[Średnie miasto] Ujście

47
POST BARDA
Chaos przed domem był na rękę dla bandziorów. Przerażeni raczej niecodziennym widokiem, makabrą w biały dzień i małym wybuchem, a na deser pożarem, okoliczni mieszkańcy chowali się w swoich domach, a najbliżsi sąsiedzi biegiem uciekali z własnych domostw, byle tylko znaleźć się jak najdalej od dramatu rozgrywającego się na ulicy. Oczywiście zamknięci w środku protagoniści nie zdawali sobie do końca sprawy z każdego z wydarzeń, jednak wiedzieli na pewno, że wybuchające zwłoki zatrzymały straż na nieco dłużej, pozwalając im się wymknąć...

Bądź jak Tanga pobiec do centrum ognia, prosto w gęsty, ciężki dym wciskający się w nozdrza, usta i oczy. Ledwo bowiem nieroztropny chłopak zorientował się, iż brakowało mu glewii i wpadło mu do głowy, żeby po nią pobiec, ledwo znalazł się na piętrze, od razu jego gardło zaczęło niemiłosiernie drapać, oczy szczypać, łzawić i zamazywać widok, a po kilku kolejnych krokach – poczuł nudności i zawroty głowy. Powietrza już tutaj praktycznie nie było; zaklęcie rozlewającego się ognia Mistrza spełniło swoje zadanie nazbyt dobrze i objęło wystarczającą ilość budynku, by z łatwością rozprzestrzeniać się.

Tanga stojąc w korytarzu i uświadamiając sobie jednak, że nie dość, że jego zdrowie podupada w drastyczny sposób i nie do końca wie, w którym z pokoi leży ciało kusznika, chcąc nie chcąc musiał się poddać. Nawet ktoś o tak ograniczonej inteligencji jak on zdawał sobie sprawę, że zostanie dłużej na piętrze przypłaci co najmniej zdrowiem, jak nie życiem. Ku podkreśleniu tego stwierdzenia coś niebezpiecznie skrzypnęło, jakby miało się zawalić. Stąd też, póki miał jeszcze czas, zawrócił na dół i poszedł tam, gdzie reszta jego kompanii.

W tym czasie Lindirion, zniesmaczony zachowaniem niedojrzałego wojownika, ruszył do piwnicy z pełną świadomością, że prawdopodobnie nie ma stamtąd wyjścia i jeśli jakimś cudem tam ugrzęzną, to albo dopadnie ich dym, ogień albo ręka prawa. Będąc już na samym dole, ujrzał pomieszczenie gospodarcze nie różniące się znaczące od każdego innego, oprócz jednego elementu otoczenia – drzwi forsowanych właśnie przez Hystericsa. Ten zaś w chwili przybycia elfa już trzeci raz obijał ramię o futrynę, próbując wyważyć je – może i były wykonane z drewna, ale wystarczająco mocnego, by jedno mocne uderzenie ludzkiej sylwetki nie wyrwało ich z zawiasami. Dobra jakość materiałów mogła także sugerować ochronę, jaką miały pełnić przed osobnikami ich pokroju.

W końcu jednak drzwi puściły, czy to z pomocą magii Lindiriona, czy to dzięki sile mięśni Hysta. Wyważona drewniana konstrukcja ukazała ciemny tunel i znikające właśnie prawdopodobnie za jakimś zakrętem światło. Ruszając tamtędy powoli, na ostatnią chwilę dołączył do nich Tanga – ciągle z przesuszonym gardłem, oczami i wirującym dookoła światem. Mogli zatem ruszyć w nieznane, które okazało się być wydrążonym przejściem ciągnącym się zaskakująco długo jak na jedną piwnicę; można było przez to podejrzewać, że dokądś dalej to pędzi.

Ciągle mieli przed sobą światełko, które za każdym zakrętem gasło, by ponownie zabłysnąć. Ich przewodnik, kupując sobie wcześniej te kilkanaście, kilkadziesiąt sekund, ciągle był poza wyciągnięciem ręki, zmuszając mężczyzn do szybkiego kroku i próby nadgonienia celu, która trwała dłużej, niż by sądzili i chcieli. Dopiero po jakimś czasie wyszli nagle na otwartą, ciemną przestrzeń – bynajmniej nad ziemię, ciągle lawirując pod nią. Jeśli ktoś z nich miał jakieś światło przy sobie, mogli ujrzeć przestrzeń magazynową, niegdyś jakąś niewielką grotę, którą kupiec zagospodarował na schowek. Stały tam więc zapieczętowane skrzynie i parę półek, zaś po drugiej stronie pomieszczenia kolejne przejście schodzące w dół.

