Południowy posterunek

1
Obrazek
Osłabione po zimie wojska okupanta pozwoliły na uformowanie w mieście kilku ośrodków gromadzących siły przeciwko gobliniemu reżimowi. Południowy posterunek, utworzony w miejscu dawnego targu, stanowił azyl dla ludności cywilnej niezdolnej do walki oraz bazę wypadową opozycjonistów. Stąd planowane były niektóre akcje sabotażowe i stąd wyruszały oddziały dywersyjne. Szkoleni byli tutaj rekruci, których od czasu buntu więziennego przybywało coraz więcej. Posterunek liczył niecałą setkę zaprzysiężonych wojaków, którzy gotowi byli oddać życie za uwolnienie Ujścia spod jarzma Varulae. Większą liczbę stanowiły tylko dzieci i kobiety, które znajdywały schronienie w budynkach i piwnicach otoczonych prowizoryczną palisadą. Posterunek posiadał jedną bramę i wieżę strażniczą, na której dzień i noc stacjonowali kusznicy. Znajdowały się tu także liczne przejścia do kanałów miasta, które zagospodarowano i odpowiednio obstawiono.
*** Nocą na plac weszło czterech mężów w różnym wieku. Prowadzeni przez komendanta posterunku ustawili się w szeregu, pod ścianą jednego z budynków. Dowodzący gwizdnął po jednego ze swoich ludzi i machnął ręką. Do zebranej na placu grupki przybiegł starszy mężczyzna z pergaminem, piórem i podręcznym pojemnikiem z inkaustem.

– Spiszemy wasze nazwiska. Jak się zasłużycie, po odbiciu miasta może będziecie mieli jakieś profity. Może – powiedział komendant Reinald Clifton, w typowy dla niego, oschły sposób. Podchodził on do walki o Ujście bardzo rzeczowo. – Jak cię zwą, chłopcze? – rzucił pytaniem do pierwszego w szeregu.

– Ralof. Po prostu Ralof z Ujścia – odparł młody chłopak, liczący sobie dwadzieścia parę wiosen.

Skryba wykonał kilka ruchów piórem. Komendant podszedł do kolejnego z rekrutów, zadał to samo pytanie, później do następnego, aż w końcu stanął przed najstarszym z nich. Obejrzał go od stóp do głów, mrużąc oczy.

– Wie, za którą stronę miecz się trzyma. Brakuje nam tutaj weteranów. Cenny będzie z niego nabytek. Nazwisko!

Liczne perypetie, które pojawiły się podczas pobytu w Ujściu, po czasie doprowadziły Tankreda właśnie tutaj, na plac południowego posterunku, gdzie stanął z chęcią zaciągnięcia do ruchu oporu. Komendant Reinald, jako człowiek równie dojrzały i doświadczony, dostrzegł u Sinoustego cechy, które mogły okazać się przydatne w walce z okupantem.

Re: Południowy posterunek

2
- Tankred. - Odparł. - Tylko Tankred. - Powtórzył, nie siląc żadną miarą na entuzjazm, który tak rozpierał młodych. On, w przeciwieństwie do wielu smarkaczy i pragnących wojennej sławy awanturników młodej krwi swoje już przeżył, swoje widział i swojego doznał. Dobrze wiedział, że większość z tych tutaj padnie od orkowego bełtu lub brzeszczota, który wypruje z nich flaki. I taka to była ta jego zgredowata prada - trywialna, ale szczera.
Sobie wróżył lepiej. Miał już solidny rynsztunek. A rynsztunek to duża część sukcesu. Chuj z tymi, co mówią, że wybronią się samymi umiejętnościami - widać nigdy nie walczyli z ciężkozbrojnym, widać nigdy nie walczyli z przeważającym liczebnie przeciwnikiem i widać nikt nigdy do nich nie strzelał.

To tyle?

Musiał chyba poczekać, aż to wszystko się skończyć, c'nie? Na to wychodziło. Potem - dziś jeszcze lub jutro - dowie się, jaki ma przydział.

Re: Południowy posterunek

3
Skryba machnął szybko piórem, zapisując imię Tankreda niezbyt starannym pismem i zaczekał chwilę na wyschnięcie inkaustu. Następnie kiwnął do komendanta i oddalił się, znikając gdzieś poza zasięgiem pochodni i palenisk na placu.

– Koniec formalności. Od teraz należycie do ruchu oporu. Nie będzie żadnej przysięgi, ceremonii czy innych zbędnych dupereli. Sprawa jest prosta. Obowiązuje was prawo wojenne. Dezercja jest równoznaczna z wyrokiem śmierci. I warto to sobie zapamiętać. – Wypowiadając te słowa spojrzał szczególnie na młodszą część rekrutów. – Wstąpienie do szeregów zaczynamy od testu sprawnościowego. Po określeniu stopnia waszych umiejętności otrzymacie odpowiedni przydział.

Reinald przeszedł się wzdłuż szeregu w jedną i drugą stronę. Ręce założone miał za plecami. Był wysokim, barczystym człowiekiem o kruczoczarnych włosach spiętych w krótki warkocz. Gęsta, krótka broda o pojedynczych siwych kosmkach zdobiła jego wiekową twarz. Liczył sobie nie mniej niż pięćdziesiąt wiosen. Nosił się w czarnych i szarych kolorach. Wyglądał jakby nie jedno przeżył, choć to mogło być tylko i wyłącznie złudzenie spowodowane jego wiekiem. Nie mniej, skoro zajmował tak wysokie stanowisko w ruchu oporu, potrafić coś musiał. To było pewne.

