Re: Kryjówka opozycjonistów [Kanały]

46
Pielęgniarka nie zatrzymała dziewczyny, która ze strachem w oczach opuściła lazaret. Spędziła w nim ostatnie dni w stanie snu garońskiego. Kojarzył się jej z strasznymi marami, w których przeplatała się jawa z fikcją, tworzoną z jej wspomnień i lęków. Nic dziwnego, że nie miała zamiaru przebywać daje w tym białym sterylnym pomieszczeniu. Pielęgniarka przede wszystkim wywoływała w nim odruch przerażenia. Była niewinna, próbowała zdobyć jej zaufanie, ale gdzieś w jej głowie kryły się surrealistyczne obrazy potwora w stroju akolitki. Zlepiona z pięknych osób, ale nadal bestia. Musiała potrząsnąć głową, aby pozbyć się tej plamy żywych barw, łączących się w obrzydliwą wizję.

Wtedy wpadła do korytarza, który otaczał całą kryjówkę okręgiem. Przez moment biegła po kamiennej pięknej posadzce, nie pasującej do wyobrażenia podziemi. Po prawej mijała kolejne drzwi, wykonane z porządnej jakości drewna. Miały czarny odcień połączony z ciemnobrązową barwą dębu. Nie miała czasu jednak, aby przyglądać się wystrojowi pomieszczenia bo w pewnym momencie wpadła na niewysokiego bardzo dobrze zbudowanego mężczyznę z opaską na oku. Miał wysuniętą do przodu żuchwę. Twarz miał świeżo ogoloną, choć na jego skórze odznaczały się grube ciemno włosy. Jego ciemna nastroszona fryzura nadawały mu agresywnego wyglądu, choć może dlatego, że nie wydawał się zadowolony ze zderzenia z Ren, która upadła jak szmaciana lalka na ziemi. Poczuła lekkie pieczenie na łokciach i głowie. Nie był to najprzyjemniejszy kontakt z obcym gościem. Ubrany w skórzaną kurtę z maczetą u boku warknął, jak dziki zwierz.

- Uważaj dzieciaku – postawił krok przed siebie jakby chciał ją przestraszyć, a zaraz rzucił do siebie odchodząc w przeciwnym kierunku niż ona – Coraz gorzej kondycja opozycji. Zaczęliśmy przyjmować zniedołężniałe szczeniaki zamiast wyszkolone osoby z namiastką umiejętności.

Dopiero teraz się rozejrzała po miejscu zostawiona na podłodze jak ostatni śmieć. W jednym z kątów znajdowała się ława i kilka krzeseł. Nad nimi zaś wisiała głowa Minotaura. Bycza głowa, która była nienaturalnie duża jak na byka o innej konstrukcji. To z pewnością był Minotaur. W ciemnych jak noc oczach dostrzec można było zastrzyknięty gniew, choć przecież były martwe. Gęsta szczecina lśniła w świetle czernią z pojedynczymi szarymi kosmkami. Jeden z rogów miał ułamany dość nierówno, a na pysku miał zrośnięte blizny, co świadczyło o stoczeniu przez bestię licznych walk. Teraz jednak wisiał w kryjówce opozycjonistów i straszył swoim widokiem, a może dodawał otuchy przechodzącym. Ludzie byli w stanie zabić takie monstrum, a więc powinni poradzić sobie z zielonymi okupantami. Choć nie dali sobie rady już od dwóch lat. Rennel jednak poczuła obawę. Przez chwilę miała wrażenie jakby odcięta głowa poruszyła się, a z jej nozdrzy wydobyła się para. To tylko wyobrażenie, ale jakoś poczuła się nieswojo. Te wszystkie mary jakby wróciły z powrotem.


Wszystko było tutaj kosztowne i niezwykłe. Nie tylko obrazy, które spotkała po drodze i głowa Minotaura. Nawet ten stół i krzesła wykonane z bordowego drewna. Miały wiele pięknych zdobień w postaci winorośli, które wiły się po oparciach, nogach i po bokach blatu. Krzesło było wyścielane miękkim czerwonym materiałem. Stał w cieniu dawnej kryjówki szmuglerów, bandytów i morderców. Zupełnie zapomniany przez świat. Takie przedmioty dodawały pewnego charakteru podziemiom. Nie było tutaj chłodno i nieprzyjemnie, lecz nawet ten korytarz posiadał pewną elegancję. Dziką i nieokiełznaną. Idealnie pasującą do gangu Bogobojnej Kali.

Re: Kryjówka opozycjonistów [Kanały]

47
Wszystko było takie... ładne. Do takiej konkluzji doszła Rennel, uciekając pełna trwogi przed lazaretem i jego pracownicą. Nie miała jednak okazji bliżej przyjrzeć się temu całemu otoczeniu, które nasuwało sprzeczne myśli, gdyż biegnąc jednym z korytarzy, sama nie wiedząc jakim, a także właściwie po co, zderzyła się z kimś. Z impetem wpadła na rosłego jegomościa, sama tuż po tym odbijając się od niego niczym szmaciana laleczka i upadając boleśnie na podłogę kanałową. Zdążyła pomyśleć, że otarła sobie łokcie, nim w pośpiechu wycofała się odrobinę do tyłu, szurając tyłkiem po nawierzchni, gdy mężczyzna ruszył krok w jej stronę. Popatrzyła na niego spode łba, kiedy ten rzucił kąśliwą uwagę uderzającą poniekąd w jej godność, a następnie odszedł. Prychnęła pod nosem i rozglądnęła ze swojej pozycji nieco przytomniej. Tak, przepych czuć było tutaj w każdym możliwym zakamarku. Te krzesła, ściany, podłoga, stoły... nawet głowa minotaura! Widząc ją, dziewczyna dźwignęła się na nogi powoli, kątem oka cały czas ją obserwując. Przez krótką chwilę zdawało jej się, iż byczy łeb spogląda na nią dziko, z wściekłością i szaleństwem, z nozdrzy bucha para, a z pyska dobywa się rżenie, jakby głowa pragnęła na nią zaszarżować. Rennel potrząsnęła przerażona głową, a kiedy znów spojrzała w tamtą stronę, wszystko było w jak najlepszym porządku. Wzdrygnęła się, przestraszona swoją własną głową i majakami, jakie jej podsuwa. Objęła swe ramiona i czujnie rozejrzała po okolicy. Zerknęła nawet za siebie, aby być pewną, czy mężczyzna, na którego wpadła, nie wróci po nią.