W tym samym przejściu znikały właśnie dwie pulchne sylwetki, które obracając się za siebie, ujrzały ich napastników i z grymasem przerażenia truchtem zbiegły dalej, w dół. Pościg zakończył się na końcu spadzistego zejścia, gdy Lindirion, Hysterics i Tanga znaleźli się w kanałach. Do niewielkiej łodzi tarabaniła się właśnie żona zdradzieckiego kupca, który widząc ich pisnął i poganiając kobietę, wysokim tonem rzucił: — N-nie ważcie się mnie dotykać! Ja... mogę wam zapłacić! Weźcie sobie co chcecie z góry, ale dajcie nam stąd uciec!

[Średnie miasto] Ujście

48
POST POSTACI
Lindirion


Mistrza Lindiriona można było określić wieloma słowami, jednakże żadne z nich nie mogło brzmieć: bandzior. Mag był zbyt dystyngowany, zbyt dobrze wychowany, by był zwykłym zbirem. Przekonany o własnej nieomylności i aurze chwały, jaką miał wokół siebie roztaczał, nie brał nawet pod uwagę tego, że ogień mógłby go dosięgnąć.

Chciał zasugerować, by Tanga pomógł forsować drzwi, jednak doszedł do wniosku, że czekanie na niego trwałoby to zbyt długo. Z westchnieniem, które miało podkreślić, jak bardzo problematyczna jest współpraca z dwoma chłopcami, wspomógł Hystericsa swoją magią. Posłana w ich kierunku skoncentrowana energia sprawiła, że drzwi puściły i mogli przejść dalej.

- Jesteś. - Zauważył pojawienie się Tangi, który zrządzeniem losu musiał odpuścić próby wyratowania broni z płomieni I dołączyć do nich. - Goń uciekiniera, chłopcze!

Podróż przez korytarz była równie kłopotliwa. Wymagała szybkiego kroku, do tego należało zapalić na dłoni płomień, by jego blask rozgonił ciemności. Tego brakowało, by któryś upadł i otarł kolana lub rozbił nos!

- Wrócimy po łup, gońcie go! - Popędził wspólników, jeśli któryś zechciał zatrzymać się przy skrzyniach. Lindirion sam był ciekaw, czy znajdzie coś przydatnego, coś prócz żelastwa! Z drugiej strony, może któryś z towarzyszów będzie na tyle uprzejmy, by pokazać mu kilka sztuczek z bronią...?

Mistrz być może byłby skory do negocjacji, gdyby nie ton, jakiego używał kupiec. W swojej dumie mógł jedynie umrzeć, tak jak prosili zleceniodawcy.

- Przyjaciele. Wiecie, co macie robić.
Obrazek

[Średnie miasto] Ujście

49
POST POSTACI
Tanga
Wszystkie rasy humanoidalne Herbii, miały swoistą tendencję do sentymentalności. Jedni mniejszą, inni większą. Tanga, niedbający na co dzień o nic, poza podstawowymi potrzebami własnego ciała oraz ciągłą potrzebą zaspokajania głodu nowych wyzwań, z całą pewnością należał do tej pierwszej z grup. Jakkolwiek wielkim ignorantem jednak by nie był, jakkolwiek dobra materialne nigdy go nie interesowały i nie zajmowały, tak nawet on posiadał coś, o co dbał. Rzeczą tą była oczywiście broń, przypominająca mu o zaufaniu, jakim obdarzył go ojciec w momencie jej przekazania. Prawda, że drzewiec skończył już co najmniej kilka razy w częściach przez to, w jak nieostrożny sposób wojownik potrafił się nim nieraz posługiwać. Dopóki jednak ostrze pozostawało całe, naprawienie broni wymagało jedynie znalezienia dobrego kowala. Dopóki ostrze było całe, Tanga mógł pozwalać sobie na podejmowanie ryzykownych manewrów. Dopóki ostrze było całe...

