POST BARDA
Lashana uśmiechnęła się lekko. - Z podniesioną głową, hm? - powtórzyła, ale nie dodała nic więcej, cokolwiek miała na myśli. Co by nie mówić, jej przeszłość dla Marsilii, tak samo jak przeszłość Marsilii dla niej, była kompletną niewiadomą. Mogły przez jeden wieczór dla własnego lepszego samopoczucia udawać, że łączy ich znacznie więcej, niż łączyło w rzeczywistości, bo co im szkodziło? Przynajmniej nie były dziś skazane na samotność, albo towarzystwo, na które nie miały ochoty.
Na propozycję o obijaniu komuś mordy półelfka zareagowała głośnym, szczerym śmiechem.
- Przepraszam, ale wyglądasz, jakbyś była w stanie komuś sprzedać co najwyżej liścia i to słabego - przyznała, zaraz po tym unosząc dłonie w polubownym geście. - Nie złość się! Jesteś po prostu taka... delikatna. Jak jedna z tych panienek, którym mówią, żeby nie spacerowały po zmroku. Te, które mdleją na widok myszy. Jeśli tak nie jest, to dobrze dla ciebie! Też chciałabym sprawiać takie wrażenie. Życie się staje łatwiejsze, kiedy z łatwością udajesz słodką idiotkę - szeroko otworzyła oczy, gdy dotarło do niej, co powiedziała. - To znaczy, nie mam na myśli, że wyglądasz jak idiotka! To ja jestem kretynką. Ty jesteś po prostu słodka. Yh, przestań pierdolić, Lashana.
Ukryła twarz za kuflem piwa, przewracając oczami w reakcji na swój własny, niedorzeczny monolog. Wolną ręką przesunęła uzupełniony kieliszek w kierunku swojej towarzyszki, dając jej do zrozumienia, żeby zajęła się konkretnym alkoholem, a nie piwem.
- Nic nie mówiłam. Zacznę od nowa. Mam propozycję. Taką małą, na ten wieczór, żeby nam się tu przyjemniej gniło. Po pierwsze, możemy pójść na górę i zobaczyć, jak wygląda nasz apartament. Zanieść rzeczy, żeby nie przejmować się potem tym, że za pół butelki będą w stanie nas okraść ze wszystkiego. A potem możemy tu wrócić i... sprawdzić, czy nadajesz się do obijania komuś mordy. Znasz grę w trudny wybór?
Rozparła się wygodniej na krześle, zakładając nogę na nogę i uśmiechając się tajemniczo. Miała na sobie powycierane, skórzane spodnie i znoszone buty, choć wyglądało na to, że wcześniejsze argumenty Marsilii przemówiły do niej skutecznie i już się tym nie przejmowała.
- Musisz wybrać, czy wolisz odpowiedzieć szczerze na moje pytanie, czy wykonać wymyślone przeze mnie zadanie, nie wiedząc, jakie będzie ani jedno, ani drugie - wyjaśniła. Standardowa gra w prawdę czy wyzwanie, którą kobieta dobrze kojarzyła, a jaka najwyraźniej w Karlgardzie funkcjonowała pod inną nazwą. Zasady wydawały się takie same. - Gra się, dopóki druga strona nie wymięknie. Wtedy się wygrywa.
Uniosła pytająco brwi, z szerokim i może tylko odrobinkę niepokojącym uśmiechem. Swoją drogą, całkiem uroczym. Gdyby się postarała i nie klęła przez chwilę, też mogłaby udawać słodką idiotkę.
- Chyba, że się cykasz.