzie ryzykowne, pozostają nam tylne drzwi. Naszym pierwszym celem będą pomieszczenia z kratami, ale przeszukamy cały dom. Jeśli sytuacja nie będzie nam sprzyjać, wymyśle możliwą dywersję na miejscu. Uważaj na te miejsca. - Pokazał jej grząską ziemię.- Tutaj można utknąć nogą i należy przyjąć, że dom także może mieć z tym problem. Rozbijanie szyby to naprawdę ostateczność. - Powiedział, bo tak naprawdę sytuacja do nocy może się mocno zmienić. Oby tylko ten rajca wyjechał ze strachu, a nie po pomoc.
Licznik pechowych ofiar:
8

Dom Ibrerta Ulisa

20
POST BARDA
Skończył się czas przygotowań. Przyszedł czas działań.
Zebranie reszty zaplanowanego ekwipunku oraz drzemka upłynęła Mehrenowi zaskakująco szybko. Być może był odrobinę zmęczony natłokiem informacji zrzuconych mu na głowę. Jakkolwiek jednak nie było gdy roztworzył powieki ostatnie promienie słońca padały właśnie na przyrządzony przez niego uprzednio stos przedmiotów. Po zejściu zaś do salonu w obejmującym go powoli półmroku czekała na niego Sylvii. Niziołczyca była właśnie w środku upychania do kieszeni ostatnich elementów jej wyposażenia. Mężczyźnie błysnęło w jej dłoniach coś co wyglądało na niewielką żelazną kulkę oraz znajomy kształt jednej z jego fiolek z antidotum, którą to zgodnie z obietnicą wręczył niziołczycy przed udaniem się na spoczynek. Dziewczę uśmiechnęło się na widok swojego partnera i kiwnąwszy głową rzuciło.

- Więc to już, co? Pora się obłowić.

Wraz z tymi słowami ostatnie promienie słońca zniknęły z pomieszczenia i z twarzy dwójki rabusi. Nad Ujście zapadł mrok. A skoro ciemność objęła całe miasto... to i plac Odnowienia.
Spoiler:

Dom Ibrerta Ulisa

21
POST BARDA
Wracając z łowów, jeden ze świstkiem w kieszeni, druga z workiem wypchanym metalem, zupełnie przemoczeni, zastali dom... w nieco odmiennym stanie, aniżeli Mehren zapamiętał. W środku jakby nigdy nic, acz nagle dostrzegł słabą łunę co przebijała się z wnętrza domu ku oknu ze strony z której się zbliżali, a zamek do drzwi... wyglądał na bardzo smutny, jakby udzieliła mu się pogoda. Był stopiony, zniekształcony, a drzwi nieznacznie uchylone, jakby ktoś miał kiepskie maniery i nie zamykał za sobą. Klamka sztywna, nie do ruszenia.
Zaś w przedpokoju na podłodze na przywitanie leżał na środku tuż przy progu salonu skulony nieruchomy mężczyzna z zastygłym ledwie widocznym grymasem przerażenia i wytrzeszczu. Jedynie obłędne gałki oczne odbijały jakoś światło w tym mroku. Ręce miał zorientowane jakby trzymał się kurczowo za szyję i nie miał zamiaru puścić nawet po śmierci. Cienie zasłaniały kim był i co przy sobie miał, tak jak i resztę tego obszernego pomieszczenia. W ledwie pierwszym badawczym i ostrożnym kroku, przekraczając próg Mehren momentalnie pod butem poczuł rozbite szkło, co zaskrzeczało złowrogo o panele. A przecież nikt nie wybił tutaj żadnej szyby... Wtem w powietrzu czuć było jeszcze jakiś podły aromat, co momentalnie gryzł w gardło, acz było też i wyczuć przeciąg. Ktoś nie tylko był w jego kuchni, co była tuż za rogiem przy schodach na górę, ale i otworzyć musiał tam okno.
Sylvia dostrzegając naglą zmianę postawy u towarzysza, cicho odłożyła targany tobołek i momentalnie miała już dwa sztylety w dłoniach. W milczeniu szukała spojrzeniem decyzji ze strony Mehrena. Widocznie chyba nie tylko oni się włamywali tej nocy.
Ostatnio zmieniony 29 lip 2022, 20:27 przez Tag, łącznie zmieniany 1 raz.

Dom Ibrerta Ulisa

22
POST POSTACI
Mehren
Powrót nie powodował złych przeczuć. Wyjście na zadanie, powrót i przygotowanie się do następnych wyzwań. Będąc odpowiednio blisko i dostrzegając łunę, przystanął i zaklną tak, że nawet szewc byłby z niego dumny. Od razu także jego towarzyszka musiała zobaczyć w nim zmianę. Gniew w głosie, wypowiadając przekleństwo, pojawienie się sztyletów w dłoni, zmienił krok i postawę, jakoby gotował się do walki. Ktokolwiek postanowił zapalić światło w jego domu, podczas nieobecności, nie mógł liczyć na wiele. Zwykle opanowany handlarz informacji, teraz gotował się w środku. Zmusił się resztki siły woli, by przemienić ogień płonący w duszy w chłód północy, dzięki czemu odzyskał względną równowagę psychiczną i zdolność do jasnego myślenia.
Widok klamki naprawił go obrzydzeniem. Prawdziwym, zrodzonym z czystej pogardy dla tego, co to uczynił. Wejść przy pomocy wytrychów, czy w inszy, nieinwazyjny sposób dostać się do domostwa było sztuką samą w sobie. Tu miał przykład barbarzyńskiego wejścia, które pokazywało prymitywizm osoby. Przez chwilę Sylvia mogła odczuć jego pragnienie mordu, ale trwało to krótka chwile. Wiedziała, że musiał naprawdę być wkurzony, gdyż do tej pory unikał tego, jeśli widział zysk. Teraz chodziło jednak o coś innego. Zmienił sztylet do walki na ten do rzucenia, gdyż uznał, że przyda mu się obecnie bardziej.
W JEGO przedpokoju leżał trup. To była już zniewaga dla niego. Nie wiedział, kto to zrobił, ale zdecydowanie to już będzie krwawa, chłodna zemsta. Dowie się, kto uczynił taka rzecz w tym miejscu i dopilnuje, by nauczka była widoczna dla każdego. Będzie to ostrzeżenie dla wszystkich idiotów, którzy nie szanują pewnych zasad. Nie zauważył szkła i pożałować tego, bo dźwięk zdradził, że tu się pojawił i wstrzymał ruch. Nasłuchiwał dźwięków, jakie mogły się pojawić, wytężając zmysły i szykując swoje ciało na walkę i bardzo szybkie oraz gwałtowne ruchy. Rozglądał się także uważnie.
Spoiler:
Licznik pechowych ofiar:
8