Pierwszy zastrzyk paniki szybko przemienił się w coś bardziej zdesperowanego, kiedy jego pospieszne kroki doprowadziły go w zaledwie kilku susach na piętro. Nie zaszedł niestety wiele dalej, zanim realia sytuacji oraz reakcje własnego ciała zaczęły ostrzegawczo nawoływać do niego pomiędzy trzaskami ognia, oraz własnymi, spastycznymi kaszlnięciami. Powietrze było gorące, drażniące i duszące. Oddychanie bolało. Instynkt całe szczęście zadziałał w większości za niego i zanim Tanga zdążył się w ogóle zorientować, znajdował się raz jeszcze u podnóża schodów.
Z trudem łapiąc płytkie oddechy i trąc natrętnie szczypiące oczy, potrzebował przez moment wesprzeć się ściany, aby nie upaść. Świat wirował i rozmazywał się niezależnie od tego, ile razy potrząsnął w rozdrażnieniu głową. Żołądek również podchodził do gardła, ale gdy tylko posmak cierpko-kwaśnej goryczy dotarł jego kubków smakowych, szybko przełknął to, co zdradziecko usiłowało się z niego wydostać.
- ...... - charcząc nieco przy kolejnych oddechach, raz jeszcze, jednym tylko, czerwonym i załzawionym okiem rzucił spojrzeniem w stronę zajętego ogniem piętra. Uścisk, jaki poczuł w klatce piersiowej, nie miał tym razem nic wspólnego z dymem, którego udało mu się nawdychać.
Najlogiczniej byłoby zupełnie się wycofać. Opuścić posesję, która z całą pewnością niedługo zawali im się na głowę. Jego glewia-... Wciąż istniała całkiem realna szansa, że ostrze przetrwa i wystarczy, że wygrzebie je z gruzowiska, gdy ogień wreszcie wygaśnie. Logika nie była jednak mocną stroną Tangi. Zwłaszcza wtedy, gdy targały nim negatywne emocje, a na radzenie sobie z takimi, znał również tylko jeden, dostatecznie skuteczny sposób.

Zanim dogonił pozostałą dwójkę, zdążył kilka razy wpaść na ścianę, to po swojej prawej, to po lewej stronie, a także o mało nie skręcić lewej kostki przy którymś z kolei potknięciu. Rozdrażniony tym bardziej swoją własną kondycją, o mało nie podniósł ręki na Lindiriona w potrzebie wyładowania się, gdy jako pierwsza, człekokształtna sylwetka pojawił się przed jego, wciąż rozmazanym wzrokiem. Całe szczęście, w porę rozpoznał głos elfa.
Nie udzielając żadnej odpowiedzi, głośno wziął głębszy wdech. Nie tylko stracił na czas nieokreślony swoją cenną broń, Nie tylko czuł się obecnie fizycznie paskudnie. Przez cały ten czas, ktoś lub coś bez przerwy pakowało się między niego, a jego przeciwników! Żadna walka nie była jego. Żadnej nie zakończył tak, jakby sobie tego życzył.
Rozsierdzony, w ogóle nie zwrócił uwagi na to, skąd wzięło się nowe źródło światła. Może to i lepiej. Jeszcze by strzelił maga po łapie, sądząc, że jego kończyna zajęła się ognień. Tymczasem zaślepiony wizją ostatniej deski ratunku, jaką w tym wypadku stanowić miał potencjalnie silny uciekinier, puścił się w pierwszym momencie biegiem tylko po to-... Żeby niemal wpaść na Hystericsa. Mimo iż w mroku świat nie wydawał się kręcić aż tak mocno, zawroty wciąż nie minęły. Wpadł wiec po raz kolejny bokiem na ścianę i wydał bardzo sfrustrowany warkot, agresywnie trąc nieprzestające piec oczy.
Koniec końców zostało mu nadać tak szybki krok, jak to tylko możliwe, porzucając marzenie o rzuceniu się w ekscytującą pogoń na pełnym biegu. Było za ciemno. Oczy nie miały się jak przyzwyczaić przez swój własny, żałosny stan, a reszcie ciała nie ufał obecnie bardziej niż im. Nie pozwolił natomiast żadnemu z towarzyszy wyprzedzić swojej osoby, choćby któreś próbowało. A jeśli tak się działo? Był gotów w milczeniu odepchnąć jedno czy drugie do tyłu, obrzucając godnym pozazdroszczenia morderczej bestii spojrzeniem. Nie. Tym razem nikt nie zabierze mu tej walki.
Tanga ignorował wszystko, poza echem kroków przed nimi.