Następnie powoli poszła do przodu, szukając... czegoś. Może jakiejś kryjówki, gdzie mogłaby się skryć, żeby nikt jej nie znalazł? Drzwi, które zaprowadzą ją do bezpiecznego azylu. To byłby dobry pomysł, nikt nie musiałby jej straszyć, a ona wyjdzie dopiero wtedy, gdy poczuje się pewniej, a Shana wróci z tej cholernej narady czy gdzie tam jest. Przy okazji nieco zwiedzi kanały i natrafi na coś interesującego, co nie zamieni się w kolejny koszmar na jawie. Więc poszła do przodu, mijając powoli drzwi za drzwiami i nie zwracając na nic i na nikogo uwagi, szukając czegoś, co ją zainteresuje na tyle, by tam wkroczyć, aż w końcu natrafiła na znajomy odcinek korytarza, skąd zaczęła swą wędrówkę, czyli... lazaret! Widząc te drzwi wpadła w panikę. Wpierw zatrzymała się i spoglądała z przerażeniem na wejście, a potem zaczęła biec, znowu mijając byczą głowę i znajome korytarze... pomyślała, że jest we śnie, szczególnie, gdy wybiegając zza zakrętu, znowu zobaczyła mężczyznę z kartoflanym nosem stojącego przy drzwiach, jak gdyby ich pilnował. Przyspieszyła i w tym samym momencie potknęła się o prawdopodobnie nic, lądując na podłodze, wymachując rękoma w powietrzu, jakby próbowała złapać równowagę. Nadaremno, gdyż szybko wylądowała niedaleko tegoż mężczyzny, boleśnie siebie tłukąc. Łzy zaczęły podchodzić pod jej powieki, a były to łzy bezsilności i zrezygnowania, łzy upokorzenia. Tak łatwo dała sobie wmówić, że to rzeczywistość! A tu proszę, niekończący się korytarz... zrezygnowana skuliła się w swoim miejscu w pozycji embrionalnej i zaczęła płakać, czekając, aż znowu coś ją zabije.

Re: Kryjówka opozycjonistów [Kanały]

48
Dziewczyna zaczęła obiegać korytarz dookoła wpadając w stan panicznego lęku, który powoli zaczął owładnięć jej umysłem i ciałem. Stała się kukiełką, której ktoś kazał biec bez przerwy przed siebie, mimo racjonalnego wytłumaczenia, aby przestać. Nic jej przecież nie dawało parcie na przód bez konkretnego celu, ignorując fakt, że holl ciągle skręca delikatnie w lewo i nigdzie się nie kończy. Ona nie miała w swoim zachowaniu, ani trochę logiki. Minięcie po raz pierwszy, wcześniej pozostawiając je za plecami, drzwi do prowizorycznego lazaretu, obudziły w niej strach. Niekontrolowaną obawę powrotu do koszmaru, który towarzyszył jej podczas snu pooperacyjnemu. I wtedy wszystko zaczęło obracać się jak w karuzeli, a w jej głowie znów zaczęła rozbrzmiewać przerażająca melodia.

- Ona zaś była zimna jak stal, jak mroźny powiew wiatru. Jak oceaniczne wody, obmywające stopy nimf. Jak wieczny śnieg zastały na szczytach górskich. Jak dotyk śmierci, chwilę przed odejściem na tamtą stronę.

To ona nuciła cicho pod nosem treść tej piosenki, choć zupełnie nieświadomie. Była przeświadczona, że dochodzi ona zewsząd. Ze wszystkich ciemnych zakamarków tego miejsca. Z przestrzeni między zbitymi kamieniami, tworzącymi ściany. Z cienia rzucanego przez fotel. Ze szpary pod drzwiami. Z mroku jej własnej głowy. I nadal biegła przed siebie w szale. Mijała głowę Minotaura. Obraz szalonego artysty,“Jeleniun du fromage", Jean de la Leevacoux, przedstawiający zdeformowanego jelenia. Zbroję gwardzisty Keronu. Gobelin z goblińską mandalą w jaskrawych kolorach. Wypchanego jastrzębia północy o biało-szarych piórach zakończonych ciemnym brązem, który siedział na wystającej wyschłej gałęzi. Niziołka, który właśnie czytał jakiś dziennik i zupełnie nie zwracał na nią uwagę. Fontannę przedstawiającą czteroręką kobietę o wydłużonej głowie i ogromnych oczach. Pozłacaną harfę, przy której stał niewielki stolik dla muzyka. Ogromny wygodny fotel wyścielany ciemnym niedźwiedzim futrem. Mężczyznę z kartoflanym nosem. Wypchanego jastrzębia północy. Tego samego potężnego typa, na którego wcześniej wpadła. Drzwi do lazaretu. Minotaura, który patrzał się na nią ostentacyjnie, chociaż w myślach błagała, aby przestał. Niedźwiedzi fotel. Mężczyznę z kartoflanym nosem. Gobelin z goblińską mandalą. Pusty konar, na którym wcześniej siedziało ptaszysko. Malowidło, z którego wyskoczył zmutowany rogacz z połową twarzy i zaczął ją gonić. Tańczącą nad fontanną z krwią kobietę z czterema rękami. Niedźwiedzi fotel. Mężczyznę z kartoflanym nosem. Drzwi do lazaretu. Minotaura, któremu leciała para z nozdrzy. Gwardzistę Keronu, który szykował się, aby dźgnąć ją halabardą. Mandalę, w której wszystko się kręciło, a kolory zaczęły się zlewać w wir. Zaczęła czuć, jak próbuje ją wciągnąć. Uniosły się jej włosy, a coś próbowało ją pochwycić i zaciągnąć do wewnątrza gobelina. Harfę, na której grała zjawa.

