POST BARDA
Dziewczę, jeszcze chwilę temu ciągnięte niemal po bruku, stanęło teraz jak wryte, gdy Hysterics ni stąd, ni zowąd postanowił wykrzyczeć do niej dziwne frazesy. Puszczona, zachwiała się i z półotwartymi ustami i zasmarkanym nosem patrzyła się w plecy kanibala, gdy ten wbiegał do domu. Być może kątem oka mógł, jeśli chciał oczywiście, zauważyć jak jakiś sąsiad obejmuje nastolatkę i odciąga ją z dala od centrum zamieszania, podczas gdy straż miejska nadciągała długimi krokami, gotowa na jakąkolwiek interwencję.
Sytuacja w środku oczywiście nie wyglądała zbyt dobrze. Z jednej strony Aldario stał w przejściu, obserwując całą sytuację i niemal z niedowierzaniem spoglądając na Tangę, który niczym małe dziecko denerwował się, gdyż ktoś zabrał mu zabawkę. Najwidoczniej w umyśle wojownika cała ta sytuacja była po prostu zabawą, gdzie logiczne ścieżki nie miały wstępu. Dlatego też na oczach Hystericsa wstał i z buńczuczną miną z całą swoją
orczą siłą uderzył w czaszkę trupa.
Słychać było tylko jeden trzask, przez który zwłokom oczy wyprysnęły z czaszki, krew siknęła we wszystkie strony, zaś sama głowa otworzyła się w pół. Kolejne uderzenie obcasa wystarczyło, by but ugrzązł w resztkach kości, mózgu i krwi, zanurzając się w nim po całe podeszwy. Widok był całkiem makabryczny i zerkający na cała tą sytuację najemnik pilnujący grubasa i jego żony nie wytrzymał, zwracając zawartość swojego żołądka na podłogę.
But Tangi był bardzo ubrudzony i chłopak czuł, że może się ślizgać przez jakiś czas na tej jednej nodze. Ku swojemu chwilowemu zadowoleniu truposz przestał wgryzać się w jego oponenta, jednak ten i tak już dogorywał, z czystym, nieskalanym innymi emocjami terrorem wpatrując się w to, co działo się obok niego i przy okazji krztusząc się nie tylko swoją juchą. Trzy czwarte jego twarzy umazane było w resztkach głowy jego dawnego kompana – widoczne zaś były kolejne białe ślady, które ryły w krwi jego łzy.
Hysterics w tym czasie, być może nawet niewzruszony makabrą dziejącą się przy dwójce jego kompanów, ruszył w stronę wskazanego mu przejścia. Stojący tam mężczyzna, ciągle targany torsjami, okazał się nie być wystarczająco interesujący dla trójki w jednym ciele, bowiem ci po prostu odepchnęli go na bok. Najemnik jęknął, zbyt zszokowany dziejącymi się na jego oczach okropieństwami, odbijając się od ściany i dysząc ciężko, biały jak ściana. Acadia i reszta tylko wdepnęli w jego wymiociny, niemal nie przewracając się na schodach i zbiegając po nich.
Znaleźli się w piwnicy, pozornie całkowicie normalnej, zastawionej przetworami; gdzieś w kącie postawiona była nawet szklana butla, w której leżakowało wino. W ciemnym, chłodnym pomieszczeniu Hyst ujrzał tylko zamykane naprędce drewniane drzwi i światło lampy niesionej przez kogoś. Płomień zadrżał gwałtownie, gdy osoba go trzymająca wrzasnęła przeraźliwie na jego widok, zatrzaskując mu przed nosem drzwi na rygiel.
Być może było dobrym pomysłem odesłanie Hystericsa na dół, bowiem tuż po tym Mistrz wyrzekł jedną sentencję, przez którą zmasakrowane zwłoki podniosły się powoli, chybotliwie. Zmiażdżona górna część czaszki wyglądała upiornie – krew i mózg przelewały się na podłogę, skapując, podczas gdy niema szczęka gibała się na resztkach ścięgien. Widząc tę scenę, najemnik do reszty stracił panowanie nad sobą i zemdlał, osuwając się o ścianę z głuchym tąpnięciem. W tym czasie truchło powoli postąpiło jeden i drugi krok do przodu, ciągle balansując między przodem a tyłem, odbijając się w końcu od futryny, by spotkać się ze strażą.
Kakofonia wrzasków nastąpiła niemal równocześnie w momencie, w którym jedno słowo wlało energię w zwłoki. Te napuchły nagle, wstępując przed sparaliżowanych ze strachu i obrzydzenia strażników i z głośnym mlaśnięciem wybuchając, zalewając resztkami wszystko w promieniu wokół siebie, w tym i całe wejście do domu kupca. Kilka głośnych wrzasków wydarło się z ust gapiów, ktoś zaczął nawoływać bogów, ktoś przeklinać... słowem, chaos. Najbliżej strojący strażnicy krzyczeli zaś z bólu, kiedy ostre odłamki kości wbiły się głęboko w ich twarze, jednemu chyba nawet przebiło tętnicę szyjną.
W domu gęstniało i to nie tylko od atmosfery, a także od ciemnego dymu wydostającego się z góry. Smród palonego drewna i czegoś jeszcze, mdławo-słodkawego dostał się do nozdrzy Tangi i Lindiriona, którzy spoglądali na gehennę przed domem. Tymczasem z piwnicy, dokąd pobiegł Hyst, dobiegł ich uszu kolejny wrzask.