– Tankred, Ralof, wystąp – wydał polecenie, po czym skierował obu mężczyzn na środek placu. – Potrafisz walczyć, dziecko? – zapytał młodego.

– Tak, sir. Mój ojciec mnie uczył. Powiadał że mężczyzna musi potrafić obronić siebie i swoich bliskich.

– Wybierz sobie broń. – Reinald wskazał na stojak z mieczami. – Ty, jak widzę, swoje wyposażenie już masz – zwrócił się do Tankreda. – Chcę zobaczyć wasze umiejętności. Tylko się nie pozabijajcie. Ostateczne ciosy zostawcie dla goblinich i orczych skurwysynów.

Młody dobył krótki miecz i okrągłą, dębową tarczę. Ustawił się naprzeciw Tankreda na ugiętych kolanach i zasłonił swój korpus. W prawej dłoni uniósł miecz i uderzył nim kilka razy w stalowe umbo tarczy. Czekał na ruch przeciwnika.

Re: Południowy posterunek

4
- Ta. Ale trza będzie dywersyfikować, syneczku. - Odparł względem przełożonego, korzystając z prawa ludzi starszych do nazywania wszystkiego co około dwadzieścia lat młodsze synkami i córuniami.

Założył wymoszczony hełm na łeb, zapiął pasek i dobył długiego miecza, stwierdzając, że nie będzie zbytnio katował młodego. Gdyby go chciał katować, sam powziąłby z asortymentu tarczę.
Krytycznym okiem obleciał pozycję młodego, westchnął pod nosem i burknął coś, że ledwie dało się wyłapać sam, niewyraźny dźwięk spod wąsów.
- Gotowy? - Zapytał. - No to miło... - Nie czekał na odpowiedź.

Młody stał i czekał, on natomiast dystans między nimi pokonał, zmieniając postawy. Finalnie chciał zaatakować, trawersem schodząc na swoje prawo a młodzika lewo, czyniąc to na granicy wyznaczanej przez skuteczny zasięg własnej broni. Trawers, jako składowa manewru, łączył się z atakiem - pchnięciem z prawego pługa w okolice wystawionego kolana Ralofa. Tylko, że ten atak był fintą, oszustwem... Tak naprawdę miecz miał lecąc w kolano, pójść w górę a w lewo, zarobić przy boku Tankreda i uderzyć od góry, fałszywym ostrzem w łeb oponenta.

Re: Południowy posterunek

5
Pozostała dwójka rekrutów uczyniła podobnie jak Tankred oraz Ralof i, uzbroiwszy się w miecze, tarcze i hełmy, zaczęli mniej lub bardziej pokraczny taniec. Komendant Reinald spoglądał raz na jedną parę, raz na drugą, nie dając jeszcze żadnych uwag, a jedynie obserwując, wewnętrznie oceniając umiejętności nowych członków buntowników.

Ralof zdawał się być faktycznie wyszkolony. Uważnie obserwował ruchy Tankreda. Pchnięcie w stronę odsłoniętego kolana młody początkowo zinterpretował jako właściwy atak. Przerzucił ciężar ciała na lewą nogę i wycofał się o jeden krok. Wtedy spostrzegł, że miecz Tankreda dalej płynnie zarabia koło w powietrzu, toteż pochwycił mocniej za uchwyt tarczy i uniósł ją wyżej. Fałszywe ostrze, którym dziadek zamierzał uderzyć młodzika w głowę, oparło się o krawędź osłony. Ralof szybkim ruchem podniósł ją ponad głowę, unosząc tym samym klingę Tankreda i ciął mieczem poziomo, od prawej do lewej, tak aby jego tępą częścią uderzyć w tors przeciwnika.

Re: Południowy posterunek

6
Czy przeszkolony? Tak, ale po amatorsku. Całościowo wyjaśni mu sprawę, jak skończą walczyć - taka już natura nauczyciela.

Lewy pług z przekrokiem lewej nogi do przodu - nie uciekał w tył, nie było powodu. Naturalnie działanie łączyło się z krokiem - ręce siłą rzeczy mają drobne wyprzedzenie.
To miało zablokować atak przeciwnika i polegało na prostym w tym wypadku, opuszczeniu rąk oraz wyschnięciu ich na cokolwiek na lewo. To dawało mu chwilową władze nad bronią oponenta. Co na To podnoszone tarcza? Jeśli nie miała imadła i nie trzymała w nim ostrza, to nic. Właściwie... Młokos się tylko odsłaniał.

Następnie byłby prawicą chwycił głownię swej broni w połowie, przechodząc w półmiecz i zaatakował pchnięciem w odsłoniętą twarz. Teraz sprawdzi, czy młody kiedykolwiek walczył o życie.
To fint, ponownie. Spodziewał się pobieżnej obrony tarczą, może ucieczki w tył. A chciałby tutaj wyhaczyć prowadzącą nogę Ralofa, mieczem chwyconym w pół, pod kolanem i tym samym go obalić. Jeśli by uciekał przy obronie - za nim.

Re: Południowy posterunek

7
Sprawy potoczyły się szybko. Miecz Ralofa został zblokowany. Rekrut wycofał go więc i sam zrobił dwa kroki w tył, opuszczając tarczę, by nie pozwolić na uderzenie w twarz, które nadchodziło wraz z kontrą. Przysłonił sobie w ten sposób chwilowo widok, co postanowił wykorzystać Tankred. Młody już miał ciąć na oślep, kiedy nagle utracił równowagę. Chwyt przeciwnika był na tyle silny, że spowodował upadek Ralofa.