To, co czekało ich na końcu pościgu, na pewno nie było tym, czego oczekiwał wojownik. Czy to naprawdę...? Czy to naprawdę TEGO mężczyznę mieli wyeliminować? Czy to naprawdę do NIEGO należały liczne ostrza, w których miał być posiadaniu? Nie, nie, nie, nie! Było za wcześnie, żeby się poddawać! Tanga nie planował jeszcze porzucać swojego ostatniego płomyczka nadziei.
Głuchy na słowa, zmrużył i skupił obolałe, zapewne opuchnięte przy powiekach oczy, by czym prędzej podbiec i dopaść do mężczyzny. Nie, nie ma mowy, żeby dał mu wejść do łodzi! Stanie z nim w szranki, czy mu się to podoba, czy nie! W tym celu chciał chwycić go za ramię i szarpnięciem odciągnąć, a następnie odepchnąć od krawędzi. Liczył, że nie straci równowagi... Miał być przecież wojownikiem, racja...?
- Będziesz ze mną walczyć - odezwał się głośno, wyraźnie i głosem zaskakująco nieuznającym sprzeciwu. - Gotuj się!
Kobieta nijako go nie obchodziła.
Foighidneach

[Średnie miasto] Ujście

50
POST POSTACI
Hysterics
Nie oszukujmy się, Hysterics szarpał się z drzwiami i niejako ucieszył się z przybycia elfa, gdyż mógł mu pomóc. Niestety facet był już za daleko, na co Acadia jedynie zamruczał coś pod nosem i ruszył żwawym krokiem za nimi, uważając jak idzie. Jakie zdziwienie pojawiło się na jego twarzy, kiedy o mało nie został staranowany przez wielkiego trzylatka. Popatrzył się jedynie na Tangę, później jego wzrok pokierował na Lina. Tak, to było porozumiewawcze spojrzenie, które zostało zakończone lekkim westchnięciem.
Jak chyba każdego i jego mało obchodziło na razie, co się znajdowało w pomieszczeniach tejże piwnicy. Zapewne później wrócą, może coś sobie Hysie weźmie.

Trzeba przyznać, że Acadia powoli chciał zakończyć tę całą szopkę, zrobić swoje zadanie i dostać zapłatę. Liczył jedynie na to, że całe widowisko, jakie zaprezentowała cała trójka w domu, jak i przed domem, będzie na ich korzyść. W sumie to facet jak na razie szedł w ciszy.
-Ej, ej może coś powiedziemy? Strasznie martwo tutaj jest. - Zaszeptał Hyś w umyśle, Acadia, który aktualnie miał władzę nad ciałem, jedynie przewrócił oczami.
-Och zamknij się, nie przeszkadzaj, staram się skupić na niewyjebaniu się debilu. - Zasyczał pod nosem Acadia. Jeżeli Lin szedł całkiem blisko nich, to zapewne to słyszał.
-Ale powietrze można ciąć kukrimi!- Zapiszczał tym razem na głos, co nie spodobało się Acadii i przywalił sobie w twarz. -Ryj. - Zakończył rozmowę Acadia.

Kiedy w końcu doszli do miejsca, uśmiechnął się paskudnie przerażająco.
-W końcu. - Zasyczał przez zęby, następnie zdziwiony spojrzał na Tangę, gdyż coś mu nie ten tego. Acadia chciał to zakończyć szybko, bez większej zabawy, i nawet był gotowy przed "rozkazem" Elfa. Jednak zatrzymał się prawie w połowie ruchu, po czym znowu spojrzał na Lina.
-Dajmy mu się pobawić, nie mam zamiaru mu wchodzić w drogę. Ja zajmę się w tym czasie nią. - Powiedział do Lina, pokazując przy okazji prawdopodobnie na żonę ichniejszego celu. Nie chciał przeszkadzać Tange, życie mu jednak miłe.
Po tych słowach uśmiechnął się ponownie i skocznym krokiem podreptał do kobiety. - Sama rozumiesz, nie? Nie możemy zostawić aż tylu światków. - Powiedział nadzwyczaj radosnym i wyższym głosem niż było to przed chwilą.