Przed mężczyzną z kartoflanym nosem upadła na ziemię. Kolejny raz zresztą. Czuła się przerażona. Wszystko ją otaczało tak nieprzyjemnie. Zaraz ją dogonią. Odwróciła się z narastającą grozą w powietrzu. Za nią nic nie było prócz pustego korytarza, a kiedy się powrotem odwróciła widziała tego samego strażnika kryjówki z nieprzyjemną twarzą, który się nad nią pochylał.

- Ona zaś była zimna jak stal, jak mroźny powiew wiatru. Jak oceaniczne wody, obmywające stopy nimf. Jak wieczny śnieg zastały na szczytach górskich. Jak dotyk śmierci, chwilę przed odejściem na tamtą stronę. – powtórzyła jeszcze raz jak mantrę, która mogła ją uchronić przed wszelkim złem tego świata. Zupełnie zaś niezdawana sobie sprawy, że to jej własny głos wypowiada treść tej przerażającej piosenki.

- Co się dzieje? Wyglądasz, jakbyś widziała cos strasznego. Coś się stało? – zapytał chrapliwym głosem podając jej swoją potężną dłoń.

Re: Kryjówka opozycjonistów [Kanały]

49
Na jednym okrążeniu niekończącego się korytarza się nie skończyło. Rennel mijała co i rusz te same elementy wystroju, kiedy już tylko kończyła jedno okrążenie — było to o tyle mylące, że szybko do jej umysłu przeniknęło błędne rozumowanie, jakoby nie było stąd wyjścia, a samo przejście się nie kończy. Ani się obejrzała, a nieświadomie zaczęła nucić tę przeklętą, przerażającą rymowankę. Umysł zrobił swoje i biegając na łeb na szyję, zdawało jej się, że ta piosnka dochodzi zewsząd, tylko nie z jej ust.

Wszystko wirowało w przeklętym tańcu, rozmywało się i łączyło z powrotem w jakieś dzikie kształty. Byczy łeb zaraz ożył i parskał, buchając parą z nozdrzy, jeleń wyskoczył z obrazu i zaczął ją gonić, przez co przyspieszyła, jakieś szepty i dźwięki, niewdzięczna rymowanka, krew, kobieta, wrzaski, podłoga... podłoga! Ren zaliczyła stosunkowo bliskie spotkanie z podłogą, upadając na nią podczas kolejnej z jej biegów wokół korytarza. Natychmiast przewróciła się na plecy i oparła łokciami o podłogę, spoglądając na mężczyznę z kartoflanym nosem z czystym przerażeniem w oczach. Nadal mamrotała i nie była w stanie wskazującym, że wszystko jest z nią w porządku w sensie psychicznym. Zerknęła z trwogą na dłoń mężczyzny i zaczęła wycofywać się od niego, sunąc tyłkiem po zimnej podłodze. Była blada jak ściana, rozczochrana, chuda i drżała na ciele, pomimo tego, iż nie odczuwała zimna jako takiego.

O-o-odsuń się od-de mnie! — wymamrotała, kręcąc głową i wyglądając, jakby zaraz miała coś sobie zrobić, ewentualnie Kartoflanemu Nosowi.

Re: Kryjówka opozycjonistów [Kanały]

50
Niekończący się koszmar, który zakorzenił się w głowie dziewczyny teraz wpływał na zniekształcony obraz otaczającej ją rzeczywistości. Wszystko wydawało się złowrogie, albo przynajmniej niepokojące. Nie potrafiła się już wyrwać z objęć paranoi, powoli trawiącą jej psychikę. Była w pułapce, z której nie łatwo było znaleźć wyjście. Nic dziwnego więc, że z pozoru spokojny mężczyzna ze zniekształconym nosem, nie stanowił Ostoju bezpieczeństwa. Przypominał Dzwonnika z Nowego Holar. Dokładnie. Postać wyrwaną z baśni, która zatrważała ją nawet podczas czytania opowiadania przy kaganku, rozpalony wbrew zakazowi matki. Choć powinna wywoływać współczucie, ona czułą ten sam niepokój co teraz.

Niegdyś zamieszkane przez pięknych dostojnych wysokich elfów miasto, w którym magię traktowano jako niezwykłą cnotę, a szpetność traktowano jako istotną przywarę, w wieży jednej z świątyń Osurelli mieszkał szkaradny mężczyzna. Podczas dorocznego święta uniwersytetu i magii, zostaje wybrany Arcy-błaznem. Posiadając przy tym odwrotność wszystkich cech swojego odpowiednika z krzywego zwierciadła Manuela Ao. Podopieczny kapłanów patronki miłości Quasimago jest ofermą w posługiwaniu się zaklęciami, nie posiada dużej wiedzy, a jego ciało jest zdeformowane, ale posiada za to czystą duszę i dobre serce. Zakochany w ludzkiej żebraczce Vesperaldzie, ratuję ją przed stosem, gdzie została oskarżona o czarną magię. Ostatecznie i tak zostaje powieszona, a przepełniony smutkiem Quasimago zabija swojego mistrza, który kpił z jego miłości.

Ten dziwny stwór, bo tak go widziała dziewczyna w głowie, zbliżał się mimo wszystko w jej kierunku bardzo powoli. Obawiała się jego dzikiej złości, albo namiętności. W jej głowie krążył właśnie ten fragment, gdzie porywa dziewczynę do wieży, aby ratować żebraczkę przed śmiercią, ale ta czuje się przerażona tym potworem. Byłby w stanie zabić dla niej. Czy ten ktoś też ją porwie?! Właśnie coraz bardziej kręciło się jej w głowie. Piosenka, którą sama nuciła, znikła. Pozostawiając jednak obawę, że zaraz zostanie zaciągnięta na szczyt jakieś starej świątyni, gdzie straci słuch i zestarzeje się w towarzystwie najbardziej szpetnego małżonka.

- Spokojnie dziecino. Tutaj jesteś bezpieczna. Co się dzieje? Mam kogoś wezwać? – próbował ją uspokoić, gdy właśnie natrafiła plecami na ścianę. Nie było już drogi ucieczki.