Komendant Reinald klasnął w dłonie kilkukrotnie.

– Nie pomyliłem się co do was, żołnierzu – zwrócił się do Tankreda. – Między zadaniami w terenie będziecie pomagali szkolić rekrutów. Coś mi mówi, że macie do tego wprawę. A co się tyczy ciebie, drogie dziecko... – Tu popatrzył na niezgrabnie podnoszącego się Ralofa. – Żal mi twojej rzyci posyłać jeszcze na wojnę. Srogi trening czeka. A teraz już, miecz w łapę i machać dalej!
*** Dni mijały szybko. Ćwiczenia, odbywające się każdego dnia na placu, wymęczały świeżych rekrutów, którzy po wielu godzinach nauki fechtunku i strzelectwa ledwo stali o własnych siłach. Pot i krew wsiąkały w ubitą ziemię placu południowego posterunku. Wszystko odbywało się pod czujnym okiem doświadczonych w boju wojowników, których w Ujściu było jak na lekarstwo. Tankred był jednym z nich.

Ruch oporu stanowiły w dużej mierze miejskie szumowiny, złodzieje, mordercy, przemytnicy, krótko mówiąc – cały margines społeczny. Po buncie więziennym przybyło tychże jeszcze więcej, a ich motywacja do wygonienia goblińskiego okupanta znacząco wzrosła. Teraz, gdy strach było wyjść na ulicę – czasem nawet do kanałów – brakowało zleceń, brakowało klientów, brakowało nawet towaru z narkotycznego półświatka. Każdy pragnął powrócić do dawnego życia i prowadzić interesy na nowo.

Zwyczajny plebs i mieszczaństwo Ujścia było niemal całkowicie zniewolone. Z początku zdobycia miasta ich życie niezbyt odbiegało od dawnych standardów, poza pracą na rzecz okupanta. Później zaczęły się konfiskaty domów, majątków, broni i żywności, a po jesiennym buncie nadeszły liczne represje, podczas których zginęło wielu cywili, czy to w czasie spontanicznych łapanek, gwałtów, tortur, czy śmiertelnie ciężkiej pracy. Każdego dnia ginęli kolejni mieszkańcy portu, wyrzynani podczas publicznych egzekucji albo nocą w rynsztoku. Ciała wyrzucano do morza. Bywało, że czasem za mury miasta docierał wstrętny odór gnijących ciał znad brzegu.

Dwa tygodnie po rekrutacji Tankreda przyszedł czas na jego pierwsze zadanie. Sala zebrań mieściła się w karczmie obok placu posterunku. Na stole leżała prowizoryczna mapa okolicy, rysowana inkaustem na dużym pergaminie. Wokół niej zebrała się niewielka grupa ludzi wyznaczona przez Reinalda.

– Przyszło polecenie z góry – obwieścił komendant. – Właściwie to z dołu, z serca kanałów. – Miał tutaj na myśli Bogobojną Kali, przywódczynię całego ruchu oporu, liderkę jednego z najsilniejszych gangów Ujścia i, pilnie poszukiwaną przez Varulaeńskiego okupanta, przestępczynię. – Do portu przybił statek z urk-huńską flagą. Poprzednie dostawy żywności, broni i zbrojnych przybywały traktem lub rzeką, bo tak było najłatwiej i najszybciej. Z tego powodu mamy prawo sądzić, że tym razem przywieźli coś dużego, specjalnego albo... próbują coś wywieźć. Waszym zadaniem będzie sprawdzić cel przybycia statku i zdać raport. Oryginały manifestu i listy ładunkowej mile widziane. Najlepiej byłoby również zabezpieczyć cały statek, ale nie znamy wielkości załogi, a w tym całej zbrojnej obstawy, dlatego lepiej nie podejmować zbędnego ryzyka.

Komendant wbił grubą szpilę z czerwoną główką w narysowany na mapie dok, do którego przybił statek. Południowy posterunek znajdował się od niego niecałą godzinę marszu, jeśli podążać głównymi drogami. Na to jednak opozycjoniści nie mogli sobie pozwolić, ze względu na liczne patrole. Podziemne kanały również nie wchodziły w grę. Ich część portowa była zamknięta. Wiele z tunelów zostało też zasypanych przez okupanta, by utrudnić funkcjonowanie konspirantów. Pozostawały więc boczne, ciasne uliczki, opustoszałe dzielnice i slumsy.

– Odprawa nad ranem. Jakieś pytania? – dodał komendant.

Re: Południowy posterunek

8
- Mhm. - Odparł. A potem zwrócił wzrok na Ralofa. - Ładna obrona dystansem, ale źle się osłaniasz i nie umiesz wykorzystać okazji. - Wyjaśnił. Na treningu mu pokaże, co i jak - ja właściwie trzymać tarczę z imaczem, jak nią pracować w walce i jak właściwie skracać dystans, gdy walczy się krótszą bronią.