Dom Ibrerta Ulisa

23
POST BARDA
Choć dźwięk zgniatanego szkła mógł się ponieść przez korytarz i dalej, to niekoniecznie musiał być tym najgłośniejszym ze źródeł odgłosu tła podczas burzy. Duży zakład ostrożności kazał Mehrenowi założyć jednak inaczej. Gotując się do walki poczuł jak to przeciążony łokieć przypomniał się o sobie i zaciągnął go boleśnie po całej linii ramienia, aż musiał swój syk stłumić przez zaciśnięte zęby i usta, wypuszczając powoli powietrze nosem. Nasłuchiwał uważnie i usłyszał z kuchni czyjś przeciągły napad kaszlu. Wysokość tonu głosu sugerował płeć mu przeciwną, młodą? Dziewczynkę? Może gnomka, acz na pewno właścicielka dość piskliwego głosu. Takie padły pierwsze myśli. Tymczasem na jego krok w szkło nikt im nie ruszył naprzeciwko, wręcz usłyszał znajomy sobie odgłos stawianego gara na piecyku. Ktoś najpewniej urzędował mu w kuchni, kiedy na podłodze w salonie leżał trup?
Sprostowanie. Trupy. Dokładniej cztery, każdy w podobnym stanie co poprzedni. Leżeli poskręcani ustawieni jakby w linii prowadzącej do kuchni, o czym zdołał się przekonać próbując powoli i stopniowo pokonać tą odległość, kiedy napotkał ich w roli nieruchomych przeszkód. Więcej szkła jego podeszwy nie uraczyły w dalszej części, acz wstrętna pozostałość woni prawie przyprawiła go o odruch kaszlu, który musiał w sobie zwalczyć, pomimo już zasłoniętych ust i nosa. Mehren i Sylvia odruchowo zasłonili dodatkowo nos skrawkiem płaszczu.
Niziołek trzymała się w stałej odległości za Mehrenem, dwa kroki, prawie jak drugi cień, czekając tylko na jego komendę. Sam właściciel domu w końcu dotarł do rogu ściany, światło ze świecznika poruszało się niespokojnie, jakby co chwila jakiś wiatr poruszał płomieniem. Przy takiej widoczności udało mu się zauważyć nienaciągniętą kuszę, która chyba wyleciała jednemu z bandziorów z rąk, była mu po drodze. Wtem początkowo przykleił się do ściany i nasłuchiwał...

— Psia krew... — Mehren usłyszał cichy piskliwy szept, pauza, a potem jęknięcie i uderzenie jakiegoś metalowego obiektu o podłogę. Przyśpieszony oddech — Sukinsyny... — Następnie ciurkanie wody, jakby ktoś wyciskał szmatkę nad miską. Grom burzy i trzaśnięcie oknem z powodu przeciągu. Postać tymczasem znów stęknęła z bólu i na podłogę wylądował kolejny, chyba podłużny z metalową końcówką przedmiot, ale jakoś cięższy od poprzedniego. Mehren zdecydował się wychylić, jako nagłe zamknięcie okna musiało sprowadzić wzrok osoby do źródła hałasu.
Kuchnia wyglądała jak jego kuchnia. Za wyjątkiem zupełnie rozebranego rozłożonego wysokiego mężczyzny na stole, na którym Mehren zwykł jeść śniadanie i myśleć przy kubku parzonych ziółek. Kałuża krwi na kamiennej posadzce pod tym stołem dopełniała makabryczny widok. Gość na pierwszy rzut oka był nie bynajmniej ciężko ranny, jeśli już nie martwy, acz z pewnością dość otwarty, jeśli patrzeć na jego tors. Na samym środku kuchni były wcześniej usłyszane dwa zakrwawione bełty, w tym jeden w towarzystwie metalowego naramiennika.
No i oczywiście mała postać z białymi, acz ubabranymi krwią włosami, stojąca na palcach przy jego kuchence i mieszająca coś w garnku chochelką, również Mehrena. Była w samym topie i krótkich spodenkach... z bandaży? Chude ciało było prawie całkowicie zabandażowane, jakby ocenić po plecach gnomki, ale z to z jednego barku ziała otwarta rana. Uwagę właściciela domu zwrócił również tatuaż żmii wychodzący z pleców i kończący się na siódmym kręgu łbem gada z obnażonymi kłami, tuż pod krótko ściętymi włosami.
Na blacie obok ułożona była torba z przewieszką na ramię i powyciągane z niej przeróżne dziwne szklane naczynia, nieraz z zagadkową zawartością. Były tam też zakrwawione bandaże i skalpel, a na taborecie słyszana uprzednio miska z brudną już wodą i szmatką. Na drugim taborecie wisiały czarne szaty gościa i zdjęte ochraniacze oraz proca sznurowa solidnej roboty. Świecznik przy zamkniętym oknie teraz już palił się swobodnie i rzucał całemu widokowi nieruchomy cień. Drewno w piecyku strzeliło. Mehren miał przewagę, osoba wciąż go nie spostrzegła, widocznie zagorączkowana tym co musiała zrobić. Mruknęła pod nosem, kierując się ku końcowi kuchni, ku schodom i oknu, aby je otworzyć kiedy to znów dopadł ją napad kaszlu. Tym samym oddalała się od wejścia do kuchni, gdzie ukradkowo przy rogu stał "Ibrert Ulis"...
Ostatnio zmieniony 29 lip 2022, 20:35 przez Tag, łącznie zmieniany 1 raz.