Re: Kryjówka opozycjonistów [Kanały]

51
Maszkara nieuchronnie się do niej zbliżała — przypominała nawet pewną osobistość z baśni, którą dawien dawno temu czytała. Potwór z garbem na plecach, zakochany w pięknej, acz zubożałej kobiecie oskarżanej o czarnoksięstwo. Och, tragiczna to była historia! Miłość jego była wyszydzana z każdej strony. Jego mistrz kpił z niego, wybranka serca brzydziła się nim... to była historia miłosna, romans przeplatany tragedią. Ona zginęła finalnie, na zawsze łamiąc mu serce, on zabił swojego pana.

Mężczyzna przypominał jej tę postać z baśni. Był identycznie karykaturalny, szczególnie z tym dziwnym nosem. Brzydki, a wręcz szpetny, w jej oczach zmieniał się prosto w Quasimago, lecz nie tego o dobrym sercu, łagodnego, chociaż odpychającego, o nie. On zamieniał się w potwora przybierającego na poły ludzką postać, lecz strasznego w swej istocie, w coś, co chciało ją porwać, zgwałcić, pożreć, uwięzić do końca życia na szczycie wieży. I nie przyjdzie rycerz w lśniącej zbroi na białym rumaku, w dłoni dzierżąc połyskujący w świetle słońca miecz, gotowy, by ubić bestię i uratować ją, a następnie hołubić przez resztę życia. To nie ta bajka, to nie ta rzeczywistość. Tutaj wszystko jest zniekształcone, wszystko jest tragiczne i bolesne, okrutne i bestialskie. Dziewczyna przekonała się o tym przed chwilą, chociaż do pełni władz umysłowych nadal było jej daleko.

Cofała się ustawicznie przed jegomościem z kartoflanym nosem, aż poczuła za plecami ścianę. Przez krótką chwilę próbowała chyba ją przeforsować, lecz w końcu poddała się i opadła z sił. Podciągnęła kolana pod brodę i schowała twarz, kwiląc do siebie, cicho popłakując. Co jakiś czas próbowała cofnąć się, jakby nagle ściana miała zniknąć.

I-i-idź stąd... Nie k-krzywdź... — wydukała, spoglądając na niego ze swojej pozycji z lękiem w oczach. Usta, nienaturalnie blade, drżały jej jak do płaczu, w zielonych patrzałkach rzeczywiście szkliły się łzy, ale przede wszystkim Rennel wyglądała na zagubioną, chorowitą dziewczynę, którą skrzywdzono, a która w rzeczywistości jest na granicy szaleństwa i obłędu. Cóż, nie zawsze powrót z zaświatów dobrze wpływa na psychikę...

Re: Kryjówka opozycjonistów [Kanały]

52
Mężczyzna nie dał za wygraną. Nie chciał zostawić przerażonej dziewczyny na zimnej podłodze, skulonej i dygocącej. Zdjął z ramion płaszcz i podał jej, wierząc, że będzie to gest przyjacielski. Brązowa wełniana narzuta była miękka i trochę drażniąca skórę. Czekał kawałek od niej licząc, że mu zaufa. Ona zaś powoli odczuwała, że wszystko się uspokaja. Nie było już Minotaurów, gwardzistów, zdeformowanych jeleni. Tylko mężczyzna z kartoflanym nosem, który miał bardzo ciepły uśmiech. Nadal jednak czuła się zagubiona. Nie wiedziała gdzie jest. Nie mogła tak szybko wyrwać się ze snu. To musiała być nadal mara. Kamienna ściana, o którą się opierała, była chłodna. Mężczyzna z kartoflanym nosem jednak ciągle czekał, aż ona zdecyduje się wziąć od niego płaszcz i się uspokoi.

- Jesteś wśród swoich. Tutaj nic Ci nie grozi. Zanim Orki się będą chciały dobrać do twojej skóry, wpierw będą musieli sobie poradzić z nami. Ze mną. Jestem silny. – strażnik wrót nie wiedział co dręczy dziewczynę. Był przekonany, że lęki są wywołane złymi doświadczeniami z walk dywersyjnych. Przecież wszyscy słyszeli, że przyniesiono ją tutaj ledwie żywą. Nic dziwnego więc, że mogła bać się o własne życie. Za to prawie nikt nie wiedział, że w prowizorycznym lazarecie w podziemiach odbył się nekromancki rytuał, który przywrócił ją do ciała.

Za jego plecami właśnie kręciły się jakieś osoby. Ktoś zerknął na nich ciekawsko. Ktoś inny chciał podejść, żeby pomóc, ale duża dłoń Quasimago zatrzymywała ich. Nie chciał tłumu gapiów, którzy mogliby bardziej wystraszyć dziewczyny. Nie wiedziała czy powinna zaufać temu co kręciło się w jej głowie, tym niedawnym obrazom, czy słowom obcego. Rozejrzawszy się rzeczywiście była w miejscu, które przypominało kryjówkę opozycjonistów. Nie rozumiała niczego.

Re: Kryjówka opozycjonistów [Kanały]

53
Mężczyzna był straszny, a jednocześnie jego obecność jakoś koiła zmęczony umysł Rennel. Nie potrafiła się także przed nim bronić, tym bardziej, iż chłodna ściana skutecznie broniła dostępu do dalszej części korytarza, w który Ren mogłaby umknąć. Siedziała więc skulona na podłodze, drżąc i łkając, albo spoglądając z przerażeniem na kolosa, albo mocno zaciskając oczy. Pisnęła przerażona i znów wcisnęła się w mur, gdy ten podarował jej swój płaszcz. Z początku myślała, że się zapowietrzy, lecz po chwili nic się nie stało, nic jej nie zjadło, a narzuta wręcz była przyjemna w dotyku. Zerknęła nieufnie na mężczyznę i powoli, bardzo ostrożnie podsunęła ją sobie aż pod podbródek. Ciepło bijące od materiału, a także charakterystyczny zapach ciała nieco ukoił jej zszargane nerwy. Zaczęła rozmyślać na chłodno, choć nadal emocje nią targające trzymały zeń górę.
Ktoś się schodził, ludzie, nieludzie, ciekawscy i gapie. Potwór jednak powstrzymywał ich przed pożarciem biednej półelfki, przed bestialskim mordem na jej duszy. A ona siedziała na tej podłodze, biedna, skulona, drżąca, wręcz emanująca atencją, jaką skupiała wokół siebie. Słowa mężczyzny niespecjalnie docierały do niej, a jak już, to ich nie rozumiała. Nie bała się przecież orków, oni byli odległym wspomnieniem... ale nie odważyła się tego zanegować. Po prostu siedziała, powoli się uspokajając. Nadal jednak nie była niczego pewna.
Po chwili siedzenia i gapienia się tępo w płaszcz najemnika, oblizała spierzchnięte usta, siorbnęła nosem i uniosła zapłakane spojrzenie na niego. Wpatrzyła się nań tak intensywnie, tak przewiercając go wzrokiem, a jednocześnie tak pusto się patrząc, że sama aż się sobie zdziwiła.
Chcę do... — zawahała się tutaj. Do Dandre? Jego tutaj ponoć nie ma. Po krótkiej pauzie dokończyła swoją wypowiedź. — ... chcę do Shany.
Tylko na tyle było ją stać. Ona ją tak naprawdę powitała w tym świecie i to do niej Rennel miała jako takie zaufanie, nawet pomimo jej oschłego charakteru. Więc to do niej chciała iść i z nią porozmawiać lub po prostu się przytulić. To ona była jej kotwicą w realnym świecie, przy niej Ren sądziła, iż rzeczywiście nie śni i żyje...