Chłopcy nie chcieli się bawić, dlatego też Hyst podszedł, wyjął kurki i szybkim ruchem postarał się trafić ostrzem prosto w serce. Co jak co ale on wiedział gdzie ono jest. Jeżeli ją zabił, odwrócił się do Lina.
-Och, wydaje mi się, że to mój ostatni trup na dzisiaj. - Powiedział Acadia, wycierając swoje kukri, prawdopodobnie o sukienkę kobiety. - Hm, myślisz, że wyjdziemy stąd, idąc po ściekach. - Dodał na koniec.
-Dzisiaj było och trzech! - Powiedział na koniec Hysterics, całkiem szczęśliwy. - Chyba.

[Średnie miasto] Ujście

51
POST BARDA
Budynek zajęty bądź co bądź magicznym ogniem z kolejnymi sekundami zajmował się coraz bardziej i pierwsze, niepokojące skrzypnięcia dochodziły z piętra. Nawet parter osiwiał, a pierwsze iskierki tańczyły na schodach i na meblach. Jakkolwiek glewia była ważnym przedmiotem dla Tangi, to nawet ktoś taki, jak on wiedział, że życie jest cenne, a ogień – zły.

Co mądrzejsi mogli oczywiście wydedukować, iż tunel był wydrążony ludzkimi dłońmi już jakiś czas temu; jego koniec znajdujący się w kanałach oraz magazyn były natomiast jasną sugestią, że kupiec, który kolaborował z orkami musiał wykorzystywać to do przemytu. Ba, być może nawet próbował grać na dwa fronty – tego jednak nikt im nie mówił, ale być może było więcej w nauczce dla przemytnika, niż misja zakładała.

Kupiec zaś, pilnując, by jego beczkowata kobieta zasadziła tyłek w niewielkiej łodzi, próbował pertraktować z trójką, niewiele wiedząc na jej temat ani tego, że nie są typami do konwersacji; przekonał się zaś o tym wyjątkowo szybko, gdy naburmuszony i rozeźlony wyjątkowo nieudaną w jego mniemaniu walką Tanga podszedł do niego i bezpardonowo chwycił mężczyznę za fraki, odciągając go od drogi ucieczki. Pchnięty handlarz zatoczył się, plącząc o własne nogi, zasłaniając instynktownie ramionami, oczekując na cios... który nie nadszedł, bowiem Tanga oczekiwał pojedynku. Zerkając znad rąk, kupiec zrobił zaskoczoną, lekko przestraszoną minę, rozglądając się za jakimś ratunkiem albo drogą ucieczki. Z jednej strony miał jednak brudną wodę, za sobą końcówkę niewielkiego chodniczka, a z drugiej tylko i wyłącznie ścianę oraz Lindiriona stojącego w przejściu i przyglądającego się owej maskaradzie.

W tym czasie trójka umysłów w jednym ciele była zgodna co do tego, aby jak najszybciej pozbyć się kobieciny, która widząc, co się święci, chwyciła za wiosło i próbowała odpłynąć. Długie nogi Hystericsa dosięgnęły oczywiście środka transportu, lądując tam i chybocząc łódką na lewo i prawo. Ledwo tylko utrzymał równowagę, sięgnął po kukri i jednym, szybkim ruchem zanurzył je w ciele żony, która pisnęła przerażona w akompaniamencie przekleństwa kupca. Kobiecina wiła się jeszcze kilka chwil, zanim nie zaczęła wyciekać jej krew z ust, a po kolejnych sekundach zamarła. Cios był bezbłędny, jak można było się spodziewać po kimś, kto całkiem dobrze zna ludzką anatomię. Można by wręcz pomyśleć, że wystarczy przyuczyć chłopaka do operowania i byłby z niego niezły chirurg.

Kurwa... wy... chore pojeby! Co wyście... aaaa! — wymamrotał mężczyzna, widząc krew zabarwiającą wodę. Przełknął głośno ślinę i nie zamierzając w ogóle walczyć z Tangą, ruszył się gwałtownie, z wyciem wskakując do kanałowej wody, zanurzając się na krótką chwilę pod nią, by po kilku sekundach wypłynąć, parskając przeraźliwie i zaczynając panicznie wiosłować, byle jak najdalej od psychopatów, którzy przyszli po niego.

