POST BARDA
Dziewczyna w oddali ciągle krzyczała, co gorsza, okazało się, że do dziecięcego płaczu doszedł kolejny, stwarzając chór cienkich głosików, które wrzynały się w uszy.
-
Ciszej tam! - Wydarł się ktoś zza uchylonego okienka własnego domu. Mehren dostrzegał, że mieli coraz więcej świadków. -
Uciszysz te gnojki, czy mam do ciebie zejść?!
Zdenerwowany sąsiad szybko wdał się w pyskówkę z matką, która za nic miała jego groźby i odpowiadała równie nieprzyjemnie. W całym tym zamieszaniu nikt nie zauważył kryjącej się w mroku trójki. Yencir posłusznie wtopił się w nieistniejący "tłum", przysiadając za przypadkową beczką, pozostawioną przy ulicy, stając się ni mniej, ni więcej, żebrakiem lub pijaczkiem w oczach jakichkolwiek przechodniów.
Strażnicy zbliżali się powoli, w rozbitym szyku. Z niezobowiązujących rozmów, które między sobą prowadzili, Mehren mógł wywnioskować, że wracają do miasta po tym, jak załatwili jakąś sprawę na przedmieściach. Nie znaczyło to jednak, że byli niegroźni.
Zara wykorzystał okazję i wychynąwszy zza muru, dojrzał zbliżających sie zbrojnych. W jednej chwili podjął decyzję, która mogła wydawać się niezbyt mądra - odsłonił twarz, a także wyciągnął zza kołnierza włosy, pozwlając im rozlać się po plecach w luźnym warkoczu. Zbyt szybkim, zbyt
radosnym krokiem zbliżył się do Mehrena, a następnie zarzucił mu ramiona na szyję.
-
Powiedz coś miłego, głośno. Nie martw się, działa za każdym razem. - Mruknął, przyciskając policzek do ramienia półelfa, jednak tak, by móc obserwować, co działo się z tyłu.
Obściskująca się para mogła wydawać się mniej podejrzana aniżeli rozmawiający zakapiorzy. W świetle pochodni niesionych przez strażników nie dało się dostrzec, kim naprawdę byli
zakochani.
-
Ta stara piszczała jak świnia. - Odezwał się jeden ze strażników, czym wywołał salwę śmiechu pozostałych. -
Jeszcze trochę, i pozbędziemy się wszystkich zielonych z Ujścia.
Śmiechy strażników zagłuszały nieco kłótnię koło wozu, która i tak niknęła w krzykach dzieci.
-
Pani, musimy ruszać! - Odezwał się głośniej ten, który miał powóz prowadzić. -
Zostawmy to na później, nie mamy czasu.