Dom Ibrerta Ulisa

24
POST POSTACI
Mehren
Ramie jeszcze nie wyleczyło się z tego, co stało się przy strażniku, choć do tej pory starał się je oszczędzać. Był zmuszony przez chwile walczyć ze swoim ciałem, zaciskając zęby i wypuszczając powietrze przez nos w bardzo długiej drugiej fazie oddychania. Uważał, że podjął słuszną decyzję by wyczekać i sprawdzić. Zawsze miał w głowie negatywne scenariusze i możliwości rozwoju walki, gdyby został odkryty. On sam bazował na zaskoczeniu oraz szybkości. Dlatego unikał otwartych i czystych walk. brudne sztuczki, niespodziewane uderzenia. Starcie, które nie trwa dłużej niż minutę. Słyszał głos należący do przedstawicielki płci przeciwnej. Piskliwy głos mógł należeć do gnomki, czy także jakieś dziecka. Jego ciekawość nie była pobudzona, nawet po zobaczeniu tylu trupów. Uznał, że kimkolwiek ta osoba była, potrafiła walczyć. Co tu robiła i dlaczego? Na ten moment nie było to istotne. Musiał uwzględnić w swoich wyobrażeniach dodatkowe rozwoje sytuacji. Zimno kalkulował sytuacje. Woń, która się pojawiła w mieszkaniu, drażniła go tak bardzo, że na materiał, który okrywał usta i nos był niewystarczający i musiał przyłożyć jeszcze skrawek płaszcza. Dopiero teraz sobie coś uświadomił. Cztery trupy, odrobina szkła, dziwny zapach. Czy to aby na pewny były martwe ciała? Co, jeśli to jakaś forma alchemii?
Ślady prowadziły go do kuchni i tam też poszedł, po tym, jak upewnił się, że nikt nie kierował się w jego stronę. Ktoś w jego kuchni był i nie zauważył jego przybycia najwyraźniej. Mając tę pewność, zajrzał do swojego własnego pomieszczenia. Krew na jego idealnie czystej podłodze w świeżo wyremontowanym domu znów obudziła jego żądzę krwi. I piąty trup! Na stole, gdzie zwykł jeść. I jeszcze bezczelna istotna postanowiła sobie go otworzyć? Nabić na pal to za mało. Coś go zaraz trafi! Po chwili skarcił się w myślach, że to nieprofesjonalne. Miał tu problem do rozwiązania. Popatrzył na Sylvie i postanowi pokazać jej, by straciła tamte ciała, czy faktycznie nie żyją. Niby widzieli na własne oczy, że wyglądają na zimne trupy, ale nigdy nie wiadomo. No i przy okazji będzie mogła ich przeszukać oraz zabrać ekwipunek. W końcu im już się nie przyda? Widząc tatuaż, próbował skojarzyć, czy jest z czymkolwiek związany. Gang lub jakaś inna organizacja. Wiele przestępców tatuowało swoje ciała i dzięki temu się identyfikowało. Przyglądał się temu, co tu robiła z wyrazem mocnego niezadowolenia i wybrał plan działania. Postanowił zaczekać na odpowiednią okazję, a potem sobie z gnomką porozmawia. Miał miejsce w piwnicy, jakby była uparta. Jak ruszyła w kierunku okna, zdał sobie spraw, że to najlepsza okazja, by ja pochwycić. Ruszył w jej kierunku z nożem wyciągniętym tak, by później go wykorzystać jako groźbę, której na pewno nie będzie pusta. Poruszał się jednocześnie najciszej, jak potrafił. W końcu zakradał się do niej, a z drugiej strony nie robił tego wolno. Zaczęła kaszleć, co także było dla niego dobra okazja, bo musiała się zatrzymać. Wtedy też postanowił zając ją od tyłu i przyłożyć jeden sztylet do jej szyi, tak, by stworzyć groźbę przecięcia jej gardła, jeśli choć zrobi ruch. Ustawił swoje ciało bokiem tak, by przyszpilić ją do swojej nogi. Drugi sztylet przyłożył czubkiem do boku jej szyi, tuż przy barku. To była optymalna pozycja do tej cichej groźby. Nie mówił przy tym nim, trzymając ciało w napięciu, jakby próbowała sztuczek.
Licznik pechowych ofiar:
8