[Średnie miasto] Ujście

52
POST POSTACI
Tanga
Marszcząc brwi w mieszaninie frustracji i zdezorientowania, Tanga łypał wyczekująco na swojego przeciwnika, jednoczenie niespokojnie przestępując z nogi na nogę. Nie potrafił nie dostrzec, że ruchy stojącego naprzeciwko mężczyzny były... Okropne. Wcale nie lepsze, niż u pijanego. Czyżby była to jakaś forma zmyłki? Czyżby celowo usiłował zmusić go do opuszczenia gardy? Tyle tylko, że nie wyglądało na to, aby miał przy sobie jakąkolwiek broń... Jeśli w tym tkwił szkopuł, Tanga znał rozwiązanie. Czuł się zresztą na tyle zdesperowany potrzebą rozładowania nagromadzonych emocji, że nijako nie martwił go kolejny pojedynek, w którym miałby użyć własnych pięści przeciwko ostrzu.
Prychając zatem w swym zniecierpliwieniu, sięgnął do pasa, gdzie wciąż trzymał przy sobie maczetę. Nie używał jej z reguły do walki. Stanowiła raczej użyteczne narzędzie, pomagające przetrwać w dziczy, aniżeli broń. Niemniej, gdy sytuacja tego wymagała, była równie dobra, co każde inne ostrze. Wystarczyło, że znalazła się w odpowiednich rękach. Ledwie jednak zdążył dobyć broni, gdy niedoszły przeciwnik rzucił się w panice w stronę wody, by... Wskoczyć do rynsztoka? W jeszcze jednej próbie ucieczki?!
Robiąc wielkie oczy, stał przez moment niczym wmurowany, kompletnie nie rozumiejąc, co też właśnie zaszło. Mieli zostać wysłani przeciwko wielkiemu wojownikowi! Na drodze do niego stał przecież nawet mały garnizon!
Opuszczając zupełnie luźno rękę, w której trzymał teraz maczetę, Tanga jedynie głupio gapił się za uparcie wiosłującym łapskami grubasem. Jego własna głowa wydawała się kompletnie pusta i tak, bardziej, niż zazwyczaj.
Foighidneach

[Średnie miasto] Ujście

53
Hysterics czekał cierpliwie, aż Tanga zabije tego wielkiego przeciwnika. Znaczy no tak, wielki był gabarytowo-tuszowo i tyle. Nie rozumiał do końca, dlaczego Tanga tak bardzo uwziął się, że to on go zabije, że będzie z nim walczyć. Acadia zaś był podważeniem, że grubasek jeszcze się nie zsikał.
Oglądali tak tę szopkę już na stałym gruncie, gdy grubasek zaczął uciekać, prychnęli tylko lekko, gdyż oboje byli święcie przekonani, że Tanga za nim pobiegnie. Przed ich oczami, wyobraźnia już kreowała, jak ich wielki kolega biegnie za grubaskiem, by go zabić. Jednak tego nie zrobił i na wyobraźni się skończyło.
Hyś zdziwiony chciał już podnieś palca do góry by skierować go na Tangę, a później na uciekający cel, jednak zmienił zdanie i już chciał ruszyć. Aż wystawił nogę, ale zatrzymał się w połowie ruchu i stał tak na jednej nodze.
-Lin, zabij go. - Powiedział szybko i krótko. - Ja nie mogę, jestem ranny i nie mam czym. - Powiedział krótko i zwięźle.
-Nasze cele zależą od zabicia go. - Dodał jeszcze niższym głosem. Domyślał się, że każdy ma inny cel. A trzeba przyznać, że powoli kończyła mu się cierpliwość.
Jeżeli Elf nic nie zrobi, to on po prostu weźmie łódkę i popłynie w jego stronę, nie patrząc na kompanów. Tam postara się go zabić.

[Średnie miasto] Ujście

54
POST POSTACI
Lindirion


Mistrz przyglądał się przedstawieniu, jakie zagwarantowali mu jego towarzysze. Hysterics w ładny sposób pozbył się żony, natomiast Tanga miał zabić kupca... Ale nic nie zrobił. Co więcej, wyglądał markotnie.