Re: Kryjówka opozycjonistów [Kanały]

54
Patrzył na nią z politowaniem, chcąc jej pomóc, ale nie rozumiejąc skąd wziął się jej lęk. Jego duże szorstkie dłonie najchętniej objęły by ją i zaprowadziły do jakiegoś ciepłego pokoju, gdzie dostała by kubek z ciepłym napojem. Każdy krok w jej stronę, czy niespodziewany gest potęgował objawy. Postanowił więc się nie ruszać i dać jej czas, aby się uspokoiła. Przypominał teraz posąg człowieka, którego przedstawiono w rzeczywisty sposób, ze swoimi wadami i zniekształceniami. Wspomnienie baśniowego Quasimago, które zachowało się w kamieniu. Wszystko było jakby z kamienia i zamarło przed jej oczami. Zastygło w bezruchu. Kobieta, wschodnia elfka, która właśnie otwierała drzwi, zatrzymała się, naciskając na klamkę. Zapanowała cisza. Nie taka kojąca, która była przyjemna dla uszu. Ta świdrowała jej głowę. Przypominała brzęczenie pszczoły, ale takie bez dźwięku. Bolesne. Miała uczucie, jakby brakło jej razem z tą ciszą powietrza. Jakby ono stało się ciężkie i nie mogła nim oddychać. Zbyt ciężkie, aby unieść je.

- Nie jesteś jedyną osobą, która potrzebuje pomocy w Ujściu – zabrzmiał oschły głos Shany w momencie, gdy miała wpaść w panikę – Miałaś się przejść tylko po kryjówce, a nie robić tutaj sceny. Zbieraj się i wracaj do łóżka. Musisz zregenerować siły, a nie krzywdzić się.

Jej pragmatyzm, chłód i pewna wyższość, z którą obnosiła się do innych, przywracał poczucie realności. Kobiecy głos odegnał halucynacje, poruszył światem, nadał mu znów dawny rytm. Wszyscy się poruszali. Wschodnia elfka, która przed chwilą trudziła się z klamką, dawno już zniknęła za drzwiami. Quasimago jednak stał wpatrując się w dziewczynę wielkimi oczami.

- Co jej jest? – zapytał właściciel kartoflanego nosa

- Jest zagubiona. Tylko tyle. Nie musisz się martwić. Następnym razem jak gdzieś wybiegnie, będzie wrzeszczała, płakała, czy zastygnie pod ścianą w bezruchu, możesz ją przyprowadzić do lecznicy. Tam się nią najlepiej zajmiemy. Mam nadzieję, że jej to przejdzie bo w innym wypadku będzie tylko ciężarem do Ruchu Oporu.

- Nie mów tak. Wszystko pewnie będzie dobrze. Taka ładna dziewczyna. Eteryczna. Czy to nie jest ta mała bohaterka, która uratowała Lwią Lilię? Ta która została tutaj przyniesiona na rękach tego nowego?

- Wieści się szybko rozchodzą, a ty jak zawsze masz bystre oko i świetną pamięć. To ona. Rennel.

- Mówią na nią Ren wiecznie żywa.

- Lub półżywa – skwitowała jego gadkę i zaraz pomogła podnieść się zlęknionej pacjentce – Zbierajmy się. Co Cię wzięło na takie zachowanie?

Re: Kryjówka opozycjonistów [Kanały]

55
Oj, wielką Rennel skupiała na sobie uwagę. Rozwydrzona, niespełna rozumu nastolatka zdecydowanie była już zapewne tematem numer jeden wśród opozycjonistów. Temat ten musiał być szczególnie gorący, jeśli ktoś wiedział, kim była, a jak potem się przekonała, zyskała swego rodzaju sławę w kanałach. W każdym razie z jej niematerialnego świata zjaw i koszmarów wyrwał ją głos. Zimny niczym stal, obojętny i będący jej jedyną kotwicą w tej rzeczywistości. Shana, wedle jej życzenia, zjawiła się nagle, niezapowiedzianie, najwyraźniej zakończywszy naradę. Od razu ją zrugała za robienie niepotrzebnego rabanu, przywracając tym samym do szarej, acz względnie bezpiecznej rzeczywistości. I to było w tym wszystkim najpiękniejsze.
Z pomocą kobiety Rennel powstała na swe drżące nogi. Przetarła dłońmi twarz, ścierając łzy z policzków, siorbnęła także nosem, po czym swoje oczy zwróciła ku butom, lekko zawstydzona. Znowu poczęła wierzyć, iż żyje w rzeczywistości, a wszystko dzięki właśnie zdystansowanemu zachowaniu lekarki i nekromantki.
Słuchała rozmowy między brzydkim strażnikiem a elfką, niespecjalnie rozumiejąc, dlaczego ludzie o niej wiedzą. Uratowała tę bardkę, owszem, lecz to nie znaczyło, żeby od razu opiewać ją w balladach czy obgadywać przy kuflu piwa. Zresztą, te wydarzenia zdawały się być tak odległe, tak bardzo nierealne...
N-nie wiem. Chyba... przestraszyłam się. Po prostu — Ren bała się przyznać, że spanikowała na widok zwykłej pielęgniarki, bo uznała, iż Shana znowu byłaby z niej zadowolona. Dlatego okrężnie stwierdziła, co wywołało u niej taki stan. A co zabawniejsze, ta znów chciała ją do niej zabrać. I jeśli znów zostawi ją z nią samą... Rennel po powrocie do świata żywych nie była tą samą osobą i widać to było na pierwszy rzut oka. Przede wszystkim stała się rozchwianą emocjonalnie, chorą psychicznie dziewczyną, która miała problemy z rozróżnieniem rzeczywistości od mary sennej. I zaprawdę, ciężko będzie jej powrócić do świata, w którym przyszło jej żyć tyle lat. Na sam początek jednak należy robić małe kroki i tak też Ren dała się zaprowadzić Shanie... gdziekolwiek, gdzie ta zechce. Ufała jej, chociaż każdy inny był dla niej koszmarem na jawie.