Dom Ibrerta Ulisa

25
POST BARDA
Kimkolwiek była osoba w tej małej postaci nie miała szans, aby zareagować, a co dopiero spostrzec, że ktoś jeszcze jest w tym domu. Jak Mehren się zbliżał i był te sekundy przed zajściem ją z bronią, dosłyszał jak postać właściwie wciąż walczy o oddech, płytko nabierając i wypuszczając to powietrze oraz trochę się chwiejąc. Nagle się zorientowała, że ktoś stoi z boku i trzyma nóż na samym gardle, znieruchomiała natychmiast, jakby ktoś rzucił na nią zaklęcie. Zamknęła oczy, wiedząc że to koniec... acz tak nie było. Jeszcze. Powoli uniosła puste dłonie, nie miała przy sobie nic. Może tylko srebrny sygnet na małym palcu lewej ręki, którą to wyciągnęła przed siebie, mając z boku półelfa.
Sylvia tymczasem w całym mroku i podążaniu nie do końca zrozumiała, co chciał od niej w tamtej chwili Mehren, ale widząc pośród słabego oświetlenia to co było w kuchni, a potem jak jej partner zakradł się skutecznie, uznała, że czas się odezwać. — No, no, no. Powiem ci, że w tym momencie strasznie smutno jest być tobą maleńka! — Zażartowała napawając się triumfem, po czym ruszyła wyprzedzając ją ku jej tobołkom — A co my tutaj mamy? Tej szefie, chyba miksturki znaleźliśmy
— Lepiej nie ruszaj — Ostrzegła suchym głosem białowłosa, otwierając zielone oczy.
— A bo co nam niby zrobisz?
— Ja nic, ale jak rozbijesz czerwoną fiolkę to nas pozabijasz. — Wspomniane naczynie rzeczywiście wyglądało na z grubszego szkła obudowanego metalowymi pręcikami, a korek był zabezpieczony drewnianą klamerką. Mehren nie miał bladego pojęcia co to za sprzęt alchemiczny, ale zdołał się zorientować po mokrych śladach, że tylko ona tutaj zawędrowała i wyglądało na to, że żywi są tylko we tróje, póki co.
— Co do zabijania. Może nam nieco opowiesz co tutaj się wydarzyło i tak dalej, bo możesz szybko dołączyć do tych tutaj panów, jak nam się cierpliwość skończy. I w ogóle o co chodzi z tym trupem na stole — Puściła oczko do Mehrena, jakby sugerowała, że bawią się teraz w dobrego milicjanta i złego. Tyle, że nie ustalili kto był którym. Wskazała też na stół nie ukrywając zniesmaczenia. Zakładniczka rzecz jasna nie obróciła się, ani nawet nie drgnęła, cierpliwie licząc, że być może zachowa życie. Sam Ibrert, z pewnością niezadowolony z tego bałaganu miał tymczasem chwilę, aby zastanowić się o przynależności niespodziewanego gościa. Wiedział że w gangach bywała hierarchia i żeby nie tłuc za każdym razem sobie mordy jakoś się rozróżniali kto miał większe uznanie u głównego szefa. To też i były różne formacje tatuaży, ale w bardziej widocznych miejscach, czy też i biżuteria, pierścienie i inne takie. Jeśli gnomka należała do jakiejś organizacji, raczej nie była szeregowym, patrząc na fach i sygnet.
W ramach ciągłej ostrożności zdołał też wypatrzeć ewentualne ślady, czy też raczej ich brak na schodach. W końcu wszyscy byli tutaj przemoczeni, to też i cała akcja względnie wydarzyła się niedawno
— Należę do Stowarzyszenia Białego Świtu. Jesteśmy nieliczni i nie cieszyliśmy się dobrą sławą nawet zza czasów kiedy Morlis było pełne moich pobratymców. Ten leżący na stole, to mój były przyjaciel. Nie udało mi się go uratować. Czterech przy wejściu to łowcy głów, którzy gonili mnie tutaj aż z samego Salu. — "Biały Świt" jakoś nie świtał Mehrenowi w pamięci, musiałby się kogoś dopytać, kto był bardziej biegły. Z pewnością nikt takiej nazwy nie przypisywał sobie w Ujściu i z pewnością nie byli sławni.
— Ona plecie jakieś bzdury szefie, ja bym ją o głowę skróciła. — Rzekła Sylvia, wzruszając ramionami i złowieszczym uśmiechem oddając rozmowę Mehrenowi już, po czym poszła zobaczyć co to za rzeczy tamta miałaa poustawiane na blacie.