Tak, sam też musiał posiąść tasak zdolny też do kłucia i lipową tarczę - tak było lepiej walczyć z przeciwnikiem w wąskich zaułkach. W końcu mało kto mógł sobie pozwolić na pełen ekwipunek i większość żołdaków ograniczała się często do pikowanych osłon, tarcz oraz hełmów.
*** - Ta. Co dokładnie mamy robić? - Zapytał, wysłuchawszy komendanta. W tej chwili zdawało mu się, że zlecają im zbrojne wejście na statek lub przeszpiegi. Pierwsze oznaczało szybkie przybycie posiłków i odcięcie ich na statku, bez wyjścia. Tu mogły skutkować dywersje, ale na ile pomogą w zajęciu potencjalnej odsieczy. Drugie zaś... jest wojownikiem, nie szpiegiem - orężne rozwiązania to jego domena a cichy chód i przekradanie się w cieniu całkiem nie wychodzą. Zresztą, za wysoki i postawny był na zwiadowcę.
- No i... Jak to coś ważnego, to pewnie już zładowali i zabezpieczyli.

Re: Południowy posterunek

9
Komendant mruknął coś pod nosem, skinął ręką na jednego z rosłych mężczyzn stojącego pod ścianą. Ten wyszedł pospiesznie z karczmy, wymachując pękiem kluczy. Nikt nie myślał się odezwać. Tankred zauważył w oczach towarzyszy zaciekawienie oraz cień niepokoju. Po chwili mężczyzna wrócił w towarzystwie trzech innych osób. Z całej trójki najbardziej wyróżniał się wysoki chłopak idący z przodu, miał łysą głowę i mnóstwo blizn na całej twarzy. Jedna z nich stanowiła cienką poziomą linię przecinającą oczy. Rana nie mogła być głęboka, możliwe, że ostrze w ogóle nie naruszyło gałek ocznych. Dookoła ust znać było ślady oparzeń. Brakowało mu jednego ucha. Trudno było odgadnąć wiek chłopaka, mógł mieć dwadzieścia kilka wiosen albo i trzydzieści. Przy pasie nosił krótki miecz. Za nim szła kobieta na oko czterdziestoletnia. Nie można było przeoczyć jej egzotycznej urody. Ciemne kręcone włosy sięgające ramion, brązowozłote tęczówki, tatuaże zdobiące szyję. Idąc powoli, przenosząc ciężar na lewą nogę, wyraźnie zdradzała, że druga kończyna nie jest w pełni sprawna. Na końcu szedł mężczyzna w sile wieku. Posępnie spoglądał na ludzi dookoła. Jego ubranie wyglądało nędznie, postrzępiona tkanina, plamy brudu i zaschniętej krwi. Miał skute nogi, a kajdany głośno pobrzękiwały przy każdym niespiesznym kroku. Przypominał typowy obraz podstarzałego rzezimieszka na przymusowym spoczynku: zaniedbana broda, długie, niechlujnie przystrzyżone włosy, ubytki w uzębieniu oraz kilka brzydko zagojonych blizn na dłoniach. Cała czwórka zatrzymała się przed stołem. Nadal wszyscy milczeli. Reinald spojrzał na przybyszów, znowu mrucząc pod nosem. Odchrząknął, przybierając spokojny ton.Pytasz, co macie robić żołnierzu. Oto odpowiedź. Macie ich w razie potrzeby ochronić. — Wskazał ruchem głowy na trójkę podejrzanie wyglądających osób. — Wypada mi zacząć od damy. Khala, na którą częściej mówią tutaj Kotna. Szalenie bystra, wierna wspólnej sprawie. Nasz bezwłosy przyjaciel nie ma języka, stracił go podczas tortur zaserwowanych przez goblińskie ścierwo. Ma na imię Ulle, specjalista od rozpracowywania wroga, proszę nie robić sensacji z jego aparycji. Na koniec oczywiście gość honorowy. Varkun, tyle trzeba wiedzieć, że lubi brać nie swoje kobiety i nie swoje rzeczy, zapewniam jednak, że w złodziejskim fachu jest doskonały. Miejcie na niego baczenie.Kiedy komendant zakończył krótkie formalności, wszyscy zgodnie milczeli. Ulle wpatrywał się pustym wzrokiem we wbitą w mapę szpilkę, Khala patrzyła wprost na komendanta, a Varkun z komicznie wymuszonym zainteresowaniem oglądał żałobę za swoimi paznokciami.Musimy dowiedzieć się, co znajduje się na statku lub co, albo kogo, mają na niego załadować. Khala zna teren jak własną kieszeń, Ulle dobrze orientuje się w obecnej sytuacji wśród działań wroga, ma też niezwykły węch. Varkun, jak już mówiłem, posiada sprawne rączki, nie tylko podczas ściągania gaci. Poza tym nie mamy nikogo lepszego. — Spojrzał na Tankreda. — Potrzeba im kogoś, kto zabezpieczy tyły, gdy będą po cichu zdobywać potrzebne informacje. Kogoś, kto podniesie miecz i tarczę w razie napotkanych przeszkód. Priorytetem jest zwiad. I to jak najdokładniejszy, dostaliśmy szansę, więc trzeba to wykorzystać.Komendant postukał palcami w mapę, jakby usatysfakcjonowany dźwiękiem wydanym przez drewniany stół uniósł brew, uśmiechając się lekko.To musi być coś dużego, jest spore prawdopodobieństwo, że nadal znajduje się na statku. Działajcie szybko. — Uciął dalszą dyskusję, wydawał się zupełnie pewnym tego, że ładunek w spokoju czeka na statku. — Reszty dowiecie się rano na odprawie, zbiórka na placu, nie ślęczcie w karczmie za długo. Varkun, bądź grzeczny to jeszcze dzisiaj wyzbędziesz się zbędnego żelastwa.Komendant i kilku jego pomocników wyszło z karczmy, pozostawiając żołnierzy i markotną trójkę swojemu towarzystwu. Varkuna pilnował ten sam rosły mężczyzna, który go tutaj przyprowadził. Tankred miał chwilę, żeby zamienić z nieznajomymi parę zdań, rozeznać się w sytuacji. Później przydałoby się trochę odpocząć. Możliwe, że czekała go prosta eskorta albo szaleńcza wyprawa.