Re: Kryjówka opozycjonistów [Kanały]

56
Opuściły holl, znów wstępując w mroczną przestrzeń lazaretu, w którym przebudziła się z mrocznego snu. Koszmar jednak powracał na jawie. Podniesienie powiek, nie uwolniło ją od urojeń, zawiłych wizji i lęku. Wręcz przeciwnie- senny pył nadal pozostawał na jej rzęsach. Każdy krok przypominał, że zaraz może wpaść w sidła iluzji, płatanych jej przez umysł. Coś jednak podpowiadało jej, że dusza utkwiła częścią w innym świecie, że na eterycznej skórze pozostały ostre fragmenty złudzeń. Nie. To chyba ona jest inna. Półżywa i na zawsze taka pozostanie. Niespełna rozumu. Przecież słyszała opowieść o szalonej Agacie. Nekromantce, która podczas snu wędrowała po astralnych światach, aż w końcu ugrzęzła w połowie po drugiej stronie. Nie uwolniła się już nigdy. Słyszała głosy, które pochodziły ze świata duchów. Widziała postacie, których nikt nie widział. Czuła dotyk obcych dłoni. Muśnięcia warg nieznanych kochanków. Niekiedy krzyczała z bólu, choć nic jej się nie działo. Przestała jadać mięsa i żywiła się jedynie korzonkami ziół, aż wyschła na wiór. Na starość straciła wzrok, jej oczy zaszły białą mgłą, gęstszą niż ta dżdżystą porą nad archipelagiem, ale nawet wtedy potrafiła opisać wygląd swoich rozmówców. Często rozmawiała z większą liczbą rozmówców, niż było w pokoju. Nagle popadała w histeryczny śmiech lub rzucały nią spazmy szlochu. Przekręcała brzmienie zaklęć. Sławne Abrakadabra padło właśnie z ust Agaty z Chrzęściny, która chciała rzucić jedno z najpotężniejszych zaklęć tamtych czasów na czarnoksiężnika z Saran Dun. Ten jednak za pomocą czaru duszności, doprowadził do okrutnej śmierci w męczarniach. Ponoć wydrapała swoimi paznokciami dziurę w krtani, ale to nic jej nie pomogło.

- Nie możesz być bierna wobec ostatnich wydarzeń, nawet jeżeli nadal błądzisz we wspomnieniach – dopiero konkretne i zimne słowa kobiety przywróciły ją do rzeczywistości, odganiając niepotrzebne rozmyślanie – kiedy ty próbujesz pokazać całemu świata, jaka jesteś biedna i zagubiona, w Ujściu przygaszają ogień, rozniecony przez Lwią Lilię, a my odpalamy od niej kolejne pochodnie. Herenza wraz z Romeuszem i Dandre przyłączyli się do działań dywersyjnych na zewnątrz. Kilku naszych ludzi oczyściło kanały z patroli. Za to zieloni dokonali ataku na naszą jedną bazę w starym magazynie, a część naszych ludzi zostało uwięziona w zawalonych podziemnych korytarzach. Nie jesteśmy w stanie im pomóc. Członkowie gangu Błękitnych Żagli mają tam swoich ludzi, którzy umrą z głodu lub wparują do nich orki i wyrżną ich w pień. Nie mają jednak wiary, że to się uda, a drugi symbol Rewolucji krzyczy na korytarzach, że coś ją zabije. Dowiedziałam się, że twoi przyjaciele są przetrzymywani w głównej wartowniczej strażnicy i szybko stamtąd nie wyjdą. Chyba że ktoś by im pomógł. Aaaaa i jeszcze jedno. Masz gościa. Przemyśl tylko dobrze, czy chcesz pozostać nadal w cieniach naszej kryjówki, egoistycznie traktując wszystkich tych, dzięki którym żyjesz – w jej tonie nie było złości, chęci pobudzenia jej sumienia, czy wrogości, a raczej czystą arogancję. Ona jednak już tak miała. Mówia w sposób nieprzyjemny, ale bardzo logicznie. Na tyle, że zapominało się o tych wszystkich przerażających obrazach z głowy. Wstała i opuściła izbę szpitalną.

Do środka zaś wlazł młodzieniec o chuderlawej sylwetce, niewysoki o ciemnych włosach. Nie był charakterystyczny. Zwykły złodziejaszek. Kojarzyła jednak trochę jego twarz. Był gdzieś między opozycjonistami na głównym placu. Nie zamieniła z nim ani jednego słowa, bo przecież dostała śmiertelny strzał w pierś. Nie miała więc okazji go bliżej poznać. Miał na sobie ciemno-szary płaszcz, który był połączony z jego ciemnym strojem tak, że przylegał naturalnie do jego ciała, dając doskonały kamuflaż w cieniu, a przy okazji nie krępował ruchów. Przy pasie miał kilka sztyletów różnych kształtów, jakby zbierał przypadkowo znalezione ostrza. Jeden przypominał druidzki sierpi, inny był tylko delikatnie wygięty do tyłu, inny nieco dłuższy był wręcz idealnie prosty, kolejny przypominał trójkąt, a ostatni szpikulec. U drugiego boku zaś miał prosty lecz krótszy sztylet, a drugi przypominał hak. Każdy zaś znajdował się w dopasowanej skórzanej pochwie. Te jednak nie wyglądały, jakby były robione przypadkowo przez różnych rzemieślników. Każda była czarna, obszyta brunatnym rzemieniem. Pod ciemną koszulą z wcięciem w serek miał niewyraźny fragment tatuażu. W dłoniach, na które naciągnął skórzane rękawiczki, trzymał jakieś pudełko. Dopiero teraz dziewczyna zwróciła uwagę, że u prawej ręki nie ma małego palca oraz fragmentu serdecznego i środkowego.