Dom Ibrerta Ulisa

26
POST POSTACI
Mehren
Nie miał jeszcze do czynienia z gnomami, także ciężko było mu stwierdzić, czego ma się spodziewać. Wschodnie elfy były mu znane, a także w małym stopniu przedstawiciele południowej części, gdyż tutaj czasem ich spotykał. Do tego kompletu doliczał Sylvie, która jest niziołkiem. Obserwował ją uważnie, chcąc poznać, czym jest jej rasa i jakie miała wady oraz zalety. I do tego całego panteonu znanych mu ras dołączyła właśnie gnomka. Milczenie było tu specjalnie, bo budowało strach i obawę. Osoba, która gada i wykazywała, zainteresowania dawała nadzieje. Milczenie było czymś, co właśnie budowało to napięcie. Fakt, że nie zabił jej od razu, nie znaczył w tej chwili wiele. Mógł to zrobić w każdej chwili. Dobrze, że Sylvia się odezwała jako pierwsza i dodatkowy efekt powinien zostać osiągnięty. Nazwała go szefem, więc jej życie nie było zależne od kaprysu kobiety, a właśnie jego. Ta właśnie świadomość była najgorsze. Przynajmniej dla ludzi, bo każdy chciał żyć. Niewielu szaleńców chętnie ryzykowało własnym życiem. Widząc, jak puszcza do niego oczko, kiwa jej głową.
Nie komentował ich wymiany zdań, acz obrócił głowę, by spojrzeć na to, co zostało wyciągnięte. Będzie musiał sprawdzić potem, co to jest w jakiś sposób. Na pewno spojrzał na sygnet, który miała na dłoniach. To mógł jeden z tych szczegółów, który jest ważny i może dać wskazówkę do tego, kim tak naprawdę jest. W jego głowie powoli rodził się jakiś plan. Nie skupiał się na rozmowie tylko z nią, tylko wypatrywał śladów i nasłuchiwał, czy ktoś jeszcze może się tu kryć, aczkolwiek nie widział niczego przy schodach, a także nie słyszał. Czyżby faktycznie była sama? Skupił się na wyjaśnieniach i szukał w jej głosie oraz mowie ciała fałszu. Nie mógł być pewny, że mówi prawdę i dlatego korzystał z własnej wiedzy, by spróbować, chociażby zweryfikować, czy jej opowieść jest prawdziwa, a może kłamała ze strachu? Nawet po tym, jak Sylvia powiedziała swe ostatnie zdanie, milczał. Przycisnął mniejszy sztylet bardziej do jej szyi, by odczuła kłucie. To też jest pewne zabezpieczenie.
- Sprawdź, czy jej były przyjaciel nosi podobny sygnet, a następnie trzeba przeszukać tamte trupy. Jeśli ktokolwiek ścigał ich aż z dalekiej Północy, musiał mieć dobry powód. Tak wyjątkowa zawziętość nie bierze się znikąd. - Gnomka słyszała, jak zimny i lodowaty był jego głos. Niczym lodowiec, który pewnie znała. Dobrze ukrywał gniew, choć w jakiś sposób w końcu go zaciekawiła. Nadal jeszcze nie zdecydował, co zamierza z nią zrobić. Jeśli była inteligentna, zrozumie, że słowa nie były skierowane tylko i wyłącznie do kobiety. Nie znał tej nazwy tej bandy w samym Ujściu, co w jakiś sposób mogło uwiarygodnić jej opowieść.
- Przysporzyłaś nam sporo dodatkowych problemów. - Postanowił grać wysoko. Te kilka trupów nie było wcale tak bardzo problematyczne, jak się wydawało. Ona nie musiała jednak o tym wiedzieć. Uszczerbki finansowe i sprzątanie to nie powód, by dramatyzować. Naruszały jego poczucie estetyki, jednak był pragmatyczny na tyle, by poszukać nowej możliwości.
- Widzę, że zależy ci na swym żywocie. - To, co go różniło od innych, bo jak zauważył, wiele ludzi ze świata, który nie był mu obcy, używało sporo niepotrzebnych inwektyw, mających pokazać wyższość. Od tego były czyny.
- Zostałaś sama już. Nie masz nikogo, kto mógłby ci pomóc, a ci łowcy to pewnie nie jedyni, którzy chcą twej głowy. - Może i mówienie o jej sytuacji było dość banalne, ale miało być pewnym drygiem, szukaniem luki w mentalnej obronie gnomki, dzięki której będzie w stanie ją zmanipulować.
- Podejrzewam, że ich "przyjaciele" chętnie zaoferują mi część nagrody za twą głowę, która zrekompensuje straty, jakie przez ciebie poniosłem. - To była kolejna przynęta, która miała sprawdzić, jaka jest. Oczywiście nadal było to robione po to, by manipulować ofiarą. Nie mówił wszystkiego, bo wiele rzeczy łatwo się domyślić. Tak banalny tekst, który mógłby wypowiedzieć: Co możesz zaoferować, nie przejdzie przez jego gardło. Będzie to zbyt widoczna słabość. Sztuka polega na tym, by ona sama wiedziała, co musi zrobić, by przeżyć i głęboko to uwierzyła. Jeśli jest alchemiczką, mogła mu się przydać.
Licznik pechowych ofiar:
8

Dom Ibrerta Ulisa

27
POST BARDA
Postawę opanowaną potrafiła utrzymać w obliczu zagrożenia, nie błagała o litość, czy takie inne, ale jak sztych zakłuł nieznacznie w bok szyi, ewidentnie przełknęła ślinę. Postać była trochę niska to i Mehren musiał być nieco pochylony nad nią. Przyglądając się jej ciężko było określić jej wiek, ale białe włosy nie oznaczały siwych w tym przypadku. Wyglądała dość młoda jak na ludzkie standardy. Sam sygnet był już nieco sczerniały, acz przypominał pieczęć, którą przystawiało się do wosku, aby zalakować list. Symbolem pieczęci była otwarta księga z wężem wyglądającym chyba na żmiję, co obwijała się wokoło księgi, aż łbem wychodziła ponad nią, z obnażonymi kłami oczywiście. Do Mehrena tak dotarło w pewnej chwili, że wąż był symbolem pewnego bóstwa, a konkretnie Xanda z południowego panteonu. Syn Drwimira, wyrachowany i okrutny pan wojny, odwieczny rywal Sakira.
Sylvia zaś niezbyt chętnie zbliżyła się do nieboszczka, wręcz skrzywiła minę widząc czyjeś wnętrzności i zaczęła marudzić pod nosem. Ogólnie przyjęte było, że otwieranie ludzi było swoistym tabu w Keronie, którym ciekawili się tylko apostaci i czarnoksiężnicy wedle mniemania pospólstwa. No i krążyło też wiele przesądów o niełasce Usala wobec tych co bezcześcili zwłoki. Zamordować kogoś to jedno, ale wywlekać to co powinno być w środku to inna sprawa... choć charakternicy z Ujścia raczej mało się przejmowali przesądami i bogami. No chyba, że ktoś kierował się intuicją i jednak w środku korzył się przed pewnymi boskimi prawami, szerzonymi przez kapłanów bóstw głównie celując w strach prostaczków.
—Jest i sygnet, jest i tatuaż. — Stwierdziła ponuro Sylvia, po czym jakoś szybko zainteresowała się trupami w salonie i oddaliła się czym prędzej od faceta z flakami na wierzchu. W kuchni pozostali sami.
Właściciel domu raczył nie szczędzić uprzejmości, jawnie sugerując pewien niezbyt przyjemny scenariusz. Niskopienna zaś słuchała uważnie. Z boku Mehren widział jej skupienie w oczach, acz raczej brak głupich pomysłów.
Zakładam, że jesteś właścicielem tego domu. Z czasem z pewnością mogę zrekompensować straty i to ponad to co oferuje za mnie ten psychopata, o ile wiesz jakie jest na mnie zlecenie. — Zapewniła, próbując zacząć jakieś negocjacje — Oczywiście, że możesz mnie pojmać, ale więcej skorzystasz pozwalając mi działać w twoim cieniu i to od razu, nawet już jutro. Nie ma na nas oficjalnego listu gończego to trochę się naszukasz o wymianę. Poza tym staramy się nie przykuwać uwagi, acz popełniając błąd w sztuce napotkaliśmy się na pewną personę... Pewien ignorancki przygłup uznał, że posiadamy sekrety, które pozwolą osiągnąć nieśmiertelność, toż niedorzeczność. Tylko dlatego że przez lata poświęcaliśmy się archiwizacją wiedzy. Gość jest do tego bardzo paranoiczny, na tyle że woli nas torturować aż do śmierci, aniżeli uwierzyć w nasze archiwa i najszczersze zapewnienia. Nie polecam znajomości. — Wyjaśniła opowiadając część jej historii. Mehren uważnie słuchał i był pewien, że nie kłamie... acz czy mówiła całą prawdę? Z pewnością mówienie sprawiało jej jednak trudności, oczy miała mętne, jakby coś ją od środka trawiło no i ten płytki oddech. Chyba zaraz znów miał ją dorwać napad kaszlu, ale nim się o tym miał przekonać przyszła Sylvia, aby poczytać jakiś pogięty kawałek papieru w świetle świecznika
— To chyba jakiś list zlecający. Tysiąc koron Turońskich za żywych, sto za martwych. Wszystkich skojarzonych z poszukiwanym... Zleceniodawca to jakiś... Theodor Mortimos. Nagroda do odebrania w Salu w zachodnim porcie na jego nazwisko, koniecznie posiadając ten list? W liście jest też opis, ale nie gnomki — Spojrzała na faceta na stole znowu ze zniesmaczeniem — Tamtego rysopis mają, ale nic o sygnecie, ani tatuażu. Nazywał się Lawrence Tutlicht — Przedstawiła Sylvia. — A te zbiry całkiem bitne, wyposażeni jak jacyś zawodowcy. Kusze, korbacze, sztylety, pałki, porządne skórzane pancerze. No uzbrojeni po zęby — Dodała od razu.