Re: Południowy posterunek

10
Miał już kontakty z półświatkiem i widywał różne indywidua, więc te... Jakaś banda oberwańców ochrzczona mianem drużyny "Lepszych Nie Mamy". Niemniej, to nie jemu było decydować, kto się zajmie zwiadem - zgłosił się na miecz, mieczem jest i za miecz będzie robił a jeśli zapytają go o zdanie, to je wyrazi. No, chyba, że przeczucie każe mu mówić tak czy siak - w końcu nie urodził się ułomny i czasem potrafił dorzucić swoje trzy grosze lub strzelić celną uwagą. Oj tak, szczególnie jeśli chodziło o walkę i wojskowość.

- Mhm. - Mruknął. Średnio mu się widziało to "na pewno". Zbyt wiele tego typu założeń miał okazję obalać lub świadkiem ich obalenia. No choćby "na pewno się wystraszy", a potem, co? Zbrojny się nie wystraszył i szybciutko Tim Cięciwa bujał łbem na ochłapie mięsa, bo go ów dopadł.
Tak czy siak, nie miał zamiaru za nich ginąć. Jakby co, to ostatecznie każdy dba o siebie.
- Ta. - Skwitował. Nie był entuzjastą karczemnych uciech. Ogólnie nie przepadał za ludźmi - gadatliwymi ludźmi, hałasem. Tu szło o to, że szybciej niż ciało postarzał się charakterek. Dziadyga.

Rzucił trójce przelotne spojrzenie - a oczy jak zwykle spoglądały tak, jakby właśnie bardzo surowo osądzał. Zawsze tak patrzył, na każdego - przynajmniej ostatnie kilka lat. W końcu nauczał, bardzo surowo nauczał.
Wyszedł. Odpocząć wyszedł. Gdzie mu dadzą, tam się wyśpi - nie był wybredny, choć pcheł nadal by wolał nie mieć.

Re: Południowy posterunek

11
Nikt nie zagadywał Tankreda, najwidoczniej jego mało zadowolona mina skutecznie odstraszała potencjalnych rozmówców. Znany był zresztą ze swojego zgorzkniałego charakteru oraz powszechnej małomówności. Kilku żołnierzy zasiadło do gry w karty, ktoś inny zaproponował znajomkowi od treningu kufel piwa, które nazywano tutaj wstrętnym sikaczem. Okupacja skutecznie ograniczyła dostęp do wcześniej znanych i lubianych rozrywek. Zresztą humory też zazwyczaj nie były zbyt dobre, a i okazji do świętowania niewiele. Można zatem stwierdzić, że to zwykłe zapijanie smutków. Kiedy wychodził, Varkun rzucił przez ramię jakieś niewyraźne przekleństwo za co dostał po głowie od swojego strażnika. Ten człowiek mógł być wrzodem na tyłku podczas misji.
Tankred szedł dłuższą chwilę przed siebie. Zapadł wieczór, dookoła nadal kręciło się trochę ludzi. Pochodnie rzucały nieprzyjemne światło, tworzące pokraczne cienie. Podczas pobytu tutaj dowiedział się, gdzie chętniej niż innych przyjmują żołnierzy. Nie zawsze można było liczyć na swoje łóżko, ale dla dzielnych wojaków zawsze znajdywano czyste koce oraz trochę cienkiego jadła.
Dopiero po chwili Tankred zauważył, że jeden z cieni zbliża się do niego. Instynktownie sięgnął po miecz, uspokoił się natychmiast, gdy usłyszał damski głos.
Nie tak nerwowo, to tylko dama — Kobieta z przekąsem podkreśliła ostatnie słowo. — Zauważyłam, że też nie lubisz pokazowych spędów wzajemnego zachwytu.Po chwili kobieta w końcu znalazła się w zasięgu światła, a oczom Tankreda ukazała się Khala, zwana Kotną. Miała na sobie czarny strój, skutecznie wtapiający się w ciemne tło. Mężczyzna zauważył, że w solidną skórę ubrania wszyte są, w strategicznie rozmieszczonych miejscach, metalowe płytki osłaniające witalne punkty oraz organy. Całość wydawała się solidna, niekrępująca ruchów oraz droga.Nie będę cię wypytywać, czy znasz tę okolicę albo, czy jesteś typem bohatera — parsknęła głośno. —Ruch oporu, dobre sobie. Dama oddana sprawie. Miałam, kurwa, piątkę dzieci, normalne życie. A teraz zgrywam cholera wie kogo. Komendant ci imponuje? Obserwuj go jutro, zobacz kogo wybierze na kapitana naszej bandy od zadań samobójczych.Kopnęła leżący kamień, który z głuchym stukotem uderzył w stojące nieopodal wiadro. Nie powiedziała nic więcej, wydawało się, że nawet nie oczekiwała odpowiedzi. Ruszyła w stronę, z której przyszła.O co mogło chodzić kobiecie, tego Tankred mógł się jedynie domyślać. Ruszył przed siebie, myśląc już, że na dzisiaj koniec z rozmowami i zawracaniem dupy. Zrozumiał, że się pomylił, kiedy ujrzał czekającego na niego rekruta. Ralof, wyraźnie ucieszony na widok Tankreda, podszedł do niego. Od razu przeszedł do konkretów.Ludzie mówią, że w końcu coś się dzieje, komendant coś organizuje, prawda panie Tankred? — Oczy chłopaka zdradzały fascynację. — Może wspominali coś o mnie? Ostatnio komendant był zadowolony z postępów.Młodym Ralofem targały emocje. Faktycznie, dzięki wskazówkom i lekcjom Tankreda rekrut podszkolił się nieco w walce. Był pojętnym uczniem, myślał podczas walki, nie lekceważył żadnej z udzielonych mu rad. Oczywiście nadal brakowało mu doświadczenia, ale nikt nie mógł odmówić chłopakowi zapału oraz chęci. Niektórym mogli przypominać surowego ojca wraz z synem szukającym u niego poklasku. Wszakże Ralof nie ukrywał, że Tankred jest dla niego wzorem dobrego żołnierza.Chodźmy, panie Tankred, mam przyjaciela, który nas przenocuje. Kazałem przenieść pana rzeczy. Ale niczego nie ruszałem! — powiedział, wskazując zapraszającym gestem jeden z pobliskich budynków. — A pan może mi opowie, nie musi być ze szczegółami. Chciałbym w końcu dostać coś sensownego do roboty.Ruszyli w stronę solidnie wyglądającego domostwa. Ralof pochodził z Ujścia, nic dziwnego, że miał tutaj przyjaciół. Tankred nigdy nie pytał o jego rodzinę, słyszał jednak, co wygadywali inni żołnierze. Ponoć nikt z krewnych Ralofa nie przeżył brutalnych walk.
W środku nikt ich nie przywitał. Chłopak powiedział, że reszta już śpi, a przydzielone im izby znajdują się na końcu korytarza. Pokoje były skromne, ale czyste. Nie było łóżek, lecz posłania z wielu warstw materiałów. Były natomiast wypchane pierzem poduszki. W rogu pomieszczenia stała niewielka skrzynia z rzeczami Tankreda. Wyglądało na to, że faktycznie wszystko jest w porządku i niczego nie brakuje. Ralof wytłumaczył, że żona jego przyjaciela pracuje przy rannych i chorych, dlatego mieli szansę zamieszkać w dobrych warunkach. Niewielu ma taką okazję.
No, panie Tankred, powiecie coś? Może jednak powołają mnie do tego zadania? — powiedział z nadzieją w głosie.