- Witaj – rzucił do niej – my się nie znamy, znaczy ja cię zdążyłem poznać, zresztą każdy już o tobie słyszał, Rennel prawda? Mówią na ciebie wiecznie p… żywa – szybko się zreflektował, aby nie użyć tego mniej przyjemnego przydomku – jak spałaś byłem na zewnątrz, dostałem mapy od Lwiej Lilii, byłem w dawnej bibliotece i laboratorium. Tam nadal jest wiele przydatnych rzeczy. Znalazłem 30 kapsułek z bioplazmą. Przyniosłem bo wiem, że ci się przydadzą. Aaaaaa… nie przedstawiłem się. No tak. Ja jestem Zieminek… znaczy Oktawian. Brat Romeusza, znaczy jego przyjaciel, on mnie uratował i jest jak mój starszy brat. Rozumiesz? Źle wyglądasz. Jesteś jakaś blada. Za dużo mówię? Dać ci spokój? Może już pójdę – właśnie się odwrócił, aby wyjść, ale zaraz do niej wrócił – zapomniał bym – zaśmiał się nieśmiało odstawiając skrzynkę na łóżku koło miejsca, na którym siedziała i stał przed nią, nie wiedząc co z sobą zrobić.

Re: Kryjówka opozycjonistów [Kanały]

57
Prosto, o jakże prosto było zgrywać wariatkę. Oddać się tej zgubnej fali rozpaczy, zapomnienia i szaleństwa. Zapomnieć o świecie rzeczywistym, o tym, których się kochało, których się zdradzało i za których oddawało się życie. Prosto. Nawet zbyt prosto. I o ile wszyscy skakali wokół tej biednej, zagubionej nastolatki, która biegała bez celu, wrzeszczała i płakała, o tyle Shana wiedziała, jak skutecznie ściągnąć Rennel z chmur, jak przytwierdzić ją do podłoża, jak zakotwiczyć w tym świecie. Ostrymi, bodącymi słowami, tonem głosu oschłym, aroganckim, wręcz w opinii dziewczyny drwiącym z jej sieroctwa i próby zwracania na siebie uwagi. I jakkolwiek słowa by ją nie bolały, tak zwyczajnie potrafiła zakotwiczyć swojego ducha w tym ciele, na chwilę przestać się stąd ulatniać.
Imiona, imiona nieco ją trzeźwiły. Dandre, Herenza, Romeusz, to pozwalało jej jeszcze sądzić, że nie śni. I ci przyjaciele... ożywiła się, w mętnym, obojętnym spojrzeniu zaiskrzyło coś, co można było nazwać wolą przetrwania. Nie było wątpliwości, iż to gobliny były tam przetrzymywane, zapewne za pomoc w ucieczce Lilii. Wspomnienie o nich nieco ożywiło dziewczynę, skłoniło do myślenia i obracania tych zaśniedziałych trybików w jej umyśle. Nikt ich nie uwolni, tego była pewna. Byli zielonymi, wrogami opozycji. Nikt nie tknie palcem, by ich wspomóc.
Kiełkującą myśl zdeptał wspomniany gość, który wkroczył do środka, jakby nigdy nic. Spojrzała po nim i chcąc nie chcąc, skrzywiła się. Miała na chwilę obecną po dziurki w nosie złodziejów, a ten tutaj rysował się jako taki stereotypowy odpowiednik tego rodzaju. Z twarzy wyglądał jednak miło, a głos też nie brzmiał jakoś specjalnie złośliwie, czy nieprzyjemnie. Spojrzała po jego kolekcji noży, ubraniu, wreszcie po twarzy, skrzynce, którą niósł w dłoniach i po palcach, których części brakowało. Tknęło ją zapytać, jak je stracił, ale zaraz straciła tym zainteresowanie.
Półżywa — wtrąciła mu się w słowo, gdy ten starał się reflektować i nie używać tego słowa. Uśmiechnęła się enigmatycznie, biorąc w dłonie kosmyk włosów i bawiąc się nim, słuchając jego długiego wywodu i patrząc się w pustą przestrzeń gdzieś poza nim. Głos miała bezbarwny, podobnie do wyobcowanego wzroku. Słuchała jednym uchem, drugim krążąc znów po chmurach, znów się ulatniając niby coś lżejszego od powietrza, co nie może ustać przy ziemi. Dopiero gdy w uszach zadzwoniło jej od ciszy, spojrzała na niego nieco przytomniej. Jej palce zaplątały się w kołtun włosów. Westchnęła ciężko i ignorując wszystko, co mówił, zapytała, wyciągając dłoń w stronę jednego z jego sztyletów, tego delikatnie wygiętego do tyłu. — Mogę... pożyczyć sztylet na chwilę? — troszkę zaczęła obniżać swój lot, znów wracając do przyziemnych spraw. Być może to obecność kogoś, kto jej mimowolnie przypominał o życiu w Oros, tak działała na nią? Zakotwiczająco?