Dom Ibrerta Ulisa

28
POST POSTACI
Mehren
Skupiając się nad poszukiwaniem powiązań, przypomniał sobie o jednym z bóstw ludów południa. Z tego, co pamiętał, to bóstwo jest patronem wojny i strategii. Ważnym dla wszelakiej maści wojowników, którzy cenią sobie sprawność w boju. Sami stratedzy także szukają u niego wsparcia. W tym mieście także jest kult tej istoty, choć nie miał pewności, czy Krinn nie jest tu silniejsza. Dziwne to jest powiązanie. Sugerujące coś, czego nie mógł być do końca pewny. Możliwe, że przeszłość tej organizacji faktycznie wywodzi się z terenów orków, ale zrządzeniem losu wyemigrowali na północ i kolejny raz wrócili bliżej swego domu. Istniały rozmaite organizacje o wielu perypetiach. Czas w połączeniu z ludźmi wypaczał dogmaty i tworzyły się karykatury tego, czym byli na początku. Uczył się o gnomach w tej chwili.
On sam nigdy nie był gorliwym wyznawcą jakiekolwiek siły. Uważał religie za element kontroli ludzi. O wiele łatwiej wmówić jest komuś, że bóg lub bogini tak chce, niż przekonać ich samemu. Dlatego nie przejmował się groźbami kapłanów, bo ci w większości wypadków gnuśnieli od władzy, jaką posiadali. Przesądy dla niego były elementem dawnej niewiedzy. Łatwiej coś wyjaśnić w ten sposób, niż szukać przyczyny.
Sylvia potwierdziła jego przypuszczenia o tym, że należeli do tej samej organizacji. Kiwnął jej głową w podzięce. Zanotował w głowie, że niezbyt przepadała za takimi ciałami. Dla niego był to po prostu trup, a nawet gorzej - już stał się przedmiotem. On i tak nigdy nie miał większego problemu z tym. Może to wynikało z tego, że posiadał bardzo dużo samokontroli nad sobą i nie przykładał wagi, co jest jak złe lub paskudne, a skupiał się na aspektach, które miały znaczenie.
- Wielu już zaczęłoby zastanawiać się, co możesz zaoferować. Tak nagła chęć zrekompensowania strat i oferta zysku, obudziłaby chciwość krasnoludów w wielu żywych istotach. W połączeniu z wiedzą, którą posiadasz, brzmi to, jak oferta nie do odrzucenia. - Powiedział zadziwiająco spokojnie, acz nie było w tym nic, co by było wiążącą obietnicą. W tej chwili Sylvia wróciła z bardzo interesującą wiadomością o tym, że pośrednio jest za nią oferowana nagroda. Widział jej stan, który działał na jego korzyść. Starcie, jakiekolwiek by nie było i widoczna rana, zdecydowanie utrudniały jej życie.
- Tylko ssą tu pewne ukryte haczyki, który nie każdy zdaje się widzieć. Łatwo jest złożyć obietnicę współpracy, by następnie poszukać okazji, aby uciec w bardziej bezpieczne miejsce. Nie jest to tak skomplikowany wybieg, jak się wydaje. Tu coś zrobisz, tam podzielisz się fragmentem wiedzy, która dla nas będzie bezużyteczna, a ma sprawić, że zaczniemy ci częściowo ufać. Wtedy staniemy się mniej ostrożni. - A przynajmniej on by tak zrobił. Dlatego właśnie współpraca była tak trudna, a jeśli ktoś cenił swoje życie, zrobi wszystko, by przetrwać. Można porównać to do obiecywania żołędzi na sośnie. Zderzenie z rzeczywistością bywa dość brutalne.
- Drugi aspekt, który uniemożliwia ci tak szybkie, wsparcie jest twój stan. Rana, która posiadasz, przez dłuższy czas nie pozwoli na wykorzystanie pełnej sprawności. A i jeszcze podejrzewam, że dochodzą efekty tego, co zostało użyte, by tamtych pokonać. Rany z kuszy nie powodują kaszlu. Kto wie, jakie będą długofalowe skutki odniesionych obrażeń. - Dodał odrobinę ciszej. Kolejny element budowania autorytetu. Nie musiał grozić jej słowami. Wystarczyło czasem myśleć na głos. Może i mówiła do tej pory prawdę, acz nadal próbowała go zwodzić. Ciągle uczył się cichego odczytywania emocji z twarzy i dopasowania do zachowań. Nie był uzdrowicielem, ale potrafił dodać dwa do dwóch.
- Więc mamy ofertę, której pewność jest wątpliwa, a i jeszcze trzeba doliczyć koszta wyleczenia, kontra nieco problematyczna, ale zdecydowanie lepiej brzmiąca oferta z Salu. Nawet jeśli ciebie nie ma w opisie, powiązanie waszej dwójki tak trudne nie będzie. - nadal to były negocjacje, a nie droga ku upadkowi. Nie wiedział, co mogła mu zaoferować, a przecież nie zada tak durnego pytanie, jakie zrobiłoby wielu głupców. Musi pokierować rozmową w taki sposób, by samemu dowiedzieć się jak najwięcej, gdzie on sam o sobie niczego nie zdradzi.
- Nawet, jak nie polecasz znajomości, trzeba przyznać, że racjonalnie oferta pana Mortimosa widzi się korzystniejsza. - Skorzystał z nieco klasycznego podpuszczenia. Jeśli ona zemdleje, ma w końcu miejsce przeznaczone dla takich osób. Nie tracił czujności, bo nadal pozostała jedna niewiadoma: Czy jeśli była związania z tym bóstwem, także umiała całkiem nieźle walczyć?
- Część z tego ekwipunku będzie można sprzedać. Myślę, że mają jeszcze gdzieś schowane sakwy, bo podróż kosztuje, więc raczej przygotowali się na dłuższą nieobecność. - Oczywiście zapamiętał nazwę przedmiotu, jaki leżał na stole i brzydził Sylvie.
- Sytuacja wygląda na opanowaną. Powinnaś przygotować się kolejnego zadania. - Rzucił do niej, by odpoczęła. Trupami będzie musiał sam się zając, bo ona mu w tym niezbyt pomoże. Była za niska i nie nadawała się do takich prac. Dzieciaków też nie będzie mógł zbytnio w to angażować. Pozostaje klasyczna metoda na poradzenie sobie z tym.
Licznik pechowych ofiar:
8