Re: Południowy posterunek

12
Damę obrzucił wzrokiem pobieżnie - oceniając to, co dla profesjonała ważne. Mruknął pod nosem coś co słowem być nie mogło, tak cicho, że sam to ledwie słyszał. Kurteczka z płytkami - już wiedział, że ma do czynienia z kimś, kto walkę widział chyba tylko na obrazku. Nikt, kto cokolwiek wie o orężu czy opancerzeniu w życiu by się w taki łach nie ubrał. Niestety jednak, żyli ludzi, którzy wierzyli w te wszystkie bajki o znacznym ograniczeniu swobody i... Po prostu nie lubił tych ludzi, poczynając od kretynów noszących miecz na plecach - nie wiedział, kto na to wpadł, ale przypuszczał, że bili go w dzieciństwie i być może trzymali w studni. Ciekawi byli też ci, co nie akceptowali hełmów - z nieograniczonej niczym widoczności (bo nie można wziąć otwartego) szybko robiła się nieograniczona głupota i to w najlepszym wypadku, kiedy cios przeciwnika tylko pozbawiał ich rozumu a nie życia. Byli też ci od tanecznego kroku, wymachiwania dwoma mieczami, ci od uników - generalnie masa kalek i trupów.
Tyle co ile mu wpadło. Smutnie pierdoliła, więc poszedł sobie, nim skończyła.

Wysłuchał go do momentu, gdzie wspomniał o jego rzeczach. Nigdzie z nim jednak nie szedł. O nie, on chodził tam, gdzie chciał. Natomiast spojrzał na niego chłodno.
- Jeśli jeszcze raz ruszysz moje rzeczy, połamię Ci palce, młokosie. - Mogli widzieć w nim dla niego ojca, kochanka a nawet dodatkową parę nogawic - wisiało mu to. - Odnieś je tutaj. Teraz, smrodzie. Zapierdalaj. - Warknął na niego i ruszył w kierunku jakiejś sali, gdzie zawinie się w koc i wyśpi. Gówniak już sobie nagrabił.