Re: Kryjówka opozycjonistów [Kanały]

58
Chłopak czuł się zagubiony. Choć powiedział tak dużo, nie otrzymał żadnej odpowiedzi. Ona wiedziała kim jest dla nich wszystkich. Przynajmniej tak wyglądało to w jej głowie. Była nekromanckim eksperymentem, który tchnął w martwe ciało jej własnego ducha. Była wybrykiem natury. Nie. W oczach młodzieńca była czymś więcej. Ona dostrzegała w jego kocich oczach, że widział ją jako bohaterkę, która razem z Lwią Lilią wzniosła pożar nad Ujściem. Może nie powinna się wstydzić tego, że jest Ren Wiecznie Półżywą? Czy nie brzmiało to tak naprawdę dumnie? Byłą jedyną taką dziewczyną na ziemi. Stała się wyjątkowa, a nie wypaczona. Tyle myśli, kłębiło się w jej głowie, jak rój pszczół, brzęczący dookoła Ciebie. Tylko nie da się ich odgonić, uciec przed nimi, to bzyczenie zawsze już będzie ją męczyło.

Dopiero kolejne spojrzenie w oczy Oktawiana trochę ją przywróciło do rzeczywistości. Teraz zdała sobie sprawę, że miał niezwykle piękne tęczówki. Takie złociste kręgi przeszyte ciemnobrązowymi promieniami. Przypominały dryfujące nad nieboskłonem słońce, o które ciężko było w podziemnym mieście. Rzadka barwa oczy nadawała jego zwyczajnej urodzie, czegoś niepowtarzalnego. W jednej chwili można było stwierdzić, że był bardzo atrakcyjny, choć jeszcze przed chwilą wydawał się zwyczajny.

- Oczywiście – podał jej wprost do dłoni sztylet – Co zamierzasz zrobić?

Re: Kryjówka opozycjonistów [Kanały]

59
Ren nie czuła się wyjątkowa. Można było nawet pokusić się o stwierdzenie, iż bardziej niż kiedykolwiek czuła dojmujący wstyd przez własną osobę, przez to, jakim dziwakiem się stała. Ponadto z czego miała się cieszyć? Z tego, że zawsze już będzie walczyć o życie, że zawsze w cieniu będzie się czaić zło czyhające nań, chcące spalić ją na stosie? Że zawsze będzie wyobcowana, zawsze już będzie błądzić między dwoma światami, wariując, uciekając się do szaleństwa? Nie było to powodem do dumy i radości, lecz nie chciała zaprzepaścić daru, jakim ją Shana obdarowała. Musiała z czystej przyzwoitości z tym żyć.
Zaskoczyło ją, z jaką łatwością chłopak dał jej sztylet. Z taką pewnością oddać broń szaleńcowi już na zawsze stojącemu jedną nogą w grobie? Niebywała głupota. Przyjęła ostrze, zauważając jednocześnie, że ma niebywałą barwę tęczówek, zaskakująco ładną, która nadawała mu jakiegoś... charakteru?
Podciąć sobie żyły — powiedziała poważnym tonem, chociaż rzecz jasna żartowała. Jakoś lżej przy nim jej było. Pokręciła głową i odłożyła sztylet na bok. Rozdzieliła swoje włosy na dwie części i dopiero wtedy raz jeszcze sięgnęła po ostrze. Chwyciła je lewą dłonią, tak jak zawsze to robiła i z zaskakującą wprawą wykonała ruch. Nie wszystkie włosy dały się ściąć za jednym zamachem i musiała piłować, póki pukle nie ustąpiły. Cięła tuż pod uchem, zarówno z jednej jak i z drugiej strony. Nie wyszło równo, tym bardziej, gdy próbowała to poprawiać. W końcu jednak uporała się z tym, a włosy leżały przy jej stopach, kłębiąc się tam ponuro. Sama Rennel gapiła się krótką chwilę na nie, po czym wytarła sztylet o bluzkę i oddala go Zieminkowi rękojeścią do przodu. Znów obchodząc się nań tak, jakby wiedziała doskonale z czym ma do czynienia, nie jak z chociażby zwykłym kuchennym nożem.
Wiesz już, na co mi był potrzebny? — zapytała trochę ironicznie.

Re: Kryjówka opozycjonistów [Kanały]

60
Żart nie był zbyt dobry, tym bardziej po ostatnich sytuacjach, mających miejsce na korytarzu kryjówki. Shana nie zapomniała ostrzec chłopaka, że bohaterka z głównego rynku stała się niezrownoważona i trzeba było uważać na każdy jej ruch, a nawet gest. Wszyscy chyba już wiedzieli, że trzeba się z nią obchodzić ostrożnie, jak z porcelanową lalką i to przede wszystkim pod względem jej psychiki. Mogła zapragnąć umrzeć, nie dając sobie rady z ostatnimi zdarzeniami, albo usłyszeć głosy, których chciałaby się pozbyć, wyjmując je ze swoich trzewii. Młody złodziej nie zamierzał panikować, ale kiedy usłyszał poważnym tonem słowa na temat pod cięcia żył, wypowiedziane przez pacjentke lazaretu, zareagował od razu. Rzucił się z powrotem po ostrze w jej rękach, wyrywając je. Miał bardzo sprawne dłonie, więc nie kaleczac się, zabrał jej sztylet. Miał bardzo sprawne palce. Kiedyś musiał często podpisywać się talent do kieszonkowstwa. W jej głowie dobrze zapisał się obraz przestępców. Przebiegli, kłamliwi, manipulujący i bez godności. On wydawał się inny. Może to rewolucja go zmieniła lub dobrze się kamuflował ze swoim paskudnym charakterem, jak Set.

- Nie rób tak więcej -warknął na nią, choć było w nim więcej opiekuńczości, niż złości.

W końcu oddał jej sztylet, aby ta mogła zmienić swój wizerunek. Ścieła dość nieporadnie swoje włosy. Długie kosma spadały na ziemię. Ostateczny efekt niewyglądał zadowalająco, ale Ren osiągnęła swój cel- kolejny element odróżniał ją od dawnej młodej dziewczyny, która zbiegła z domu rodzinnego w Oros. Z każdą chwilą coraz bardziej odbiegała od tamtego mola książkowego i kochanej córki. Ją również zmieniła rewolucja. W zimna lalkę. Nie. Nie mogła pozwolić sobie, żeby była tylko przedmiotem.

- Mogłaś powiedzieć. Wziąłbym nożyce i skrócił twoje włosy. Dłuższe włosy ci pasowały - ocenił nie pytany o zdanie - może to poprawię?
ODPOWIEDZ

Wróć do „Ujście”