Dom Ibrerta Ulisa

29
POST BARDA
— Wiesz, wciąż leje... Właśnie wróciliśmy z wypadu... Nie bądź takim gburem i daj się przespać w salonie do południa, co? Co do koni, to raczej ich nie widzieliśmy po drodze. Jeśli łowcy byli tylko we czwórkę, to ich sakwy pewnie już ktoś przygarnął, albo przygarnie gdy się zorientują, że właściciele nie przybywają po konie — Stwierdziła Sylvia, licząc tym samym na nocleg u Mehrena.

Mehren miał dużo do powiedzenia, wręcz na głos analizował sytuację. Gnomka powstrzymywała się od gorzkiego uśmiechu, mógł to dostrzec po uniesionym nieznacznie kąciku ust. — A skąd masz pewność, że Mortimos wypłaci ci taką sumę jaką obiecał. To nie jest oficjalny list gończy. Czy ci w ogóle wypłaci. Znasz go? Wiesz kim on w ogóle jest? — Skomentowała i zrobiła wymowną chwilę pauzy, po czym spojrzała w kierunku gotującego się czegoś w garnku Mehrena... To był jego ulubiony garnek, dno się nie przypalało i można było zrobić jedzenie na dwa dni, a przykrywka była na tyle ciężka, że nawet najwytrwalsze szczury nie byłyby w stanie jej podnieść. Na szczęście nie miał problemów ze szkodnikami na ten moment, acz wciąż ktoś użył go do. Do właśnie czego?
— Jak mi dasz ugotować ten wywar. To już jutro będę w pełni sprawna, a kaszel i symptomy zatrucia ustąpią z czasem. Już zażyłam antidotum, ale to nie tak, że odtrutka usuwa skutki krótkotrwałego zatrucia. Poza tym nie jestem idiotką, aby się samotnie wyrywać w uliczki nieznanego miasta słynącego na cały świat ze zbirów i łajdaków. Widziałeś gnoma dosiadającego konia? Sama sobie nie poradzę, a Lawrence nie żyje... Z deszczu pod rynnę? Tymczasem ty wydajesz się kierować racjonalnie. Mikstur nie radzę sprzedawać, jeśli nie wiesz do czego służą, albo nawet jeśli się dowiesz ode mnie, możesz przykuć sobie uwagę nieodpowiednich ludzi jak to puścisz na rynek. Zwłaszcza w tej wylęgarni swołoczy jakim jest Ujście. Pewnie interesuje cię Stowarzyszenie Białego Świtu? Z pewnością członkowie będą ci bardzo wdzięczni jeśli mi pomożesz, oczywiście nie za darmo. Specjalizuje się w alchemii, znam na mechanizmach oraz medycynie studiowałam też historię i archeologię i tym samym... znam się też na fałszerzach i podrabiaczach. Jeśli jest coś co potrzebujesz w tych dziedzinach daj mi szansę się sprawdzić, a się nie rozczarujesz. To też mógłbyś już przestać trzymać mi ostrze na gardle, bo jak mnie napad kaszlu dopadnie to się sama przypadkiem zabiję i tym samym zaczniemy rozmawiać o konkretach?