Re: Południowy posterunek

13
Zjednywanie sobie ludzi najwidoczniej nie leżało po stronie zainteresowań Tankreda. Urażony Ralof burczał coś pod nosem, jednak nie miał zamiaru prosić swojego nauczyciela, by ten okazał choć odrobinę kultury osobistej. Przyniósł rzeczy żołnierza zapakowane w drewnianą skrzynkę, postawił ją na ziemi i bez pożegnania wszedł z powrotem do środka.Tankred szybko znalazł odpowiednie dla siebie miejsce. Zaszył się w obskurnej noclegowni wraz z kilkoma innymi typami. Próżno wśród nich było szukać żołnierzy. Byli to przypadkowi faceci, którzy po prostu wiedzieli, że mieczem da się komuś zrobić krzywdę. Owinięty w koc szybko zapadł w krótki sen. Nad ranem zbudził się, gdy ktoś od dłuższej chwili stał nad nim, nie wiedząc, czy wypada szarpać starszego i silniejszego od siebie. Tankred otworzył oczy. Ujrzał chłopca na posyłki, który nerwowym głosem wyjaśnił mu, że zebranie oraz odprawa zaraz się zaczną. Tankred zabrał ze sobą wszystkie, według niego, potrzebne rzeczy i ruszył na plac. Na czas krótkiej odprawy przygotowano obszerny namiot, w którym zebrać się mieli wszyscy wezwani przez komendanta członkowie ruchu oporu.
Tankred skinął głową dwóm strażnikom przed rozchylonym materiałem i wszedł do namiotu. Komendant Reinald stał na niewielkim podwyższeniu prowizorycznie skleconym z kilku starych desek i kawałka metalu. Wyglądał na spokojnego oraz wypoczętego. Po jego prawej stronie stała Kotna, ubrana w ten sam bezsensowny dla Tankreda strój. Obok niej z posępną miną sterczał Varkun, tym razem bez kajdan. Wyglądał zdecydowanie lepiej niż wczoraj. Umył włosy, przystrzygł brodę. Dostał nowe ubrania. Ćwiekowana kamizelka wyglądała na przerobioną z używanej zbroi, do tego otrzymał skórzane spodnie i wygodne buty. Nie widać było żadnej broni. Po lewej stronie szeregu stał Ulle, w ciemnej koszuli i luźnych spodniach, przez ramię miał przerzuconą sporą torbę, a u pasa wisiał miecz.
Myślę, że możemy zaczynać. Ogólniki już znacie[/b] — rozpoczął komendant. — Ta trójka odpowiedzialna jest za zwiad oraz zdobycie potrzebnych informacji. Do ich ochrony powołałem oddział dziesięciu żołnierzy. Waszym zdaniem nie jest eliminacja wroga. Wolałbym, żebyście unikali walk i rozgłosu. Oddział ma interweniować w razie konieczności oraz zapewnić pole do działania dla pani Khali i reszty.Tankred rozejrzał się dookoła. Niektórych obecnych mężczyzn rozpoznawał, inni wydawali mu się zupełnie obcy. Rainald wybrał najlepszych, a na pewno tych najbardziej przygotowanych pod względem ekwipunku. Solidna broń, dobrej jakości pancerze. Faktycznie, takich ludzi w całym południowym posterunku było niewielu. Do oddziału należała też jedna kobieta, łuczniczka. Większość zebranych przypominała raczej najemnych zbirów albo karczemnych ochroniarzy, a nie żołnierzy.Dotrzecie do portu bocznymi uliczkami, dzielnica biedy to labirynt wąskich ścieżek, koń tamtędy nie przejedzie — powiedział pewnie. — Pani Khala zna drogę. Wszelkie pytania kierujecie teraz do dowódcy. A mianuję nim Nicolasa Aldena.Wśród rekrutów przebiegło echo szmerów zdziwienia i niezadowolenia. Ktoś parsknął, ktoś inny zaklął siarczyście. Tankred nie był pewien, co o tym sądzić. Obok siebie usłyszał słowa brzmiące jak: czemu wybrał tego skurwiałego idiotę. Najwidoczniej decyzja komendanta nie przypadła nikomu do gustu.Cisza! — warknął komendant, zaciskając pięść. — Moja decyzja jest nieodwołalna. Dostaliście zadanie i macie je wykonać. Przeprowadzono dochodzenie w sprawie powiązań Nicolasa z goblinami. Nie ma, powtarzam nie ma, żadnych dowodów potwierdzających te śmieszne oskarżenia. Wykonuję rozkazy ważniejszych od siebie, jednak nadal mam coś do powiedzenia, jeśli chodzi o moich ludzi i mój posterunek. Nicolasie?Chcę tylko powiedzieć, że wyruszamy natychmiast. Macie kilka minut, by zebrać swoje rzeczy.Nicolas Alden nie pasował do swojej zbroi. Jego rynsztunek był zadbany, nosił wszakże znaki po odbytych walkach, jednak była to solidna płatnerska robota. Niejeden wojownik nosiłby taki pancerz z dumą. Mężczyzna natomiast wyglądał na chorego. Był blady, miał podkrążone oczy oraz popękane wargi. Mizerny obraz faceta, który powinien roztaczać dookoła siebie motywującą aurę. Stał wyprostowany, jego głos nawet nie zadrżał. Nie dał po sobie poznać co myśli o niezadowoleniu podwładnych. Rekruci zaczęli niespiesznie wychodzić, nikt nie zgłosił sprzeciwu, jednak wszyscy zgodnie wyrażali swoje powątpiewanie. Większość szeptała między sobą, co poniektórzy odwracali głowy w kierunku Nicolasa. Do wyjścia zmierzali także zwiadowcy, a wzrok Kotnej spoczął na wychodzącym właśnie Tankredzie. Jej półuśmieszek wraz z podniesioną wysoko brwią wskazywały jednoznacznie na to, co chciała powiedzieć: a nie mówiłam? Nicolas pozostał w namiocie, wymieniając jeszcze kilka zdań z komendantem. Żaden z nich nie wyglądał na zadowolonego.

Re: Południowy posterunek

14
No nie, nie był mistrzem przyjacielskich relacji i, szczerze powiedziawszy, dobrze mu się z tym żyło. Ludzie go unikali, nie truli mu dupy, nie prosili o pomoc a z czasem też zaprzestawali szyderczych odzywek, kiedy tylko pojmowali już, jak mało obchodzi go, co o nim i o jego charakterze mówią.