- Chłopcze? - Zwrócił mu uwagę Lin, a może nawet się zmartwił? Tanga garnął się do bitki i miał przed sobą kogoś, kto mógłby stać się jego kolejnym celem, nie zaatakował jednak. Lindirion nie potrafił zrozumieć, dlaczego. - Wszystko w porządku, mój młody przyjacielu? Być może wolałbyś przejrzeć magazyn z poprzedniej pieczary.

Zmartwienie o Tangę musiało jednakowoż przejść na drugi plan, bo kupiec postanowił wpław uciekać przed zabójcami. Skrzywiwszy się odrobinę na sam pomysł pływania w ściekach, elf westchnął, czując, że cała ta sytuacja jest zbyt kłopotliwa. Skinął głową Hysiowi, rozumiejąc, że niefortunnie byłoby zmuszać rannego kolegę do pływania w odchodach.

- Zostań na łódce. - Polecił mu. - Ale odsuń się od ciała. I na przyszłość, bardzo proszę: Lindirion. Nie: Lin. Wybacz, mój drogi, ale w moim wieku nie wypada akceptować zdrobnień.

Plan był prosty. Przy pomocy odpowiedniej inkantacji miał podnieść zwłoki żony kupca, a następnie zmusić je do rzucenia się na mężczyznę i utopienie go w ścieku. Jeśli manewr się nie udał, zwłok mogły podążyć po dnie i wciągnąć cel pod wodę. W każdym razie, kupiec miał umrzeć w szambianej brei.
Obrazek

[Średnie miasto] Ujście

55
POST BARDA
Drużyna, jakkolwiek ja nazwać spełniła swoje zadanie, które przed nimi postawiono. A przynajmniej tak mogło się im wydać. Nieumarłe truchło kobiety zdecydowanie było chętne do wykonania tego zadania. A może po prostu wraz z energią magiczną przeszło na nią także pragnienie swego pana? To już pewnie zagadka dla teoretyków magicznych, ale ciało mężczyzny zostało wciągnięte pod wodę i już nie miało wypłynąć na powierzchnie. Cała trójka widziała, jak coś poruszyło się po wodzie. Zdecydowanie to nie było nic związanego z czarami Lindiriona. Tylko ruch wody zdradzał, że coś się działo i jeśli jakikolwiek rozkaz miał dla swojego nowego, nieumarłego sługi, nie zostały one wypełnione. A co z ciałem kupca? Można jedynie przypuszczać.

W pomieszczeniach piwnicy, które następnie chcieli przeszukać, nie zawierało tak wielu cennych rzeczy, jak mogło się wydawać. Broń nie była najlepszej jakości, a jedynie przeciętnej. Ilość jej rodzajów mogła imponować. Miecze jednoręczne i dwuręczne. Topory z ostrzem po jednej stronie i obustronne. Młoty bojowe, przypominające te od krasnoludów, buławy i buzdygany. Łuki oraz strzały. Włócznie, oszczepy, berdysze. Do tego kilka sakw monet oraz pancerze. Te niestety niezbyt dostosowane do gabarytów osób, które postanowiły sprawdzić zawartość skrzyń: hełmy, rękawice, nagolenniki, kolczugi. Nie leżałoby to zbyt dobrze na nikim. Do tego dwie skrzynie bezwartościowych rzeczy, codziennego użytku. Ubrania, koce, liny, haki, krzesiwa i cała reszta drobnicy.

Glewia, która Tanga chciał odzyskać w spalonym domu. Musiał oczywiście zrobić to po tym, jak pożar ustał. Kilka godzin później. Broń jego ojca nie należała do tych, które nadawały się do czegokolwiek. Drewno składające się na ów broń całkowicie spłonęło. A w kwestii żeleźca to oczywiście istniało, ale przez temperaturę oraz miejsce było całe pogięte i osmalone sadzą.

Udaliście się do Ziliana, by poinformować go o tym, co udało się wam osiągnąć. Ten nie był zadowolony, bo oprócz zabicia go, mieliście dostarczyć mu informację o dostawach broni. Prychnął coś o tym, że gnida nie żyje, ale to nie jest to, co powinno być zrobione. Puścił ich i każdy mógł odejść w swoją stronę. Ich nagrodą było to, co zabrali sobie sami ze skrzyń.
Spoiler:
Licznik pechowych ofiar:
8
ODPOWIEDZ

Wróć do „Ujście”