Dom Ibrerta Ulisa

30
POST POSTACI
Mehren
To, co słyszał, zdecydowanie nie podobało mu się i do tego stopnia, że miał wrażenie, iż ktoś podmienił mu Sylvie na inną przedstawicielkę jej gatunku. Zmiany charakteru nie były rzadkością, aczkolwiek nie działo się to tak szybko. Inaczej się zachowywała, kiedy początkowo tworzyli plan tych dwóch skoków. Wiedziała, na co się piszę wtedy, a teraz? Spanie do południa? Kiedy już będzie po wszystkim? Dobrze, że jej zalety przewyższały wady i pewne ułomne cechy charakteru. Pracowali już jednak pewien czas razem.
- Oni zaczynają z samego świtu. Jeśli uważasz, że nie będziesz w stanie podjąć się tego zadania, musimy zrezygnować. Nie interesują mnie ochłapy, które pozostaną. Bezwartościowe śmieci na nic nam się nie przydadzą. - Wcześniej widział u niej ekscytację, a teraz? Wcześniej jej chciwość była zagrożeniem, a teraz nawet nie widział po niej śladu. Nie zamierzał jej przymuszać, bo robił to z niechcianej konieczności. Nie byli złodziejami w prawdziwym znaczeniu tego słowa. Kradzież dóbr, by zarobić, go nie interesowała. Przygotowane do akcji było ważne, acz działanie pod presją czasu również nie powinno być im obce. Widać musiał nieco zmodyfikować opinie o niej.
- Weź jeden z pokojów dla gości, jak potrzebujesz. - Nie był na tyle głupi, by kazać jej spać w salonie z trupami. Będzie trzeba je przemieścić najpierw, by nie rzucały się w oczy. On sam miał także sporo do roboty. Nadal musiał zaryzykować, jeśli chodzi o własne założenia i przewidywanie przyszłych wydarzeń. Czas zdecydowanie nie działał na jego korzyść, a tu dodatkowe komplikacje się pojawiają. Dzisiejszej nocy zdecydowanie nie zmruży oka.

Miał ochotę parsknąć śmiechem na jej słowa o tym, czy zna zleceniodawcę. To był typowe odwracanie uwagi od ważniejszych spraw, a przy czym zasianie wątpliwości. Dobra sztuka negocjacyjna dla tych, którzy nie znają tych sztuczek. Niewielu wie, że istnieją tu dobre odpowiedzi. Wystarczy jedynie zmienić sytuację na własną korzyść.
- Ludzie interesu znajdują sposób, by dojść do porozumienia. - Te słowa były dwojakim sygnałem. Zagrał bardzo prosta karta, że i ona go nie znała, co oznaczało, że tamten jegomość także nie wiedział z kim ma do czynienia. Zakładanie tego, że coś może się nie udać, jest mylące. Handel w sprawach mniej uczciwych był pojedynkiem na spryt. Oczywiście informacja miała drugie dno, które gnomka musiała odkryć. Może i w jakiś sposób się powtarzał, acz to były jedynie sprawdzian jej inteligencji.
- W krótkiej perspektywie masz rację. Nie masz szans, by w tym mieście spróbować ucieczki. - Co nie do końca było prawdą. Zamieszanie, jakie było obecne, sprzyjało takim czynom, acz to już pozostawił dla siebie. Nie musiała wiedzieć, że nawet jej ucieczka nie sprawiłaby takich trudności, jakie zakładała.
- W dłuższej nie mogę mieć pewności. Zwłaszcza, iż ciągle mówisz o wsparciu, jakby istniało. - Był ostrożny i szukał zawsze zagrożeń. Lepiej być po prostu przygotowany na wszystko, co może cię spotkać. Przewidywanie nieprzewidywanego było iście sztuka, wykraczająca poza zdolności większości osób. Spojrzał na garnek i zmrużył oczy. Ten wytrzymały kawałek blachy był wykorzystywany jako środek do ważenia jakieś alchemii. Ciężko taki znaleźć taki przedmiot w dobrej jakości, więc wolałby, by coś z niego jeszcze pozostało. Zastanowił się nad jej słowami i uznał, że na ten moment była zbyt słaba, by mu zagrozić. O dziwo, odsunął sztylety pod jej ciała, acz był w ciągłej gotowości, gdyby coś próbowała. To był też akt dobrej woli, by uznała, że jej starania przyniosą pewien efekt.
- Tak samo, jak ja, zdajesz sobie sprawę, że nie mogę ci zawierzyć. To tylko słowa, które na ten moment nie mają żadnego pokrycia. Z drugiej strony twoja śmierć będzie najgorszą opcją dla mnie. - Specjalnie wypowiedział te słowa, acz w tonie mogła usłyszeć obojętność. To nadal był element gry, w którą grali.
- Wiesz, czego potrzebuje, by współpraca w takiej chwili mogła cokolwiek rokować. - Skoro pochodziła ze świata, który nie przynosił sławy i chluby, łatwo mogła się domyślić, czego chce. Tak zwanego haka na nią, który spowoduje, że dwa razy się zastanowi, nim spróbuje go zdradzić. Potrzebował jakiegoś zabezpieczenie i nie było w tym nic dziwnego. Zaufanie tutaj w najlepszy razie bywało ograniczone. Jeśli otrzyma coś, co faktycznie będzie dawało mu jakaś pewność, zdecydowanie nie będzie miał większych oporów, by pozwolić jej się wykazać. No i istniał problem z tym, że obecnie zamek wejściowy nie istniał. To będzie jej pierwsze zadanie, jeśli dojdą do porozumienia.
Licznik pechowych ofiar:
8
ODPOWIEDZ

Wróć do „Ujście”