Wstał, przetarł oczy i przegonił młodzika gestem dłoni. Bez skrępowania zmienił odzienie, nałożył na siebie pancerz i powziął broń. Miecz po prawej a tasak po lewej - coś czuł, że bardziej przyda mu się krótsza broń. Nową tarczę też wziął. I nie zapomniał o dwóch puginałach - tym krótkim i długim.

Stawił się na odprawie, poważny i ponury jak zwykle. Nie przyglądał się już kobiecie - to jej biznes, w czym idzie do walki. Niemniej, to nie było tylko zdanie Tankreda - każdy jeden, co przynajmniej raz walkę widział, uśmiałby się setnie, patrząc na ten tandetny ochłap po pancerzu i porównując go z możliwościami płatnerzy, nawet tych najmarniejszych. Dobrze przynajmniej, że płytki nie były z brązu, albo ściętych kopyt.

Mało interesowało go, jak mężczyzna wyglądał. Bardziej natomiast interesował go fakt, że oskarżano owego o powiązania z goblinami. Jego przeczucie w tej sprawie milczało, ale rozum kazał sądzić, iż nie jest to najpewniejszy wybór. Niemniej to nie on miał tutaj decydować i nie był w mocy, ażeby podważać zdanie przełożonego.
Był gotowy - oczekiwał, że ruszą zaraz po odprawie. Udał się więc w kierunku dowódcy i stanął przy nim.

Re: Południowy posterunek

15
Tankred czekał gotowy i uzbrojony. Po kilku minutach obok niego ponownie zebrali się powołani niedawno kompani. Większość z nich zaopatrzyła się w dodatkowe ostrza, skompletowała zbroje, przyniosła trochę prowiantu. Szmery niezadowolenia nadal od czasu do czasu pobrzmiewały wśród rekrutów. Zapowiadał się średnio przyjemny dzień. Nicolas zakończył rozmowę z komendantem, ściskając mu dłoń. Spojrzał przelotnie na swoich żołnierzy, machnął ręką i wszyscy ruszyli za nim. Obyło się bez motywującej przemowy, wzniosłych słów i zapewnień szybkiego powrotu.
Odprowadzały ich ciekawskie spojrzenia ludzi. Znajomi i nieznajomi życzyli im powodzenia, kobiety z troską w oczach wznosiły modły o bezpieczny powrót, mężczyźni przerywali pracę, żeby choć tylko kiwnąć im na pożegnanie. Dzieciaki biegały dookoła, wykrzykując wiwaty i zachęcające hasła w rodzaju: uciąć goblinom łby, powybijać dzikich, zabijcie wszystkich! Żołnierze nie utworzyli równego szeregu, przypominali tym samym losowo utworzoną zgraję zabijaków. Na przedzie szedł Nicolas oraz zagadująca do niego Kotna. Prawdopodobnie ustalali kierunek marszu. Varkun i Ulle najwidoczniej polubili swoje milczące towarzystwo, bo szli ramię w ramię. Pozostali swobodnie rozmawiali, wymieniając uwagi na temat walki oraz misji. Cel wydawał się dla wszystkich jasny, wszelkie komplikacje powinni rozwiązywać natychmiast. Nie dać się zauważyć, nie pozwolić się złapać. Skuteczny zwiad to cichy zwiad. Prościzna.
Niedługo potem dotarli do bram posterunku. Południowy posterunek stanowi jedną z baz wypadowych dla działaczy ruchu oporu. Nie mogli jednak od razu wystawić się na widok, dlatego też Kotna i Nicolas skierowali się w kierunku podziemnego przejścia nieopodal drewnianej barykady. Tunel był krótki, prowadził jednak w odpowiednim dla kompanii kierunku, w stronę ubogich uliczek Ujścia. Przy zakamuflowanym wejściu czekał jeden z rekrutów odpowiedzialny za patrolowanie okolicy. W kilku zdaniach streścił całą sytuację. Wysłani wcześniej zwiadowcy nie wykryli w pobliżu oddziałów wroga, jednak przeczesanie wszystkich uliczek wydawało się nazbyt ryzykowne, dlatego zalecana jest ostrożność po dotarciu na miejsce.
Wchodzimy, tunel jest oświetlony w kilku miejscach, droga prowadzi prosto, szybki marsz i znowu będziemy na powierzchni — powiedział Alden, wchodząc do środka.Za nim ruszyła Khala i pozostali dwaj zwiadowcy. Wchodzili jeden za drugim, korytarz na początku pozwalał im iść obok siebie, jednak chwilę później pojawiły się uciążliwe zwężenia. Przechodzenie przez tunel mijało w ciszy, wszyscy zdawali sobie sprawę, że zapuszczają się w znacznie bardziej niebezpieczne tereny. Po kilkunastu minutach wyszli na powierzchnię. Na zewnątrz czekał inni zwiadowca, który potwierdził słowa kolegi. Wskazał im drogę do najbliżej uliczki. Khala prychnęła z pokpiwaniem niczym niezadowolona kotka, ominęła zwiadowcę i sama wyznaczyła odpowiedni kierunek, Nicolas ruszył za nią. Szli ostrożnie, mijając zniszczone budynki, aż w końcu dotarli do bocznej uliczki biedniejszej dzielnicy miasta.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Ujście”